SZEŚCIOPUNKT
Magazyn Polskich Niewidomych
Dwumiesięcznik Fundacji "Świat według Ludwika Braille’a"
ISSN 2449-6154
Nr 4/2015
Wrzesień-Październik
Wydawca:
Fundacja "Świat według Ludwika Braille’a"
Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95d/2, 20-706 Lublin
Tel.: 505-953-460
Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl
Redaktor naczelny:
Sylwester Peryt
Tel.: 693-622-311
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl
Spis treści
Czy Zora zastuka wkrótce również do drzwi Twojego domu? (Beata Kolasa)
Bilkom – życzymy szczęśliwej podróży (Zbigniew Grajkowski)
LookTel Money Reader - czyli jaki to banknot? (Zbigniew Grajkowski)
Jesienna apteczka (Anna Augustyniak)
Posłuchaj zanim zażyjesz (Alicja Nyziak)
Chorzy na biomet (Justyna Nowicka)
Zdalnie sterowane będzie teraz także zdrowie (Klara Klinger)
Polko, badaj piersi! (Anna Jarosz)
Rośliny dla zdrowia i urody: Taki zwyczajny owies (Anna Guttman)
Czarna rzepa na zdrowie (Anna Guttman)
Nie widzę, nie słyszę, jadę (Piotr Stanisławski)
"Nie widzę przeszkód" (Łukasz Majerczyk)
Rzuca – wygrywa (Iwona Czarniak)
Zmiany w kodeksie pracy - szkodliwe dla pracowników z niepełnosprawnością? (Beata Rędziak)
Limit czasowej pracy od 22 lutego 2016 r. (Łukasz Guza)
Nauczyciel wspomagający będzie w klasie obowiązkowy.Ale nie zawsze (Beata Rędziak)
Od września rencista może zarobić o 260 zł miesięcznie mniej (Magdalena Wypijewska)
Rady dla zadłużonych nie tylko we frankach
Pojemniki na żywność (Justyna Nowicka)
Domowe sposoby na czysty piekarnik
Minister Duda: "Dziś kupujemy miejsca pracy, a nie o to chodzi" (Beata Rędziak)
Wspomnienia z Łowicza (Zofia Krzemkowska)
Kongres Osób z Niepełnosprawnością (Sylwester Peryt)
Ponad 100 organizacji pozarządowych działających dla osób z niepełnosprawnością pisze do Prezydenta
Siła życia, kontra strach i obawa (Alicja Nyziak)
Inne spojrzenie (Jerzy Ogonowski)
Niewidomy pianista poruszył publiczność Konkursu Chopinowskiego (Tomasz Przybyszewski)
Tworzy z potrzeby serca (Iwona Czarniak)
Rehabilitacja kulturalnie - koncerty organowe (Zbigniew Grajkowski)
Kilka słów na temat "Sześciopunktu" od Czytelniczki (Edyta Miszczuk)
Oddajemy do Państwa rąk kolejny numer naszego czasopisma. Okres ten to czas szczególny z racji przełomu października i listopada. Mamy nadzieję, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Wprowadzamy nową rubrykę zatytułowaną "Kulturalne co nieco". Odżyła również rubryka "Polemiki".
Zgodnie z oczekiwaniem niektórych Czytelników wprowadziliśmy stały znak na początku każdego tytułu. Jest to znak umieszczony na klawiaturze alfanumerycznej "shift+7" o kodzie ascii 38.
Serdecznie witamy nowych autorów, a mianowicie Panią Beatę Kolasę z Holandii, Panią Alicję Nyziak, Panią Krystynę Szuberską i Panią Edytę Miszczuk. Trochę nam smutno, że czwarty numer zostaje wydany bez obecności Pana Mateusza Bobrusia. Mamy jednak nadzieję, że to tylko incydentalne zdarzenie.
Chcąc podnosić jakość oraz wartość "Sześciopunktu", zapraszamy Państwa do współpracy przy tworzeniu jego kolejnych numerów.
Z serdecznymi pozdrowieniami
Sylwester Peryt
Beata Kolasa
"Dzień dobry jestem ZORA. Jestem pierwszym "humanoidalnym" robotem na świecie, który jest już używany przez ludzi. Mam 57 centymetrów wzrostu i można mnie dowolnie programować..." Tak przedstawia się mały robot imieniem Zora, który jest sterowany przez aplikacje z np. iPada. Belgijska firma QBMT wyprodukowała pierwszego robota, którego można bezpośrednio zastosować w służbie człowiekowi. Jeden z jego twórców - Fabrice Goffin potwierdził, iż Zora sprawdza się w służbie zdrowia np. w szpitalach. Dobrze sprawdza się w pediatrii, neurologii, rewalidacji dzieci i na oddziale przyjęć, itd. Pracuje w domach opieki, jako pomoc w prowadzeniu gospodarstwa domowego.
Z dużym powodzeniem jest już również wykorzystywana w szkołach, w których niesie pomoc małym dzieciom z autyzmem.
Jednym słowem ten robot ma zastosowanie w służbie "wszem i wobec".
"Zora to 3D kamerdyner". Ten robot jest w chwili obecnej używany do pomocy osobom starszym, samotnym i chorym do dotrzymywania towarzystwa, przekazywania informacji oraz wykonywania poleceń, na przykład sprawdzania zawartości lodówki. Zora potrafi czytać nagłówki wiadomości z gazet, zna wiadomości i potrafi przewidywać pogodę. Zora pełni dyżur 24 godziny na dobę przy łóżku chorych dzieci. Potrafi prowadzić ćwiczenia, tańczyć, śpiewać, kopać piłkę, a przy tym jest sympatyczna i potrafi przytulić. Jest świetnym obserwatorem i towarzyszem zabaw.
"Życie z robotem jest o wiele bardziej przyjemne i dużo łatwiejsze" mówią jej użytkownicy.
Firma QBMT myśli o wprowadzeniu nowych projektów, a w związku z tym o opracowywaniu nowych aplikacji. W tym momencie wykorzystywane jest oprogramowanie dla robotów z Francji pod nazwą Aldebaran NAO, ale firma chce utworzyć własny zakład produkcyjny w Limburgii.
Jednym z projektów jest również pomoc dla osób niewidomych.
Roboty Zora cieszą się dużym zainteresowaniem za granicą m.in. we Francji, Finlandii, Szwecji i Szwajcarii. W chwili obecnej zostało już sprzedanych 63 robotów Zora głównie domom opieki, szpitalom i szkołom.
Źródło: http://zorarobotics.be
Zbigniew Grajkowski
Lato, a wraz z nim okres szczególnie wzmożonego podróżowania mamy już za sobą. Nie dla wszystkich jednak podróżowanie wiąże się wyłącznie z wakacjami. Dla niemałej grupy ludzi okres podróżowania zaczyna się z końcem lata i początkiem roku szkolnego czy akademickiego. Przed niektórymi podróże związane z dojazdami do pracy czy wyjazdami służbowymi.
Doskonale pamiętam swoją pierwszą samodzielną podróż pociągiem. Samodzielną, czyli bez towarzystwa rodziny czy przyjaciół. Byłem w komfortowej sytuacji, gdyż przed każdą stacją słyszałem odpowiednie komunikaty. Były one ogłaszane na tyle wcześnie, że bez pośpiechu można było zabrać swoje rzeczy z przedziału i przemieścić się w stronę wyjścia.
Wiem jednak doskonale, że nie we wszystkich pociągach działa system komunikatów głosowych. Pozostaje wówczas sprawdzanie aktualnej godziny i porównywanie jej z godziną planowanego przyjazdu. Może to okazać się zawodne, ponieważ opóźnienia pociągów wcale nie należą u nas do rzadkości. Najpewniejszym sposobem wydaje się spytanie innych pasażerów, ale po pierwsze, zbyt częste pytania staną się dla nich uciążliwe, a po drugie, niestety nie zawsze są oni dostępni. Zdarzyło mi się podróżować prawie pustym pociągiem i to na wydawałoby się uczęszczanej trasie.
Dużą pomocą w tego typu sytuacjach może okazać się smartfon z aplikacją Bilkom. Ten bezpłatny program mogą sobie pobrać i zainstalować zarówno posiadacze urządzeń z systemem IOS, jak i tych pracujących pod kontrolą Google Android. W dalszej części zajmę się omówieniem Bilkoma w wersji na IOS, choć pewnie androidowa wersja przedstawia się podobnie.
Do swego działania Bilkom wykorzystuje połączenie internetowe oraz wbudowany odbiornik GPS. Dobrze więc posiadać w swoim planie taryfowym pakiet transmisji danych.
Po uruchomieniu aplikacji mamy do dyspozycji 5 kart:
Ulubione,
Rozkład jazdy,
Lokalizacja,
Odjazdy,
Info.
Omawianie aplikacji zaczniemy od karty Rozkład jazdy. Służy ona do wyszukiwania interesujących nas połączeń kolejowych. Określamy więc skąd, dokąd i kiedy chcemy podróżować. Zaznaczamy także czy wskazana data i godzina dotyczy odjazdu czy przyjazdu. Ta druga opcja jest przydatna, jeśli do celu mamy dojechać w określonej porze (np. jedziemy na umówione na określoną godzinę spotkanie, koncert, itp.). Właściwie po podaniu tych podstawowych informacji możemy już skorzystać z przycisku "Szukanie", który pokaże nam informacje o żądanych połączeniach. W tym miejscu zatrzymam się jednak na chwilę nad przyciskiem "Expand" znajdującym się u góry, z lewej strony ekranu. Za jego pomocą możemy włączyć lub wyłączyć dodatkowe opcje wyszukiwania. Po włączeniu tych opcji możemy określić przez jaką stację ma przebiegać nasza podróż. Możemy określić preferowane środki transportu (np. tylko połączenia regionalne lub tylko połączenia dużych prędkości). Korzystamy w tym celu z przycisku oznajmianego jako "DisclosureRight". Znajdziemy tutaj także bardzo przydatną opcję – czas przesiadki. Możemy za jej pomocą określić czas, jaki jest nam potrzebny, aby przesiąść się na inny pociąg. Jeśli nie znamy stacji, jedziemy po raz pierwszy, to zorientowanie się w układzie przejść z peronu na peron czy zdobycie informacji na jaki peron powinniśmy przejść zajmie nam z pewnością więcej czasu niż osobom widzącym. Dlatego możemy zaznaczyć, że na przesiadkę potrzebujemy minimum 20 minut, co będzie uwzględnione podczas wyszukiwania połączeń. Mamy także dostępną opcję wyszukiwania tylko połączeń bezpośrednich, pociągów z ułatwieniami dla niepełnosprawnych czy połączeń bez obowiązkowej rezerwacji miejsc. Po właściwym oznaczeniu wszystkich interesujących nas opcji dodatkowych możemy skorzystać z przycisku "Szukanie".
Po wybraniu przycisku Szukanie zostaniemy przeniesieni do okna z wynikami wyszukiwania. Odnajdziemy tam informacje skąd, dokąd i kiedy chcemy jechać oraz odnalezione połączenia spełniające nasze oczekiwania – oczywiście pod warunkiem, że takie połączenia istnieją w rozkładzie jazdy przewoźnika kolejowego. Dla każdego z odnalezionych połączeń otrzymamy informację o godzinie odjazdu, przyjazdu do celu, czasie trwania podróży, ilości przesiadek oraz o środkach transportu. Są to numery pociągów, jakimi będziemy podróżować poprzedzone skrótem przewoźnika (tlk10256, lka11025, r25036 itp.). Korzystając z odpowiednich przycisków "Wcześniej" lub "Później" możemy otrzymać informację o wcześniejszych lub późniejszych połączeniach. Do dyspozycji mamy także przycisk "FavoritesEdit" służący do zapisywania połączeń lub stacji w ulubionych. Dzięki temu można potem szybko odszukać potrzebne połączenie i ewentualnie tylko zaktualizować potrzebne dane (klawisz "Reload"). Zapisane w ulubionych stacje możemy wskazywać w następnych wyszukiwaniach – nie trzeba więc ich wpisywać za każdym razem.
Po wybraniu interesującego nas połączenia możemy podwójnym tapnięciem przejść do jego szczegółów. Tutaj poza informacjami podstawowymi o naszej podróży znajdziemy także stację, na której powinniśmy się przesiąść wraz z numerem nowego pociągu i czasem jego przyjazdu i odjazdu. Za pomocą przycisku "DisclosureDown" możemy uzyskać jeszcze bardziej szczegółowe dane o każdym z etapów naszej podróży. Wówczas otrzymamy wykaz wszystkich stacji, na których będziemy się zatrzymywać w czasie naszego przejazdu z czasem przyjazdu i odjazdu dla każdej stacji.
Obok godzin przyjazdu i odjazdu prezentowane są także ikony. VoiceOver oznajmia je dość dziwnie, ale są dużym ułatwieniem w podróży. "RouteStart.png" usłyszymy obok stacji, na której rozpoczynamy naszą podróż. Przy stacjach pośrednich (jakie mijamy po drodze) usłyszymy "RouteStop.png". Miejsce naszej przesiadki jest oznaczone "RouteChange.png", a stacja kończąca naszą podróż "RouteEnd.png". Jeśli te szczegółowe informacje będziemy przeglądać podczas jazdy pociągu, to z pewnością zauważymy, iż przy części stacji ikony będą oznajmiane nieco inaczej – "RouteStartTrain.png RouteStart.png" oznacza, że pociąg opuścił już stację początkową dla naszej podróży, "RouteStopTrain.png RouteStop.png" przy nazwie stacji pośredniej oznacza, że pociąg ma ją już za sobą. "RouteChangeTrain.png RouteChange.png" to komunikat, że mamy już za sobą stację, na której powinniśmy się przesiąść – o ile jedziemy wówczas kolejnym pociągiem, to wszystko jest w porządku. Wreszcie "RouteEndTrain.png RouteEnd.png" oznacza, że pociąg osiągnął już stację końcową dla naszej podróży. Początkowo może wydać się to trudne do opanowania, ale z czasem dochodzi się do wprawy. Jeśli chcemy się dowiedzieć, jaka będzie następna stacja, to wystarczy, że prześledzimy ten szczegółowy wykaz – następna stacja to pierwsza, przy której nie pojawi się komunikat ze słowem "Train". Dzięki temu mamy orientację w położeniu pociągu. Dodam tylko jeszcze, że informacje te pochodzą z serwerów kolejowych. Tam trafiają na podstawie informacji z GPS z pociągów. Jest to o tyle ważne, że nie musimy jechać danym pociągiem, by śledzić jego trasę – możemy się w ten sposób dowiedzieć o opóźnieniu pociągu wiozącego kogoś, kogo mamy odebrać z dworca.
Nieco dokładniejszą orientację w położeniu pociągu, którym jedziemy zapewni karta "Lokalizacja". Znajdziemy na niej naszą aktualną pozycję (miejscowość, czasem ulica i nr domu) oraz wykaz okolicznych stacji kolejowych wraz z ich odległością. Osoby posługujące się wzrokiem zauważą przy każdej stacji strzałkę wskazującą kierunek jej położenia. Niestety dla niewidomych informacja ta jest zupełnie niedostępna – szkoda… Pod nazwą każdej ze stacji mamy jeszcze pozycję "więcej informacji" – nie znajdziemy tam jednak informacji na temat tej stacji. Będziemy mogli za to dodać stację do ulubionych, zaplanować podróż z niej lub do niej oraz przejrzeć przyjazdy czy odjazdy pociągów przez nią przejeżdżających.
Na karcie lokalizacja prezentowane są wszystkie pobliskie stacje, nie tylko te, które leżą na trasie naszej podróży. Dlatego dobrze jest wcześniej zapoznać się (przynajmniej pobieżnie) z nazwami stacji na naszej trasie. Co pewien czas informacje o odległości są aktualizowane. Możemy wówczas zauważyć, że odległość do jednych stacji się zwiększa, do innych zaś maleje. Na tej podstawie będziemy mogli określić, że jesteśmy np. 2 km przed Warszawą Zachodnią.
Każda ze stacji jest oznaczona jako jeden punkt i tak jest odnajdowana wraz z odległością. W rzeczywistości jednak nawet peron na lokalnej stacyjce jest zauważalnie dłuższy od punktu zapisanego w danych GPS. Powinniśmy brać to pod uwagę odczytując informację z aplikacji. 170 m do określonej stacji oznacza, że się na niej znajdujemy – 170 m od punktu reprezentującego stację w kolejowej nawigacji. Znam stacje, na których perony mają po 400 m. Karta lokalizacji wykorzystuje dane internetowe oraz aktualną pozycję GPS. Aby więc korzystać z prezentowanych informacji musimy znajdować się w konkretnym pociągu.
Nie jest to może najwłaściwsza nazwa karty, ponieważ możemy na niej sprawdzać zarówno odjazdy, jak i przyjazdy pociągów. Wybieramy lub wpisujemy nazwę interesującej nas stacji, określamy datę i czas oraz ewentualnie kierunek i jako wynik otrzymujemy wykaz wszystkich pociągów przyjeżdżających lub odjeżdżających z wybranej stacji o wybranej porze. Jeśli szukamy odjazdów, to prezentowana informacja obok godziny odjazdu i numeru pociągu będzie zawierała także nazwę stacji docelowej dla danego pociągu. W przypadku przeszukiwania przyjazdów będzie podawana stacja początkowa. W obydwu przypadkach możemy podwójnym tapnięciem przejść do informacji szczegółowej. Dzięki opisanemu już wcześniej systemowi ikonek możemy dowiedzieć się o aktualnym położeniu określonego pociągu.
To miejsce, w którym szybko uzyskamy dostęp do naszych ulubionych stacji i połączeń. Stacje są zapisane w zakładce Cele. Wybierając stację możemy zaplanować podróż z oraz do wybranej stacji. Możemy także szybko przejrzeć najbliższe przyjazdy i odjazdy na wybranej stacji. Niepotrzebną już stację możemy oczywiście usunąć. O dodawaniu do ulubionych pisałem już przy omawianiu Rozkładu jazdy. Zapisane w ulubionych połączeniach dane pozwalają na szybki dostęp do informacji o pociągach, którymi możemy pokonać określoną trasę. Jest to szczególnie przydatne dla osób często podróżujących między określonymi stacjami. W razie potrzeby zbędne połączenie możemy oczywiście usunąć z ulubionych.
Ta karta zawiera opis aplikacji Bilkom, regulamin korzystania z niej, kontakt z działem pomocy producenta oraz informację o samym producencie i wersji aplikacji.
Bilkom to aplikacja, w której przydałoby się poprawić jeszcze kilka rzeczy. System komunikatów "RouteStopTrain…" z pewnością nie należy do najbardziej intuicyjnych. Etykiety przycisków także powinny być zgłaszane po polsku (Expand, Disclosure, FavoritesEdit).
Obok numerów pociągów dobrze byłoby także usłyszeć ich nazwy (Reymont, Łodzianin, Śnieżka itp.). Nazwy te są przecież używane w zapowiedziach na dworcach, o zapowiedziach z użyciem numerów jakoś nie słyszałem. Do listy życzeń dołożę jeszcze brak informacji o peronie, na którym zatrzymuje się pociąg, brak możliwości rezerwacji czy zakupu biletów oraz zupełnie niedostępną dla niewidomych informację o kierunku, w jakim znajduje się pobliska stacja.
Mimo tych braków uważam, że aplikacja może być pomocna dla niewidomych podróżujących koleją. Pod koniec tegorocznych wakacji miałem okazję kilka razy jechać pociągiem. Dzięki Bilkomowi mogłem samodzielnie odszukać połączenia, a w czasie jazdy nie musiałem nikogo pytać "Gdzie jesteśmy?".
Zbigniew Grajkowski
Niewidomi robiący codzienne zakupy muszą opanować sztukę rozpoznawania pieniędzy. Polskie monety można dość łatwo identyfikować po ich wielkości oraz rodzaju krawędzi.
Z rozpoznawaniem banknotów także nie jest źle. Wprawdzie figury geometryczne naniesione na banknoty drukiem wypukłym są raczej trudne do rozpoznania dotykiem - zwłaszcza, gdy banknot jest już jakiś czas w obiegu, za to na szczęście wszystkie nominały różnią się od siebie wielkością. Dlatego najczęściej chyba stosowanym sposobem na identyfikację banknotów jest porównywanie ich szerokości z różnego rodzaju przymiarami.
Posiadacze iPhone'ów czy innych mobilnych urządzeń z nadgryzionym jabłuszkiem mogą do rozpoznawania banknotów wykorzystywać także swoje urządzenia. Jest to możliwe dzięki aplikacji firmy IPPLEX, którą możemy odnaleźć w AppStore pod nazwą LookTel Money Reader. Aplikacja kosztuje 9,99 euro (wrzesień 2015) i po zainstalowaniu zmienia swą nazwę na polski "Czytnik pieniędzy". Chyba trudno sobie wyobrazić program o obsłudze prostszej od czytnika pieniędzy. Aplikację należy uruchomić, a następnie skierować obiektyw wbudowanego aparatu w kierunku banknotu. I to naprawdę wszystko - żadnych dodatkowych przycisków, żadnych ustawień itp. Natychmiast po rozpoznaniu banknotu usłyszymy jego wartość oraz walutę - np. 50 złotych. Podczas pierwszego uruchomienia pojawia się ostrzeżenie, że aplikacja ta nie służy do wykrywania fałszywych pieniędzy - mamy do wyboru przyciski Anuluj lub Kontynuuj - wybieramy ten drugi. Kolejną rzeczą, jaką przyjdzie nam zrobić jest udzielenie zgody, by program korzystał z wbudowanego aparatu. W przypadku niedostatecznego oświetlenia nasz czytnik pieniędzy potrafi sam uruchomić wbudowaną lampkę doświetlającą oraz wyłączyć ją, gdy warunki oświetlenia staną się bardziej korzystne. Dotykając ekranu podczas pracy aplikacji usłyszymy komunikat "czytnik pieniędzy działa". Nie znajdziemy żadnych przycisków, pokręteł czy jakichkolwiek opcji. Pracę z programem kończymy za pomocą klawisza Home. Możemy ewentualnie dwukrotnie wcisnąć klawisz Home, a następnie przesunąć trzema palcami z dołu ku górze, aby zamknąć aplikację.
Czytnik pieniędzy pracuje naprawdę bardzo szybko. Nie potrzebuje połączenia internetowego. Dzięki wypowiadanym komunikatom aplikacja jest w pełni dostępna dla niewidomych i może być przydatna także za granicą. Poza polskimi złotymi LookTel Money Reader potrafi rozpoznawać także 20 innych walut m.in. dolary amerykańskie, kanadyjskie, australijskie, nowozelandzkie, euro, funty brytyjskie, rosyjskie czy białoruskie ruble, izraelskie szekle, japońskie yeny czy inne. Na liście rozpoznawanych pieniędzy nie znajdziemy niestety franków szwajcarskich, czeskich, duńskich, szwedzkich czy norweskich koron. Program nie rozpoznaje także monet. Mimo tych braków uważam, że "Czytnik pieniędzy" może stać się świetną pomocą dla wszystkich, którzy codziennie posługują się gotówką.
Anna Augustyniak
Na różnice temperatur narażeni jesteśmy teraz wszyscy - za oknem już chłód, a w pomieszczeniach suche i ciepłe powietrze. A to często tylko krok od infekcji górnych dróg oddechowych.
Gdy organizm nie pracuje na pełnych obrotach, chorobotwórcze drobnoustroje łatwo nas atakują. Jeśli śluzówka nosa i gardła jest podrażniona i wysuszona, wówczas bakterie mają otwarte wrota. Przeziębienie zaczyna się od pogorszenia samopoczucia, spadku energii. Zależnie od wirusa, który postanowił zaatakować, może nas drapać w gardle albo lecieć nam z nosa. A gdy katar mocno dokucza, zaczynamy odruchowo oddychać przez usta. W ten sposób kolejne bakterie dostają się bezpośrednio do oskrzeli i wtedy całe drogi oddechowe są już chore.
Zdrowy nos potrafi skutecznie pozbyć się zarazków, dzięki rzęskom, które znajdują się w błonie śluzowej. To na nich osiadają wirusy. Jeśli jest ich wiele, wówczas zaczynamy odczuwać kręcenie w nosie i kichamy. To najlepszy sposób na pozbycie się ich. Jednak gdy dochodzi do rozwoju infekcji, wtedy pojawia się wyciek z nosa. Wydmuchując katar eliminujemy nie tylko wydzielinę z dróg oddechowych, ale również usuwamy bakterie z organizmu. Przy pierwszych objawach kataru warto zacząć zażywać witaminę C, aby uszczelnić osłabione ścianki naczyń krwionośnych błony śluzowej nosa. W walce z katarem pomogą też inhalacje. Udrożnią drogi oddechowe i pomogą pozbyć się nagromadzonej wydzieliny. Można stosować Mentoklar w kroplach, z olejkami eterycznymi, lub kupić gotowy Inhalator Bronchiol Plus. Jest to domowe urządzenie do inhalacji olejków, ziół i aromaterapii. Ma cztery wymienne końcówki do przeprowadzania różnych inhalacji. W udrożnieniu zatkanego nosa pomogą tabletki na katar, na przykład Cirrus, które zawierają pseudoefedrynę o działaniu obkurczającym. Gdy obrzęk jest duży i nie pozwala oddychać, możesz też stosować krople do nosa, na przykład Acatar, bo przynoszą ulgę od razu po użyciu. Jednak nie powinno się z nich korzystać dłużej niż 3–4 dni. A to dlatego, że wysuszają śluzówkę, zaś po długotrwałym stosowaniu mogą nawet prowadzić do zaniku błony śluzowej, czyli spowodować uczucie zatkanego nosa. Przy katarze konieczne jest też nawilżanie izotonicznym roztworem wody morskiej, na przykład Marimer. Spray pomoże oczyścić wnętrze nosa oraz pokryje je łagodzącą mgiełką. Będzie można wtedy swobodniej oddychać. A z zewnątrz skrzydełka nosa warto smarować maścią z witaminą A. Usunie podrażnienia naskórka i przywróci mu elastyczność.
Reakcją obronną organizmu przed drobnoustrojami jest kaszel, który polega na wypychaniu powietrza z dróg oddechowych. Wraz z nim usuwane są zarazki. Kaszel najczęściej pojawia się zaraz na początku przeziębienia. Najpierw jest suchy, ze skąpym odkrztuszaniem wydzieliny. Czasem jest bardzo intensywny i prowadzi do ataków duszności. Trzeba wtedy przede wszystkim zatroszczyć się o nawilżanie błon śluzowych, pić dużo płynów oraz zadbać o odpowiednią wilgotność powietrza w pomieszczeniu. Z pomocą przyjdzie syrop z dekstrometorfanem, czyli substancją o działaniu tłumiącym kaszel, na przykład Dexatussin lub preparat w tabletkach z kodeiną na przykład Thiocodin. Warto je stosować szczególnie na noc, by kaszel nas nie budził i nie męczył nadmiernie. Suchy kaszel wraz z rozwojem infekcji zmienia się w mokry. A wtedy przychodzi czas na rozrzedzanie wydzieliny z gardła i oskrzeli, by pomóc jej w upłynnianiu się. Leki mukolityczne zmniejszą gęstość i w naturalny sposób będą kierować wydzielinę w stronę jamy ustnej, by oczyszczać drogi oddechowe. W aptece jest ich dużo, można stosować na przykład syropy z ambroksolem (Flavamed czy Mucosolvan), które zmniejszają lepkość śluzu i wzmagają jego wydzielanie się. Wszystko oczywiście po to, by skuteczniej usunąć wirusy z organizmu. Trzeba wtedy pić dużo wody, co najmniej 2 litry dziennie.
