SZEŚCIOPUNKT
Magazyn Polskich Niewidomych
Dwumiesięcznik Fundacji „Świat według Ludwika Braille'a"
ISSN 2449-6154
Nr 3/8/2016
maj-czerwiec
Wydawca:
Fundacja „Świat według Ludwika Braille'a"
Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95d/2, 20-706 Lublin
tel.: 505-953-460
Strona
internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres
e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl
Redaktor
naczelny:
Sylwester Peryt
tel.: 693-622-311
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl
Spis treści
Markdown - proste formatowanie dokumentów
KNFB Reader dla systemu Android
Voice Dream Reader dostępny dla systemu Android
Od 1 lipca mniejsze ulgi w "karach" na PFRON
NIK: Bursy i internaty nie są gotowe na przyjęcie dzieci z niepełnosprawnością
Pracodawcy chcą waloryzacji dofinansowań do pensji
Siedem kroków do wyjścia z długów
Swoiste rekolekcje z Kubą Błaszczykowskim
Duma i niedosyt. Milik: "Nie do końca zasłużyliśmy, by odpaść z tego turnieju"
"Die Welt": wejście drużyny Ronaldo do półfinału zakrawa na kiepski żart
Trener Nawałka zbudował wspólnotę. Czy nie o to chodzi w polskiej polityce?
Koenzym Q10 - eliksir długowieczności!
Aronia - antidotum na promieniowanie!
Diagnostyka molekularna nowotworów
Uwaga! Odkryto roślinę, która zabija komórki rakowe w ciągu 48 godzin
Leki ziołowe zostaną "wymiecione" z rynku?
Lubczyk to zioło miłości. Dziś mrożę go na cały rok!
Domowa kuracja - zioła i nieoceniony miód
Czosnek niedźwiedzi - cud natury na raka!
Kolendra - naturalny detox na bakterie, grzyby i raka!
Pokrzywa - parząca młodość, zabija zarazki i pielęgnuje!
System rehabilitacji w Polsce - nowe otwarcie
Ostatnia książka red. Józefa Szczurka – "Okruchy wspomnień"
Krystyna Sienkiewicz. Kiedyś byłam lalką
Wyjątkowe przesłanie wyjątkowego tenora. Bocelli: "Wszyscy jesteśmy dowodem na to, że istnieje Bóg"
Doktorantka UM wynalazła klej do niedrożnych żył
Dowody osobiste na smartfonach od 2017 r. Minister Streżyńska: "Mobilność wymaga prostoty"
Twórcy Skype'a chcą pomóc starszym w zakupach
Taksówka stomatologiczna, w niej dentysta na telefon
Sztuczny mózg IBM na chipie potrafi uczyć się od prawdziwych mózgów
Nike wprowadza do sprzedaży inteligentne, samowiążące się buty
Tym razem witam Państwa w okresie gorącego lata. Numer naszego magazynu trochę się opóźnił w stosunku do moich wcześniejszych zamierzeń, ale mam nadzieję, że jakościowo na tym nie stracił. Ponieważ wiele się działo i dzieje, postarałem się, aby to, co najważniejsze zostało zauważone.
W tym numerze "Sześciopunktu" nie mogło zabraknąć piłkarskich akcentów. Ponadto przybył nam nowy polski święty i temu też oddaliśmy trochę miejsca w naszym magazynie.
Serdecznie dziękuję nowemu uczestnikowi "Galerii Literackiej z Homerem w tle", Panu Tomaszowi Wandzelowi. Przekonany jestem, że wielu z Państwa spotka na naszych łamach swoich dobrych bliższych i dalszych znajomych.
Proszę o przyjęcie jak najserdeczniejszych wakacyjnych pozdrowień i dobrych przeżyć związanych z lekturą tego numeru "Sześciopunktu".
Sylwester Peryt
Mateusz Bobruś
O możliwości dotykania obrazów na ekranie monitora, a ściślej mówiąc, o technologii, która dawałaby możliwość stworzenia dotykowej prezentacji tego, co widać na ekranie monitora, mówiło się odkąd komputery osobiste stały się powszechnie dostępne. Próby tego rodzaju zostały jednak zarzucone ze względu na niebotyczne wprost koszty związane z ich wdrażaniem. Ekrany dotykowe przemówiły do nas głosem syntetycznym, co rozwiązało problem ich obsługi w warstwie komunikacji tekstowej, ale problem rysunków pozostał. Ciekawą próbą rozwiązania tego problemu jest eksperymentalna wtyczka do czytnika NVDA.
Audio Screen daje osobie niewidomej możliwość uzyskania czegoś w rodzaju dźwiękowej reprezentacji wykresu lub mapy wyświetlanej na ekranie. Obraz przedstawiany jest za pomocą dźwięków o zróżnicowanej głośności, wysokości oraz pozycji przestrzennej w kanale stereofonicznym. Pomysł oparto na stworzonym przez Petera Meijora vOICe visual-to-auditory mapping system.
Więcej pod adresem http://www.seeingwithsound.com/.
Audio Screen jest próbą dostarczenia użytkownikowi tych informacji, które mógłby uzyskać, dotykając mapy czy wykresu palcami. Gdy przesuwając palcami po ekranie z góry na dół, natrafimy na linię poziomą, usłyszymy sygnał świadczący o jej przecięciu. Tak samo odpowiedni sygnał usłyszymy w przypadku przesuwania się w poziomie, gdy trafimy na linię pionową.
Do uruchomienia wtyczki potrzebujemy NVDA w wersji 2012.3 lub wyższej, systemu operacyjnego Windows 8, urządzenia wyposażonego w ekran dotykowy, obsługiwany przez powyższy system operacyjny oraz przynajmniej dwurdzeniowy procesor 1.2 GHZ lub jego odpowiednik.
Wtyczkę można pobrać pod adresem: http://www.nvaccess.org/audioScreen/audioScreen-1.0.nvda-addon
Pod adresem http://www.nvaccess.org/audioScreen/audioScreen_demo.mp3
znajduje się plik w formacie MP3, który zawiera prezentację działania wtyczki.
Źródło: http://www.nvaccess.org/audioScreen/index.html, www.tyfloswiat.pl
Jacek Zadrożny
W mojej pracy piszę bardzo dużo tekstów, w tym dosyć obszernych, posiadających pewną strukturę. Nadawanie struktury dokumentom jest zresztą zawsze korzystne. Dokumenty takie mają podział na części, którym nadawane są śródtytuły, zawierają listy numerowane i punktowane oraz inne elementy.
Przez lata teksty takie pisałem za pomocą edytora Word, ale w pewnym momencie uznałem, że nie jest to narzędzie zbyt wygodne dla osoby niewidomej. Co prawda czytniki ekranu pozwalają na zachowanie kontroli nad formatowaniem, ale bezwzrokowa kontrola wyglądu i struktury dokumentu była dosyć uciążliwa. Zacząłem szukać i wreszcie odkryłem to, czego potrzebowałem - język prostych znaczników o nazwie Markdown.
Markdown został zaprojektowany przez Johna Grubera i Aarona Swartza jako język znaczników upraszczający formatowanie dokumentów. Idea wzięła się stąd, że języki formatowania jak HTML, XML, SGML i inne opisujące strukturę dokumentów są mało czytelne dla człowieka i można w ich łatwo popełnić błąd. Za wzór prostoty autorzy przyjęli formatowanie listów elektronicznych i na nich oparli główne założenia składni.
Przygotowany dokument, sformatowany w Markdown, można przekonwertować do innych formatów. Początkowo robiono to skryptem napisanym w języku PERL, a wynikiem był plik HTML. Jednak Markdown tak się przyjął, że powstało o wiele więcej konwerterów, a sam język włączono do wielu systemów CMS jako ich element podstawowy lub rozszerzenie. Rozszerzenia takie powstały dla Wordpressa, Drupala i innych systemów zarządzania treścią. Istnieje też wtyczka do klienta poczty Thunderbird, która potrafi przekształcić kod Markdown w HTML w edytowanym właśnie emailu. Zastosowań dla Markdown jest sporo i wciąż pojawiają się nowe.
W składni Markdown stosowane są elementy, które są oczywiste dla człowieka, gdy je tylko zobaczy. Na przykład listę punktowaną buduje się przez poprzedzanie każdego elementu znakiem "-" lub "*":
Listę numerowaną tworzy się zaś pisząc po prostu kolejne numery przed elementami:
Wprost z poczty elektronicznej pochodzi oznaczanie cytatów, do których używany jest znaczek ">":
> Tutaj znajduje się cytat, który będzie odpowiednio oznaczony w kodzie i sformatowany inaczej, niż zwykły tekst.
Poszczególne akapity oddziela się od siebie pustą linią, a nagłówki tworzy poprzedzając tytuł odpowiednią liczbą znaczków "#". Pojedynczy krzyżyk oznacza poziom pierwszy nagłówka, dwa krzyżyki - drugi i tak dalej.
#Tytuł pierwszego poziomu
##Tytuł drugiego poziomu
W treści można umieszczać także łącza i dostępne są tutaj dwie metody.
Pierwsza z nich pozwala na wstawienie łącza w bardzo prosty sposób poprzez umieszczenie go w nawiasach ostrych:
<http://informaton.pl>
<jacek.zadrozny@post.pl>
Drugi sposób pozwala na utworzenie łącza z dowolnym tekstem do kliknięcia.
Tekst, który należy kliknąć, umieszcza się w nawiasach kwadratowych, a adres zasobu w nawiasach okrągłych, bezpośrednio po zamykającym kwadratowym.
[Link do serwisu Informaton](http://informaton.pl)
Wreszcie warto wspomnieć o możliwości tworzenia linii rozdzielających fragmenty tekstu przez wstawienie kilku znaków "-" lub "*". Jeżeli chcemy jakiś fragment tekstu wyróżnić, to wystarczy otoczyć go gwiazdkami: pojedynczymi dla zwykłego wyróżnienia i podwójnymi dla silnego. Zazwyczaj zwykłe wyróżnienie formatowane jest kursywą, a silne - czcionką pogrubioną.
Tutaj mamy *fragment wyróżniony* w tekście.
A tutaj **fragment silnie wyróżniony** w tekście.
W tekście można osadzać także grafiki w sposób analogiczny do tworzenia linków. Informację o grafice poprzedza się znakiem wykrzyknika "!", a następnie w nawiasach kwadratowych wpisywany jest tekst alternatywny, a w okrągłych - adres do grafiki. Adres może być względny i jeżeli plik znajduje się w tym samym folderze, to wystarczy podać jego nazwę.
![Biało-czerwona flaga Polski](flaga_pl.jpg)
Specyfikacja Markdown zawiera jeszcze kilka elementów, na przykład inny sposób tworzenia nagłówków, ale te zaproponowane przeze mnie są wygodniejsze dla osób niewidomych.
Do edycji pliku źródłowego w Markdown można użyć notatnika systemowego lub każdego innego, który pozwala na zapisanie zwykłego tekstu. Rozszerzenie pliku nie ma specjalnego znaczenia, jednak warto nadawać mu rozszerzenie *.md, gdyż upraszcza to późniejsze wpisywanie komend konwertujących. Ja najczęściej korzystam z edytora EdSharp, który doskonale sprawdza się w różnych sytuacjach. Czasem, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się problemy z kodowaniem znaków, korzystam także z programu Notepad++.
Podczas pisania warto oddzielać poszczególne bloki tekstu pustą linią, na przykład tytuł rozdziału od pierwszego akapitu, czy akapit od listy numerowanej. Teoretycznie Markdown tego nie wymaga, ale zdarzają się problemy z rozpoznawaniem, gdzie zaczyna się i kończy dany obiekt tekstowy. Ta dodatkowa linia rozwiązuje ten problem.
Najbezpieczniejszym kodowaniem znaków w Markdown jest UTF-8 bez BOM. Część konwerterów radzi sobie z niemal dowolnym kodowaniem, ale inne mogą mieć problemy. Do tych ostatnich należy mój ulubiony Pandoc, o którym napiszę w kolejnym tekście. UTF-8 bez BOM jest standardowo obsługiwane przez edytory pod systemem Windows, w tym systemowy notatnik. W razie problemów z kodowaniem polecam przekodowanie tekstu za pomocą edytora Notepad++, który jest w tym niezawodny.
Jednym ze sposobów na wypróbowanie Markdown jest zainstalowanie rozszerzenia do programu pocztowego Thunderbird o nazwie Markdown Here. Po jego instalacji możesz w treści emaila pisać kodami Markdown, a potem szybko skonwertować całość do formatu HTML. W dowolnym momencie otwierasz w treści emaila menu kontekstowe i wybierasz polecenie "Markdown toggle". Treść zamieniana jest na format HTML, w którym można wysłać list. Jeżeli trzeba coś jeszcze poprawić lub dodać, to wystarczy wybrać to samo polecenie i wracamy do kodu Markdown.
Do testowania można użyć także edytorów dostępnych online, na przykład Markdown Editor, StackEdit i wielu innych. Dla osób zarządzających stroną na Wordpress interesującą może być wtyczka WP-Markdown. Pozwala ona na edycję postów za pomocą znaczników Markdown zamiast w kodzie HTML lub edytora wizualnego. Pisanie w HTML jest uciążliwe i można łatwo popełnić błąd, a korzystanie z wizualnego edytora - pomimo że jest on dostępny - nie jest jednak szczytem wygody. WP-Markdown może wybitnie w tym pomóc. Dużą zaletą tej wtyczki jest fakt, że w bazie nie jest zapisywany kod Markdown, ale właśnie HTML, więc wtyczkę można bez problemu i w każdym momencie odinstalować. Konwersja dokonywana jest w locie i nie pozostawia śladów w systemie.
Można też wypróbować Write Monkey - wyspecjalizowany edytor tekstowy, którego głównym zadaniem jest obsługa Markdown. Po napisaniu tekstu wystarczy uruchomić polecenie "Markdown export" i wybrać eksportowanie do edytora Word, by to właśnie w nim otworzył się gotowy plik. Sam edytor też jest wart polecenia, szczególnie że jest darmowy i nie wymaga instalowania.
Stosowanie Markdown może być dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy tworzą regularnie i dużo treści. Zapanowanie nad formatowaniem bez wzroku jest trudne, chociaż możliwe. Jednak różnorodne narzędzia pozwalają na konwersję kodu Markdown do ogromnej liczby formatów: HTML, DOCX, ODT, RTF, LaTeX, Wiki, Docbook, a nawet prezentacji w postaci slajdów. Od użytkownika wymaga zaś niewiele - nauczenia się kilkunastu elementów składni języka i używania edytora tekstu zamiast Worda. Niewidomy użytkownik może poświęcić swój czas pisaniu i nadawaniu struktury dokumentowi, zamiast toczyć boje ze stylami.
Po pewnym czasie i nabraniu wprawy okazuje się, że pisanie Markdownem jest szybsze i wygodniejsze od edycji wizualnej. Dokumentu wynikowego nie trzeba się wstydzić, bo zawsze wygląda on przynajmniej przyzwoicie, a czasem wręcz dobrze.
Kilka tygodni temu światło dzienne ujrzała pierwsza wersja znanego programu do optycznego rozpoznawania tekstu KNFB Reader dla systemu Android. Jest to jedyna na rynku aplikacja OCR stworzona z myślą o osobach z dysfunkcją wzroku. Produkująca ją firma Sensotec zasłynęła na początku z udostępnienia jedynego narzędzia OCR dla systemu operacyjnego Symbian. Aplikacja w wersji dla Nokii z przyciskami kosztowała wówczas kilka tysięcy złotych. Wraz ze zwiększeniem się popularności urządzeń z ekranami dotykowymi, o KNFB Readerze na jakiś czas przycichło. Jednakże, jak łatwo można się było domyślić, programiści Sensotec postanowili skorzystać z drzemiącego wewnątrz nowoczesnych smartfonów wyposażonych w aparaty o wysokiej rozdzielczości potencjału i jeszcze raz zawalczyć o rynek oprogramowania wspomagającego.
Dwa lata temu ukazała się pierwsza wersja aplikacji dla urządzeń mobilnych firmy Apple i od razu zyskała sobie rzeszę fanów wskazujących na jej szybkość i dokładność. Od tamtego czasu aplikacja była wielokrotnie aktualizowana, a jej autorzy pracowali także nad wersją androidową. Przy okazji Międzynarodowego Dnia Białej Laski firma opublikowała pierwszą wersję KNFB Reader w sklepie Play.
KNFB Reader oferuje funkcje ułatwiające osobom niewidomym samodzielne zeskanowanie dowolnego tekstu, np. korespondencji, dokumentów, menu w restauracji, a nawet książek, za pomocą zainstalowanego w smartfonie aparatu fotograficznego.
Przykładowe funkcje wspomagające to:
Rezultaty osiągane przez użytkowników aplikacji dla Androida są różne w zależności od używanego telefonu. Niestety nie zawsze były one pozytywne, a sam proces wykonywania dobrego zdjęcia wymaga trochę praktyki. W wersji demo aplikacja oferuje możliwość zrobienia jedynie 25 zdjęć, co w przypadku osób całkowicie niewidomych nie zawsze wystarcza, by móc sprawiedliwie ocenić jej jakość i wypracować technikę posługiwania się tym narzędziem. Cena aplikacji w wersji pełnej jest dość wygórowana i wynosi 375 zł. Na szczęście producent często oferuje obniżki.
Link do aplikacji w sklepie Play: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.sensotec.knfbreader
Źródło: www.tyfloswiat.pl <http://www.tyfloswiat.pl>
Mateusz Bobruś
Po roku oczekiwań oraz dwóch miesiącach wewnętrznych testów światło dzienne ujrzała pierwsza androidowa wersja popularnego już wśród użytkowników urządzeń z systemem iOS czytnika książek Voice Dream Reader. Aplikacja pozwala na czytanie książek w formatach tekstowych, w otwartym standardzie
Daisy oraz audiobooków. Książki możemy pozyskiwać z dowolnej aplikacji wspierającej API udostępniania Androida, a jest to większość serwisów chmurowych oraz menedżerów plików. Wbudowana przeglądarka internetowa oraz wsparcie dla amerykańskiej biblioteki Bookshare oraz otwartej inicjatywy Project Gutenberg poszerzają jeszcze możliwości zdobywania nowych pozycji.
Zaimportowane książki możemy układać we własnych folderach, a dla każdej z nich możemy wybrać indywidualny głos, jego prędkość i wysokość oraz całą gamę ustawień wizualnych, takich jak czcionka czy motyw kolorystyczny.
Oprócz głosów zainstalowanych na naszym urządzeniu możemy także zakupić jeden z głosów firmy Acapela (dla języka polskiego są to dwa żeńskie głosy:
Ania oraz Monika). Gdy już włączymy odtwarzanie ulubionej lektury, ekran urządzenia możemy zablokować, a aplikacją sterować za pomocą pilota słuchawek. Aplikacja pozwala także na wyszukiwanie ulubionego fragmentu, wyróżnianie konkretnych fragmentów, wstawianie zakładek, tworzenie notatek na marginesach, nawigację po procentach przeczytania, rozdziałach, stronach, a nawet zdaniach i słowach książki.
Wspierane formaty to w chwili obecnej txt, pdf, html, epub, daisy tekstowe i audio oraz audiobooki spakowane jako archiwum zip zawierające pliki mp3.
Choć autorzy aplikacji dołożyli wszelkich starań, by ich produkt dla systemu Android do złudzenia przypominał ten znany z mobilnych urządzeń Apple, trudno nie zauważyć pewnych niedoróbek. Część użytkowników zgłasza problemy ze stabilnością aplikacji czy błędy interfejsu. Brak w niej też jeszcze wielu funkcji znanych z wersji iOS takich jak wyłącznik czasowy, wsparcie dla plików Microsoft Word oraz Apple Pages czy głosów Ivona. Autorzy obiecują dodać wszystkie brakujące funkcje wraz z rozwojem aplikacji, jednak część użytkowników może czuć pewien niedosyt.
Niemniej jednak Voice Dream Reader jest kolejną aplikacją, której użytkownicy urządzeń z systemem mobilnym Google mogli pozazdrościć swoim znajomym, posiadaczom iPhonów i iPadów. Prawdopodobnie błędy z czasem zostaną wyeliminowane, a brakujące funkcje dodane, a już w chwili obecnej czytnik jest wart zainteresowania zagorzałych książkoholików.
Aplikacja dostępna jest w sklepie Play w języku polskim i kosztuje 46,50 zł.
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=voicedream.reader
Czy zatem Voice Dream Reader podbije rynek dostępnych dla niewidomych czytników książek na Androida?
Beata Rędziak
Ograniczenie do 50 proc. ulg we wpłatach na PFRON dla firm, które nie zatrudniają odpowiedniej liczby osób z niepełnosprawnością, a kupują usługi firm, które to robią - to najistotniejsza ze zmian w Ustawie o rehabilitacji, która wchodzi w życie 1 lipca 2016 r.
Według dotychczasowych przepisów, obowiązujących do 30 czerwca br., pracodawca, który osiągał 30-procentowy wskaźnik zatrudnienia osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności oraz ze stopniem umiarkowanym z tzw. schorzeniami specjalnymi (osoby niewidome, chorujące psychicznie, z niepełnosprawnością intelektualną, całościowymi zaburzeniami rozwojowymi, epilepsją), mógł udzielać ulg we wpłatach na PFRON swoim kontrahentom przy zakupie produkcji i usług.
Kontrahenci, którzy sami nie spełniali wymogu zatrudnienia 6 proc. osób z niepełnosprawnością, jeśli zatrudniali powyżej 25 pracowników, mogli część "kary" należnej PFRON z tego tytułu rozliczyć ulgami. Pracodawca, który kupował usługi od firmy spełniającej ww. wskaźniki z art. 22 Ustawy o rehabilitacji, obowiązkowo musiał wpłacić do PFRON 20 proc. kary, zaś 80 proc. mógł "rozliczyć" ulgami.
Nie jest to prosty mechanizm. Wysokość ulg zależała od wielkości zakupu, przychodu firmy, liczby zatrudnionych osób z niepełnosprawnością oraz sumy ich wynagrodzeń. Ustawa o rehabilitacji określa algorytm, który dokładnie wylicza wartość ulgi, którą może otrzymać dany kontrahent. Nie może być ona wyższa niż wskaźnik wynagrodzeń osób ze znacznym i z umiarkowanym stopniem ze schorzeniami specjalnymi, zatrudnionych na etacie w firmie udzielającej ulgi.
Zmiany w udzielaniu ulg od 1 lipca br. można podzielić na te, które dotyczą pracodawców, którzy tych ulg udzielają, oraz firm, które będą z nich korzystały.
- Pracodawcy dalej muszą po 1 lipca zatrudniać powyżej 25 pracowników w przeliczeniu na pełny wymiar czasu pracy i muszą osiągnąć 30-procentowy wskaźnik składający się z grup wszystkich pracowników w stopniu znacznym - bez względu na schorzenie, które wynika z orzeczenia - podkreśla Edyta Sieradzka, wiceprezes Ogólnopolskiej Bazy Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (OBPON). - Do tego dodają osoby w stopniu umiarkowanym - i tu jest ta bardzo istotna zmiana. Od lipca, żeby zaliczyć pracownika w stopniu umiarkowanym ze schorzeniami specjalnymi (osoby niewidome, chorujące psychicznie, z niepełnosprawnością intelektualną, całościowymi zaburzeniami rozwojowymi, epilepsją) do tego 30-procentowego wskaźnika, odpowiedni symbol niepełnosprawności musi być wpisany w orzeczenie o niepełnosprawności. Do tej pory pracodawcy mogli posiłkować się zaświadczeniami od lekarza, że np. pracownik choruje psychicznie. Od 1 lipca odpowiedni symbol schorzenia musi znaleźć się w orzeczeniu. Wyjątkiem mogą być osoby niewidome - jeśli kodu 04 nie byłoby na orzeczeniu, a pracownik byłby niepełnosprawny w stopniu znacznym lub umiarkowanym, to może posiłkować się zaświadczeniem od okulisty.
Edyta Sieradzka podkreśla, że ta zmiana może znacznie wpłynąć na liczbę firm mogących udzielać ulg, gdyż nie osiągną one od 1 lipca 30-procentowego wskaźnika zatrudnienia osób ze schorzeniami specjalnymi.
Inną zmianą obowiązującą od 1 lipca będzie sposób prowadzenia sprawozdawczości.
- Został on jednak znacznie uproszczony w stosunku do kwietniowych projektów - mówi Edyta Sieradzka.
Będzie to jeden druk zbiorczy z okresem sprawozdawczym, który zawierać będzie załączniki dot. udzielonych ulg.
- Sprzedający, który wystawi ulgę we wpłacie na PFRON po 1 lipca - może dotyczyć ulgi za czerwiec, ale wystawionej w lipcu - musi już tę ulgę ująć w swojej ewidencji, którą obowiązkowo musi prowadzić, bo jeśli nie będzie jej prowadził, to pojawia się pierwsza 5-proc. kara, która wynika z nowego całkowicie art. 22b - mówi Edyta Sieradzka. - Jest także nowy druk dla klienta, a nie jak dotychczas oświadczenia firm, a ulga będzie udzielana od każdej faktury. Istotne jest także pilnowanie terminów przez firmy udzielające ulg, gdyż w innym przypadku także będą mogły ponosić kary, a sprzedający nie będzie mógł skorzystać z wystawionej ulgi.
Zasadniczą zmianą dla firm nabywających ulgi jest zmiana wysokości "kary" wpłacanej dla PFRON za zbyt niski wskaźnik zatrudnienia osób z niepełnosprawnością.
- Klienci, którzy wpłacają tę karę, mogą wpłacić do PFRON 50 proc. za dany miesiąc - mówi Edyta Sieradzka. - Dla przykładu, jeśli np. dziś firma wpłaca 100 tys. kary, to jeszcze składając dokumenty za czerwiec może wykorzystać 80 proc. ulgi, a od wpłat za lipiec z tych 100 tys. musi już zapłacić 50 proc. Firmy często nie zdają sobie z tego sprawy, a jest to o 30 proc. więcej niż dotychczas wpłacali do PFRON.
Zdaniem Edyty Sieradzkiej zmniejszy się liczba firm, które będą udzielać ulg we wpłatach na PFRON.
- Ze szkoleń, które przeprowadzam dla pracodawców o zmianach przepisów po 1 lipca, z rozmów z nimi, szacuję, że firm, które będą mogły udzielać ulg po 1 lipca zostanie ok. 300, dotychczas było ich ok. 600 - zaznacza.
Istotna zmiana dla pracowników i pracodawców, która wchodzi w życie 1 lipca br., dotyczy zgłaszania niepełnosprawności przez pracownika. Jeśli stał się on niepełnosprawny w trakcie pracy u danego pracodawcy i dotychczas z różnych przyczyn nie przedłożył mu orzeczenia, a zdecyduje się to zrobić, pracodawca będzie mógł ubiegać się w PFRON o dofinansowanie do jego wynagrodzenia.
- Data jego orzeczenia musi być po dacie jego zatrudnienia u tego pracodawcy, musi to być niepełnosprawność, która powstała w trakcie zatrudnienia u tego pracodawcy i dotyczyć może wynagrodzeń wypłaconych za lipiec, nie wcześniej - tłumaczy Edyta Sieradzka.
Także od 1 lipca zakłady opiekuńczo-lecznicze, które prowadzą działalność w zakresie rehabilitacji osób z niepełnosprawnością, zostaną zwolnione z wpłat na PFRON za niezatrudnianie osób z niepełnosprawnością.
W tym roku miały także wejść w życie przepisy o wydawaniu nowych legitymacji osób z niepełnosprawnością, ale nowelizacja ustawy, która jest obecnie procedowana w Sejmie, przesuwa to działanie na październik 2017 r.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 30.06.2016
Mateusz Różański
Czy reforma systemu orzecznictwa zacznie się od szkolnictwa? Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, zapowiedziała wprowadzenie Międzynarodowej Klasyfikacji Funkcjonowania, Niepełnosprawności i Zdrowia (ICF) dla uczniów ze specjalnymi potrzebami. Pani minister podkreśliła podczas Podsumowania Ogólnopolskiej Debaty o Edukacji, 27 czerwca 2016 r. w Toruniu, że choć jest to ogromne wyzwanie, to fundusze na to są.
- Chcemy zmienić spojrzenie na dzieci ze specjalnymi potrzebami, ale też na dorosłych, tak jak przystało na ludzi żyjących w XXI wieku - mówiła minister Anna Zalewska. - Miarą cywilizacji każdego społeczeństwa jest to, jak traktuje dzieci i dorosłych ze specjalnymi potrzebami.
Ta zmiana spojrzenia ma się dokonać poprzez modyfikację formy orzekania uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.
- Mamy na to pieniądze i będziemy wprowadzać diagnozę funkcjonalną jako podstawowy element wsparcia dziecka ze specjalnymi potrzebami, z wykorzystaniem Międzynarodowej Klasyfikacji Funkcjonowania Niepełnosprawności i Zdrowia (ICF) - mówiła minister Zalewska. - W dalszej perspektywie określimy katalog świadczeń i usług dostosowanych do potrzeb uczniów.
Oznaczałoby to, że kierowany przez nią resort jako pierwszy w Polsce wprowadzi do swoich działań klasyfikację ICF. Byłby to początek reformy systemu orzecznictwa, postulowanego przez środowisko osób z niepełnosprawnością i wskazywanego przez Konwencję ONZ o prawach osób niepełnosprawnych.
Trudno sobie wyobrazić, by system taki istniał w izolacji i ICF ograniczał się jedynie do szkolnych murów. Zwłaszcza, że minister edukacji w bardzo praktyczny sposób uzasadniała potrzebę zmian, również pod kątem finansów państwa.
- Subwencja oświatowa dla 180 tys. dzieci ze specjalnymi potrzebami to rocznie 6 miliardów złotych, które zawsze są pokusą dla samorządów, które niekoniecznie chcą je wykorzystać dla szkolnictwa specjalnego - podkreślała. - Jeżeli opiszemy każdą potrzebę, zdefiniujemy i wyliczymy - a to ogromne wyzwanie, na miarę XXI wieku - wtedy nikt nie będzie miał prawa, by inaczej rozliczyć te pieniądze. Trzeba uszanować rodziców i uznać, że warto to zrobić dla dzieci - dodała.
Minister Zalewska powiedziała też, że kierowany przez nią resort chce powołać wiodące poradnie psychologiczno-pedagogiczne, w których wdrażana będzie diagnoza funkcjonalna i diagnozowani będą uczniowie ze złożonymi dysfunkcjami. Mają tam być określane potrzeby w zakresie wsparcia uczniów, a także udzielane porady rodzicom, organizowane konsultacje i wsparcie dla terenowych poradni.
Przy okazji mówienia o działaniach wiodących poradni minister Anna Zalewska wyraziła chęć zmiany nazwy szkół i ośrodków - ze specjalnych na specjalistyczne.
Nie zabrakło też tematyki szkolnictwa zawodowego. Zdaniem minister edukacji, brak właściwego przygotowania do zawodu, zwłaszcza uczniów z niepełnosprawnością w stopniu znacznym, wskazywany jest jako jedna z przyczyn braku ich aktywności zawodowej.
- Mówimy o integracji społecznej poprzez reorientację zawodową na wcześniejszych etapach edukacji i współpracę z trenerami pracy oraz rozwijanie kompetencji społecznych uczniów ze specjalnymi potrzebami poprzez naukę zawodu u rzemieślników i w zakładach pracy - wymieniała minister Zalewska.
Do tej listy dodała też m.in. umożliwienie uczestniczenia uczniom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi w kwalifikacyjnych kursach zawodowych, tworzenie zawodów pomocniczych i dostosowanie egzaminów zawodów do potrzeb uczniów z niepełnosprawnością.
Ogólnopolska Debata o Edukacji, która odbyła się 27 czerwca 2016 r. w Toruniu, podsumowała debaty regionalne.
Główną informacją na temat reformy edukacji, jaką podała minister Anna Zalewska, jest powrót do ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum (oraz pięcioletniego technikum). Docelowo podstawówka, a dokładniej: szkoła powszechna, ma się składać z dwóch poziomów: podstawowego (klasy 1-4) i gimnazjalnego (klasy 5-8). Szkoły zawodowe zostaną zastąpione dwuetapowymi szkołami branżowymi. Do tego planowane są m.in. wsparcie czytelnictwa, zwiększenie liczby godzin historii i obowiązkowy wolontariat.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 27.06.2016
Beata Rędziak
Tylko w jednej placówce na 24 zbadanych burs i internatów ich dyrekcja w sposób zorganizowany zbierała od rodzin wychowanków informacje o potrzebach kształcenia specjalnego. Tylko pięć z nich miało udogodnienia dla młodzieży z niepełnosprawnością ruchową - takie m.in. wnioski płyną z raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK) o organizacji pobytu uczniów w bursach i internatach.
NIK zbadała w latach 2012-2015 24 bursy i internaty - 17 publicznych placówek i siedem podległych samorządom. Obraz wyłaniający się z raportu pokontrolnego nie jest optymistyczny. W większości placówek uczniowie tam mieszkający nie mieli zapewnionej bezpiecznej opieki. W prawie 60 proc. jednostek nie zapewniono uczniom wystarczającej opieki nocnej, tylko co czwarta placówka zapewniła bezpieczne i higieniczne warunki pobytu. Blisko 60 proc. zbadanych jednostek prowadziło nieprawidłowo gospodarkę finansową.
Zgodnie z przepisami, statut bursy powinien określać zakres pomocy wychowankom z zaburzeniami rozwojowymi, które wymagają specjalnej organizacji nauki, metod pracy i wychowania. Tylko jedna bursa, w Białymstoku, zbierała od rodziców informacje na ten temat oraz kopie orzeczeń z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Dla tych uczniów zorganizowano tam grupę integracyjną oraz opracowano indywidualne plany pracy z nimi. Zdaniem NIK, tak właśnie wzorcowo powinna wyglądać praca w bursach z wychowankami o specjalnych potrzebach.
Informacje o stanie zdrowia zbierano podczas rekrutacji uczniów w 15 placówkach. W 57 proc. z nich zatrudniona była pielęgniarka. Z raportu NIK wynika, że w siedmiu jednostkach przebywali uczniowie przewlekle chorzy. W jednej placówce nie było wyznaczonej osoby, która dbałaby o to, czy przyjmują oni leki, i nie odnotowywano tego faktu w żaden inny sposób.
NIK uważa, że placówki powinny posiadać od rodziców informacje o dzieciach przewlekle chorych i uwzględniać ich potrzeby. Na 331 placówek, które nie były objęte kontrolą NIK, ale które odpowiedziały na ankietę, w 95 przebywali tacy wychowankowie, a 34 nie posiadały w ogóle takiej informacji.
Tylko pięć jednostek na 24 kontrolowane miało udogodnienia dla młodzieży z niepełnosprawnością ruchową - podjazd, a w dwóch dostosowane toalety. W innych placówkach, które odpowiedziały na ankietę NIK, 71 miało dostosowane wejście, a 45 - dostępne toaletę i prysznic.
W roku szkolnym 2014/15 uczniowie z niesprawnością ruchową byli w 25 placówkach (7,6 proc.). Tylko w siedmiu spełniono warunki dostosowanego wejścia, toalety i prysznica.
Według danych GUS, w Polsce w roku szkolnym 2013/2014 funkcjonowało 757 burs i internatów szkolnych. Zapewniały one wychowankom 73 tys. 879 miejsc zakwaterowania, z których korzystało 56 tys. 796 uczniów (76,9 proc.)
Źródło: www.niepelnosprawni.pl 08.06.2016
Michalina Topolewska
Pracodawcy chcą waloryzacji dofinansowań do pensji.
Niepełnosprawni: Mimo rosnących w ostatnich latach kosztów pracy subsydia płacowe są zamrożone, a przepisy nie przewidują żadnego mechanizmu ich podwyższania.
Zbyt niska wysokość dopłat do pensji to zdaniem Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON) jeden z najważniejszych problemów, z jakimi borykają się firmy zatrudniające pracowników z dysfunkcjami zdrowotnymi. Obowiązujące od 1 kwietnia 2014 r. przepisy ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tekst jednolity Dziennik Ustaw z 2011 r. nr 127, pozycja 721 ze zmianami) przewidują bowiem, że dofinansowania do wynagrodzeń mają formę sztywno ustalonych kwot. Wynoszą one 1800 zł, 1125 zł oraz 450 zł dla pracownika ze znacznym, umiarkowanym oraz lekkim stopniem uszczerbku na zdrowiu.
- Od czasu ich wejścia w życie wzrosły koszty pracy, a w związku z projektem wprowadzenia minimalnej stawki godzinowej od przyszłego roku, ta tendencja zostanie utrzymana. Tymczasem nie przełożyło się to w żaden sposób na wysokość dopłat, które są zamrożone - mówi Jan Zając, prezes POPON.
Dodaje, że ustawa nie przewiduje żadnego mechanizmu ich podnoszenia w przyszłości, co powoduje, że mogą one utrzymywać się na tym poziomie przez wiele lat.
W opinii pracodawców dofinansowania do wynagrodzeń są najważniejszym instrumentem wsparcia zatrudnienia osób niepełnosprawnych, ale ze względu na ich wysokość są coraz mniej atrakcyjne. Dlatego w swoim stanowisku POPON apeluje o przywrócenie wcześniejszych przepisów ustawy rehabilitacyjnej, kiedy to kwoty subsydiów płacowych były powiązane z minimalnym wynagrodzeniem za pracę, np. dofinansowanie do osoby ze znacznym stopniem dysfunkcji zdrowotnej stanowiło 180 proc. najniższej pensji.
Kolejną kwestią, na którą zwraca uwagę organizacja, jest narażenie pracodawców na konsekwencje związane ze stosowaniem w praktyce przepisów, które są niejednoznaczne i budzą wiele wątpliwości interpretacyjnych.
- Mieliśmy wiele sytuacji, gdy ich wykładnia w krótkim czasie się zmieniała, co utrudnia firmom stabilne funkcjonowanie - podkreśla Jan Zając.
Ponadto POPON sprzeciwia się nakładaniu na pracodawców nieuzasadnionych obowiązków biurokratycznych w postaci dodatkowych ewidencji, deklaracji i informacji, których sporządzanie rodzi nieuzasadnione koszty. Przejawem takiego postępowania są wchodzące w życie od 1 lipca br. zmiany dotyczące udzielania ulg we wpłatach na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Pracodawcy będą musieli prowadzić ewidencję obniżeń oraz wypełniać kolejne formularze. Co więcej, zakres danych, które będą musieli w nich podawać, budzi zastrzeżenia. Przykładowo w druku informacji o wysokości ulgi będą zawierane informacje m.in. o przychodzie oraz wynagrodzeniach pracowników. Te zaś są traktowane jako tajemnica handlowa i nie powinny być ujawniane innym firmom.
Źródło: Gazeta Prawna 02.06.2016w
Marcin Dzierżanowski
Jak wyjść z psychologicznej pułapki zadłużenia? Eksperci nie kryją: to długa i trudna droga, ale nikt za nas jej nie pokona.
Ponad 2 mln Polaków ma kłopot ze spłacaniem swoich długów na bieżąco. - Do tej grupy doliczyć należy dwu lub trzykrotnie wyższą liczbę osób "współzadłużonych", a więc bliskich, którzy cierpią z powodu długu zaciągniętego przez członka rodziny - mówi Roman Pomianowski, psycholog i inicjator Programu Wsparcia Zadłużonych. Z całą pewnością problem ma wymiar nie tylko ekonomiczny, ale też psychologiczny. Jak wyjść z pułapki zadłużenia?
Pierwszy krok to uznanie, że to ty odpowiadasz za swoją sytuację i nikt inny za ciebie jej nie rozwiąże. Wyrzucanie do śmieci pism od wierzycieli czy nieodbieranie telefonów z banku to pozorne wyjście z sytuacji. - Trwanie w zadłużeniu powoduje, że kondycja psychiczna i fizyczna staje się coraz gorsza. Stajemy się mniej produktywni w pracy, cierpią na tym nasze relacje z najbliższymi - ostrzega Artur Sarnecki, doradca finansowy, członek Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Finansowej, autor bloga "Finanse po ludzku". Konfrontację dłużnika z realną sytuacją często utrudnia otoczenie, udzielając pożyczek czy spłacając część długu. - Tymczasem to, czego dłużnik naprawdę potrzebuje, to pomoc we wczesnym rozpoznaniu problemu oraz zbudowaniu osobistego planu wyjścia z długów - podkreśla Roman Pomianowski.
Przed rozpoczęciem kuracji niezbędna jest diagnoza. Zrób spis wszystkich swoich długów i zobowiązań. - Najlepiej uszereguj je w kolejności: od najmniejszego do największego - radzi Artur Sarnecki. Zwykle efekt nie jest zachwycający, a w większości przypadków okazuje się, że sytuacja jest gorsza, niż myśleliśmy. Ale policzenie długów, choć bolesne, znakomicie obnaża złudność wspomnianej wcześniej strategii chowania głowy w piasek.
Musisz dokładnie poznać swoje dochody i wydatki. Ile pieniędzy potrzebujesz miesięcznie na energię, telefon albo czynsz? Jakie są koszty codziennego utrzymania? - Wystarczy codziennie zbierać paragony w sklepie i raz w tygodniu poświęcić kilkanaście minut na ich opisanie - radzi Roman Pomianowski. I proponuje, by zielonym flamastrem oznaczać koszty absolutnie niezbędne do życia, czerwonym zaś te, z których możemy zrezygnować. Bo następnym etapem będzie usunięcie wszelkich zbędnych wydatków. Pozostałe środki trzeba przeznaczyć na spłatę długów. Uwaga! Jeśli poprzeczkę zawiesimy zbyt wysoko, czeka nas porażka. Narzucony sobie drakoński reżim zaowocuje efektem jo-jo, czyli rozczarowaniem i całkowitą rezygnacją z procesu uzdrawiania finansów.
Ważne, żeby długi spłacać planowo i systematycznie. Niektórzy doradcy polecają metodę kuli śniegowej: zaczynamy od spłaty tych najmniejszych, tak, by jak najszybciej mieć je z głowy i zanotować pierwszy sukces. Inni sugerują, by zacząć od pozbywania się zobowiązań najbardziej kosztownych i wyżej oprocentowanych. Ta metoda ekonomicznie jest lepsza, strategia kuli śniegowej skuteczniej natomiast podnosi motywację.
