SZEŚCIOPUNKT
Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących
Miesięcznik Fundacji „Świat według Ludwika Braille'a”
ISSN 2449-6154
Nr 5/16/2017
lipiec
Wydawca:
Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”
Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95d/2, 20-706 Lublin
tel.: 505-953-460
Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl
Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl
Kolegium redakcyjne:
przewodniczący: Patrycja Rokicka
członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski
Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.
Materiałów niezamówionych nie zwracamy.
Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych
Spis treści
„Kronika Olsztyńska” (fragment) K. I. Gałczyński
Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko
Czytnik książek dla Niewidomych – Tomasz Matczak
Seeing Assistant - aplikacje ułatwiające codzienne funkcjonowanie – Rafał Charłampowicz
Ćwiczenia na równowagę – Ryszard Dziewa
Polacy, jako drudzy na świecie, ratują wzrok cukrzykom nową metodą - PAP
Gospodarstwo domowe po niewidomemu
Audioteka - źródło dostępnych książek – Zbigniew Grajkowski
Niezwykła siła impresji Edgara Degasa - Piotr Stanisław Król
Galeria literacka z Homerem w tle
Halina Kuropatnicka-Salamon - notka informacyjna
Między podróżami - Halina Kuropatnicka-Salamon
Wiersze - Halina Kuropatnicka-Salamon
Cieszyńskie warsztaty dziennikarskie - Iwona Czarniak
Szanujmy swój czas – Teresa Dederko
Praca, pasja, czy chęć rozgłosu - Iwona Czarniak
Medyczne zmagania - Alicja Nyziak
Oczy bez światła - Kurjer Warszawski. R. 108, 1928, nr 285 + dod.
&&
Drodzy Czytelnicy
Spotykamy się w samym środku lata, w porze roku, która dostarcza nam najwięcej słońca i radości.
Podczas wypoczynku z pewnością łatwiej jest znaleźć wolną chwilę na lekturę i refleksję. W obecnym numerze „Sześciopunktu” nie zabraknie materiału do poszerzenia wiedzy i własnych przemyśleń.
W „Nowinkach tyfloinformatycznych i nie tylko” publikujemy artykuły przedstawiające aplikacje ułatwiające życie niewidomym.
W dziale „Zdrowie bardzo ważna rzecz” rozpoczynamy nowy cykl, w którym autor opisuje zestawy ćwiczeń poprawiających kondycję fizyczną. Ćwiczenia są tak dobrane, że można wykonywać je zupełnie samodzielnie, we własnym mieszkaniu, a kto uprawia gimnastykę, ten dłużej zachowuje młodość.
W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” można dowiedzieć się jak korzystać z zasobów audioteki, a także zapoznać się z ciekawie napisaną biografią jednego z impresjonistów, który swoje słynne obrazy malował mając poważne problemy ze wzrokiem.
Ze znakomitą autorką zabierzemy czytelników w bogatą w różne spostrzeżenia i doświadczenia podróż do Budapesztu.
Cieszy nas, że do redakcji „Sześciopunktu” zaczynają wpływać polemiki i coraz więcej oryginalnych tekstów.
Wszystkim autorom serdecznie dziękujemy.
Zespół redakcyjny
&&
Autor: K. I. Gałczyński
Jutro popłyniemy daleko,
jeszcze dalej
niż te obłoki,
pokłonimy się nowym brzegom,
odkryjemy nowe
zatoki;
nowe ryby znajdziemy w jeziorach,
nowe
gwiazdy złowimy w niebie,
popłyniemy daleko, daleko,
jak
najdalej, jak najdalej przed siebie.
Starym borom nowe damy imię,
nowe
ptaki znajdziemy i wody,
posłuchamy, jak bije olbrzymie,
zielone
serce przyrody.
&&
&&
Autor: Tomasz
Matczak
Źródło: publikacja własna
Posiadacze telefonów marki Apple mogą od niedawna korzystać z przyjaznej i całkowicie darmowej aplikacji, która umożliwia pobieranie lub czytanie online książek z Działu Zbiorów Dla Niewidomych Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego. Zarejestrowani użytkownicy biblioteki mogą dzięki niej w prosty sposób korzystać z księgozbioru. Dotychczas musieli pobierać książki przez systemową przeglądarkę Safari i czytać je przy pomocy dodatkowych aplikacji. Dolphin Easy Reader to narzędzie, które pozwala korzystać ze DZdN GBPiZS w sposób łatwy i intuicyjny. Co prawda menu aplikacji jest po angielsku, lecz to zaledwie kilka słów i to w większości popularnych, więc nikt nie powinien mieć z tym kłopotów. Poza tym po zalogowaniu się do DZdN przeważająca większość opcji wyświetla się w języku polskim.