Zaczyna się od suchości. Potem błona śluzowa tylnej ściany gardła i podniebienia jest przekrwiona i rozpulchniona. Bolące gardło to stan niezwykle nieprzyjemny, pojawiają się trudności z przełykaniem, a to zwiastuje problemy z jedzeniem. Pomocny w tej sytuacji będzie Hascosept, aerozol do spryskiwania gardła. Zawiera chlorowodorek benzydaminy, substancję o działaniu przeciwzapalnym i przeciwbólowym. Stosowany miejscowo, znieczula i odkaża. Podobnie będą działać tabletki do ssania Mucoangin, które dzięki ambroksolowi złagodzą ból. Warto kilka razy dziennie płukać gardło, na przykład antyseptycznym i przeciwzapalnym płynem Salviasept. Konieczne będzie także nawilżanie. Do tego przyda się na przykład Tonimer w sprayu na bazie czerwonych alg i polisacharydów. Wspomoże odnowę nabłonka błon śluzowych i zlikwiduje uczucie suchości. Może się jednak zdarzyć, że mimo wspierania organizmu w walce z infekcją pojawi się uczucie obecności obcego ciała w gardle, a do tego dołączy się chrypka. Gdy zaczniemy mówić zmienionym głosem, to znak, że zarazki dotarły do krtani i tu też wywołały stan zapalny. Często towarzyszy on infekcji górnych dróg oddechowych. Zmiany zapalne mogą objąć same struny głosowe, jak i inne części krtani. Ratunkiem będzie wówczas oszczędzanie głosu, nawilżanie powietrza w pokoju i picie dużej ilości letnich płynów. Z pomocą przyjdą preparaty do ssania, na przykład Vocaler w postaci pastylek, (działa łagodząco na stany zapalne strun głosowych i chroni błonę śluzową gardła) lub Orofar. Tabletki te zwalczają chorobotwórcze bakterie i równocześnie, dzięki lidokainie działają miejscowo znieczulająco. Pomóc może też syrop Bronchopect, zawierający między innymi korzeń prawoślazu, który działa kojąco na krtań, gardło i struny głosowe. Przyda się także do płukania Tantum Verde, bo koi ból i odkaża.
Niestety bywa tak, że zwykłe przeziębienie kończy się zapaleniem zatok. Często je lekceważymy, bo wydaje się, że choroba już minęła, a został tylko katar. A przewlekły katar plus dolegliwości bólowe głowy, szczególnie w okolicy czoła, nosa i przy pochylaniu się, to znak, że w zatokach stan zapalny nie tylko trwa, ale wciąż się rozwija. Zatoki to przestrzenie wypełnione powietrzem. Ich zadaniem jest produkowanie śluzowej wydzieliny, która oczyszcza i nawilża wdychane powietrze. Kiedy pojawia się katar, w śluzówce jamy nosowej rozszerzają się naczynka krwionośne i następuje obrzęk. Wydzielina zagęszcza się i, nie mogąc w całości wydostać się z zatok, spływa po tylnej ścianie gardła i zaczyna zalegać w zatokach. To stwarza pole do namnażania się i rozwoju zarazków. Z pomocą wówczas przyjdą leki zmniejszające przekrwienie, udrożniające jamę nosową i łagodzące stany zapalne zatok obocznych: krople doustne Pascoe Sinusit, tabletki z ibuprofenem i pseudoefedryną Rhinafen oraz drażetki Sinupret z zielem szczawiu, werbeny, bzem czarnym, goryczką i kwiatem pierwiosnka. Do nosa warto wkraplać Pneumovit, który upłynni przyschniętą wydzielinę oraz jej nadmiar, a także naprzemiennie Sinomarin, hipertoniczny roztwór wody morskiej, lub Quixx, wodę z Oceanu Atlantyckiego z dużym stężeniem soli i minerałów. Po odblokowaniu otworów nosowych powinno się także przepłukiwać zatoki, by usunąć z nich bakterie. Pomoże w tym Sinus Rinse, preparat w proszku z buteleczką do aplikacji. Roztwór rozcieńcza się wodą i zawartość wtłacza pod ciśnieniem do nosa. Płukanie chlorkiem sodu ma działać antyseptycznie, przeciw obrzękowo oraz przeciwzapalnie. Bez względu na rodzaj infekcji, jeśli samodzielne leczenie w ciągu tygodnia nie przyniesie poprawy, należy udać się do lekarza.
Co pół roku warto zrobić porządek w domowej apteczce i sprawdzić datę ważności leków. Niestety przeziębienie atakuje nas średnio kilka razy do roku, więc lekarstwa na katar, kaszel i ból gardła raczej nie mają szansy się przeterminować. Mimo wszystko uważajmy, by nie zażywać leków po terminie ważności.
Jesienna apteczka:
leki przeciwko przeziębieniu, najlepiej te wieloskładnikowe, zawierające substancję przeciwbólową oraz na przykład zmniejszającą obrzęki pseudoefedrynę. Lepiej wziąć jeden preparat złożony niż dwie różne tabletki, aby uniknąć przedawkowania leku;
tabletki przeciwzapalne, przeciwgorączkowe i przeciwbólowe (Ibuprom, Nurofen, Asprocol). Pamiętaj, by nie stosować ich dłużej niż 3 dni. Jeśli objawy infekcji nie mijają, idź do lekarza;
maść rozgrzewająca z olejkami eterycznymi lub kamforą, o działaniu przeciwzapalnym i poprawiającym krążenie;
olejki do inhalacji, na przykład sosnowy, lawendowy, tymiankowy czy z eukaliptusem i mentolem. Można je dodawać do ciepłej kąpieli;
zestaw ziół na przeziębienie: do płukania gardła lub picia rozgrzewających i napotnych naparów (Dentosept, Septosan lub czarny bez, lipa, kora wierzby);
syrop przeciwkaszlowy, do stosowania przy suchym kaszlu oraz o działaniu wykrztuśnym przy mokrym kaszlu;
krople do nosa leczące objawy przekrwienia błony śluzowej nosa oraz natłuszczający i udrożniający aerozol do nosa, na przykład Nozoil, który można długo stosować, bo ma w składzie jedynie olej sezamowy;
pastylki do ssania, do miejscowego leczenia bolącego gardła. Wybieraj te, które nie zawierają cukru. Po infekcji, aby nawilżyć przesuszoną śluzówkę, sięgnij po tabletki do ssania, na przykład Isla z porostem islandzkim.
Źródło: Żyjmy dłużej 11/2012
Alicja Nyziak
Każdy lek, suplement diety, czy środek przeciwbólowy, po który sięga pacjent może powodować skutki uboczne. Dlatego przed zażyciem leku powinno się czytać dołączoną do opakowania ulotkę. Jednak komu by się chciało zgłębiać "płachtę" zaleceń, przeciwwskazań, uwag, informacji od producenta. Zwłaszcza, że czasami lekarz stwierdza, że ulotki nie ma co czytać, bo w każdej jest napisane to samo. Może to i prawda, ale są sytuacje, gdy trzeba dokonać weryfikacji nietypowych objawów. Wtedy niestety pozostaje mozolna lektura ulotki. Osoba widząca wyciąga ją z opakowania i rozpoczyna lekturę. Gorzej z niewidomym chorowitkiem, który po kilku dawkach nowego specyfiku stwierdza, że ma już dwie choroby, a nie jedną. W tej sytuacji pozostaje wybór najbardziej optymalnej opcji. Zeskanowanie ulotki i odczytanie jej przez syntezator mowy, "upolowanie" domownika lub znajomego, który zechce poświęcić trochę czasu na mało inspirującą lekturę. Jest jeszcze trzecia możliwość telefon pod numer 800-706-848. To bezpłatny numer do systemu audioulotki, pod którym można zapoznać się z prezentacją farmaceutycznych ulotek.
Po uzyskaniu połączenia warto wysłuchać instrukcji kryjącej się pod numeryczną dwójką. System działa na nieco innej zasadzie, niż pisanie klasycznego SMS-a na klawiaturze telefonu komórkowego.
Chcąc wysłuchać np. ulotki do leku Acard należy wybrać kombinację cyfr 22273. W audioulotce nie wybijamy danej litery zgodnie z jej ułożeniem w kolejności na klawiszu, jedynie wciskamy klawisz odpowiadający literze tylko raz. System pozwala na przemieszczanie się pomiędzy rozdziałami, ważne jest prawidłowe wprowadzenie nazwy leku. System bowiem rozpoznaje nazwy zgodnie z ich zapisem na opakowaniu w brajlu. W razie problemów istnieje możliwość skorzystania z pomocy konsultanta. Audioulotka, to pomocne rozwiązanie dla osób niewidomych nie posiadających zestawu komputerowego z specjalistycznym oprogramowaniem lub mieszkających samotnie. Jedno czym należy się wykazać korzystając z tego systemu, to odrobina cierpliwości.
Proszę przetestować dzwoniąc pod numer: 800-706-848.
Justyna Nowicka
Konsultacja: doktor Magdalena Kuchcik, Zakład Geoekologii i Klimatologii, Instytut Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN
Meteoropaci nie przepadają za zimą, bo mróz obkurcza naczynia krwionośne i utrudnia dotlenienie organizmu. Cierpią latem, bo wysoka temperatura powoduje wzrost tętna. Jesień nie byłaby zła, gdyby nie depresje... Ale chorzy na biomet najbardziej nie lubią wczesnej wiosny!
Słonecznie, byle nie upalnie, niebo raczej ozdobione obłoczkami niż całkowicie bezchmurne, delikatny zefirek, wysokie ciśnienie - wtedy większość z nas czuje się najlepiej. Chce się żyć po prostu! Ale taka pogoda w Polsce zdarza się zaskakująco rzadko. Przez ponad połowę roku mamy niebo zasnute chmurami. Dni pogodnych (czyli takich, gdy chmury zajmują najwyżej 20 procent nieba) zebrałoby się w całym roku zaledwie 28-50 (ich liczba zależy od regionu kraju). Najwięcej dni słonecznych jest w południowo-wschodniej Polsce: na Roztoczu (Zamość, Przemyśl) oraz na pograniczu Kotliny Sandomierskiej i Niecki Nidziańskiej (między innymi w Busku Zdroju). Na palcach jednej ręki można natomiast policzyć, ile mamy dni całkowicie bezchmurnych. Czy mamy obrazić się na pogodę? To co mają zrobić Anglicy - z ciągłymi mgłami, deszczem, wichrem? Pogoda jest tam żelaznym tematem rozmów, ale przecież nie narzekań!
Niektórym może się wydawać, że zwalanie złego samopoczucia, kiepskiej formy, problemów ze snem, koncentracją, niepowodzeń na złą pogodę jest sprytną wymówką. Ale przecież gdy biomet jest niekorzystny, zdarza się 20 procent więcej wypadków przy pracy i drogowych niż w dni obojętne biometeorologicznie. Meteoropatia, czyli wrażliwość na oddziaływanie warunków atmosferycznych, zwłaszcza zmian pogody, jest faktem bezdyskusyjnym. Zajmują się nią specjaliści - biometeorolodzy, badający wpływ pogody na organizmy żywe, w tym na człowieka.
Czynniki meteorologiczne o dużym natężeniu - nagłe zmiany ciśnienia, wahania temperatury, silne wiatry, burze - działając na układ krążenia i nerwowy, wywołują pewne dolegliwości u ludzi całkowicie zdrowych, ale przede wszystkim nasilają objawy chorobowe u niektórych z chorobami przewlekłymi. W Europie 50 lat temu do meteoropatów zaliczano 30-40 procent zdrowych osób. Ale z czasem staliśmy się bardziej wrażliwi na bodźce pogodowe. Teraz szacuje się, że nawet 50-70 procent dorosłych Europejczyków to meteoropaci. Europa Środkowa jest regionem, w którym ludzie najczęściej fatalnie reagują na zmiany pogody, co może wynikać z wyjątkowej zmienności pogodowej w tym rejonie.
W Polsce przeprowadzono badania, które wykazały, że aż 70 procent kobiet i mniej niż połowa mężczyzn jest wrażliwych na pogodę. Co ciekawe, wśród młodych meteoropatów dominują panie, z wiekiem jest ich coraz więcej, najwięcej jest wrażliwych na pogodę kobiet w wieku 41-45 lat. Najprawdopodobniej jest to związane ze zmieniającym się poziomem hormonów. Jednak wśród osób starszych meteoropatek ubywa, w przewadze są panowie. Nasilenie meteoropatii wzrasta wraz z pogorszeniem stanu zdrowia. Okazuje się, że więcej meteoropatów jest wśród osób z nadwagą niż szczupłych. Ponadto wrażliwsze na pogodę są osoby bogate, bardziej odporne - o niskim statusie majątkowym.
Ale na pogodę uczuleni są też ludzie całkowicie zdrowi. Wiadomo, że jest to wynik ewolucji naszego gatunku: im bardziej rozwinięta cywilizacja, tym większe dolegliwości wywołane zjawiskami atmosferycznymi. Naszym przodkom pogoda nie psuła samopoczucia, choć byli mocniej związani z naturą i bardziej zależni od kaprysów pogody. My żyjemy pod kloszem, z dala od środowiska naturalnego, coraz mniej mamy okazji wystawiania się na różne bodźce, na przykład ciepła i zimna. Najwięcej meteoropatów żyje w miastach. Być może trafna jest teoria mówiąca, że meteoropatia jest pozostałością odruchu obronnego - organizm ostrzeżony przed niebezpiecznym zjawiskiem atmosferycznym miał szansę przeżyć. A może jest tak, że mieszkańcy bogatej Europy zwracają uwagę na dolegliwości, na które w innych rejonach świata nikt uwagi nie zwraca?
Mechanizm oddziaływania pogody na nasze samopoczucie nie został ostatecznie zbadany i wyjaśniony. Nie ma więc leków dla meteoropatów, poza leczącymi same objawy. Na pewno warto przyzwyczajać organizm do zmian atmosferycznych - spacerować bez względu na pogodę, hartować organizm w niskich temperaturach (na przykład w komorze kriogenicznej) oraz w wysokich (sauna). Warto przedtem się upewnić, czy nie ma przeciwwskazań lekarskich. Dobrze jest również śledzić komunikaty o sytuacji biometeorologicznej. Na niekorzystne zjawiska pogodowe meteoropaci (zarówno całkowicie zdrowi, jak i chorzy) reagują ze znacznym wyprzedzeniem, nawet 48-godzinnym. Często zdarza się, że w miejscu blizny po dawnej operacji albo zrośnięcia złamanej kości odczuwają tak zwane bóle pogodowe.
Najbardziej wrażliwe na biomet są osoby ze schorzeniami serca. Jednak pogoda nie wywołuje choroby, a jedynie zaostrza jej objawy. Dlaczego tak się dzieje? Najprawdopodobniej w wyniku choroby zostają upośledzone mechanizmy adaptacyjne człowieka do warunków środowiska.
Sercowcy, zwłaszcza z chorobą niedokrwienną, są wyjątkowo czuli na zmiany pogody. Najwięcej zawałów występuje podczas przechodzenia frontów atmosferycznych i w skrajnych warunkach termicznych. Najbardziej niekorzystny dla serca jest nagły napływ zimnego powietrza - pod wpływem zimna wzrasta ciśnienie tętnicze, występuje skurcz naczyń wieńcowych, w efekcie może nastąpić zawał serca. Natomiast gdy jest gorąco, wzrasta lepkość czerwonych krwinek, pojawia się ryzyko zakrzepu, który może zamknąć przepływ krwi. Gorące i wilgotne powietrze zawiera mniej tlenu, serce jest wtedy gorzej zaopatrzone w tlen.
Wysokociśnieniowcy ciężko znoszą okresy z dużą zmiennością ciśnienia atmosferycznego i temperatury powietrza, w których naczynia krwionośne obciążone miażdżycą nie nadążają z adaptacją. Obciąża je też szczególnie skrajnie zimne powietrze. Bardzo niska temperatura powietrza powoduje kurczenie naczyń krwionośnych i wzrost ciśnienia tętniczego krwi. Niskociśnieniowcy źle tolerują spadki ciśnienia atmosferycznego, upalne i duszne powietrze. Pojawiają się zawroty głowy, omdlenia, jest im zimno, bledną. Gdy jest parno i utrudnione jest oddawanie ciepła z powierzchni skóry i z dróg oddechowych, zmniejsza się wydolność oddechowa płuc, a ciśnienie krwi spada. Reumatycy cierpią bardziej w porach ciepłych niż chłodnych, bóle nasilają się przy przemieszczaniu się frontu chłodnego i gdy spada ciśnienie, a wzrasta wilgotność powietrza.
Astmatycy - dolegliwości układu oddechowego (w tym astma) zaostrzają się w chłodnej połowie roku, zwłaszcza w okresie dynamicznych zmian mas powietrza ciepłego i chłodnego oraz w czasie pogody wilgotnej i mglistej. Niekorzystna jest też aura skrajnie zimna i sucha - oddychanie takim powietrzem może prowadzić do skurczu oskrzeli i ataku astmy. Nasilenie ataków obserwuje się także podczas burzy, gdy szybko oziębia się powietrze i wzrasta stężenie ozonu. Astmatyk czuje się lepiej przy lekko wietrznej pogodzie, gdyż silny wiatr utrudnia mu oddychanie. O astmie więcej w numerze.
Migrenowcy - połowa osób cierpiących na silne bóle głowy podaje pogodę jako czynnik wywołujący atak. Niekorzystne zjawiska pogodowe to: zmiana frontów ciepłych i chłodnych, przesuwanie się obszaru niskiego ciśnienia, halny, burza i smog. Niestety, do tej pory nie udało się wyjaśnić mechanizmów wpływu pogody na migrenę.
Przemieszczanie się frontów atmosferycznych, zwłaszcza chłodnych.
Zmiana rodzaju mas powietrza (napływ arktycznego lub podzwrotnikowego).
Burze, silne wiatry (w tym na przykład halny).
Zmiany ciśnienia atmosferycznego - przyjmuje się, że dobowa zmiana wartości o 8 hektopaskali jest niekorzystna, ale zmiany ciśnienia mogą wynosić nawet 30 hektopaskali.
Mówi doktor Magdalena Kuchcik: Jeśli jesteśmy zdrowi, a chcemy zmniejszyć swą wrażliwość na pogodę, dbajmy o stan fizyczny, dietę, ruch, gdyż elastyczne i mocne naczynia krwionośne i ogólnie zdrowy, szczupły organizm będzie łatwiej adaptował się do zmian warunków pogodowych. Hartujmy się, stosujmy różne formy aktywności fizycznej na powietrzu. Zmieniajmy też warunki klimatyczne - jeśli możemy sobie na to pozwolić, wyjedźmy latem nad morze, a zimą w miejsca o cieplejszym klimacie i większym usłonecznieniu. Jeżeli jesienią i zimą krótkie dni i zmniejszony dopływ promieniowania słonecznego obniżają nam nastrój i odporność naszego organizmu, skorzystajmy z fototerapii, czyli naświetlania jasnym światłem. Jeśli zaś jesteśmy chorzy - unikajmy wychodzenia z domu w czasie ekstremalnych warunków pogodowych, ale także dbajmy o ruch i kondycję fizyczną. I nie narzekajmy! Pogoda ducha, akceptacja sił przyrody i ich wpływu na nas to połowa sukcesu.
Źródło: Zdrowie 3/2011
Klara Klinger
Pacjenci z Mazowsza, woj. podlaskiego, lubelskiego, śląskiego i opolskiego będą mogli skorzystać z porady specjalisty u lekarza rodzinnego.
Zasady działania telekonsultacji mają być podobne do tych, które już wdrożono w Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Tu od blisko roku kardiolodzy konsultują śląskich pacjentów online. Na razie udzielono kilkudziesięciu porad. Jak wyliczają zabrzańscy lekarze, wizyta trwa ok. 20 minut. Pierwsze podsumowania wskazują, że porady są potrzebne: jedna piąta pacjentów została skierowana na oddział kardiologiczny, u większości zmieniono sposób leczenia lub skierowano ich na terapię specjalistyczną. Średni wiek pacjentów, którzy mogli skorzystać ze zdalnych porad, to ok. 60 lat, ponad połowa cierpiała na chorobę wieńcową, 30 proc. na zaburzenia rytmu i niewydolność serca, a kilkanaście procent na nadciśnienie tętnicze i cukrzycę.
Obecny pilotaż ma być skierowany przede wszystkim do pacjentów z terenów wiejskich. - Mają oni mniejsze szanse niż mieszkańcy dużych miast, aby dostać się na wizytę do specjalisty. Zaś sami lekarze rodzinni przyznają, że nawet jeśli wystawią swoim podopiecznym skierowanie, to część z nich z tego nie korzysta. Nie chcą wydawać na dojazdy czy porzucać gospodarstwa – tłumaczy Tadeusz Jędrzejczyk, prezes NFZ.
- Choć początkowo pilotaż obejmie niewielką liczbę pacjentów, jest szansa, że będzie to pierwszy krok, by spopularyzować tę metodę - uważa Andrzej Horoch z Instytutu Medycyny Wsi, który ma pilnować przebiegu pilotażu. Instytut będzie m.in. "swatał" lekarzy rodzinnych ze specjalistami. Początkowo kardiologów i geriatrów będą rekrutować z własnej placówki medycznej.
Lekarze z instytutu liczyli na to, że oprócz kardiologii i geriatrii telekonsultacje będą dotyczyły również porad z zakresu endokrynologii, diabetologii i rehabilitacji. Na razie jednak fundusz będzie finansował tylko dwie pierwsze specjalizacje. - Chcemy sprawdzić, czy system zadziała. Być może potem będziemy rozszerzać finansowanie - tłumaczy prezes Tadeusz Jędrzejczyk.
Instytut Medycyny Wsi ma już doświadczenie w e-zdrowiu. Udało mu się wdrożyć system zdalnego monitorowania rehabilitacji pacjentów. Polega to na tym, że chory otrzymuje urządzenie monitorujące jego ruch, zaś lekarze później analizują dane i diagnozują postępy w rehabilitacji. Klasyczne telekonsultacje na razie były udzielane na zasadzie koleżeńskiej współpracy. Pilotaż ma być pierwszym większym projektem w tej dziedzinie.
Oprócz Zabrza wzorem dla nich ma być również Centrum Słuchu w Kajetanach, które od dawna wprowadziło rozwiązania zdalnego leczenia, m.in. nadzór nad implantami ślimakowymi, dzięki czemu wielu pacjentom udaje się uniknąć dojazdu niejednokrotnie z miejscowości oddalonych o kilkaset kilometrów.
Jak przyznaje Marian Baraniecki z sekcji telemedycyny Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, powodzenie projektu będzie zależeć od chęci lekarzy. Do tej pory największym problemem w upowszechnieniu telemedycyny był - oprócz pieniędzy - brak chętnych do współpracy. - Już 15 lat temu próbowaliśmy wprowadzić pierwsze takie usługi, ale nie wyszło, bo lekarze nie byli zainteresowani - opowiada Baraniecki. Z jego doświadczenia wynika, że aby terapia zadziałała, obaj lekarze muszą popisać się umiejętnością współpracy, a z tym bywa bardzo różnie. - Jednak wprowadzenie osobnej wyceny porady zdalnej może bardzo poprawić sytuację - podkreśla Baraniecki.
Według autorów raportu Krajowej Izby Gospodarczej z kwietnia tego roku poświęconego e-zdrowiu elementem ograniczającym rozwój telemedycyny w Polsce jest niska świadomość społeczna korzyści dla pacjentów i brak zaufania, w szczególności osób starszych, do tego typu rozwiązań. Ich zdaniem problem ten dostrzega przede wszystkim personel medyczny, a jest on niejednokrotnie pomijany przez firmy technologiczne.
Pomimo tych barier telemedycyna jest coraz bardziej popularna, ale przede wszystkim w placówkach prywatnych. Jak wynika z analiz Deloitte, już teraz rynek telemedycyny w Polsce jest wart kilkanaście milionów dolarów. W Medicover około jednej trzeciej umów realizuje się zdalnie, obejmując około pół miliona pacjentów.
Na telemedycynę postawił też Lux Med. W 2010 r. spółka uruchomiła teleradiologię, czyli zdalne opisy i konsultacje badań obrazowych. Pacjenci mogą kierować dodatkowe pytania do specjalisty, u którego byli na wizycie. Także PZU, które od roku zaczęło coraz mocniej inwestować w sektorze opieki zdrowotnej, wdraża rozwiązania z zakresu leczenia na odległość. Pacjenci mogą się umówić na wideoczacie z dietetykiem, fizjoterapeutą, alergologiem czy endokrynologiem.
Telemedycyna jest również wspierana przez Komisję Europejską, która wskazuje, że e-zdrowie może być jednym z rozwiązań na kłopoty z wydolnością finansowania służby zdrowia. Z przytaczanego w raporcie KIG raportu Gartnera "E-zdrowie dla zdrowszej Europy" telemedycyna jest wymieniana jako jeden z najbardziej skutecznych środków redukcji kosztów i racjonalizacji wydatków na ochronę zdrowia w krajach Unii Europejskiej.
Dla potwierdzenia tej tezy przytaczane są dane: dzięki telemedycynie i systemowi monitorowania pacjentów w domu liczbę przyjęć do szpitala pacjentów cierpiących na schorzenia przewlekłe można ograniczyć niemal o milion w każdym z państw członkowskich UE.
Źródło: Gazeta Prawna dnia 10.09.2015 r.
Anna Jarosz
Konsultacja: doktor nauk medycznych Grzegorz Luboiński, onkolog, Centrum Onkologii - Instytut imienia Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie
Dlaczego tyle Polek umiera na raka piersi? Wykrycie go w odpowiednio wczesnym stadium daje gwarancję wyleczenia. Niestety, niechętnie zgłaszamy się na profilaktyczne badanie piersi.