W ostatnich latach wielu wierzycieli otworzyło się na swoich dłużników. - Są coraz bardziej skłonni do tego, by negocjować warunki spłat, rozłożyć należności na raty, poczekać z egzekucją - podkreśla Roman Pomianowski. To jednak my, z własnej inicjatywy, powinniśmy ich poinformować o naszej sytuacji i przedstawić plan regulowania zobowiązań. Artur Sarnecki radzi, by do każdej instytucji, której zalegamy, wysłać list, postarać się też o możliwość spłaty w ratach, najlepiej z odroczonym terminem.
Tymczasem domowy budżet opracowałeś praktycznie na styk; zawsze mogą się jednak zdarzyć nagłe wydatki, jak choroba czy awaria samochodu. Żeby taka sytuacja nie zdemolowała nam strategii finansowej, powinniśmy pomyśleć o "poduszce finansowej". To rodzaj funduszu bezpieczeństwa, na który często wystarcza 1-2 tys. zł. Tworzymy go, odkładając systematycznie małe kwoty lub sprzedając w internecie niepotrzebne rzeczy.
Na koniec czas na przyjrzenie się dochodowej stronie domowego budżetu - pamiętaj, że praktycznie zawsze istnieje możliwość dodatkowej pracy, a więc i zarobku. Środki, które w ten sposób uzyskasz, przeznaczaj jednak na spłatę zobowiązań i fundusz bezpieczeństwa, a nie na nowe ubrania i gadżety.
Źródło: Wprost 05.06.2016
Prezydent podpisał ustawy, które pomogą niepełnosprawnym i ich rodzinom
Od 2017 r. oboje rodzice, którzy opiekują się więcej niż jednym dzieckiem z niepełnosprawnością, będą mieć prawo do świadczeń - zakłada ustawa, którą podpisał prezydent. Teraz na jedną rodzinę przysługuje jedno świadczenie, nawet jeśli dzieci z niepełnosprawnością jest więcej.
Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o świadczeniach rodzinnych oraz ustawy o ustaleniu i wypłacie zasiłków dla opiekunów. Wykonuje ona wyrok Trybunału Konstytucyjnego z listopada 2014 r.
Obecnie rodzice, którzy mają więcej niż jedno dziecko z niepełnosprawnościąmogą otrzymać tylko jedno świadczenie (świadczenie pielęgnacyjne - 1300 zł, specjalny zasiłek opiekuńczy - 520 zł, zasiłek dla opiekuna - 520 zł), nawet jeśli oboje musieli zrezygnować z pracy. Po zmianach każdy z nich będzie mógł otrzymać świadczenie, gdy zrezygnuje z pracy lub jej nie podejmie.
Zmiany, których inicjatorem był Senat, zakładają, że korzystanie przez jednego opiekuna ze świadczenia nie będzie oznaczało braku wsparcia dla drugiego opiekuna sprawującego opiekę nad kolejną osobą niepełnosprawną w rodzinie.
Według szacunków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wprowadzenie tych zmian będzie kosztować ok. 30 mln zł.
Orzeczenie TK zapadło w związku ze skargą konstytucyjną ojca, któremu odmówiono prawa do świadczenia pielęgnacyjnego na syna, ponieważ jego żona miała już ustalone prawo do świadczenia na drugie niepełnosprawne dziecko.
Wcześniej, w październiku 2014 r. TK uznał za niekonstytucyjny inny przepis ustawy o świadczeniach rodzinnych, który uzależnia świadczenie pielęgnacyjne dla opiekuna dorosłej osoby niepełnosprawnej od wieku, w którym powstała ta niepełnosprawność. Wskazał jednak, że można odmiennie traktować opiekunów dzieci i dorosłych. To orzeczenie również nie zostało jeszcze zrealizowane.
(PAP)/tp
Źródło:
www.wpolityce.pl 05.06.2016
Polscy spece od piłki nożnej wypuścili go z rąk, bo talent obecnego króla strzelców Bundesligi przerósł ich wyobraźnię.
Niewysoki, szczupły chłopak stał pod brzydkim stadionem przy ul. Łazienkowskiej w Warszawie i płakał. W dłoni trzymał białą kopertę, najzwyczajniejszą na świecie, którą kilka minut wcześniej wręczyła mu klubowa sekretarka. W środku było bezlitosne pismo informujące o zakończeniu gry w klubie. Dzieciak, który kochał Legię całym sercem, tak zresztą jak jego ojciec, został przez nią odrzucony. Miał talent, ale ktoś ocenił go jako nierokującego. I bez znaczenia była kontuzja. "Nierokujących" Legia po prostu żegna. Bezsilny czekał na mamę, nauczycielkę wychowania fizycznego z Leszna. Chwilę później wracali do domu. Chłopak nie mógł mieć wtedy pojęcia, że to jedna z najważniejszych podróży jego życia. A może i najważniejsza. To właśnie w aucie matki dowiedział się, że może spróbować w Pruszkowie, w tamtejszym Zniczu. Zapłakanym nastolatkiem spod brzydkiego stadionu był Robert Lewandowski, obecnie kapitan reprezentacji Polski, gwiazda Bundesligi, obiekt westchnień prezydenta Realu Madryt i prawdopodobnie największy błąd działaczy Legii w jej stuletniej historii. Na Stadionie Narodowym stoi dziś zbudowana z klocków Lego figura Lewandowskiego. W tym samym miejscu 27-latek zapewnił Polsce awans na mistrzostwa Europy, które 10 czerwca rozpoczęły się we Francji. I postawił sobie pomnik za życia. Bo dzieci w całej Polsce nie chcą dziś być Ronaldo czy Messim, ale właśnie Lewandowskim. - Robert to dziś brand, marka. Jawi się jako symbol zrealizowanych marzeń. Dlatego ludzie chcą być jak on, jeść to, co on, ubierać się w to, co on - mówi Michał Mango z firmy Urban Communications. Robert patrzy więc z billboardów reklamowych, a tysiące kibiców na chwilę porzucają szarzyznę dnia, aby w biało-czerwonych barwach odnaleźć trochę radości. Klasa sportowa "Lewego" przemawia do ludzi na całym świecie. Niezależnie od języka, jakim się posługują, koloru skóry czy wyznania. Ten niedawno zapłakany chłopak, na którego koledzy wołali "Bobek", to dziś czwarty zawodnik globu w plebiscycie Złotej Piłki. - Robert to wyśmienity piłkarz. Dojrzał, a każdy futbolista dojrzewa w innym wieku. Nie myli się ten, kto twierdzi, że jest najlepszym napastnikiem świata - powiedział na finiszu drogi do Francji prezes PZPN Zbigniew Boniek. Dlatego chyba każdy dzieciak w Polsce chce być dziś jak Lewandowski. - To mój wzór. Podpatruję go na każdym treningu. Patrzę, jak się zachowuje, co robi - nie ukrywa 21-letni reprezentant Polski Karol Linetty. Rok młodszy Bartosz Kapustka, odkrycie selekcjonera Adama Nawałki, przyznaje natomiast: - Być jak "Lewy" to cel. Dziś cieszę się, że jesteśmy kolegami. Mogę się na nim wzorować. Czy istnieje więc wzór na sukces made in Lewandowski?
Rok 2005 był dla polskiego futbolu wyśmienity. Reprezentacja Pawła Janasa pokonała Walię, Austrię oraz Irlandię Północną i awansowała do mistrzostw świata w Niemczech. Dla Lewandowskiego był to rok tragiczny. Bo nie odrzucenie przez ukochany klub było najtrudniejszym momentem. W 2005 r. zmarł Krzysztof Lewandowski. Tata. Miał nowotwór. Po operacji przyszedł wylew. Roberta nie było wtedy w domu. - Jego wychowawczyni z liceum podkreślała, że ukształtowały go dwa nieszczęśliwe wydarzenia z młodości: wyrzucenie z Legii i śmierć ojca. Przez to szybko zaczął traktować życie na serio, dojrzał, pod tym względem wyróżniał się na tle rówieśników - tłumaczy Łukasz Olkowicz, współautor biografii Lewandowskiego "Lewy. Jak został Królem". Kiedy piłkarz dowiedział się o śmierci taty, przeżył szok. Przecież ojciec woził go na treningi. Wspierał. Zaszczepił w nim miłość do sportu. Zaprowadził na pierwszy trening Varsovii. A później odszedł. Nastolatek musiał szybko dorosnąć. Stać się głową rodziny. Pomóc matce, także finansowo. O śmierci taty długo nie mówił. Kiedyś zdradził, jakby od niechcenia, że dedykuje wszystkie bramki właśnie ojcu. I zamilkł. Rodzinna tragedia siedzi w nim do dziś. - Pan Krzysztof był sfiksowany na punkcie sportu. Najpierw sam mu się poświęcił, później dbał, żeby jego dzieci, Robert i Milena, miały jak najlepsze warunki do rozwoju. W przypadku syna liczyła się nie tylko piłka, w dzieciństwie uprawiał też dżudo. I jeśli ktoś zastanawia się dziś, skąd tak dobra koordynacja u Lewandowskiego, może właśnie znalazł odpowiedź. Oprócz tego grał w siatkówkę, uprawiał biegi przełajowe - dodaje Olkowicz. Tacy są właśnie nasi reprezentanci - ich charakter kształtował się w domu, szkole, na osiedlu. Nie w akademiach pod okiem czujnego psychologa, ale na zakurzonym podwórku z trzepakiem, gdzie prym wiedli starsi koledzy, którzy już chodzili z dziewczynami za rękę. Młodzi mogli im się tylko przyglądać i czekać na swój czas. I czekali, bo asfaltowe boisko czy żwirowy plac były często jedyną ucieczką do beztroskiego dziecięcego świata. A trosk często nie brakowało. Ojciec Kamila Glika był alkoholikiem. Był, bo zmarł w wieku 42 lat, kiedy piłkarz ledwo osiągnął pełnoletność. Chory na alkoholizm jest też tata Krzysztofa Mączyńskiego. Mało kto wie, że to przez jego problemy piłkarz nie dotyka alkoholu. Bez taty, który opuścił rodzinę, wychowywał się Arkadiusz Milik, któremu ojca zastąpił trener Rozwoju Katowice Sławomir Mogilan. Ojca miał Jakub Błaszczykowski, chociaż po wydarzeniach z 1996 r. nie mógł darzyć go jakimkolwiek pozytywnym uczuciem. Wtedy właśnie mężczyzna dźgnął nożem matkę Kuby. Ta zmarła na rękach jedenastolatka. - Takie wydarzenia w większości przypadków przeszkadzają w życiu. W rodzinie dysfunkcyjnej dziecko ma mniejsze szanse na udaną karierę. Sport często traktuje zbyt poważnie, nie ma z niego przyjemności. Kilka procent to jednak mali twardziele. Dla nich piłka nożna staje się gorącą wodą, w której, jak jajko, twardnieją - wyjaśnia psycholog sportowy Marek Graczyk.
Środowisko piłkarskie w Polsce marzy, aby ktoś kiedyś stwierdził, że Lewandowski jest odkryciem nadwiślańskiego systemu szkolenia. Albo że jest efektem żmudnej pracy skautów. Albo chociaż wychowankiem genialnego trenera. Ale nie jest. Jest ewenementem, błędem futbolowej machiny, która chwilami niszczy nawet największe talenty. Lewandowski się jednak obronił. - Bo miał charakter. To wszystko, co życie mu zabrało, dostał z powrotem. Bezsilność przekuł w siłę - mówi Marek Milankiewicz, trener Znicza Pruszków. Na pierwszy rzut oka biografia Lewandowskiego to zapis sprzeczności, które przeczą wszelkiej logice. A jednak wpatrując się w atomy jego kariery, można odnaleźć reguły. Wspomniany charakter. Ambicja. Pomysł na siebie. Zaangażowanie. Pracowitość. - Robert bił się o siebie. Kiedy w 2008 r. się zaciął, założyliśmy się o dwa bilety do kina w Jankach, że na wiosnę strzeli dwanaście bramek. Strzelił? Dwanaście - wspomina Milankiewicz. Charakter zwycięzcy wykuwał się przez odrzucenia. W Legii jego talentu nie dostrzegł ani trener rezerw Jerzy Kraska, ani Dariusz Wdowczyk, który poprowadził pierwszą drużynę do mistrzostwa Polski, ani prezes Piotr Zygo.
- Pamiętam, że był na obozie, ale w ogóle nie pamiętam go jako piłkarza. Był jednym z wyróżniających się zawodników rezerw, ale tylko tyle mogę powiedzieć. To są kwestie sprzed dziesięciu lat, a moja pamięć tak daleko nie sięga - ucina rozmowę Wdowczyk, dziś trener Wisły Kraków. Kilka lat później "Wojskowi" znów zrezygnowali z Roberta - dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak i trener Jan Urban woleli postawić na Hiszpana Mikela Arruabarrenę. I "Lewy" trafił do Poznania, chociaż i tam trwała walka. Tylko upór syna właściciela Lecha - Piotra Rutkowskiego i ówczesnego szefa siatki skautów, nieżyjącego już Andrzeja Czyżniewskiego, doprowadził do transferu późniejszego króla strzelców I ligi. Trener Franciszek Smuda podobno do końca chciał, by klub zakontraktował wracającego z Zachodu Tomasza Frankowskiego. Ostatecznie za milion złotych do Poznania trafił Lewandowski.
"Lewy" polubił marsz pod prąd. Na łatwiznę nie poszedł nawet w Niemczech. Polskie kolonie, które tworzą się, gdy w zagranicznym klubie gra dwóch czy trzech piłkarzy znad Wisły, obrosły legendami. Taka mogłaby powstać także w Dortmundzie, gdzie poza Lewandowskim grali Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek (prywatnie przyjaciele). Mogłaby, gdyby Robert nie zaczął trzymać się z Niemcami. Na kolacje czy do dyskoteki chadzał więc z Marco Reusem czy Mariem Götzem. Od rodaków się odciął. - Mój kolega napisał kiedyś ładne zdanie, że "Robert to wyspa, wokół której inni piłkarze tylko krążą". Bardzo dokładnie wybierał sobie znajomych. Do tego grona nie włączył na przykład innych Polaków - opowiada Thomas Hennecke, piszący o Borussii dziennikarz niemieckiego "Kickera". Konflikt pogłębił się po wywiadzie, w którym Lewandowski opowiedział o samodzielności w nowym dla niego otoczeniu, choć w rzeczywistości pomagali mu nie tylko klubowi koledzy, ale także ich partnerki - Marta i Ewa. Ktoś twierdzi, że czarę goryczy przelała kanapka, której Robert nie kupił na lotnisku w Pireusie Piszczkowi. Ktoś inny, że panowie odkopali topór wojenny po bójce "Lewego" z Lucasem Barriosem, gdy Kuba i "Piszczu" stanęli po stronie Paragwajczyka, bezpośredniego rywala Lewandowskiego do walki o miejsce w składzie. Niezależnie od tego, gdzie leży prawda, zażyłości między tym triem nie było już nigdy. Lewandowski zyskał za to potężną broń w walce o pozycję: język. Dzięki przebywaniu wśród Niemców
Polak szybko nauczył się niemieckiego. Po niecałych dwóch latach z uśmiechem na ustach wystąpił w legendarnej audycji telewizyjnej ZDF "das aktuelle sportstudio". - To było bardzo ważne. Mógł rozmawiać ze wszystkimi dookoła bez tłumacza. Sokratis Papastatopulos na przykład mieszka w Niemczech od pięciu lat i dalej nie zna niemieckiego. A Robert po roku już próbował z nami rozmawiać - wspomina Hennecke. Niemcy stawały się jego drugą ojczyzną. Poznał ich kulturę, ligę. A liga poznała Lewandowskiego. Dlatego już po dwóch latach zainteresował się nim wielki Bayern Monachium. Wielki, bo dwukrotnie grający w finale Ligi Mistrzów - w 2012 i 2013 r. Ostatecznie Robert do Bawarii trafił dopiero latem 2014 r. Nikomu nie musiał się przedstawiać. Był gwiazdą, królem strzelców, jednym z głównych celów szefów FCB, którzy licytację wygrali nawet z Realem Madryt. - Hiszpanie walczyli do samego końca. Byłem na telefonie z ludźmi z Madrytu, a na stole leżała poważna oferta. Lepsza finansowo niż propozycja Niemców - wspomina menedżer Cezary Kucharski.
Za kulisami mówi się, że postawienie na kontakty z Niemcami poradził Lewandowskiemu właśnie Kucharski, jedna z najważniejszych osób w życiu piłkarza. Przeciwnicy agenta twierdzą, że stworzył go Lewandowski, dzięki nazwisku, któremu były reprezentant, uczestnik mundialu w Korei i Japonii, może przyciągać do siebie najzdolniejszych zawodników (był przedstawicielem m.in. Rafała Wolskiego, Grzegorza Krychowiaka, Bartosza Kapustki). Druga frakcja powtarza jak mantrę: to Kucharski zaprojektował karierę "Lewego". Pierwszy raz panowie spotkali się osiem lat temu w Pruszkowie, gdy Robert walczył z obrońcami Tura Turek i Kmity Zabierzów. Wokół utalentowanego chłopaka kręciło się już kilku innych agentów, ale to Kucharski przekonał najpierw matkę, a później samego Roberta, że właśnie w jego ręce warto powierzyć karierę zawodnika. - Zobaczyłem go na treningu. To był przypadek, bo przyjechałem do Pruszkowa z innym piłkarzem. Od razu jednak zauważyłem to "coś". Później Robert potwierdził mój instynkt. Jest całkowicie sfokusowany na rozwoju, poszukiwaniu rezerw, profesjonalizmie. A poza tym ma coś, czego nie da się kupić - inteligencję - mówi Kucharski. Później to właśnie Kucharski poradził, aby Robert wybrał mniej intratną, niż oferty Wisły Kraków i Dyskobolii Grodzisk, propozycję z Lecha Poznań. Gdy worki euro i funtów oferowały włoska Genua i angielskie Blackburn Rovers, postawił na odbudowującą się Borussię Dortmund. A następnie, kiedy nie wynegocjował u szefa BVB Hansa-Joachima Watzke zadowalającej podwyżki, dogadał się z milionerami z Monachium. O zaufaniu między panami niech świadczy fakt, że nie łączy ich… żadna formalna umowa. Poza gentlemen’s agreement, oczywiście. - Formalnie nie mamy nic podpisanego. Taka umowa funkcjonuje między nami od kilku lat. Mamy do siebie pełne zaufanie - mówi były poseł Platformy Obywatelskiej. Ci, którzy znają ich prywatnie, uważają, że są do siebie bardzo podobni. Charakterni. Zadziorni. Nie odpuszczają rywalom. A do tego mają smykałkę do interesów. Kucharski to dziś jeden z najbogatszych polskich byłych piłkarzy. Dziś doradza "Lewemu" - zakup działki w Stanclewie na Warmii, apartamentu w "Żaglu" Libeskinda czy udziałów w start-upie Allani. - Lewandowski często był kuszony przez innych menedżerów, żeby zerwał współpracę z Kucharskim, ale nigdy się na to nie zdecydował. Za nimi wiele trudnych decyzji, ale zawsze w godzinie próby zawodnik ufał swojemu agentowi - mówi Olkowicz. Patrząc na Warszawę z ósmego piętra pięknego mieszkania przy prestiżowej ul. Złotej, Lewandowski może być pewny jednego: że na to przysłowiowe piętro wszedł o własnych siłach. I to mimo podstawianej przez los nogi. Bo chciał. Pracował. On sam zapytany o to, co zrobić, aby zostać nowym Lewandowskim, odpowiada ze szczerym uśmiechem: wierzyć. Tylko tyle i aż tyle.
Źródło: "Wprost" 23/2016
Karny Błaszczykowskiego powinien zostać powtórzony? Na Twitterze zawrzało. Internauci wskazują na błąd sędziego!
Kibice biało-czerwonych nie mają żadnych pretensji do Jakuba Błaszczykowskiego o niewykorzystanie rzutu karnego w konkursie "jedenastek" ćwierćfinałowego meczu Euro 2016. Swoje uwagi zgłaszają jednak do sędziego spotkania Polska-Portugalia.
Użytkownicy Twittera zwracają uwagę, że portugalski bramkarz Rui Patricio jeszcze przed kopnięciem piłki przez Błaszczykowskiego nie stał na linii bramkowej, do czego zobowiązywały go przepisy. Zanim polski pomocnik podbiegł do piłki, portugalski golkiper wyszedł z bramki, a w takiej sytuacji sędzia - jak podkreślają kibice - powinien zarządzić powtórzenie rzutu karnego.
Decyzja niemieckiego arbitra wzbudza duże kontrowersje. Już teraz można dołączyć do akcji organizowanej przez użytkowników Twittera, którzy swoje posty hasztagiem #bladsedziego. Jej celem jest zwrócenie uwagi na tytułowy błąd sędziego.
Tyle, że z podobnej przyczyny można byłoby postulować unieważnienie serii "jedenastek" z finału Ligi Mistrzów w 2005 roku, w której bohaterem był… Jerzy Dudek.
Polski piłkarz również wychodził z bramki. Najwyraźniej duch gry ma pierwszeństwo przed przepisami. Na nic protesty - to Portugalia zagra w półfinale Euro 2016.
Maciej Pawlicki
Przegraliśmy bój o półfinał, ale udało się zbudować bardzo wiele. Koniec mikromanii, minimalizmu, imposybilizmu. Wreszcie, po 30 latach prób, błędów i niewiary, mamy Drużynę, która wygrać może z każdym. Stać ją na to pod względem umiejętności, ale przede wszystkim - pod względem charakteru i siły ducha. Oni naprawdę walczyli o finał, wierząc, że to możliwe. A w finale naprawdę walczyliby o mistrzostwo Europy. Wierząc, że się uda. I słusznie, bo - nawet jeśli jeszcze nie teraz - z takim podejściem już wkrótce stać ich będzie na walkę o… mistrzostwo świata. Tak, nie żartuję. W roku 2018 Polacy mają jechać do Rosji, by pokonać WSZYSTKICH.
Mecz z Portugalią był do wygrania. Graliśmy bardzo dobrze, okresami - znakomicie, lepiej od Portugalii. Ale rację ma Grzegorz Krychowiak, że być może wygrane karne ze Szwajcarią jakby zmniejszyły determinację, by w dogrywce koniecznie strzelić zwycięskiego gola. Zabrakło mi też wyraźnej hierarchii kto jest w polskiej drużynie snajperem nr 1.
Od pierwszych sekund widać było, że w tym meczu Robert Lewandowski będzie często w polu karnym, będzie strzelał. Wspaniałe podanie Grosickiego w 90 sekundzie - od razu dało efekt. Ale potem tych podań na polu karnym Lewandowski znowu dostawał bardzo mało, prawie wcale. W kolejnych podbramkowych sytuacjach Milik, Grosicki, Mączyński, Krychowiak i Kapustka strzelali sami (zwykle bardzo niecelnie), mimo, że Lewandowski był obok, na lepszej strzeleckiej pozycji. W Bayernie (poza Robbenem) wszyscy wiedzą, że w takiej sytuacji podaje się snajperowi, Lewandowskiemu. Jest królem strzelców, bo umie sytuacje wykorzystać lepiej niż ktokolwiek inny. Ale musi je mieć. Adam Nawałka nadal nie wpoił swojej drużynie, że ponieważ Lewandowski strzela najlepiej i - gdy jest lepiej ustawiony - to jemu trzeba oddać piłkę, by zwiększyć szanse Drużyny na zwycięstwo. To - moim zdaniem - jeden z kluczowych elementów, który musimy w organizacji gry poprawić.
To, że znakomicie grali Pazdan, Krychowiak, Glik, Piszczek, Jędrzejczyk, Grosicki, Milik, że błysnął talent Kapustki, to sportowe profity. Ale było ich znacznie więcej.
Trzej najlepsi piłkarze tej drużyny zbudowali bezcenny przekaz: Kuba Błaszczykowski podniósł się jak feniks z popiołów. Po ciężkiej kontuzji, długim okresie obniżki formy i utracie miejsca w pierwszych składach najpierw Borussii, potem Fiorentiny, gdy zdawało się, że jego kariera jest u schyłku, przezwyciężył kryzys i objawił się jako piłkarz bezcenny, lepszy niż kiedykolwiek wcześniej, najlepszy w polskiej drużynie i jeden z najlepszych na całym turnieju o mistrzostwo Europy. Nie tylko pod względem hartu ducha i poświęcenia dla drużyny, ale także piłkarskiego kunsztu.
Drugi Najlepszy: Łukasz Fabiański. On także miał okresy bardzo trudne. W Arsenalu przez długie miesiące w cieniu młodszego Wojciecha Szczęsnego, potem znakomity okres w Swansea, gdzie jest wielką gwiazdą. I kolejna próba charakteru, gdy po świetnych eliminacjach w wykonaniu Fabiańskiego, trener Nawałka do pierwszego meczu na mistrzostwach wystawia jednak Szczęsnego. Fabiański znosi to z pokorą. Los chce jednak inaczej - to Fabiański gra w kolejnych meczach i staje się - jak mówi legenda Dino Zoff - najlepszym bramkarzem turnieju. Mógłby zejść do szatni w glorii chwały, jako wielka gwiazda. Ale nie, on schodzi ze łzami w oczach. Wyrzuca sobie, że… nie pomógł drużynie, bo nie obronił żadnego karnego. Widzieliście bramkarza, który ma wyrzuty sumienia, że nie obronił karnego? To, że Fabiański je ma znaczy, że jest nie tylko genialnym bramkarzem, ale bezcennym elementem tego zespołu.
I trzeci Najlepszy: Robert Lewandowski. Kariera - marzenie, cały świat u stóp. Mógłby skoncentrować się wyłącznie na walce o bramki, ale czy wtedy bylibyśmy tak wysoko? Cały zespół, widząc, że supersnajper i supergwiazdor poświęca swoją chwałę dla ciężkiej pracy dla Drużyny - musiał zrobić to samo. Lewandowski dał popis jak być prawdziwym kapitanem.
Na Euro we Francji nie nastąpił - jak piszą niektóre media - koniec pięknej przygody, koniec snu o potędze. Wręcz przeciwnie - narodziła się Drużyna, która ma ogromną przyszłość. Bo nie chce być pokornym średniakiem, tłem dla silnych, brzydką panną bez posagu. Szanuje sama siebie i dlatego będzie wygrywać.
Źródło: www.wpolityce.pl 01.07.2016
Występ polskich piłkarzy w meczu z Portugalią to powód do dumy, zabrakło szczęścia - powiedziała w piątek premier Beata Szydło.
Podkreśliła, że biało-czerwona drużyna ma przed sobą wielkie perspektywy i dostarczyła kibicom wiele radosnych momentów.
"Lepszej Drużyny Polska nie miała od ponad 30 lat!"
Wczorajszy mecz - ogromna duma, bo myślę, że wszyscy oczywiście marzyliśmy o tym, żeby był finał, żeby Polacy zagrali w finale, marzyliśmy o tym, żeby zwyciężyli. W sporcie tak bywa, że bardzo często potrzebna jest, poza świetnym występem, zaangażowaniem, po prostu ta odrobina szczęścia, wczoraj tego szczęścia nam zabrakło - powiedziała szefowa rządu.
Podkreśliła, że po meczach Polaków w Mistrzostwach Europy 2016 można śmiało powiedzieć, że polscy piłkarze przynieśli kibicom wiele radosnych momentów.
To były wspaniałe dni, kiedy Polska cieszyła się, kiedy kibicowaliśmy, kiedy byliśmy bardzo zaangażowani, byliśmy razem - powiedziała premier Szydło.
Jesteśmy dumni z tej biało-czerwonej drużyny, to jest drużyna, która ma przed sobą wielkie perspektywy i wierzę w to głęboko, że jeszcze wiele, wiele przed nami takich momentów, kiedy ta drużyna będzie nam przynosiła właśnie nie tylko dumę, ale również satysfakcję ze zwycięstw. (…) Polskim piłkarzom po prostu trzeba podziękować i pogratulować - dodała szefowa rządu.
Dorota Łosiewicz
Ten chłopak, to wzór godny naśladowania
Lekcja życia, jaką daje właśnie młodym ludziom (i nie tylko) Kuba Błaszczykowski jest bezcenna. Młodzi potrzebują autorytetów, wzorów, postaw godnych do naśladowania. Błaszczykowski spokojnie może być takim wzorem. Całym swoim życiem daje nam wszystkim niespotykaną lekcję pokory, odwagi, wiary, patriotyzmu, woli walki, skromności, wytrwałości w dążeniu do celu i niezwykłego hartu ducha.
Błaszczykowski często powtarza, że trzeba umieć się podnieść po upadku. Nikt nie wie tak dobrze jak on, ile trzeba było siły, by wstać po tym, co przeżył w dzieciństwie (ojciec na jego oczach zabił mamę). Niejeden po takich doświadczeniach kończy w przydrożnym rowie lub więzieniu. Kuba został jednym z najlepszych piłkarzy. Myślę, że teraz wielu chłopaków, żyjących gdzieś na marginesie, będzie miało z kogo czerpać siły, by się odbić.
To jest po prostu życie i trzeba je brać, jakim jest. Ja mam swoje, każdy z nas ma swoje i każdy jest odpowiedzialny za to, co w życiu osiągnie, co zrobi i jakim będzie człowiekiem - mówił kiedyś w radiu RMF FM.
Jeden z najlepszych polskich piłkarzy bez skrępowanie mówi o swojej wierze w Boga.
Najważniejsza jest dla mnie codzienna Eucharystia i czytanie Pisma Świętego. Czasami zwyczajnie, po ludzku, nie chce mi się. Modlitwa daje mi jednak siłę i staram się jej nie zaniedbywać. Wiem, że ani sława, ani pieniądze nie dają tyle radości, co bycie z Bogiem. Wiem, że moim nadrzędnym obowiązkiem jest przyznawać się do Chrystusa. W swoich wypowiedziach staram się dawać o Nim świadectwo. Z otrzymywanych listów wiem, że jest ono przez ludzi przyjmowane. Jestem zwykłym człowiekiem i moim nadrzędnym obowiązkiem jest głosić Chrystusa. Pan Bóg ma plan względem każdego, każdemu udziela odpowiednich darów, a naszym zadaniem jest ich nie zmarnować, lecz wykorzystać, dając świadectwo o Chrystusie - mówił Błaszczykowski, który po każdym golu, którego dedykuje mamie, robi znak krzyża.
Bez skrępowania mówi też o patriotyzmie:
Dla mnie "Polska" zawsze brzmiała dumnie - powiedział kilka dni temu w rozmowie z "Łączy nas piłka".
Każdy mecz z orzełkiem na piersi jest dla mnie czymś wyjątkowym - mówił rok temu w RMFFM.
Choć Błaszczykowski w 2015 roku zajął 5. miejsce wśród najlepiej zarabiających piłkarzy, to jednak ma zdrowy dystans do pieniędzy. W wywiadzie dla niemieckiej gazety "Taff" skomentował swoje zarobki. Piłkarz przyznał, że zarabia za dużo.
Gram tylko w piłkę nożną, nie powinienem zarabiać więcej niż lekarz czy policjant - powiedział.
Pięknie zachował się też Błaszczykowski po genialnym meczu z Portugalią, w którym nie strzelił karnego. Mało kto miałby tyle odwagi, by w świetle reflektorów powiedzieć:
Chciałem stanąć przed kamerą, to dla mnie bardzo ważne. Nie chciałem chować się gdzieś za plecami innych. Tak jak powiedziałem biorę na klatę to, co się wydarzyło - podkreślił Kuba Błaszczykowski.
Może polska drużyna nie awansowała do półfinału Euro 2016, ale dała swoim kibicom wiele radości i powodów do dumy. Bezcenne jest to, że przykład, jaki daje swoim życiem Błaszczykowski poszedł pod strzechy i wielu młodym chłopakom doda siły i skrzydeł. Tego jestem absolutnie pewna. Rekolekcje Kuby Błaszczykowskiego przyniosą owoce. Choć może to nadużycie, to jednak ciśnie się na usta - gloria victis!
Źródło: www.wpolityce.pl 01.07.2016
ann/PAP
Arkadiusz Milik przyznał, że wraz z innymi piłkarzami reprezentacji Polski czuje niedosyt po tym jak biało-czerwoni odpadli z mistrzostw Europy.
Nie do końca zasłużyliśmy, by odpaść z tego turnieju - ocenił.
Podopieczni Adama Nawałki pożegnali się z turniejem po czwartkowym spotkaniu z Portugalią. Po 90 minutach był remis 1:1. Dogrywka nie przyniosła bramek, a w rzutach karnych Polacy przegrali 3-5.
To paradoks, że nie przegraliśmy żadnego meczu, a odpadliśmy z turnieju. Można być zadowolonym z naszej gry i z tego, że kreowaliśmy sytuacje bramkowe. Na pewno czujemy niedosyt, bo Portugalia była drużyną do ogrania. Być może kilkanaście lat temu powiedzielibyśmy, że ten zespół nie jest w naszym zasięgu. Teraz jednak czuliśmy, że zwycięstwo było możliwe. Nie do końca zasłużyliśmy na to, by odpaść z tego turnieju - ocenił napastnik Ajaksu Amsterdam.
W czwartkowym spotkaniu 1/4 finału Polacy objęli prowadzenie już w drugiej minucie po bramce Roberta Lewandowskiego. W 33. minucie do wyrównania doprowadził Renato Sanches.
W drugiej połowie Cristiano Ronaldo miał doskonałą sytuację, ale nie opanował piłki. My też mieliśmy swoje okazje, ale już nie ma co gdybać, bo odpadliśmy. Jestem dumny, że mogłem grać dla tej reprezentacji. Cieszę się, że mogłem reprezentować barwy narodowe. **Naprawdę tworzymy fajną grupę i cały czas rozwijamy się indywidualnie w swoich klubach. Dzięki temu jesteśmy silniejsi jako drużyna - zauważył Milik.
W czwartej serii rzutów karnych strzał Jakuba Błaszczykowskiego obronił bramkarz reprezentacji Portugalii.
W szatni nikt nie wymagał pocieszenia. Jesteśmy dumni z tego, co osiągnęliśmy i przyjęliśmy to, co się stało z uniesioną głową. Z jednej strony czujemy dumę, że jesteśmy reprezentacją, która jako pierwsza osiągnęła ćwierćfinał. Jednak z drugiej strony, jesteśmy trochę rozczarowani - przyznał Milik.
Dodał, że to dopiero początek osiągnięć tej reprezentacji.
Wszyscy uważamy, że to dopiero początek czegoś dobrego, bo tak naprawdę jeszcze niczego nie osiągnęliśmy. Awans do ćwierćfinału jeszcze niczego nie oznacza. Mam nadzieję, że za dwa lata będziemy o wiele silniejsi - zakończył Milik.
Źródło: www.wpolityce.pl 01.07.2016
Maryla Rodowicz zażenowana występem Polaków na Euro 2016. Ostro krytykuje naszą drużynę. Ciekawe czy Polsat żałuje, że poprosił ją o komentarz. Liczyli na coś innego… a tu coś takiego.
Gdy tuż po meczu z Portugalią internet zalała fala wdzięczności, dumy i wsparcia dla Kuby Błaszczykowskiego, Maryla Rodowicz w roli eksperta od piłki nożnej wystąpiła w Polsacie i ostro skrytykowała kadrę Nawałki.
Od trzydziestej minuty żeśmy stali. Jak piłkarze nie mają kondycji, to niech nie grają - mówiła na antenie Polsatu Maryla Rodowicz.
Piosenkarce nie podobała się postawa naszych piłkarzy w meczu z Portugalią.
To nie był ładny futbol. Mam dużo żalu do naszych piłkarzy. Nie wiem na co liczyli. Może liczyli na karne tak jak w meczu ze Szwajcarią, ale nie można liczyć na karne. Od 30 minuty grali fatalnie - ciągnęła.
Rodowicz jako dobry przykład radzenia sobie z presją i zmęczeniem podała siebie.
Gdybym ja tak grała koncerty? Miałabym nie mieć siły na bis? To jest ich zawód. Jak piłkarze nie mają kondycji, to niech trenują! Sorry!
Piosenkarce szybko odgryzł się występujący w Polsacie w i eksperta Tomasz Iwan - były piłkarz polskiej reprezentacji:
Chciałem tylko powiedzieć Maryli, że nasi piłkarze wypadli na Euro lepiej niż nasi piosenkarze na Eurowizji przez poprzednie lata.
Również
internauci natychmiast w swoim stylu odpowiedzieli piosenkarce
Rodowicz.
Wsiądź do pociągu, byle jakiego…
Ciężko mi coś po takim meczu powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że mój karny zadecydował o tym, że nie awansowaliśmy dalej - mówił tuż po meczu z Portugalią w rozmowie z TVP Jakub Błaszczykowski.
Trzeba przyznać, że nasz piłkarz ma w sobie niezwykłą odwagę i pokorę. Tuż po niestrzelonym karnym stanął przed kamerami:
- Trzeba czasu, by to zrozumieć i wyczyścić głowę. Ale cóż, muszę to wszystko na dzień dzisiejszy wziąć na klatę. Zdaję sobie sprawę, że takie jest życie, nic już nie zrobimy - mówił z bólem.
- Mogę tylko powiedzieć, że naprawdę przykro mi z tego powodu i zdaję sobie sprawę, jak duża szansa była przed nami - dodał.
Otuchy Błaszczykowskiemu, który w meczu z Portugalią nie strzelił karnego dodawali znajomi, przyjaciele i tysiące internautów. Wszyscy podkreślali, że był on i cały czas jest jednym z najlepszych piłkarzy naszej reprezentacji.
- Będę dalej walczył. W moim życiu zbyt wiele razy leżałem na ziemi, żeby nie wiedzieć, że najważniejszą rzeczą jest to, żeby dalej walczyć - podkreślił.
Zdaniem Błaszczykowskiego, polska drużyna na tych mistrzostwach zyskała szacunek rywali, była też trudnym do ogrania i nieprzewidywalnym przeciwnikiem.
- Zaprocentowało doświadczenie, które zdobyliśmy. Byliśmy ciężką drużyną do ogrania dla naszych rywali. To paradoks, odpadliśmy, nie ponosząc żadnej porażki - mówił.
- Chciałem stanąć przed kamerą, to dla mnie bardzo ważne. Nie chciałem chować się gdzieś za plecami innych. Tak jak powiedziałem biorę na klatę to, co się wydarzyło - podkreślił Kuba Błaszczykowski.
Źródło: ann/sport.tvp.pl
Niemieckie media nie kryją rozczarowania słabym, ich zdaniem, poziomem meczu Polska-Portugalia. "Die Welt" pisze wręcz, że wejście drużyny Ronaldo do półfinału zakrawa na kiepski żart.
Wejście Portugalii do półfinału zakrawa na kiepski żart - pisze Sven Flohr w relacji z meczu.
Komentator nie oszczędza obu drużyn.
Nie oglądaliście Państwo meczu? Gratulacje. Widzieliście go? Moje kondolencje - pisze dziennikarz "Die Welt".
Portugalia i Polska dokonały rzeczy godnej uwagi, udało się im po raz kolejny obniżyć sportowy poziom, choć podczas tych ME nie jest to takie proste - pisze Flohr.
Szybka bramka dla Polski, odbite rykoszetem trafienie Portugalczyków - reszta to 120 minut tortur niegodnych miana futbolu - ocenia niemiecki dziennikarz.
Jego zdaniem, ten ćwierćfinał był "kolejnym zamachem na dobry smak". Komentator skrytykował zbyt dużą ilość drużyn dopuszczonych do finałowych rozgrywek oraz sposób przeprowadzenia turnieju we Francji.
Fakt, że to właśnie Portugalia znalazła się w półfinale, jest kiepskim żartem - pisze Flohr.
Czego można było oczekiwać od dwóch zespołów, które w jednej ósmej potrzebowały dogrywki (Portugalia) lub strzelania karnych (Polska) do uzyskania rozstrzygnięcia? - pyta "Sueddeutsche Zeitung" odpowiadając:
prawdopodobnie znów wlokącego się w nieskończoność wieczoru. Dokładnie to właśnie się wydarzyło, chociaż mecz zaczął się obiecująco od dwóch wczesnych bramek - czytamy w "SZ".
Ronaldo wystawał w polskim polu karnym, ale nie trafił w piłkę. Sprawiał wrażenie ospałego. Punktem kulminacyjnym kiepskiej dogrywki był mężczyzna, który wtargnął na boisko, jednak nie zdobył wymarzonego selfie z Ronaldo.
"Bild" ogłosił bohaterem meczu 18-letniego Renato Sanchesa.
Teraz wiemy, dlaczego Bayern zapłacił za tego chłopca 35 mln euro - pisze tabloid.
Po
dwóch bramkach panowała:
gra na jałowym biegu, było dużo
niecelnych podań. Piłka nożna dla koneserów? Skądże. Ćwierćfinał
dopasował się do przeciętnego poziomu całych ME - ocenia "Bild".
Przykład: w 86 minucie Ronaldo pojawił się sam na sam przed Fabiańskim i nie trafił w piłkę.
"Berliner
Zeitung" pisze, że:
po 120 ślamazarnych minutach
zapoczątkowanych szybką bramką Lewandowskiego Kubie Błaszczykowskiemu
zawiodły nerwy.
Polacy po mocnej fazie początkowej, w której mogli śmiało zdobyć kolejne bramki, "coraz bardziej tracili impet". Gazeta pisze również o błędzie niemieckiego sędziego, który nie podyktował jedenastki po faulu Pazdana na Ronaldo w 30. minucie.
Źródło: ann/PAP
Piotr Zaremba
Nie idę w ślady jednego z moich kolegów po fachu, który niedawno wyznał (wydaje mi się, że z przesadą), że nie wie, kim jest Robert Lewandowski. Ale też nie traktuję futbolowych rozgrywek jako miary wszechrzeczy. Tym niemniej jako człowiek wychowany w kibicowskiej rodzinie ożywiam się raz na parę lat, wraz z ważnymi rozgrywkami polskiej reprezentacji.
I teraz będzie największy banał: dawno nie przeżyłem tak wielkich emocji. Podziękowałem za to w imieniu tygodnika "wSieci" trenerowi Nawałce i polskiej drużynie w komentarzu, który będzie można przeczytać w poniedziałek.
Tak się złożyło, że właśnie futbol budzi wielkie emocje narodowe. Można się na to zżymać, uważać za przypadek, ale tak już jest. Jako człowiek, któremu ciągle łzy stają w oczach podczas słuchania hymnu, w pełni to akceptuję.