W celu pobrania aplikacji należy odwiedzić AppStore i w wyszukiwarce wpisać frazę: dolphin easy reader. Po pobraniu aplikacji należy ją otworzyć i zarejestrować się. Ekran wyświetla komunikaty w języku angielskim, lecz są one bardzo jasne. Po wybraniu opcji rejestracji wpisujemy swój adres e-mail oraz wymyślamy hasło. Później należy w swojej skrzynce pocztowej odnaleźć wiadomość oraz kliknąć link aktywacyjny konta. Następnie w aplikacji Dolphin Easy Reader tapiemy w przycisk menu, znajduje się on w lewym górnym rogu i z listy bibliotek całego świata wybieramy DZdN. Wpisujemy swoją nazwę użytkownika i hasło, czyli dane, którymi logujemy się do DZdN GBPiZS i zaczynamy korzystanie z jego księgozbioru. Teraz już opcje wyświetlają się w języku polskim.
Aplikacja posiada rozbudowaną wyszukiwarkę książek. Można szukać według tytułów, autorów, sygnatur itp. Dostępne są także krótkie opisy wyszukanych pozycji. Książkę możemy pobrać na swoje urządzenie lub czytać online bez konieczności ściągania z biblioteki.
Należy zaznaczyć, iż obecnie aplikacja umożliwia czytanie książek jedynie w formacie Daisy. Niedostępny jest księgozbiór tzw. Skanowiska, czyli formaty txt, rtf czy doc, książki w formacie Czytak ani filmy z audiodeskrypcją.
Mimo tych ograniczeń aplikacja zasługuje na uwagę ze względu na swoją prostotę, intuicyjność oraz możliwość bezpłatnego pobrania z AppStore.
&&
Autor: Rafał
Charłampowicz
Źródło: publikacja własna
„Transition Technologies” to firma, która czytelnikom „Sześciopunktu” z pewnością kojarzy się głównie z technologiami asystującymi dla osób niewidomych i słabowidzących. Skojarzenie jest jak najbardziej słuszne, ponieważ każdy, kto interesuje się rozwiązaniami mobilnymi ułatwiającymi codzienne życie osób z dysfunkcją wzroku, musiał zetknąć się z aplikacjami z rodziny „Seeing Assistant”, popularnymi zarówno w Polsce, jak i za granicą. Sam mam przyjemność od stycznia 2017 pracować w zespole rozwijającym te właśnie aplikacje. Z rozmów z użytkownikami naszych produktów wiem, że choć marka i nazwa firmy są bardzo znane, stosunkowo niewiele osób zdaje sobie sprawę, czym jest Transition Technologies. Ten artykuł jest świetną okazją, by przybliżyć czytelnikom nie tylko nasze najważniejsze produkty, ale i miejsce, w którym powstają.
Transition Technologies jest dużą polską firmą, a właściwie to grupą firm. Zatrudnia ponad tysiąc pracowników. Siedziba główna znajduje się w Warszawie, ale przedsiębiorstwo ma też swoje ośrodki w kilku innych polskich miastach. Za granicą mamy filie i przedstawicielstwa w Niemczech, Szwecji, Wielkiej Brytanii i USA. Robi wrażenie, prawda? Oczywiście tylko nieliczni z ponad tysiąca pracowników zajmują się Seeing Assistantem, choć aplikacje dla niewidomych są istotne dla zarządu przedsiębiorstwa.
Głównym polem działania Transition Technologies jest dostarczanie rozwiązań informatycznych dla rynku gazu i energii, przemysłu i bioinformatyki. Jak przystało na firmę tej klasy, mamy własny dział badań i rozwoju, a zatem Transition Technologies to również badania naukowe. W tym wszystkim znalazło się miejsce na produkty dla niewidomych i słabowidzących. Pomysł wspierania technicznego osób z dysfunkcją wzroku pojawił się w Transition Technologies już około 2011 roku. Pierwsza aplikacja, Seeing Assistant Move, trafiła do AppStore w roku 2013.
Projekt jest rozwijany w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu (ang. CSR - Corporate Social Responsibility) wpisanej w misję firmy. Wiele aplikacji jest udostępnianych bezpłatnie. Inne kosztują symboliczną kwotę, w żaden sposób nie przekładającą się na koszt pracy programistów. Seeing Assistant jest konsekwentnie rozwijany od siedmiu lat. Liczne nagrody za aplikacje wspomagające niewidomych i słabowidzących nie spowodowały, że zespół pracujący nad projektem spoczął na laurach. Przeciwnie, w Transition Technologies zintensyfikowano wysiłki, a sam zespół został powiększony.