Gdyby było inaczej, to na raka piersi nie umierałoby każdego roku ponad 5 tysięcy kobiet. Niestety, nie korzystamy z badań profilaktycznych, nawet wtedy, gdy są bezpłatne. Dlatego tylko 20 procent przypadków raka piersi rozpoznaje się we wczesnym stadium, kiedy szanse na wyleczenie są bardzo duże. Pozostałe kobiety trafiają do lekarza zbyt późno, często z tak zaawansowanym nowotworem, że pozostaje tylko leczenie paliatywne. Rak piersi to najczęściej występujący nowotwór u kobiet. Każdego roku 13 tysięcy Polek zapada na tę chorobę, z czego prawie połowa umiera. Najbardziej zagrożone są kobiety po menopauzie. Ryzyko choroby zwiększa się w przedziale 50–69 lat. Ale rak sutka atakuje w każdym wieku. Dlaczego więc się nie badamy? Najczęstszą przyczyną jest niewystarczająca edukacja, mała świadomość dotycząca znaczenia profilaktyki, brak nawyku kontrolowania swojego zdrowia, wstyd bądź strach przed diagnozą. Polki dwukrotnie częściej chodzą do stomatologa niż do ginekologa. Co czwarta z nas nie wykonuje systematycznie cytologii, a mammografię robi zwykle pod wpływem impulsu, który wywołuje wiadomość, że znana jej osoba zachorowała na raka piersi. Dlatego jesteśmy w końcówce Europy pod względem wyleczeń nowotworów sutka i w czołówce, jeśli chodzi o śmiertelność pacjentek. Jak to zmienić? Po pierwsze trzeba raz w miesiącu samodzielnie badać piersi, po drugie przełamać niechęć do mammografii i USG piersi. Robiąc regularnie te badania, mamy pewność, że wychwycimy chorobę w jej początkowej fazie, a wtedy leczenie zakończy się sukcesem.
Większość guzków, jakie kobiety wyczuwają podczas samobadania, to niegroźne torbiele i włókniaki. Trzeba je tylko kontrolować u ginekologa.
Przed lustrem:
Unieś wysoko ręce, sprawdź, czy nie ma zmian w kształcie piersi, kolorze skóry. Przyjrzyj się, czy skóra nie marszczy się, a brodawki nie są wciągnięte.
Oprzyj ręce na biodrach i przeprowadź takie same obserwacje.
Ściśnij kolejno obie brodawki i przyjrzyj się, czy nie wydziela się z nich płyn.
Pod prysznicem:
Lewą rękę połóż z tyłu głowy, a prawą na lewej piersi.
Lekko naciskając środkowymi palcami, zataczaj kółeczka wzdłuż piersi, z góry na dół i z powrotem. Analogicznie skontroluj drugą pierś.
Po kąpieli:
Połóż się płasko na łóżku. Pod lewy bark wsuń zwinięty w rulon ręcznik, a lewą rękę włóż pod głowę.
Trzema środkowymi palcami prawej ręki zbadaj lewą pierś. Wykonuj takie same ruchy jak pod prysznicem. Powtórz to samo z drugą piersią.
Leżąc, zbadaj, czy węzły chłonne nie są powiększone: lewą ręką prawą pachę, potem prawą ręką - lewą.
To guzkowate zmiany w piersiach. Występują u ponad 50 procent kobiet w wieku 20-60 lat. Niektórzy lekarze twierdzą, że nawet w przypadku licznych guzków można mówić o normie.
Prawdopodobnie wynikają ze zmian hormonalnych. Tworzą się, gdy gruczoły mleczne ulegają pogrubieniu. Łatwo można je wyczuć palcami: są to twarde, niebolesne guzki, które trudno przesunąć. Mogą się tworzyć w każdym miejscu, zazwyczaj jednak pojawiają się w okolicy brodawki i nieco częściej w lewej piersi, w jej górnej zewnętrznej części. Ten rodzaj guzków ma swoistą strukturę i po wykonaniu USG lekarz ma pewność, z jakim rodzajem zmiany ma do czynienia. Operacyjne usuwanie gruczolakowłókniaków jest uzasadnione, gdy ich wielkość przekracza 2 centymetry lub są bolesne.
Powstają wtedy, gdy przewód lub gruczoł mleczny zostanie zablokowany. Jeżeli jest ich dużo, przy dotyku pierś przypomina miąższ pomarańczy. Torbiele to wypełnione płynem kuliste twory. Najczęściej mają je kobiety między trzydziestym a pięćdziesiątym rokiem życia. Aby postawić dokładne rozpoznanie, lekarz podejrzewający torbiele musi zrobić USG i czasem biopsję aspiracyjną cienkoigłową. Z większych i bolących torbieli niekiedy usuwa się płyn, który zwykle jest badany w laboratorium na obecność komórek nowotworowych.
Zmiany w wyglądzie brodawek najłatwiej zauważyć. Zaczerwienienie lub owrzodzenie brodawki – jeśli trwa krótko – zwykle oznacza stan zapalny. Łuszcząca się skóra, zaczerwieniona i swędząca może świadczyć o uczuleniu, które dość często pojawia się po leczeniu hydrokortyzonem. Jednak i tych objawów nie wolno lekceważyć, bo łatwo je pomylić z wolno rozwijającym się nowotworem Pageta, objawiającym się powierzchownym owrzodzeniem w okolicy brodawki sutka.
Jeśli w samobadaniu zauważysz zmianę w piersiach, koniecznie zgłoś się do ginekologa, który skieruje cię na USG lub mammografię. Jeżeli na podstawie wyników tych badań nie można jednoznacznie stwierdzić, czy zmiana jest rzeczywiście niegroźna, należy wykonać dodatkowe badania.
Aspiracyjna cienkoigłowa (BAC) Badanie polega na wprowadzeniu do guza cienkiej igły (poniżej 0,8 milimetra średnicy) i pobraniu z niego treści. Są to pojedyncze komórki bądź ich grupy. W przypadku zmian niewyczuwanych pod palcami igłę wprowadza się pod kontrolą USG lub mammografii. Następnie materiał ogląda się pod mikroskopem. BAC nie jest badaniem, które daje absolutną pewność co do rozpoznania. Czasem pobrany materiał jest mało charakterystyczny, niekiedy nie można ocenić układu przestrzennego komórek. Gdy uzyskane komórki nie tworzą zwartej bryły, ale są porozrzucane pojedynczo, nie da się ocenić ich cech decydujących o rokowaniu i tych mówiących o odpowiedzi na ukierunkowane leczenie, na przykład hormonalne. Dlatego BAC nazywa się badaniem cytologicznym, a nie histopatologicznym.
Do guza wprowadza się specjalną igłę, która umożliwia pobranie fragmentu tkanki. Igła ma średnicę około 1,2 milimetra i jej wprowadzenie może wymagać miejscowego znieczulenia. Różnica między biopsją cienkoigłową a gruboigłową polega na ilości uzyskanego materiału. Przy biopsji gruboigłowej materiału jest więcej, co pozwala stwierdzić, czy mamy do czynienia z rakiem, który może dawać przerzuty (rak naciekający), czy też z rakiem nienaciekającym. Badanie umożliwia ocenę stopnia złośliwości nowotworu i określenie innych jego cech.
Polega na wycięciu całego guza w znieczuleniu miejscowym lub ogólnym. Guz wycinany jest zwykle z marginesem niezmienionych tkanek. Badanie umożliwia określenie wszystkich cech guza potrzebnych do decyzji o leczeniu. Jeśli został wycięty z właściwym marginesem zdrowych tkanek, biopsja może być pierwszym etapem leczenia oszczędzającego pierś.
Wykonywana jest na urządzeniu nazywanym mammotomem. Składa się on z aparatu wytwarzającego próżnię i igły o średnicy 3 milimetrów z bocznym wycięciem, przez które pobiera się wycinki do badania. Kobieta leży na brzuchu, pierś zostaje unieruchomiona w otworze urządzenia. Dzięki mechanizmowi rotacyjnemu podczas jednego wkłucia igły można pobrać materiał z kilku miejsc guza. Badanie wykonuje się w znieczuleniu miejscowym. Ranka jest niewielka i nie trzeba zakładać opatrunku.
Szczególnie przydatny jest w przypadku kobiet młodych, zwłaszcza nosicielek genów BRCA1 i BRCA2. Rezonans robi się też u pań, które mają wkładki silikonowe. Przed badaniem wstrzykuje się kontrast. Pacjentka leży na ruchomej platformie, która jest wsuwana do wnętrza aparatu diagnostycznego. W wyniku oddziaływania fal elektromagnetycznych na monitorze powstaje obraz badanego fragmentu ciała. Zmiany chorobowe rozpoznaje się po ilości kontrastu zgromadzonego w tkankach - chore wchłaniają go znacznie więcej. Rezonansu nie można przeprowadzić u chorych z rozrusznikiem serca, sztuczną zastawką, metalową protezą.
Wtedy trzeba jak najszybciej poddać się leczeniu. W zależności od stopnia rozwoju operację można wykonać na 3 sposoby – od najbardziej oszczędnej, czyli wycięcia samego guza, poprzez usunięcie jednej czwartej piersi, aż po całkowitą jej amputację. Wczesny rak (pierwszy i drugi stopień choroby) jest uleczalny w 90 procent przypadków.
Usunięcie guza wykonuje się przy pierwszym stopniu rozwoju raka, gdy guz ma do 2 centymetrów i nie zaatakował jeszcze węzłów chłonnych. Usuwa się też margines zdrowej tkanki i, dla bezpieczeństwa, węzły chłonne pod pachą. Pacjentka pozostaje w szpitalu 1–2 dni. Po wygojeniu się rany stosuje się radioterapię.
Usunięcie jednej czwartej piersi i węzłów chłonnych pod pachą przeprowadza się, gdy guz nie przekroczył pierwszego stopnia rozwoju, ale nie jest wyraźnie odgraniczony od zdrowej tkanki i konieczne jest usunięcie go z większym marginesem. Potem pacjentka jest leczona radioterapią, niekiedy chemio- lub hormonoterapią.
Całkowite usunięcie piersi i węzłów chłonnych konieczne jest w drugim i trzecim stopniu rozwoju raka i zaatakowania węzłów chłonnych. Tam, gdzie były węzły, zakłada się dren, który odprowadza na zewnątrz nadmiar gromadzącej się w tym miejscu chłonki. Po wygojeniu się ran pooperacyjnych pacjentka poddawana jest jeszcze radio-, chemio- lub hormonoterapii.
Każda kobieta, która utraciła pierś lub jej część, niezależnie od rokowania na przyszłość, ma prawo do refundowanego przez NFZ zabiegu rekonstrukcyjnego. Rekonstrukcja może być wykonana podczas tej samej operacji co mastektomia. Pacjentka nie musi być drugi raz poddawana narkozie, nie jest też narażona na deformacje, jakim przy długim braku piersi może ulec kręgosłup i szkielet klatki piersiowej. Rekonstrukcji jednoczasowej nie robi się, jeżeli kobietę czekają naświetlania, czyli radioterapia. Zabieg można przeprowadzić po kilku miesiącach, a nawet latach od podstawowej operacji. Wtedy mówimy o rekonstrukcji opóźnionej. Ta metoda pozwala kobiecie skoncentrować się przede wszystkim na wzmocnieniu organizmu i rekonwalescencji po leczeniu raka.
Co dziesiąta kobieta, która w Polsce choruje na raka piersi przed pięćdziesiątym rokiem życia, jest nosicielką zmutowanego genu BRCA1. Mutacja ta jest odpowiedzialna za rozwój raka piersi i jajnika. Gen można odziedziczyć po matce i babce – również ze strony ojca, który pośredniczy w przekazywaniu wadliwego materiału genetycznego. Kobieta, która chce sprawdzić, czy jest nosicielką BRCA1, może zbadać swoje DNA. Do analizy pobiera się próbkę krwi. Oznaczenie można wykonać w onkologicznej poradni genetycznej. Jeżeli pacjentka znajduje się w grupie ryzyka, jest ono bezpłatne. Prywatnie kosztuje około 400 złotych. Jeśli badanie wykaże, że kobieta ma zmutowany gen, ryzyko zachorowania na raka piersi jest znacznie większe (nawet o 80 procent) niż u pozostałych pań – ale nie jest to równoznaczne z zachorowaniem. Kobieta, która wie, że jest nosicielką genu BRCA1, powinna zadbać o odpowiednią profilaktykę, na przykład nie stosować hormonalnej antykoncepcji, poddawać się regularnym badaniom kontrolnym, a mammografię robić już od trzydziestego piątego roku życia.
Wszystkie są jednakowo ważne. USG i Mammografię wpisz do kalendarza, samobadanie piersi niech stanie się twoim nawykiem jak mycie zębów. Badasz się nie po to, aby znaleźć guz, ale po to, aby przekonać się, że go tam nie ma. Samobadanie piersi. Powinny je wykonywać wszystkie kobiety po dwudziestym roku życia. Ważne jest, aby badanie przeprowadzać regularnie – najlepiej tydzień po menstruacji, a w okresie menopauzy na przykład każdego dziesiątego dnia miesiąca. Nawet jeśli wyczujesz jakąś zmianę, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Nie każdy guzek jest rakiem, ale każdy musi być sprawdzony przez specjalistę.
zmianę wyglądu skóry (przebarwienia, naczyniaki, pieprzyki, cellulit),
- wyciek z brodawki (poza okresem karmienia wyciek krwisty, mleczny lub bezbarwny jest nieprawidłowy),
nadżerkę brodawki (ma postać niegojącej się krosty lub owrzodzenia),
zmianę kształtu otoczki (zmiana regularnego kształtu),
zmianę kształtu lub wielkości piersi (na przykład nowa asymetria),
wyczuwalny odgraniczony guzek,
wciągnięta brodawka (jakby się zapadła),
obrzęk pod pachą,
powiększenie lub obrzęk węzłów chłonnych.
Aby było wiarygodne, najlepiej wykonać je między siódmym a dziesiątym dniem cyklu. U kobiet, które już nie miesiączkują, czas badania nie ma znaczenia. USG przeprowadzane co roku pozwala wykryć zmiany w piersi o wielkości 3–5 milimetrów. Pierwsze badanie najlepiej zrobić po trzydziestym roku życia. Jest ono proste, bezbolesne i nie trzeba się do niego specjalnie przygotowywać. Urządzenie, którym wykonuje się badanie, wykorzystuje fakt, że tkanki o innej gęstości różnie odbijają fale dźwiękowe, a odbite sygnały lekarz ogląda na ekranie monitora. Leżącej pacjentce lekarz smaruje piersi specjalnym żelem, który ułatwia przewodzenie sygnałów. Następnie przykłada do każdej piersi głowicę aparatu i centymetr po centymetrze ogląda na monitorze tkankę obu piersi. USG nie zastępuje mammografii. Są to badania uzupełniające się. Uwaga: nawet systematycznie wykonywane USG nie zwalnia z samobadania piersi. Mammografia. Po raz pierwszy badanie trzeba zrobić w wieku 35–40 lat, a kolejne zgodnie z zaleceniem lekarza. Młode kobiety za badanie profilaktyczne muszą płacić (około 120 złotych), chyba że mają skierowanie od lekarza pracującego w poradni chorób piersi (są w każdym województwie, można się zgłosić bez skierowania). Panie w wieku 50–69 lat mogą co 2 lata skorzystać z badania bezpłatnego w ramach programu profilaktycznego wczesnego wykrywania raka piersi. Natomiast wszystkie kobiety z grup podwyższonego ryzyka powinny zgłaszać się na mammografię raz w roku.
Mammografia polega na prześwietleniu piersi małą dawką promieni RTG. Piersi układa się kolejno na specjalnej płycie i dociska drugą. Nie jest to przyjemne, ale krótko trwa. Następnie kontrolowaną pierś ustawia się nieco ukośnie i prześwietla. Na mammografię najlepiej wybrać się w pierwszej połowie cyklu, czyli przed owulacją. U kobiet w okresie menopauzy czas badania nie ma znaczenia. Posługując się tradycyjnym aparatem, można wykryć guzki wielkości 3 milimetrów. Mammografy cyfrowe pozwalają rozpoznać zmiany wielkości 1 milimetr. W obu przypadkach badanie przeprowadza się w ten sam sposób. Różnica polega na tym, że obraz z aparatu cyfrowego pojawia się na ekranie monitora, a nie na kliszy fotograficznej. Można go dowolnie powiększyć, oglądać pod różnymi kątami i w wybranych fragmentach. Pozostaje w pamięci komputera, więc ewentualne zmiany łatwo porównać z wynikami uzyskanymi w poprzednich badaniach.
Źródło: Zdrowie 3/2011
Anna Guttman
Owsianka uważana jest za jeden z najzdrowszych pokarmów świata i podstawę dobrze zbilansowanej diety. A owies – zboże, z którego robi się kaszę i płatki owsiane – oprócz walorów odżywczych i leczniczych ma także właściwości kosmetyczne.
Ziarno owsa jest niczym dobrze zaopatrzona spiżarnia: zawiera lekko strawne białko, wartościowe tłuszcze i węglowodany, błonnik, a także mnóstwo witamin (przede wszystkim z grupy B) oraz pierwiastków (między innymi wapń, magnez, sód, potas, miedź) i cennych związków (na przykład luteina). W lecznictwie i kosmetyce wykorzystuje się też inne części tej rośliny – ziele, słomę, otręby – ponieważ one również zawierają mnóstwo cennych substancji (między innymi flawonoidy, saponiny sterydowe, amid kwasu nikotynowego, rozpuszczalną w wodzie krzemionkę, aminokwasy, lipoproteidy, peptydy). Dlatego warto korzystać z tej rośliny jak najczęściej.
Dzięki flawonoidom i saponinom wyciągi z owsa działają moczopędnie i pomagają chronić pęcherz moczowy oraz nerki. Tym bardziej że związki saponinowe mają też właściwości przeciwgrzybicze i przeciwdrobnoustrojowe. Rolę ochronną spełnia także rozpuszczalna w wodzie krzemionka – wydalana z moczem przeciwdziała krystalizacji składników mineralnych w drogach moczowych i utrudnia powstawanie kamieni moczowych.
Owies zawiera fruktany – cukry złożone, mające korzystny wpływ na gospodarkę lipidową organizmu i dostarczające energii, do której uzyskania nie jest potrzebny udział insuliny. Dzięki temu płatki owsiane wyrównują poziom glukozy i insuliny we krwi. Dodatkowo zaś zawarty w owsie rozpuszczalny błonnik przeciwdziała szybkiemu wzrostowi poziomu glukozy we krwi i obniża indeks glikemiczny posiłków.
Jedną łyżkę rozdrobnionego, suchego ziela zalej szklanką gorącej wody i odstaw pod przykryciem na piętnaście minut. Potem podgrzej i gotuj na małym ogniu przez pięć minut. Przecedź i odciśnij ziele, uzupełnij odwar przegotowaną wodą do objętości jednej szklanki. W razie problemów z nerkami, pęcherzem czy kamicą moczową pij trzy razy dziennie po szklance odwaru. Tak samo w dolegliwościach reumatycznych i artretyzmie.
To przede wszystkim zasługa rozpuszczalnego w wodzie błonnika, a zwłaszcza beta-glukanów, które stymulują układ immunologiczny. Mają również właściwości prebiotyczne, dzięki czemu wspierają funkcjonowanie flory bakteryjnej, zasiedlającej przewód pokarmowy i mającej wpływ na odporność organizmu.
Płatki owsiane zawierają dużą ilość błonnika, który pęczniejąc w żołądku, zapewnia uczucie sytości przez dłuższy czas. Ponadto poprawia trawienie, sprzyja usuwaniu toksyn z organizmu i zapobiega wchłanianiu nadmiaru tłuszczu z pożywienia. A globuliny (białko, w które obfituje owies) jeszcze wiążą cukry i tłuszcze. Dlatego płatki są wręcz idealnym składnikiem diet odchudzających.
Wysoka zawartość związków polifenolowych, które mają silne właściwości przeciwutleniające, czyni z owsa doskonały składnik kosmetyków przeznaczonych do skóry dojrzałej i wrażliwej, nawet ze skłonnością do atopii. Preparaty z owsem działają zmiękczająco i nawilżająco na skórę, sprzyjają jej regeneracji i łagodzą podrażnienia.
Wysoka zawartość beta-glukanów oraz związków sterolowych (beta-sitosterolu, avenasterolu i stigmasterolu) decyduje o tym, że produkty z owsem powinny się znaleźć w diecie osób zagrożonych miażdżycą. Obie te grupy substancji skutecznie obniżają poziom cholesterolu w surowicy krwi i skutecznie obniżają wchłanianie cholesterolu, który znajduje się w spożywanych pokarmach.
Kąpiele z dodatkiem odwaru z ziela lub słomy owsianej, bogatego w rozpuszczalną krzemionkę, to sprawdzony sposób łagodzenia dolegliwości reumatycznych i artretyzmu. Jeszcze lepiej, gdy taką kurację połączy się z regularnym piciem odwaru.
Dzięki połączeniu pierwiastków (wapń, magnez, potas, żelazo) i witamin (przede wszystkim z grupy B) owies okazał się bardzo skuteczny w walce z długotrwałym stresem i bezsennością, ponieważ działa wzmacniająco i tonująco na układ nerwowy. W roli środka łagodzącego napięcie nerwowe i pomagającego zasnąć najlepiej sprawdza się nalewka z owsa.
Zawarte w błonniku beta-glukany podczas gotowania zamieniają się w gęsty śluz o właściwościach żelujących, który chroni błonę śluzową jelit przed podrażnieniami i infekcjami. Natomiast nierozpuszczalna frakcja błonnika pobudza ruchy robaczkowe jelit – ułatwia wypróżnienia, przeciwdziała zaparciom i hemoroidom.
Sto gramów rozdrobnionego, suchego ziela zalej połową litra czystej wódki i odstaw na tydzień. Co jakiś czas wstrząsaj butelką. Następnie przesącz płyn przez gazę i wyciśnij ziele. Przechowuj nalewkę w lodówce. Zażywaj trzy razy dziennie po łyżce w szklance wody jako środek uspokajający i wzmacniający układ nerwowy.
Źródło: Zdrowie listopad 2013
Anna Guttman
Niech cię nie zmyli jej niepozorny wygląd. To bomba witaminowa i doskonały środek na dolegliwości gastryczne. Nie bez powodu mówi się: zdrowy jak rzepa. Korzeń tej rośliny – bulwa pokryta czarną skórką, pod którą kryje się biały miąższ o ostrym smaku – ma walory zarówno odżywcze, jak i lecznicze. Dlatego czarna rzepa, nazywana także czarną rzodkwią, należy do najstarszych roślin uprawianych w Azji, Europie i Afryce.
Korzeń rzepy zawiera glikozydy gorczyczne, które są bogate w cenne związki siarki. W momencie rozdrabniania bulwy glikozydy ulegają rozpadowi. Powstają wówczas lotne związki – izosiarkocyjanidy, zwane olejkami gorczycznymi, o specyficznym smaku i ostrym zapachu. Mają one bardzo silne działanie – intensywnie zwiększają ukrwienie skóry, pobudzają wydzielanie śliny, soków trawiennych i żółci. Rzepa zawiera też fitoncydy, czyli substancje podobne do antybiotyków, które hamują rozwój mikroorganizmów chorobotwórczych. W bulwach rzepy jest również rafanina i rafanol (związki siarkowe) o działaniu odkażającym i przeciwłojotokowym, a ponadto cukry, enzymy, duże ilości witaminy C, B1 i B2, PP oraz sole mineralne – głównie potasu, żelaza, wapnia, magnezu, siarki i fosforu. Taka kombinacja cennych składników sprawia, że rzepa ma liczne zastosowania. Zwiększa wydzielanie soków trawiennych, działa żółciopędnie i przeciwbakteryjnie w przewodzie pokarmowym. Pomaga przy kaszlu, zapaleniu górnych dróg oddechowych, kamicy moczowej i niedokrwistości, a sok stosowany do nacierań – przy nerwobólach i zapaleniu korzonków.
Czarna rzepa w stanie dzikim występuje dość powszechnie jeszcze na wybrzeżach Morza Śródziemnego, w Polsce znamy tylko jej odmiany uprawne. Bulwy zbiera się późną jesienią, tuż przed przymrozkami, i przechowuje w piwnicy lub kopcu przysypanym wilgotnym piaskiem.
Wyciąg z korzeni czarnej rzepy jest ważnym składnikiem wielu preparatów ziołowych, przede wszystkim wspomagających czynność wątroby (na przykład Raphacholin, Raphalamid). Można go znaleźć także w środkach wspomagających odchudzanie (na przykład Turbo Slim) oraz w kosmetykach, między innymi do włosów (na przykład firmy Joanna, Ziaja, Barwa), które służą wzmocnieniu cebulek włosowych, przeciwdziałają łojotokowi i łupieżowi.
Zetrzyj rzepę na drobnej tarce i zalej alkoholem 40–70-procentowym w proporcji 1 część rzepy na 5 części alkoholu. Odstaw na 2 tygodnie, potem przefiltruj. Nalewkę możesz stosować do wcierania w skórę głowy przy wypadaniu włosów, do nacierania obolałych mięśni, stawów, przy nerwobólach, do przemywania skóry przy trudno gojących się ranach. Świeży sok Startą rzepę odciśnij przez gazę. Pij po kilka łyżek dziennie świeżego soku (możesz go połączyć z sokiem z marchwi) jako środek na wzmocnienie, regulujący czynności przewodu pokarmowego, wątroby i pęcherzyka żółciowego.
Tylko rzepa uprawna ma korzeń bulwiasty. Ta rosnąca dziko ma korzeń cienki, ale równie zasobny we wszystkie cenne związki. Według Herodota robotników budujących piramidy 3 tysiące lat przed naszą erą karmiono czarną rzepą, bo już wtedy znana była ze swych wzmacniających właściwości. Rzepa dość łatwo chłonie szkodliwe, rakotwórcze azotany. Dlatego kto jada jej sporo lub stosuje jako lek, powinien wybierać rzepę pochodzącą z upraw ekologicznych.
Źródło: Zdrowie 4/2011
Piotr Stanisławski
Czy osoba głuchoniewidoma jest w stanie samodzielnie prowadzić samochód? Kiedy Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG) postanowiło to sprawdzić, organizując samochodowe Wyścigi Osób Głuchoniewidomych, nie brakowało ludzi pukających się w czoło.
- Taki rajd znakomicie wpisuje się w działania TPG, czyli przekraczania granic i stereotypów – mówi Mateusz Kotnowski z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym (TPG), pomysłodawca imprezy.
– Nikt na świecie nie odważył się zrobić takiego rajdu dla głuchoniewidomych, sądząc widocznie, że to niemożliwe. A przecież to tak samo jak ze wspinaczką: nigdy nie dowiemy się, czy potrafimy się wspinać, chodząc jedynie po płaskiej powierzchni. Musimy spróbować.
Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym (TPG) od ćwierćwiecza podejmuje wiele niesamowitych działań, których celem jest wyjście z izolacji społecznej osób głuchoniewidomych, ich zawodowa i społeczna aktywizacja, nauka samodzielności, a także przełamywanie społecznych stereotypów na ich temat. Największym z nich jest przekonanie, że człowiek który jednocześnie nie widzi i nie słyszy, niewiele jest w stanie zrobić, wobec tego niewiele potrafi. Stąd jest już tylko mały krok do akceptacji jego izolacji, wykluczenia oraz małej aktywności. I w końcu do zapomnienia o najistotniejszej sprawie: potrzebach osób głuchoniewidomych, które niewiele różnią się od potrzeb osób pełnosprawnych.