Większość polską reprezentację pociesza, są też tacy, którzy jak Filip Memches kostycznie przypominają, że to jednak porażka, że popełniono błędy. Zapewne błędy są faktem, a przegranych nie powinno się zagłaskiwać. Co jednak począć, kiedy ostatni raz czułem się tak dumny z polskich piłkarzy ze 30 lat temu?
A mecz Polska-Portugalia, podobnie jak wcześniej Polska-Niemcy powinien nas leczyć z kompleksów. Tym razem nie wygrał lepszy, o co zresztą nie mam do drużyny Ronaldo pretensji. Lubię Portugalczyków, a takie są prawa futbolu.
Chciałbym zwrócić uwagę na co innego. Zbudowanie reprezentacji z prawdziwego zdarzenia to zasługa Adama Nawałki. Ale co on takiego zrobił? Przecież świetnych, eksportowych zawodników mieliśmy od dawna. Pytałem kilka lat temu, jak to się dzieje, że tym gwiazdom na własnym podwórku wychodzi tak kiepsko. Odrzucam spiskowe teorie i ducha absurdalnych połajanek niezmordowanej posłanki Pawłowicz wobec Roberta Lewandowskiego, zwłaszcza już to Euro nie dawało do tego podstaw. Ale niemoc była przez lata faktem.
Nawałka zrobił z niekarnego zbiorowiska talentów wspólnotę. Czy osiągnął to wyłącznie jakimiś nieznanymi jego poprzednikom technicznymi sztuczkami? A może zbiegło się to z nieuchwytną zmianą klimatu, większej wiary poszczególnych narodów w siebie. Nie wiem. Wiem, że na naszych oczach coś się stało.
Nie chcę na siłę snuć politycznych analogii, ale coś podobnego potrzebne jest Polsce. Niewątpliwie obóz obecnie rządzący zaczął forsować rozmaite projekty traktujące zbiór jednostek nad Wisłą bardziej wspólnotowo. Czy wspólnotę odbudował to inna sprawa, towarzyszy temu bowiem bolesne, głębokie pęknięcie polityczne.
Ale możliwe, że zwiększyła się zarazem zawsze bardzo niska samoocena Polaków. Że hasło "warto być Polakiem" zaczęło motywować w większym stopniu także i bardzo skądinąd pragmatycznych piłkarzy. Którzy skądinąd od politycznych deklaracji stronią - i dobrze. Coś powinno nas łączyć ponad ideowo-politycznym rowem.
Warto odnotować i to, że mamy do czynienia z przyzwoitymi, sympatycznymi ludźmi. Boję się tu przesadnego zagłaskiwania, ale Jakub Błaszczykowski naprawdę ma szansę stać się pozytywnym wzorcem dla młodzieży. Lepszym niż rozmaici celebryci, bo autentycznym. Autentycznie i całkiem bez zadęcia przywiązanym do podstawowych wartości. To też jest dobra wiadomość.
Źródło: www.wpolityce.pl
Koenzym Q10 to związek naturalnie występujący praktycznie we wszystkich komórkach ciała ludzkiego, konieczny dla ich prawidłowej pracy. Jest odpowiedzialny za wytwarzanie niezbędnej do życia energii. Pobudza wzrost i regenerację komórek spowalniając procesy ich starzenia i obumierania. Działa także, jako przeciwutleniacz, chroniąc w ten sposób komórki i stabilizując ich błony komórkowe. Naukowcy są zgodni, że uzupełnianie diety odpowiednią dawką koenzymu Q10 przynosi znaczące korzyści zdrowotne szczególnie w zaburzeniach sercowo-naczyniowych.
Koenzym Q10 odgrywa kluczową rolę w mitochondrialnym łańcuchu oddechowym, czyli centrum wytwarzania energii niezbędnej do pracy każdej komórki organizmu. Dodatkowo działając, jako przeciwutleniacz, zmiata wolne rodniki tlenowe zapobiegając uszkodzeniom białek, lipidów i DNA oraz przyczynia się do regeneracji innego silnego antyoksydanta - Witaminy E. Ponad to koenzym Q10 wykazuje bezpośrednie działanie stabilizujące błony komórkowe. Działanie to jest wynikiem jego interakcji z białkami błonowymi, co czyni błony komórkowe bardziej odpornymi na działanie czynników szkodliwych oraz zapobiega wypływowi z komórki ważnych składników (magnez, potas, wapń) niezbędnych do jej pracy.
Związek ten jest naturalnie produkowany przez komórki organizmu. W warunkach prawidłowego funkcjonowania organizmu, w każdej komórce występują dwie postaci koenzymu Q10 w równowadze: utleniona - ubichinon oraz zredukowana - ubichinol.
Najwyższe stężenia koenzymu obserwuje się w komórkach i tkankach najbardziej aktywnych metabolicznie (serce, skóra, wątroba, nerki, trzustka, płuca). Ubichinol obecny jest również w lipoproteinach krwi, gdzie jest podstawowym antyoksydantem chroniącym np. lipoproteiny LDL przed utlenieniem, a tym samym zmniejszającym ryzyko miażdżycy.
Intensywność wytwarzania koenzymu Q10 u każdego człowieka zmniejsza się z wiekiem. Proces ten rozpoczyna się mniej więcej około 30 roku życia. U osób w wieku 77-81 lat poziom koenzymu w sercu jest o 58% niższy w porównaniu do osób w wieku 19-21 lat, a jego zawartość w skórze spada o 75% u osób 70-letnich w porównaniu z 30-letnimi.
Do zaburzeń wytwarzania koenzymu Q10 dochodzi także wskutek złej diety, stresu i rozmaitych infekcji, oraz na skutek przyjmowania niektórych leków.
Najbardziej zauważalne spadki poziomu tej substancji obserwuje się u osób przyjmujących statyny (leki obniżające cholesterol).
Statyny blokując szlak syntezy łańcucha bocznego koenzymu Q10 doprowadzają nawet do 50% spadku jego zawartości w organizmie, co jak sugerują naukowcy może być jednym z czynników odpowiedzialnych za powodowane przez statyny miopatie (bóle mięśni).
Naukowcy są zgodni, że jak na razie, dysponując obecną wiedzą nie jesteśmy w stanie w żaden sposób zmusić organizmu do zwiększonej produkcji koenzymu Q10. Dlatego też w uzupełnianiu jego niedoborów niezwykle pomocne mogą okazać się odpowiednia dieta i suplementacja.
Najbogatsze źródła koenzymu Q10 w żywności to
Ponieważ koenzym Q10 nie rozpuszcza się w wodzie, natomiast doskonale w tłuszczach, to powiązanie tłuszczy z koenzymem będzie zwiększało jego przyswajalność przez organizm. Również ze względu na tą właściwość, wchłania się on lepiej z przewodu pokarmowego po jedzeniu niż na czczo. Wchłonięty w jelicie koenzym Q10 trafia do wątroby skąd, jako składnik lipoprotein rozprowadzany jest po całym organizmie. Maksymalne stężenie w osoczu osiąga po 6-23 godz. od podania doustnego.
Uzupełnianie niedoborów koenzymu Q10 poprzez stosowanie odpowiednich preparatów jest niezwykle korzystne. Efektywność wchłaniania zależy bezpośrednio od jego ilości w preparacie, formy, rodzaju substancji towarzyszących.
W świetle badań naukowych absorpcja tej substancji w jelicie jest dość słaba i powolna a dodatkowo może maleć wraz z wiekiem. Dlatego też, aby przyjmowany koenzym Q10 efektywnie ulegał przyswojeniu przez organizm jego ilość w pojedynczej dawce (kapsułce) powinna wynosić, co najmniej 50 mg.
Jak wykazują badania dużo lepszą przyswajalnością charakteryzuje się koenzym w otoczeniu oleistym, któremu w kapsułce towarzyszą inne substancje lipidowe (np. kwasy tłuszczowe omega-3). Stosowanie, natomiast tzw. suchych tabletek, w których koenzym Q10 występuje w formie krystalicznej jest nieefektywne, ponieważ jedynie znikoma cześć dostarczonej w takiej postaci substancji ulega wchłonięciu do organizmu.
Obraz kliniczny niedoboru koenzymu Q10 u człowieka nie jest jednoznaczny. W początkowym okresie mogą występować cechy zespołu przewlekłego zmęczenia. Następnie zaczynają dominować objawy ze strony tych narządów, w których występuje największy deficyt koenzymu. Niedobór koenzymu Q10 prowadzi do nieprawidłowego funkcjonowania łańcucha oddechowego, do deficytu związków wysokoenergetycznych, co w konsekwencji może zmniejszać sprawność komórki, tkanki oraz całego organizmu.
Powstałe niedobory doprowadzają do nadmiernej produkcji wolnych rodników, które niosą za sobą wiele niekorzystnych zmian. Jednym z obszarów funkcjonowania organizmu, w którym mogą uwidaczniać się niedobory koenzymu Q10 jest układ sercowo-naczyniowy.
U ponad 75% pacjentów z zaburzeniami pracy serca, stwierdzono, występujące zarówno we krwi jak i w tkance mięśnia sercowego, niedobory koenzymu Q10. Obniżony poziom Q10 w organizmie bardzo często towarzyszy również takim zaburzeniom jak hiperlipidemia czy cukrzyca.
Ponadto niedobory tej cennej dla zdrowia substancji uwidoczniają się również na poziomie funkcjonowania skóry i są przyczyną zmian starzeniowych w niej zachodzących, takich jak wiotczenie, spowolnienie procesów odnowy komórkowej czy nawet pojawianie się zmarszczek. Potwierdzają to badania naukowe nad mechanizmami starzenia się skóry, z których wynika, że powstający w komórkach skóry deficyt koenzymu Q10, skutkuje mniejszą produkcją energii. Komórki takie, aby wytwarzać energię pobierają więcej glukozy, z której część przekształcana jest w kwas mlekowy. Nadmiar glukozy i kwasu mlekowego prowadzi do powstawania uszkodzeń w strukturze skóry, czego efektem są zmarszczki i nierówności.
Jak do tej pory najwięcej danych medycznych dotyczących zastosowań klinicznych koenzymu Q10 dotyczy obszaru leczenia schorzeń sercowo-naczyniowych. Jedno z najciekawszych doniesień wskazuje, że u pacjentów z niewydolnością serca na poziomie IV NYHA (stopnie niewydolności serca według skali New York Heart Association) wysokie dawki Q10 (średnio 580 mg/dziennie) przyjmowane przez okres kilku miesięcy znacząco poprawiły wydolność serca. Zaobserwowano m.in. zwiększenie objętości frakcji wyrzutowej serca (z 22 do 39%) i ogólną poprawę stopnia niewydolności serca z poziomu IV do poziomu II. Podobny efekt poprawy objętości frakcji wyrzutowej serca odnotowano w badaniu klinicznym Duńskich naukowców, którzy pacjentom z niewydolnością serca (II i III NYHA) podawali przez 3 miesiące 200 mg koenzymu Q10 dziennie. Największe jak do tej pory badanie kliniczne z zastosowaniem koenzymu Q10 obejmujące ponad 640 pacjentów z niewydolnością serca i kardiomiopatią wykazało również znaczące korzyści zdrowotne wynikające z przyjmowania koenzymu Q10. W grupie pacjentów przyjmujących średnio 150 mg koenzymu dziennie przez okres 1 roku odnotowano zmniejszanie incydentów arytmicznych oraz 20% spadek ilości ponownych hospitalizacji w odniesieniu do grupy kontrolnej niespożywającej koenzymu Q10.
Uzupełnienie niedoborów koenzymu Q10 może być również efektywne w regulacji ciśnienia krwi. Analiza wyników badań klinicznych prowadzonych od wielu lat w tym obszarze pokazuje, że dawki koenzymu Q10 rzędu 100-120 mg dziennie przyjmowane przez okres 8-12 tygodni są w stanie obniżyć ciśnienie skurczowe pacjentów z nadciśnieniem średnio o 16 mm Hg (165 przed vs 147 mm Hg po terapii). Mechanizm hipotensyjnego działania koenzymu Q10 wydaje się wynikać bezpośrednio z jego silnych właściwości antyoksydacyjnych. U pacjentów z nadciśnieniem bardzo często obserwuje się podwyższony poziom stresu oksydacyjnego. Zwiększona poprzez suplementację ilość Q10 we krwi efektywnie zmiata nadmiar wolnych rodników nie dopuszczając do ich reakcji z wydzielanym przez śródbłonek i działającym rozkurczowo tlenkiem azotu (NO). Zwiększa się w ten sposób ilość dostępnego NO i poprzez jego wpływ obniża się wartość ciśnienia krwi. Suplementacja diety odpowiednią ilością koenzymu Q10 znalazła również zastosowanie w kosmetyce a szczególnie w obszarze walki z postępującymi oznakami starzenia się skóry. Japońscy naukowcy udowodnili, że przyjmowanie 60 mg koenzymu Q10 w kapsułkach przez kobiety w wieku 43 lat, już po okresie 3 miesięcy daje wyraźny, bo aż ponad 30% efekt redukcji ilości i głębokości zmarszczek na twarzy.
Terapeutyczny wpływ koenzymu Q10 potwierdzony został również w przypadku leczenia astmy oskrzelowej. W badaniu klinicznym prowadzonym na Uniwersytecie w Bratysławie (Słowacja) udowodniono, że dołączenie koenzymu Q10 w ilości 120 mg dziennie do standardowej terapii przeciwastmatycznej (przeciwzapalne kortykosteroidy) już po 32 tygodniach znacznie obniżyło objawy tej choroby. Zaobserwowana poprawa, jak sugerują badacze, była efektem obniżenia parametrów stresu oksydacyjnego i stanu zapalnego oskrzeli, co w konsekwencji pozwoliło zredukować ilość przyjmowanych przez pacjentów kortykosteroidów.
Obiecujące perspektywy wydaje się mieć również zastosowanie wysokich dawek koenzymu w opóźnianiu postępu chorób neurodegeneracyjnych, takich jak np. choroba Parkinsona. Opublikowana w Archives of Neurology praca jednoznacznie pokazuje, że półtoraroczna terapia wysoką dawką Q10 (1200 mg dziennie) na wczesnym etapie choroby spowalnia jej rozwój. Jednakże dokładny mechanizm działania Q10 w tym przypadku pozostaje niewyjaśniony.
Ze względu na spadającą z wiekiem zdolność przyswajania koenzymu Q10 z pożywienia oraz w trakcie obniżających jego poziom kuracji leczniczych, niezbędna jest suplementacja, która zapewni odpowiednie źródło łatwo przyswajalnego koenzymu Q10. Prawidłowy przebieg procesów komórkowych oraz szybką regenerację zapewni przyjmowanie rekomendowanych ilości koenzymu Q10, czyli takich, których skuteczność potwierdzono badaniami. Suplementując codziennie min. 100 mg koenzymu Q10 organizm ma zapewnioną odpowiednią dawkę energii do życia, do wykonywania codziennych obowiązków oraz do szybszej regeneracji w okresie chorobowym. Koenzym Q10 wbudowując się w poszczególne struktury organizmu przyspiesza ich regenerację. Szczególnie widocznym objawem odnowy jest poprawa stanu skóry, która ulega wygładzeniu, a zmarszczki redukcji. Skóra nabiera blasku i energii. Pod wpływem koenzymu wzrasta również witalność organizmu. Należy pamiętać, że koenzym musi być w otoczeniu oleju, bo wtedy będzie najlepiej przyswajany przez organizm. Należy także wiedzieć, że liczy się pochodzenie koenzymu - jak udowodniły badania światowe najbardziej przyswajalny jest naturalny koenzym pochodzący z drożdży. No i oczywiście nie bez znaczenia jest dawka - minimalna skuteczna to 100 mg dziennie.
Źródło: (zdrowiezroslin.pl) 31.05.2016
Anna Jarosz
Jak wynika z badań opublikowanych w europejskiej "Białej księdze alergii", na dolegliwości związane z przeróżnymi postaciami uczulenia skarży się ponad 35% mieszkańców naszego kontynentu. Z roku na rok alergików jest coraz więcej. Mają, na szczęście, coraz lepszą broń przeciwalergiczną.
Z alergią pokarmową mamy do czynienia, gdy nasz układ odpornościowy uznaje za niebezpieczne jakiś rodzaj białka wchodzącego w skład pokarmu. Reakcją może być biegunka, wysypka, duszność, a nawet wstrząs anafilaktyczny. Do najsilniejszych alergenów należą: białko jaja kurzego, orzechy, zwłaszcza arachidowe, owoce morza i ryby morskie, kazeina oraz alfa- i beta-laktoglobuliny zawarte w mleku i w zawierających je produktach, gorczyca, seler, gluten, białko zbóż obecne także np. w przetworach mięsnych, serach żółtych, nawet w gumie do żucia, jogurtach czy gotowych daniach dla dzieci. Groźne mogą być też dodawane do żywności środki konserwujące. Rady dla ciebie: Jedyny ratunek to dieta eliminująca pokarmy, które wywołują niepożądane objawy. Jak to zrobić? Jeżeli podejrzewasz, że przyczyną dolegliwości mogą być np. krewetki, wyklucz je z diety na 2-3 tygodnie i przez ten czas nie wprowadzaj żadnych nowych produktów. Po tym okresie zrób próbę prowokacyjną - zjedz jedną małą krewetkę i obserwuj reakcję organizmu. Stosując taki schemat, możesz sprawdzić, co jeszcze cię uczula. Druga ważna rada: czytaj etykiety. Jeśli wiesz, że uczula cię np. gluten, zrezygnuj nie tylko z pieczywa czy ciast, ale także z innych produktów, które go zawierają.
Alergia kontaktowa jest trudna do wykrycia, ponieważ reakcja alergiczna pojawia się z opóźnieniem, czasem po kilku dniach. Dlatego rzadko kojarzymy zmiany skórne z używanymi wcześniej przedmiotami. Najczęściej uczula nikiel, chrom, parafenylenodwuamina (farby do włosów i ubrań), balsam peruwiański (kosmetyki), guma, formaldehyd (odzież, szampony do włosów, kleje) oraz parabeny (konserwanty w kosmetykach). U osób uczulonych na te substancje w miejscu, gdzie skóra stykała się z alergenem, pojawiają się drobne czerwone krostki. Często mocno swędzą i sączy się z nich osocze. Rady dla ciebie: W przypadku alergii kontaktowej nie istnieją metody odczulania. Jedyną ochroną jest unikanie tego, co szkodzi. Skutki uczulenia można łagodzić maściami zawierającymi hydrokortyzol. Preparaty w postaci maści lepiej się wchłaniają niż te w postaci kremu czy żelu.
Najczęstszym alergenem są roztocza kurzu domowego, pyłki traw, drzew, chwastów i zbóż. Unoszą się one w powietrzu i dostają się do organizmu drogami oddechowymi. Trudno uniknąć z nimi kontaktu, ale trzeba się starać - w porze pylenia wychodzić na spacer wieczorem lub po deszczu, gdy pyłki opadną, usuwać kurz w mieszkaniu. Aby zminimalizować objawy alergii wziewnej, trzeba przyjmować leki, najczęściej przeciwhistaminowe. Rady dla ciebie: Preparaty nowej generacji zawierające cetyryzynę, loratadynę czy feksofenadynę nie wywołują senności, zawrotów głowy i nie upośledzają zdolności prowadzenia pojazdów. Dlatego warto je przyjmować profilaktycznie, zanim rozpocznie się sezon pylenia alergizujących roślin. Najnowocześniejszymi preparatami z tej grupy leków są leki zawierające jako substancję czynną bilastynę, lewocetyryzynę lub desloratadynę. Nie wchodzą one w interakcję ani z innymi lekami, ani z jedzeniem. Najbezpieczniejsze są preparaty jednoskładnikowe. Te wieloskładnikowe często zawierają pseudoefedrynę (obkurcza naczynia krwionośne, przez co ułatwia oddychanie) lub fenylefrynę (zwalcza katar sienny i udrażnia nos). Substancje te mogą podnieść ciśnienie tętnicze, przyśpieszyć akcję serca, prowokować kołatanie serca, wywoływać drżenie rąk czy nudności.
Osoby uczulone na pyłki traw często cierpią z powodu łzawienia, zaczerwienienia oczu i opuchnięcia powiek. Ulgę przyniesie zastosowanie leków przeciwalergicznych i kropli do oczu, które powinny zawierać azelastynę, olopatadinę, tetryzolinę lub kromoglikan. Ostatnia z substancji może być stosowana zarówno przy ostrym, jak i przewlekłym zapaleniu spojówek wywołanym katarem siennym, przy wiosennym zapaleniu rogówki i spojówek. Pomocne będą też okłady i przemywanie brzegów powiek naparem ze świetlika, który działa przeciwzapalnie, przeciwalergicznie i ściągająco. Preparaty z kromoglikanem są stosowane także do leczenia przewlekłego i sezonowego nieżytu nosa. Na nieżyt nosa można też polecić środki o działaniu sympatykomimetycznym, polegającym na obkurczaniu naczyń krwionośnych błony śluzowej nosa, co zmniejsza obrzęk, przekrwienie i powstawanie wodnistego kataru. Rady dla ciebie: Leki sympatykomimetyczne można aplikować nie dłużej niż 4 dni, bo ich stałe podawanie prowadzi do przewlekłego zapalenia błony śluzowej nosa. Śluzówka nosa może się uzależnić od kropli i wtedy bez nich, mimo braku alergenów, będzie opuchnięta. Do normy przywróci ją tylko kolejna porcja kropli.
Źródło: zdrowie 6 2016
Warto uczyć się od niepanikujących Japończyków, jak poradzić sobie w sytuacji zagrożenia. Oni mają przecież najwięcej powodów do niepokoju! My powinniśmy przede wszystkim opanować strach i inne rozhuśtane emocje, które mogą przynieść nam więcej szkody niż promieniowanie. Przy okazji warto jednak wiedzieć, że przeciwko małym dawkom promieniowania jonizującego możemy się uzbroić odpowiednio komponując dietę. A nawet, jak pokazały wieloletnie badania mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki którzy przeżyli wybuch bomby atomowej, możemy odwrócić skutki dużego napromieniowania.
"Systematyczne badania diety i stanu zdrowia 36 288 mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki, w związku z możliwością zachorowania na raka, rozpoczęły się w 1980 roku i trwały przez 20 lat. Okazało się, że codzienne jedzenie owoców i warzyw o 13 proc. zmniejszyło ryzyko zachorowania w stosunku do tych osób, które jadły owoce raz w tygodniu lub rzadziej" - relacjonuje profesor Wawer. "Narażenie na promieniowanie 1 Sv (Sieverta) powodowało aż 48-49 proc. wzrost ryzyka choroby nowotworowej. Jednak nawet po otrzymaniu tak dużej dawki promieniowania, dieta bogata w owoce i jarzyny miała ogromny wpływ, powodując zmniejszenie tego ryzyka nawet o 34-52 procent".
W naszym organizmie, po przyjęciu dawki promieniowania X i gamma emitowanego przez izotopy promieniotwórcze powstaje kaskada wolnych rodników. Nazywamy to stresem oksydacyjnym. Nasze mechanizmy obronne, czyli brygada antyoksydacyjna, która normalnie radzi sobie z unieszkodliwieniem wolnych rodników okazuje się zbyt słaba. "Dochodzi do uszkodzenia struktur komórkowych. Komórka może sama naprawić uszkodzenia, taki jest skutek działania małych dawek promieniowania. Może obumrzeć, podobnie jak te ginące w sposób naturalny. W bardzo nielicznych przypadkach, w komórce powstają uszkodzenia struktury odpowiadającej za podział. W wyniku procesu, trwającego często wiele lat, może rozwinąć się nowotwór. Jeśli uszkodzeniu ulegająchromosomy w komórkach rozrodczych, błąd powielany jest w następnych pokoleniach. Warto pamiętać, że uszkodzenie chromosomów występuje też z przyczyn naturalnych, jak również pod wpływem czynników mutagennych, takich jak np. toksyny ze środowiska" - wyjaśnia profesor Iwona Wawer.
Medycyna potrafi sobie radzić ze skutkami promieniowania. "W sytuacji zagrożenia najlepiej zablokować wchłanianie pierwiastków promieniotwórczych z żywności podając w większej ilości nieaktywne izotopy. Jony metali można usunąć z organizmu za pomocą związków chelatujących czyli wiążących te jony i przekształcających do postaci, którą organizm wydala. Tylko w przypadkach bardzo dużego napromieniowania potrzebny jest pobyt w szpitalu i najczęściej przeszczep szpiku kostnego. Małe dawki promieniowania niwelują zaś antyoksydanty zawarte w roślinach" - mówi profesor Wawer.
Czarnobyl odkrył czym jest twoja...tarczyca!
Polska, potentat w produkcji aronii, okazuje się posiadaczem znakomitego antidotum na promieniowanie. Antocyjany, związki, które nadają ciemną barwę owocom i spełniają funkcje ochronne w samej roślinie, są silnym i niezwykle skutecznym antyoksydantem. Jego zdolność do ochrony przed skutkami promieniowania radioaktywnego dokładnie zbadali naukowcy Łódzkiego Uniwersytetu Medycznego (kiedyś Wojskowej Akademii Medycznej) oraz Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. "Polifenolowe związki zawarte w ekstrakcie aroniowym potrafią likwidować skutki stresu oksydacyjnego po napromieniowaniu" - mówi profesor Iwona Wawer. "W innych roślinach także znaleziono związki, które są radioprotektorami. Taką rolę mają np. ekstrakt z zielonej herbaty o dużej zawartości polifenoli (galusanu epigalokatechiny), kurkuma (kurkumina) z Curcuma longa stosowana jako żółta przyprawa curry, żeń-szeń Panax ginseng, spirulina Spirulina platensis, ekstrakt z miłorzębu Gingko biloba (glikozydy flawonoidowe), ostropest (sylimaryna), mięta czy rozmaryn. Poza tym łagodzenie skutków ubocznych radioterapii obserwowano po podaniu cysteiny i glutationu. Radioprotekcyjne działanie mają też związki selenu, zwłaszcza selenocysteina i selenometylocysteina (jest w czosnku i brokułach). Inny aminokwas - selenometionina jest w produktach sojowych, zbożach i drożdżach wzbogaconych w selen. Ochronnie działają również witamina C i E. Witamina C chroni przed uszkodzeniem chromosomów a E przed utlenianiem lipidów, które prowadzi do miażdżycy". (Anna Ławniczak/cialo-umysl-dusza).
Aronia doskonale nadaje się do uprawy ekologicznej, która w ostatnich latach jest bardzo popularna. Można ją z powodzeniem prowadzić bez użycia chemii, krzewy są bowiem - w przeciwieństwie do innych członków rodziny różowatych - odporne na szkodniki i choroby.
W warunkach naturalnych spotyka się aronię na piaszczystych preriach i sawannach, na obrzeżach lasów, kamienistych urwiskach, piaszczysto-kamienistych polanach, a nawet na bagnach. Jak widać roślina przystosowuje się do różnych warunków siedliskowych. Świetnie rośnie na glebach lekko kwaśnych, wilgotnych, ale dobrze sobie radzi również na stanowiskach suchych, o alkalicznym pH. Jedyne czego wymaga to słońce - zdecydowanie nie lubi zacienienia. Ma jeszcze inne zalety: płytko się korzeni, toteż można ją sadzić na terenach o wysokim poziomie wód gruntowych, jest poza tym bardzo wytrzymała na spadki temperatury (nawet do -40°C), a jej kwiatów nie uszkadzają wiosenne przymrozki. Dzięki temu daje sobie radę nawet w ogrodach dalekiej Syberii.
Krzewy sadzi się co 1,5 m (na glebach słabych co 1 m), a żeby lepiej się przyjęły, pędy przycina do 1/3 długości. W drugim, trzecim roku po posadzeniu zaczynają owocować. Jagody dojrzewają równomiernie w drugiej połowie sierpnia, więc zbiór można przeprowadzić jednorazowo. Po pięciu latach, gdy rośliny wejdą w okres pełnego owocowania, z 1 ha można uzyskać 15-25 ton owoców!
Aronie owocują obficie i regularnie. Dzięki dużej zawartości garbników, ich owoce nie są podatne na szybką fermentację, więc można je przechowywać w lodówce nawet przez kilka tygodni.
By krzewy kwitły i dawały dobre plony, trzeba je odmładzać, usuwając pędy słabe, a także wszystkie sześcioletnie i starsze. Pozostawia się jedynie gałązki najsilniejsze, o długości 30-50 cm. Zabieg przeprowadza się najpóźniej w początkach kwietnia.
Zalety aronii można by długo wymieniać. Jej owoce są cennym surowcem dietetycznym i leczniczym, wręcz niezastąpionym w profilaktyce wielu chorób cywilizacyjnych. Zawierają bogactwo związków biologicznie czynnych, w tym antocyjanów (ciemnych barwników) mających właściwości przeciwutleniające, a w konsekwencji hamujących procesy starzenia oraz zapobiegających chorobom nowotworowym. O wysokiej zawartości antocyjanów świadczy to, że nawet po stukrotnym rozcieńczeniu sok z aronii zachowuje różową barwę! Owoce uwalniają organizm od toksyn, są pomocne w leczeniu chorób krążenia, obniżają ciśnienie krwi, wzmacniają ściany naczyń krwionośnych, przeciwdziałają krwawieniu (np. z żołądka w chorobie wrzodowej), zmniejszają też napięcie nerwowe i stres. Spożywanie przetworów z aronii łagodzi skutki chemio- i radioterapii, szkodliwego promieniowania komputera, uodparnia skórę na promieniowanie UV i łagodzi dolegliwości w chorobach trzustki i wątroby.
Źródło: (e-ogrody)www.fronda.pl 26 04 2016
Krzysztof Kapka
Ból towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Czasami jest chwilowy i przechodzi sam, a niekiedy trwa kilka godzin, dni czy miesięcy. Spełnia funkcję ostrzegawczo-obronną.
Bywa sygnałem, że w organizmie toczy się jakiś proces chorobowy. Każdemu z nas w jakimś momencie życia potrafił dość mocno dokuczyć uniemożliwiając normalne funkcjonowanie.
Chemiczne, syntetyczne leki przeciwbólowe powinny być przewidziane w celu usuwania okazjonalnie występujących stanów bólowych i to raczej o znanej przyczynie.
Środki takie w swoim składzie w większości mają składniki skierowane na działanie przeciwbólowe, a rzadziej mają dodatkową wartość leczniczą.
Sprawdzają się w bólach głowy, zębów, kończyn i bólach występujących podczas miesiączki.
Gorsze rezultaty dają przy bólach jamy brzusznej. Stosowanie ich podczas bólu brzucha może być też niebezpieczne. Gdy ból jest spowodowany przez wrzody, to środek przeciwbólowy nie pomoże, a zaszkodzi. Podobnie na bóle w przebiegu zaburzeń czynnościowych jelita pomogą raczej leki rozkurczowe, a nie przeciwbólowe.
Wśród syntetycznych leków przeciwbólowych wyraźne miejsce zajmują te, które mają w składzie kwas acetylosalicylowy i jego pochodne. Środki takie wykazują działanie przeciwbólowe, przeciwgorączkowe i przeciwzapalne. Jest wiele różnych nazw środków produkowanych na bazie kwasu acetylosalicylowego, dlatego też nie będę ich wymieniać.
Tu należy powiedzieć, że przedawkowanie, np. tak popularnej aspiryny wcale nie jest rzadkością. W samych Stanach Zjednoczonych łyka się ponad 100 milionów tabletek dziennie. Spośród pierwszych objawów przedawkowania środka na bazie
kwasu acetylosalicylowego pojawiają się zawroty głowy, szum w uszach, mdłości i wymioty. Przedawkowanie pojawi się także, gdy tabletki przyjmować będziemy jedne po drugich, bez zachowania odpowiedniego odstępu czasu. Środek jest wtedy bardzo wolno usuwany z organizmu, bowiem zbiera go się zbyt dużo. Przy silnym przedawkowaniu, chorego należy skierować do szpitala, który udzieli pomocy w postaci dożylnego wstrzyknięcia dokładnie odmierzonej ilości substancji zasadowej.
Choć u osób dorosłych objawy przedawkowania pojawiają się dopiero po spożyciu ok. 10 tabletek, natomiast stany zagrażające życiu - 60 tabletek na raz, to niestety zdarzały się też takie przypadki. Przy normalnym przyjmowaniu możemy dostrzegać inne skutki uboczne, choć pojawiają się one rzadko, a są nimi dolegliwości żołądkowe, reakcje alergiczne w postaci wyprysków skórnych, kataru siennego, astmy. Szczególne środki ostrożności trzeba zachować podczas przyjmowania doustnych leków przeciwcukrzycowych, bowiem w połączeniu z kwasem acetylosalicylowym zwiększa się wtedy ryzyko wystąpienia hipoglikemii.
Trzeba uważać, gdy przyjmuje się sulfonamidy, leki przeciwgruźlicze oraz spożywa alkohol. Ten ostatni w połączeniu z kwasem acetylosalicylowym może zwiększyć ryzyko wystąpienia krwawień z przewodu pokarmowego.
Dodatkowo połączenie kwasu acetylosalicylowego z innymi środkami przeciwbólowymi zawierającymi w swoim składzie ibuprofen czy paracetamol może doprowadzić do uszkodzenia śluzówki żołądka i podobnie wystąpienia krwawienia z przewodu pokarmowego. Nie powinno też się kwasu acetylosalicylowego podawać przy schorzeniach dwunastnicy i wrzodach żołądka, a także u tych osób, które przyjmują leki przeciwzakrzepowe. Ryzyko krwawienia może też spowodować spożywanie czosnku podczas leczenia kwasem acetylosalicylowym. Winna temu jest zawarta w czosnku allicyna, która wykazuje działanie zmniejszające agregację płytek krwi i wydłużające czas krzepnięcia. Kwas acetylosalicylowy hamuje wchłanianie witaminy C, przez co osoby z jej niedoborem powinny wprowadzić do diety produkty w nią bogate, w celu uzupełnienia strat. Unikać powinny go kobiety w ciąży oraz dzieci do dwunastego roku życia ze względu na ryzyko poważnej choroby, zwanej zespołem Reye`a.
Drugim popularnym składnikiem wchodzącym w skład wielu środków przeciwbólowych o różnych nazwach handlowych jest paracetamol. Składnik ten cechuje działanie przeciwbólowe oraz przeciwgorączkowe, nie działa przeciwzapalnie. Oddziałuje na mózg, odcinając drogę impulsom nerwowym, ale nie trafia bezpośrednio w źródło bólu. Środki na bazie paracetamolu najczęściej stosujemy przy bólach głowy, zębów, miesiączkowych czy po zabiegach.
Paracetamol jest dobrze tolerowany i jest bezpieczny w odpowiednich dawkach, ale tylko w odpowiednich. Przedawkowanie prowadzi do uszkodzenia wątroby. Stosowany z innymi preparatami przeciwbólowymi zwiększa ryzyko uszkodzenia nerek. Gdy podawany jest łącznie z inhibitorami MAO (leki służące do leczenia depresji i niedociśnienia), zdolny jest do wywołania pobudzenia i gorączki.
Ponadto nasila toksyczność chloramfenikolu (antybiotyk o działaniu bakteriostatycznym). Dzienna dawka dla dorosłego wynosi ok. 8 tabletek, natomiast skutkami ubocznymi stosowania paracetamolu może być zgaga, nudności, pokrzywka.
Trzecim popularnym składnikiem środków przeciwbólowych jest ibuprofen. Wykazuje działanie przeciwbólowe, przeciwgorączkowe i przeciwzapalne. Potrafi uporać się z bólem szybciej, niż kwas salicylowy oraz paracetamol, jednak może bardzo podrażniać śluzówkę żołądka.
Należy pamiętać, że środka tego nie wolno łączyć z lekami reumatologicznymi, onkologicznymi i z innymi środkami przeciwzapalnymi, np. tymi na bazie kwasu salicylowego, który zmniejsza działanie przeciwzapalne, a zwiększa ryzyko wystąpienia krwawienia z przewodu pokarmowego. Można jednak połączyć go z paracetamolem, gdyż dobrze się uzupełniają, dając lepszą skuteczność, niż działanie oddzielne.
Ostrożność w jego stosowaniu muszą zachować osoby chore na astmę oraz ci, którzy zmagają się z chorobami serca i nerek. Ibuprofen nasila działanie leków przeciwzakrzepowych z grupy kumaryn, a podawany z kortykosteroidami prowadzi do zwiększenia ryzyka wystąpienia krwawień z przewodu pokarmowego oraz uszkodzenia nerek.
Kolejnym składnikiem przeciwbólowym jest metamizol, który wchodzi w skład pyralginy. Składnik ten powinien być stosowany ostrożnie ze względu na wykazywanie silnych właściwości uczulających. Stosowanie go w okresie ciąży i karmienia jest zabronione. Środek nasila działanie leków przeciwzakrzepowych, leków przeciwcukrzycowych przyjmowanych doustnie oraz sulfonamidów i fenytoiny (składnik będący pochodną hydantoiny o działaniu przeciwdrgawkowym i przeciwarytmicznym).
Metamizolu nie należy stosować z inhibitorami MAO oraz barbiturana mi (leki nasenne, znieczulające czy przeciwpadaczkowe). Dowiedziono także, że tabletki z metamizolem mogą uszkodzić szpik kostny. Ze względu na dużą toksyczność środek ten (a tak popularny w Polsce) nie jest zalecany przez WHO (Światową Organizację Zdrowia).
Profesor Nikolas Moore (Uniwersytet Victor w Bordeaux we Francji) twierdzi, że środki z paracetamolem i ibuprofenem w składzie są skuteczniejsze w działaniu, niż te zawierające kwas acetylosalicylowy. Gdy badano leczenie umiarkowanych
stanów bólowych wśród pacjentów, wykazano, że 74% z nich odczuwało wyraźne działanie przeciwbólowe po przyjęciu ibuprofenu, 69,2% - paracetamolu, 68,6% - środka zawierającego kwas acetylosalicylowy. Zaobserwowano także, że ibuprofen wywoływał najmniej skutków ubocznych podczas terapii.
Zdaniem gastroenterologa, dr nauk med. Antoniego Gugulskiego, przyjmowanie środka przeciwbólowego, niezależnie czy w tabletkach, czy w czopku lub maści, wywiera niekorzystne działanie na prostaglandyny – substancje ochronne żołądka. Na tej drodze uszkadza żołądek, dwunastnicę i jelita, dając następnie poważniejsze objawy w postaci krwawień (a nawet krwotoku), wywoływania wrzodów, nadżerek, stanów zapalnych. Doktor szacuje, że z powodu skutków ubocznych leków przeciwbólowych w Polsce umiera ok. 3000 osób rocznie.
Aby efektywnie wykorzystywać skuteczność przyjmowanej dawki środka przeciwbólowego, należy zwrócić uwagę na kilka kwestii żywieniowych. Pokarmy wysokobłonnikowe nie sprzyjają walce z bólem przy zastosowaniu środków przeciwbólowych. Dieta taka wraz z przyjmowaniem dużej ilości wody powoduje szybsze przesuwanie się treści jelitowej, przez co dawka środka może nie zostać wchłonięta.
Dużo tłuszczu w diecie, a mało białka związane jest z opóźnionym opróżnianiem żołądka i utrudnieniem przedostania się leku do jelita cienkiego. Tak dzieje się np. w przypadku kwasu acetylosalicylowego. Z kolei duża zawartość w diecie węglowodanów może przyczyniać się do osłabienia działania paracetamolu.
Do zwiększonej aktywności, a nawet toksyczności leku dochodzi przy głodówkach - zwiększa się bowiem wtedy ilość kwasów tłuszczowych we krwi.
Dlatego też, podczas przyjmowania leków przeciwbólowych, zwracajmy uwagę na odpowiednie odżywianie i nie przesadzajmy z tłuszczami.
Leki przeciwbólowe najlepiej przyjmować po posiłku i popijać wodą przegotowaną, nie mineralną. Taki płyn nie zaburza procesu terapeutycznego, a popijanie herbatą czy kawą może prowadzić do tworzenia z lekami związków o nieprzyswajalnych połączeniach.
Ostrożność należy zachować podczas stosowania środków przeciwbólowych z niektórymi ziołami. Połączenie paracetamolu z jeżówką purpurową (echinaceą) zwiększa ryzyko uszkodzenia wątroby, a kuracja miłorzębem japońskim w połączeniu z niesteroidowymi lekami przeciwzapalnymi może prowadzić do podrażnień żołądka.
Pamiętajmy, że jeżeli ból nie mija, nie leczmy się dalej na własną rękę i zasięgnijmy porady lekarza. Nie zwiększajmy dawek. Takie postępowanie nie prowadzi do niczego dobrego, a dodatkowo maskuje stany, które mogą okazać się poważnymi chorobami, nie wspominając już o toksyczności składników.
Najczęstsze przedawkowanie leków na świecie to właśnie przedawkowanie leków przeciwbólowych zawierających paracetamol. Dzieje się tak ponieważ uważa się, że takie leki są bezpieczne. Są dostępne bez recepty i raczej łagodne dla żołądka, ale przestają być bezpieczne w zbyt dużych dawkach. Objawy przedawkowania mogą obejmować: bóle brzucha, utratę apetytu, konwulsje, biegunkę, rozdrażnienie, nudności, wymioty, zwiększoną potliwość, żółtaczkę, śpiączkę.
Mogą się one pojawić nawet 12 godzin po przedawkowaniu. Ich leczenie może przeprowadzić tylko lekarz. Aby leczenie przebiegło sprawnie, konieczne będzie podanie: wieku, wagi i stanu osoby, która przedawkowała leki, nazwę tabletki/tabletek przeciwbólowej, liczbę połkniętych tabletek, czasu połknięcia tabletek.
Jeśli leczenie nastąpiło do 8 godzin po połknięciu zbyt dużej dawki tabletek, powinno zakończyć się sukcesem. Jeżeli jednak po przedawkowaniu pacjent nie zgłosi się do lekarza - przedawkowanie tabletek przeciwbólowych zawierających paracetamol może uszkodzić wątrobę i doprowadzić nawet do śmierci.
Nadmiar stosowanych leków przeciwbólowych ma wpływ na wyniki badań laboratoryjnych określających stan naszego zdrowia, np.: nieprawidłowa barwa moczu, zawyżony poziom glukozy, amoniaku, zaniżony obraz potasu. Ponadto mało wiarygodne będą też testy ciążowe wykonane po zażywaniu dużej ilości leków.