Rodzina aplikacji Seeing Assistant rośnie z roku na rok. W tej chwili na iPhone’y dostępnych jest siedem aplikacji, a na urządzenia z systemem Android, trzy.
Najważniejszymi naszymi aplikacjami są Seeing Assistant Home i Seeing Assistant Move. Jak sugerują same nazwy, pierwsza przeznaczona jest do użytku domowego, a druga wspomaga nas podczas przemieszczania się. Oba programy dostępne są zarówno na system operacyjny iOS używany przez iPhone’y, jak i na urządzenia z Androidem. Warto bliżej przyjrzeć się obu rozwiązaniom.
Seeing Assistant Home to program wielofunkcyjny. W ramach jednej aplikacji dostajemy do dyspozycji elektroniczną lupę, skaner kodów kreskowych i kodów QR oraz detektor światła. Seeing Assistant Home na iOS jest dodatkowo wyposażony w detektor kolorów. Każdy tu zatem znajdzie coś dla siebie. Użytkownik słabowidzący może skorzystać z możliwości powiększania obrazu z kamery smartfonu. Niewidomemu przyda się detektor światła, a wszystkim, których wzrok nie pozwala na skuteczne rozpoznawanie opakowań, pomoże skaner kodów. I tę właśnie funkcję chciałbym opisać bardziej szczegółowo. Sam korzystam z niej niemal codziennie.
Rozpoznawanie opakowanych produktów jest zmorą każdego niewidomego, który funkcjonuje choć trochę samodzielnie. Otwieramy lodówkę, jest w niej dużo pudełek, słoiczków, tacek. Jak rozpoznać, co jest co? Starym rozwiązaniem są etykiety brajlowskie, ale ich przygotowanie wymaga zarówno czasu, jak i asystenta, który najpierw powie nam, co jest w danym opakowaniu. Skaner kodów pozwala obejść ten problem. Praktycznie na każdym produkcie kupowanym w sklepie znajduje się kod kreskowy. W naszej aplikacji wystarczy włączyć skaner kodów i przesuwać smartfon nad opakowaniem. Gdy kamera smartfonu uchwyci kod, Seeing Assistant Home wyszuka go w Google. Prawie każdy kod kreskowy znajduje się teraz w jakiejś internetowej bazie produktów. Na ekranie ukaże się kilka lub kilkanaście wyników wyszukiwania, z których pierwsze najczęściej będą zawierały nazwę produktu. I to już praktycznie wszystko. Jeśli dany produkt kupujemy częściej, jego kod kreskowy można dodać do bazy kodów, opatrując go naszą własną nazwą, np. „ser Gouda”. Wtedy, gdy ponownie kupimy ser i zeskanujemy kod, aplikacja nie będzie już szukała kodu w Google, ale od razu powie nam, że to ser Gouda.
Opakowania i rzeczy, które nie mają kodów kreskowych, np. słoiki, możemy etykietować sami. Działa to na takiej samej zasadzie, jak w przypadku elektronicznych etykietowników.
W aplikacji mamy do dyspozycji generator kodów kreskowych. Wystarczy tapnąć stosowny przycisk, by utworzony został plik PDF z kodami kreskowymi. Takie kody możemy wydrukować na arkuszu etykiet samoprzylepnych. Etykietę z kodem naklejamy np. na pokrywkę słoika, skanujemy kod z etykiety i nadajemy mu nazwę. Gdy w przyszłości będziemy chcieli się dowiedzieć, co jest w słoiku, wystarczy zeskanować stworzoną przez nas etykietę. Czytanie kodów QR działa analogicznie do czytania kodów kreskowych, z tą różnicą, że aplikacja nie szuka niczego w Google, tylko pokazuje nam tekst zawarty w kodzie. Własne kody QR również możemy tworzyć.
Przydatność skanera kodów i lupy elektronicznej jest oczywista. A po co niewidomemu detektor światła? Wiedza o tym, czy w pomieszczeniu pali się światło bywa bardzo istotna. Jeżeli spodziewamy się gości, nie chcemy przyjmować ich w ciemności. Nie chcemy też, by nasz pies przewodnik spał przy włączonym świetle. Detektor przydaje się również, gdy trzeba zorientować się, czy działa monitor naszego komputera. Jeżeli jest ciemny, wiemy, że komputer się wyłączył, lub że nie daje się włączyć. Sama aplikacja jest prosta w obsłudze. Po włączeniu detekcji światła rozlega się sygnał dźwiękowy, którego wysokość oddaje natężenie światła. Oprócz dźwięków mamy też informację w postaci wartości procentowych, a w aplikacji na Android także wibracje. Każdy sposób informowania można wyłączyć.