Praca TPG zmienia świadomość naszą i samych osób głuchoniewidomych. Zakończone w niedzielę, 9 sierpnia 2015 r., samochodowe Wyścigi Osób Głuchoniewidomych to kolejna odsłona otwierania tej świadomości. Ten szalony pomysł zrodził się w głowie Mateusza Kotnowskiego, pracownika TPG, który wymyślił już inne znane akcje i działania podejmowane na rzecz osób głuchoniewidomych w Polsce: obóz przetrwania, zjazdy na linie tyrolskiej i wakeboarding, które były pierwszymi takimi przedsięwzięciami na świecie. Nie inaczej było z rajdem.
Nie było jednak pewne, czy uda się urzeczywistnić nowy cel. Aby rajd się odbył, potrzebne było 20 tys. zł – na cztery dni zakwaterowania dla 20 uczestników z ich przewodnikami, wyżywienie, przejazdy, sprzęt, nagłośnienie i mnóstwo wody, gdyż upały były niemiłosierne. To duża suma dla wielu organizacji pozarządowych, także dla TPG. Umieszczono więc ogłoszenie zbiórki pieniędzy na realizację Wyścigów Osób Głuchoniewidomych na portalu Polak Potrafi. Odpowiedź była niesamowita, zebrano pełną kwotę. W akcję włączył się również Port Lotniczy Łódź im. Władysława Reymonta, które udostępniło płytę lotniska, trzy łódzkie szkoły nauki jazdy, które przekazały samochody z automatycznymi skrzyniami biegów i pełnymi bakami paliwa, oraz firma Jantoń – producent, importer i eksporter win. Inicjatywę postanowili także wesprzeć miejscowi motocykliści, zrzeszeni w Łódzkim Forum Motocyklistów, którzy eskortowali duży autobus, wiozący wszystkich uczestników na lotnisko.
Najważniejsze były jednak oczywiście same wyścigi. Rywalizacja polegała na przejechaniu w jak najkrótszym czasie wyznaczonej pomiędzy słupkami trasy. Każda załoga składała się z: kierowcy, instruktora jazdy oraz siedzącego z tyłu przewodnika osoby głuchoniewidomej, który pomagał w razie potrzeby. Aby szanse były jednakowe dla wszystkich, kierowcy mieli założone na oczach opaski oraz słuchawki na uszach. Resztki słuchu bądź wzroku, jakie posiada większość osób głuchoniewidomych, mogłyby dawać niektórym kierowcom przewagę. Pilot dotyka w określone punkty kolana kierowcy.
Kierowcy prowadzili samochód w oparciu o komunikaty, przekazywane przez instruktora nauki jazdy, który dotykał ich prawego kolana. Dotknięcie prawej strony kolana oznaczało skręt w prawo, dotknięcie lewej strony – skręt w lewo, przodu kolana – komendę "gaz", a chwycenie ręką całego kolana – nakaz hamowania.
Kierowcy i instruktorzy trenowali i ćwiczyli komunikację między sobą przez dwa dni przed zawodami, na placach manewrowych szkół jazdy. Tam nie mogli jednak szybko jeździć. Co innego na płycie lotniska. Tam niektórzy jechali z prędkością prawie 100 km na godzinę!
Jednym z pierwszych startujących był Krzysztof Wostal.
- To było niesamowite wrażenie, towarzyszyło mi uczucie wielkiej radości, że ja prowadzę samochód, że to się dzieje naprawdę, czułem prędkość, zakręty, bujanie samochodu, hamowanie – powiedział na mecie. – Na treningach było trudno, bo o tylu rzeczach na raz trzeba pamiętać, ale na drugi dzień stwierdziłem, że da się tego nauczyć. Teraz czuję radość, że mimo tego, iż nie widzę i nie słyszę, dałem radę.
Radości nie krył także Andrzej Grzenia, który także po raz pierwszy w życiu zasiadł za kierownicą.
- Cieszę się, że się odważyłem. Kiedy dowiedziałem się o takiej możliwości, to powiedziałem sobie: "raz się żyje, trzeba spróbować" – mówił po wyścigu. – Bałem się oczywiście, że nie dam sobie rady, najtrudniejszy był dla mnie strach, że mogę w coś uderzyć, ale uczucie jest fantastyczne, kiedy przełamuje się kolejną granicę niemożliwości, że człowiek się odważył i poszedł do przodu. Mam też cichą nadzieję, że ta akcja pokaże innym ludziom, że takie osoby jak my istnieją i potrafią sobie dobrze radzić, jeśli da im się szansę i stworzy warunki.
Wśród 20 uczestników rajdu kilku straciło wzrok, gdy byli już dorośli. W młodości prowadzili samochód, więc ponowne znalezienie się za kierownicą było przywołaniem dawnych wspomnień. Tak było w przypadku Sławomira Marciniaka.
- Przed utratą wzroku jeździłem autem, choć to było wiele lat temu, ale pewne nawyki zostały – powiedział nam. – Mimo to, gdy usiadłem w fotelu kierowcy, poczułem ogromną niepewność, jak to będzie, czy będę w stanie zareagować odpowiednio na komendy instruktora. Ale trening dużo pomógł, bo się przełamałem. Wiem, że nigdy nie będę jeździł autem sam po ulicy, ale warto było zrobić to dla tego chwilowego uczucia i radości, jakie przeżyłem na rajdzie. Jednak po swoim przejeździe aż się spociłem, tak duży był stres. Nie mam słów na opisanie wrażeń, to było niesamowite przeżycie.
Tłumaczem-przewodnikiem Sławomira Marciniaka była jego żona, która siedziała na tylnym siedzeniu. Mąż jechał bardzo szybko, osiągnął drugi czas. Jazda z taką prędkością nie była jednak możliwa podczas treningów na placu nauki jazdy, płyta lotniska dawała nowe możliwości. Tuż po przekroczeniu linii mety i zatrzymaniu samochodu, żona pana Sławomira nie mogła ukryć swoich emocji:
- Matko jedyna, Boże, to było niewiarygodne! Że ja się zgodziłam z nim jechać! Myślałam że na zakrętach wypadnę z samochodu!
Instruktor Tadeusz Krajewski, który jechał ze Sławomirem Marciniakiem, był pod wrażeniem jego jazdy.
- Sławek bardzo dobrze reagował na moje komunikaty i to daje efekt. Jechał świetnie i szybko, zgraliśmy się – powiedział. – Na treningach sam raz założyłem opaskę, aby się przekonać, jak to jest prowadzić samochód tak jak oni. I rzeczywiście potrzebowałem wiele czasu, żeby reagować szybko na sygnały kogoś, kto mną kierował. To jest niesamowite dla mnie doświadczenie, że w porównaniu do kursantów pełnosprawnych, osoby głuchoniewidome znacznie szybciej się uczyły jazdy, przecież treningi trwały tylko dwa dni, a Sławek jechał pewnie i niemal cały czas 90 km na godzinę. Zaufał moim oczom i reagował tak, jak powinien.
Sławomir Marciniak został jednak pokonany. Zwycięzcą pierwszego na świecie Wyścigu Osób Głuchoniewidomych została dziewczyna – Kamila Dobrzyńska. Trzecie miejsce zajął Ryszard Grzesiak. Instruktor zwyciężczyni, komentując jej jazdę, powiedział: "Szatan nie kobieta".
- Pokazałam, że kobiety górą! – śmiała się Kamila Dobrzyńska po swoim zwycięstwie. – Przez dwa dni ćwiczeń poznaliśmy się z instruktorem i zaufaliśmy sobie. W czasie wyścigu zdałam się całkowicie na niego. To było spełnienie mojego marzenia, bo zawsze chciałam pojechać samochodem i wziąć udział w wyścigu.
Źródło: portal www.niepełnosprawni.pl 11.08.2015
Łukasz Majerczyk
6 października Jerzy Płonka dokonał rzeczy niebywałej. Mimo swej niepełnosprawności - widzi jedynie 5% tego co zdrowy człowiek - zdobył Gerlach, najwyższy szczyt Tatr (2655 m n.p.m.).
Wyprawa była jednym z etapów realizowanego przez Jurka projektu pt. "Euro-Summits Adventure", mającego na celu zdobycie najwyższych szczytów wszystkich krajów Europy. Sam jej bohater jest prezesem stowarzyszenia o wymownej nazwie "Nie widzę przeszkód". W poniedziałek wieczorem wraz z kolegą - Jackiem Grzędzielskim (przedsiębiorcą, wspinaczek, maratończykiem górskim) przyjechał do Zakopanego, by we wtorek z samego rana wyruszyć na Słowację. Przewodnikiem Jerzego miał być Mieczysław Ziach, zastępca naczelnika TOPR, międzynarodowy przewodnik wysokogórski i narciarski UIAGM/IVBV z Biura Przewodników Wysokogórskich Salewa, który na Gerlachu był kilkaset razy.
Jest piękna, słoneczna pogoda. Przygodę czas zacząć. Zamieszczamy wywiad przeprowadzony z Jerzym przez Łukasza Majerczyka, opublikowany w serwisie 601100300.pl.
Łukasz Majerczyk: Jurek, nie bałeś się?
Jerzy Płonka: Nie, chyba po raz pierwszy w życiu byłem w pełni wyluzowany wspinając się na górę?
Pytam, bo Mietka nie znałeś, a to on miał Cię prowadzić w terenie, gdzie wspinaczki nie brakuje.
Wiesz, to jest niesamowite, jakaś magia, trudno mi określić, ale wszystko zagrało idealnie. Mietek, wiedział jak mnie prowadzić, w jaki sposób asekurować, co kiedy podpowiedzieć, przed czym ostrzec, słowem dbał abym czuł się komfortowo pnąc się na Gerlacha. I Jacek, którego znałem wcześniej. Dbał o moje bezpieczeństwo podczas Biegu Śnieżnej Pantery abym nie pobłądził w śniegach pod Babią Górą.
Jak możesz opisać trasę?
Podchodziliśmy Doliną Wielicką ku Domowi Śląskiemu (1670 m. n.p.m.) i stąd już na Gerlach. Na początku tradycyjnie, wędrówka po kamieniach, piargach aż dotknąłem dłonią skały. I zaczęła się wspinaczka. Oczywiście, jak to w moim przypadku nie mogło obyć się bez przygód. Zanim wszedłem w ścianę jak należało, próbowałem wejść w nią głową. Trochę zawirowało w głowie a chłopaki skomentowali moje bliskie spotkanie z granitem stwierdzeniem, że w tym roku są wyjątkowo twarde gdyż mało padało (śmiech). Od razu założyłem kask.
Chyba po raz pierwszy naprawdę się wspinałeś?
Tak! Byłem tak blisko pachnących mchem, porostami skał jak nigdy wcześniej. Palcami dłoni wyczuwałem każdą szczelinę, opierałem nogi na wskazanych przez chłopaków stopniach. I szedłem a raczej pełzłem w górę.
Były trudne momenty?
Były. Trawersowanie ściany było stresujące dla wszystkich. Tam gdzie występowała mocna ekspozycja. Ja, który prawie nic nie widzi i oni, którzy o tym wiedzą a nie chcą powiedzieć, że mam za sobą przepaść. Oni mówią, że mam przed sobą półkę szeroką na pół metra, a co ja robię? Stawiam stopę o 2 cm od przepaści. Można się spocić z emocji.
Po prostu dbali o Twój komfort.
To prawda, jakby w paru przypadkach powiedzieli mi, że obok mnie zieje 200 metrowa przepaść to pewnie bym przywarł do kamieni i się nie ruszył (śmiech). A tak to nie widząc przeszkód o 12:30 stanęliśmy na najwyższym szczycie Tatr.
I co, była radość, duma, spełnienie?
Wszystko. Nie potrafię tego opisać. Czułem się jak w filmie. Wiesz, ktoś po Ciebie przyjeżdża, zabiera w nieznane do świata zupełnie nierealnego. I Ty czujesz, że pasujesz tu jak ulał, że się doskonale w tej surowej scenerii odnajdujesz. Towarzystwo na medal, pogoda pierwsza klasa. Tylko to zejście w dół…
Nie tak sobie wyobrażałeś?
Że porwę spodnie tak, ale że się tak poobijam już nie. Mietek z Jackiem mówili, że człowiek pełnosprawny dawno by sobie coś złamał, gdyby schodził jak ja. Sam Mietek przyznał, że po raz pierwszy prowadził niewidomego i na pewno gdyby szedł jeszcze raz obrałby inny sposób schodzenia. Towarzysze sprowadzali mnie tyłem do ściany lub wręcz "na pupie". Powodowało to wydłużenie zejścia. Lepiej jednak osobę niewidomą opuszczać.
Kiedy rozmawiałem z Jackiem i Mietkiem, obaj zgodnie stwierdzili, że ta wycieczka wiele ich nauczyła. Poznali inny wymiar wspinaczki górskiej i metody chodzenia z osobą niewidomą. A czym dla Ciebie było zdobycie Gerlacha?
Nauczyłem się innego chodzenia po górach, takiego stricte wspinaczkowego. Przekonałem się ile mogę zyskać jako turysta i jako człowiek wędrując z osobami doświadczonymi, od których bije pewność i spokój. Po raz kolejny przekonałem się o znaczeniu doboru osób w wyprawie. I już bardziej przyrodniczo - naliczyłem chyba z 5 różnych odmian mchów na granitowych skałach. Dla mnie to nowość bo spodziewałem się, że skała będzie pozbawiona roślinności.
O której zeszliście na dół?
W Dolinie Batyżowieckiej byliśmy o 17:30, a w Zakopane ściągnęliśmy na wieczór. Było trochę świętowania (śmiech).
Jurek, jeszcze raz wielkie gratulacje dla Ciebie. Gratulacje też dla Jacka Grzędzielskiego i Mieczysława Ziacha.
Źródło: portal http://tatromaniak.pl
Iwona Czarniak
Niewidomy mieszkaniec Skoczowa Mirosław Madzia jest sportowcem. W 2007 roku trafił do kadry i sukcesywnie zdobywa medale.
Są to między innymi:
brązowy medal w rzucie dyskiem w mistrzostwach Europy w Grecji w 2009,
srebrny medal w pchnięciu kulą i brązowy w rzucie dyskiem w Igrzyskach osób niewidomych i niedowidzących w Turcji w 2011,
2 brązowe medale w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem w Holandii w 2012,
srebrny medal w mistrzostwach Europy w Walii w rzucie dyskiem w zeszłego roku,
srebrny medal w igrzyskach osób niewidomych i niedowidzących w Seulu w rzucie dyskiem bieżącego roku.
Mirek stracił wzrok w wieku trzynastu lat, jest osobą pogodną i jak powiedział mi jego trener pan Zbigniew Gryżboń:
- Jest to zawodnik stawiający sobie cele i wytrwale dążący do ich osiągnięcia. Codziennie przemierza samodzielnie drogę ze Skoczowa do Cieszyna gdzie trenuję w KS MOSiR Cieszyn.
Mirek startuje w zawodach w kategorii f11 czyli całkowicie niewidomy.
Na moje pytanie dlaczego wybrał tą dyscyplinę odpowiedział:
- Zacząłem późno trenować, na bieganie już byłem za stary, poza tym moje warunki fizyczne predysponują mnie do konkurencji rzutowych. Zostałem przy dysku, ponieważ na igrzyskach w Rio moja grupa będzie miała tylko rzut dyskiem. Najlepiej wychodzi mi rzucanie dyskiem.
- Co daje panu uprawianie sportu?
- Daje mi jakieś zajęcie ale przede wszystkim robię to co lubię i można powiedzieć, że jest to moja pasja. Najbliższe plany to mistrzostwa świata w Katarze w październiku i olimpiada w Rio.
Mirosław jest z zawodu masażystą jednak wykonywanie tego zawodu przełożył na dalsze lata, ponieważ trudno, by było pogodzić pracę na etacie z treningami i wyjazdami na zgrupowania i zawody.
Tak jak w codziennym życiu niepełnosprawnych potrzebne jest samozaparcie, determinacja, i samodyscyplina do pokonywania barier, to Mirek i wielu innych sportowców niepełnosprawnych pokazują, że można osiągnąć dużo więcej.
Mirkowi i jego kolegom należą się wyrazy uznania za rozsławianie naszego kraju ale przede wszystkim za to, że pokazują niepełnosprawnym iż życie pomimo różnych dysfunkcji nie musi się sprowadzać do siedzenia w czterech ścianach.
Beata Rędziak
Czy nowelizacja kodeksu pracy podpisana przez prezydenta Bronisława Komorowskiego 5 sierpnia br. zaszkodzi pracownikom z niepełnosprawnością?
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej utrzymuje, że zmiany mają zapewnić ochronę wszystkim pracownikom, jednak niektórzy zatrudnieni z orzeczeniem o niepełnosprawności obawiają się, że będzie wręcz odwrotnie. Chodzi o zmianę wprowadzoną nowymi przepisami, zgodnie z którymi pracodawca po upływie 33 miesięcy od zatrudnienia danego pracownika musi zawrzeć z nim umowę na czas nieokreślony. Tak samo będzie musiał zrobić pracodawca, który zawarł już z pracownikiem trzy umowy na czas określony. Nie będzie to dotyczyło jedynie przypadku zastępstwa innego pracownika, przy pracach sezonowych i dorywczych oraz wykonywania pracy na czas kadencji.
- Nie ma tutaj wymienionych osób z niepełnosprawnością. Mam I grupę ze względu na narząd wzroku, a orzeczenie wydane na czas nieokreślony, wykonuję telepracę i wszystko wskazuje na to, że po 33 miesiącach stracę pracę – obawia się nasz Czytelnik, pan Waldemar.
Pracuje on w zakładzie pracy chronionej, który zatrudnia 800 osób. Dotychczas pan Waldemar miał umowy o pracę podpisywane z pracodawcą, w zależności od jego woli, na 2, 3, 5 lat. Po trzech takich umowach na czas określony odbył miesiąc przerwy, po czym znów podpisywał nową umowę.
- Zakład nie może dać mi umowy na czas nieokreślony ze względu na niepewność rynku i ilości pracy – twierdzi pan Waldemar.
Pracodawca, zgodnie z nowymi przepisami, może wskazać przyczyny obiektywne, leżące po jego stronie, kiedy nie musiałby podpisywać umów na czas nieokreślony z pracownikiem. Z pytaniem czy taką obiektywną przyczyną może być sytuacja pracowników z orzeczeniem, którzy często mają podpisywane umowy na czas trwania orzeczenia, zwróciło się do ministra pracy i polityki społecznej Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych "Podkarpacie".
"Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że w chwili zatrudnienia niepełnosprawnego pracownika nie wiadomo, czy właściwy organ przedłuży orzeczenie o niepełnosprawności, a jeżeli tak, to na jaki okres. (…) W takim stanie faktycznym zawieranie umów o pracę na czas nieokreślony będzie skutkowało dla pracodawców posiadających status ZPCHR, rażącą stratą i może całkowicie wyeliminować je z rynku. Tym samym niepełnosprawni pracownicy takich ZPCHR stracą pracę" – pisze prezes Stowarzyszenia Ryszard Dzik.
Według Radosława Mleczko, wiceministra pracy i polityki społecznej, powyższa interpretacja przepisów prowadzi do osłabienia ochrony pracowników, a przeniesienie na nich odpowiedzialności za prowadzenie działalności gospodarczej przez pracodawcę jest bezzasadne.
"Nie można osłabiać ochrony pracowniczej ze względu na ewentualne zmniejszenie kierowanego do pracodawcy wsparcia ze środków publicznych" – pisze wiceminister.
Nie można również według niego osłabić ochrony pracowniczej ze względu na posiadane lub nie orzeczenie o niepełnosprawności, które nie jest miernikiem efektywnej pracy, są nimi zaś wiedza i umiejętności pracownika.
Edyta Sieradzka, wiceprezes Ogólnopolskiej Bazy Pracodawców Osób Niepełnosprawnych OBPON.pl przyznaje, że praktyka zawierania umów na czas trwania orzeczenia o niepełnosprawności jest dość powszechna w zakładach pracy chronionej.
- Pracodawcy argumentują to zabezpieczeniem się przed utratą statusu ZPCHR, wiadomo, że muszą spełniać tu wymogi i wskaźniki – mówi.
Obecnie bardzo długo czeka się na orzeczenie o niepełnosprawności, spowodowane jest to także staraniem się o nowe karty parkingowe i brakiem środków w zespołach ds. orzekania o niepełnosprawności.
Według Anny Dukat, eksperta ds. niepełnosprawności Business Centre Club problem w ogóle leży przede wszystkim w systemie orzekania o niepełnosprawności.
- Głównym problemem, który widać w tle jest orzecznictwo stopnia niepełnosprawności, które najmocniej wymaga zmian. W obecnym stanie braku stabilności i ciągłych "cudownych uzdrowień" zaburzone jest stałe zatrudnienie osób niepełnosprawnych. Potencjalni pracodawcy, jak i pracownicy nawiązując stosunek pracy, nie są pewni decyzji komisji orzekającej przy następnym orzekaniu – komentuje.
Edyta Sieradzka przyznaje, że z tytułu nowych przepisów mogą być problemy z zatrudnianiem osób z orzeczeniem na czas nieokreślony.
- Nie ma dobrego rozwiązania, to będzie zależało od firmy, ale nie wierzę w to, żeby pracodawcy decydowali się, że będą to umowy na czas nieokreślony, co wiąże się z różnymi konsekwencjami dla nich jak np. odprawa w przypadku zwolnienia pracownika. Może rozwiązaniem byłoby ustalenie jakiegoś okresu, na który muszą zatrudnić pracownika, a nie zmuszanie ich do zawarcia umów na czas nieokreślony – komentuje.
Nowe przepisy Kodeksu pracy wchodzą w życie od 1 stycznia 2016 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl20.08.2015
Łukasz Guza
Pracodawca będzie mógł zatrudniać podwładnego na czas określony nie dłużej niż przez 33 miesiące. Takie ograniczenie w zatrudnieniu terminowym wejdzie w życie 22 lutego 2016 r. Ustawa nowelizująca kodeks pracy w omawianym zakresie (Dziennik Ustaw z 2015 r., pozycja 1220) została właśnie opublikowana w Dzienniku Ustaw.
Zgodnie z nowymi przepisami w ciągu wspomnianych 33 miesięcy (36 wraz z okresem próbnym) firma będzie mogła zawrzeć z pracownikiem maksymalnie trzy kontrakty czasowe. Zawarcie czwartego lub kontynuowanie pracy po przekroczeniu czasowego limitu będzie równoznaczne z zawarciem umowy na czas nieokreślony. Ograniczenie to nie będzie obowiązywać np. zatrudnienia na okres kadencji lub na zastępstwo, a także w sytuacji, gdy pracodawcy wykażą potrzeby uzasadniające zawieranie terminowych kontraktów.
Z punktu widzenia pracodawcy istotne jest to, że do czasowego limitu nie będzie wliczany okres zatrudnienia sprzed wejścia w życie ustawy. W przypadku osób, które 22 lutego będą pracować na umowach czasowych, 33-miesięczny limit zacznie biec dopiero od tej daty. Jeśli jest to już drugi kontrakt z tym samym pracownikiem, będzie on również drugą umową w rozumieniu nowej ustawy (a więc w stały kontrakt przekształci się czwarta umowa, chyba że szybciej minie 33-miesięczny limit).
Zmienione przepisy przewidują też, że okresy wypowiedzenia kontraktów na czas określony zostaną zrównane z tymi obowiązującymi stałe umowy. W zależności od stażu pracy będą wynosić od dwóch tygodni do trzech miesięcy. Do stażu nie będzie wliczany okres zatrudnienia sprzed 22 lutego 2016 r.
Źródło: Gazeta Prawna z dnia 26.08.2015 r.
Beata Rędziak
Od 1 stycznia 2016 r. obowiązkowe będzie zatrudnienie nauczyciela wspomagającego w przedszkolach i szkołach, do których uczęszczają uczniowie z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego ze względu na autyzm, zespół Aspergera czy niepełnosprawności sprzężone. To efekt nowego Rozporządzenia w sprawie organizowania warunków kształcenia, opieki i wychowania dla dzieci niepełnosprawnych, niedostosowanych społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym, które Minister Edukacji Narodowej podpisał w sierpniu br.
- Dotychczas było tak, że niejednokrotnie dzieci, szczególnie w małych miejscowościach, w klasach ogólnodostępnych, skazane były na dobrą lub złą wolę gminy, jeśli chodzi o pomoc nauczyciela wspomagającego – mówi Aleksandra Braun ze Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom z Ukrytymi Niepełnosprawnościami im. Hansa Aspergera "NIE-GRZECZNE DZIECI". – Wcześniejszy zapis rozporządzenia mówił, że można go bowiem zatrudnić, ale za zgodą organu prowadzącego. Teraz to się zmieni na korzyść dzieci, bo jeśli w orzeczeniu dziecka o potrzebie kształcenia specjalnego będzie taki zapis, to bezdyskusyjnie nauczyciel wspomagający będzie musiał być zatrudniony.
Aleksandra Braun wyjaśnia też, że jeśli dziecko ma niepełnosprawność sprzężoną, w wyniku czego ma problem z poruszaniem się, a będzie mieć wspomniane zalecenie w orzeczeniu, będzie mógł być zatrudniony asystent pomagający mu np. w poruszaniu się po szkole.
- Trzeba pamiętać o tym, aby rodzice pilnowali zapisów w orzeczeniu dziecka o potrzebie kształcenia specjalnego, bo to będzie miała ogromne znaczenie – przypomina Aleksandra Braun. – W mniejszych miejscowościach niekiedy trudno jest uzyskać rodzicom odpowiednią formę kształcenia dla dziecka, pomimo że samorządy mają taki obowiązek – dodaje.
Trzeba więc pamiętać o tym, że przydzielenie dziecku z autyzmem, zespołem Aspergera czy niepełnosprawnościami sprzężonymi nauczyciela wspomagającego nie wydarzy się "z automatu" od przyszłego roku. Rozporządzenie mówi bowiem, że dodatkowe osoby zatrudnia się "z uwzględnieniem realizacji zaleceń zawartych w orzeczeniu o potrzebie kształcenia specjalnego". Nie będzie to możliwe także w klasach integracyjnych, a jedynie w klasach ogólnodostępnych. Zadania i zakres obowiązków nowo zatrudnionych nauczycieli będzie wyznaczał dyrektor szkoły.
Co z innymi dziećmi?
Aleksandra Braun zastanawia się tylko, co z dziećmi z innymi niepełnosprawnościami, które nie są ujęte w rozporządzeniu, a też potrzebują wsparcia dodatkowego nauczyciela czy asystenta.
Ogólnie jednak nowy przepis jest oceniany pozytywnie.