Jak wcześniej wspomniano, paracetamol nie ma działania przeciwzapalnego, dlatego jeśli chcemy powstrzymać zapalenie zęba, gardła czy stawów, wybierzmy inny lek, gdyż ten nie będzie skuteczny. Paracetamol bowiem działa na mózg, odcina drogę impulsom bólowym, nie trafiając bezpośrednio w źródło bólu. Sprawdzi się jednak w obniżeniu stanów gorączkowych oraz samego uśmierzenia bólu.
Choć środki przeciwbólowe, takie jak paracetamol czy kwas acetylosalicylowy nieznacznie wpływają na osłabienie reakcji kierowców, to przyjmowane wraz z kofeiną wykazują już spotęgowane działanie. Kofeina, zwiększając działanie przeciwbólowe leków, zwiększa także ryzyko występowania skutków ubocznych.
Źródło: "Kulturystyka i fitnes-sport" nr 3\2016.
Anna Jarosz
Niezależnie od tego, czy nasze problemy zdrowotne mają związek z chorobami metabolicznymi, nowotworowymi czy z niepowodzeniami w powiększeniu rodziny, ich przyczyn coraz częściej szuka się w materiale genetycznym. Z pomocą przychodzi diagnostyka molekularna.
Ekspert Zdrowia prof. Barbara Pieńkowska-Grela kierownik pracowni genetyki nowotworów w Centrum Onkologii - Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.
Aby rozpoznać genetyczne nieprawidłowości w organizmie człowieka, można przebadać chromosomy komórek. Tym zajmuje się cytogenetyka. Metody biologii molekularnej są wykorzystywane do oceny struktur genów poprzez dokonanie analizy składu nośnika informacji genetycznej, czyli DNA (czasem również RNA).
Praktycznym efektem wiedzy z zakresu genetycznych podstaw nowotworzenia było powstanie nowych terapii - m.in. leków ukierunkowanych molekularnie. Mówiąc inaczej, lek niszczy komórki nowotworowe z konkretnym zaburzeniem genetycznym, czyli z DNA uszkodzonym w określony sposób. Taka terapia, nazywana terapią celowaną, jest zwykle bardziej skuteczna i mniej toksyczna od klasycznej chemioterapii. To właśnie personalizacja leczenia wymaga wykonania badania genetycznego przed rozpoczęciem leczenia. Prawidłowo wykonane badanie genetyczne wskaże pacjentów, którzy mają szansę na odniesienie korzyści z wybranej terapii celowanej, oraz tych, u których molekularny typ nowotworu wyklucza skuteczne działanie tego samego leku.
Genetyczne badania nowotworów stanowią obecnie ok. połowy wszystkich przeprowadzanych badań genetycznych. Wykonuje się je w trzech zasadniczych celach. Pierwszy to rozpoznanie choroby oraz dokładna klasyfikacja nowotworu. Drugi - precyzyjne dobranie metody leczenia. Trzecim jest ocena odziedziczonych predyspozycji do rozwoju choroby nowotworowej. Do niedawna nowotwory klasyfikowano na podstawie przebiegu choroby (ocena kliniczna) i badania komórek pod mikroskopem (cytologia) lub tkanek usuniętego guza (histopatologia). Dzięki postępowi wiedzy o biologicznych mechanizmach powstawania i rozwoju nowotworu wiemy, że "podobnie wyglądające" nowotwory mogą znacznie różnić się np. rokowaniem. Między takimi nowotworami mogą istnieć różnice na poziomie genetycznym, co często decyduje o wyborze sposobu leczenia. Obecnie bez pomocy badań genetycznych nie można jednoznacznie sklasyfikować wielu białaczek, chłoniaków czy guzów litych.
Aby dokładnie postawić rozpoznanie, metoda diagnostyczna musi być dostosowana do parametru, jaki chcemy ocenić. Inaczej postępuje się, aby stwierdzić obecność znanej mutacji, a inaczej poszukując nieznanego zaburzenia w genie podejrzanym o nieprawidłowe funkcjonowanie. Innych metod należy użyć, poszukując translokacji chromosomowej (przemieszczenia fragmentu chromosomu), a innych dla oceny uszkodzenia genu. Zastosowana metoda musi być także dobrana odpowiednio do materiału biologicznego, jaki będzie badany. Genetyczne zaburzenia nabyte, odpowiedzialne za powstanie 80-90% nowotworów, mogą być wykryte tylko w komórkach zmienionych nowotworowo. Dlatego badanie wykonuje się, analizując materiał uzyskany z komórek guza. Do laboratorium trafia tkanka guza pobrana podczas operacji lub biopsji. Tak jest w przypadku większości guzów litych. Jeśli mamy do czynienia z białaczką - właściwym materiałem do analizy zaburzeń genetycznych są komórki szpiku kostnego, które pobiera się w znieczuleniu miejscowym metodą trepanobiopsji (wycięcie fragmentu kości wraz ze szpikiem) lub biopsji aspiracyjnej (odessanie materiału do badania). Przy badaniach, których celem jest ocena skłonności do zachorowania na nowotwór, wystarczy od pacjenta pobrać krew. Robi się to w ten sam sposób, jak w przypadku morfologii.
W przypadku wielu nowotworów występujących rodzinnie wiadomo, które geny, a raczej ich nieprawidłowe (zmutowane) formy podwyższają ryzyko pojawienia się choroby. Obecność takiej predyspozycji u zdrowego człowieka stanowi sygnał ostrzegawczy, skłaniający do uważniejszej kontroli zdrowia, a w sytuacjach szczególnych - do stosowania określonych metod prewencyjnych. Okazuje się również, że w przypadku niektórych nowotworów uwarunkowanych dziedzicznie przebieg choroby i skuteczność leczenia będzie różna w porównaniu z tym samym typem nowotworu, ale występującym sporadycznie, czyli niezwiązanym z uszkodzeniem genu predyspozycji.
Koszty badania genetycznego różnią się znacznie w zależności od zastosowanej metody, zakresu badania, analizowanego genu czy liczby niezbędnych procedur. Dlatego właśnie mogą się one wahać od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Niestety, w Polsce nie we wszystkich przypadkach badania genetyczne są refundowane. Tymczasem w wielu przypadkach przeprowadzenie badań genetycznych pozwoliłoby na dobrze dobrane i oszczędne gospodarowanie drogimi terapiami antynowotworowymi czy na wcześniejsze wykrywanie nowotworów. Darmowy dostęp do określonego testu genetycznego zależy od wielu czynników - m.in. od rodzaju proponowanego leczenia celowanego, czyli od tego, czy jest ono stosowane w ramach programu lekowego, od tego, czy w szpitalu prowadzone są badania kliniczne, ale także od kondycji finansowej konkretnego ośrodka onkologicznego. W przypadku rozpoznanego nowotworu decyzję o podjęciu badania genetycznego i jego kierunku podejmuje patolog (w celu ustalenia rozpoznania) lub klinicysta (dla doboru terapii celowanej). Należy jednak pamiętać, że diagnostyka molekularna nie zastępuje, a uzupełnia inne badania, np. obrazowe (USG, mammografia, badanie rentgenowskie), histopatologiczne i inne.
Źródło: Zdrowie 6 2016
Herbata z Mniszka oddziałuje na zakażone rakiem komórki w sposób, który je dezintegruje w 48 godzin, podczas których żadne zdrowe komórki nie są zarażane. Ta często pomijana roślina jest uznawana za chwast, ale ma wiele leczniczych właściwości i powinna być zbierana z dala od dróg i innych zanieczyszczeń. Naukowcy odkryli, że korzeń tej rośliny okazuje się lepszy od chemioterapii, która zabija wszystkie komórki, a korzeń mniszka tylko te z rakiem.
Dodatkowo ma właściwości moczopędne, stymuluje wydzielanie żółci, oczyszcza wątrobę, pomaga w alergiach i redukuje cholesterol. Zawiera bardzo ważne witaminy i minerały takie jak: (witamina B6), tiamina (wit. B1), ryboflawina (wit. B2), witaminę C, żelazo, wapń, potas, kwas foliowy i magnez.
Zawiera do 53% dziennego zapotrzebowania na witaminę K i około 110% zalecanej dziennej dawki witaminy A. Fakty te są znane od lat, ale ostatnie badania dały nowe światło na mniszka.
Na uniwersytecie w Windsor w Kanadzie przeprowadzono badanie na wydziale chemii i biochemii, i rezultaty mogą dawać nadzieję chorym na raka. Odkryto że korzeń mniszka zabija komórki raka bez negatywnego wpływu na zdrowe, co zostało opublikowane na stronie Natural News.
Badanie pokazało, że herbata z mniszka oddziałuje na komórki raka tak, że dezintegrują się one w ciągu 48 godzin, podczas których żadne zdrowe komórki nie są uszkadzane. Wywnioskowano, że długotrwałe leczenie korzeniem mniszka może zniszczyć większość komórek raka i ze względu na nieoczekiwane rezultaty, naukowcy otrzymali dodatkowe wsparcie by kontynuować badania nad tym cudownym ziołem.
Źródło: www.fronda.pl 28.05.2016
Magdalena Sych
Najlepiej najszybciej, jak to możliwe. Poznaj techniki i narzędzia, które ci to zadanie ułatwią.
Kleszcz, choć mały, może przenosić groźne zarazki odpowiedzialne m.in. za boreliozę i kleszczowe zakażenie mózgu. Ale nawet jeśli zauważysz, że wpił się w skórę twojego dziecka, nie panikuj. Po pierwsze nie każdy kleszcz jest zarażony, a po drugie nie każdy zarażony przeniesie bakterie do organizmu dziecka. Najlepsze co możesz zrobić, to jak najszybciej i w całości usunąć intruza ze skóry. Pomoże ci w tym pęseta albo pompka, haczyk lub lasso kupione w aptece. Jak to zrobić?
- Weź pęsetę i uchwyć nią pasożyta tuż przy skórze. Następnie zdecydowanym ruchem pociągnij ją do góry.
- Jeśli masz specjalny haczyk do podważania, podsuń go pod szyję kleszcza i energicznie go wyciągnij.
- Kupiłaś w aptece pompkę? Wciśnij jej gumowy tłok, tak, aby wytworzyć podciśnienie. Przyłóż końcówkę urządzenia do ciała w miejscu ugryzienia i powoli odciągnij tłok do wskazanej pozycji.
- Masz przyrząd w kształcie długopisu, zakończony pętelką? Działa na zasadzie lassa. Wystarczy założyć pętelkę jak najbliżej skóry, zacisnąć w niej kleszcza i go wyjąć.
Ważne! Nie zgniataj, nie wykręcaj, nie przypalaj i nie smaruj tłuszczem zakotwiczonego w skórze pasożyta. Może on wówczas wstrzyknąć w skórę dodatkową porcję chorobotórczych zarazków!
Co robić dalej?
- Po usunięciu kleszcza zdezynfekuj skórę dziecka, np. spirytusem salicylowym.
- Obserwuj miejsce ukąszenia. Jeśli pojawi się na nim różowa otoczka (tzw. rumień wędrujący) lub wystąpią objawy grypopochodne - koniecznie idź z dzieckiem do lekarza.
Źródło: poradnik domowy 07 2016
Anna Jarosz, Joanna Anczura
Dobra kondycja fizyczna i seksualna w dużym stopniu kształtują poczucie męskości oraz przekonanie o własnej wartości. Jeśli idzie to w parze z pozytywnymi relacjami emocjonalnymi i satysfakcją zawodową, mężczyzna czuje się spełniony, długo zachowuje młodość i wigor.
Ekspert Zdrowia Grzegorz Borstern specjalista chorób wewnętrznych.
W ciągu ostatniego ćwierćwiecza w naukowy sposób dowiedziono, że o kondycji mężczyzny decydują hormony. Wpływają nie tylko na zdrowie, sprawność seksualną, ale też na kondycję psychiczną, a nawet karierę zawodową. Z 23 par chromosomów, jakie ma człowiek, jedna decyduje o płci. U mężczyzn tworzą ją dwa różne chromosomy - X oraz Y, u kobiety dwa takie same - X i X. Jaki to ma na nas wpływ? Przedstawiciele płci męskiej mogą wytwarzać dwa rodzaje gamet, czyli komórek rozrodczych - męską i żeńską, kobiety tylko jeden rodzaj - żeński. Zatem to gameta mężczyzny, która zapłodniła komórkę jajową kobiety, determinuje płeć dziecka. Jeśli była to gameta Y, spowoduje ona rozwój jąder, które będą produkowały testosteron - flagowy męski hormon zarządzający jego sprawnością i zdrowiem. Lecz, jak wyjaśniliśmy na wstępie, nawet superman ma również żeńskie hormony. Z upływem lat ona i on stają się podobni do siebie hormonalnie. Jej ubywa estrogenów, ale przybywa androgenów. U niego androgeny zanikają, a podnosi się poziom estrogenów. Dlatego w jesieni życia panowie zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie stają się coraz bardziej podobni do kobiet.
Jeszcze przed narodzinami estrogeny mają ogromne znaczenie dla mężczyzny. Przede wszystkim to one wpływają na wykształcenie się męskiej płci mózgu. Kiedy to nastąpi, sprzyjają rozwojowi męskich narządów płciowych. Estrogeny, czyli żeńskie hormony płciowe, w znaczący sposób wpływają też na analityczny sposób myślenia mężczyzn. Wpływają i na męską seksualność. Panowie, którzy mają dużo testosteronu i mało estrogenów, odczuwają silne pożądanie, ale często nie mogą odbyć stosunku. Dzieje się tak dlatego, że testosteron wywołuje tylko pożądanie, a estrogeny pomagają utrzymać erekcję. Przy niskim poziomie estrogenów mężczyzna może mieć też kłopoty, aby zostać ojcem, bo to one decydują o ruchliwości plemników. Innym zadaniem estrogenów jest ochrona męskich kości przed rzeszotnieniem, czyli osteoporozą. Dowiedziono też, że odpowiednie stężenie estrogenów także u mężczyzn zmniejsza ryzyko chorób serca, a ich niedobór może prowadzić do niewydolności serca. Ale bez przesady. Nadmiar estrogenów też nie jest pożądany, ponieważ może prowadzić do uwidocznienia się cech żeńskich, czyli powiększenia się piersi i odkładania się tkanki tłuszczowej na biodrach, co jest charakterystyczne dla kobiet. ...i dużo męskich.
Bez odpowiedniego stężenia testosteronu trudno w organizmie wytworzyć męskie cechy. Ten męski hormon płciowy ma wpływ na wiele narządów. W skórze odpowiada za typowo męskie owłosienie, ale gdy jest go w nadmiarze, staje się przyczyną łysienia. Decyduje także o rozwoju i sile mięśni. Nie sposób zapomnieć o narządach płciowych. To właśnie testosteron decyduje o spermatogenezie, czyli powstawaniu i żywotności plemników, wpływa na nastrój, sprzyja podejmowaniu wyzwań i ryzyka. Poza tym, testosteron stymuluje szpik kostny do wytwarzania czerwonych ciałek krwi. Z drugiej strony, nadmiar testosteronu może obniżać odporność organizmu na infekcje. Uznaje się też, że wysoki poziom testosteronu jest jednym z czynników ryzyka zachorowania na raka prostaty.
Stężenie tego hormonu zaczyna spadać już po 30. roku życia; u pana w wieku 70 lat wynosi tylko jedną trzecią poziomu typowego dla czterdziestolatka. Powoduje to nie tylko zmniejszenie sprawności seksualnej i płodności mężczyzny, ale także stopniowe zmniejszanie masy mięśniowej i gęstości kości, łysienie, zaokrąglenie się sylwetki. Obniża się libido, pojawia się nieuzasadnione zmęczenie, spadek nastroju, apatia. Testosteron można uzupełniać sztucznie, lecz terapia hormonalna nie jest dla każdego i powinna być ściśle nadzorowana przez androloga. Jeśli poziom testosteronu nie jest patologicznie niski, jego produkcję można pobudzać prostym, naturalnym sposobem, jakim są ćwiczenia fizyczne.
Źródło: zdrowie 6 2016
Anna Jarosz
Mężczyzna jest silny, nie narzeka. Niestety, twardziele też chorują. Niektóre schorzenia u panów występują częściej, a niektóre w groźniejszej niż u kobiet postaci. Na co mężczyźni chorują najczęściej?
Ekspert Zdrowia Grzegorz Borstern specjalista chorób wewnętrznych.
Z bań ankietowych wynika, że mężczyźni do 35. roku życia raczej dobrze oceniają swój stan zdrowia. Jednak w wieku przechodzenia na emeryturę uważa tak jedynie co piąty, a co trzeci ocenia swój stan zdrowia jako zły lub bardzo zły. Co się dzieje w ciągu tych 30 lat wieku średniego, że u progu starości wielu mężczyzn ma zrujnowane zdrowie? Zapewne wpływa na to niedostatek ruchu, zła dieta, stres, hołdowanie nałogom… Taki styl życia sprzyja chorobom cywilizacyjnym, które dziesiątkują mężczyzn w średnim i starszym wieku: schorzeniom układu krążenia, układu ruchu, otyłości, cukrzycy, nowotworom. A przecież w ciągu tych kilkudziesięciu lat, jakie dzielą męską młodość od wieku dojrzałego, pojawiają się na pewno sygnały, że kondycja słabnie i zdrowie zaczyna szwankować. Jest czas, by temu zaradzić. Warto więc być czujnym na niepokojące objawy, a przede wszystkim starać się zapobiegać rozwojowi chorób.
Na choroby układu krążenia zapadają coraz młodsi i aktywni zawodowo mężczyźni. Największym problemem, który ma związek ze stylem życia, jest nadciśnienie tętnicze i miażdżyca. Ta druga jest chorobą całego organizmu, ponieważ blaszki miażdżycowe, zbudowane z cholesterolu i soli wapnia, odkładają się we wszystkich tętnicach. Blaszki zmniejszają wewnętrzny przekrój tętnic, przez co krew z trudem dociera do poszczególnych narządów. Z czasem tętnice mogą ulec całkowitemu zatkaniu, co przy współistniejącym zwykle nadciśnieniu zwiększa prawdopodobieństwo zawału i udaru mózgu oraz prowadzi do wielu innych problemów zdrowotnych i psychicznych (m.in. problemów z erekcją, zmian zwyrodnieniowych w mózgu itp.).
Panowie trzy razy częściej niż panie chorują na nerki. Zwykle cierpią z powodu tzw. kamieni, czyli złogów tworzących się ze skrystalizowanych soli - w 80% przypadków soli wapnia. Większość kamieni, zwłaszcza tych znaczniejszych rozmiarów, pozostaje w nerkach, ale część przemieszcza się do moczowodów i pęcherza, czemu towarzyszy niezwykle silny ból. Aby kamienie nie powstawały, należy pić dziennie co najmniej 2 litry wody niegazowanej (niskowapniowej) oraz ograniczyć pokarmy, z których mogą powstać kamienie, np. nabiał, mięso, czekoladę, cytrusy, szczaw i rabarbar.
Ponad połowa dorosłych mężczyzn cierpi z powodu wrzodów trawiennych. Dokuczają one osobom nerwowym, żyjącym w ciągłym stresie, nieregularnie się odżywiającym, ale także nadużywającym leków z kwasem acetylosalicylowym, palącym i w nadmiarze pijącym alkohol. Przyczyną wrzodów może być też bakteria Helicobacter pylori. Żeby to sprawdzić, można nawet w domu zrobić prosty test (Helico-test do kupienia w aptekach). Chorobę wrzodową z powodzeniem leczy się farmakoterapią.
Bywa poważnym zagrożeniem dla zdrowia, zwłaszcza gdy towarzyszy mu tzw. bezdech senny. Następstwem bezdechu jest małe wysycenie krwi tlenem, które prowadzi do przejściowego niedotlenienia serca i mózgu. Niedotlenienie zaś sprzyja rozwojowi choroby wieńcowej, może też być przyczyną zawału, udaru i nadciśnienia tętniczego. Zarówno chrapanie, jak i bezdech senny można obecnie skutecznie leczyć.
Mogą mieć dwa podłoża: psychiczne i fizyczne. Przewlekłe zmęczenie, depresja czy stres to częste przyczyny kłopotów z erekcją. Niedomaganie ciała w postaci cukrzycy, która uszkadza nerwy, oraz miażdżyca, która blokuje dopływ krwi do prącia - to najczęstsze powody tych zaburzeń. Erekcję osłabia też nadużywanie alkoholu i nałogowe palenie papierosów.
Mężczyźni chorują nieco rzadziej niż kobiety, ale zazwyczaj choroba przybiera znacznie cięższą postać. Panowie w chwilach znacznego obniżenia nastroju, spadku samooceny, bezsenności nie szukają pomocy u specjalisty. Uważają, że sami sobie poradzą. Pomimo złego samopoczucia uciekają w kolejne obowiązki służbowe lub nadużywają alkoholu. Depresja jest chorobą podstępną i nie należy jej lekceważyć, gdyż w przypadku męskiej depresji istnieje wyższe niż u kobiet ryzyko popełnienia samobójstwa. Dostępne obecnie leki są skuteczne w 80% przypadków.
Samo w sobie nie jest chorobą, to niekiedy nawet atut męskiej urody, ale łysienie nazywane androgenowym świadczy o zaburzeniach równowagi hormonalnej i nadprodukcji enzymu, który przekształca testosteron w dihydrotestosteron - hormon, który sprawia, że mieszki włosowe stopniowo się kurczą i tracą zdolność tworzenia nowych włosów. Taki rodzaj łysienia może wystąpić nawet ok. 18. roku życia.
Osteoporoza występuje rzadko u mężczyzn, ponieważ ich kości mają większą gęstość niż kości pań. Ale co ósmy mężczyzna jest narażony na odwapnienie kości z powodu diety ubogiej w wapń i witaminę D3, nałogowe palenie i nadużywanie alkoholu. Słabym punktem panów są także stawy, a to dlatego, że w młodości są one częściej niż u kobiet narażone na urazy i przeciążenia. Zmiany zwyrodnieniowe zwykle dotyczą stawów kolanowych i barkowych. Problemom zapobiegnie odpowiednia dieta i aktywność fizyczna.
Nadmiar tkanki tłuszczowej w okolicy brzucha to patologiczne zjawisko, które lekarze nazywają otyłością brzuszną. Dotyczy 40% mężczyzn. To właśnie ona jest przyczyną choroby wieńcowej, bezdechu sennego, nadciśnienia, wysokiego poziomu cholesterolu oraz cukrzycy. Jeżeli otyłość brzuszna nie przerodziła się jeszcze w otyłość olbrzymią, ratunkiem będzie zmiana diety i znaczna aktywność fizyczna. Mniej kalorii, więcej ruchu - to recepta nie tylko na poprawę sylwetki, ale i na profilaktykę groźnych chorób.
Zazwyczaj ma podłoże psychologiczne. W 90% przypadków można zwalczyć tę przypadłość, pijąc zioła lub przyjmując tabletki zalecone przez androloga albo seksuologa. Są też specjalne prezerwatywy i ćwiczenia. Wielu panom pomaga również wieczorna lampka wina lub kieliszek koniaku.
Przewlekła obturacyjna choroba płuc
POChP to wielkie zagrożenie dla palaczy. Aby zmniejszyć ryzyko zachorowania, trzeba zrezygnować z papierosów. Po 10 latach abstynencji możliwość rozwoju tej wyniszczającej płuca i cały organizm choroby będzie taka sama, jak u osób, które nigdy nie paliły. Palacze powinni regularnie robić RTG płuc. W profilaktyce schorzenia ważna jest też dieta uboga w tłuszcze zwierzęce, ale wzbogacona o antyoksydanty (beta-karoten, witaminy C i E), które hamują działanie wolnych rodników. W profilaktyce ważny jest też sulforafan: działa antyrakowo, a naturalnie występuje m.in. w brokułach.
Prostata (gruczoł krokowy, stercz) leży pod pęcherzem moczowym i niczym kołnierz otacza początkowy odcinek cewki. Ten niewielki gruczoł jest bardzo ważny, gdyż produkuje wydzielinę, dzięki której plemniki mogą się dobrze odżywiać, być sprawne i szybko przemieszczać się do celu. Gdy prostata zaczyna przerastać (ok. 50. roku życia), pojawiają się kłopoty z oddawaniem moczu. Ostry ból w kroczu świadczy o zapaleniu prostaty i wymaga pomocy urologa. Szczególną opieką prostatę powinni otoczyć panowie, których matki, siostry, ciotki oraz ciotki ze strony ojca chorowały na raka piersi lub jajnika i u których wykryto nosicielstwo mutacji w genie BRCA1 lub BRCA2. To ważne, bo skłonność do zachorowania na raka prostaty może być dziedziczna i sięgać 7%.
Młodzi mężczyźni (22-44 lata) chorują na raka 2 razy rzadziej niż kobiety. Wśród osób w średnim wieku zachorowania utrzymują się na tym samym poziomie, natomiast po 65. roku życia panowie chorują rzadziej niż ich rówieśnice. Najczęściej występującym nowotworem u mężczyzn jest rak płuca. Kolejne miejsca zajmują rak gruczołu krokowego (13%), rak jelita grubego (12%) i rak pęcherza moczowego (7%). Wśród najczęściej pojawiających się nowotworów jest też rak żołądka, nerki, krtani, białaczki i chłoniaki. U młodych mężczyzn groźny jest rak jądra. Najważniejszą formą profilaktyki są regularne badania. Pozwalają szybko zdiagnozować problem i zwiększają szansę na pokonanie raka.
Są przekazywane obu płciom, ale niektóre z nich dziedziczą wyłącznie męscy potomkowie. To dziedziczenie recesywne związane z płcią. Gen odpowiedzialny za dziedziczenie przez mężczyzn chorób genetycznych znajduje się tylko w chromosomie płciowym X. Wadliwy gen kobieta może otrzymać w chwili swojego poczęcia, czyli w momencie połączenia się jajeczka z plemnikiem, z których rozwinął się jej organizm. Kiedy osiągnie wiek rozrodczy, będzie przekazywała ten gen dzieciom. Inną przyczyną przekazywania wadliwych genów może być mutacja w komórce jajowej zdrowej kobiety. Do schorzeń genetycznych dziedziczonych przez mężczyzn należy dystrofia mięśniowa Duchenne’a (prowadzi do osłabienia i zaniku mięśni), zespół łamliwego chromosomu X, daltonizm, rybia łuska, hemofilia, zespół Klinefeltera, zespół Huntera (mukopolisacharydoza typu II).
Rodzaj badania - 20 lat - 30-40 lat - 40-50 lat - 50-65 lat - 65 lat:
- morfologia z OB.: raz w roku - raz w roku - raz w roku - raz w roku - raz w roku;
- pomiar ciśnienia tętniczego: raz w roku - 2, 3 razy w roku - 2, 3 razy w roku - 2, 3 razy w roku - 2, 3 razy w roku;
- badanie ogólne moczu: raz w roku - raz w roku - raz w roku - raz w roku - raz w roku;
- stężenie cholesterolu we krwi: co 5 lat - raz w roku - co 3 lata - co 3 lata - co 3 lata;
- RTG klatki piersiowej: 1 raz - według zaleceń lekarza medycyny pracy - co 2 lata - co 2 lata;
- stężenie glukozy we krwi: co 5 lat - raz w roku - raz w roku - raz w roku - raz w roku;
- EKG: od 30 roku życia co 3 lata - co 1-3 lata - raz w roku - raz w roku;
- badanie okulistyczne: co 4 lata - co 1-2 lata - raz w roku - raz w roku - raz w roku;
- badanie słuchu: 1 raz - według zaleceń lekarza laryngologa;
- badanie stomatologiczne: raz w roku - co 6 mies. - co 6 mies. - co 6 mies. - co 6 mies.;
- stężenie PSA: od 40 roku życia raz w roku - raz w roku - raz w roku;
- stężenie elektrolitów we krwi: co 3 lata - co 3 lata - co 3 lata - co 3 lata - co 3 lata;
- USG jamy brzusznej: od 30 roku życia co 3-5 lat - co 3-5 lat - co 2-3 lat - co 2-3 lat;
- USG prostaty +badanie per rectum: od 50 roku życia raz w roku;
- badanie gęstości kości (densytometria): od 50 roku życia co 33 lata - od 65 roku życia co 2 lata;
- hormony tarczycy: od 50 roku życia raz w roku;
- kolonoskopia: od 50 roku życia co 5-8 lat; od 65 roku życia co 3 lata;
- badanie na obecność krwi w kale: od 40 roku życia raz w roku;
- samokontrola stanu skóry: raz w miesiącu - raz w miesiącu - raz w miesiącu - raz w miesiącu - raz w miesiącu.
Źródło: zdrowie 6 2016
Mało który klient apteki zwraca uwagę, czy na pudełku z herbatką z rumianku jest napisane, że to produkt leczniczy czy suplement. Tymczasem często produkty kwalifikowane jako spożywcze nie zawierają takiej samej dawki jak leki o tej samej nazwie.
Polska dostarcza blisko 20 proc. światowej produkcji ziół. W Europie jesteśmy liderem. Na rynki zachodnie trafia blisko 80 proc. surowca z polskich plantacji i ze stanowisk naturalnych. W samej Polsce - według ostatnich szacunków Polskiego Komitetu Zielarskiego - sprzedaje się rocznie około 100 mln opakowań produktów ziołowych. Wartość rynku przekroczyła ćwierć miliarda euro rocznie - informuje wyborcza.biz.
Nikt od lat nie prowadził szczegółowych analiz dotyczących przemysłu zielarskiego, ale szacuje się, że rynek zbytu ziół suszonych w kraju to przede wszystkim przetwórstwo spożywcze, które skupuje ponad 60 proc. surowca.
Na drugim miejscu jest zastosowanie farmaceutyczne, to blisko 35 proc. sprzedaży na rynek krajowy. Sektor kosmetyczny to zaledwie kilka procent rynku.
W przypadku zastosowania spożywczego i Wzrasta za to liczba firm zainteresowanych izolacją czystych substancji pochodzenia roślinnego, które są tak silne jak leki syntetyczne.
- Ziołowy produkt leczniczy od kilku lat odnotowuje spadki, natomiast rośnie zapotrzebowanie na suplementy diety, tu możemy mówić o boomie i modach na określone zioła. Niestety, mity ubrane marketingowo mają większe wzięcie, ale to trwa krótko, takie preparaty są na rynku przez kilka lat - zauważa Jerzy Jambur, prezes Polskiego Komitetu Zielarskiego.
Mało który klient apteki zwraca uwagę, czy na pudełku z herbatką z rumianku jest napisane, że to produkt leczniczy czy suplement. Tymczasem często produkty kwalifikowane jako spożywcze nie zawierają takiej samej dawki jakiegoś zioła jak produkty lecznicze o tej samej nazwie. Mogą być więc po prostu mniej skuteczne.
Suplementy diety podlegają też zupełnie innym regułom niż leki, jeśli chodzi o reklamę. Tylko suplementy diety mogą być reklamowane przez osoby o medycznym wykształceniu lub sugerujące posiadanie takiego wykształcenia. W przypadku leków jest to zakazane.
Mięta, melisa, rumianek, pokrzywa, skrzyp - sprzedaż tych ziół w formule leczniczej, ale nie spożywczej spada. - Lecznicze produkty ziołowe trafiają do aptek tylko za pośrednictwem hurtowni farmaceutycznych, a ich spółki córki coraz częściej produkują marki własne w postaci suplementów, które są promowane w aptekach. To może wymieść z rynku produkt leczniczy zielarski. Jest hurtownia, która brała od nas pół miliona produktów rocznie, a teraz nie bierze nic - przyznaje Krzysztof Nowak, prezes firmy Kawon.
Źródło: wyborcza.biz/ rynekaptek.pl 09-05-2016
Lubczyk jest nam znany przede wszystkim jako przyprawa, która dodana do potrawy ma zwiększyć nasze szanse na powodzenie u płci przeciwnej. Jak się okazuje ten afrodyzjak oprócz właściwości pobudzających popęd płciowy to skuteczny lek na wiele codziennych dolegliwości.
Najwięcej dobroczynnego i leczniczego działania na Twój organizm ma korzeń lubczyka. Dzięki właściwościom rozluźniającym mięśnie m.in. jelitowe skutecznie pomaga uporać się z takimi dolegliwościami układu trawiennego, jak niestrawność, bóle brzucha czy wzdęcia. Pobudza także wydzielanie żółci, a w związku z tym jest dobrym rozwiązaniem przy braku apetytu. Zalecany jest również przy schorzeniach ze strony dróg moczowych np. skazie moczanowej czy problemami z pęcherzem, gdyż wykazuje on działanie moczopędne.
Warto, abyś się nim zainteresował, jeśli cierpisz na częste kolki, bóle gardła lub zmagasz się z czyrakami, żółtaczką czy kamieniami w nerkach. Przyniesie również ulgę przy migrenach i bólach reumatycznych. W przypadku przeziębień, nieżytów górnych dróg oddechowych czy kaszlu kup syrop z jego dodatkiem.
Kobiety powinny spożywać lubczyk w przypadku zmagania się z ostrymi bólami towarzyszącymi menstruacji, gdyż lubczyk działa rozkurczowo. Zalecany jest również osobom rzucającym palenie papierosów.
Ze względu na jego cenne właściwości odtruwające i oczyszczające organizm ze szkodliwych produktów przemiany materii i ksenobiotyków warto włączyć tę roślinę do codziennego jadłospisu. Liście można stosować jako przyprawę do zup, sosów, mięs i warzyw.
Stosując napar z korzenia lubczyka obowiązkowo musisz zadbać o picie dużej ilości płynów, głównie wody. Inną wadą tej rośliny jest fakt, że u niektórych osób może przyczynić się do fotodermatozy, czyli wysypki, która pojawia się w momencie, gdy po zjedzeniu potrawy z dodatkiem lubczyku wyjdziesz na słońce.
Aby zamrozić, co robię co roku i dobrze się sprawdza, bo nawet o tej porze wrzucając zamrożony po chwili jego aromat wyczuwalny jest w całym domu no i oczywiście w potrawie. Wystarczy zebrane liście opłukać, osuszyć i włożyć do woreczków.
Źródło: www. fronda .pl15.05.2016,
Często lekceważona tylko jako ozdoba przez kucharzy, pietruszka jest zielem, które zasługuje na dalsze badania. Zawiera olej zwany apigenina, który, jak wykazano, zapobiega tworzeniu się naczyń krwionośnych przenoszących substancje odżywcze do guzów nowotworowych, jest to proces zwany angiogenezą.
Koperek zawiera związek korzystny w walce z rakiem. Zwany monoterpen, związek ten stymuluje enzym, glutation-S-transferazę. Enzym ten jest silnym antyoksydantem, który jest szczególnie skuteczny w leczeniu ukierunkowanym na różne typy czynników rakotwórczych, zwłaszcza wolne rodniki. Koperek zawiera również olejki eteryczne, które, jak wiemy, stymulują soki trawienne, uruchamiając produkcję żółci pomagającej zdrowemu funkcjonowaniu jelit.
To pachnące drewnem zioło zawiera naturalnie występującą substancję, która hamuje reprodukcję komórek nowotworowych zlokalizowanych w guzach. Te terpeny zawierają kwasy tłuszczowe, które doprowadzają w końcu do zgonów komórki nowotworowe. Badania nowotworów wykazały, że może być stosowany wraz z niektórymi lekami do tego, by komórki nowotworowe były bardziej przyjazne wobec chemioterapii.
Mięta pomaga w pozbawieniu guzów nowotworowych dopływu krwi, potrzebnej do przetrwania i wzrostu. W końcu, bez tego źródła substancji odżywczych, nowotwory te umierają. Liście mięty zawierają substancję fitochemiczną, która odcina ten dopływ.
Od dawna wykorzystywany w zabiegach leczniczych, obecnie jest ponad 350 gatunków tymianku na świecie. Jak rozmaryn, tymianek zawiera terpeny. W przypadku tymianku, te terpeny są w postaci tymolu.Oprócz jego właściwości przeciwrakowych, tymianek jest również przeciwutleniaczem, środkiem antyseptycznym i przeciwbakteryjnym. Działa również przeciwzapalnie, co szczególnie jest przydatne do zmniejszania obrzęku w gardle i jamie ustnej.
Naukowcy uznają, że miód jest bardzo skutecznym lekiem na każdego rodzaju schorzenia. Miód może być stosowany bez skutków ubocznych przy każdego rodzaju chorobie. Obecnie naukowcy podają, że chociaż miód ma słodki smak, jeśli przyjmowany we właściwej dawce jako lekarstwo, nie zaszkodzi on pacjentom cierpiącym na cukrzycę. Kanadyjskie pismo Weekly World News w wydaniu z 17 stycznia 1995 r. podaje listę schorzeń, które można leczyć miodem i cynamonem według badan przeprowadzonych przez naukowców z krajów zachodnich:
CHOROBY SERCA
Z miodu i cynamonu zrób pastę, nałóż na chleb zamiast dżemu i jedz codziennie na śniadanie. Obniża ona cholesterol i chroni przed atakiem serca.
Również osoby po zawale przy codziennym jedzeniu miodu z cynamonem są chronione przed kolejnym zawałem. Regularne stosowanie łagodzi zadyszkę oraz wzmacnia uderzenia serca. Wiele domów opieki w Ameryce i Kanadzie leczyło z powodzeniem pacjentów i według nich, wraz z wiekiem arterie i żyły tracą elastyczność i zatykają się. Miód i cynamon uaktywnia arterie i żyły.
ZAPALENIE STAWÓW
Osoby cierpiące na zapalenie stawów mogą; przyjmować codziennie rano i wieczorem szklankę; cieplej wody z 2 łyżkami miodu i 1 łyżeczką cynamonu. Przyjmując je regularnie nawet chroniczne zapalenie stawów może byćwyleczone. Ostatnie badania przeprowadzone przez Copenhagen University podają, że u pacjentów, którym podawano mieszankę: 1 łyżeczka miodu i pół łyżeczki cynamonu przed śniadaniem w przeciągu tygodnia spośród 200 pacjentów u 73 z nich zniknął ból, a w przeciągu miesiąca prawie wszyscy pacjenci, którzy niemogli chodzić lub poruszać się ze względu na zapalenie stawów zaczęli chodzić bez oznak bólu.
INFEKCJE PĘCHERZA
Rozpuść 2 łyżeczki cynamonu i 1 łyżeczkę miodu w szklance letniej wody i wypij. Taka mieszanka niszczy drobnoustroje pęcherza.
CHOLESTEROL
2 łyżeczki miodu i 3 łyżeczki cynamonu wymieszane z 16 uncjami wody, podane pacjentom z podwyższonym cholesterolem obniżają poziom cholesterolu we krwi o 10% w ciągu 2 godzin. Jak w przypadku pacjentów cierpiących na zapalenie stawów przyjmowane trzy razy dziennie może wyleczyć każde chroniczne podwyższenie cholesterolu. Jak podaje wspomniane wcześniej pismo, codzienne jedzenie miodu ogranicza problemy z cholesterolem.
PRZEZIĘBIENIE
Osoby cierpiące na przeziębienie o różnym nasileniu powinny przyjmowaćcodziennie przez 3 dni 1 łyżeczkę letniego miodu z ? łyżki cynamonu. Wyleczy on większość chronicznego kaszlu, przeziębienia oraz przeczyści zatoki.
ROZSTRÓJ ŻOŁĄDKA
Miód i cynamon łagodzą ból brzucha oraz usuwają wrzody żołądka.
UKŁAD ODPORNOŚCIOWY
Codzienne przyjmowanie miodu i cynamonu wzmacnia układ odpornościowy i chroni organizm przed bakteriami i wirusami. Naukowcy podają, ze miód zawiera dużo witamin oraz żelaza. Regularne stosowanie miodu wzmacnia białe krwinki do walki z bakteriami i chorobami wirusowymi.
NIESTRAWNOŚĆ
2 łyżeczki miodu posypane cynamonem przed jedzeniem obniżają kwasowośći ułatwiają trawienie ciężko strawnych potraw.
GRYPA
Naukowcy z Hiszpanii dowiedli, że miód zawiera pewien naturalny składnik, który zabija drobnoustroje grypy i chroni przed tą chorobą.
DŁUGOWIECZNOŚĆ
Regularne picie herbaty z miodem i cynamonem zatrzymuje zniszczenia organizmu spowodowane procesem starzenia. Weź 4 łyżki miodu, 1 łyżkęcynamonu i 3 szklanki wody, wszystko razem wymieszaj. Pij szklankę, 3-4 razy dziennie. Dzięki temu twoja skora będzie świeża, a proces starzenia zatrzymany. Również długość życia wydłuża się bardzo!
PIEGI
Zrób papkę z 3 łyżeczek miodu i 1 łyżeczki cynamonu. Nałóż ja na piegi przed snem i zmyj następnego dnia rano ciepłą wodą. Codzienne stosowanie przez 2 tygodnie, całkowicie usunie piegi.
INFEKCJE SKÓRNE
Nałóż równomiernie miód i cynamon na chore miejsce. Można leczyćwypryski, grzybice oraz wszystkie rodzaje infekcji skórnych.
UTRATA WAGI
Pij wymieszany w szklance wody miód i cynamon, codziennie rano półgodziny przed śniadaniem na pusty żołądek i wieczorem przed snem. Przyjmowane regularnie obniżają wagę nawet u bardzo otyłych ludzi.Nie pozwalają na gromadzenie się tłuszczu w organizmie nawet przy wysokokalorycznej diecie.
NOWOTWÓR
Ostatnie badania przeprowadzone w Japonii i Australii wykazały, ze udało się wyleczyć zaawansowane stadium raka żołądka i kości. Osoby cierpiące na tego rodzaju nowotwory powinny przyjmować 1 łyżeczkęmiodu z 1 łyżeczką cynamonu przez jeden miesiąc trzy razy dziennie.
ZMĘCZENIE
Badania wykazały, że cukier zawarty w miodzie ma działanie dobroczynne, a nie szkodliwe dla organizmu. Starsze osoby, przyjmujące miód i cynamon w takich samych ilościach są bardziej ożywione i sprawniejsze. Dr Milton, autor badania, zaleca półłyżeczki miodu na szklankę wody i troszkę cynamonu. Codzienne picie po umyciu zębów i po południu ok. 15-tej, kiedy obniża się aktywność organizmu, a w ciągu tygodnia odzyskamy witalność.
NIEŚWIEŻY ODDECH
Ludzie w Południowej Afryce codziennie rano płuczą gardło takąmieszanką: 1 łyżeczka miodu i cynamonu z ciepłą woda, a ich oddech pozostaje świeży przez cały dzień.
Źródło: www.fronda.pl 08.05.2016
Czosnek niedźwiedzi to roślina wykazująca właściwości lecznicze. Zobacz jakie związki lecznicze zawieraczosnekniedźwiedzi i na jakie schorzenia można go stosować?
Czosnek niedźwiedzi (łac. Allium ursinum) to roślina, której właściwości lecznicze doceniono już w czasach starogermańskich. Odkryto wówczas, że sięgają po nią niedźwiedzie po przebudzeniu z zimowego snu (stąd nazwa), by się wzmocnić. Od tego czasu czosnek niedźwiedzi znalazł zastosowanie w ziołolecznictwie nie tylko jako środek na wzmocnienie organizmu, lecz także na różne dolegliwości.
Czosnek niedźwiedzi to prawdziwy cud natury, pierwsza w zupełności naturalna nowalijka, która pojawia się już w marcu. Najszybciej zauważymy ją nad rzekami i strumieniami, w dobrze naświetlonych miejscach. Lubi też jasne lasy bukowe, o lekko podmokłej strukturze. Powszechnie występuje na południu Polski, w terenach górzystych i w dolinach rzek. Jest bardzo wytrzymały na zmiany temperatury, charakterystyczne dla okresu wiosennego, jednak po zerwaniu należy go szybko spożyć, albo przetworzyć, ponieważ traci swoje właściwości. Jeżeli chcemy go przechować trochę dłużej, zerwany czosnek należy przetrzymywać w małej ilości wody, w miejscu o temperaturze 5-70C.
Czosnek niedźwiedzi był od niepamiętnych czasów, powszechnie spożywany w okresie przednówka w naszej strefie klimatycznej. Od wieków traktowany jak antidotum na różne dolegliwości oraz prawdziwa bomba witaminowa. Mając wiele właściwości odżywczych podobnych do czosnku, uznawany był jako wyjątkowo skuteczny lek przeciwko przeziębieniom. W wielu częściach Azji, w części środkowej, na Kaukazie, Chinach występuje w kilku odmianach. Tam traktowany jest jako jedna z podstawowych przypraw.
W Kazachstanie występuje na południu, w górach Tien Szan, gdzie był po długiej ciężkiej zimie uważany za antidotum na wszelkie dolegliwości. W Chinach występuje pod nazwą kien słan, to znaczy niebiański czosnek, co samo przez się oddaje jego znaczenie i pozycję. W Azji przyznawano mu nawet znaczące właściwości jako afrodyzjak. W Polsce niestety prawie zupełnie zapomniany, na skutek fascynacji syntetycznymi tabletkami i antybiotykami. A trudno policzyć, ponieważ nie prowadzono tego typu statystyk, ilu mieszkańcom przez wiele pokoleń ratował życie i zdrowie w bardzo trudnym okresie przedwiośnia.
W zależności od średnich temperatur, w okresie wczesnej wiosny, w drugiej połowie kwietnia osiąga pełną dojrzałość. W szybkim czasie traci swoje właściwości smakowe, liść czosnku zaczyna matowieć, stając się łykowaty. Kwitnie końcem kwietnia i na początku maja. W ciepłe dni wiosenne wyzwala charakterystyczny zapach czosnku. U naszych niemieckich sąsiadów, w Austrii oraz Szwajcarii cieszy się obecnie niezwykłą popularnością. Opisywany w XX wieku przez wielu niemieckich lekarzy oraz zielarzy, jako jedna z najzdrowszych roślin leczniczych na świecie. Wyparty, podobnie jak i u nas, przez leki syntetyczne. Prawdziwy renesans nastąpił w latach 90-tych XX wieku. W roku 1992 czosnek niedźwiedzi ogłoszony został rośliną roku, ze względu na niezliczone zalety lecznicze.
A teraz wstrzymajcie oddech! (nie na długo, bo wszelka przesada źle się kończy). Jako naturalna nowalijka, nie przyjmująca nawozów sztucznych, zawiera ogromne ilości aktywnej siarki. Wytwarza niezwykle silne enzymy, powodujące odtrucie i wydalanie z organizmu metali ciężkich, pestycydów, herbicydów, jak i wszelkich związków toksycznych. Jest najbogatszą na świecie rośliną, zawierającą aktywne związki siarki, posiada ich siedem razy więcej niż czosnek naturalny!
Od wieków stosowany jako znakomity środek do likwidacji pasożytów w organizmie, w najzdrowszy, najtańszy z możliwych sposobów. Absolutnie światowy lider w produkcji adenozyny, związku organicznego, odpowiedzialnego za istotne procesy biochemiczne w organizmie, zawiera selen wraz z witaminami: C, E oraz A. Tutaj ma jej 20-krotnie więcej od swojego brata, czosnku hodowlanego. Prawdziwy skarb dla palaczy, którzy nie potrafią zwalczyć nałogu. Jako wspomniany odtruwacz organizmu, wytwarza śluz w oskrzelach, skutecznie oczyszcza górne drogi oddechowe, dodatkowo pobudza wydzielanie żółci.
Jedna z najbardziej skutecznych roślin, zwalczająca choroby nowotworowe za sprawą adenozyny. Ma działanie naturalnego antybiotyku, lideruje w zwalczaniu bakterii chorobotwórczych.
Dla przewodu pokarmowego to prawdziwy skarb, bo oprócz zwalczania bakterii, jest nr 1 w niszczeniu groźnego drożdżaka, zatruwającego również inne części organizmu.
Znakomity środek rozrzedzający krew, zapobiegający wylewom, miażdżycy, obniża cholesterol oraz zapobiega sklejaniu się płytek krwi.
Jakby było mało, stosuje się go w leczeniu arteriosklerozy, bólów głowy, szumów usznych czyli tinnitusa oraz zakrzepowych stanów zapalnych żył głębokich. Regeneruje jelita. Posiada ogromne ilości żelaza, w czym tez jest liderem (30 razy więcej od brata hodowlanego), dlatego stosowany jest w leczeniu anemii i niedoborów żelaza. Bardzo korzystnie wpływa na zapobieganie arytmii serca, jak również wszelkich chorób związanych z tym organem.
Wspomaga trawienie, a dodany do innych potraw, szczególnie sałatek, eliminuje niekorzystne związki zawarte w wysoko przetwarzanych produktach spożywczych.
Jak już wspomniałem, przez wieki ratował wiele pokoleń ludzkich. W Rosji, a szczególnie na Ukrainie, w okresie wielkiego głodu, pozwolił przeżyć wielu nieszczęśnikom. Tam też przez wielu kochany i podziwiany.
Wyjedźcie na południe Polski, gdzie spotkamy czosnek niedźwiedzi nieraz na kilkuhektarowych połaciach, szczególnie w pięknych lasach bukowych. Oczyścicie swoje organizmy z metali ciężkich i innych toksyn, związanych ze spożywaniem byle czego. Wzmocnicie się i zapewniam, że nabierzecie chęci do pracy, do życia i przyjemności.
Wiosna niech kojarzy się Wam z czosnkiem niedźwiedzim, zwanym w Chinach niebiańskim, pięknym krajobrazem i przelatującymi nad Waszymi głowami kluczami żurawi.
Źródło: Za: wymarzonyogrod/zdrowieinatura2423.04.2016
Odkryta przez archeologów w grobowcu egipskiego faraona Tutenhamona, kolendra (znana też jako cilantro albo chińska pietruszka) znana była już w roku 5.000 przed Chrystusem. To zioło ma długą historię, tysięcy lat, stosowania w regionie M Śródziemnego, na Bliskim Wschodzie i w Azji. . . i odgrywało dużą rolę w starożytnej medycynie.
Wiedziano że leczy "ospę", i jej właściwości lecznicze odnotowano w sanskrycie i w greckich pismach, nasiona kolendry mają imponującą reputację zdrowotną, nawet obecnie mogą jej dorównać bardzo nieliczne zioła.
Kolendra jest bogata w istotne środki odżywcze.
Bardzo popularna z uwagi na właściwości przeciwzapalne, i znana z jej zdolności leczenia długiej listy schorzeń takich jak: ospa, biegunka, owrzodzenia jamy ustnej, niestrawność, zaburzenia miesiączkowania, zatrucie pokarmowe, zapalenie spojówek, choroby skóry, zaburzenia poziomu cukru we krwi, problemy z oczami, osteoporoza, zapalenie stawów, niedokrwistość, reumatyzm, bóle głowy, bezsenność, bóle mięśni i ogólna sztywność.
Jako "brama do zdrowia", kolendra ma silne właściwości pomagające wątrobie, i jest doskonałym źródłem składników odżywczych i flawonoidów. Jest również fenomenalnym źródłem minerałów, takich jak: potas, wapń, mangan, żelazo i magnez, jak również kwas foliowy, niacyna, ryboflawina, beta-karoten, oraz dużej ilości witamin C, A i K - wszystkie istotne dla optymalnego zdrowia.
Witamina D, niewątpliwie powinna być istotnym składnikiem dziennej dawki. Ale poleganie tylko na niej może być DUŻYM BŁĘDEM, bo:
Skoro wit. D jest rozpuszczalna w tłuszczach, potrzebuje zdrowych tłuszczów by skutecznie działać. Nasiona kolendry są pełne kwasów tłuszczowych i olejków eterycznych. Ich waga to 28,4% wagi nasionka - całości lipidów!
Jest wiele dowodów na to, że witaminy A i K są niezbędne do prawidłowego przyswajania witaminy D. Jedna dawka kolendry zawiera około 400% zalecanej dawki dziennej witaminy K, i dużą ilość witaminy A.
Patogeny w organizmie obciążają system odpornościowy i mogą wpływać na poziom witaminy D. Obecność antyutleniaczy, bogatych fitoskładników, minerałów i witamin w kolendrze, razemdziałają synergistycznie w zwiększeniu ogólnej odporności organizmu.
Powszechne toksyny takie jak rtęć, ołów, aluminium i kadm, hamują zdolność organizmu produkcji wystarczającej ilości wit. D. Olej z kolendry wykazał się być jednym z najsilniejszych znanych naturalnych chelatorów metali toksycznych, czyli pomaga w usuwaniu z organizmu rtęci, kadmu, aluminium i ołowiu!
Otrzymywanie "naturalnej wit. D" ze słońca z pewnością jest najlepszym sposobem, ale stanowi wielkie ryzyko raka, jeśli w organizmie występuje niedobór przeciwutleniacza i/lub omega-3!
Olej kolendrowy stanowi bardzo dobre źródło przeciwutleniaczy! W zwiększania mocy omega 3, olejek z kolendry wykazał zwiększenie naturalnej biokonwersji kwasu alfa-linolowego na EPA i DHA w badaniach na zwierzętach.
W 2009, na świecie było 285 mln chorych na cukrzycę typu 2. Obecnie, w 2014, jest ich 365 mln!
Dzięki stymulującemu działaniu oleju kolendrowego na gruczoły dokrewne, zwiększa się wydzielanie insuliny z trzustki, co podnosi poziom insuliny we krwi. To reguluje prawidłową absorpcję cukru i zapewnia zdrowszy poziom cukru we krwi.
Metale znane są jako najważniejszy czynnik zachorowań na choroby przewlekłe, takie jak choroba Crohna, fibromialgia, stwardnienie rozsiane i Alzheimera. Kolendra okazała się być potężnym usuwaczem rtęci, kadmu, ołowiu i aluminium z kości i głównego systemu nerwowego.
Jest również jedyną znaną substancją "dostającą się wewnątrz" komórki - wytrąca metale toksyczne przyklejone do organelli komórkowych w obrębie jądra komórki - i faktycznie odwraca uszkodzenia DNA, które spowodowały te metale! Najlepiej zażywać na 30 minut przed jedzeniem żywności zawierającej błonnik lub czyste źródło chlorelli (spirulina).
Olej kolendrowy pomaga w wydzielaniu enzymów i soków trawiennych w żołądku, a tym samym stymuluje ruchy perystaltyczne i ogólnie trawienie. I z uwagi na jego właściwości antyutleniaczowe, antygrzybicze i "antybiotykowe", olej ten udowodnił, że pomaga w zwiększeniu absorpcji w żołądku.
Z uwagi na jej właściwości przeciwgrzybicze, kolendra okazała się być skuteczna w zwalczaniu candidy [albicans] i wszelkich towarzyszących jej intruzów trawiennych. To promuje mnożenie się zdrowych bakterii jelitowych i poprawę funkcjonowania systemu odpornościowego.
Codzienne spożycie oleju kolendrowego zmniejsza ilość uszkodzonych tłuszczów (nadtlenków lipidowych = lipid peroxides) w błonach komórkowych. Badania wykazały, że obniża poziom złego, i podnosi poziom dobrego cholesterolu.
Badania na szczurach wykazały, że zawarta w kolendrze mieszanka kwasów: linolowego, oleinowego, palmitynowego, stearynowego i askorbinowyego (wit. C), skutecznie zmniejsza depozoty cholesterolu wzdłuż ścianek wewnętrznych tętnic i żył.
Konsumpcja oleju kolendrowego wykazała obniżenie ciśnienia krwi u pacjentów cierpiących na nadciśnienie.
Kolendra zawiera koriandrol, substancję stosowaną w leczeniu raka wątroby. W połączeniu ze zdrową dietą, kolendra jest skuteczna w zapobieganiu pewnych nowotworów takich jak wątroby, piersi i jelita grubego.
Olej kolendrowy jest BARDZO przydatny w podróży! W większości krajów, choroby przenoszone z pokarmu dotykają 30% (albo więcej) populacji. . . i olej ten wykazał DRAMATYCZNE wyniki przeciwko wszelkim głównym chorobom z pokarmu!
Ostatnio opublikowane badania wykazały, że olej kolendrowy może zniszczyć groźne bakterie takie jak E. coli, MRSA, salmonellę i Gram-dodatnią / przetrwalnikującą [Bacillus cereus]. Spośród zbadanych 12 szczepów, każdy z nich wykazał zahamowane rozmnażanie, i większość została zniszczona! Dokonano tego dzięki roztworom zawierającym tylko 1,6% oleju kolendrowego!
Olej kolendrowy działa uszkadzając błony komórek bakteryjnych, co powoduje zgon komórki - jak mówi badanie opublikowane w Journal of Medical Microbiology. W 2004, badanie opublikowane w Journal of Agriculture and Food Chemistry wykazało, że związek dodecenal (w kolendrze) był 2 razy bardziej skuteczny, niż powszechnie używany antybiotyk, gentamycyna, w zabijaniu salmonelli!
Od dawna wiedziano iż "salsa" ma właściwości antybakteryjne. . . tylko nikt nie wiedział o tym, że odpowiadała za to salsa zawarta w kolendrze.
NAPEWNO można doświadczyć jakiegoś rodzaju "choroby przenoszonej z żywności" więcej niż raz w życiu. . . ale kiedy ma się obok olej kolendrowy, jest się na nią dobrze przygotowanym!
Szczególnie skoro ten nowy olej kolendrowy (wspomniany poniżej) NIE wymaga przechowywania w lodówce, można go "mieć przy sobie", w domu i w podróży.
O.
G/rozanski
Źródło: www.fronda.pl 27.04.2016
Joanna Anczura
Ostropest plamisty, zwany inaczej pstrokiem, dzikim karczochem lub ostem Najświętszej Marii Panny, stosowany był jako roślina lecznicza już w starożytności. Docenia go również współczesna medycyna, a badania wciąż wykrywają nowe właściwości tej niepozornej rośliny.
Ostropest plamisty (Silybum marianum), roślina o charakterystycznych purpurowych kwiatach i kolczastych liściach, które upodabniają ją do ostu, pochodzi z rejonu Morza Śródziemnego, skąd stopniowo rozprzestrzeniła się po całym świecie. Jest uprawiana w celach leczniczych, ale rośnie też dziko. W owocach przypominających ziarenka ostropest kumuluje sylimarynę, substancję o niezwykłych właściwościach leczniczych. Można jeść zmielone suszone owoce, pić napar lub zażywać preparaty z wyciągiem z ostropestu. Z jego dobroczynnego działania korzystał każdy, kto zażywał zawierające sylimarynę środki łagodzące objawy niestrawności. Jednak prozdrowotne działanie tej substancji nie kończy się na wspomaganiu trawienia.
Sylimaryna to kompleks flawonoidów i flawonolignanów, które zapobiegają utracie glutationu, związku występującego w wątrobie, który jest niezbędny w procesach detoksykacji. Dlatego wyciąg z ostropestu stosuje się w zatruciach spowodowanych m.in. lekami, chemicznie zanieczyszczoną żywnością, alkoholem, narkotykami (także długotrwale w terapiach odwykowych). Jest skuteczny nawet w walce z truciznami zawartymi w grzybach.
Sylimaryna skutecznie łagodzi objawy endometriozy, gdyż wspomaga proces przetwarzania przez wątrobę estrogenu - żeńskiego hormonu, którego większe stężenia nasilają objawy i dolegliwości w tej chorobie.
Blokując przenikanie toksyn do receptorów błon komórkowych, działając przeciwzapalnie oraz neutralizując nadmiar wolnych rodników, sylimaryna chroni komórki przed uszkodzeniem i mutacjami. Zmniejsza tym samym ryzyko wystąpienia raka. Niektóre badania in vitro sugerują, że sylimaryna hamuje podziały komórek nowotworowych, dzięki czemu spowalnia wzrost guzów.
Dzięki właściwościom odtruwającym sylimaryna pomaga leczyć stany zapalne skóry na tle łuszczycowym i zahamować powstawanie nowych. Białko owoców ostropestu działa antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Olej z ostropestu bogaty jest w witaminę E, silnym antyoksydant, chroni więc skórę przed działaniem wolnych rodników, nawilża i przyśpiesza jej regenerację. Zmniejsza też uszkodzenia skóry wywołane radioterapią.
Ostropest plamisty obniża poziom szkodliwego cholesterolu LDL - zarówno dzięki działaniu sylimaryny, jak i zawartości pektyn w owocach. Chroni tym samym tętnice przed miażdżycą, a co za tym idzie - udarami i chorobą wieńcową. Przeciwutleniacze zawarte w sylimarynie zapobiegają uszkodzeniom nabłonka tętnic.
Amerykańskie badania wykazały, że sylimaryna może być stosowana pomocniczo w leczeniu cukrzycy wraz z konwencjonalnymi metodami leczenia. Podawana przez 4 tygodnie pacjentom z opornością na insulinę wyraźnie zmniejszyła u nich poziom glukozy we krwi.
Sylimaryna hamuje działanie substancji, które powodują marskość lub martwicę wątroby, oraz wspomaga wymianę jej uszkodzonych komórek na nowe. Dzięki temu przynosi poprawę w stanach zapalnych wątroby oraz innych jej schorzeniach. Sylimarynę stosuje się pomocniczo w leczeniu wirusowego zapalenia wątroby, marskości wątroby, również w rekonwalescencji po uszkodzeniu wątroby związanym z chemioterapią. Działa profilaktycznie i leczniczo w kamicy żółciowej i stłuszczeniu wtątroby, bo wspomaga trawienie tłuszczów, ułatwiając przepływ żółci z wątroby do woreczka żółciowego i do jelit.
Źródło: Zdrowie 6 2016
Z pozoru ta niepozorna roślina uważana jest za nieprzyjazną. Natrętnie wyrasta na łąkach, piaskach, nawet pośród kamieni. Musi mieć w sobie wielką moc, skoro radzi sobie nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach. I tak właśnie jest. W naszym klimacie to jedna z najcenniejszych roślin leczniczych. Współcześni naukowcy dokładnie ją przebadali i są zdumieni bogactwem składników odżywczych oraz właściwościami leczniczymi nieporównywalnymi z innymi roślinami!
Kwas foliowy, żelazo, mnóstwo witaminy C, wapń, krzem - to tylko kilka z jej bezcennych składników, które wzmacniają, oczyszczają i regenerują ludzki organizm.
Duża ilości chlorofilu zawartego w liściach pokrzywy zapobiega niedokrwistości organizmu. Pokrzywa zawiera też w sobie sole mineralne oraz mikroelementy, takie jak: magnez, wapń, potas oraz doskonale przyswajalne żelazo (bezcenne!), szczególnie ważne w leczeniu osłabienia, apatii lub anemii. Wyciąg z liści pokrzywy i sporządzone z niej napary pomagają w pozbyciu się toksyn (zwłaszcza mocznika) z organizmu, a także ułatwiają trawienie i łagodzą dolegliwości związane ze stanem zapalnym przewodu pokarmowego. Ta na pozór zwykła roślina, jest również źródłem cennych witamin: A, B, C oraz K. Doskonale oczyszcza i wzmacnia nerki.
Pokrzywa:
Naukowcy stwierdzili, że pokrzywa posiada właściwości immunologiczne oraz immunomodulujące - czyli zwiększa lub zmniejsza aktywność komórek odpornościowych organizmu, co może być bezcenne w przypadku wielu chorób o podłożu autoimmunologicznym, jak np. reumatoidalne zapalenie stawów. Udowodniono również, że pokrzywa pobudza proces niszczenia chorobotwórczych bakterii, wirusów oraz grzybów. Wspomaga wytwarzanie w organizmie limfocytów typu T - komórek produkujących przeciwciała. Wiadomo również od dawna, że pokrzywa sprzyja tworzeniu naturalnej broni przeciw wirusom zwanej interferonami.
Już słynny medyk Avicenny pisał o niezwykłym działaniu pokrzywy na nerki. Pokrzywa od wieków jest więc wykorzystywana do oczyszczania i leczenia nerek, min. kamicy nerkowej, skąpomoczu, czy też stanów zapalnych nerek, pęcherza moczowego oraz dróg moczowych. Pokrzywa jest zalecana osobom z nadciśnieniem tętniczym krwi, u których istnieje duże ryzyko uszkodzenia nerek - pokrzywa działa na nie ochronnie.
Od zawsze podawano pokrzywę rekonwalescentom, osobom osłabionym, cierpiącym na anemię czy wyczerpanym. Teraz udowodniono już naukowo, że pokrzywa posiada bezcenne i niesamowite właściwości krwiotwórcze. Zawiera idealną i unikalną mieszankę składników: kwasu foliowego, żelaza, miedzi i witaminy K - a więc składników biorących udział w tworzeniu czerwonych krwinek i hemoglobiny. Dlatego z pewnością pokrzywa jest idealną rośliną, która wzmacnia organizmy naszych dzieci oraz wszystkich osób osłabionych, zestresowanych, przemęczonych, żyjących w pośpiechu, używających leków itd.
Po kuracji antybiotykami organizm wymaga oczyszczenia i regeneracji. Idealnie czyni to pokrzywa, ponieważ pomaga w usuwaniu z organizmu metabolitów (pozostałych po lekach), oczyszcza wątrobę oraz nerki i przywraca równowagę biologiczną organizmu. Regeneruje również osłabiony organizm, ponieważ zawiera mnóstwo cennych składników, w tym wspomniane już żelazo oraz kwas foliowy.
Kwas moczowy osadzając się w stawach powoduje stany zapalne oraz ostry ból i obrzęki. Pokrzywa wspiera usuwanie kwasu moczowego wraz z moczem. Pomaga pozbyć się mocznika czy jonów sodu. Oczyszcza również organizm osób, które długotrwale przyjmują leki czy też jedzą pożywienie zawierające chemiczne dodatki.
Już w starożytnym Rzymie pokrzywą leczono reumatyzm, artretyzm, gościec i wszelkie bóle stawów. Współcześnie przeprowadzono na szeroką skalę badania obejmujące 10.000 pacjentów cierpiących na przewlekłe bóle reumatyczne. Każda z badanych osób otrzymywała codziennie porcję wyciągu z pokrzywy (wodno - alkoholowego), który odpowiadał 9,64g suszonej pokrzywy. Okazało się, że aż 95% badanych osób stwierdziło wyraźną poprawę stanu zdrowia i samopoczucia. Aby zlikwidować problemy ze stawami zaleca się również znaną od dawna metodę biczowania. Skuteczność tego leczenia również udowodniono naukowo. Osoby, które miały problemy ze stawami kciuka lub palców po tygodniu "biczowania" tych miejsc lub robienia okładów stwierdziły bardzo wyraźną poprawę oraz zwiększoną ruchomość stawów. W ten sposób działa kwas mrówkowy, histamina i inne substancje, które powodują, że pokrzywa parzy. Wywołują one na skórze silne przekrwienie, co daje poczucie gorąca i pieczenia. Działa to bardzo podobnie jak akupunktura, która pobudza receptory. Niesamowite są wyniki badań, które pokazują, że działanie pokrzywy w przypadku przewlekłego reumatoidalnego zapalenia stawów było tak silne, że u niektórych pacjentów wycofano niesteroidowe leki przeciwzapalne, ponieważ okazały się niepotrzebne. Jak wiemy sterydy mają liczne działania uboczne, a pokrzywa nie.
Francuscy eksperci dowodzą, że pokrzywa daje świetne efekty w przypadku uszkodzenia wątroby, np. wszelkimi substancjami chemicznymi. Leczy też zatrucia wątroby.
Jak dowodzą amerykańscy naukowcy składniki zawarte w pokrzywie leczą stan zapalny jelita grubego.
Pokrzywa zawiera mnóstwo krzemu, który wzmacnia biopole energetyczne człowieka. Zawartość cennych składników odżywczych działa lepiej niż niejeden energydrik! Krzem jest bezcennym pierwiastkiem dla człowieka, który jest niestety słabo przyswajalny. Najlepsza jego forma to świeże rośliny. Podczas sezonu warto więc korzystać z możliwości zbierania pokrzywy, aby uzupełnić organizm w ten cenny pierwiastek. Gdy w naszym organizmie jest zbyt mało krzemu (badania wykazują, że Polacy cierpią na jego znaczny niedobór), stwarzamy w organizmie idealne warunki dla powstawania nowotworów, narażamy się na zawał serca, a nawet udar. Dlatego osoba dbająca o zdrowie powinna w czasie sezonu jak najczęściej jadać potrawy z pokrzywą, pić sok z pokrzywy lub napar ze świeżych pokrzyw.
Jedno z amerykańskich pism naukowych opublikowało informację, że badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że pokrzywa działa przeciwalergicznie i zdecydowanie łagodzi objawy kataru siennego. Dzieje się tak prawdopodobnie za sprawą flawonoidów, które działają przeciwhistaminowo. Prawdopodobnie duży wpływ ma na to również działanie immunomodulujące pokrzywy.
Pokrzywa zawiera mnóstwo dobrze przyswajalnego przez ludzki organizm wapnia oraz krzemu. Ta mieszanka czyni pokrzywę remedium na wszelkie problemy z kośćmi, sprawia, że stają się mocniejsze, szybciej się zrastają, a chrząstki stawowe ulegają odnowieniu.
Pokrzywa zawiera mnóstwo antyoksydantów, które unieszkodliwiają wolne rodniki odpowiedzialne za degenerację organizmu (starzenie) oraz mnóstwo chorób, w tym choroby serca i układu krążenia, choroby Parkinson i Alzheimera, choroby oczu, nowotwory, cukrzycę itd. Do tych bezcennych antyoksydantów zaliczana jest witamina C, E, kwas foliowy czy karoten, w które bogata jest pokrzywa.
Nogi, twarz, powieki, a czasem całe ciało puchną, ponieważ organizm gromadzi i zatrzymuje wodę. Pokrzywa skutecznie pomaga usunąć te złogi, ponieważ działa lekko moczopędnie i usprawnia pracę nerek.
Pokrzywa zawiera sekretynę - co aktywizuje pracę trzustki oraz wpływa na produkcję żółci przez wątrobę. Ułatwia i reguluje trawienie, przez co jest wsparciem dla osób, które pragną zgubić zbędne kilogramy.
W średniowieczu chwaliła jej właściwości Hildegarda z Bingen. Albert Wielki (teolog, filozof - znany z obszernej wiedzy przyrodniczej) opisywał jej zastosowanie przędzalnicze. Hieronim Bock (jeden z ojców niemieckiej botaniki - XVI wieku) wskazywał ją jako jedną z najważniejszych roślin użytkowych o wielostronnych zastosowaniach. W XIX wieku roślina została zapomniana i traktowana tylko jako pokarm dla ubogich. Wracała do łask jednak w czasach kryzysu (np. podczas wojen światowych). W końcu XX wieku wraz z rozwojem wiedzy o jej właściwościach leczniczych, kosmetycznych, żywieniowych oraz wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na naturalne produkty - pokrzywa zyskała ponownie na znaczeniu i popularności i coraz częściej pojawia się w życiu człowieka pod bardzo różnymi postaciami.
Źródło: www.fronda.pl 25.04.2016
UWAGA! Są produkty, których nie można grillować!
Wydawać by się mogło, że grillować można wszystko i w wielu przypadkach jest to prawda. Istnieją jednak szkodliwe wyjątki!
Najczęściej grillujemy mięso, zazwyczaj wieprzowe. Na grillach prym wiodą różnego rodzaju kiełbaski, a także karkówka. Rzadko na ruszt wrzucamy jagnięcinę, wołowinę i drób, chociaż one równie dobrze by się na nim sprawdziły.
Warto poeksperymentować z różnymi rodzajami mięs, a także warzyw i owoców. Grill nie musi być nudny jak kiełbaska z bułką!
Uwaga! Słabo na grillu sprawdza się cielęcina i dziczyzna. Szybko wyschną i nie będą smaczne. Nie grillujemy mięsa peklowanego ani wysokoprzetworzonych szynek czy parówek.
Lepiej też kupić świeże, dobrej jakości mięso i samodzielnie zrobić marynatę niż kupować "gotowce" w grillowej zalewie (nasza marynata nie będzie zawierać konserwantów ani barwników).
Nie ma co się oszukiwać, ryby rzadko lądują na grillu. A szkoda, bo świetnie się sprawdzają jako zamiennik tradycyjnej kiełbaski! Do ryb dodaje się przyprawy, pakuje w folię lub kładzie na tackę i... czeka na smakowite efekty, powoli grillując je w leniwy weekend. Polecamy! Oto kilka trików dla początkujących:
Jakie warzywa dobrze się sprawdzą na grillu? Świetnie smakować będą na przykład:
Można robić z nich szaszłyki lub kroić w niezbyt grube plastry i grillować tak, jak kawałki mięs. Ale w odróżnieniu od mięsa, warzywa można bezpiecznie kłaść bezpośrednio na ruszcie (który musi być czysty!). Jeśli chodzi o przyprawy i marynaty - ogranicza nas jedynie wyobraźnia.
Spokojnie, jedno drugiego nie wyklucza. A owoce z grilla mogą zasmakować także zatwardziałym mięsożercom. Oto, jakie owoce można spokojnie wrzucić na ruszt:
Warto je dołożyć do talerza mięsożerców ze względu na to, że zawierają dużą ilość antyoksydantów, które zmniejszą szkodliwość zjadanych (i wdychanych z dymem) toksyn.
Ciekawym pomysłem jest też grillowanie orzechów. Najlepiej smakują jako dodatek do czegoś grillowanego w folii. Mogą to być mięsa, ryby czy warzywa.
Także tofu będzie dobrym pomysłem dla osób nieprzepadających za mięsem lub dbających o linię czy poziom cholesterolu we krwi. Niezbyt cienkie plastry można najpierw zamarynować, tak jak mięso.
Należy pamiętać, aby NIE grillować:
Mogą się z nich wytrącać szkodliwe substancje!
Źródło: Bg/ www.webmd.com/ / smaker.pl29.04.2016
Składniki:
Uwaga! Suszone zioła dobrze jest lekko rozetrzeć w palcach, uwalniają się wówczas olejki eteryczne, a potrawa pięknie i intensywnie pachnie.
Wykonanie:
Pory, ziemniaki oraz jabłko obrać, opłukać, pokroić w plasterki i włożyć do garnka ze stopionym masłem. Dusić na małym ogniu pod przykryciem 5 min. Następnie wlać 1l gorącej wody (albo wywaru z warzyw), dodać przyprawy, przykryć i gotować na małym ogniu około 30 min. Ostudzić i zmiksować albo przetrzeć przez sitko. Wymieszać z jogurtem. Doprawić solą i pieprzem. Wstawić do lodówki. Przed podaniem posypać szczypiorkiem. Podawać z gorącymi grzankami. (4-6 porcji).
Składniki:
Wykonanie:
Botwinkę razem z buraczkami opłukać drobno pokroić . Gotować w niewielkiej ilości wody razem z masłem i 2-3 łyżkami soku z cytryny. Połączyć z wywarem i śmietaną. Doprawić czosnkiem, koncentratem buraczanym, solą, pieprzem i cukrem. Podawać z jajkiem, pokrojoną cielęciną i koperkiem. Uwaga: zamiast cielęciny może być wywar i mięso z kurczaka.
Składniki:
Pulpety drobiowe:
Wykonanie:
Kurki opłucz i pokrój na mniejsze kawałki. Obsmaż na oliwie z cebulką, ale bez koloru. Warzywa zetrzyj na tarce o grubych oczkach i dodaj do kurek. Zalej rosołem i gotuj, aż będą miękkie. Dodaj śmietankę z odrobiną soli. Dodaj majeranku i zagotuj. Mięso drobiowe wymieszaj z kaszą i natką pietruszki, po czym dodaj posiekanego czosnku i jajo. Dokładnie wymieszaj i dopraw solą oraz pieprzem ziołowym. Formuj małe pulpety i gotuj mniej więcej 5 min w rosole. Podawaj zupę z pieczywem.
Składniki:
Wykonanie:
Co najmniej 2 godziny przed grillowaniem podzielić karkówkę na 8 plastrów, lekko je zbić i, opłukać, osuszyć, natrzeć oliwą i przyprawami, ułożyć w miseczce i wstawić do lodówki. Przygotować glazurę: przeciśnięty przez praskę lub drobno posiekany czosnek utrzeć z solą i zielonym pieprzem, wymieszać z musztardą, dżemem i posiekaną natką. Zamarynowane kotlety upiec na grillu (po 6-8 min z każdej strony). Kiedy będą prawie gotowe, posmarować każdy glazurą za pomocą pędzelka i piec jeszcze chwilę. Upieczone kotlety rozłożyć na talerzach i polać pozostałą glazurą. Podawać z warzywami z grilla, sezonową surówką i pieczywem.
Porcja: 294 kcal. Przygotowanie: 25 minut. Na 8 porcji.
Składniki:
Wykonanie:
Rukolę opłukać, dobrze osączyć. Ułożyć na płaskim talerzu. Pomidory wyjąć z zalewy, pokroić w paseczki. 2 łyżki zalewy z pomidorów doprawić do smaku sokiem z cytryny i wymieszać z kaparami. Na rukoli rozsypać pomidory i oliwki. Skropić sosem z kaparami. Oscypek pokroić w grubą kostkę lub plastry. Podpiec z obu stron na grillu. Położyć na rukoli. Zaraz podawać.
Składniki:
Wykonanie:
Kapustę opłukać, osuszyć, włożyć do garnka z osoloną wodą, gotować 20 minut. Wyjąć, osączyć dokładnie na sicie, przestudzić, a następnie pokroić na cztery plastry. Plastry kapusty panierować dwukrotnie w roztrzepanych jajkach i bułce tartej wymieszanej z parmezanem, szczyptą soli i pieprzem. Usmażyć na oleju na złoty kolor na patelni grillowej lub zwykłej. Kapustę ułożyć na aluminiowej tacce, obłożyć szynką, przekrojonymi na pół pomidorkami koktajlowymi oraz kawałkami mozzarelli, ewentualnie dodatkowo posypać oregano. Przykryć folią aluminiową i zapiekać na grillu ok. 10 minut. Podawać zaraz po upieczeniu.
Składniki:
Wykonanie:
W brytfannie lub naczyniu żaroodpornym rozgrzać olej. Cebule obrać i posiekać. Papryki umyć, oczyścić z gniazd nasiennych i pokroić w kostkę. Cebulę i paprykę włożyć do gorącego oleju, wlać 1 łyżkę wody i poddusić. Mięso kurczaka umyć. Jeśli kurczak jest cały, podzielić go na 12 kawałków. Szynkę pokroić w kostkę, kiełbasę na grube plasterki. Do warzyw dodać mięso, wędliny, pomidory z puszki (świeże sparzyć, obrać i pokroić), koncentrat, sos tabasco i posolić. Brytfannę przykryć i dusić potrawę 10 min. Ryż opłukać w zimnej wodzie, osączyć i wsypać do potrawy. Następnie wlać 1 szklankę wody i znowu przykryć naczynie. Jambalayę dusić na małym ogniu 45 min. Mieszać od czasu do czasu. Jeśli zacznie przywierać do dna, a ryż nie będzie jeszcze miękki, wlać trochę gorącej wody i chwilę dusić. Potrawę można podawać w naczyniu, w którym została przygotowana, lub przełożyć na półmisek. (6-8 porcji).
Składniki:
Wykonanie:
Kaszę gryczaną przebrać, opłukać, zalać w garnku 1 1/2 szklanki wody i ugotować na półsypko. Por umyć, oczyścić, pokroić w plasterki i udusić w niewielkiej ilości wody. Ostudzoną kaszę i por zemleć, dodać ser, jajka i bułkę tartą, przyprawić solą i pieprzem, wymieszać na jednolitą masę. Z masy formować kotlety, obtaczać w bułce i smażyć na rozgrzanym oleju. (6-8 kotletów)..
Składniki:
Wykonanie:
Marchewkę i seler obrać, umyć i pokroić w cienkie słupki. Pieczarki oczyścić, umyć, pokroić w plasterki. Groszek odcedzić z zalewy. Czosnek obrać i zmiażdżyć. Cebule obrać, pokroić w piórka. Makaron ugotować al dente w posolonej wodzie, przelać zimną wodą i odcedzić. W dużym garnku rozgrzać olej, włożyć czosnek, cebulę, marchew, seler, pieczarki i kiełki fasoli. Dusić na dużym ogniu 3 min. Wlać 2 łyżki sosu sojowego, zmniejszyć ogień, włożyć makaron i mieszając, dusić jeszcze 4 min. Pod koniec duszenia dodać groszek, skropić potrawę resztą sosu sojowego, doprawić solą oraz pieprzem i wymieszać. Makaron podawać gorący. (6-8 porcji).
Składniki:
Wykonanie:
Ziemniaki i cebulę obrać i zetrzeć na drobnej tarce. Dodać roztarty ząbek czosnku. Do masy ziemniaczanej dodać mąkę i wszystko dokładnie wymieszać. Doprawić solą i pieprzem. Na rozgrzany na patelni tłuszcz wykładać łyżką masę. Uformować z niej płaskie placuszki. Smażyć je z obu stron na średnim ogniu do momentu, aż brzegi będą chrupiące i lekko brązowe.
Składniki:
Wykonanie:
Kalafior dokładnie oczyścić, opłukać, ugotować na półmiękko (8-10 min) w lekko posolonej i posłodzonej wodzie, osączyć, ostudzić i podzielić na różyczki. Rodzynki umyć i osączyć. Rozdrobniony kalafior wymieszać z rodzynkami, orzeszkami i majonezem. Przyprawić sokiem z cytryny, cukrem, solą i pieprzem. Posypać natką. (4 porcje).
Składniki:
Wykonanie:
Kalafior przygotować wstępnie według przepisu na "Kalafior po sułtańsku".
Oliwki pokroić w paseczki (kilka całych owoców odłożyć do przybrania). Tuńczyka rozdrobnić. Pomidory sparzyć, obrać, pokroić na ósemki, wymieszać z kalafiorem i fasolką osączoną z zalewy, posolić, popieprzyć i przełożyć do salaterki. Na warstwie sałatki położyć tuńczyka i posypać paseczkami oliwek. Przygotować sos: majonez wymieszać ze śmietaną i sokiem z cytryny, doprawić cukrem, solą oraz pieprzem.
Sałatkę polać sosem i przybrać oliwkami. Przed podaniem oziębić 30 min w lodówce.
Składniki:
Wykonanie:
Liście sałaty opłukać, osączyć, pokroić na niezbyt cienkie paski. Jajka ugotować na półtwardo (7 min), ostudzić, obrać, przekroić wzdłuż na pół. Marchewkę obrać, opłukać i zetrzeć na tarce do jarzyn.
Przygotować sos: sok z cytryny rozcieńczyć 3 łyżkami wody, doprawić bazylią, solą i pieprzem, musztardą i miodem. Mieszając, dodawać do sosu małymi porcjami olej (podobnie jak przy robieniu majonezu). Sałatę wymieszać z sosem i marchewką, rozłożyć na talerzykach. Każdą porcję przybrać połówką jajka i posypać koperkiem. (4 porcje).
Składniki:
Wykonanie:
Żółtka oddzielić od białek i utrzeć z cukrem na puszystą masę. Białka ubić na sztywną pianę. Do żółtek dodawać na przemian po łyżce mąki i piany oraz proszek do pieczenia. Lekko wymieszać łyżką cedzakową, włożyć do tortownicy wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułką, wstawić do piekarnika nagrzanego do 160-180°C i upiec na złoty kolor. Przygotować galaretkę według przepisu na opakowaniu, wystudzić. Truskawki umyć, odszypułkować, osuszyć. Na wystudzonym biszkopcie ułożyć truskawki, zalać tężejącą galaretką i wstawić do lodówki.
Składniki:
Wykonanie:
Nagrzać piekarnik. Żaroodporne naczynie wysmarować masłem i wysypać tartą bułką. Jaja utrzeć z cukrem na puszystą masę nad parą. Dodać wystudzone masło, śmietanę, mąkę, sól i aromat waniliowy, wymieszać. Umyte i osączone owoce ułożyć na dnie naczynia, zalać ciastem. Piec 30-35 min w temperaturze ok. 180°C. Przysmak z wiśniami to coś pośredniego między deserem a ciastem. Można go sporządzać także z jagód, śliwek i innych owoców, również tych z puszki. Najlepiej smakuje na ciepło.
Składniki:
Wykonanie:
Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia, dodać masło i posiekać. Następnie dodać 2/3 szklanki cukru , całe jajo oraz 3 żółtka, śmietanę i szybko zagnieść ciasto. Podzielić na dwie nierówne części i włożyć do lodówki na godzinę. Mniejszy kawałek zostawić w lodówce, a większy rozwałkować i ułożyć na blaszce wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułką. Na cieście rozłożyć umyte, wydrylowane i lekko odciśnięte owoce, posypać je cukrem oraz tartą bułką i wstawić do nagrzanego piekarnika na 20 min. Z białek ubić sztywną pianę, dodając pod koniec ubijania 2 łyżki cukru. Wyjąć ciasto, rozłożyć na nim pianę i posypać równomiernie pozostałym ciastem startym na tarce jarzynowej. Ponownie wstawić do piekarnika na 25-30 min.