- To bardzo dobra zmiana, i chociaż nas nie dotyczy bezpośrednio, gdyż my od dawna zatrudniamy takie osoby ze względu na charakter naszej placówki, to w szkołach ogólnodostępnych będzie to miało duże znaczenie – mówi Agnieszka Jabłońska, dyrektor Zespołu Placówek Edukacyjnych w Olsztynie, gdzie uczęszczają m.in. osoby z autyzmem. – Są na to wydzielone środki zeszłoroczną ustawą okołobudżetową. Zastanawiam się jedynie nad tym, czy ustawa nie wyprzedziła rzeczywistości – czy mamy wystarczająco dobrze przygotowaną do tych zadań kadrę. Mamy oczywiście oligofrenopedagogów, ale do pracy np. z osobami z zespołem Aspergera potrzeba też szczególnych predyspozycji osobowościowych – ostrzega Agnieszka Jabłońska.
Nowe przepisy wejdą w życie 1 stycznia 2016 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 08.09.2015
Magdalena Wypijewska
Dla zarobkujących emerytów i rencistów ważne są dwa progi określające wpływ ich przychodów na pobierane świadczenie. Aby pobierać je w całości, miesięcznie mogą zarobić do limitu obliczanego jako 70 procent przeciętnego wynagrodzenia ogłoszonego za ostatni kwartał. Zarabiający nieco więcej, ale maksymalnie 130 procent tego wynagrodzenia, otrzymują świadczenie pomniejszone o kwotę przekroczenia. Natomiast zarobki wyższe niż 130 procent średniego wynagrodzenia powodują, że ZUS zawiesza wypłatę emerytury lub renty w całości – czytamy w Rzeczpospolitej.
Granice przychodów zmieniają się od trzeciego miesiąca każdego kwartału. Od września br. odwróciła się jednak rosnąca tendencja tych limitów, co oznacza, że emeryci/renciści mogą zarobić mniej. Przez najbliższe trzy miesiące niższa granica będzie wynosić 2698,50 zł. Tyle będzie można zarobić miesięcznie, aby nie miało to żadnego wpływu na wypłacane świadczenie. To aż o 140 zł niższy limit niż ten obowiązujący od czerwca do sierpnia br.
Wyższy limit wyniesie natomiast 5011,40 zł. Osobie, której zarobki przekroczą niższy próg, ale nie pokonają tej wyższej granicy, należy się obniżone świadczenie. Odejmuje się od niego tyle, o ile zarobki przekroczyły niższy pułap. Przy czym obowiązuje tu maksymalna kwota, o jaką można to świadczenie zmniejszyć, która od 1 marca 2015 r. wynosi:
561,70 zł - dla emerytury, renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy,
421,31 zł - w przypadku renty z tytułu częściowej niezdolności do pracy,
477,47 zł - dla renty rodzinnej dla jednej osoby.
Zarobki powyżej 5011,40 zł miesięcznie powodują, że od września ZUS zawiesi wypłatę całej emerytury/renty. Ten limit spadł aż o 260 zł. Emeryt/rencista, który zarobi powyżej tej kwoty, straci całe świadczenie za najbliższe trzy miesiące, chyba że przeciętny przychód okaże się niższy przy rozliczeniu zarobków w skali roku.
W praktyce swoje zarobki muszą kontrolować pracownicy, zleceniobiorcy czy chałupnicy - czyli osoby, dla których podstawą wymiaru składek jest faktycznie osiągnięty przychód.
Natomiast przedsiębiorcy nie muszą sobie zawracać tym głowy. Dla osób prowadzących działalność podstawą wymiaru składek jest bowiem równowartość 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia i tę kwotę uznaje się, czysto fikcyjnie, za osiągnięty zarobek. Tym samym nie ma szans, żeby przedsiębiorca przekroczył choćby niższy próg zarobkowy (wyższy przecież o 10 pkt proc.), chyba że działalność nie jest jego jedynym źródłem zarobkowania.
Jeszcze dalej od przekroczenia obowiązujących limitów jest osoba, która korzysta z możliwości opłacania składek przez pierwsze dwa lata prowadzenia działalności od 30 proc. minimalnego wynagrodzenia.
Źródło: Rzeczpospolita (2015-09-04)
Nieważne, czy twoje problemy finansowe wynikły z życiowych tragedii, kłopotów z pracą czy finansowej niefrasobliwości. Ważne, byś wzięła się w garść i zaczęła działać, zanim będzie za późno. Sprawdź, jakie masz możliwości.
Jesteśmy solidnie zadłużeni! Suma niespłaconych przez Polaków kredytów to prawie 41 miliardów złotych. Przy czym już 2,38 miliona osób ma problemy z płynnością rat. Tobie też to grozi? A może już zalegasz ze spłatą? Przeczytaj nasz przewodnik dla zadłużonych.
Co robić, jeśli spodziewam się problemów ze spłatą kredytu? Przede wszystkim nie czekać do ostatniej chwili. Najlepiej działać, zanim powstaną zaległości. Każde opóźnienie pogarsza bowiem pozycję klienta w rozmowach z bankiem. Co pozwoli zyskać na czasie i nie dopuścić do przeterminowania zadłużenia?
Aby zachować płynność (i uciec od wysokich odsetek związanych z przeterminowaną spłatą rat), warto np. wystąpić o wakacje kredytowe. Umożliwiają one zawieszenia spłaty całej jednej raty lub rzadziej kilku rat. W niektórych bankach można z nich raz w roku skorzystać bezpłatnie, w innych za opłatą (dopytaj jaką!). Wystarczy złożyć dyspozycję, informującą, że w następnym miesiącu chcemy aktywować taką opcję. Oczywiście odroczoną ratę i tak będziemy musieli potem spłacić – okres kredytowania zostanie o nią wydłużony.
Innym rozwiązaniem jest karencja w spłacie kapitału. Bank na jakiś czas zwalnia wtedy dłużnika ze spłaty części raty (kapitału), nadal jednak trzeba płacić odsetki. Zwykle można skorzystać z tej opcji po uregulowaniu przynajmniej kilku rat. Często karencja nie powoduje zmiany okresu kredytowania. Kapitał rozkładany jest wtedy na mniejszą liczbę rat. W efekcie klient musi potem płacić nieco więcej niż przed zawieszeniem spłaty kapitału.
Ważne! Nim zdecydujesz się na karencję, zapytaj, jakiej wysokości zapłacisz za to prowizję.
Jeśli klient ma problemy w spłacie dużego kredytu, od którego naliczane są wysokie odsetki, bardzo dobrą opcją jest karencja w spłacie samych odsetek. Dłużnik oddaje wtedy tylko kapitał. Niestety, niewiele banków to oferuje, zawsze jednak warto zapytać.
Klienci niektórych banków mogą raz w roku bezpłatnie przesunąć dzień zapadalności raty nawet o 25-30 dni. W ten sposób zmiana terminu spłaty w połączeniu z jednomiesięcznymi wakacjami daje kredytobiorcy dwa miesiące na to, by poprawić płynność finansową, np. znaleźć pracę, sprzedać nieruchomość albo samochód, by zyskać fundusze na przetrwanie trudnego okresu.
Ważne! Każdy z wymienionych sposobów pozwala zyskać na czasie. Jeżeli jednak przewidujemy, że w ciągu miesiąca lub kilku nie uda się poprawić sytuacji finansowej, jeszcze przed wystąpieniem o wakacje kredytowe czy karencję w spłacie oceńmy realnie swoje możliwości i wystosujmy do banku pismo. Trzeba w nim określić, jakiej ulgi oczekujemy (np. jakiej wysokości raty jesteśmy w stanie płacić). Odroczenie spłaty uchroni nas przed powstaniem zadłużenia przeterminowanego, w czasie, gdy bank będzie rozpatrywał nasz wniosek. Później jego pracownik powinien nam przedstawić kilka opcji, które umożliwią restrukturyzację kredytu (czyli dostosowanie umowy do naszych możliwości i oferty banku). W tym przypadku będzie się ona sprowadzała do opcji, dzięki którym raty staną się dla nas mniejszym obciążeniem.
Osoby, które spłacają kredyt od dłuższego czasu, mogą poprosić o wydłużenie okresu spłaty, co przełoży się na obniżenie rat. Jednak takie rozwiązanie oznacza, że klient będzie dłużej związany z bankiem i w efekcie będzie musiał zapłacić więcej odsetek. Jeśli jednak środków na spłatę rat jest za mało, nie ma co się zastanawiać. Trzeba jedynie pamiętać, że działanie takie wymaga zmiany warunków umowy, a co za tym idzie zapłacenia bankowi prowizji (zapytaj o jej wysokość!).
Jeżeli masz kilka pożyczek, zamiast negocjować warunki jednego zadłużenia, możesz zaciągnąć kredyt konsolidacyjny. Połączy on wszystkie zadłużenia w jedno, zwykle atrakcyjniej oprocentowane, a więc tańsze. Aby ustrzec się przykrych niespodzianek, trzeba jednak przed zawarciem umowy sprawdzić, jakie dodatkowe koszty się z tym wiążą. Bank może nam bowiem zaproponować bardzo wysoką prowizję albo dodatkowe drogie ubezpieczenie. Niewykluczone, że pojawią się koszty z tytułu wcześniejszej spłaty starych kredytów. Dlatego przed podpisaniem umowy, porównaj oferty kilku banków i dopiero decyduj.
Ważne! Najbardziej korzystny wydaje się kredyt konsolidacyjny zabezpieczony nieruchomością. W jego wypadku spłatę można rozłożyć nawet na 360 rat (30 lat) i skorzystać z niższego na rynku oprocentowania. Trzeba jednak liczyć się z tym, że zastawiając dom albo mieszkanie, możemy stracić nieruchomość. Musimy mieć więc pewność, że będziemy mogli bez problemu udźwignąć ratę takiego kredytu.
Opłaca się to zrobić, gdy obca waluta jest chwilowo osłabiona, ale według prognoz potem na długo może się wzmocnić. Biorąc to pod uwagę, np. teraz nie warto zmieniać franka na złotego. Niektórym ewentualnie może się opłacić zmiana kredytu w euro. Jeśli zdecydujemy się na przewalutowanie przy wysokim kursie waluty, wartość kredytu po przeliczeniu na złotówki będzie o wiele większa niż pierwotnie. Musimy się więc liczyć z ogromną stratą i wzrostem raty, bo oprocentowanie kredytów tych w CHF jest znacząco niższe od tych udzielonych w złotych. Po umocnieniu się franka banki zgodziły się pomóc kredytobiorcom. Na co mogą oni liczyć?
Nadzór finansowy zalecił, by banki stały się bardziej elastyczne w stosunku do kredytobiorców. W efekcie banki zapowiedziały, że:
obniżą oprocentowanie kredytów we frankach, uwzględniając tak zwane ujemne stopy procentowe,
zmniejszą spread (różnicę w kursie kupna i sprzedaży CHF),
umożliwią zawieszenie spłaty rat na 1-2 miesiące,
wprowadzą możliwość wydłużenia okresu spłaty i zmniejszą wysokość rat,
zniosą opłaty za wakacje kredytowe, wydłużenie okresu spłaty, przewalutowanie; zaproponują dogodne warunki przewalutowania.
Ważne! Niestety, to tylko zalecenia. Jeśli jakiś bank nie wdroży ułatwień dla frankowiczów, nie spotka go za to żadna kara. Na dodatek zmiany są kosmetyczne. Z wielu opcji klienci mogą korzystać od wielu lat, bo mają je zapisane w umowach kredytowych. Na dodatek działania te nie zabezpieczają przed kolejnymi wzrostami kursu franka.
Podstawa – to jak najszybciej działać, ponieważ oprocentowanie kredytów przeterminowanych jest bardzo wysokie, a co za tym idzie, zaległości szybko rosną. Trzeba zatem skontaktować się z bankiem i wystąpić o restrukturyzację kredytu (patrz jak obniżyć raty na stałe). Negocjacje będą jednak trudne. Zwykle, zanim bank godzi się na opracowanie nowych warunków, żąda spłaty znacznej części przeterminowanego zadłużenia. Jeśli jednak popadliśmy w poważne tarapaty finansowe i od dawna nie regulujemy rat, musimy się liczyć z tym, że zgłosi się do nas bankowy windykator. A gdy nadal nie uregulujemy zaległości, czeka nas wypowiedzenie umowy i egzekucja komornicza. Wtedy kołem ratunkowym będzie jedynie upadłość konsumencka. Z możliwości takiej wolno skorzystać raz na 10 lat.
Od początku roku procedury zmieniły się na korzyść dłużników. Przygotowanie wniosku o upadłość nie jest skomplikowane, a opłata sądowa za jego złożenie to jedynie 30 zł. Koszty postępowania mogą zostać pokryte przez państwo (jeśli dłużnik nie posiada żadnego majątku). Sąd we współpracy z wyznaczonym syndykiem ustala plan spłaty wierzycieli. Jest to miesięczna rata na pokrycie wszystkich zobowiązań dłużnika. Będzie ona płacona przez maksymalnie 36 miesięcy. Potem wszystkie niespłacone zobowiązania zostaną umorzone. Ogłoszenie upadłości może oznaczać konieczność sprzedaży całego majątku, w tym mieszkania. Jeżeli zajmie się tym syndyk sądowy, to z uzyskanej kwoty dłużnik otrzyma kwotę potrzebną na wynajęcie mieszkania na dwa lata. Sąd ma też możliwość umorzenia wszystkich zobowiązań dłużnika bez określania planu spłaty wierzycieli! Oznacza to, że całkowite oddłużenie następuje w kilka miesięcy od złożenia wniosku o upadłość. W efekcie tego część banków, obawiając się strat, wynikających z umorzenia przez sąd długów, chętniej współpracuje z dłużnikami.
Jeśli bank nie odnotuje płatności przez kilka tygodni, do kontaktów z klientem oddelegowany zostaje pracownik działu windykacji. Jego zadaniem jest przekonanie dłużnika do uregulowania zaległości. Jednak ci często mylą go z komornikiem. Zobacz, jakie są różnice między jednym a drugim.
Dłużnik nie musi współpracować z windykatorem.
Kto ponosi koszty: wierzyciel.
Jakie uprawnienia ma windykator:
wysyłanie wezwań do zapłaty, przeprowadzanie rozmów telefonicznych z dłużnikiem, spotkania osobiste z dłużnikiem (tylko za jego zgodą), przeprowadzanie negocjacji w imieniu wierzyciela, przeprowadzanie wywiadów terenowych, wpisanie dłużnika na czarną listę (KRD, BIG Infomonitor itp.), skierowanie sprawy do sądu celem uzyskania tytułu egzekucyjnego.
Rodzaj postępowania: egzekucyjny.
Dłużnik musi się podporządkować wyrokowi sądu.
Kto ponosi koszty: dłużnik.
Jakie uprawnienia ma komornik: może dokonywać wywiadu terenowego, może wejść do mieszkania lub domu dłużnika w asyście policji, może sprawdzać dane na temat dłużnika w bazach danych instytucji państwowych (ZUS, US, KRS itp.) może zajmować i dokonywać egzekucji z ruchomości (samochód, sprzęt RTV, AGD itp.) i nieruchomości (dom, mieszkanie, działka), może zająć część pensji oraz środki zgromadzone na rachunku bankowym.
Źródło: www.prawy.pl
Zgodnie z przekazywanymi przez niektórych Czytelników sugestiami, w tej edycji rubryki zajmiemy się, w mniejszym stopniu przepisami kulinarnymi, a poświęcimy sporo uwagi technicznej otoczce kuchni, czyli dbałości o sposób przechowywania produktów i dbałości o czystość sprzętu AGD.
Pragnę prosić Państwa o przesyłanie informacji o sprzęcie przyjaznym dla niewidomych i ewentualnych pomysłach przystosowania tego sprzętu do użytkowania go przez osoby z dysfunkcją wzroku czy całkowitych bezwzrokowców.
Justyna Nowicka
Dzięki nim produkty spożywcze dłużej zachowają świeżość. Ale nie każde pudełko nadaje się do przechowywania jedzenia.
Są tanie, dostępne w wielu rozmiarach. Przed zakupem trzeba się upewnić, czy na denku pojemnika lub na dołączonej ulotce jest znaczek kieliszka i widelca, co oznacza, że produkt nadaje się do kontaktu z żywnością.
Uwaga! Plastikowe pojemniki łatwo zabarwiają się od przechowywanych w nich produktów.
Wykonane są z blachy ocynkowanej albo z nierdzewnej stali. Doskonale chronią przed światłem. Nadają się do przechowywania produktów suchych (herbata, makaron, kasze). Lepiej nie wkładać do nich artykułów lekko wilgotnych (np. śliwki suszone), bo mogą one nabrać metalicznego posmaku.
Uwaga! Metalowe pojemniki nie nadają się do przechowywania kwaśnych produktów, ponieważ zawarte w nich substancje wchodzą w reakcje z metalem.
Nie wchodzą w reakcję z żadnymi artykułami spożywczymi. Dobrze chronią przed wilgocią, łatwo utrzymać je w czystości, ale nie nadają się do przechowywania produktów psujących się pod wpływem światła (np. masła, orzechów). Za to można w nich podawać bezpośrednio na stół przechowywane produkty (np. ciasteczka).
Można w nich nie tylko przechowywać żywność, ale też odgrzewać i gotować na parze w mikrofalówce. Niezastąpione do jedzenia na wynos (np. drugie śniadanie) – pusty można złożyć na płasko, nie zajmuje wiele miejsca. Zamknięcia na klipsy z czterech stron powodują, że pojemnik jest szczelny.
To dobry sposób na dłuższe przechowywanie żywności. Jeśli świeży produkt możemy przechowywać ok. 3 dni, to w opakowaniu próżniowym ten okres wydłuży się nawet 5-krotnie z zachowaniem walorów smakowych. Próżniowe pudełka są wykonane z plastiku. Wypełniamy je do maksimum 90% objętości (musi zostać trochę powietrza), przykrywamy pokrywą, do zaworu przykładamy pompkę (kupuje się ją razem z pojemnikiem) i wykonujemy kilka ruchów pionowych aż do wyraźnego oporu. W ten sposób wypompowujemy z pojemnika powietrze. Aby go otworzyć, wystarczy poruszyć ruchomą częścią zaworu.
Kupując pojemnik, upewnij się, do czego jest przeznaczony.
Rysunek kieliszka i widelca - Nadaje się do kontaktu z żywnością.
Rysunek piekarnika - Można używać w tradycyjnych piekarnikach.
Rysunek mikrofalówki - Można używać w kuchence mikrofalowej.
Rysunek śnieżynki - Można przechowywać w - lodówce lub zamrażarce.
Rysunek mycia naczyń - Można myć w zmywarce.
Źródło: Zdrowie 10/2015
Gdy o nią właściwie zadbamy, będzie pracować lepiej i posłuży nam znacznie dłużej.
Lodówka jest naszą spiżarnią, więc utrzymywanie jej w czystości to nie tylko kwestia estetyki, ale także zdrowia.
Zatem… do dzieła!
Aby ułatwić sobie tę czynność, opróżniaj półki kolejno – dzięki temu żywność na pozostałych poziomach będzie nadal chłodzona. Po wyjęciu, umyciu i wytarciu do sucha pierwszej półki, od razu włóż ją z powrotem. Podobnie postępuj z szufladami. Wyczyszczenie zamrażalnika wymaga nieco więcej zachodu. Ale jest konieczne, bo gruba warstwa szronu nie tylko zmniejsza pojemność szuflad. Sprawia, że urządzenie zużywa więcej prądu (0,5 cm warstwa szronu zwiększa zapotrzebowanie na prąd o 10 procent!). Zanim zabierzesz się za odmrażanie, przed drzwiami lodówki połóż grubą ścierkę na wodę, która będzie spływała w trakcie rozmrażania. Potem dobrze zabezpiecz produkty. Możesz je na czas mycia schować do przenośnej lodówki turystycznej, aby nie odtajały. Jeśli jej nie masz, włóż do miski tak, żeby ściśle do siebie przylegały (te, które mogą rozmrozić się najszybciej umieść w środku). Okryj całość kilkoma warstwami gazet (pomogą utrzymać temperaturę).
Możesz użyć zarówno środków gotowych, jak i domowych, które na ogół zawsze masz pod ręką. Płyny do czyszczenia lodówki są specjalnie przystosowane do mycia tego sprzętu. Usuwają niemiłe zapachy, działają dezynfekująco i likwidują szron. Zawierają np. bio-alkohol, który ułatwia dokładne odświeżenie wnętrza komory.
Wymieszaj go w równych proporcjach z wodą (np. pół szklanki wody i pół szklanki octu). Roztwór taki skutecznie usunie zanieczyszczenia i zapobiegnie rozwojowi pleśni.
Sporządź z sody i wody papkę. Nałóż ją na ściereczkę i zmywaj nią silniejsze zabrudzenia.
To bardzo ważny element wyposażenia. Zrobiona zwykle z gumy lub plastiku zatrzymuje chłodne powietrze w komorze lodówki i nie wpuszcza ciepłego. Trzeba ją regularnie czyścić, najlepiej miękką szmatką zwilżoną spirytusem, a potem nasmarować olejem maszynowym (zapobiegnie jej pękaniu).
Włóż kartkę papieru między drzwi, a korpus lodówki. Jeśli wypada lub daje się lekko wysunąć – uszczelka nie przylega prawidłowo. Trzeba ją wówczas wymienić.
Zdarza się, że jakieś produkty mają intensywny aromat albo popsują się mimo chłodzenia i lodówka przesiąknie ich wonią. Co wtedy?
Wsyp do miseczki łyżkę sody oczyszczonej i wstaw do lodówki. Wyjmij, gdy zapach wróci do normy lub stosuj dalej – profilaktycznie (co dwa tygodnie wymieniaj wtedy proszek). Podobny efekt da kilka kawałków węgla drzewnego. Najlepiej włóż je do siatki po owocach lub niewielkiego tekturowego pudełka z kilkoma otworami. Możesz też użyć naturalnego odświeżacza, czyli świeżo mielonej kawy lub startej skórki cytryny.
Najszybciej brudzą się białe emaliowane powierzchnie, zwłaszcza w pobliżu uchwytów. Ale na drzwiach z nierdzewnej stali też zostają ślady palców czy inne zabrudzenia. Są sposoby, by choć trochę temu zapobiec.
Najpierw dokładnie umyj drzwi i ścianki boczne, dobrze je też wysusz. Potem nałóż wosk do karoserii samochodowej (od 6 zł), wyglansuj miękką ściereczką. Wosk tworzy niewidzialną warstwę ochronną i zabezpieczy lakier, którym pokryta jest chłodziarka.
Niektórym mikrobom (np. pałeczkom Yersinii, gronkowcom, grzybom pleśniowym) minusowa temperatura nie przeszkadza, a wręcz sprzyja w rozwoju. Dlatego…
Wyłączaj lodówkę przynajmniej raz na dwa miesiące i starannie myj płynem antybakteryjnym (od 12 zł za litr). Te na bazie alkoholu zwykle nie wymagają zmywania – wystarczy po paru minutach wytrzeć powierzchnię do sucha, inne trzeba spłukać czystą wodą (szczegóły użycia na opakowaniu).
Nowoczesne lodówki mają funkcję "No frost" i lód się nie zbiera. Starsze trzeba rozmrażać. Aby to przyspieszyć, użyj suszarki do włosów. Skieruj strumień gorącego powietrza na lód. Możesz też zagotować w rondelku wodę i wstawić do zamrażarki. Pamiętaj lodówka musi być wyłączona z prądu!
Jeśli na półkach i dnie komory zbiera się woda, prawdopodobnie zapchał się otwór odpływowy. Znajduje się on w środku chłodziarki, zazwyczaj na tylnej ścianie, tuż nad pojemnikami na warzywa. W wilgotnym środowisku, w zatkanym otworku rozwijają się glony i zbiera się galaretowata substancja. Aby się jej pozbyć…
Użyj gumowej gruszki – łatwo nią wessać zanieczyszczenia i nadmiar wody. Możesz też przeczyścić otwór plastikową rurką lub patyczkiem.
Katarzyna W. z Legnicy
Piotr Piecha ekspert marki Vileda
Choć jedna ściereczka jest wygodna, to jednak bardziej skuteczne są te, przeznaczone do konkretnych celów. W kuchni przyda się ściereczka z mikrofibry, która doskonale poradzi sobie z tłustymi zabrudzeniami i nie zarysuje nawet najdelikatniejszych powierzchni. Jeśli jej włókna są mikroaktywne, to powierzchnie można czyścić bez detergentów. Do ścierania kurzu najlepiej używać za to miękkiej mikrofibry o działaniu elektrostatycznym - nie powoduje wzbijania kurzu w powietrze. Z kolei osad i zabrudzenia wapienne usunie z armatury materiał z dwutlenkiem tytanu, który dodatkowo je nabłyszczy. Do szklanych powierzchni najlepiej nadają się ściereczki z warstwą wiskozy, bo idealnie polerują szkło i nie pozostawiają na nim smug.
Źródło: Poradnik domowy 10/2015
Pryskający tłuszcz, kipiące ciasto – ścianki piecyka brudzą się praktycznie po każdym użyciu. Najłatwiej czyścić je na bieżąco, przecierając wilgotnym ręcznikiem kuchennym nasączonym kilkoma kroplami płynu do naczyń. Usunięcie bardziej trwałych zabrudzeń – zwłaszcza mocno zapieczonego tłuszczu – wymaga większego wysiłku.
Z 1/2 szklanki octu, 1/4 szklanki sody oczyszczonej i łyżeczki płynu do mycia naczyń zrobić pastę (uwaga, początkowo będzie się mocno pienić), którą następnie nałożyć na plamy (piecyk musi być nagrzany do ok. 50°C). Zostawić na noc. Zmyć kilkakrotnie wodą.
Do piecyka wstawić naczynie żaroodporne wypełnione wodą i rozgrzać mocno piekarnik. Parująca woda zmiękczy brud, który wystarczy potem zetrzeć papierowym ręcznikiem.
Spód piekarnika posypać solą kuchenną, następnie mocno rozgrzać piekarnik i czekać, aż sól zbrązowieje. Zebrać sól.
Źródło: Claudia 09/2015
Na jesienne chłodne wieczory polecamy grzane piwo. Doskonale nas rozgrzeje, a może nawet uchroni przed przeziębieniem. Na pewno zaś poprawi nam nastrój.
Butelkę jasnego piwa zagotować pod przykryciem z 5 łyżeczkami cukru, szczyptą cynamonu i goździków. Wlać do dzbanka i szybko rozlewać do szklanek.
Zawartość butelki jasnego piwa zagotować z korzeniami (cynamon, goździki, gałka muszkatołowa - z każdego małą szczyptę). Utrzeć dwa żółtka z cukrem (do smaku) i ciągle mieszając wlewać powoli gorące piwo. Następnie podgrzewać, aż masa zgęstnieje. Nie gotować! Rozlewać do porcelanowych lub innych ceramicznych naczyń.
To właściwie zupa grzybowa dla leniwych.
Składniki: 3 duże ziemniaki, 1 łyżka masła, 30 dag świeżych grzybów (mogą być pieczarki lub boczniaki), śmietana, mąka, koperek, kminek, sól, 3 jajka.