Składniki:
Wykonanie:
Trzy galaretki rozpuścić we wrzącej wodzie (każdą w osobnym pojemniku), schłodzić i wstawić do
lodówki. Śmietanę osłodzić, dodać zapach i żelatynę rozpuszczoną w 2-3 łyżkach ciepłej wody, wymieszać. Rodzynki umyć i osączyć. Zastygnięte galaretki pokroić w kostkę. Do lekko ścinającej się śmietany dodać galaretki, rodzynki, przełożyć do tortownicy i wstawić do lodówki. Gdy torcik zastygnie, udekorować go owocami, zalać chłodną czwartą galaretką i ponownie wstawić do lodówki.
Składniki:
Wykonanie:
Przygotować budyń czekoladowy (według przepisu na opakowaniu), zmniejszając o 1/5 ilość mleka. W małej ilości zimnej przegotowanej wody namoczyć żelatynę, a gdy napęcznieje, podgrzać, ostudzić i połączyć z serkami. Przelać do tortownicy, wstawić do lodówki. Budyń lekko przestudzić, jeszcze ciepły wyłożyć na masę serową, na wierzchu ułożyć biszkopty, tak by wystawały. Formę znów wstawić do lodówki. Na zimnym cieście ułożyć owoce (truskawki, czereśnie, maliny, pomarańcze lub ananasy), zalać wcześniej rozpuszczoną galaretką owocową, udekorować bitą śmietaną.
Ciasto czekoladowe z karmelem bez pieczenia to idealna propozycja na upały. Bardzo słodkie, intensywne w smaku i niezwykle pyszne. Ciasto w przygotowaniu jest błyskawiczne i wystarczy je schłodzić kilka godzin przed podaniem. W cieście przeplatają się smaki czekolady z karmelem (kajmakiem), solonymi krakersami, herbatnikami oraz orzeszkami. Dół ciasta wykonujemy na bazie przepysznego połączenia, czyli solonych krakersów oraz dodatku karmelu. Następnie dodajemy krem czekoladowy wykonany na bazie budyniu czekoladowego ucieranego z masłem. Do tego nutella oraz masło orzechowe. Mix smaków, ale jakże pysznych i świetnie się ze sobą komponujących. Na wierzch ciasta układamy kakaowe herbatniki i polewamy je polewą z gorzkiej czekolady oraz obsypujemy drobno zmiksowanymi orzeszkami np. włoskimi, ziemnymi lub laskowymi. Ciasto czekoladowe z karmelem (bez pieczenia) to ideał dla osób, które przepadają za mocno słodkimi deserami. Ubóstwiają karmel/ kajmak i czekoladę. Ciasto jest najlepsze po 1-2 dniach leżenia w lodówce. Taki deser na pewno będzie doskonały dla dzieci.
Składniki na ciasto:
Składniki na krem czekoladowy:
Składniki na polewę czekoladową:
Wykonanie:
Krakersy układamy w blaszce o wym. 24×24 cm. Rozprowadzamy na nich równomiernie podgrzany wcześniej kajmak.
Przykrywamy drugą warstwą krakersów. 400 ml mleka zagotowujemy razem z cukrem. W pozostałym mleku rozpuszczamy przesiany proszek budyniowy. Cały czas mieszając wlewamy do gorącego mleka. Podgrzewamy, aż masa będzie dosyć mocno gęsta. Owijamy folią i zostawiamy do całkowitego wystudzenia. Masło przez chwilę ucieramy, następnie dodajemy po łyżce ostudzonego budyniu. Na koniec miksujemy z kremem czekoladowym oraz masłem orzechowym. Na krakersy wykładamy krem czekoladowy i przykrywamy herbatnikami (można je lekko nasączyć np. likierem lub mocną herbatą). Kremówkę mocno podgrzewamy, następnie wrzucamy kawałki połamanej czekolady i zostawiamy na 2-3 min. Mieszamy i polewamy równomiernie herbatniki. Przykrywamy zmielonymi orzechami. Wkładamy do lodówki na całą noc.
Smacznego.
Opracowała
Ewa Peryt
Zmiany w ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, szerokie konsultacje społeczne, audyt i zmiany w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych to najważniejsze tematy dzisiejszej konferencji. W spotkaniu udział wzięli: minister Elżbieta Rafalska, wiceminister i Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych Krzysztof Michałkiewicz oraz prezes PFRON Robert Kwiatkowski.
- Minęło 25 lat od momentu wejścia w życie ustawy o zatrudnieniu i rehabilitacji osób niepełnosprawnych. To moment podsumowań, ale przede wszystkim wyznaczenia nowych kierunków działań w tym obszarze - powiedziała Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej.
- Musimy zastanowić się nad dostosowaniem ustawy do nowych okoliczności. Zależy nam na tym, aby odbyło się to z udziałem środowiska, dlatego uruchamiamy szerokie konsultacje społeczne - powiedział Krzysztof Michałkiewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.
Na stronie PFRON uruchomiony został specjalny formularz poprzez który będzie można zgłaszać swoje uwagi dot. zmian w ustawie o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Konsultacje będą prowadzone do 15 września 2016 roku. To pierwsze konsultacje tej ustawy, prowadzone w sposób tak otwarty i szeroki.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej we współpracy z PFRON chce nagrodzić Liderów 25-lecia - tych, których działania, pomysły i inicjatywy szczególnie przyczyniły się do rozwoju systemu wsparcia Osób Niepełnosprawnych w Polsce. Ogłaszamy Plebiscyt na Lidera 25-lecia. Nagrody honorowe wręczane będą w kategoriach:
Szczegóły i regulamin znajdują się na stronie PFRON.
Termin zgłaszania kandydatów to 16 sierpnia 2016 roku.
Regulamin Konkursu
§
1
Założenia Konkursu
1. Celem Konkursu Liderzy 25-lecia jest uhonorowanie osób, organizacji lub instytucji, które swoimi pomysłami, działaniem, aktywnością wyznaczały nowe kierunki w rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Ich inkluzji społecznej.
2. Konkurs ma charakter ogólnopolskiego plebiscytu.
3. Szczegółowe kategorie Konkursu:
DOSTĘPNOŚĆ - kategoria dotyczy działań, inicjatyw i przedsięwzięć, które przyczyniły lub przyczyniają się do upowszechnienia idei projektowania uniwersalnego - to znaczy projektowania produktów, środowiska, programów i usług w taki sposób, by były użyteczne dla wszystkich - w tym dostępności w wymiarze architektonicznym, urbanistycznym, a także dostępności cyfrowej dla Osób Niepełnosprawnych;
EDUKACJA - kategoria dotyczy działań, inicjatyw i przedsięwzięć, które przyczyniły lub przyczyniają się do upowszechnienia idei udziału dzieci niepełnosprawnych i młodzieży niepełnosprawnej w edukacji niesegregacyjnej;
SPORT - kategoria obejmująca zarówno wybitne indywidualności sportowców niepełnosprawnych, jak i inicjatywy, które przyczyniły lub przyczyniają się do popularyzacji sportu Osób Niepełnosprawnych;
PRACODAWCA - kategoria dotyczy inicjatyw na rzecz zwiększenia zatrudnienia Osób Niepełnosprawnych, w tym pracodawców odpowiedzialnych społecznie, którzy w sposób modelowy organizują pracę zespołu, tak, aby włączać pracowników niepełnosprawnych w procesy decyzyjne i awansować ich;
KULTURA - kategoria dotyczy najciekawszych inicjatyw kulturalnych Osób Niepełnosprawnych lub promujących włączanie ich w uczestnictwo w kulturze;
DODATKOWO:
ZŁOTA DZIESIĄTKA LIDERÓW 25-LECIA - w tej kategorii zostaną dodatkowo uhonorowane osoby, organizacje lub instytucje, które uzyskają największe poparcie Internautów.
§
2
Organizatorzy
Konkurs organizowany jest przez Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych oraz Prezesa Zarządu Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
§
3
Zgłoszenia w Konkursie
1. Zgłoszenie kandydatur do Konkursu następuje drogą elektroniczną na formularzu stanowiącym załącznik nr 1 do Regulaminu. Formularz zostanie udostępniony na stronie Biura Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych www.niepelnosprawni.gov.pl oraz witrynie Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych www.pfron.org.pl. Formularz zostanie udostępniony 21 czerwca 2016 roku.
2. Kandydatury mogą być zgłaszane przez:
- organizacje pozarządowe działające na rzecz osób niepełnosprawnych,
- media,
- osoby fizyczne,
- jednostki samorządu terytorialnego,
- placówki kulturalne i muzea,
- placówki edukacyjne i badawcze,
- przedsiębiorstwa.
3. Zgłoszenie kandydatury powinno być poparte załączonymi do formularza co najmniej trzema rekomendacjami organizacji pozarządowych lub placówek, o których mowa w pkt 2.
4. W przypadku zgłoszonych osób fizycznych, do zgłoszenia dołączyć należy zeskanowane, własnoręcznie wypełnione oświadczenie o zgodzie na udział w Konkursie, stanowiące załącznik nr 2 do Regulaminu.
5. Termin zgłaszania kandydatur upływa w dniu 16 sierpnia 2016 roku.
§
4
Kapituła Konkursu i Laureaci
1. Do wyłonienia Laureatów w każdej z kategorii powołana zostaje Kapituła w składzie:
a. Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej,
b. Pełnomocnik Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych,
c. Prezes Zarządu Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych,
d. Dyrektor Biura Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych.
2. Laureaci w kategorii ZŁOTA DZIESIĄTKA - LIDER 25-LECIA zostaną wyłonieni w drodze głosowania Internautów na profilu Facebook Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Głosowanie rozpocznie się niezwłocznie po upływie terminu składania kandydatur i zakończy w dniu 6 września 2016 roku.
3. Lista Laureatów zamieszczona zostanie na stronach internetowych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Biura Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych i Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
§
5
Nagrody i finał Konkursu
1. Nagrody w Konkursie mają charakter honorowy.
2. Nagrody zostaną wręczone w trakcie uroczystego finału.
3. Informacje o terminie rozstrzygnięcia Konkursu, wynikach oraz uroczystym finale zostaną zamieszczone na witrynach internetowych Organizatorów.
4. O terminie wręczenia nagród Laureaci Konkursu zostaną powiadomieni pisemnie.
§
6
Harmonogram
1. Rozpoczęcie Konkursu wyznacza się na dzień 21 czerwca 2016 roku.
2. Zgłoszenia kandydatur do Konkursu dokonuje się w terminie do dnia 16 sierpnia 2016 roku.
3. Głosowanie Internautów w kategorii LIDER 25-LECIA dokonuje się w terminie 16 sierpnia - 6 września 2016 roku.
§
7
Przepisy końcowe
1. Laureatami Konkursu nie mogą zostać osoby lub inne podmioty mające wymagalne zobowiązania wobec PFRON.
2. W sprawach nieuregulowanych Regulaminem decydują Organizatorzy Konkursu.
Załącznik
nr 1
do Regulaminu Konkursu Lider 25-lecia
Formularz zgłoszeniowy
Konkurs Lider 25-lecia
Imię i nazwisko lub nazwa Kandydata:
Rodzaj Kandydata:
* OSOBA
* ORGANIZACJA POZARZĄDOWA
* PLACÓWKA (EDUKACYJNA, BADAWCZA, INNA)
* PRACODAWCA
* INSTYTUCJA KULTURY
Dane kontaktowe:
* Telefon
* Adres
Kategoria:
* DOSTĘPNOŚĆ
* EDUKACJA
* SPORT
* PRACODAWCA
* KULTURA
Uzasadnienie (max. 1 500 znaków):
Zgłaszający:
(nazwa, adres)
Rekomendacje (należy załączyć zeskanowane rekomendacje i wysłać na adres e-mail - redakcja@pfron.org.pl najpóźniej do końca dnia, w którym nastąpiło zgłoszenie (wypełnienie formularza on-line):
Załącznik
nr 2
do Regulaminu Konkursu Lider 25-lecia
Zgoda kandydata/-ki na udział w Konkursie Lider 25-lecia
Imię i nazwisko:
Adres:
Wyrażam zgodę na udział w Konkursie Lider 25-lecia.
Oświadczam, że zapoznałam/-em się z Regulaminem Konkursu Lider 25-lecia i akceptuję jego postanowienia.
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych i upublicznianie informacji o mnie zawartych w formularzu zgłoszeniowym oraz na upublicznienie mojego wizerunku i innych informacji o mnie w celu realizacji Konkursu Lider 25-lecia.
Prezes PFRON, Robert Kwiatkowski, przedstawił główne wnioski wynikające z raportu otwarcia w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
- O ile nie można mieć zarzutu co do sprawności zarządzania finansami przez organizację, to pomoc z niektórych programów dociera jedynie do 10-20% niepełnosprawnych. Trzeba to zmienić - mówił prezes Robert Kwiatkowski.
Najważniejsze problemy, z którymi boryka się PFRON to brak strategii działania, decentralizacja oraz brak realizacji systemowych programów unijnych.
Prezes Kwiatkowski zapowiedział kluczowe zmiany, które czeka organizacja. Wśród nich są: wyznaczenie 5-letniej strategii, centralizacja działań oraz budowa systemu wartościowych miejsc pracy.
Minister Elżbieta Rafalska podpisała nowy statut PFRON, który zacznie obowiązywać od 1 lipca br. Pozwoli on na większą efektywność i skuteczność funkcjonowania PFRON.
Źródło: www.pfron.org.pl 21.06.2016
Zofia Krzemkowska
"Być radosnym, dobrze czynić, to najlepsza filozofia" (Jan Bosko)
"Ludzie i praca biografie ludzi zasłużonych dla dobra ludzi zasłużonych w Polsce" pod redakcją Józefa Szczurka.
Wybór wersji brajlowskiej - 100 biografii – Władysław Gołąb. P. H.U. Impuls Lublin 2015 rok
Książka zaopatrzona została w przedmowę Władysława Gołąba i wstęp Józefa Szczurka. W przedmowie autor stwierdza: "w wersji brajlowskiej ukazało się 100 biogramów zaczerpniętych z encyklopedii biogramów prasowych niewidomych i osób działających na rzecz środowiska niewidomych w Polsce".
W omawianej encyklopedii biogramów przygotowano 300. Całość ukaże się w 3 tomach - po 500 biogramów w każdym tomie - w wersji czarno drukowej, też w Lublinie w najbliższym, czasie.
Jako czytelnicy zainteresowani tą tematyką jesteśmy wdzięczni Ryszardowi Dziewie z Lublina za poniesiony trud jej wydania. O dokonaniach R. Dziewy możemy dowiedzieć się z rozmowy przeprowadzonej przez dr Stanisława Kotowskiego na łamach ukazującego się do niedawna miesięcznika - w formie elektronicznej - "Wiedza i Myśl".
Nad wymienioną książką pracował 20 lat, nawet jeszcze w szpitalu. Jest ona podzielona na 5 części - o czym mówi we wstępie.
Poznaliśmy się na obozach studenckich w Ustroniu Morskim, gdy on studiował dziennikarstwo a ja uczyłam się jeszcze w liceum. Wiele mu zawdzięczam, bo pod jego kierunkiem odbyłam praktykę redakcyjną w Warszawie. Uczył mnie od podstaw jak redagować "Głos Kobiety".
Razem z Jego rodziną odpoczywałam w Krzaczynie k/Karpacza i w Muszynie. Odwiedzałam Go w Warszawie w jego domu. Ostatnio - "na żywo" spotkaliśmy się na krótko w Galerii Tyflologicznej. Otrzymywałam tam nagrodę za pracę "Pisana historia".
Przyjeżdżając często do Warszawy - z racji pełnionych funkcji społecznych - zawsze zatrzymywałam się w redakcji - Jego "Pochodni", którą jako redaktor naczelny zajmował się w latach 1958-94. O panującym tam klimacie pisze Danuta Tomerska - redaktor nieperiodyków w reportażu zamieszczonym w "Pochodni"- "Czas wywołany z pamięci". Pisze ona: - "w redakcji było tłoczno. Każdy przyjeżdżający na Prezydium czy Plenum ZG PZN miał jakąś sprawę do redaktora. Zawsze panowała tu przemiła atmosfera"...
Podkreśla także, że Szczurek dążył do tego, by być "najlepszy" i na dziennikarstwie i w pracy i w życiu.
W przedmowie do omawianej książki Władysław Gołąb pisze: przyjrzyjmy się postaci autora encyklopedii biogramów prasowych, który zmarł 21 września 2014 w szpitalu w Warszawie.
Żegnając go w laskowskiej kaplicy 27 września powiedziałem: "Józef Szczurek urodził się 28 stycznia 1928 r w Sławkowie na Śląsku. Do Lasek przybył w 1938 r, a po przerwie wojennej opuścił je w 1949 r z dyplomem masażysty. Jego pierwszym wychowawcą i nauczycielem był ociemniały Józef Kuczkowski. Duży wpływ wywarł też na niego Włodzimierz Dolański. Po opuszczeniu Lasek pracował jako masażysta w Sosnowcu, równocześnie kontynuował naukę w liceum, a potem w Uniwersytecie Warszawskim na wydziale dziennikarstwa.
W ankiecie: "Co dały mi Laski" między innymi napisał: "Z domu wyniosłem wizję świata, w której najważniejsze miejsce zajmuje Stwórca Wszechrzeczy - Bóg. W Laskach poprzez szkolne lekce religii, niedzielne msze św. i inne nabożeństwa, poprzez przykłady wielu wspaniałych ludzi oraz ich poświęcenie i oddanie, wreszcie przez codzienne życie ta prawda utrwaliła się we mnie na zawsze. Jestem wdzięczny Niebiosom, że nigdy nie było tak, abym popadł w konflikt z tą wszechogarniającą rzeczywistością...
We fragmentach znam Jego "zapiski" dotyczące rodzinnego domu: mamy, ojca, rodzeństwa - przekazał je mi, są wstrząsające, bardzo ciekawe, wiele mówią o ich autorze. Szkoda, że nie udało się ich wydrukować, byłyby ważnym przyczynkiem o tym jakim naprawdę był od młodości aż do śmierci.
Grób Szczurka ma codziennie świeże kwiaty. Przywozi je na rowerze żona - Lilianna Głazowska, by odwiedzić męża, z nim porozmawiać o codziennych radościach i troskach, jak minął jej dzień - bez niego. Podziwiają te kwiaty liczni odwiedzający laskowski cmentarz. Ukwieca również inne laskowskie groby.
W pierwszą rocznicę śmierci Szczurka przyjechali przyjaciele z całej Polski by go powspominać, być razem, powiedzieć, że mijający czas nie osłabia pamięci o jego dokonaniach. Była msza św. wspólny poczęstunek a przede wszystkim długie Polaków rozmowy.
Żona udostępniła w Internecie stronę internetową pod adresem: www.jozefszczurek.pl Znajdują się na niej materiały archiwalne Szczurka udostępnione zainteresowanym osobom.
Mam pozostawione po Szczurku 2 pamiątki: ostatni list brajlowski napisany przez niego do mnie i jego dwustronną tabliczkę brajlowską przekazaną mi przez żonę. Zawsze pisząc na niej myślę, że przez lata on jej używał.
Nauczył mnie techniki pisania brajlem w zwykłych czarno drukowych zeszytach. Dla piszących jest to duża oszczędność.
Doceniamy gigantyczny wysiłek włożony przez niego w przygotowanie tego dzieła tak bardzo potrzebnego. Przeplata się w nim przeszłość z teraźniejszością. Jeszcze żyjący, z tymi którzy już od nas odeszli. Większość znam osobiście ze spotkań z nimi lub czytanej wcześniej lektury, ale okazuje się że szeregu faktów z ich życia dotąd nie znałam. Są związani z Laskami. Zawsze zdobywali tam zawód: masażysty, tkacza, dziewiarza, szczotkarza i solidne podstawy wiedzy ogólnej. Zaczynali od pracy zawodowej w Spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych", ale dzięki uporowi, solidnej pracy nad sobą zdobywali tytuły naukowe i ważne stanowiska w życiu publicznym. Zostali właściwie ukierunkowani, wierzono w ich możliwości. Młodzi niewidomi ich nie znają, a przecież mogą być dla nich wzorcami w dorosłym życiu. Zaistniałe przemiany nie wykluczyły pracy nad sobą, tylko ją ułatwiły.
Mnie szczególnie zainteresował wywiad Danuty Tomerskiej z Xawerym Jasieńskim. Słuchając nagranych przez niego książek, będę wracała myślą do faktów z jego życia. Osobiście znałam księdza Janusza Grajka, nieżyjącego, chorującego na cukrzycę, na wózku inwalidzkim, mieszkającego na IV piętrze w bydgoskiej kamienicy bez windy. Te przykre fakty zadziwiają każdego, oddziaływują na wyobraźnię i wiersz wielkanocny, list Ireneusza Morawskiego z Wrocławia - członka Związku Literatów Polskich, napisany na 2 miesiące przed śmiercią. Zapowiada w nim kolejny list, ale nie zdążył go już napisać. Chętnie przeczytałam reportaż zamieszczony w "Naszym Świecie" napisany przez Jana Oszko o wielodzietnej rodzinie Dederków, zatytułowany "U nas ludno i gwarno", znam ich osobiście.
Dzięki temu, że była to samodzielna lektura , do której mogłam wielokrotnie wracać moje doznania były szczególnie mocne. Zawdzięczam je także Szczurkowi. Oby stały się one udziałem wielu czytelników. Niech ich nie przeraża liczba 10 tomów. Takie samodzielne obcowanie z książką to powrót do przeszłości, obcowanie z nią. Umożliwia to nam redaktor Szczurek, dzięki wykonanej pracy. Dziękujemy mu za nią!
Warto przyjechać do Lasek by odwiedzić grób Szczurka i inne dla nas ważne groby. Laski są piękne też jesienią podobnie jak w innych porach roku.
Jakie środowiska są prezentowane w zamieszczonych biografiach w wersji brajlowskiej? - są to księża - duszpasterze niewidomych, siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża zatrudnione w Laskach, profesorowie wyższych uczelni, nauczyciele, prezesi i działacze PZN i spółdzielczości, pisarze, redaktorzy, psycholodzy, bibliotekarze, ludzie kultury, muzycy: wokaliści i instrumentaliści - propagatorzy sportu, naukowcy: matematycy, fizycy. Przegląd biogramów jest różnorodny.
Gdzie wcześniej były publikowane biografie? - powstawały w różnych okresach. Niektóre już po ich śmierci - w ramach "żałobnej karty", inne w chwilach szczytowego rozwoju – w okresie wielu osiągnięć zawodowych i społecznych.
Kto o nich pisał? - Władysław Gołąb, Józef Szczurek, Danuta Tomerska, Iwona Różewicz, Grażyna Wojtkiewicz, Andrzej Szymański, s. Hieronima Broniec, Anna Kaźmierczak, Zofia Krzemkowska, Anna Wojciechowska-Sobczyk, Stanisław Kotowski, Adolf Szyszko, Dobrosław Spychalski, Halina Banaś, Anna Jaworska, Danuta Kowalik, Marek Bachulski, Stanisław Żemis, Tadeusz Golachowski, Kazimierz Siedlecki, Małgorzata Czerwińska, Elżbieta Harasiuk, Elżbieta Iwańska, Marek Strach, Sylwester Peryt, Ryszard Dziewa, Ireneusz Morawski, Tadeusz Józefowicz, Tadeusz Majewski. O swoim życiu, poprzez wspomnienia czy relacje z ciekawych wydarzeń.
Gdzie je wcześniej publikowano? Przede wszystkim w "Pochodni" ale też w "Wiedzy i Myśli", w Biuletynach Informacyjnych "Trakt", "Pochodni" - jako dodatek, "Nowym Magazynie Muzycznym", w "Głosie Kobiety" w "Naszym Świecie". Zostały też wykorzystane fragmenty książek Józefa Szczurka: pierwsza jego książka wydana przez "Iskry" w 1975 roku - "Ciemność przezwyciężona", "Widzące ręce" - wydała Spółdzielnia "Nowa Praca Niewidomych". W wydawnictwie "Traktu" - "Widzący - Niewidomym - Bezinteresowni, zaangażowani, oddani".
Załączam wykaz bohaterów biografii aby zorientować przyszłych czytelników jakich osób one dotyczą. Osobiście spośród 100 w wersji brajlowskiej znam 51 osób.
1. Andrzej Adamczyk
2. Marian Adamczyk
3. Halina Banaś
4. Włodzimierz Bielajew
5. Zofia Dohdanowicz - s. Monika
6. Józef Buczkowski
7. Stanisław Bukowiecki
8. Franciszek Cebula
9. Róża Czacka - Matka Elżbieta
10. Andrzej Czartoryski
11. Wacław Czyżycki
12. Teresa Dederko
13. Maria Dolańska
14. Włodzimierz Dolański
15. Jan Dziedzic
16. Ryszard Dziewa
17. ksiądz Tadeusz Fedorowicz
18. Witold Friemann
19. Zofia Gabrysiak
20. Andrzej Galwarski
21. Irena Galicka - s. Michaela
22. ksiądz Andrzej Gałka
23. Władysław Gołąb
24. Alicja Gościmska
25. Klemens Graja
26. ksiądz Janusz Grajek
27. Ewa Grodecka
28. Maria Grzegorzewska
29. Anna Genowefa Jakubowska s. Amata
30. Stanisław Janczur
31. Xsawery Jasieński
32. ksiądz Benon Kaczmarek
33. Marek Kalbarczyk
34. Michał Kaziów
35. Anna Kaźmierczak
36. January Kołodziejczyk
37. Włodzimierz Kopydłowski
38. ksiądz Władysław Korniłowicz
39. Mieczysław Kosz
40. Stanisław Kotowski
41. Edwin Kowalik
42. Grzegorz Kozłowski
43. Stanisław Kozyra
44. Jan Krakowiak
45. Jan Krenta
46. Bronisław Kruczko
47. Zofia Książek-Bregułowa
48. Leon Lech
49. Kazimierz Lemańczyk
50. Halina Lubicz-Kirszke
51. Katarzyna Łańcucka
52. Antoni Marylski
53. Józef Mendruń
54. Mieczysław Michalak
55. Maria Miłkowska
56. Zofia Morawska
57. Ireneusz Morawski
58. Elżbieta Murawska s. Germana
59. Marian Ostojewski
60. Zygmunt Pawłowicz ojciec Bruno
61. ksiądz Stanisław Piotrowicz
62. ksiądz Jacek Ponikowski
63. Leszek Prorok
64. Jadwiga Racka
65. Bartłomiej Rogowski
66. Henryk Rużczyc
67. Zygmunt Serafinowicz
68. Zofia Sękowska
69. Modest Sękowski
70. Kazimierz Siedlecki
71. Zdzisław Silecki
72. Jan Silhan
73. Margit Silhanowa
74. Stefania Skiba
75. Janusz Skowron
76. Andrzej Skóra
77. Czesław Sokołowski
78. Dobrosław Spychalski
79. Józef Stroiński
80. Kazimierz Szczepański
81. Józef Szczurek
82. Jerzy Szczygieł
83. Wanda Szuman
84. Adolf Szyszko
85. Stanisław Świderski
86. Maria Urbanowa
87. Stefan Wantuch
88. Anna Wąsala s. Blanka
89. Hanna Welmanowa
90. Stanisław Wrzeszcz
91. Leon Wrzosek
92. Romana Wyrzykowska - Matka Maria Stefania od Jezusa
93. Michał Żółtowski
94. Czesław Żychoniuk
95. Stefania Żyłko
Celem omówienia książki jest jej rozpropagowanie wśród brajlistów którzy chcą nadal czytać w tym piśmie. Ja do nich należę. Uważam, że bezpośredni kontakt z książką jest bardzo ważny. Słuchanie nie może tego zastąpić. Jest to na tyle ważne, wciągające dzieło, że trzeba je dokładnie poznać, a potem nawet wracać. Nie da się przecież nie znać przeszłości środowiska niewidomych, do którego na co dzień należymy. Czekamy na pełne czarno drukowe wydanie 300 biografii.
"Cała mądrość życia to umieć czekać i mieć nadzieję" (A. Dumas)
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin
W rzezi wołyńskiej zginęli moi dziadkowie, a rodzice ledwo ją przeżyli - opowiada Krzesimir Dębski, muzyk jazzowy i kompozytor.
Przebacza pan?
Jak można przebaczyć, jeżeli ktoś prosi o to w nieszczery i pokrętny sposób?
Ukraińscy duchowni, politycy i intelektualiści ogłosili apel do Polaków, w którym proszą o przebaczenie za popełnione zbrodnie i krzywdy, przywołując tragedię Wołynia. Podpisali się pod nim między innymi dwaj byli prezydenci. Co w tym jest nieszczerego i pokrętnego?
Niektórzy doszukują się tu analogii do listu biskupów polskich do niemieckich z 1966 r. Nie ma analogii, to jest zupełnie inna historia. Na końcu tej deklaracji Ukraińcy zaznaczają, że będą czcić swoich bohaterów i oczekują, że nie będziemy ich za to krytykować. Formułują to oczywiście w dyplomatycznym języku i piszą: "Polska myśl winna w pełni uznać samodzielność ukraińskiej tradycji narodowej jako sprawiedliwej i godnej szacunku walki o własną państwowość i niepodległość".
A cóż w tym złego?
A to, że ich walka o własną państwowość oznaczała rzeź, jaką Ukraińska Powstańcza Armia wykonała na ludności polskiej. To było ludobójstwo, metodyczne oczyszczenie terenów Wołynia i Galicji Wschodniej z narodowości polskiej. Na Wołyniu zginęli moi dziadkowie, a rodzice ledwo przeżyli. To cud, że jestem na świecie. Dlatego nie przebaczam tym, którzy z oprawców robią bohaterów. Od dawna różne ukraińskie środowiska mówią o wspólnym wybaczeniu, a tak naprawdę negują fakt rzezi. Zbrodniarzy z UPA nazywa się bohaterami, stawia się im pomniki, dzień powstania UPA jest na Ukrainie świętem narodowym. A kiedy mowa o Wołyniu, nie mówi się o zbrodni, tylko o bratobójczych walkach między Polakami a Ukraińcami. Historia Wołynia, którą spisali polscy historycy, Ewa i Władysław Siemaszkowie, ale także ta, którą przekazał mi mój ojciec, pokazuje jednoznacznie, że nie było tam mowy o równej walce. Na Wołyniu było tylko 15 proc. Polaków. W dodatku był to rok 1943, a więc nie było mężczyzn w sile wieku, bo część z nich poszła na wojnę w 1939 r. i dołączyła potem do sił zbrojnych na Zachodzie. Kolejną część Sowieci wywieźli na Syberię do łagrów, a jeszcze innych Niemcy na roboty. Zostały głównie dzieci, kobiety i starcy oraz nieliczni mężczyźni, którym udało się uniknąć wywózek. Z tych niedobitków dopiero w 1944 r. powstała 27 Dywizja Wołyńska AK. Więc tezy o bratobójczych walkach są nieprawdziwe. Prawda jest taka, że w wyniku mordów organizowanych przez UPA na Wołyniu przestała istnieć polska grupa narodowościowa, a wcześniej UPA brała udział w Holocauście Żydów.
Były akcje odwetowe AK...
Owszem, ale w 1944 r., i były to walki między AK (4 tys. żołnierzy) i UPA (40 tys.). Ich intencją nie była eliminacja całego narodu, tylko chęć powstrzymania mordów i zemsta.
Co to znaczy, że pana rodzice ledwo przeżyli rzeź na Wołyniu?
11 lipca 1943 r. moi rodzice poszli na mszę do kościoła w Kisielinie. Byli młodzi, matka miała 18 lat, a ojciec 21, byli jeszcze przed ślubem. Upowcy otoczyli kościół, a gdy msza się skończyła i Polacy zaczęli z niego wychodzić, ruszyli ze strzelbami, widłami, siekierami, co kto miał. Ludzie cofnęli się do kościoła, ale upowcy dobijali się do drzwi. Niektórzy próbowali się ukryć, inni nie wierzyli, że bandyci chcą wszystkich zabić, i stali w miejscu, jeszcze inni nie wiedzieli, gdzie uciekać. Zabójcy wtargnęli do kościoła i wyprowadzili ludzi. Z jednej młodej dziewczyny zdarli bluzkę, zanim ją zastrzelili, żeby na ubraniu nie zostały ślady kul. Zabili 90 osób, kobiety w ciąży, dzieci, staruszków, nie mieli żadnych zahamowań. Moi rodzice razem z kilkunastoma innymi osobami zabarykadowali się na plebanii. Przez 11 godzin odpierali oblężenie. Strzelano do nich przez okna, podpalono drzwi, próbowano podpalić dach, płonęła stodoła obok kościoła, bandyci próbowali wedrzeć się przez okna po drabinach, wrzucali przez okna granaty. Mój ojciec z innymi mężczyznami zorganizowali obronę. Zgasili ogień pod drzwiami, zalewając go moczem, bo nie było wody. Odrzucali przez okna granaty. Ksiądz próbował zatrzymać te granaty, zakrywając okno poduszką, przez co został ranny. Jeden z granatów rozerwał ojcu nogę, którą później trzeba było amputować. Rodzice, nie wiedząc, czy przeżyją, zaręczyli się pod gradem kul. W nocy, podczas ulewnego deszczu upowcy nagle wycofali się. Rodzice przeżyli, ale niewiele dzieliło ich od śmierci.
A skąd pana ojciec znał tak dobrze historię rzezi na pozostałych terenach Wołynia, że powołuje się pan na jego przekaz?
Bo zebrał relacje od innych świadków, którzy przeżyli. 11 lipca 1943 r. to dzień nazwany później krwawą niedzielą na Wołyniu. Tego dnia nacjonaliści z UPA napadli na 99 polskich miejscowości, część ataków przeprowadzili na kościoły. Ojciec zebrał relacje od tych, którzy przeżyli napaść na kościół w Kisielinie i na okoliczne miejscowości, w sumie od setek osób, i umieścił je w monografii "Było sobie miasteczko, opowieść wołyńska". Nie jest to więc tylko jego subiektywna pamięć. Swoją relację oczywiście też umieścił. Wszystko spisał chłodnym, kronikarskim stylem, bez emocji. Chyba tym trudniej to się czyta, bo pozbawiony emocji język opisuje przerażające wydarzenia. Świadkowie opisali to, co się działo 11 lipca i później, w następnych miesiącach. Opisują, jak zabijano dzieci, wrzucając je do studni albo rozłupując ich głowy siekierami. Jak palono ludzi żywcem w stodołach, zakłuwano na śmierć widłami, podrzynano gardła mężczyznom.
A jak zginęli pana dziadkowie?
Wiem jedynie, że w sierpniu zostali wyprowadzeni przez UPA do lasu. To byli rodzice ojca, Leopold i Anisja Dębscy. Babcia była z pochodzenia Kozaczką, z zawodu pielęgniarką. Dziadek - polskim lekarzem, ale leczył wszystkich, także Ukraińców, często za darmo. Powtarzał, że jest ludziom potrzebny, wierzył, że go nie zabiją, więc nie uciekł. Babcia z nim została. Nie dowiedzieliśmy się dokładnie, jak zginęli. Mój ojciec w latach 80. i 90. prowadził w tej sprawie prywatne śledztwo. Pomagał mu kolega ze szkoły, który mieszkał nadal w Kisielinie. Jeszcze po śmierci ojca szukał na zlecenie mamy jakichś śladów mogiły, świadków, powtarzał, że był ojca przyjacielem, brał od nas pieniądze na finansowanie tych poszukiwań. Kiedy ostatnio tam byłem, razem z ekipą, która kręciła film o rzezi, we wsi wybuchła jakaś gangsterska wojna. Zabito milicjanta, ciało było tak zmasakrowane, że do jego identyfikacji trzeba było pobrać materiał genetyczny. Wtedy pod wpływem szoku rodzice tego milicjanta przyszli do mnie i mojej matki powiedzieć, że dziadków zabił właśnie ten przyjaciel, który pomaga nam szukać morderców. Przerwali milczenie, które panowało na ten temat we wsi.
Skąd pan wie, że ludzie tam wiedzą, czego dopuszczała się upa?
Starsi wiedzą, bo wielu z nich brało w tym udział. Jeździłem wiele razy do Kisielina, rozmawiałem z ludźmi. Najpierw milczeli. Spotykaliśmy się z murem obojętności. Później coś pękło i zaczęli rozmawiać. Wspominali moich dziadków, pomagali nam dbać o groby przy kościele. Niestety, od kilku lat wszystko się cofnęło. Nastroje nacjonalistyczne stają się tam tak mocne, że ludzie znowu boją się o tym mówić. Większość powtarza, że była wojna i walczyły ze sobą zwaśnione strony. Do wsi przyjechał raz dziennikarz, który napisał tekst o bohaterze UPA, który bronił wsi przed rozwydrzonymi Polakami. Jednym z takich Polaków miał być mój stryj, który ponoć biegał z nożem i próbował wszystkich wyrżnąć. Tyle że stryj był przez całe życie niepełnosprawny, bo miał gruźlicę kości, ledwo chodził. Mówiliśmy na niego "stryj Jerzy leży". Natomiast tym bohaterem, który bronił ludzi, był ów "przyjaciel" mojego ojca. Napisałem sprostowanie, ale nic to nie dało. Jest to jednak dobry przykład na to, jak Ukraina traktuje swoją historię. To nie jest tylko jednostkowy przykład Kisielina.
Czy w Kisielinie są jakieś ślady pamięci po tym, co tam się stało?
Mój ojciec doprowadził do tego, że na cmentarzu przy kościele stanęły tablice z nazwiskami ofiar. Było to jednak jeszcze za czasów ZSRR i musiał zgodzić się na tekst informujący o tym, że leżą tam ofiary mordu, jakiego dokonały burżuazyjne bandy, bo nie można było napisać, że nacjonaliści. Teraz do Kisielina przyjeżdżają motocykliści z Kazimierza nad Wisłą, którzy nie mają korzeni kresowych, ale czują potrzebę dbania o to miejsce. Z kolei lekarze pochodzenia polskiego na Ukrainie urządzają w Kisielinie białe niedziele, badając za darmo mieszkańców, bo od dawna nie ma tam żadnej opieki lekarskiej. I akcja ta odbywa się pod patronatem moich dziadków - Anisji i Leopolda Dębskich! A więc potomkowie ludzi, którzy brali udział w rzezi, są teraz leczeni pod patronatem moich dziadków. Lekarze zadbali też o ruiny kościoła. Tam nie ma dachu ani podłogi, więc wnętrze zarastały krzaki i drzewa. Wycięli to, jednak na tej dobrej ziemi wszystko szybko rośnie i znowu są tam chaszcze.
Co powinno się wydarzyć, żeby poczuł pan, że Ukraina rozliczyła się z rzezi? Władze państwowe powinny przeprosić za Wołyń?
Ja nie chcę żadnych przeprosin. Chcę, żeby fakty nie były fałszowane. Żeby w ukraińskich podręcznikach było napisane, co robiła UPA na tamtych terenach. Niech Ukraińcy poznają pisma Bandery i dowiedzą się, że to była nacjonalistyczna organizacja wzorowana na niemieckich nazistach. W Niemczech była NSDAP, a na Ukrainie OUN, organizacja nacjonalistów ukraińskich, która miała zbrojne ramię UPA, a to z kolei dzieliło się na frakcję banderowców i melnykowców, jak SS i SA. I że była polityczna wola oczyszczenia terytorium ukraińskiego ze wszystkich obcych, głównie Polaków i Żydów. I że z tego powodu nastąpiła rzeź.
Dlaczego to dla pana takie ważne?
Wychowałem się w domu, w którym Wołyń był zawsze obecny. Z jednej strony rodzice z sentymentem wspominali Kresy, przyjaźnili się z innymi kresowiakami, z drugiej strony do końca życia obydwoje przeżywali traumę. Ojciec najpierw malował z pamięci szczegółowe panoramy nieistniejącego już w tym kształcie Kisielina i okolic oraz to, co zostało w jego oczach z oblężenia kościoła. Później pracował nad tą książką. W domu była wtedy bardzo trudna atmosfera, wszystko wracało. Na mnie też odbijały się Kresy, bo jako uciekinierzy i nowi osadnicy rodzice byli wszędzie obcy. Ja w konsekwencji też. W Kielcach na przykład wołali nas "Ukraińcy", bo byliśmy ze wschodu, ironia losu, prawda? Byliśmy inni, dziwni, trzymaliśmy się z kresowiakami, więc wydawaliśmy się podejrzani. I nigdy nie można było mówić o tym, co się wydarzyło na Wołyniu. W PRL był to temat zakazany, bo Wołyń leżał wtedy na terenie Związku Radzieckiego, a o ZSRR można było przecież mówić tylko dobrze. Kiedy nadeszła wolność, znowu nie wolno było mówić w imię budowania dobrych relacji z budującą swoją państwowość Ukrainą. Później nadal nie wolno było w imię polskiej racji stanu. Teraz mówi się, że temat zbrodni UPA jest wodą na młyn propagandy rosyjskiej. W naszym kraju jest też duża grupa ukrainofilów, która nie przyjmuje do wiadomości tego, że taki romantyczny naród jak Ukraińcy mógłby robić coś złego. Przecież oni tak pięknie śpiewają! To są proste, emocjonalne argumenty.
Czyli nie zgadza się pan z tym, że powinniśmy się kierować polską racją stanu, zgodnie z którą należy dbać o dobre relacje z uKrainą?
Jaka racja stanu? Jeśli Ukraińcy czują się Europejczykami, muszą spełniać normy europejskie, czyli nie fałszować historii i nie traktować nacjonalistów jak bohaterów.
We wspomnianym już liście możemy przeczytać: "Wzywamy naszych sojuszników, polskie władze państwowe i parlamentarzystów, aby nie przyjmowali jakichkolwiek niewyważonych deklaracji politycznych, które nie ukoją bólu, lecz jedynie przysporzą korzyści naszym wspólnym wrogom".
Co to znaczy niewyważone oceny? To są fakty historyczne, przecież to wszystko jest już opisane w dokumentach i książkach, tyle że w polskich. Niewyważone są nieustanne próby tłamszenia świadomości Ukraińców, którzy nie wiedzą o skali zbrodni nacjonalistów. To jest zakłamanie, a nie budowanie czytelnej ukraińskiej tożsamości opartej na prawdzie.
Popiera pan postulaty księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i środowisk kresowych, które od lat domagają się, by 11 lipca był dniem upamiętnienia ofiar ludobójstwa, jakiego dokonała upa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej?
Datę 11 lipca wytypował jeszcze mój ojciec, bo to jego amatorskie badania historyczne wykazały, że tego dnia nastąpił jednoczesny atak na kilkadziesiąt miejscowości. On dokopał się do 60 przykładów, a teraz badacze mówią nawet o 99. Tak, uważam, że 11 lipca powinien być dniem pamięci o ludobójstwie na Wołyniu. Taka pojedyncza data przemawia do ludzi - tego dnia można wspominać, budować pamięć i świadomość.
A czy w Polsce, pana zdaniem, mówi się o tym wystarczająco dużo?
Owszem, jeśli chodzi o książki historyczne, można ich trochę przeczytać. Jednak czołowe polskie gazety słusznie wspominają masakrę w Srebrenicy, która także zaczęła się 11 lipca, pogrom w Jedwabnem 10 lipca, a o Wołyniu w rocznicę krwawej niedzieli zazwyczaj milczą.
I jest pan pewien, że teraz, w czasach wojny hybrydowej, prowadzonej na terenie uKrainy przez Rosję, jest dobry moment na to, żeby Ukraina mówiła o zbrodniach upa?
Tak, póki żyją jeszcze ostatni świadkowie tych wydarzeń. A także Ukraińcy, którzy pomagali Polakom i Żydom, bo takich było sporo. Zaczadzeniu upowskiemu uległa przecież mniejszość narodu.
Źródło: "Tygodnik Wprost 25/2016
Elżbieta Pawełek
Zaprosiła mnie do swojego domu przy Płatniczej w Warszawie. Znając wyobraźnię Krysi, można się było spodziewać rzeczy niezwykłych. Nie pomyliłam się. W jednym pokoju urządziła secesyjny salonik z kredensem pełnym sentymentalnych pamiątek i piecem kaflowym. W innym powiesiła firanki wydziergane szydełkiem, wstawiła szafy inkrustowane niezapominajkami. Zaglądamy do środka. Śliczne suknie sceniczne, zdobione haftami, które sama zaprojektowała, bo jest absolwentką ASP - wiszą w nieskazitelnym stanie. Ma ich 150! Krysia jest perfekcjonistką. W łazienkach secesja połączona z eklektyzmem. W kuchni duży stół bez kantów, drewniany, bo tylko przy takim stole, jak mówi, czuje się ognisko domowe. Żyje w otoczeniu zwierząt i aniołów, które zadomowiły się w jej prywatnym niebie. "Ten dom to ja", dodaje z dumą.
- Jestem pod wrażeniem wspaniałej kolekcji secesyjnych szaf, haftowanych obrazów, pamiątek. Wszystko to sama, Krysiu, wymyśliłaś?
Mam dużo talencików. Mówię "talenciki", żeby nie wyjść na zarozumiałą. Mój talencik to jest aktorstwo, to jest malarstwo, rzeźba, ciuchy, czyli kostiumy. Jak skończyłam Akademię Sztuk Pięknych, chciałam robić wnętrza i pewnie pokochałabym to najbardziej. Ale tkwić w jednym? Nuda. A ja jestem bardzo mocna robotnica, cały czas coś robię. Kiedy rok temu dostałam udar, trzeciego dnia chciałam spacerować.
-Sama?
Dali mi rehabilitanta, choć to ja powinnam nosić go na barana, bo jestem siłaczka. Nie mogłam wyleżeć w łóżku. Poprosiłam o kartki, długopis i po ciemku, bo nie znoszę neonowych świateł, zaczęłam oddawać się twórczości. Codziennie rysowałam anioły i koty. Słów zapomniałam przez ten udar, jeszcze teraz źle mówię. Nie pamiętałam, jak się nazywam. Myślałam: To nieważne! Ale z drugiej strony może jestem jakąś ciekawą osobą? Mózg kompletnie nie pracował. Leżałam bardzo długo na korytarzu. Było mi przykro i pomyślałam, że jestem Nikt. Jak ktoś przechodził, zasłaniałam twarz, żeby mnie nie rozpoznał. Potem dali mi pokój, ale nie mogłam zasnąć, cały czas kombinowałam, jak mama się nazywała.
- Nie przypominałaś sobie jej imienia?
Jak swojego nie pamiętałam, to jej też. Następnego dnia powiedziałam: "Berdowska" i już było coś.
Rehabilitantka :zaproponowała, żebyśmy zaśpiewały "Sto lat". Udało się, ale wciąż nie pamiętałam nazwiska. Potem Kuba przyszedł, mój brataniec, ten z Elektrycznych Gitar, i wykrzyknęłam uradowana: "O, mój Kuba, Kuba Sienkiewicz!". Pomyślałam, że też muszę być Sienkiewicz. To wszystko było tak nieprawdopodobne, że warto napisać o tym książkę. Bo jestem pisareczka. Jeszcze wszystkich talencików nie wymieniłam.
- Trzy lata temu napisałaś świetną książkę o sobie - "Cacko".
Najpierw jednak były "Haftowane gałgany", potem "Zgadnij, z kim leżę", "Warszawa lata 50.". A ostatnio bajka. Pewien bogaty człowiek :zaproponował, żebym ją napisała. Zresztą podobną propozycję złożył innym znanym aktorom. To miały być bajki tylko dla jego przyjaciół. Moja miała być o betonie. Coś obrzydliwego, więc powiedziałam, że nic z tego. Kiedy jednak podał sumę, krzyknęłam bez namysłu: "Kocham beton!".
- Czyli jesteś przekupna?
Tak. W ten sposób powstała bajka o Kubusiu i jego aniołku Wiatrusiu, który nie chciał stać przy jego łóżku, bo się nudził. Marzył :za to, żeby biegać i zostać bodyguardem. Kubuś posłał go w świat, ale zerwał się taki wiatr, że aniołek siadł na wiatraku, który był z betonu.
- Ładnie to wykombinowałaś. Powiedz jednak, jak się mieszka samej w wielkim domu?
Ależ nie jestem sama. Mieszka ze mną Lubow Kozak z Ukrainy, nazywana przez wszystkich skarbem, bo bardzo mi pomaga. Jest tu sześć kotów i dwa psy. Stefcia Rudecka, która jest ruda. I Czaruś, którego nadziali śrutem. Strzelali do niego, bo błąkał się po polach. Warczał na mnie, a ja go pocałowałam. Idiotka, przecież mógł mnie ugryźć. Nic nie poradzę, że kocham dwułapki, czterołapki, stonogi, czteronogi. Działam w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami w Milanówku-Polesiu, w którym pełnię funkcję prezesa. Kiedyś dziennikarka zapytała mnie, co uczyniłoby mnie szczęśliwą. Powiedziałam, że taka sytuacja, gdyby ktoś zamożny położył na stole przede mną ze cztery centymetry pieniędzy. Po kilku dniach przyjechała do mnie asystentka Aleksandra Gudzowatego i wręczyła plik pieniędzy. Oczywiście z wszystkich wydatków co do grosza się rozliczyłam. To właśnie było szczęście.
- Skąd ta miłość do zwierząt?
Myślę, że jeszcze z dzieciństwa, kiedy mój tato miał psa myśliwskiego Nerona. Mieszkaliśmy pod Grodnem i pewnego razu sąsiad zawiadomił nas, że szykują się wywózki na Syberię, że jesteśmy na liście, bo byliśmy tak zwaną inteligencją. Rodzice w pośpiechu spakowali naj potrzebniejsze rzeczy, mnie do plecaka, mojego starszego brata Rysia wzięli za rękę, a Nerka zamknęli w piwnicy, bo popsułby ucieczkę. I tak pod osłoną nocy przeszliśmy spod okupacji sowieckiej pod niemiecką. Nie mogłam jednak odżałować naszego psa i przyrzekłam sobie, że będę opiekowała się zwierzętami.
- Saint-Exupery mówił: "Jeśli chcesz przejść cało pomiędzy światowym rozruchem, bądź dla zwierząt człowiekiem, a dla ludzi duchem".
Ładnie.
- Dajesz zwierzętom ludzkie imiona?
Bo lubię, jak mają swoje święto i mogę im dać jakiś podarunek...
- Przypominasz mi Brigitte Bardot, która tak jak Ty niegdyś łamała serca mężczyznom, a potem dla zwierząt porzuciła aktorstwo.
Nic nie porzucam, ja je przygarniam. A Bardotkę widziałam niedawno w telewizji, jak wołała na swojego psa: "Sokrates, Sokrates!". My też w naszym schronisku mamy ze 200 psów i kotów. A jak ktoś mnie pyta: "Gdzie masz pieniądze?", odpowiadam krótko: "Psu w dupę poszły".
- Mówią, że Krysia ma wielkie serce.
Ale nie udało mi się macierzyństwo.
- Nie chciałaś mieć własnych dzieci?
Kiedyś powiedziałam mojemu bratu stryjecznemu, że nie będę rodzić dzieci. Przez moje bachorstwo. Nie miałam dzieciństwa, ono zostało zabite. Uznałam, że nie rodzi się sierot. Przecież nie wiemy, co się z nami stanie. Oboje rodziców straciłam podczas wojny. Od tamtej pory choruję na nieuleczalne dzieciństwo. Wszystkie gałgankowe lalki, jakie wówczas miałam, odkupiłam w wieku dojrzałym. Moje zginęły w 1944, kiedy biegałam z nimi do schronu.
- Ale pragnienie bycia matką zwyciężyło i zdecydowałaś się na adopcję Julki?
Chciałam pomóc jakiemuś dziecku. Julka była wcześniakiem porzuconym przez matkę w szpitalu, miała krótszą nogę i biegunkę chlorkową. Mieli ją oddać do domu dziecka, ale była tak słaba, że zabiłby ją pierwszy katar. Wzięłam ją do siebie. Bardzo marnie mówiła, ale szybko. Miała trzy i pół roku i nigdy nie była na spacerze. Wyszłam z nią na dwór, a ona krzyczała "Gaś siońce", bo ją raziło. I prosiła wiatr, żeby nie wiał. Nazywała go dziadziem. "Dziadzia, idź pać!". Wiatr wtedy szedł pać, czyli spać, kiedy Julcia wracała do domu.
- Macie ze sobą dobry kontakt?
Kupiłam jej mieszkanie, spłaciłam jej długi. Moja dorosła córka cierpi na ciężką chorobę psychiczną, ale nie chce się leczyć. Nie jest zupełnie bezrozumna, w końcu coś jej wkładałam do głowy, posłałam na angielski, na konną jazdę, na lekcje tańca. Chciała nawet być tancerką, ale powiedzieli, że nogi za słabe i nie da rady.
-Ty dałaś radę, choć powiedzieli Ci, że na aktorkę jesteś za mała - 157 centymetrów wzrostu, o czym przeczytałam w wydanej właśnie o Tobie pięknej biografii.
Ale powiedzieli, że jestem ładna.
"Cycki ma, dupcię ma, to może grać k... ". Prostytutkę zagrałam jednak tylko raz, w "Pożegnaniach" Jerzego Hasa. Jak ktoś powiedział, człowiek rodzi się aktorem, tak jak rodzi się księciem. Wiedziałam, że trafię na scenę. Sztuki grania nie da się nauczyć, trzeba się z tym urodzić. Byłam mała, a cały czas coś kombinowałam, żartowałam. Wiecznie się śmieję, chichoczę, rechoczę.
- Szybko zaistniałaś w Studenckim Tatrze Satyryków. "Różowe zjawisko STS, kobieta obłok, kobieta piórko, kobieta mgła", pisał Krzysztof Teodor Toeplitz zachwycony Sienkiewiczówną.
Jak zwykle KTT pięknie to ujął. Na początku w STS robiłam wszystko, szyłam kostiumy, sprzedawałam w kasie bilety, obsługiwałam lewy reflektor. Później na różnych scenach grałam sztuki i dramatyczne, i komediowe, bo ja jestem komediant liryczny.
- Rozśmieszasz widownię do łez i chwytasz za serce.
Jestem jej doktorkiem. Mogę płakać i za chwilę się śmiać. Ale dopiero w wieku 30 lat zaczęłam się uśmiechać, choć w środku byłam nadal smutna. Myślę, że to przez sieroctwo, które wciąż w sobie noszę ...
- Bardzo zaprzyjaźniłaś się z Agnieszką Osiecką.
Byłyśmy jak siostry: podobne charaktery, wspólne wartości i fantazje, ten sam smak. Agniecha stała się moją przyjaciółką i w życiu, i w zawodzie. Malowałam jej obrazki, coś wyhaftowałam, ona zaś pisała mi piosenki. Kiedyś dostałam od poetessy list: "Angażuję cię jako ozdobę sezonu (salonu). Zaśpiewasz moją piosenkę: "Wyhaftuj mi za to/Klatkę z papużką / A nad nią/Z piernika serduszko./W dole niech będzie kartka/ A na tej kartce - coś z mięs/Bo tylko z kartką/Oraz hafciarką/Życie (w ogóle ma sens)".
- Napisała Ci też przepiękną piosenkę:
"Kiedyś byłam lalką, ale już mi się nie chce. Zaproś mnie, proszę, na balkon. I kup mi od ptaka serce".
Nawet miałyśmy wspólnego syjamskiego kota. Nasze biografie przeplatały się jak makaron, jak napisała Agnieszka. Szkoda, że odeszła.
- Ale odeszła też lalka. Zawsze pięknie wystrojona, adorowana przez mężczyzn. Już przestałaś nią być?
Bo jestem stare pudło (śmiech).
- Źle znosisz upływ czasu?
Nie myślę o tym, nie liczę lat. Ale jak ktoś zapyta: "Ile masz lat?", najlepiej odpowiedzieć: "Dla mnie wystarczy". Od razu czujemy się młodsze. A że mężczyźni zabiegali o moje względy, to fakt. Nie musiałam podstawiać im nogi, to oni mi ją podstawiali, żebym lądowała w ich ramionach. Oświadczył mi się pewien przedsiębiorca z Paryża, ale dałam mu kosza. Drugi był Anglikiem, producentem maszyn do pisania. Miałabym się jednak wystroić i już nigdy nie przejść Nowym Światem? W życiu! To jest moja ziemia, moje polskie podwórko. Mogłam być ze znanym reżyserem, ale ja musiałam kochać.
- Zbigniew Wodecki żartował, że przy Krysi każdy facet z branży jest jak saper, może się pomylić tyko raz. Co miał na myśli?
Nie wiem. Ale rzeczywiście bardzo pięknie od nich odchodziłam, jeżeli coś mi nie pasowało.
- W końcu nie bez powodu zaczęły pojawiać się wierszyki w stylu "Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota skórka, nie dla ciebie, chłopcze, Sienkiewicza córka".
Miałam wokół siebie fantastycznych mężczyzn. Jawiłam się doskonałą kandydatką na żonę - przebojowa, towarzyska i zaradna. Występowałam w kabaretach, ponad 40 razy grałam za oceanem. Ale zawsze marzyłam, żeby mężczyźni przestali mnie utrzymywać za moje pieniądze. Mój pierwszy mąż był tak piękny, że aż zwalał z nóg. Poza tym prał, gotował, ale nie przeczytał ani jednej książki. Tylko śpiewał, potem zrobił dużą karierę w Niemczech jako piosenkarz pod pseudonimem Bert Hendrix. Szybko się z nim rozstałam. Z drugim przeżyłam 14 lat, aż dziwne. Bo długo przerażały mnie trwałe związki, harmonia. Może to z powodu trudnego dzieciństwa naznaczonego lękiem? Poza tym jestem spod znaku Wodnika. A Wodnik jest samotnikiem, chyba że sam propaguje ideę wspólnoty. Na szczęście jestem wiecznie między ludźmi. Przyklejają się do mnie wszędzie. Zawsze komuś pomagałam. To mam od dziecka do tej pory. Jerzy Waldorff, jak pierwszy raz poszłam kwestować przed Bramą Honoraty, powiedział: "Była pani Miss Cmentarza". Czy to nie śliczne?
- Nie boisz przemijania?
Mam ładne sny, że tam jest bardzo pięknie. Myślę, że nie będzie mi nudno. Ważne, żebym podwójnie nie umarła, z nudów.
- Od dawna nie było Cię na ekranie ...
Większość propozycji to były gówna, mój elektroluks tego nie wciąga. Zagrałam ostatnio w sztuce "Klimakterium", która okazała się scenicznym sukcesem. Nawet jak już przestałam występować, bo czułam się trochę zmęczona, nadal szły afisze ze mną. Ludzie pytali: "A gdzie jest Sienkiewicz?". Odpowiadałam, że klimakterium mam już za sobą. Teraz mam zagrać w "Drodze do słońca" w Kamienicy u Kamińskiego. Występują w niej dwie kobiety. Jedna nigdy nie zdradziła męża i jest jej nudno, a druga, czyli ja, też się nudzi w domu starców, bo jest ładna i co chwila zostaje miss. Nic jej się nie chce.
- Ale Tobie się chce. Wodnik, jak sama napisałaś, zawsze zmierza do celu.
Tak napisałam?
- Tak. Co dla Ciebie jest ważne w życiu?
Na pewno pieniądze. Dlatego zawsze mówię: "Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy!". Wiem, że wymyśliłam sobie najgorsze choroby: udar i raka oka. Ale dzięki temu, że mam pieniądze, codziennie ćwiczyłam z logopedką. Dlatego poszłam do góry, odrosłam. Poprawiło się oko. Lekarze mówią, że nie ma śladu po raku. Sporo już widzę, a było czarno.
- Kiedy odkryłaś, że z okiem jest niedobrze?
Już po udarze. Postanowiłam porobić sobie badania. I wykryli czerniaka.
- Dla aktorki to prawie wyrok.
Ale znajome pocieszały mnie: "Najwyżej wytną ci to oko z czerniakiem". Pomyślałam: "Dziękuję bardzo, to może sobie tylko pohaftuję".
- Krysia, pomimo tylu nieszczęść, jest silna jak stalinowski Ursus, nie do zdarcia.
To powiedział mój kuzyn Jan Pieńkowski, z którym spędziłam dużo czasu w dzieciństwie. Nigdy nie miałam czegoś gorszego od chrypki, nigdy grypy, bo zwierzęta dawały mi odporność. Dzięki nim jestem silna.
- Poza tym masz swoich świętych, którzy nad Tobą czuwają.
Lubię ich, ponieważ mają przytulne imiona. Antoś jest od znajdowania rzeczy zaginionych i od pieniędzy. Mam go na dwóch obrazach - jeden ze śmietnika, oprawiłam go w ramy, często mi pomaga, podrzuca trochę grosza. A Franio jest od zwierząt.
- Jak myślisz, staniesz kiedyś oko w oko z Panem Bogiem?
Nie zobaczę go, bo mam słabe oczy.
On też mnie nie zobaczy, bo albo nie widzi, albo ma okulary do dupy. Nie widzi sierot, dzieci bez nóg, bez rąk. Miewam różne dziwne sny. Wyszłam wypindrzona na pogrzeb, bo właśnie mieli mnie pochować. I mówię do rodziców i brata: "Nie będzie mojego pogrzebu, odwołuję, bo przyszło za mało ludzi". Wyobrażasz sobie?!
- Czy czujesz się spełniona jako aktorka i kobieta?
A co to jest spełnienie? Co?
- Myślę, że zadowolenie z siebie, że praca i to wszystko, co zrobiliśmy, nie poszło na marne, że się komuś przydało.
Jesteś dziecko, a ja jestem starą kobietą, choć wciąż podszytą dzieckiem. Ale kobiety później od facetów robią się mądrzejsze. Szkoda, bo jak już zmądrzeją, to mają za dużo lat. Jestem papla. A gadanie jest jak pług, od tego robią się bruzdy.
- Nie widzę ich, jesteś ciągle piękna - oko umalowane, włosy fajne.
Już nie patrzę w lustro, kiedy się maluję. Najpiękniejsi są ludzie o pięknych duszach. Mówię o nich, że są aksamitni. Mogę ich dotknąć z przyjemnością, bo coś od nich biorę i coś im daję.
- Twoja recepta na życie?
Kiedyś napisałam: "Dziękuję ci, życie, że kuję nową rolę, że mnie w kościach nie kłuje. Mogę brykać, fikać, bo jestem dzieckiem ( ... ). Ja się nie starzeję, ja się staram". Na promocji mojej biografii mówię: "Żyj tak, żeby jak ciebie zabraknie, ludziom było smutno".
Źródło: Viva 09 2016
Alina Petrowa-Wasilewicz
"Ma niezwykły układ z Panem Jezusem przy wspieraniu małżonków pragnących dziecka"
Dlaczego zakonnik, który żył trzysta lat temu staje się bliski współczesnym ludziom? Nie tylko w parafiach, prowadzonych przez zakonników ze Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, ale też w dalekiej Ameryce czy Brazylii bł. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński, który zostanie kanonizowany 5 czerwca w Rzymie, jest coraz bardziej znany jako orędownik życia od poczęcia aż do śmierci. Ojciec Papczyński ma niezwykły układ z Panem Jezusem przy wspieraniu małżonków pragnących poczęcia dziecka, gdy wszystkie próby zawiodły - tłumaczy coraz większą popularność świętego ks. Piotr Kieniewicz z sanktuarium w Licheniu.
Marysia to bez wątpienia "córeczka" o. Papczyńskiego
- mówi pan Leszek.
Co drugi wtorek wraz z żoną Anetą idzie do swojego parafialnego kościoła "na Górce" na warszawskim Marymoncie żeby odmówić nowennę za jego wstawiennictwem. Zaraz po beatyfikacji, która odbyła się 16 września 2007 r. pracujący "na Górce" księża marianie zainicjowali tę modlitwę, w którą włącza się wiele małżeństw. Założyciel pierwszego męskiego zgromadzenia w Polsce pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny jest coraz bardziej popularny jako promotor życia. Rodzice Marysi, którzy mieli problemy z narodzinami dziecka, nie mają wątpliwości, że to bł. Stanisław, który zostanie ogłoszony świętym 5 czerwca w Rzymie, wyprosił narodziny ich córeczki.
Czym przyciąga zakonnik, który żył w odległych czasach, więc wydaje się pod każdym względem odległy? Ks. Piotr Kieniewicz z sanktuarium Matki Bożej w Licheniu uważa, że najważniejszymi rysami osobowości i aktywności o. Papczyńskiego to patriotyzm i szacunek do życia. Był gorącym przeciwnikiem liberum veto, co nie zjednywało mu przyjaciół, a wręcz przysparzało wrogów. Zawsze szedł pod prąd, czy to w swoim pierwszym zakonie pijarów, gdzie dążył do większej wierności zakonnemu prawu, czy też sprzeciwiając się popularnym wśród szlachty opiniom. Był kaznodzieją w kościołach królewskich i jego wypowiedzi miały swoją wagę i ciężar, a jako doskonały mówca był słuchany zarówno przez elity jak i prostych ludzi.
Dziś stał się bliski tysiącom wiernych z powodu modlitw odmawianych przez małżeństwa i ich bliskich z innego powodu.
W dolnej części bazyliki jest kaplica poświęcona bł. Stanisławowi, gdzie niemal codziennie przychodzą ludzie, by prosić go o wstawiennictwo
- mówi ks. Kieniewicz.
Raz w miesiącu odprawiana jest specjalna Msza św. w intencji poczęcia dziecka. Modlący się za wstawiennictwem o. Papczyńskiego doświadczają łask, które opisują później w przysyłanych świadectwach.
O. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński (1631-1701) żył w czasach, w których Rzeczpospolita prowadziła liczne wojny, nękały ją klęski żywiołowe i epidemie. Wielu ludzi umierało nie pojednawszy się z Bogiem, czego świadkiem był o. Stanisław, towarzyszący żołnierzom na polu bitwy jako kapelan wojskowy. Człowiek wielkiej wiary, który wedle świadectw swoich współczesnych miał dar prorokowania i lewitacji, a także wizje czyśćca i piekła uznał, że modlitwa za zmarłych będzie jednym z charyzmatów tworzonego przez siebie Zgromadzenia.
Założyciel Zgromadzenia Marianów jest patronem Hospicjum w Licheniu. Wybraliśmy go, gdyż tak jak szerzył kult Niepokalanego Poczęcia, troszczył się też o ludzi umierających i zmarłych
- mówi ks. Kieniewicz.
Jest to święty, który chciał chronić życie od poczęcia aż do śmierci, który troszczył się o życie wieczne każdego człowieka. W dobie, gdy eutanazja jest coraz mocniej promowana przez lewicowo-liberalne środowiska, o. Papczyński przygotowuje na śmierć, ale śmierć z Bogiem, ukierunkowuje na Boga i życie wieczne. I zaprasza nas do modlitwy, także za tych, którzy już umarli, gdyż dla Pana Boga nikt nie jest stracony.
Ks. Kieniewicz zwraca uwagę, że cud, który doprowadził do beatyfikacji, polegał na wskrzeszeniu dziecka, które zmarło w łonie matki. Należy przypomnieć, że najbardziej znanym cudem, dokonanym za życia o. Papczyńskiego było wskrzeszenie córki właścicielki majątku Cedrowice. Dziewczynka ożyła w trakcie odprawiania Mszy św.
Natomiast cud, który pozwolił na kanonizację, polegał na uzdrowieniu kobiety będącej w stanie agonalnym, o której lekarze stwierdzili, że jej stan jest beznadziejny.
Obie sytuacje dotykają początku i końca życia. O. Papczyński pociąga ludzi, ponieważ budzi w nich to, o czym w głębi serca wiedzą, a co współczesny świat ruguje z ich świadomości, w ramach spisku przeciwko życiu, o którym mówił i pisał Jan Paweł II
- dodaje ks. Kieniewicz.
Nabożeństwa dla małżeństw, dotkniętych niepłodnością, za wstawiennictwem bł. Stanisława Papczyńskiego, połączone z błogosławieństwem jego relikwiami stały się stałą praktyką w parafiach, prowadzonych przez księży marianów.
Ks. Wojciech Skóra, kustosz sanktuarium w Górze Kalwarii, gdzie zmarł i spoczywa Założyciel Zgromadzenia, informuje, że relikwie o. Stanisława są obecne już w 200 kościołach w całej Polsce i zagranicą. Gruba księga próśb i łask, wystawiona w kościele, wypełniła się w ciągu kilku lat znacznie szybciej niż poprzednia i ks. Skóra ocenia, że zawiera ok. 100 procent świadectw więcej niż w poprzednim okresie. Na "Marianki" przybywają pielgrzymi indywidualni i około pięćdziesiąt zorganizowanych pielgrzymek rocznie.
Co przyciąga wiernych do zakonnika z zamierzchłych czasów? Kustosz sanktuarium uważa, że jednym z powodów jest fakt, że wierni zwracają się do rodaka, co zawsze jest łatwiejsze, a o. Papczyński to polski święty całkowicie oddanym Panu Bogu i Ojczyźnie. Duża grupa czcicieli modli się o wstawiennictwo w sprawie poczęcia dziecka lub uratowania zagrożonej ciąży. Inni chcą być przy grobie świętego, o którym się dowiedzieli z mediów lub książek i chcą nawiedzić miejsce jego kultu.
Ks. Skóra po stwierdzeniu, że cześć do Założyciela bardzo się ożywiła, przestrzega, żeby nie traktować o. Stanisława jak "automatu" do cudów. Każdy, kto zwraca się do niego ze swoją intencją, powinien najpierw odczytać sens swojej trudnej sytuacji życiowej i zastanowić się, dlaczego Bóg dopuszcza, że tak się dzieje?
Ks. Marcin Jurak, proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Polski na warszawskim Marymoncie mówi, że w każdym nabożeństwie bierze udział osiem - dziesięć par. Kiedyś w czasie kolędy dał obrazek z tekstem nowenny do bł. Stanisława pewnemu bezdzietnemu małżeństwu, któremu po roku urodziło się dziecko. Młody mężczyzna z innej dzielnicy miasta, którego żona poroniła, zamówił Mszę św. za wstawiennictwem Błogosławionego. Trudności minęły, a żona tego człowieka jest już w drugiej ciąży.
Ks. Kieniewicz wspomina przyjaciół, którzy już mieli dwoje dzieci, w grudniu 2007 r., gdy odbyło się pierwsze nabożeństwo w Lublinie w intencji małżeństw, doświadczających niepłodności, przyszli modlić się za znajomych, którzy dzieci nie mieli. Potem przyjaciółka mówiła, że i ona z mężem, i ich przyjaciele, spodziewają się narodzin dziecka.
Takie zdarzenia odnotowywane są nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, w Stanach Zjednoczonych i Brazylii. Do Polski dotarło bardzo piękne świadectwo farmaceutki z Brazylii, która była świadkiem opieki o. Papczyńskiego. Świadectw jest wiele, choć mają różną rangę, bo nie zawsze są dobrze udokumentowane w sensie medycznym. Jest ich jednak bardzo dużo i widać, że w kulturze, która się od życia odwróciła, która je wciąż niszczy, człowiek, który swoim ukierunkowaniem na Niepokalane Poczęcie pokazuje, że także każdego człowieka Bóg kocha od samego początku jego istnienia, staje się szczególnym świadkiem.
Ojciec Papczyński ma niezwykły układ z Panem Jezusem przy wspieraniu małżonków pragnących poczęcia dziecka, gdy wszystkie próby zawiodły
- stwierdza ks. Kieniewicz.
I dodaje, że dostał maila od jednego z ginekologów z południowej Polski, który proponuje, aby narodowy program promowania płodności, który ma zastąpić program in vitro powierzyć patronatowi o. Papczyńskiego. Widać, że jest on coraz szerzej obecny w świadomości osób duchownych i świeckich.
Wraz z kanonizacją i udostępnieniem pism naszego Założyciela po polsku, choć żył trzysta lat temu, stanie się bliższy współczesnym ludziom, którzy zobaczą jego posłuszeństwo, wielkie zaufanie Bożej łasce, Bożemu Miłosierdziu, Chrystusowi Ukrzyżowanemu, człowieka wpatrzonego w Kościół. Nie jest to gładka postać, był uparty i chropowaty i może dlatego jest on nam tak bliski, bo taki normalny. Nie jak z obrazka, choć obrazki kanonizacyjne przedstawiające twardego chłopskiego syna z pewnością przyczynią się do szerzenia jego kultu.
Źródło: www.archidiecezja.warszawa.pl 01.06.2016
Wszyscy jesteśmy dowodem na to, że istnieje Bóg. Oczywiście można wyszukiwać argumenty przeciw tej prawdzie. Ale czy można znaleźć argumenty przeciw istnieniu życia? A to życie właśnie jest najwyższą wartością przemawiającą za istnieniem Kogoś ponad nami, dowodem na istnienie Boga - mówi z rozmowie z tygodnikiem "Gość Niedzielny" Andrea Bocelli.
Najpopularniejszy tenor świata wielokrotnie mówił o swojej głębokiej wierze, dawanie świadectwa uważa za swoją powinność. Podkreśla też, że muzyka jest "nadzwyczajnym narzędziem wiary".
Andrea Bocelli 27 maja wystąpił w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. To właśnie na życzenie artysty koncert odbył się w tym Sanktuarium, a nie na stadionie, czy w innym miejscu otwartym.
To dla mnie wielka radość i ogromne przeżycie móc wrócić do Krakowa, do miejsca tak bardzo duchowego, ofiarując mój głos i moją modlitwę. Jak było to dla mnie wielkim zaszczytem móc poznać wielkiego polskiego papieża, osobowość napełnioną obficie Bożą łaską, promotora epokowych zmian, który przybliżył młode pokolenie do katolicyzmu, tak będzie równie ogromnym zaszczytem modlić się w Jego umiłowanej diecezji - mówił.
W rozmowie z "Gościem Niedzielnym" Bocelli przyznał, że przed koncertem modlił się przy relikwiach Jana Pawła II.
Chciałem się tam pomodlić. To było dla mnie bardzo silne przeżycie - zaznaczył.
Artyście bardzo bliskie jest też przesłanie św. Faustyny o Bożym Miłosierdziu.
Noszę w sercu obietnicę, jaką Jezus złożył św. Faustynie, że kto będzie modlił się tą koronką, ten w chwili śmierci otrzyma łaskę i dostąpi miłosierdzia - przyznał i dodał, że Bożego Miłosierdzia doświadcza każdego dnia.
Ono daje mnie i każdemu - nadzieję. Szczególnie, że często ja tracimy w życiu.
Bocelli opowiedział kiedyś w czasie koncertu historię o kobiecie, której zalecano aborcję. Lekarze powiedzieli jej, że urodzi niepełnosprawne dziecko, więc może zdecydować się na zabieg. To właśnie historia artysty i jego matki, która nie poddała się presji i stanęła po stronie życia.
Opowiedziałem tę historię, kiedy mówiło się dużo o kobietach w krajach ubogich, ale i w centrum Europy, które z powodów ekonomicznych czy różnych obaw bały się donosić ciążę. Chciałem by to dodało im odwagi. Chciałem by to był mój osobisty apel, który zaniesie nadzieję w świat. Powtarzam to ciągle - mamy, które się wahacie, może jesteście w skomplikowanej sytuacji, przeżywacie dramat, ocalcie życie waszych dzieci! 0 zaapelował.
Źródło: "Gość Niedzielny" nr 23.2016
Wynaleziony przez Renatę Wawrzaszek nowy rodzaj kleju tkankowego służy do zamykania niewydolnych naczyń układu żylnego. Renata Wawrzaszek, doktorantka Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu wynalazła specjalny klej tkankowy - wytrzymały i elastyczny, nie rozwarstwia się i nie pęka. Wynalazek ma szansę na patent.
Jak informuje Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu, pracę doktorską Renata Wawrzaszek obroni w czerwcu. Niewykluczone, że do tego czasu doktorantka z Zakładu Chirurgii Eksperymentalnej i Badania Biomateriałów będzie już miała na swoim koncie pierwszy patent. Wynaleziony przez nią nowy rodzaj kleju tkankowego służy do zamykania niewydolnych naczyń układu żylnego.
Klej opracowany przez Wawrzaszek wyróżnia się wytrzymałością oraz dobrą przyczepnością. A co ważne zachowuje odpowiednią elastyczność w środowisku biologicznym. Nie rozwarstwia się i nie pęka. Połączone nim struktury mogą się swobodnie odkształcać zgodnie z tym, jak naturalnie zachowują się w ciele. Klej przeszedł pomyślnie testy na zwierzętach.
Centrum Innowacji i Transferu Technologii Uniwersytetu Medycznego, po pozytywnej opinii Komisji do Spraw Zarządzania Prawami Własności Intelektualnej, zgłosiło pomysł Renaty Wawrzaszek
w Urzędzie Patentowym RP. Centrum będzie też promowało nową technologię wraz z innymi wynalazkami Uniwersytetu na targach BIOFORUM w maju 2016 r.
Źródło: Rynek Zdrowia 25 kwietnia 2016
Szczepan Grzybowski
Przyszłość już nadeszła. Fantastyka naukowa zamienia się w naukową rzeczywistość. Dzięki interfejsom mózg- komputer możliwe staje się realne oddziaływanie na świat… samą myślą.
Sposób działania interfejsów mózg-komputer (ang. brain-computer interface, BCI) opiera się na prostych zasadach. Po pierwsze musi zaistnieć funkcjonalne połączenie między mózgiem a maszyną. Innymi słowy, komputer musi odbierać i na bieżąco przetwarzać aktywność mózgu. Ta aktywność, a konkretnie określony jej wzorzec związany z intencją, jest następnie przepisana na komendy programu czy też urządzenia. Wreszcie realizacja komend musi być zwrotnie i na bieżąco odbierana przez człowieka, co umożliwia trening cyzelujący aktywność mózgu pod konkretny (rejestrowany) wzorzec. Ta funkcjonalna organizacja może być wdrażana przy wykorzystaniu metod zarówno inwazyjnych, wymagających neurochirurgicznych interwencji, jak i najzupełniej nieinwazyjnych, "zewnętrznych". W jaki sposób można wykorzystać BCI?
Bez mała dziesięć lat temu grupa amerykańskich lekarzy i neuronaukowców z Nowej Anglii zajęła się pacjentem z uszkodzeniem szyjnego odcinka rdzenia kręgowego, które spowodowało całkowity paraliż czterokończynowy (tetraplegię). Badany w zasadzie był w stanie poruszać jedynie głową i szyją. Mógł jednak wyobrażać sobie ruch swojego ciała - to, że chodzi, skacze, wymachuje rękami, robi skłony. Już przy samym wyobrażeniu działania w naszym mózgu dzieje się coś niezwykłego - co prawda w niewielkim stopniu, ale jednak uaktywniają się zgrupowania neuronów kory zarządzające ruchami poszczególnych części ciała. Tę właściwość wykorzystuje się powszechnie w interfejsach mózg-maszyna. Badacze amerykańscy zastosowali metodę inwazyjną - wszczepili niewielką płytkę elektrod w korę motoryczną pacjenta (zakręt przedśrodkowy płata czołowego), która miała wychwytywać rytmiczne pobudzenia komórek związane z wyobrażeniami ruchowymi. Komputer sczytywał wzorce aktywności i przekładał je na ruchy kursora na ekranie (lewo/prawo, góra/dół). Pacjent miał za zadanie najpierw konsekwentnie, intensywnie i zgodnie z wytycznymi rozmyślać nad określonymi ruchami (składanie/rozkładanie rąk, zginanie nadgarstka/łokcia), by komputer mógł zebrać informacje o rozkładzie pobudzeń, a następnie w sesjach treningowych wyobrażać sobie kierowanie kursorem myszy i śledzenie na ekranie kursora naprawdę poruszanego przez pomocnika eksperymentatorów. Po kilkunastu sesjach pacjent nauczył się sam poruszać kursorem dzięki potędze swoich myśli (i sprawnie działającym algorytmom komputerowym). Wkrótce potrafił otwierać skrzynkę e-mailową oraz malować koliste kształty w programie graficznym. Badacze na tym nie poprzestali. Zastosowali sprawdzone zestawienie (wzorzec pobudzeń-algorytm komputerowy) do sterowania nieskomplikowanym modułem maszyny (zwiększanie/zmniejszanie głośności, zmiana kanału w górę/w dół na telewizorze), a następnie do sterowania prostą protezą dłoni - czyli zastąpili wirtualny efektor interfejsu rzeczywistym sprzętem. Pacjent poradził sobie bardzo dobrze z oboma wyzwaniami i nauczył się kontrolować w podstawowym wymiarze odbiornik telewizyjny oraz otwierać i zamykać sztuczną dłoń. To ostatnie udało mu się zresztą już po kilku próbach!
Kwestią czasu było stworzenie bardziej zaawansowanych i złożonych interfejsów. Udało się to dzięki badaniom sprzed dwóch lat, przeprowadzonym przez grupę naukowców pod kierunkiem Jennifer Collinger z Uniwersytetu Pittsburskiego. Pacjentce z tetraplegią wszczepiono dwa implanty w korę motoryczną lewej półkuli mózgu. Podwójny zestaw 96 elektrod odbierał sygnały z neuronów i przekazywał je do procesorów cybernetycznej protezy prawej ręki, która była zaprojektowana na szeroki zakres ruchów w trzech wymiarach (ruchome ramię i nadgarstek) i możliwość chwytania przedmiotów (cztery palce i przeciwstawny kciuk). Wstępne ćwiczenie (przez pacjentkę) i algorytmiczne opracowywanie (przez komputer) wzorca pobudzeń polegało na uważnej obserwacji automatycznie poruszanej protezy, kierującej się na poszczególne cele i chwytającej je. Na następnym etapie eksperymentu pacjentka z pomocą odpowiednich wzmacniaczy i stabilizatorów ćwiczyła się w kierowaniu protezą, by na ostatnim etapie rozpocząć trening samodzielnej kontroli. Po dziesięciu tygodniach treningów pacjentka doskonale radziła sobie z kontrolowaniem protezy przy pomocy umysłu. Potrafiła na przykład strącić piłeczkę umieszczoną na specjalnym piedestale na stole, przełożyć zestaw stożków z jednej podstawy na drugą, chwycić otwartą tabliczkę czekolady i przetransportować ją do swoich ust. Dla osoby pozbawionej całkowicie kontroli sensomotorycznej nad kończynami i tułowiem, od lat przykutej do wózka i zdanej na codzienną opiekę i pomoc innych, był to prawdziwy wyczyn i niezwykłe doświadczenie. To właśnie oferują systemy BCI - mózgowe cuda. Oczywiście "wielki świat" nie jest zainteresowany wyłącznie pomocą niepełnosprawnym: opisany projekt sfinansowała… Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności (DARPA) amerykańskiego Departamentu Obrony. I to jej specjaliści skonstruowali i dostarczyli do badań tę niesamowitą protezę. Mózgowi cyberżołnierze to pieśń przyszłości. Ważniejsze jest to, że dziś BCI w "protetycznym" wydaniu daje szansę odzyskania sprawności nie tylko ludziom sparaliżowanym, ale również pacjentom, którzy utracili kończynę. Te osoby mogą dodatkowo wspierać swój trening i połączenie z maszyną, wykorzystując drugą, zdrową kończynę oraz stymulację czuciową (informacja zwrotna) odcinka ciała, do której proteza jest przyłączona. Na tym nie koniec. Częścią interfejsu mogą stać się również ortezy, czyli specjalne aparaty ortopedyczne zakładane na kończyny czy stawy. Takie zestawienie może się niezwykle przysłużyć w rehabilitacji pacjentów z niedowładami, którzy przeszli udary. Aparat zakładany jest na odcinek ciała objęty paraliżem, a pacjent uczy się początkowo kontrolować odbierany i przetwarzany cyfrowo wzorzec pobudzeń na ekranie komputera (np. poprzez przemieszczanie się czerwonego symbolu na czarnym ekranie w górę bądź w dół, w zależności od wyobrażeń motorycznych). To doświadczenie jest następnie "przekuwane" na aktywność ortezy, która np. otwiera bądź zamyka niewładną dłoń pacjenta. Doskonałe w tym zestawieniu jest to, że początkowe wyobrażenia motoryczne dotyczą w istocie zamykania bądź otwierania dłoni, a informacja zwrotna (ruchowo-czuciowa) z ortezy dodatkowo wspiera wzorce aktywności neuronów i zwiększa efektywność treningu, a tym samym powrót utraconej w chorobie czy urazie funkcji! Co ważne - nie potrzeba do tego żadnych implantów ani innych neurochirurgicznych interwencji! Większość systemów BCI opiera się bowiem na znakomitych, bezpiecznych i niewymagających rozcinania czaszki metodach zbierania sygnału mózgowego.