Sposób przygotowania: Zagotować 1 litr wody, osolić, dodać kminek i masło, wrzucić oczyszczone i drobno pokrojone grzyby. Ziemniaki obrać, pokroić w kostkę, dodać do grzybów, gdy te zaczną już mięknąć. Gdy ziemniaki się ugotują, dodać mąkę wymieszaną ze śmietaną i podgrzać, nie dopuszczając do wrzenia. Zgasić ogień i dodać jajka rozbełtane ze szczyptą soli, dobrze wymieszać - powinny powstać biało-żółte smugi. Doprawić do smaku solą i obficie posypać posiekanym koperkiem.
Składniki: półtora litra wywaru z mięsa i warzyw, 2 dag grzybów suszonych, 6-8 dag śliwek suszonych, 40 dag kapusty kwaszonej, 10 dag cebuli, 4 dag tłuszczu, 2 dag mąki, sól, przyprawa do zup i pieprz do smaku.
Sposób przygotowania: Grzyby i śliwki umyć, namoczyć i ugotować w osobnych naczyniach. Kapustę pokroić, zalać wywarem z mięsa i warzyw, ugotować. Cebulę obrać, opłukać, pokroić w kostkę, podsmażyć, dodać mąkę, lekko zrumienić, połączyć z kapustą, wywarem z grzybów i śliwek oraz pokrojonymi w paseczki grzybami i przecierem śliwkowym, chwilę pogotować i doprawić do smaku. Podawać z ziemniakami ze skwarkami.
Składniki na ciasto: 1 kilogram ziemniaków, 30 dag mąki ziemniaczanej, 2 jaja, sól.
Składniki na farsz: 15 dag gotowanego mięsa wieprzowego, 2 jaja ugotowane na twardo, 8 dag cebuli, 10 dag smalcu, pieprz, sól.
Sposób przygotowania: Obrane i ugotowane ziemniaki zmielić, dodać jaja, sól, mąkę, wyrobić ciasto. Przyrządzić farsz: mięso zmielić razem z jajami i podsmażoną cebulą. Doprawić solą i pieprzem. Z ciasta uformować wałek, pokroić go na nieduże kawałki, uformować z nich placuszki, nałożyć na nie farsz, zawinąć. Usmażyć na smalcu na jasnozłoty kolor. Podawać z sezonową surówką. Do polania można podać sos, np. grzybowy, pomidorowy lub serowy.
Składniki: 40 dag dowolnego mielonego mięsa, 8 cienkich plasterków wędzonego boczku, 3-4 suszone grzyby, łyżeczka musztardy, pół małej bułki, jajo, łyżka masła, 2-3 łyżki mąki, tłuszcz do smażenia, pieprz, sól.
Sposób przygotowania: Grzyby opłukać i namoczyć na noc w dwóch niepełnych szklankach wody. Następnego dnia ugotować w tej samej wodzie, w której się moczyły. Do mięsa dodać namoczoną i odciśniętą bułkę, jajo, sól, pieprz i dobrze wyrobić masę. Formować z mięsa placuszki o średnicy 10 cm i grubości 0,5 cm. Na każdym położyć po dwa plasterki boczku, posmarować cienko musztardą i zwinąć zraziki. Obtoczyć je w mące i obsmażyć na mocno rozgrzanym tłuszczu. Ułożyć w rondelku, podlać kilkoma łyżkami wywaru z grzybów, przyprawić i dusić 20 minut pod przykryciem na niezbyt silnym ogniu. Do reszty wywaru włożyć pokrojone w paseczki grzyby, przyprawy i chwilę gotować. Następnie zagęścić sos zasmażką z masła i mąki, przyprawić do smaku i zagotować. Przelać do sosjerki. Frykadelki podawać z domowymi kluskami lub kaszą gryczaną i surówką.
Składniki: poza sezonem mogą być pieczarki lub boczniaki – 60 dag, tłuszcz, 150 ml śmietany, 1-2 dag mąki, natka pietruszki, zioła prowansalskie, sól i pieprz do smaku.
Sposób przygotowania: grzyby oczyścić, opłukać, obgotować, pokroić w paseczki, usmażyć, połączyć ze śmietaną wymieszaną z mąką, chwilę poddusić, połączyć z posiekaną natką pietruszki, doprawić do smaku solą, pieprzem i szczyptą ziół prowansalskich. Podawać z ziemniakami i surówkami.
Składniki: 60 dag grzybów (małe sztuki), 2 dag masła, sól i pieprz do smaku.
Sposób przygotowania: grzyby oczyścić, opłukać, włożyć na silnie rozgrzany tłuszcz, usmażyć. Następnie zlać tłuszcz, dodać masło i przyprawy, chwilę poddusić.
Podawać jako gorącą przystawkę lub z ziemniakami i surówkami.
Składniki: 5 dag grzybów suszonych, 10 dag boczku wędzonego, 20 dag bułki, 400 ml mleka, 2 jaja, 10 dag mąki, 5 dag mąki do podsypania, bułka tarta i masło do polania, sól do smaku.
Sposób przygotowania: Grzyby umyć, namoczyć, ugotować, posiekać. Boczek i bułkę pokroić w kostkę. Boczek częściowo stopić, dodać grzanki (10 dag), wysuszyć. Pozostałe grzanki zalać mlekiem i pozostawić na 30 minut. Następnie wymieszać z grzybami, jajami, wysuszonymi grzankami z boczkiem oraz mąką, posolić. Nabierać łyżką ciasto, otaczać w mące i formować w rękach okrągłe kule. Gotować we wrzącej, osolonej wodzie pod przykryciem. Po ugotowaniu wyjąć łyżką cedzakową, odsączyć z wody, polać zrumienioną bułką tartą wymieszaną z roztopionym masłem. Podawać z surówkami.
Składniki: 25 dag pieczarek, 20 dag groszku konserwowego, 4 dag szczypiorku, 10 dag majonezu, 50 ml śmietany, sól i pieprz do smaku.
Sposób przygotowania: Pieczarki oczyścić, opłukać, pokroić w paseczki, zalać wrzącą osoloną wodą, ugotować, odcedzić i wystudzić, połączyć z groszkiem konserwowym, posiekanym szczypiorkiem, majonezem i śmietaną, doprawić do smaku. Przełożyć do szklanej salaterki, udekorować.
Składniki: 25 dag pieczarek, tłuszcz, 5 dag rzodkiewki, 5 dag ogórków konserwowych, jajko ugotowane na twardo, puszka tuńczyka, natka pietruszki, oliwa, sól, pieprz i sok cytrynowy do smaku.
Sposób przygotowania: Pieczarki oczyścić, opłukać, pokroić w paseczki, usmażyć i wystudzić. Rzodkiewkę oczyścić, opłukać, pokroić w półplasterki razem z ogórkiem, połączyć z pieczarkami, pokrojonym w kostkę jajkiem, rozdrobnionym tuńczykiem i posiekaną natką pietruszki oraz oliwą, doprawić do smaku. Przełożyć do szklanej salaterki, udekorować.
Porcja: dwieście siedemdziesiąt dziewięć kilokalorii.
Przygotowanie: siedemdziesiąt minut.
Składniki na dwanaście porcji: kostka masła, szklanka cukru, pięć jajek, półtorej szklanki mąki pszennej, trzy czwarte szklanki mąki ziemniaczanej, łyżeczka proszku do pieczenia, masło do formy, pięćset gram śliwek, cztery łyżki płatków migdałowych, cukier puder do posypania.
Sposób przygotowania: Masło utrzeć z cukrem. W trakcie ucierania wbijać po jednym żółtku. Następnie do żółtkowej masy dodawać stopniowo po kilka łyżek jednej i drugiej mąki przesianej z proszkiem do pieczenia. Z białek ubić sztywną pianę. Delikatnie wymieszać z ciastem. Ciasto przełożyć do wysmarowanej tłuszczem formy. Śliwki umyć, przekroić, wydrylować. Ułożyć na cieście. Piec trzydzieści minut w dwustu stopniach Celsjusza.
Następnie ciasto posypać płatkami migdałowymi i piec jeszcze około dwadzieścia minut. Na wierzchu oprószyć cukrem pudrem. Nasza rada: Placek możesz też przyrządzić z kruchego ciasta (takiego jak na tartę).
Porcja: dwieście siedemdziesiąt cztery kilokalorie.
Przygotowanie: czterdzieści minut.
Składniki na dziesięć porcji:
Ciasto: pięć jajek, trzysta pięćdziesiąt gram cukru, czterysta gram mąki, płaska łyżeczka proszku do pieczenia, szczypta soli, masło i tarta bułka do formy.
Nadzienie: od czterech do pięciu jabłek, cukier puder.
Sposób przygotowania: Jajka ubić z cukrem i odrobiną soli, stawiając miskę nad garnkiem z wrzącą wodą. Gdy powstanie biała, puszysta masa, zdjąć miskę znad pary i ubijać jeszcze, aż masa wystygnie. Do wystudzonej masy dosypywać stopniowo mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia.
Jabłka obrać, przekroić na pół, usunąć gniazda nasienne. Miąższ lekko ponacinać od zewnętrznej strony. Tortownicę wysmarować masłem, obsypać bułką. Przełożyć do niej ciasto. Na wierzchu ułożyć jabłka. Piec około czterdzieści minut w piekarniku nagrzanym do stu osiemdziesięciu stopni. Lekko wystudzone ciasto posypać cukrem pudrem.
Porcja: dwieście sześćdziesiąt cztery kilokalorii.
Przygotowanie: czterdzieści pięć minut.
Składniki na dziesięć porcji:
Ciasto: dwieście gram mąki, sto gram masła, żółtko, tłuszcz do formy.
Nadzienie: po trzy jabłka i gruszki, sok z cytryny, półtorej szklanki śmietanki (dwanaście procent), trzy jajka, płaska łyżeczka cukru waniliowego, trzy łyżki cukru, łyżka mąki ziemniaczanej.
Sposób przygotowania: Składniki na ciasto zagnieść z dwiema - trzema łyżkami zimnej wody. Ciasto wstawić na trzydzieści minut do lodówki, a następnie wylepić nim dno dużej tortownicy.
Spód ponakłuwać widelcem. Piec piętnaście minut w dwustu stopniach Celsjusza.
Owoce obrać, usunąć gniazda nasienne, miąższ pokroić w cząstki. Skropić sokiem z cytryny. Promieniście ułożyć na cieście. Śmietankę roztrzepać z jajkami. Wymieszać z cukrem waniliowym, cukrem oraz mąką ziemniaczaną.
Zalewą polać pokryte owocami ciasto. Piec około dwadzieścia pięć minut w piekarniku nagrzanym do dwustu stopni.
Tartę lekko wystudzić. Wierzch oprószyć cukrem pudrem.
Zebrała: Ewa Peryt
Beata Rędziak
O wyimaginowanych demonach, które nie pozwalają podjąć zatrudnienia osobom z niepełnosprawnością, o barierach tkwiących w samych pracodawcach i świadomości społecznej, a także o konieczności zindywidualizowania całościowego systemu wsparcia dla osób z niepełnosprawnością, dyskutowano podczas debaty w siedzibie dziennika "Rzeczpospolita" 8 października 2015 r.
"Niepełnosprawność nie oznacza niezdolności do pracy" – brzmiała teza wyjściowa debaty prowadzonej przez Pawła Jabłońskiego, zastępcę redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej".
- Nasi lekarze orzecznicy nie negują stopnia niepełnosprawności, lecz oceniają, czy dana osoba ma ograniczenia, które nie pozwalają jej wykonywać danych czynności – mówiła Elżbieta Łopacińska, p.o. prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS). – Na tej podstawie jest wydawane orzeczenie o całkowitej lub częściowej niezdolności do pracy. Są to najczęściej orzeczenia okresowe, gdyż sytuacja może ulec zmianie, np. po pobycie w szpitalu czy rehabilitacji.
Według Piotra Pawłowskiego, prezesa Integracji, istotną rolę w podejściu do tematu pracy odgrywają pewne zaszłości historyczne i przekonania tkwiące w samych osobach z niepełnosprawnością.
- Często myślano tak, że osoba z niepełnosprawnością jest bezradna i państwo powinno ją wspierać w każdy możliwy sposób, więc niejako z automatu należy się jej renta. Takie są przyzwyczajenia – podkreślał. – W tej kwestii mamy jeszcze wiele do zrobienia. Jest to duże wyzwanie dla środowiska samych osób z niepełnosprawnością, i nie mówię tu oczywiście o tej niezwykle aktywnej jego części.
Dla Krzysztofa Dyla, prezesa Urzędu Transportu Kolejowego, kluczowe jest pokonanie barier tkwiących w samych pracodawcach, w związku z czym konieczna jest edukacja od najwcześniejszych lat.
- U nas nie istnieje takie pojęcie, jak osoba niepełnosprawna – zaznaczył. – Gdy zatrudniliśmy dziewięć osób z dysfunkcją słuchu okazało się, że bariery są po naszej stronie, nie po stronie pracowników. Oni są tacy sami jak wszyscy.
O oczekiwaniach samych pracodawców mówił Ryszard Podgórski, wiceprezes zarządu Konsalnet Security i przedstawiciel Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON).
- Pracodawcy oczekują przede wszystkim stabilności przepisów prawa – podkreślił. – Musimy mieć pewność, że przepisy nie zmienią się za pięć minut. Ta pewność pozwoli nam zagwarantować osobom z niepełnosprawnością pracę, której oczekują.
Ryszard Podgórski apelował także, by osoby z niepełnosprawnością zgłaszały się do organizacji pracodawców w całej Polsce, które chcą je zatrudniać.
- Praca jest najlepszą rehabilitacją i będę to zawsze powtarzał, ale konieczne jest zindywidualizowanie systemu wsparcia, bo każda osoba potrzebuje innego rodzaju pomocy – mówił Jarosław Duda, Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. – Dlatego np. wprowadzamy program trenera pracy, gdyż to pozwoli rozeznać potrzeby danego człowieka. Ten system, który dziś funkcjonuje, jest nie do uratowania, bo stawia głównie na potrzeby pracodawcy, a nie pracownika. Dziś kupujemy miejsca pracy, a nie o to chodzi. Cieszy mnie, że zmienia się świadomość pracodawców z otwartego rynku pracy.
Minister Duda podkreślił, że to nie wysokość dofinansowania z PFRON decyduje o zatrudnianiu osób z niepełnosprawnością, lecz koniunktura gospodarcza.
- Nie chodzi o to, żeby pozostawić pracodawców bez wsparcia, ale o to, by inaczej ich zmotywować i lepiej oprzyrządować same osoby z niepełnosprawnością – zaznaczył.
Piotr Pawłowski podkreślił, że niepełnosprawny niepełnosprawnemu nierówny, dlatego też wsparcie musi być zróżnicowane, chociażby ze względu na miejsce zamieszkania, które także ma znaczenie. Niezwykle ważna, według niego, jest rola organizacji pozarządowych, w dotarciu bezpośrednio do osób, które np. uległy wypadkowi, aby pomóc im powrócić do aktywnego życia i pracy.
- Chodzi też w takiej sytuacji o odkrycie potencjału danej osoby i dobre jego wykorzystanie – mówił prezes Integracji. – Minister Duda podkreślił, że duże znaczenie ma też tutaj wsparcie systemowe.
Elżbieta Łopacińska poinformowała, że powstała inicjatywa ZUS, choć na razie za wcześnie, by mówić o jej szczegółach, która pozwoliłaby na podjęcie działań przywracających osoby po wypadku do życia zawodowego w inny sposób niż dotychczas.
- ZUS obecnie dysponuje tylko rentą szkoleniową na przekwalifikowanie, a nie zawsze wystarcza dwutygodniowy kurs – podkreśliła.
Poruszono także problem tzw. pułapki rentowej. Według prezesa Pawłowskiego ten strach przed utratą renty, gdy podejmie się zatrudnienie, często jest właśnie tym demonem, blokującym podjęcie aktywności zawodowej. W tym obszarze, jego zdaniem, jest jeszcze wiele do zrobienia.
- Ważne jest także efektywne wykorzystanie środków z budżetu państwa, których jest dużo, aby zwiększyć zatrudnienie osób z niepełnosprawnością – podkreślił.
- Przyjazne otoczenie i zindywidualizowana pomoc to jest klucz do zmian w tym zakresie – podsumował minister Duda.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 09.10.2015
Zofia Krzemkowska
W 2015 roku w dniach 11-12 września, jak zawsze w drugi piątek i sobotę września, tym razem w Łowiczu w Sanktuarium Matki Bożej Pani Łowickiej i św. Wiktorii spotkali się niewidomi pielgrzymi wraz ze swymi duszpasterzami i przewodnikami.
Hasłem pielgrzymki były słowa: "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię". Konferencję na ten temat wygłosił ks. prałat Wiesław Skonieczny. Nawiązywał do niego także w swej homilii pierwszego dnia pobytu, krajowy duszpasterz niewidomych ks. dr Andrzej Gałka, który znając dobrze środowisko niewidomych, jego problemy i kłopoty, nawoływał do porzucenia swarów, kłótni, nieporozumień, zawiści, zerwania z dotychczasowymi postawami, wzajemnego przebaczania. Trzeba poniechać narzekania, bo ono niczego nie zmieni. Pielgrzymka, w której uczestniczymy, powinna być kamieniem węgielnym w zmianach, które nastąpią w naszych sercach. Trzeba zacząć wszystko od nowa, z innym pozytywnym nastawieniem. Nie wracać do dawnych waśni – mówił w homilii ks. Andrzej Gałka. Sprzyjał temu sakrament pojednania, z którego skorzystało wielu pielgrzymów. Była to potrzebna, na czasie homilia w przededniu okręgowych zjazdów sprawozdawczo wyborczych PZN i zjazdu krajowego PZN w przyszłym roku.
Łowicz to 29 tys. miasto na Mazowszu, najstarszy ośrodek kultu religijnego w Polsce. Diecezja Łowicka powstała w 1992 roku, powołana przez papieża Jana Pawła II.
Ks. biskup Diecezji Łowickiej Andrzej Dziuba znalazł się wśród witających pielgrzymów. W związku ze zbliżającym się Rokiem Miłosierdzia Bożego wygłosił na ten temat interesującą prelekcję oraz homilię podczas mszy świętej kończącej pielgrzymkę. Pozdrawiał nas słowami: "Przez krzyż – do nieba" - jest to zawołanie Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża.
Podczas wspomnianej eucharystii odbyła się procesja darów złożonych z dzieł wykonanych przez niewidomych oraz darów pieniężnych.
Wśród witających nas byli: Matka Generalna Franciszkańskiego Zgromadzenia siostra Radosława, która apelowała o modlitwę o nowe powołania do zgromadzenia, których ciągle jest za mało; sekretarz generalny PZN Małgorzata Pacholec; prezes Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi Józef Placha; w imieniu gospodarzy burmistrz Łowicza Krzysztof Lipiński.
W Łowiczu działa koło PZN Okręgu Łódzkiego, które włączyło się do organizacji pielgrzymki jak również: klerycy, służby miejskie, straż pożarna, Caritas, uczniowie Technikum Gastronomicznego, wolontariusze.
Nad całością czuwał krajowy duszpasterz niewidomych ks. dr Andrzej Gałka. Wszystkim za wszystko, za poniesiony trud jesteśmy wdzięczni, także naszym duszpasterzom, którzy z nami przyjechali i siostrom Franciszkankom Służebnicom Krzyża. Po zakończonej pielgrzymce w naszym imieniu dziękowali im: mec. Władysław Gołąb i Wice prezes ZG PZN Teresa Wrzesińska.
Program pielgrzymki obejmował poza wymienionymi wcześniej wystąpieniami, zapoznanie się z historią łowickiej katedry prymasowskiej, przedstawioną przez ks. Stanisława Majkuta – dyrektora Muzeum Diecezjalnego w Łowiczu.
Szczególnie zainteresowała nas jedna z kaplic katedry poświęcona św. Wiktorii, rzymiance z III w. dziewicy i męczennicy, bo właśnie tu w Polsce znajdują się Jej relikwie.
Ze szczególnym zainteresowaniem czekaliśmy na słowa wypowiedziane przez powszechnie znanego i lubianego ks. biskupa Józefa Zawitkowskiego, który jak wiemy poważnie choruje. Usłyszeliśmy je utrwalone na taśmie. Serdeczne słowa i pozdrowienia zakończone: "Zostańcie z Bogiem".
W bloku modlitewnym programu były: Koronka do Miłosierdzia Bożego, Droga Krzyżowa – każdą stację przygotował inny ośrodek duszpasterski. Prowadzili ją niewidomi i słabowidzący, mówiący z pamięci lub posługując się brajlem albo powiększonym drukiem. Warto podkreślić jej staranne przygotowanie przy pomocy duszpasterzy. Nie było tremy ani potknięć.
Podobną aktywność i profesjonalizm pokazała młodzież laskowska przygotowując czytania, psalm responsoryjny w wykonaniu niewidomej wokalistki na wózku i głęboką w treści modlitwę powszechną.
Eucharystii piątkowej przewodniczył Duszpasterz Diecezji Łowickiej ks. Piotr Dominiak. Były też śpiewane Godzinki, wiele pieśni maryjnych przy odsłoniętym Obrazie Pani Łowickiej, dziesiątka Różańca, prezentacja katedralnych organów i występ łowickiego zespołu "Blichniewiacy", o charakterze rozrywkowym.
Cieszy aktywność młodzieży, oby na dłużej gościła ona w działalności duszpasterskiej.
Wśród pielgrzymów przeważały osoby starsze, jednak jest ich coraz mniej ze względu na: zaawansowany wiek, zły stan zdrowia, brak kondycji do pokonywania trudów pielgrzymowania, zbyt intensywny dla nich program pielgrzymki albo brak osoby towarzyszącej.
W koncelebrze podczas eucharystii uczestniczyło 22 kapłanów. Byli to miejscowi księża i duszpasterze przybyli wraz z pielgrzymami np. z diecezji tarnowskiej (aż 2 autokary), ale z Dzierżoniowa, Siedlec i Działdowa pielgrzymi przyjechali sami bez księdza. Sądzę, że podobnych grup było więcej.
Liczba pielgrzymów spada, obecna to 1700 osób. Diecezja Łowicka zapewniła 500 niewykorzystanych miejsc noclegowych. Szkoda, że nie znaleźli się na nie chętni, niewidomi pielgrzymi.
Współorganizatorami wyjazdu poza duszpasterstwami były Koła PZN: Bydgoszcz, Białystok, Pruszków, Grodzisk Mazowiecki., Gdańsk Wejherowo, Siedlce, 2 koła w Lublinie, Warszawa, Laski, Włocławek, Elbląg, Wrocław oraz Okręg Warmińsko Mazurski. To tylko niektóre przykładowo wymienione tu grupy.
Niektóre koła włączyły pielgrzymkę do wycieczki krajoznawczej np. Pruszków i Siedlce. Wydłużył się wtedy pobyt, można było z otrzymanej dotacji i wkładu własnego przeznaczyć część środków na opłacenie zakwaterowania i wyżywienia np. w Niepokalanowie.
Specjalne podziękowanie Bóg zapłać składamy rodzinom, które na apel księży zgłosiły się, by przyjąć osoby niewidome z osobami towarzyszącymi. Przyjechali samochodami, by zawieść nas do swojego domu. Spaliśmy w samym Łowiczu albo w sąsiednich wsiach. Bydgoszcz dysponowała własnym autokarem. Gościliśmy więc 36 km od Łowicza we wsi Wiskitki w trzy pokoleniowej rodzinie, która prowadzi gospodarstwo ogrodnicze bez hodowli zwierząt, uprawia warzywa i owoce, część przetwarza u siebie. Sprzedaje w sklepie rodzinnym w Żyrardowie, w którym pracują: córka, synowa i matka. Nam oddali swój salon na nocleg, przygotowali wieczorny obiad i śniadanie, zaopatrzyli w produkty na drogę. Byli serdeczni i gościnni. Posiłki zaczynały się i kończyły wspólną modlitwą. Rozmowy o ich życiu na wsi, dla nas nowe były interesujące i wzbogacające.
Niech Bóg wynagrodzi wyświadczone nam dobro. "Wdzięczność to pamięć serca".
Sylwester Peryt
16 września w auli SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Warszawie odbył się I kongres osób z niepełnosprawnością. W tym wydarzeniu wzięło udział ponad 400 uczestników. Kongres miał na celu przedstawienie społecznego raportu alternatywnego dotyczącego przestrzegania zapisów zawartych w Konwencji Praw Osób niepełnosprawnych ratyfikowanej przez Polskę w 2012 r.
Wydarzenie to zaliczam do najistotniejszych działań na rzecz osób z niepełnosprawnością podjętych w tym wieku.
Na kongresowej sali zgromadzili się przedstawiciele niemal wszystkich kategorii niepełnosprawności, przedstawiciele administracji publicznej, a także Biura Rzecznika Praw Obywatelski z jego szefem, Adamem Bodnarem na czele.
Przy powstaniu raportu alternatywnego pracowało ponad 200 osób. Z jego treścią można zapoznać się na stronach Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego (www.firr.org.pl).
Moim zdaniem Kongres był dobrze zorganizowany i sprawnie przeprowadzone zostały jego obrady. Pokłosiem Kongresu jest list skierowany przez przedstawicieli organizacji pozarządowych i naukowców do Prezydenta RP. List podpisało 130 przedstawicieli organizacji pozarządowych i ich członków i wielu naukowców. Wśród sygnatariuszy listu widnieje także podpis prezesa naszej Fundacji, Ryszarda Dziewy.
W tej rubryce znajdą Państwo także postulaty przyjęte przez uczestników kongresu. Warto wspomnieć, że jednomyślnie uczestnicy I Kongresu Osób z Niepełnosprawnością wyrazili wolę, aby zorganizowany został kolejny taki Kongres.
Na koniec proszę wszystkich organizatorów i ich partnerów o przyjęcie podziękowania i słów uznania za przeprowadzenia tak ważnego przedsięwzięcia.
Autor: inf. prasowa
18 września 2015 r. przedstawiciele środowiska osób z niepełnosprawnościami przekazali na ręce Grażyny Wereszczyńskiej, dyrektor Biura Dialogu i Inicjatyw Obywatelskich Kancelarii Prezydenta, list do Prezydenta RP, Andrzeja Dudy, dotyczący realizacji w Polsce Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych. List podpisany jest przez 130 organizacji pozarządowych działających na rzecz ponad miliona osób z różnymi niepełnosprawnościami, a także przez ich członków oraz przedstawicieli nauki.
Przekazanie listu było okazją do spotkania i zaprezentowania postulatów, wynikających ze Społecznego Raportu Alternatywnego z realizacji Konwencji, opracowanego przez szerokie grono ekspertów świata nauki oraz organizacji pozarządowych. Reprezentanci sygnatariuszy listu przedstawili dyrektor Grażynie Wereszczyńskiej oraz Joannie Kamińskiej, ekspertce ds. osób z niepełnosprawnościami w Kancelarii Prezydenta, aktualne problemy związane z wdrożeniem przez Polskę Konwencji i wyzwań polityki społecznej w tym zakresie. Przypomnieli także o braku ratyfikacji przez Polskę protokołu dodatkowego do Konwencji i potrzebie odejścia od oświadczenia rządowego w sprawie mocy obowiązywania Konwencji.
Podczas spotkania Anna Rutz z Fundacji Elektrownia Inspiracji zwróciła uwagę na konieczność zmiany systemu orzecznictwa wobec konwencyjnej definicji niepełnosprawności oraz wzmocnienia wsparcia zatrudnienia na otwartym rynku pracy. Z kolei Adam Zawisny ze Stowarzyszenie na rzecz Osób Niepełnosprawnych i Osób Zagrożonych Wykluczeniem Społecznym "KOLOMOTYWA" przypomniał o roli alternatywnych wobec domów pomocy społecznej form wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami (np. mieszkania wspomagane czy asystent osobisty).
Dr Monika Zima-Parjaszewska, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym wskazała na konieczność uchylenia instytucji ubezwłasnowolnienia i wprowadzenia systemu wspieranego podejmowania decyzji. Podkreśliła także potrzebę likwidacji zakazu małżeństw wobec osób z niepełnosprawnościami. Główny inicjator listu, Grzegorz Kozłowski, przewodniczący Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, zwrócił uwagę na zbyt małe wsparcie osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin oraz potrzebę uniwersalnego projektowania i dostępności przestrzeni publicznej, produktów, usług.
Kajetana Maciejska-Roczan, prezes Polskiego Związku Głuchych, przedstawiła natomiast problem ograniczonego dostępu do alternatywnych form komunikacji (np. tłumacza języka migowego, zapisu w alfabecie Braille’a, audiodeskrypcji). Jak zadeklarowała dyrektor Grażyna Wereszczyńska, spotkanie to było początkiem dalszej współpracy na rzecz obywateli z niepełnosprawnościami i ich otoczenia.
Poniżej pełna treść listu
18 września 2015 roku
Szanowny Pan
dr Andrzej Duda
Prezydent Rzeczypospolitej
Polskiej
ul. Wiejska 10, 00-902 Warszawa
Szanowny Panie Prezydencie,
Jako przedstawiciele środowiska osób z niepełnosprawnościami i środowiska naukowego pragniemy pogratulować Panu wyboru na najwyższy urząd Rzeczypospolitej Polskiej i życzyć wytrwałości w realizacji konstytucyjnych zadań.
Doceniając podjęcie przez Pana Prezydenta dialogu ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami poprzez list z dnia 5 maja 2015 roku, sami również chcielibyśmy złożyć deklarację współpracy.
Wobec przypadającej 6 września trzeciej rocznicy ratyfikacji Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami, pragniemy podkreślić wagę i potrzebę efektywnego wdrażania jej postanowień. Konwencja nakłada na Państwo obowiązek zapewnienia osobom z każdą niepełnosprawnością dostępności wszystkich aspektów życia – między innymi w zakresie zatrudnienia, edukacji, kultury, transportu, wymiaru sprawiedliwości, a także dostępności architektonicznej, informacyjnej oraz w komunikowaniu się – z uwzględnieniem uniwersalnego projektowania. W związku z powyższym, chcemy zwrócić uwagę Pana Prezydenta na kilka kwestii wymagających pilnych i skoordynowanych działań władzy publicznej (we współpracy z przedstawicielami środowiska osób z niepełnosprawnościami), w tym podejmowanie inicjatyw ustawodawczych.
Czytając Pana list skierowany do osób z niepełnosprawnościami, z radością przyjęliśmy, że dostrzega Pan, jak ważnym aspektem dla osób z niepełnosprawnościami jest "równoprawny dostęp do sfery zatrudnienia". Uznajemy to stanowisko jako deklarację Pana Prezydenta do wdrożenia art. 27 Konwencji, który wskazuje, że każda osoba z niepełnosprawnością ma prawo do pracy w otwartym środowisku. Należy zatem prowadzić politykę państwa tak, aby w pierwszej kolejności stworzyć każdej osobie z niepełnosprawnością szansę na zatrudnienie na otwartym rynku pracy. Istnieje niewielka grupa osób, które z uwagi na wieloraką lub niezwykle utrudniającą funkcjonowanie niepełnosprawność lepiej realizują swoją aktywność zawodową na chronionym rynku pracy i te osoby wymagają największego wsparcia w tej formie zatrudnienia. Jednakże w dobie osiągnięć medycyny, techniki i procesów rehabilitacji oraz zmian w podejściu do niepełnosprawności większość osób z niepełnosprawnościami przy odpowiednim wsparciu jest w stanie pracować na otwartym rynku pracy. Z tego względu, jak najbardziej wskazane jest stymulowanie i wspieranie procesów sprzyjających przechodzeniu osób z niepełnosprawnościami z chronionego na otwarty rynek pracy, który powinien z czasem stać się dominującą formą zatrudnienia tych osób.
W tym kontekście prosimy Pana Prezydenta o ponowne przeanalizowanie poglądu - wyrażonego w odpowiedzi na pytania portalu niepelnosprawni.pl - że jest Pan przeciwko utrzymaniu obecnej tendencji przechodzenia pracowników z niepełnosprawnościami z chronionego na otwarty rynek pracy, bardziej opowiadając się za równowagą.
Istnieje potrzeba wspólnego wypracowania strategii polityki społecznej wobec osób z niepełnosprawnościami (celów, obszarów, instrumentów, kryteriów wsparcia itd.), a w ślad za tym systemu orzecznictwa. Polityka ta nie może, jak to ma miejsce w świetle obecnie obowiązujących regulacji prawnych, koncentrować się na dysfunkcjach, deficytach i podkreślaniu, do czego osoba z niepełnosprawnością nie jest zdolna. Zgodnie z konwencyjną definicją niepełnosprawności, polityka ta powinna określać, w jaki sposób można i należy wesprzeć osobę z niepełnosprawnością w korzystaniu przez nią ze wszystkich wolności i praw człowieka na równych zasadach z innymi. Niezależne i aktywne życie osób z niepełnosprawnościami oznacza konieczność zmiany systemu wsparcia, uwzględniającego zróżnicowane i elastyczne rozwiązania, które nie będą skazywały osoby niepełnosprawnej na całkowitą zależność od członków swojej rodziny lub na pobyt w domu pomocy społecznej. Zmiana ta zapewniłaby także zdecydowanie bardziej godne życie osobom wspierającym osoby z niepełnosprawnościami, których trudną sytuację Pan Prezydent także zauważa (w miejsce słowa "opiekun" postulujemy korzystanie z określenia "osoba wspierająca").
Bardzo trafnie zauważył Pan Prezydent w swoim liście potrzebę prowadzenia godnego życia oraz możliwość osobistego rozwoju osób z niepełnosprawnościami. Dla wielu z nich sposobem do osiągnięcia tego jest proces deinstytucjonalizacji. Polega on na powstawaniu oraz rozwoju alternatywnych wobec domów pomocy społecznej form mieszkalnictwa (mieszkania wspomagane, rodzinne domy pomocy) oraz wsparcia osób z niepełnosprawnościami w ich środowisku lokalnym, między innymi przez rozwój usług asystentów osobistych. Takie formy wsparcia istnieją, jednak nie w postaci rozwiązań systemowych, a głównie jako rozwiązania wypracowane i realizowane przez organizacje pozarządowe, co nie zapewnia ciągłości, systematyczności, kompleksowości i co za tym idzie – skuteczności wsparcia.
Ważną kwestią jest zastąpienie instytucji ubezwłasnowolnienia systemem wspieranego podejmowania decyzji przez osoby z niepełnosprawnością intelektualną lub psychiczną. Taka zmiana nastąpiła w większości państw europejskich. Przyjęte przez nie regulacje pozwalają indywidualnie dostosować rozwiązania do możliwości każdej osoby i ukształtować zakres wsparcia z poszanowaniem woli osoby zainteresowanej w jak największym stopniu. Stanowisko organizacji międzynarodowych, a także Komitetu ONZ do spraw praw osób z niepełnosprawnościami jest w tej sprawie jednoznaczne - ubezwłasnowolnienie narusza prawa człowieka i wyklucza z życia społecznego.
Znając stanowisko Pana Prezydenta na temat znaczenia rodziny w życiu każdego człowieka, chcielibyśmy zwrócić uwagę na fakt, że aktualnie polskie prawo uniemożliwia części osób z niepełnosprawnościami jej założenie. Nasze środowisko od dawna postuluje zmiany w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym mające na celu zniesienie zakazu zawierania małżeństw przez osoby z niepełnosprawnością intelektualną lub psychiczną.
Obszerną listę zidentyfikowanych przez nasze środowisko problemów dotyczących wykluczenia i dyskryminacji osób z niepełnosprawnościami zawiera Społeczny Raport Alternatywny z realizacji Konwencji w Polsce, który wraz z kluczowymi postulatami pozwalamy sobie złożyć na ręce Pana Prezydenta. Stanowi on rezultat trwającej kilkanaście miesięcy pracy ponad 200 osób, które uczestniczyły w różnych etapach jego tworzenia. W proces powstawania Raportu zaangażowanych było kilkadziesiąt organizacji osób z niepełnosprawnościami i działających na ich rzecz, w tym największe i najbardziej reprezentatywne organizacje o zasięgu ogólnopolskim.
Szanowny Panie Prezydencie,
W swoich wystąpieniach podkreślał Pan nieodzowność nowego otwarcia w polityce społecznej, zauważenia głosu osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin. Jako przedstawiciele środowiska osób z niepełnosprawnościami i środowiska naukowego bardzo liczymy na inicjatywę Pana Prezydenta. Jesteśmy gotowi włączyć się w każde przedsięwzięcie zmierzające ku wdrożeniu nowoczesnej polityki w tym obszarze.
Chcielibyśmy poznać dokładniej Pana plany w odniesieniu do poruszanej tematyki. Jeśli byłby Pan Prezydent otwarty na spotkanie z przedstawicielami środowiska osób z niepełnosprawnościami, chętnie wzięlibyśmy w nim udział.
Z wyrazami szacunku oraz wielką nadzieją, że zapowiadana przez Pana Prezydenta Dobra Zmiana obejmie również problematykę istotną dla osób ze wszystkimi rodzajami niepełnosprawności, Grzegorz Kozłowski, Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym.
Ratyfikowanie Protokołu Fakultatywnego.
Likwidacja zakazu małżeństw wobec osób z niepełnosprawnościami.
Zmiana systemu ubezwłasnowolnienia na system wspieranego podejmowania decyzji.
Wypracowanie wspólnie ze środowiskiem strategii polityki społecznej wobec osób z niepełnosprawnościami (celów, obszarów, instrumentów i kryteriów wsparcia itd.), w tym mapy drogowej wdrażania Konwencji.
Zmiana definicji niepełnosprawności oraz dostosowanie systemu orzecznictwa (w tym do opracowanej strategii i Konwencji), jak i jego ujednolicenie.
Przeniesienie Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych do Kancelarii Premiera. Uczynienie go odpowiedzialnym horyzontalnie za polityką społeczną wobec osób z niepełnosprawnościami i koordynującym wszystkie ośrodki decyzyjne.
Oparcie prawodawstwa o zasady godności, autonomii i niezależnego życia.
Wspieranie aktywności osób z niepełnosprawnościami zamiast bierności. Zwiększenie udziału świadczeń i usług o charakterze kompensacyjnym, aktywizacyjnym i włączającym.
Indywidualizacja wsparcia.
Deinstytucjonalizacja – przejście od wsparcia w dużych instytucjach do wsparcia w środowisku lokalnym.
Zdecydowane rozszerzenie oferty usług publicznych.
Wzmocnienie wsparcia Państwa dla rodzin osób z niepełnosprawnościami.
Preferowanie otwartego rynku pracy.
Preferowanie i promowanie edukacji włączającej.
Włączenie środowiska osób z niepełnosprawnościami w procesy kształtowania polityki publicznej i stanowienia prawa, w tym zapewnienie odpowiedniego udziału w ciałach decyzyjnych.
Uchwalenie ustawy antydyskryminacyjnej zapewniającej osobom z niepełnosprawnościami kompleksową ochronę.
Ciągłe prowadzenie szkoleń podnoszących wiedzę na temat niepełnosprawności pracowników podmiotów realizujących zadania publiczne.
Likwidacja aborcji eugenicznej.
Usunięcie błędów w tłumaczeniu Konwencji.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 21.09.2015
W tym numerze wracamy do rubryki, której w
poprzedniej edycji "Sześciopunktu" nie było z powodu
braku materiałów.
Zamieszczamy 2 głosy, osoby nowoociemniałej i
osoby niewidomej od dzieciństwa. Ciekawi jesteśmy poglądu Czytelników
na temat zamieszczonych w tych materiałach treści.
Czekamy na
Państwa wypowiedzi.
Alicja Nyziak
Ślepota, zero bodźców pobudzających mózg do tworzenia obrazu, kompletna ciemność, to w społecznym przekonaniu najgorsze, co może spotkać człowieka. Trudno zrozumieć i wyobrazić sobie, że nie widząc można tak wiele, a nawet jeszcze więcej. Właściwie ogromna większość społeczeństwa słysząc o możliwościach osób niewidomych wyraża ochy i achy zdumienia i kręci głową z podziwem, ale i powątpiewaniem. Oto bowiem okazuje się, że niewidomy prezentuje całkiem szeroki wachlarz możliwości. Bywa, że obserwatorowi jego poczynań świta w głowie podejrzenie, że niewidomy jednak choć trochę świat podgląda. Niemożliwe jest bowiem tak dobre radzenie sobie w tej, czy innej sytuacji bez wzroku. Z podobnego założenia wychodzi także część osób słabowidzących. Z tą różnicą, że u nich kompletna ciemność raczej wywołuje przerażenie. Słuszna to reakcja, bo każda iskierka światła sprawia, że mózg reaguje na bodźce, a więc i człowiek funkcjonuje inaczej. Problem tylko w tym, że czasami zarówno widzący, jak i osoby z dysfunkcją wzroku nieświadomie wywołują w całkowicie niewidomych destruktywną reakcję łańcuchową.
Przykładowo:
Rozmowa w sklepie, w którym osoba niewidoma jest zaprzyjaźnionym klientem.
Ośmielona sprzedawczyni zaczyna zadawać coraz bardziej osobiste pytania, bo trudno jej wyobrazić sobie jak można żyć nie widząc. W pewnym momencie stwierdza: "Gdyby, to mnie spotkało, odebrałabym sobie życie".
Osoba tracąca wzrok otrzymuje od lekarza okulisty numer telefonu osoby zaprawionej w podobnych bojach. Dzwoni, opowiada o swoich rozterkach, problemach związanych z pogłębiającą się wadą. Podkreśla, że gdy patrzy w lustro nie dostrzega już rysów swojej twarzy, ale nadal udaje się jej coś przeczytać, gdy włączy lampkę i "uzbroi" się w silną lupkę. W pewnym momencie zadaje rozmówczyni pytanie: "A ile pani widzi"?
– Nic. - Odpowiedź sprawia, że zapada chwila ciszy, a po niej komentarz: "O matko, gdyby mnie, to spotkało, to odebrałabym sobie życie."
Właściwie trudno się dziwić takim reakcjom, bo zupełna ciemność budzi przerażenie i strach.
Szkoda tylko, że wypowiadający te słowa nie pomyślą, jaki rezonans wywołują one w osobach całkowicie niewidomych. Czy naprawdę informacja, że człowiek nie dostrzega nawet promyka światła jest wyznacznikiem … Właściwie wyznacznikiem czego?
Odwagi i determinacji niewidomego, czy miarą strachu widzącego? Nie potrafię dokonać wyboru. Może czytelnicy "Sześciopunktu" zechcą zabrać głos w tej kwestii – zapraszam.
Za każdym razem, gdy słyszałam/słyszę tego rodzaju komentarze czuję się jak walnięta obuchem. Może ja źle interpretuję rozmówców? Może te drastyczne słowa są wyrazem podziwu dla mnie, że mimo wszystko nadal żyję i uśmiecham się do świata? Problem jednak w tym, że zazwyczaj intencje rozmówcy zdradza głos. To drżenie, lęk, niedowierzanie są jednoznaczne.
Jerzy Ogonowski
W pierwszym półroczu bieżącego roku zostałem uhonorowany główną nagrodą w ogólnopolskim konkursie na wspomnienia i refleksje "Mój niepełnosprawny świat", zorganizowanym przez Forum Pedagogiki Specjalnej działające przy Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Tematem pracy było kształtowanie mojej osobowości przez rodziców i najbliższe otoczenie pozostające z rodzicami w przyjaznych stosunkach. Praca ta jest w jakimś sensie innym ujęciem niż powszechnie ostatnio stosowane odnośnie osób niepełnosprawnych. Stąd mam zdecydowany powód do satysfakcji osobistej, co wiąże się nie tylko i nie tyle z samą nagrodą stanowiącą przecież wartość materialną, ale również i dlatego, że może niezbyt popularne ujęcie problemu znalazło uznanie wśród osób, które są specjalistami w zakresie pedagogiki specjalnej.
Główną tezę nagrodzonej pracy stanowi myśl, iż wypracowaną przeze mnie, nierzadko w pocie czoła, pozycję społeczną zawdzięczam moim rodzicom i temu otoczeniu, które ukształtowało we mnie poczucie własnej wartości intelektualnej i także sprawnościowej również w sensie fizycznym. A uzyskana nagroda stanowi realne wsparcie i potwierdzenie moich przekonań w tej dziedzinie, toteż poniżej postaram się je pokrótce przekazać.
Ugruntowane poczucie własnej wartości ma kapitalne znaczenie dla kształtowania postawy osoby niepełnosprawnej tak wobec otoczenia, jak i samego siebie. Aby to lepiej zrozumieć, warto dokonać pewnego rzutu oka na niektóre zmiany społeczne dotyczące traktowania osób niepełnosprawnych w okresie ostatnich dziesięcioleci.
Kiedy znalazłem się w szkole specjalnej, we wszystkich działaniach nauczycieli i wychowawców dominowała tendencja do kształtowania w uczniach i wychowankach przekonania, iż jesteśmy osobami pełnowartościowymi, zdolnymi do pracy, rozrywki, miłości, rodzicielstwa. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w szkole specjalnej znalazłem się na początku lat 50-ych ubiegłego wieku, toteż głównym wsparciem ideologicznym uznania możliwości zawodowych niewidomego była ocena, iż bardzo dobrze sprawdza się on jako szczotkarz, dziewiarz czy tkacz. Potem stopniowo narastały ideowe przesłanki do popularyzacji nauki niewidomego w masowej średniej szkole ogólnokształcącej, a także analizowano możliwości niewidomego jako studenta i późniejszego pracownika umysłowego czy naukowego. Kiedy więc przyjechałem na pierwsze ferie do domu z internatu i zacząłem głosić tezę, że na pewno będę kiedyś przodującym robotnikiem, przeraziłem tak moich rodziców, jak i najbliższe sąsiedzkie otoczenie, gdyż tak jedni jak i drudzy widzieli we mnie potencjalnie albo muzyka, albo intelektualistę, na pewno zaś nie pracownika spółdzielni dla niewidomych. Co do muzyki, prognozy się nie sprawdziły; jednak na końcu szkoły podstawowej sam zdecydowałem, że opuszczam progi szkoły specjalnej i idę do masowego liceum ogólnokształcącego. Gdyby jednak nie początkowe działania moich rodziców i otoczenia, o czym szeroko piszę w nagrodzonej pracy, zapewne nigdy takiej decyzji w wieku 15 lat nie byłbym w stanie samodzielnie podjąć. Całe moje dzieciństwo przebiegło bowiem w atmosferze przekonywania mnie – praktycznie i teoretycznie – przez rodziców i sąsiadów, że jestem znacznie zdolniejszy intelektualnie i inteligentniejszy od mego otoczenia. Rodzice dbali też o to, abym nie przebywał w zamknięciu domowym bez kontaktów z rówieśnikami, toteż na podwórku w krótkim czasie okazało się, że jestem prowodyrem całej grupy, a pozyskani przez kontakty sąsiedzkie z rodzicami rówieśnicy sprawiały, że w razie napływu na to podwórko "wrogiego" elementu, który mógł na przykład wyzywać mnie od ślepych, grupa, której przewodziłem, doprowadzała takiego delikwenta do mnie, a ja wymierzałem mu sprawiedliwość, jeżeli źle mnie potraktował. Przekonanie o własnej wartości i sile intelektu pozwoliło mi, a może nawet nakazało, wyjść poza utarty schemat ideału przodującego niewidomego robotnika i znaleźć się podczas wstępnego egzaminu do liceum na czele tych, którzy do szkoły tej się dostali. Należy pamiętać, że w otoczeniu tylko ja jeden miałem przekonanie, że dam sobie w takim liceum radę, nawet moi rodzice traktujący mnie bardzo poważnie ani sąsiedzi ich wspierający, nie byli pewni, czy takie rozwiązanie w sytuacji braku wzroku jest w ogóle możliwe.
Gdybym decydował o swojej przyszłości aktualnie, to miałbym do wyboru albo pozostanie w szkole specjalnej i wybór któregokolwiek liceum działającego przy ośrodkach dla niewidomych, albo przejście do średniej szkoły integracyjnej, albo podobnie jak wówczas – przejście do zwyczajnego liceum w miejscu zamieszkania, gdzie jednak istniałoby szereg specjalnie dostosowanych rozwiązań włącznie z nauczaniem indywidualnym i tym samym pozostanie w domowym odosobnieniu. Potem mógłby mnie czekać jakiś indywidualny tok studiów, różnego rodzaju wsparcie asystentów, pełnomocników ds. studentów niepełnosprawnych itp. A potem praca wspomagana finansowo przez Państwo, przy czym nie tylko nikt by nie twierdził, że jestem równie sprawny intelektualnie i fizycznie, jeżeli nie lepszy od przeciętnego rówieśnika, wręcz przeciwnie, musiałbym odbierać głoszone przez pracodawców informacje, że moja praca to jakiś niewielki procent pracy realizowanej przez osoby pełnosprawne, zatem wymaga ciągłego wspomagania ze strony Państwa, bo inaczej pracodawcy zaczną masowo pozbywać się niepełnosprawnych. O ile w wieku 15 lat musiałem podjąć samodzielnie życiowo może najważniejszą decyzję, to dziś całe otoczenie zapewne usiłowałoby podjąć tę decyzję za mnie uważając, że wszyscy wiedzą lepiej ode mnie, co i jak potrafię.
Jest rzeczą bezsporną zaistniały w ostatnich dziesięcioleciach rozwój informatyki i techniki umożliwiający tworzenie coraz lepszych i precyzyjniejszych urządzeń wspomagających życie niewidomych. Podobnie bezsporną rzeczą jest fakt, że – zwłaszcza wśród ludzi młodych – napotykamy na coraz więcej osób z jednej strony – zaangażowanych w racjonalną pomoc osobom niepełnosprawnym, ale także podchodzących do zagadnienia z coraz większym zrozumieniem i kulturą – z drugiej. Jednocześnie przełom roku 1989 wyłonił spośród społecznych działaczy ludzi, którzy bardzo mocno zachęcali do stawiania coraz większych żądań. Powiązanie postępu techniczno-informatycznego i społecznego z szybkim rozwojem postaw roszczeniowych nie przyniosło jednak pozytywnych rezultatów. Oto bowiem w praktyce niewidomy w większości wypadków jest zatrudniany nie tyle ze względu na swe przymioty, zdolności i inteligencję, lecz tylko o tyle, o ile pracodawca widzi w tym interes. Gorzej, bo – jak wykazały ostatnie lata – pracodawcy w swym własnym interesie są zainteresowani pomniejszaniem umiejętności i zdolności osoby niepełnosprawnej, ponieważ jest to jakaś droga do powiększenia otrzymywanych na niepełnosprawnego dotacji. A stąd już prosta droga do pozbawienia takiej osoby jej godności i podmiotowości.
Wręczenie wspomnianej na początku nagrody odbyło się w dniu Święta Uczelni. Przed ogłoszeniem wyników, prezentowano liczną grupę osób, które uzyskały doktoraty wraz z tematami napisanych przez świeżych doktorów prac. Niestety, wśród tych doktorów nie znalazł się żaden niewidomy, a jedyną pracą, która mogłaby być zakwalifikowana tematycznie jako poświęcona osobom niepełnosprawnym z tytułu wzroku, była jedna praca dotycząca głuchoniewidomych. Jeżeli zestawimy ten stan rzeczy z zasygnalizowanym tu rozwojem informatyki i techniki w służbie niewidomych, to sprawa musi budzić zaniepokojenie.
Wydawać by się mogło, że sygnalizowany tu szybki i burzliwy rozwój informatyki i techniki winien sprzyjać sprawności niewidomych tak w samodzielnym życiu codziennym, jak i pracy zawodowej. Tym bardziej, że owemu rozwojowi towarzyszy cała masa działań przysposabiających niepełnosprawnych ze względu na wzrok do wykonywania różnych zawodów. Ale istnieje też wiele przedsięwzięć, które z pracą przynoszącą konkretny pożytek nie mają nic wspólnego. Wielu niewidomych zajmuje się przepisywaniem jakichś nikomu niepotrzebnych tekstów, co gorsza, zdają sobie oni sprawę z bezużyteczności takich prac. Gdyby osoby te miały od dziecka wpojone poczucie własnej godności i wartości, nigdy na tego rodzaju działania by nie przystały. Tak więc nadszedł już chyba czas, aby osoby z niepełnosprawnością wzrokową wzięły sprawy we własne ręce w sposób konkretny i godny. Wielokrotnie w innych publikacjach i w innych miejscach poruszałem problem utraty godności przez niewidomych, ale reakcje czytelników, a w szczególności ich brak, wskazują raczej na to, iż młodzi do tego nie są jeszcze dojrzali albo też zostali już na tyle ukształtowani jako osobowości z poczuciem pełnej zależności od innych, że nie bardzo wiedzą, jak z tego wybrnąć. Wbrew pozorom, nie sprzyjają rozwojowi aktywnej postawy szkoły integracyjne. Obserwacje wskazują, że bardzo często niewidomi po ukończeniu takiej szkoły wykazują bardzo poważne braki. Nieprzygotowani do pracy z niewidomym uczniem nauczyciele pozostawiają go samemu sobie, traktując ulgowo przy wsparciu rodziców również nieprzygotowanych do wychowania i prowadzenia niepełnosprawnego dziecka. Rozszerza się z niezrozumiałych powodów pogląd, jakoby niewidomi nie byli w stanie opanować matematyki w średniej szkole i często są traktowani ulgowo przez cały czas pobierania nauki. Rzecz jest o tyle dziwaczna, że na całym świecie, w tym również w Polsce, istnieją niewidomi matematycy z tytułami naukowymi, a jednocześnie u innych ukształtował się pogląd, że ich humanistyczne zdolności uniemożliwiały im opanowanie choćby przeciętne wiedzy matematycznej. Gorzej, bo niewidomi ci traktują to jako powód do dumy i chętnie przechwalają się, że nauczyciele dawali im z matematyką spokój. Miałem i ja podobną propozycję w liceum, ale ambicja, jaką wzbudzili we mnie moi rodzice wraz z zaprzyjaźnionymi sąsiadami oraz poczucie własnej wartości, a czasem też wyższości, poddanie się takim praktykom uniemożliwiło. No i tak zdałem maturę z matematyki na piątkę (obawy mojej nauczycielki dotyczyły rozwiązania zadania ze stereometrii). Po prostu, kiedy stawiałem sobie jakiś cel, zawsze z góry zakładałem, że jego osiągnięcie jest możliwe samo przez się i wszystko zależy ode mnie.