Jedną z takich metod jest magnetoencefalografia (MEG), przy pomocy której odbierane są z powierzchni czaszki zmiany pola magnetycznego generowanego przez komórki kory mózgu. Tę metodę stosuje w interfejsach mózg-komputer (orteza) m.in. grupa badawcza pod kierunkiem Nielsa Birbaumera z Uniwersytetu Eberharda Karola w Tybindze. Niestety, MEG jest metodą bardzo drogą. Z pomocą przychodzi sprawdzona i tania elektroencefalografia (EEG), której MEG jest zresztą "magnetycznym" odpowiednikiem. EEG zbiera informacje z czaszki o rozprzestrzeniających się polach elektrycznych generowanych przez neurony kory. Tę metodę stosuje się w interfejsach mózg-komputer najczęściej, nie tylko dlatego, że jest dostępna, ale też ze względu na jej dokładność w pomiarze zjawisk neuronalnych w czasie (do tysięcznej części sekundy!). Istnieją dwa podstawowe paradygmaty wzorca aktywności w BCI opartych na pomiarze EEG. Pierwszy z nich jest nieinwazyjną odmianą wyobrażeń motorycznych wykorzystywanych w technice pomiaru przy użyciu implantów. Wyobrażenia powodują określone zmiany związane z desynchronizacją i synchronizacją rytmów aktywności korowej, które stosunkowo łatwo można zarejestrować na powierzchni czaszki. Wzorzec zmiennych rytmów jest często wykorzystywany w prostych interfejsach komputerowych, w których poruszanym elementem jest obiekt na ekranie (kursor, kolorowy blok, płaszczyzna). W treningu zwykle osoba badana proszona jest o wyobrażanie sobie ruchu lewą bądź prawą ręką. Dzięki doskonałemu sprzężeniu czasowemu i prostocie oprogramowania można bardzo szybko opanować umysłową kontrolę przestawień oferowanych przez komputer. Takie wykorzystanie BCI ma wielką przyszłość komercyjną - choćby w różnego rodzaju programach, a zwłaszcza grach komputerowych sterowanych w całości myślą. Drugim paradygmatem wzorca aktywnościowego w interfejsach opartych na EEG jest pomiar potencjałów wywołanych, czyli uśrednionych fragmentów zapisu elektroencefalograficznego występujących po określonym zdarzeniu (bodźcu). Ten rodzaj BCI wykorzystuje najczęściej bardzo wyrazistą składową potencjału nazwaną komponentem P300 (P - bo jest wychyleniem o polaryzacji pozytywnej, 300 - bo swoje maksimum osiąga zwykle po około 300 ms od wystąpienia bodźca). P300 jest odpowiedzią uzależnioną w dużej mierze od nastawienia zadaniowego i wykazuje znacznie większe amplitudy w odpowiedzi na bodźce-cele (jeśli wymagana jest reakcja w instrukcji danego zadania, zwłaszcza w sytuacji, gdy bodziec docelowy jest rzadszy). Tę właściwość doskonale wykorzystuje interfejs, dla którego wystąpienie komponentu P300 stanowi wzorzec przepisywany na komendy programu. Takim BCI jest "P300 literowiec" (P300 Speller), w którym to zestawieniu na ekranie komputera pokazana jest matryca 36 znaków (liter i cyfr, 6 kolumn na 6 wierszy). Na niej z dużą częstotliwością, raz po raz, losowo podświetlany jest dany wiersz bądź kolumna. Osoba badana podłączona do aparatury EEG ma za zadanie każdorazowo wybrać sobie dany znak i na nim się skupiać. W momencie podświetlenia obszaru, gdzie występuje docelowy znak, system odczyta komponent P300, a kilka "wychwyceń" komponentu na jeden i ten sam znak sprawi, że komputer wyświetli ów znak w segmencie pod matrycą, a wówczas osoba badana może wybrać następny znak i na nim skupiać swoją uwagę. Tym sposobem możliwe staje się pisanie na komputerze myślą. Oba te paradygmaty wykorzystała w tym roku w swoim BCI chińska grupa badaczy z Południowochińskiego Uniwersytetu Technologicznego w Guangzhou. Zaprojektowali oni przeglądarkę folderową, w której podstawowy ruch kursora sterowany był rytmami wyobrażeń ruchowych, zaś poszczególne komendy (kliknij, otwórz, zatrzymaj, kopiuj etc.) sterowane były podświetlaną matrycą ramek (dookoła ekranu), opartą na P300. System testowano najpierw na pięciu zdrowych osobach - zadziałał bez zarzutu, a uczestnicy badań opanowywali sterowanie praktycznie w ciągu jednego dnia. Największą bolączką i jednocześnie zagadką opisanych interfejsów jest to, że nie można ich wykorzystać jako pomocy dla osób całkowicie sparaliżowanych, zwłaszcza pacjentów w ostatnich stadiach stwardnienia zanikowego bocznego, które doprowadza do kompletnego odcięcia umysłu od ciała. Sparaliżowane są nawet drobne mięśnie w obrębie głowy (powieki), tak że osoba zostaje zamknięta ze swoją świadomością we własnym ciele. Mówi się wtedy o syndromie zamknięcia (locked-in syndrome). Niemal wszystkie próby kontaktu z takimi osobami przy użyciu BCI zawiodły. W przypadku chorych z syndromem zamknięcia naukowcy wiążą nadzieje z najnowszymi nieinwazyjnymi metodami obrazowania pracy mózgu.
Najnowsze metody wykorzystywane przez interfejsy związane są nie bezpośrednio z aktywnością nerwową, lecz z poziomem ukrwienia w obrębie czaszki. Obszary mózgu bardziej aktywne potrzebują więcej krwi (tlenu i glukozy) i to zwiększone ukrwienie (proporcje natlenowanej do nienatlenowanej krwi) obrazuje funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Obiecującym systemem w tym kontekście jest wykorzystanie informacji zwrotnej w czasie rzeczywistym, dzięki której badana osoba obserwuje poziom aktywności (ukrwienia) określonych struktur własnego mózgowia i może starać się na podstawie tej informacji modyfikować tę aktywność. Badacze zastanawiają się nad zastosowaniem tej metody przy terapii zaburzeń, które można wyraźnie powiązać z aktywnością określonej struktury (np. kory czołowej - w depresji, ciał migdałowatych - w stanach lękowych). Jednak fMRI jest niestety również metodą drogą oraz "nieporęczną" (wymaga specjalnie przygotowanego pomieszczenia, a na sam sprzęt składa się m.in. wielki generator pola magnetycznego). Najbardziej obiecującą metodą jest funkcjonalna spektroskopia w bliskiej podczerwieni - niewielki przenośny aparacik nakładany na głowę, który generuje fale świetlne przechodzące przez tkankę i mierzy stopień ich pochłaniania przez natlenowaną i nienatlenowaną krew. I to właśnie BCI wykorzystujący tę metodę w bardzo prostym badaniu, które wymagało od pacjenta jedynie myślenia "tak" bądź "nie" w odpowiedzi na zadawane konkretne pytania, umożliwił po raz pierwszy skuteczne porozumienie z osobą całkowicie sparaliżowaną. Dokonali tego w ubiegłym roku znakomici badacze z Tybingi. Interfejsy mózg-komputer to wielka nadzieja nauki, ale dziś ta metoda jest jeszcze w powijakach. Badacze napotykają liczne problemy - związane np. z dużą interindywidualną zmiennością skuteczności i możliwości osiągnięcia zestawienia (zmienność wzorców), słabym stopniem generalizacji wyników (efekty treningu nie są trwałe) i brakiem precyzji kierowania maszyną - jednak jest szansa na ich rozwiązanie w przyszłości. BCI zaś mogą stać się prawdziwymi narzędziami powszechnego użytku, tak jak teraz "inteligentne" telefony komórkowe. Nie powinniśmy jednak myśleć, że są to maszyny do "czytania w myślach". Cała cudowność interfejsów bazuje na prężności naszego mózgu i zdolności do uczenia się kontrolowania własnych wzorców aktywności dzięki bliskiej relacji z maszyną. Te bliskie relacje z maszynami to zresztą nie przyszłość, ale najprawdziwsza teraźniejszość każdego z nas, czy tego chcemy, czy nie.
Źródło: charaktery 6 2016
Szwajcaria ma sery, Francja wina, a my? My także mamy z czego być dumni! O polskich sukcesach piszemy w naszym nowym cyklu.
Wystarczy na chwilę zamknąć go w dłoni, by poczuć ciepło i piękny zapach żywicy.
Bursztyn bałtycki doceniali już ludzie epoki kamiennej. Służył im jako kamień ozdobny i surowiec leczniczy.
Skamieniała w słonej wodzie żywica drzew iglastych wydobywana z dna Bałtyku cieszyła się niezwykłym powodzeniem w Cesarstwie Rzymskim. Przybywano po niego już w V w. p.n.e., a drogę wiodącą od Adriatyku po wybrzeże Morza Bałtyckiego nazwano bursztynowym szlakiem.
Bursztyn jest ciepły w dotyku i bardzo lekki. Jako jedyny kamień daje się naelektryzować. Złoto Północy cieszy się wielkim powodzeniem w kosmetologii i medycynie naturalnej. Udowodniono, że korzystny wpływ na zdrowie ma przede wszystkim bursztyn surowy, nieoszlifowany. Posiada właściwości antybakteryjne, ułatwia gojenie ran, uspokaja, a także aktywizuje organizm do walki z chorobami.
Źródło: Z życia wzięte 12 2016
Od 2017 roku Polacy będą mogli korzystać z dowodów osobistych zapisanych na smartfonach. Usługa będzie dostępna w ramach mobilnej wersji portalu obywatel.gov.pl, który docelowo zgromadzi wszystkie procedury e-administracji w Polsce.
Mamy 19 mln smartfonów w Polsce, a przeciętny Polak korzysta ze swojego urządzenia mobilnego trzy godziny dziennie i wciąż ma to tendencję rosnącą. To pokazuje, że jesteśmy skłonni mieć wszystko przy sobie, poza tym chcemy mieć to w ruchu, bo sami jesteśmy mobilni. Musimy te warunki mobilności zapewnić również jeśli chodzi o korzystanie ze świata administracyjnego
- powiedziała minister cyfryzacji Anna Streżyńska.
Według niej projekt tworzenia wielopostaciowego dowodu osobistego, jako karty z chipem i aplikacji na urządzenia mobilne, wykorzystuje niezrealizowane w poprzedniej kadencji zobowiązanie dotyczące dowodu osobistego z wersją elektroniczną.
Chcemy tworzyć od razu dowód wielopostaciowy, czyli wykorzystać to, że technologie umożliwiają nam umieszczenie naszej tożsamości na różnych nośnikach, tym nośnikiem może być zarówno specjalnie dedykowana karta z chipem wykonana z tworzywa, jak również telefon komórkowy - wyjaśniła szefowa resortu cyfryzacji.
Jak dodała, elektroniczna wersja dowodu osobistego wymusi na administracji publicznej różnych szczebli "wytworzenie prostych, bo mobilność wymaga prostoty, łatwych do obsłużenia usług administracyjnych, czyli też uproszczenia procedur, zmniejszenia ilości wymaganych dokumentów".
Bezpiecznie mówimy o 2017 roku - takie niestandardowe rozwiązania, bardzo zaawansowane, ambitne, idące w ślad za niewielką liczbą krajów europejskich które już to zrobiły, wymagają czasu - zapowiedziała Streżyńska.
Według niej nowy system e-administracji powstanie na bazie portalu obywatel.gov.pl, zintegrowanego z platformą ePUAP.
Ta nazwa została już przez ludzi oswojona, zmienią się nieco jego funkcje, bo zintegruje wszystkie strony ministerstw, z drugiej strony będzie typowo usługowy, gdzie będą dobrze opisane usługi publiczne, niezależnie od organu administracji, który je realizuje
- poinformowała minister.
Obywatel będzie miał wersję mobilną, czyli to, o co właśnie nam chodzi
- dodała.
n2 &Aplikacja na smartfona pomoże w walce z komarami
aplikacja na smartfona, aplikacje mobilne,
Aplikacja na smartfona i komputer do walki z komarami - oto wynalazek, który powstał na rzymskim uniwersytecie La Sapienza. Program pozwala stworzyć mapę miejsc, w których owady te gromadzą się i ostrzec, jak duże jest zagrożenie ukąszeniem na danym terenie.
Działająca od pierwszych dni maja aplikacja pod nazwą ZanzaMapp (Komaro-mapa) jest bezpłatna i u progu lata oraz szczytu sezonu walki z owadami daje nadzieję tym, którzy chcą się przed nimi uchronić.
Każdy, kto zostanie ukąszony przez komara lub zobaczy je wokół siebie, może wysłać informację z lokalizacją, a także zdjęcia, które pozwolą ustalić gatunek owada. Wszystkie te sygnały są gromadzone i przetwarzane, a następnie uwzględniane na mapie.
Na podstawie tych informacji powstają strefy w miastach i poza nimi, gdzie istnieje największe ryzyko ukąszenia. Na podstawie liczby sygnałów o obecności komarów na konkretnym obszarze można stworzyć kolorową skalę zagrożenia. Gdy liczba ta jest duża, zaznacza się tam czerwoną strefę największego zagrożenia komarowego, wymagającą pilnego odkomarzania.
To pierwsza taka baza danych, a prace nad nią prowadzili z informatykami także entomolodzy i naukowcy z departamentu zdrowia publicznego i chorób zakaźnych na rzymskiej uczelni.
Ponadto można tam znaleźć wiele informacji na temat gatunków tych owadów, sposobów walki z nimi i chorób, jakie mogą przenosić.
Autorem aplikacji jest naukowiec z uniwersytetu La Sapienza Cesare Bianchi, który wyjaśnił, że przystąpił do pracy nad nią głównie z powodu braku praktycznych informacji na temat tych najbardziej irytujących insektów. A tymczasem, podkreślił, kiedy na przykład szuka się miejsca na wakacje, warto wiedzieć, czy jest tam dużo komarów.
To szczególnie ważne w związku z przenoszonym przez niektóre z nich wirusem Zika, groźnym dla kobiet w ciąży - dodał.
ZanzaMapp to przykład tzw. nauki obywatelskiej, czyli badań, w których z naukowcami współpracują wolontariusze. Każdy może pomóc w nakreśleniu mapy komarowego zagrożenia.
Źródło:(PAP)
Robot-kurier ma jeździć z prędkością do 6 km/h i przewozić zakupy ważące do 18 kg. założyciele komunikatora Skype i właściciele firmy Starship Technologies, testują autonomicznego sześciokołowego robota Starship, który za cenę 1 funta ma dowozić zakupy m.in. starszym Brytyjczykom i Amerykanom.
Sześciokołowy robot Starship porusza się samoczynnie dzięki wbudowanemu systemowi czujników i kamer. Wynalazek ma pomóc w dostawie zakupów do osób starszych (m.in. w różnym stopniu niesamodzielnych) lub dowozić jedzenie zamówione na wynos.
Robot ma obsługiwać lokalne dostawy w czasie zaledwie 5-30 min. od ich odebrania z magazynu, czyli o nawet 15 min. szybciej niż tradycyjne formy dostaw.
Urządzenie porusza się tylko po chodnikach. Według twórców pojazd ma być bezpieczny dla pieszych, a w sytuacji awaryjnej kontrolę nad sześciokołowcem ma przejmować operator. Prędkość maksymalna transportera wynosi 6 km/h, nie emitując przy tym szkodliwych substancji.
Przewożona zawartość (do 18 kg) będzie chroniona za pomocą specjalnej aplikacji z systemem rozpoznawania twarzy. Dzięki niej pojemnik otworzy tylko klient.
Urządzenie znajduje się obecnie w fazie półrocznych testów na terenie Wielkiej Brytanii i USA. Badania potrwają do jesieni 2016 r. i jeśli wypadną pomyślnie, sześciokołowce rozpoczną wykonywanie pierwszych pilotażowych dostaw.
Źródło: www.portalspozywczy.pl
Dentobusy znane są w stomatologicznej rzeczywistości. Jak natomiast nazwać inicjatywę Hitesha Tolaniego - czy to taksówka stomatologiczna, a może dentysta na telefon?
Amerykanie tracą na wizyty u dentystów, według danych American Dental Association, blisko 164 mln roboczogodzin rocznie. Hitesh Tolani postanowił zmienić ten stan rzeczy i założył mobilny gabinet stomatologiczny Virtudent.
Virtudent zaczął działać w lipcu 2015 r., ale już zebrał nagrody w trzech różnych konkursach na innowacyjne przedsięwzięcie. Gabinet świadczy usługi na podstawowym poziomie - czyszczenie, zdjęcia rentgenowskie, wypełnianie ubytków, lakierowanie zębów. Pacjenci, którzy wymagają bardziej zaawansowanego leczenia są odsyłani do najbliższego centrum stomatologicznego.
Virtudent przyjeżdża do firmy, pracownik, który potrzebuje pomocy stomatologicznej, zawczasu zapisuje się na mobilną wizytę przez portal pacjenta. Przegląd trwa ok. 45 minut. Koszty zabiegów, pokrywane przez firmę ubezpieczeniową, nie różnią się od tych w tradycyjnych gabinetach.
W ciągu 48 godzin od pierwszej wizyty pacjent otrzymuje e-mail z informacją o rezultatach badania. Po zalogowaniu się na portal Virtudent może dowiedzieć się o wynikach przeglądu, w tym są RTG zębów i zalecenia.
Virtudent działa na razie tylko w stanie Massachusetts, ale Tolani pracuje nad poszerzeniem zasięgu usług.
Źródło: www.infodent24.pl 31.03.2016
Naukowcy z ośrodka badawczego IBM Research stworzyli najbardziej zaawansowany neuromorficzny (mózgopodobny) mikroprocesor.
Układ ten, zwany TrueNorth, składa się z jednego miliona programowalnych neuronów i 256 milionów programowalnych synaps w 4096 indywidualnych neurosynaptycznych rdzeniach. Ten układ zbudowany w procesie technologicznym 28 nm firmy Samsung i zawierający monstrualną liczbą 5,4 miliarda tranzystorów jest jednym z największych i najbardziej zaawansowanych komputerowych chipów, jakie kiedykolwiek zbudowano.
Przypuszczalnie jego najważniejszą cechą jest niezwykła wydajność - układ zużywa zaledwie 72 miliwaty przy maksymalnym obciążeniu, co przekłada się na około 400 miliardów synaptycznych operacji na sekundę na jednego wata, czyli że jest on około 176 000 razy wydajniejszy od nowoczesnego procesora działającego przy tym samym obciążeniu i 769 razy wydajniejszy od innych najnowocześniejszych neuromorficznych rozwiązań. Tak więc IBM dokonało dużego kroku w kierunku budowy chipowego mózgu.
TrueNorth jest owocem sześcioletniego projektu o nazwie Synapse realizowanego w dziale badań IBM Research. Te prace są od roku 2008 częściowo finansowane przez DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency - Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności).
Źródło:
http://www.extremetech.com/extreme/226162-ibms-truenorth-artificial-brain-to-watch-learn-from-real-brains
Tłum.
Nexus 101
W ramach programu DREAM naukowcy rozwijają roboty, które pomagają psychoterapeutom w pracy z dziećmi z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. NAO to humanoidalny robot mierzący 58 cm i ważący 5 kg. Jest wyposażony w szereg sensorów (kamery, mikrofony, sonar ultradźwiękowy, promienniki i odbiorniki podczerwieni, czujniki dotykowe, czujniki nacisku). Potrafi wykrywać i rozpoznawać przedmioty i twarze, słowa i zdania oraz lokalizować źródło dźwięków. Posiada różne urządzenia komunikacyjne: światła LED, dwa głośniki, syntetyzator mowy, który odpowiednio dostosowuje intonację i wymowę. Ze względu na swój wygląd i rozmiary NAO jest szczególnie dobrze odbierany przez małe dzieci, które chętnie wchodzą z nim w interakcje. Probo wyglądem przypomina słonia (jego nazwa pochodzi od trąbowców - łac. Proboscidea, czyli rzędu, do którego należą słonie). Zadaniem Probo jest wspomaganie komunikacji werbalnej i niewerbalnej. Świetnie sobie "radzi" w takiej roli, ma bowiem bardzo ekspresyjną, antropomorficzną głowę. Potrafi komunikować emocje poprzez wyraz "twarzy" i spojrzenie. Robot jest pokryty warstwami gąbki i materiału, więc przypomina pluszową przytulankę. Dzięki zastosowaniu takich materiałów kontakt z nim jest bezpieczny dla dziecka. Pod koniec 2014 powstała nowa wersja Probo - porusza rękami, dłońmi i ciałem, potrafi gestykulować, a nawet obracać się. Probo ma już znaczące osiągnięcia w pomocy dzieciom z zaburzeniami ze spektrum autyzmu.
źródłocharaktery.com
Wizja z kultowego "Powrotu do przyszłości" staje się rzeczywistością. Jeszcze w tym roku Nike wprowadzi do sprzedaży inteligentne buty HyperAdapt 1.0., których nie trzeba będzie sznurować, bo zrobią to same.
Pierwsze, co przychodzi do głowy na myśl o samowiążących się butach, to oczywiście film "Powrót do przyszłości", w którym to główny bohater nosił taki właśnie specyficzny rodzaj obuwia przyszłości. Nike HyperAdapt 1.0 również nie będą wymagały sznurowania, choć będzie przebiegało to niecoinaczej niż w przypadku filmowej wizji.
Przede wszystkim inteligentne buty od firmy Nike są pozbawione klasycznych sznurowadeł. Zastąpiono je bowiem systemem naciągających się rolek, które są odpowiedzialne za ściśnięcie materiału dookoła nogi użytkownika. Specjalne czujniki zamontowane w podeszwie analizują budowę stopy użytkownika i na podstawie tych danych dobierają odpowiednią moc naciągnięcia. Buty są wiązane z wykorzystaniem mechanizmu, który automatycznie nawija na szpulę sznurowadła schowane pod podszewką.
Co więcej, na bocznej ściance butów Nike umieścił dwa przyciski - oznaczone plusem i minusem - przy pomocy których użytkownik może ręcznie skorygować siłę zacisku, a także w szybki i wygodny sposób rozwiązać obuwie.
Jak przystało na buty określane jako inteligentne, Nike HyperAdapt 1.0 wraz z upływem czasu mają uczyć się i zapamiętywać indywidualne preferencje użytkownika. W przyszłości innowacyjne obuwie ma zostać z kolei wzbogacone o system, który automatycznie rozpozna, czy ich właściciel idzie, biegnie czy siedzi, by móc odpowiednio dostosowywać siłę naciągnięcia sznurówek.
Wbudowany w buty akumulator ma pozwalać na dwa tygodnie noszenia butów bez konieczności ładowania. Póki co nie wiadomo jednak, w jaki sposób to uzupełnianie energii ma się odbywać.
Nike HyperAdapt 1.0 mają trafić do sprzedaży w okolicach świąt 2016 roku. Ich cena nie jest jeszcze znana. Wiadomo jednak, że możliwość ich zakupu otrzymają tylko członkowie klubu Nike+.
Źródło: www.wgospodarce.pl 17.03.2016
Mateusz Gościniak
Wszystko zmierza do tego, by być inteligentne, czyli smart. Smartfony, usługi bankowe, smart urządzenia... Czy sieć energetyczna też może być inteligentna? Może. I będzie coraz bardziej.
Od kilku lat w naszym kraju trwa dyskusja na temat inteligentnych liczników. Odbywa się ona już nie tylko wewnątrz największych grup energetycznych czy na konferencjach branżowych. Mocno angażują się w nią media, organizacje reprezentujące konsumentów, a nawet politycy. Nic dziwnego, bo taki licznik to pewnego rodzaju rewolucja w sposobie komunikacji operatorów energetycznych z klientami. To również urządzenie, które w domach ułatwi nam sprawdzenie tego, kiedy i jak zużywamy prąd. Regularnie obserwując zużycie energii elektrycznej, możemy zmienić nasze złe nawyki. A przecież licznik to tylko element końcowy. Prąd, zanim przepłynie przez licznik, musi pokonać kilometry kabli i przewodów. Cały inteligentny system energetyczny to oprócz nowych liczników również zmieniająca się rola operatorów dystrybucyjnych, regulacje prawne, ale również "smart" klient, który rozumie i potrafi wykorzystać płynące z tego systemu korzyści. Najważniejsza jest jednak innowacyjna infrastruktura sieciowa.
Inteligentna sieć energetyczna (tzw. smart grid) to projekt, który zakłada nie tylko nową formę przekazu informacji i zautomatyzowanie infrastruktury, ale również informatyzację oraz zupełnie inne podejście do bezpieczeństwa i zarządzania siecią. "Nie możemy sprowadzać tematu inteligentnych sieci tylko do inteligentnych liczników. Nie przyniosą one korzyści bez nowoczesnych rozwiązań w samej sieci. Klienci przede wszystkim oczekują od nas niezawodności dostaw energii, a tę możemy sukcesywnie poprawiać poprzez nowe inwestycje oraz właśnie automatyzację sieci, której sercem będą systemy informatyczne" - uważa Michał Jarczyński, prezes Enei Operator. Właśnie dlatego Enea Operator od kilku lat konsekwentnie realizuje koncepcję "usmartownienia" sieci poprzez programy poprawy jej niezawodności oraz rozwoju rozwiązań sieci inteligentnych. Wprowadzane innowacje w pracy sieci średniego napięcia zakładają m.in. stworzenie systemu automatycznego wyizolowania uszkodzonego odcinka sieci. Dzięki temu system w czasie kilku minut może "ominąć" uszkodzony fragment sieci i przywrócić dostawy prądu dla wielu mieszkańców. Pierwsze takie rozwiązania zostały już przetestowane w Gorzowie Wielkopolskim, Szczecinie i Inowrocławiu, a to dopiero początek.
Trzonem budowy inteligentnej sieci w północno-zachodniej Polsce jest modernizacja stacji transformujących średnie napięcie na niskie, wdrożenie aplikacji AMI (do zarządzania inteligentną siecią) oraz - na razie - pilotażowe instalacje inteligentnych liczników. Będzie ich około 100 tys. - na wyspie Uznam, w Inowrocławiu oraz w poznańskiej dzielnicy Rataje. Po zakończeniu pilotaży Enea przeprowadzi analizę efektów technicznych i ekonomicznych. Spółka obecnie zakłada kontynuację instalacji liczników inteligentnych do 2020 r. "Podstawą działania inteligentnej sieci są systemy informatyczne, które pozwalają lepiej nią zarządzać. W przypadku inteligentnych liczników potrzebna jest aplikacja, która będzie odpowiadać za pozyskiwanie, przetwarzanie i udostępnianie danych pomiarowych pochodzących od 2,5 mln naszych klientów. To bardzo duża baza danych. Dokładnie rok temu uruchomiliśmy postępowanie dotyczące dostawy i wdrożenia Aplikacji Centralnej Systemu AMI, która będzie obsługiwać tę bazę" - tłumaczy Michał Jarczyński. Spółka jeszcze w tym roku planuje wyłonić dostawcę aplikacji. Enea Operator instaluje również tzw. liczniki bilansujące w stacjach transformatorowych. Mają one ułatwić m.in. ograniczanie poziomu strat energii w sieci, ewentualnych kradzieży infrastruktury oraz pozwolą na bieżące monitorowanie obciążenia sieci, co podniesie poziom bezpieczeństwa energetycznego. Do końca 2019 r. na obszarze działania północno-zachodniego operatora będzie 36 tys. takich liczników. Jak widać na przykładzie Enei Operator, sieć energetyczna w Polsce jest coraz bardziej nasycona urządzeniami, które pozwalają na sprawniejsze zarządzanie nią. Są to projekty rozwojowe, które sprawią, że za kilka lat sieci będą zdecydowanie bardziej smart niż dziś.
Źródło: wprost 25 2016
Tomasz Wandzel ur. 1975 r. w Głuchołazach. Od najmłodszych lat zapalony turysta górski i podróżnik. W 1998 roku traci wzrok. Od 2004 roku mieszka wraz z żoną i dziećmi w Prabutach. Przygodę z literaturą rozpoczyna od pisania opowiadań oraz krótkich form dziennikarskich. Nagradzanych na licznych ogólnopolskich konkursach literackich. W 2010 roku zajmuje I miejsce w ogólnopolskim konkursie
na reportaż prasowy im. Macieja Szumowskiego. W 2011 roku publikuje debiutancką powieść pt. "Dom w chmurach" nagrodzoną w ogólnopolskim konkursie na powieść
współczesną. W 2012 roku wydaje kolejną powieść pt.: "Hycel", która jest dostępna w wersji audio na czytaka. A rok później powieść pt. "Grzeczna Dziewczynka". Jest stypendystom Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury. Zawodowo pracuje jako administrator sklepu internetowego. Poza tym jest niezależnym radnym, pomysłodawcą wielu akcji społecznych. Pisanie traktuje jako hobby, któremu poświęca znaczną część swojego wolnego czasu.
Gdy na spotkaniach autorskich słyszę pytanie: Czym jest dla pana pisanie? Zawsze odpowiadam, że pasją, która wzięła się z przypadku. Pragnę więc podzielić się z czytelnikami owocem tej pasji.
Tomasz Wandzel
Wracał do domu zastanawiając się, czy od dzisiaj będzie to tylko jego dom. Nie chciał tego, ale wiedział, że jest to możliwe. Upalne popołudnie zapraszało do spacerów po parkach buchających zielenią. Wolałby już padający deszcz, zalegające warstwy mokrych kolorowych liści. Ta sceneria, choć mocno kiczowata bardziej pasowała do jego nastroju. Czuł się jak człowiek, który spowodował wypadek. Była w nim świadomość winy, pomieszana z niemożliwością odwrócenia biegu wydarzeń i pragnieniem naprawy tego, co jeszcze naprawić się da.
Do powrotu Marii pozostało dwie godziny. Nalał sobie szklankę koniaku, ale postanowił nie pić aż do jej przyjścia. Chyba bał się, że się upije a przecież do tego, co miało nastąpić chciał podejść na trzeźwo.
Jej obecność oznajmił dźwięk przekręcanego klucza. Te kroki tak dobrze mu znane, sposób otwierania kuchennych szafek taki spokojny jakby obchodziła się z czującym stworzeniem. Wszystkie te odgłosy rozbiły ciszę, która otaczała Piotra. Roztrzaskały ją jak szklankę z duraleksu na setki kawałeczków niemożliwych do sklejenia. Wydobyły go z otchłani ciszy na powierzchnię pełną zwykłych codziennych odgłosów. Na powrót zaczął się przyzwyczajać do tykania zegara, do szelestu wiatru w koronach drzew rosnących za oknem, ulicznego szumu i do jej obecności. Nie zrobił najmniejszego ruchu, siedział w głębokim skórzanym fotelu z pełną szklanką koniaku. Wiedział, że zauważyła jego obecność i że za chwilę na pewno przyjdzie. Wiedział, że teraz Maria robi kawę. Gdyby go ktoś zapytał, jaką, to bez wahania wymieniłby gatunek, a nawet opisał filiżankę. Od lat piła ten sam gatunek w tej samej filiżance. Znał ją tak dobrze, czasem myślał, że lepiej niż samego siebie. Otworzyła powoli drzwi, nie chcąc zrobić im krzywdy. Podeszła do wolnego fotela. Filiżankę postawiła na podłodze. Usiadła podciągając nogi pod siebie. Fotel był dla niej stanowczo za duży, ale właśnie za to go kochała. Piotr sądził, że Maria w tym fotelu szuka bezpieczeństwa. Otulał ją miękką skórą jak ramionami, w których nie mogło spotkać jej nic złego.
- Kochanie, nie lubię jak pijesz koniak. - powiedziała wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Wyjęła jednego i zapaliła patrząc na szklankę trzymaną przez Piotra.
- A ja nie lubię jak palisz - powiedział Piotr upijając łyk koniaku.
To były ich małe, lecz święte rytuały. On każdego dnia wypijał szklankę koniaku, a ona wypalała jednego papierosa. Ona mówiła, że nie lubi jak on pije, a on, że nie lubi jak ona pali. Tak było od dnia ich ślubu i żadnemu z nich nie przyszło do głowy by to zmienić.
- Czy coś się stało? - zapytała Maria. - Wróciłeś dzisiaj wcześniej - dodała podnosząc z podłogi filiżankę.
Piła kawę małymi łyczkami zatrzymując każdy w ustach na kilka sekund.
- Może to zabrzmi banalnie, ale stało się za wiele jak na jeden dzień mojego życia - powiedział Piotr wstając z fotela i podchodząc do uchylonego okna.
- Wiesz Marysiu dzisiaj wyszedłem wcześniej z pracy i odkryłem, że nie jesteśmy wcale tacy, jacy w lustrze się widzimy. Nasze uśmiechy, gesty, spojrzenia zawsze kryją w sobie tajemnice. Jedynie przypadkiem możemy je odkryć. Właśnie dzisiaj dokonałem takiego odkrycia i to odkrycie w pewnym sensie przywróciło mi zdolność widzenia - Piotr odwrócił się od okna i spojrzał na Marię. - Mam wrażenie, że mnie nie rozumiesz - powiedział do niej.
- Staram się nadążyć za tobą, ale chyba nie dam rady - Odparła cicho Maria.
- Dobrze, więc opowiem ci wszystko po kolei. Będzie łatwiej, szybciej i mam nadzieję bardziej zrozumiale. Usiadł na powrót w fotelu i wpatrując się w sobie tylko widoczny punkt zaczął odtwarzać wydarzenia minionego dnia.
- Jak już wspomniałem wyszedłem wcześniej z pracy. Dwóch ostatnich klientów odwołało spotkanie. W pierwszym odruchu chciałem wrócić do domu, ale perspektywa kilku godzin spędzonych w samotności odwiodła mnie od tego pomysłu. Postanowiłem więc wybrać się na spacer. Gdy wyszedłem na ulicę uświadomiłem sobie, że prawie nie znam dzielnicy gdzie pracuję. Pewnie brzmi to niedorzecznie, ale tak właśnie było. Od kilku lat rytm moich dni wyznaczały droga do pracy, powrót do domu i czas spędzony z tobą. Nigdy nie interesowałem się tym, co znajduje się w pobliżu mojego biura. Stojąc na chodniku pomyślałem, że mam w sobie coś z osoby niewidomej, która idąc znaną trasą nie zwraca uwagi na to, co znajduje się obok. Ruszyłem przed siebie z postanowieniem poznania okolicy. Najzabawniejsze było to, że nie martwiłem się zgubieniem drogi, czy zabłądzeniem. Przecież wyruszyłem w nieokreślonym kierunku bez konkretnego celu. Szedłem wolnym krokiem, jak turysta chcący poznać odwiedzane miejsce. W pewnym sensie byłem turystą we własnym mieście. Po raz pierwszy miałem okazję obejrzeć te wszystkie miejsca, które prawdopodobnie kiedyś już mijałem w pośpiechu. Naprawdę miło było tak iść przed siebie bez konieczności kontrolowania czasu. Po godzinie wszedłem do napotkanego baru. Lokal był nieduży, w powietrzu wyczuwało się zapach cynamonu, a dyskretnie poustawiane stoliki zapraszały gości. Zająłem stolik obok pianina, które o tej porze odpoczywało. Prawdopodobnie dopiero wieczorem jakieś dłonie wydobędą z jego gładkich klawiszy tony, które zapełnią salę. W barze oprócz mnie było tylko kilka osób. Przytłumiony szept rozmów mieszał się z muzyką wypływającą leniwym strumieniem z głośników. Kelner przyjmujący zamówienie zarzekał się, że ich kucharz przyrządza najlepsze ryby w okolicy. Skusiłem się na solę w sosie koperkowym. Odizolowany od ulicy przyciemnioną szybą obserwowałem puls miasta. Starsza pani w eleganckim kapeluszu prowadziła na smyczy brązowego jamnika. Młoda kobieta jadąca na wózku inwalidzkim śmiała się z czegoś, co opowiadał idący obok chłopak. Mężczyzna ubrany w elegancki garnitur szedł szybkim krokiem. Pewnie śpieszył się na randkę, bo niósł bukiet kwiatów. Po kilku minutach kelner przyniósł moje zamówienie i miał rację, ryba była naprawdę smaczna. Zamówiłem jeszcze kawę i na powrót zacząłem obserwować ulicę. Ruch stawał się coraz większy, ludzie śpieszyli się do domu, na spotkania, na zakupy. Jedni byli uśmiechnięci, inni smutni, a jeszcze inni zamyśleni. Moją obserwację przerwało otwarcie drzwi. Do baru weszła para. Kelner zaprowadził ich do zarezerwowanego stolika w głębi sali. Z miejsca gdzie siedziałem mogłem obserwować ich samemu nie będąc widzianym. Mężczyzna szarmancko odsunął dla niej krzesło, a gdy kobieta siadała pochylił się i ukradkiem pocałował jej kark. Przez ułamek sekundy w jej oczach zapalił się figlarny błysk. Wpatrywałem się w nich jak urzeczony. Mimowolnie porównywałem siebie z tym mężczyzną. Ja nigdy nie odsuwałem ci krzesła w lokalu. Może dlatego, że bardzo rzadko wychodziliśmy gdzieś na obiad czy kolację. Mi nigdy nie przyszłoby do głowy pocałować cię w kark w miejscu publicznym. Przez cały czas mężczyzna trzymał kobietę za rękę gładząc opuszkami wierzch jej dłoni. Zachowywali się prawie jak para nastolatków, choć byli już dorosłymi ludźmi. Wyglądali tak ładnie i nie było to zasługą ich urody, ale czegoś, czego nie można opisać. Kobieta wpatrywała się w mężczyznę z fascynacją i oddaniem. Z uwagą słuchała tego, co mówił, odwzajemniała jego uśmiechy i czułe gesty. Poczułem wtedy żal. Czy był to żal do ciebie, do samego siebie, czy też do losu, tego nie wiem. Wiem, że był to żal o to, że ty nigdy w ten sposób na mnie nie patrzyłaś. Widziałem, jak jedli zamówiony obiad, jak pili czerwone wino z wysokich smukłych kieliszków. Wyobraźnia sama podsuwała mi wizję tych dwojga w różnych miejscach i sytuacjach. Niektóre z nich były tak realistyczne jakby naprawdę się wydarzyły. Musiałem odpędzić te wizje, powstrzymać wyobraźnię i w samotności zmierzyć się z tym, co stało się w tym barze. Wymknąłem się z baru zostawiając tych dwoje przy stoliku, który był świadkiem ich spotkania. Z żalu, który jeszcze przed chwilą mnie trawił nie pozostał ani ułamek. Jak woda wypełniająca strumień podczas ulewy wzbierała we mnie zazdrość i gniew. Zazdrość o to, co łączyło tych dwoje. Gniew na samego siebie za tę zazdrość. Oddalałem się od tego miejsca z rosnącym znakiem zapytania. Co łączyło tych dwoje? Czy była to miłość, fascynacja czy może tylko ucieczka od rutyny? Najprawdopodobniej to ostatnie. Przecież ja też znalazłem się w tym barze uciekając przed rutyną. Mimowolnie zacząłem analizować nasze małżeństwo. Było ono jak biblioteka uporządkowane i ciche. Półka z napisem poniedziałek - wyjście do kina, teatru, lub na koncert. W szufladce z napisem wtorek - seks zawsze w tym samym miejscu i w ten sam sposób. Przegródka czwartek - wyjście na zakupy i tak aż do niedzieli. Wyuczyliśmy się całego tygodnia na pamięć jak modlitwy, wiersza lub piosenki. Każde odstępstwo było jak przykry fałsz w harmonijnej symfonii naszych dni. Do dzisiaj byłem przekonany, że ten stan rzeczy nam odpowiada, że naszemu związkowi nie potrzeba fajerwerków, nagłych wichrów, wystarczy leniwy płomień świec. Tych dwoje w barze uświadomiło mi, że leniwy płomień świec bez dopływu świeżego powietrza bardzo szybko może zgasnąć. Szedłem przed siebie mając nad sobą niebo tak stare jak słońce, a wokół ludzi, z których żaden nie był mi ani bliski, ani daleki na tyle by z nim porozmawiać. Chciałem nawet wrócić do pracy, ale wiedziałem, że zagłębienie się w obowiązkach wcale nie uporządkuje chaosu, który mnie otaczał. To popołudnie obróciło cały mój uporządkowany świat w stertę zapytań, na które musiałem znaleźć odpowiedzi. Jak to się mogło stać, że ja, który codziennie doradzałem innym jak walczyć z rutyną sam w nią wpadłem? Najgorsze jednak było to, że pociągnąłem ciebie za sobą nie pytając wcale, czy chcesz tak żyć. Wybrałem za nas dwoje scenariusz, który najbardziej mi odpowiadał. Nie zastanawiało mnie, jak czujesz się w roli, którą musiałaś odgrywać. Nigdy się nie skarżyłaś, więc sądziłem, że wszystko jest dobrze. Na rogu ulicy złapałem taksówkę i pojechałem do domu. Ty miałaś wrócić dopiero za dwie godziny. Miałem więc czas, by zastanowić się, jak naprawić nasze życie, pozbawić je tej rutyny, co jak bluszcz oplata i zarasta mury. Chciałbym kochanie wyrwać nas z sideł przyzwyczajeń i przewidywalności. Zmienić to co sprawia że nie potrafimy zachowywać się jak ta para w barze.
Maria po raz pierwszy przerwała Piotrowi.
- A dlaczego chcesz zmienić dotychczasowy rytm naszego życia?
Piotr podszedł do Marii, wziął ją za rękę, spojrzał w te oczy, które tak kochał. Wiedział, że musi jej powiedzieć tu i teraz, inaczej nigdy jej tego nie powie.
- Dlatego, że tą kobietą w barze byłaś ty…
FUNDACJA OKULISTYCZNA "VIDE" z Piły realizuje projekt "Wszędzie razem z moim psem - 2016", którego celem jest wyszkolenie psów przewodników dla osób niewidomych.
W Polsce ponad 100 osób korzysta już z pomocy psów przewodników a polskie prawo pozwala na wprowadzanie tych zwierząt do miejsc użyteczności publicznej.
Osoby zainteresowane otrzymaniem psa przewodnika prosimy o odwiedzenie strony internetowej www.fundacjavide.pl
Projekt jest współfinansowany ze środków PFRON.