Osoby z niepełnosprawnością wzrokową dysponują dziś potężnymi narzędziami przystosowującymi do pełnego życia społecznego. Z jednej strony są to wymieniane tu już wielokrotnie środki techniczno-informatyczne, ale z drugiej – również poważne nakłady ze strony takich instytucji jak na przykład PFRON czy choćby Unia Europejska. Możliwość samodzielnego podjęcia własnej działalności gospodarczej, to trzecie niespotykane przed przełomem gospodarczym źródło umożliwiające pełną samodzielność życiową osoby z dysfunkcją wzroku. Istnieje też wielka ilość różnorakich instytucji (pełnomocnicy ds. spraw studentów niepełnosprawnych, studia przez Internet, fundacje zatrudniające asystentów pomagających niewidomym i różne inne). Niosą one jednak ze sobą także poważne zagrożenia. Przede wszystkim owe fundacje i fundusze zazwyczaj pretendują do tego, aby uznawać się za tych, co wiedzą najlepiej, jakie pomoce niewidomemu są potrzebne. Rozdrobnienie organizacji zrzeszających niewidomych oraz stopniowy zanik dawnych organizacji masowych uniemożliwia albo poważnie utrudnia systemowe rozstrzygnięcia, tak często przywoływane w dyskusjach jako konieczność. Najwyższa pora zatem na realną i konkretną inicjatywę samych niewidomych, aby podjąć życie pełnowartościowe, godne osoby ludzkiej i człowieka w ogóle.
Oznacza to, że w miejsce życia ułatwionego na niezbyt wysokim poziomie materialnym zależnym w dodatku od tego, jaką dotację dostanie pracodawca oraz ile zechce niewidomemu dopłacić do tego MOPS, warto i trzeba podjąć trud samodzielnej pełnej samorealizacji. A do tego trzeba być wyposażonym w cechy wewnętrzne, których nabywamy dzięki i skutkiem działania najpierw naszych rodziców, potem otoczenia i warunków, w jakich przyszło nam żyć. I niezależnie od tego, w jakie narzędzia jesteśmy stosownie do epoki wyposażeni, nie jest to rzecz łatwa. Stąd moja satysfakcja z otrzymanej nagrody, ponieważ jest nadzieja, że sprawa znajdzie jakieś odzwierciedlenie wśród pedagogów zajmujących się niewidomymi. Bo tam, gdzie nie są w stanie spełnić swej roli rodzice, istotne i decydujące znaczenie przypadnie pedagogom. Oni przecież także są w stanie kształtować poczucie własnej wartości i godności u osoby z dysfunkcją wzroku, a moja praca konkursowa oparta na długoletnich praktycznych doświadczeniach życiowych, może im się do czegoś przydać. Przede wszystkim zaś stanowić ona może potwierdzenie kapitalnego znaczenia kształtowania aktywnej postawy niewidomego dziecka wobec otoczenia i umiejętności nawiązywania kontaktów z tym otoczeniem.
Dziękujemy Ci Jurku za to, co robisz na rzecz szerzenia prawdy o możliwościach osób funkcjonalnie niewidomych. Oczywiście gratulujemy konkursowych laurów.
Zachęcamy do dzielenia się opisem Państwa doświadczeń i przemyśleń na temat drogi do pełnej podmiotowości osób z niepełnosprawnością wzrokową. Pamiętajmy o treści klasycznej maksymy "Słowa uczą, a przykłady pociągają".
Rozpoczynamy prowadzenie nowej rubryki na łamach "Sześciopunktu", poświęconej sprawom szeroko pojętej kultury, poruszających wrażliwość i poszerzających wiedzę i doznania duchowe naszego środowiska.
Na początek 3 teksty autorów piszących właśnie dla nas i 1 przedruk ale ściśle na temat.
Tomasz Przybyszewski
Niewidomy Xin Luo poruszył publiczność XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina swoim występem w pierwszym etapie. 23-letni Chińczyk nie zdobył jednak uznania jury i nie zakwalifikował się do kolejnej rundy.
Xin Luo urodził się 5 stycznia 1992 r., uczęszczał do szkoły podstawowej dla osób niewidomych w chińskim Chongquing. Naukę gry na fortepianie rozpoczął, gdy miał 8 lat. Już rok później zaczął koncertować. Od pięciu lat mieszka w Polsce. Obecnie uczy się u Piotra Kępińskiego w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. W trakcie studiów licencjackich był też studentem w klasie Katarzyny Popowej-Zydroń, przewodniczącej jury tegorocznego Konkursu Chopinowskiego. Xin Luo jest laureatem wielu konkursów pianistycznych.
Jak sam przyznał (po polsku!) w wywiadzie sprzed Konkursu, w jego rodzinnym mieście był niejako skazany na fortepian, ponieważ nie znał innych instrumentów.
- Najważniejsza jest technika – mówił w wywiadzie. – Nie chodzi o to, żeby grać etiudę szybko, głośno. Właściwa technika, to zagrać swoje myśli. To jest najtrudniejsze dla wszystkich pianistów. Musimy czysto grać – to jest ważne. Najpierw zrozumieć nuty Chopina, a potem poczuć emocję chopinowską. Myślę, że ta emocja musi mieć kontakt z naszymi emocjami.
Te emocje słychać było podczas występu w pierwszym etapie Konkursu, gdzie zagrał etiudy c-moll op. 10 nr 12 oraz h-moll op. 25 nr 10, a także nokturn Des-dur op. 27 nr 2 i balladę g-moll op. 23.
- Ktoś pięknie o nim powiedział, że on nie gra po to, by podbijać estrady, ale w swoim nieszczęściu wyemigrował w świat czystego piękna – podkreśliła Małgorzata Pęcińska na antenie radiowej Dwójki. – Myślę, że był bardzo bliski tego, jak Chopin czuł muzykę, jak dotykał klawiszy – dodała.
Mimo niezakwalifikowania się do drugiej rundy Konkursu Chopinowskiego, wielkim sukcesem Chińczyka jest już znalezienie się w grupie 78 osób, które brały udział w przesłuchaniach pierwszego etapu. W końcu do udziału w zmaganiach odbywającego się co pięć lat Konkursu zgłosiło się aż 455 pianistów z 45 krajów. Mimo odpadnięcia w pierwszym etapie, Xin Luo nie powinien więc rozpaczać.
- Uczyć się, uczyć się, uczyć się – powiedział przecież w wywiadzie przed Konkursem, poproszony o odpowiedź na pytanie, jak w trzech słowach opisałby swój udział w konkursie.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 08.10.2015
Iwona Czarniak
"Pan zabiera wzrok jednak w zamian daje coś innego". Są to słowa jakie usłyszałam od poznanej w 2012 roku Urszuli Kuś mieszkanki Skoczowa.
Bardzo duża grupa osób niepełnosprawnych z powodzeniem rozwija swoje talenty, a są to m. in. malarstwo, rzeźbiarstwo itd.
Przykładem może być sama Ula. Kiedy ją poznałam pierwszym z jej talentów jaki przede mną się ujawnił to chyba najbardziej niezwykły ze wszystkich (bardzo mało jest nim obdarzonych) - talent dobrego serca. Ulka jest osobą kochającą życie, stara się pomagać wszystkim, którzy tej pomocy potrzebują. Nigdy nie narzeka, jest bardzo skromna, a tam gdzie się zjawi to jakby zaświeciło słońce.
Koleżanka Urszula ma bardzo poważny kłopot ze wzrokiem. Z trudem czyta powiększony druk, ale tylko przez lupę jednak nigdy nie mówi, że nie widzi wręcz przeciwnie.
– Ja widzę inaczej, co mają powiedzieć ci co nie widzą w ogóle?
Praca zawodowa, dom, dzieci to zwykła codzienność jaka była i jest udziałem Uli, jednak przez cały czas rozwija ona swoją pasję i robi to z sercem. Figurki jakie są dziełem Uli są autentyczne i kiedy pierwszy raz wzięłam jedną z nich do ręki to poczułam, że tworząc ją włożyła w to serce. Obecnie jestem szczęśliwą posiadaczką figurki jak i obrazu, który z dumą powiesiłam na honorowym miejscu w domu. Malowanie przychodzi Urszuli z coraz to większym trudem, jednak się nie poddaje, bierze lupę i wyczarowuje np. przepiękne bukiety kwiatów.
W rodzinnym mieście Skoczowie z okazji święta Białej Laski zorganizowana była wystawa rzeźb, którymi artystka obdarzyła już bardzo dużą grupę znajomych i rodzinę. W bieżącym roku Caritas diecezji bielsko-żywieckiej ogłosił konkurs na projekt statuetki związanej ze Św. Janem Kantym. Ula zgłosiła dwie prace i zajęły dwa pierwsze miejsca. Nieobcy jest Uli również talent literacki, a to co napisała na konkurs do Bydgoszczy, którego temat brzmiał "moja rehabilitacja" zostało opublikowane i nagrodzone.
Można rzec, że Ula to artystyczna dusza nie dająca się przeciwnościom losu, a talenty jakimi została obdarzona sprawiają jej radość.
Krystyna Szuberska
"Jedyny przyzwoity obyczaj, którego należy bronić stanowczo, to obyczaj czytania podczas gdy reszta jest kwestią sumienia każdego z osobna".
Autorem tych słów jest Carlos Ruiz Zafon urodzony 25.09.1964 r. w Barcelonie dziennikarz, autor scenariuszy i powieści. W moim osobistym rankingu jeden z czołowych współczesnych powieściopisarzy. Nieprzeciętny talent i doskonały warsztat literacki zaowocowały "Cieniem Wiatru" - powieścią, która wraz z "Grą Anioła" i "Więźniem Nieba" tworzy cykl zatytułowany "Cmentarz Zapomnianych Książek". Poświęćmy chwilę samej treści: akcja rozgrywa się we wspomnianej już Barcelonie, a główny bohater to dziesięcioletni syn księgarza i antykwariusza, Daniel Sempere. O świcie, latem 1945 roku chłopiec zostaje zabrany przez ojca do niezwykłego miejsca. Miejsca dostępnego jedynie wtajemniczonym i znanego jako Cmentarz Zapomnianych Książek. To tutaj trafiają książki przeklęte, zakazane i zapomniane. Daniel, zgodnie z zwyczajem musi wybrać książkę swego życia z pośród setek tysięcy tomów, kierując się jedynie intuicją. Chłopiec wybiera "Cień Wiatru" Juliana Caraxa. Zauroczony powieścią i zafascynowany pisarzem bezskutecznie poszukuje kolejnych książek i próbuje rozwikłać tajemnice artysty. Nie przeczuwa jeszcze, że właśnie zaczyna się największa i najniebezpieczniejsza przygoda jego życia. To początek niezwykłych opowieści, wielkich namiętności i tragicznych miłości. Książka pochłania czytelnika bez reszty, tak silnie oddziałując na jego wyobraźnię, że już w trakcie lektury (a już na pewno po jej zakończeniu) mamy przemożną chęć udania się do Barcelony na poszukiwanie tajemniczego pisarza. Z każdą przeczytaną stronicą nabieramy pewności, że ten przegrany zawodowo jak i w życiu prywatnym człowiek istnieje naprawdę. Zafon zmusza czytelnika do ciągłego myślenia. Gdy razem z głównym bohaterem, Danielem Sempere próbujemy rozwikłać tajemnice i wydaje nam się, że za moment poznamy prawdę, pojawia się nowy wątek i... wracamy do punktu wyjścia.
Aby jeszcze bardziej oddać atmosferę tamtych lat wpleciono w tekst piękne czarno-białe fotografie autorstwa Francesca Catabala-Roca, który słynął z prac przedstawiających Madryt i Barcelonę z tego okresu.
Słowa uznania należą się Beacie Fabjańskiej-Potapczuk i Carlosowi Marrodan Casas za wspaniały przekład.
Książka ze wszech miar dopracowana, wydana przez Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA dostępna jest począwszy od wersji kieszonkowej, poprzez wersję czarnodrukową z dość dużą czcionką na audiobooku skończywszy.
Wspaniała lektura na długie jesienne wieczory, zapadająca w pamięć na lata, mająca jeszcze tą zaletę, że każda z części to odrębna całość i od każdej można rozpocząć przygodę z "Cmentarzem Zapomnianych Książek". Czy odważysz się przekroczyć próg tajemnicy?
Z zaproponowaną przez Panią Krystynę książką możemy się zapoznać, gdyż jest ona dostępna w zbiorach książek mówionych Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego (Dział zbiorów dla niewidomych).
Zbigniew Grajkowski
Muzyka jest dziedziną sztuki, która z natury jest dostępna dla niewidomych. Do zachwycania się jej pięknem, poddawania się jej nastrojowi nie są potrzebne żadne udogodnienia. Wystarczą chęci oraz odpowiednie miejsce.
Miejscem wprost idealnym do spotkań z muzyką jest zabytkowe wnętrze świątyni luterańskiej w Łodzi. Kościół został wybudowany w latach 1909-1928 w stylu neoromańskim. W jego wnętrzu znajdują się posiadające 60 głosów organy, które zostały wybudowane w 1928 roku i do dziś są jednym z najcenniejszych instrumentów koncertowych w mieście.
6 września zainaugurowano dwudziesty już sezon koncertów z cyklu "Niedziela z muzyką u św. Mateusza". Od września do czerwca w pierwszą niedzielę miesiąca w kościele odbywają się koncerty. Wykonawcami są zarówno utytułowani już mistrzowie krajowi i zagraniczni, jak i utalentowani młodzi artyści - laureaci konkursów muzycznych. Poza koncertami organowymi w ramach tego cyklu można usłyszeć także zespoły muzyki dawnej, kwartety smyczkowe, orkiestry czy chóry. Największa jednak ilość spotkań z muzyką to koncerty organowe, w czasie których można zachwycać się wspaniałą muzyką, niesamowitym bogactwem brzmienia instrumentu, mistrzowskimi wykonaniami we wnętrzu o niesamowitej akustyce. Nie sposób w tym miejscu pominąć rolę osoby prowadzącej koncert. Obecnie jest to p. Aleksandra Bęben, która w przystępny sposób dzieli się ze słuchaczami swoją bogatą wiedzą muzyczną. P. Aleksandra przedstawia osobę wykonawcy, wprowadza w epoki, w których powstawały wykonywane utwory, opowiada także o ich twórcach, a wszystko potrafi przekazać w bardzo interesujący - także dla ludzi nie zajmujących się zawodowo muzyką sposób.
Cykl koncertów "Niedziela z muzyką u św. Mateusza" od dawna ma już swoje stałe miejsce w kalendarzu kulturalnym Łodzi. Jego pomysłodawcami było małżeństwo - tragicznie zmarły w roku 2010 biskup Mieczysław Cieślar oraz jego żona - prof. Irena Wisełka-Cieślar, która do dziś jest kierownikiem artystycznym tego wydarzenia i dba o jego wysoki poziom.
Koncerty nie są w żaden szczególny sposób adresowane do niewidomych. Są otwarte dla wszystkich, którzy mają ochotę posłuchać muzyki. Wstęp na wszystkie koncerty z tego cyklu jest wolny.
Osoby widzące otrzymują przed koncertem czarnodrukowe informacje o wykonawcy i repertuarze.
Dzięki współpracy Fundacji "Świat według Ludwika Braille'a" oraz Parafii Ewangelicko-Augsburskiej niewidomi otrzymują takie informacje w piśmie punktowym pocztą. Mogą dzięki temu zapoznać się z repertuarem najbliższego koncertu i osobą wykonawcy.
Korzystający z Internetu informacji o koncertach mogą szukać pod adresem http://www.mateusz.org.pl.
Z okazji dwudziestego, jubileuszowego sezonu koncertowego życzymy Organizatorom oraz Wykonawcom wszystkiego, co najlepsze, sobie zaś co najmniej dwudziestu kolejnych lat ze wspaniałą muzyką.
Edyta Miszczuk
Szanowni Państwo,
Zdaję sobie sprawę, że po stokroć łatwiej krytykować to, co inni stworzyli niż samemu tworzyć, czy choćby współtworzyć, mimo to pozwolę sobie na kilka uwag pod adresem Państwa czasopisma o nazwie "Sześciopunkt". Poniekąd – jako czytelniczka tego czasopisma – czuję się też uprawniona do tego typu wypowiedzi. Bo nie mylę się chyba, że "Sześciopunkt" wydawany jest w pierwszej kolejności z myślą o jego niewidzących czytelnikach, a dopiero w dalszej ku osobistej satysfakcji owe czasopismo tworzących. Ponadto szczerze kibicuję i dużo dobrego życzę temu pismu, jak i wydającej go Fundacji.
A więc po kolei. Dział zatytułowany "Tyflonowinki" uważam za bardzo udany. Ba, za najbardziej udany! Trafia on w potrzeby współczesnych niewidomych, którzy coraz częściej i śmielej sięgają po najnowsze technologie. W zasadzie nie ma już problemu z pozyskaniem odpowiedniego dla nas sprzętu, czy aplikacji mających ułatwiać nam codzienne życie, a tym samym sprawiać, że będziemy bardziej samodzielni i niezależni. Problem tylko w tym, że nie zawsze wiemy, w czym wybierać, gdzie tego szukać i w końcu – jak to obsługiwać. Instrukcje obsługi z mnóstwem stricte technicznych informacji są dla większości z nas niezrozumiałe i najczęściej też do niczego w codziennej obsłudze danego urządzenia niepotrzebne. To troszkę tak, jak z ulotkami leków… Chyba tylko ten, co te ulotki wymyśla rozumie, o co w nich chodzi. Tymczasem teksty Pana Zbigniewa Grajkowskiego i Mateusza Bobrusia to instrukcje napisane na miarę możliwości czytania ze zrozumieniem przeciętnego czytelnika będącego (lub zamierzającego być) jednocześnie użytkownikiem opisywanych przez obu panów urządzeń. Ponadto teksty te są tekstami autorskimi, pisanymi przez osoby z dysfunkcją wzroku i do osób z podobnymi dysfunkcjami kierowane, dzięki czemu nabierają one na wiarygodności. Są po prostu autentyczne. No i takie teksty z przyjemnością i z korzyścią dla siebie się czyta. I takich tekstów – Ja jako czytelniczka – życzyłabym sobie więcej… Choć niekoniecznie wszystkie o tej tematyce.
Owszem, proponujecie Państwo i inne, dalekie od elektroniki, czy cybertechniki tematy. Tyle że są one przedrukami z innych czasopism z ogólnego rynku prasowego. Nie rozumiem tego zabiegu i osobiście nie pochwalam go. Przecież od kilku lat całkiem prężnie działa stworzony przez Stowarzyszenie "De Facto" kiosk z prasą dla niewidomych. Każdy z nas ma do tego kiosku swobodny dostęp. Każdy z nas może prenumerować w nim tyle czasopism, na ile ma ochotę i realne możliwości, żeby każde czasopismo przeczytać od dechy do dechy. Sama od kilku lat korzystam z tego defactowego dobrodziejstwa, więc wiem, jak to działa. Wiem też, jak na mnie działają przedruki z tych pism w innych czasopismach. Czuję się wtedy oszukana i coś jakby lekceważona. Na miłość Boską, ile razy lub w ilu czasopismach można czytać ten sam artykuł! A proszę sobie wyobrazić, że jeden z tych przedrukowanych artykułów znalazłam również na Facebooku. Ktoś z niewidomych użytkowników tego portalu przekopiował go i udostępniał ze swojego profilu. Pytanie, z którego źródła ów artykuł przekopiował?…
Tak czy siak, jeżeli sięgam po jakieś czasopismo, to po to by poznać zupełnie nowe dla mnie treści, być może też odmienny punkt widzenia na jakiś temat niż przedstawia to inna redakcja innego czasopisma. No chciałabym być czymś zaskakiwana, tudzież mobilizowana do ponownego przemyślenia jakiejś kwestii i nie zaszkodziłoby, gdyby i do podjęcia na łamach czasopisma polemiki. Byłoby naprawdę cudownie, gdyby "Sześciopunkt" stał się czymś w rodzaju panelu dyskusyjnego. A gdyby tak podsuwać czytelnikom tematy do dyskusji? Każdy głos to – rzecz jasna – niejako odrębny i jak najbardziej autorski artykuł. Myślę, że znalazłoby się kilka tematów dotyczących naszego środowiska, które żywo zainteresowałyby czytelników i które dałoby się na łamach "Sześciopunktu" wspólnie przedyskutować. To może też być całkiem dobry sposób na odkrycie i pozyskanie na potrzeby czasopisma talentów dziennikarskich.
Na dział poświęcony kulinariom, czyli zalew przepisów, najprawdopodobniej przez nikogo z redakcji czasopisma lub samych czytelników niesprawdzonych, spuszczam zasłonę dobrodusznego milczenia… Dwa, trzy, ale sprawdzone przepisy i najlepiej, gdyby przedstawione z perspektywy niewidzącego kuchmistrza, to wszystko, co w tym dziale powinno się znaleźć. Można by też dodać jakiś artykuł nt. sprzętu kuchennego fabrycznie lub na drodze osobistego doświadczenia przystosowanego do potrzeb gotujących niewidomych. Ostatnio na forum bibliotecznym (Serwis wypożyczeń online) jeden z jego użytkowników poruszył temat kuchenki indukcyjnej, na której mogliby bezpiecznie gotować niewidomi. Wszak i niewidomi coraz chętniej garną się do kuchni i to kuchni, która coraz bardziej jest nowoczesna.
Mam nadzieję, że nikogo z twórców i współtwórców "Sześciopunktu" powyższymi uwagami nie uraziłam. Jeśli tak, to bardzo przepraszam. Zapewniam jednak, że nie było to moim zamiarem. "Sześciopunkt" to nie jedyne czasopismo przeze mnie zaprenumerowane i – oczywiście – czytane. Mam więc jakieś porównanie i nie ukrywam, że i oczekiwania też mam. W dobie Internetu, który daje wiele możliwości pozyskania interesujących informacji – byle czym się już czytelnika nie zadowoli.
Tą myślą-przesłaniem pozwolę sobie zakończyć ten list. Redakcji "Sześciopunktu" życzę wielu fantastycznych pomysłów na udoskonalanie tego czasopisma, przypływu utalentowanych autorów podejmujących w swych artykułach ciekawe tematy, a nam czytelnikom – przyjemności z obcowania z tym pismem! Pozdrawiam.
Bardzo Pani Edycie dziękuję za uwagi dotyczące naszego czasopisma. Nie ze wszystkimi się do końca zgadzam, ale biorę sobie do serca oczekiwania, co mam nadzieję zauważyła Pani już w tym numerze.
Cieszę się, że korzysta Pani z e-kiosku, ale
proszę pamiętać, że jedną z najcięższych niedogodności braku wzroku
jest kwestia dostępu do informacji. Dlatego też staram się tak
konstruować nasz magazyn, by był on czymś w rodzaju kompletnej
pigułki informacyjnej. Mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, iż
pozyskamy środki na edycję brajlowską "Sześciopunktu".
Pragnę również zwrócić uwagę na fakt, że nawet dla widzących
czytelników wydawane są na rynku prasowym tytuły zawierające
przedruki z innych czasopism.
Ponieważ na kulinaria spuszcza
Pani kurtynę dobrotliwego milczenia, nadmienię tylko, że wiele z
przepisów moja żona na mnie wypróbowała i nic mi nie zaszkodziło.
Moja żona jest osobą bardzo słabowidzącą. Proszę mi wierzyć, że ani
mi w głowie, żeby oszukiwać Czytelników, przecież przy korzystaniu z
materiałów przedrukowywanych podaję źródło, a więc gdzie tu miejsce
na oszustwo?
Jestem bardzo Pani wdzięczny za wszystkie uwagi i zapewniam, że nie działają one na mnie destrukcyjnie, lecz mobilizująco.
Andrzej Koenig
Zapraszam do przeczytania kolejnego listu od Pana Andrzeja Koeniga ze Skoczowa. Trochę refleksji u progu listopada dobrze się wpisuje w atmosferę zadumy nad przemijaniem.
Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, człowiek prowadzi swoje życie w ciągłym biegu nie zastanawiając się nad jego dalszym losem.
Praca, praca, markety, posiłki gdzieś w biegu, na szybko bo nie ma czasu.
Spotkania ze znajomymi coraz rzadziej bo nie ma wolnego terminu w kalendarzu. A przecież są maile, komórki, skype, facebooki, twittery, nasza klasa – to wystarczy.
Kontakty z najbliższą rodziną ograniczone tylko do urodzin i świąt. Ale to też szybko bo trzeba już być gdzieś indziej.
A jak było dziesięć czy dwadzieścia lat temu.
Praca na pewno tak, ale nie na takich obrotach i nie po trupach, żeby osiągnąć dużo sukcesów.
Były spotkania ze znajomymi, wyjścia do pubów czy na tzw. piwo czy na mecz.
Był większy szacunek dla rodziny, częstsze spotkania i wizyty rodzinne.
Był czas na dobrą książkę, można było usiąść i odręcznie napisać list do kogoś.
Teraz jest to naprawdę rzadkością.
Wszystko jest fajne, kolorowe ale może przyjść taki moment w którym czegoś nagle zabraknie. Dotknie nagle choroba, stracimy kogoś z bliskich lub zostaniemy sami.
Nie każdy potrafi potem z dnia na dzień odnaleźć się w nowej rzeczywistości czy sytuacji.
Wówczas zaczyna się zastanawiać jak teraz żyć?
Gdzie Ci wszyscy koledzy się podziali?
Przecież z tyloma wymieniliśmy numery, a teraz dzwonek telefonu milczy.
Zostajemy samotni... Jest to sytuacja, która coraz częściej występuje w współczesnym świecie.
Nie każdy zwraca uwagę na to jak ważna w tym momencie jest rozmowa z kimś drugim. Nie zawsze muszą być to poważne, naukowe rozmowy. Wystarczy czasem zadzwonić, porozmawiać o mijającym dniu, zażartować, powiedzieć nawet coś głupiego. Naprawdę to pomaga samotnym. Czasami ludziom takim pozostaje tylko słuchanie radia, oglądanie telewizji (jak ktoś może) albo mówienie do siebie.
Kawę czy nawet lampkę wina można wypić w spokoju na rozmowie z kimś drugim, a nie w biegu czy w samochodzie z plastikowego kubka.