Seeing Assistant Move jest aplikacją wspomagającą orientację przestrzenną i ułatwiającą przemieszczanie się. Bazuje na pozycjonowaniu GPS, ale i bez GPS-u potrafi być użyteczny. Aplikacja ma wiele funkcji i daje dużą możliwość konfiguracji. Tutaj opiszę trzy najważniejsze funkcje. Przede wszystkim program pozwala nam dowiedzieć się, co jest w okolicy. Możemy sprawdzić, jaki jest najbliższy adres i jakie miejsca znajdują się w pobliżu, np. jakie lokale gastronomiczne, sklepy, kościoły, urzędy. Byłem już świadkiem, jak osoby uczące się obsługi Seeing Assistant Move z zaskoczeniem odkrywały, jak wiele różnych miejsc znajduje się w ich dzielnicy, 500 metrów od ich mieszkania. Uzupełnieniem informacji o okolicy jest funkcja monitorowania. Monitorowanie (nazwa pochodzi od monitorowania okolicy) dostarcza nam informacji o tym, co jest dookoła, gdy jesteśmy w ruchu. Może to być spacer, ale może to też być jazda autobusem. Z monitorowania możemy zatem korzystać do pozyskiwania istotnych informacji o okolicy, gdy musimy gdzieś trafić. Możemy też jednak traktować tę funkcję czysto poznawczo i używać jej, aby dowiedzieć się, co właśnie mijamy.
Drugą równie ważną funkcją Seeing Assistant Move jest prowadzenie po własnych trasach. Gdy wiemy, że jakąś drogą będziemy chodzić często, warto zapisać ją w aplikacji. Służy do tego polecenie „Rejestruj trasę”. Do trasy dodajemy punkty kluczowe na naszej drodze. Trwa to chwilę. Jedno podwójne tapnięcie w przycisk lub potrząśnięcie smartfonem. Potem, gdy kolejny raz musimy przejść daną drogę, wystarczy wybrać stosowną trasę w aplikacji. Zaczniemy dostawać namiary na najbliższy punkt trasy zgodnie z kierunkiem drogi, który wybraliśmy. Gdy zbliżymy się do punktu, usłyszymy sygnał dźwiękowy i namiary na następny punkt. Namiary są podawane cyklicznie, ale jeśli ktoś woli więcej ciszy, to cykliczność informowania można wyłączyć. Namiary możemy też dostawać na dowolny punkt dostępny w bazach aplikacji. Dotyczy to oczywiście również punktów, które sami zapisaliśmy. Umożliwia to funkcja śledzenia. Jeśli dodamy punkt do śledzonych, w każdej chwili możemy uzyskać informacje o kierunku i odległości do najbliższego śledzonego punktu.
Trzecia ważna funkcja jest dobrze znana wszystkim użytkownikom GPS. To nawigacja zakręt po zakręcie. Podajemy adres lub nazwę miejsca, do którego chcemy dojść i program nas prowadzi, mówiąc, kiedy mamy skręcić. Seeing Assistant Move ma znacznie więcej funkcji, ale opisanie ich wszystkich zajęłoby co najmniej cały numer „Sześciopunktu”.
Pochodną Seeing Assistant Move jest aplikacja Seeing Assistant Alarm GPS. W aplikacji możemy ustawić dwa alarmy, które mają uruchomić się, gdy będziemy w pewnej odległości od wybranego miejsca. Możemy więc przysnąć w pociągu, a alarm GPS obudzi nas, gdy będziemy zbliżać się do stacji. Ta aplikacja dostępna jest tylko na iPhone’a.
Naszym najnowszym produktem jest Seeing Assistant Sailing. To aplikacja dla niewidomych żeglarzy, pomagająca utrzymać jacht na kursie. Uczestnicy rejsów „Zobaczyć morze” z pewnością mieli z nią do czynienia.
Wszystkie aplikacje Seeing Assistant mają swoje wersje testowe. Zachęcam do pobierania. Zapraszam też do odwiedzenia nas na Twitterze, Facebooku i YouTube. Będzie nam bardzo miło.
&&
&&
Autor: Mateusz Różański
Źródło: www.niepelnosprawni.pl
7 czerwca 2017 r. odbyło się pierwsze posiedzenie członków VII kadencji Krajowej Rady Konsultacyjnej, działającej przy Pełnomocniku Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. Nominacje jej członkom wręczyła Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Elżbieta Rafalska.
Dzięki nowelizacji Ustawy o Rehabilitacji, dominujący głos w Radzie zyskali przedstawiciele organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z niepełnosprawnością.
Według przepisów, Krajowa Rada Konsultacyjna jest organem opiniodawczo-doradczym Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.
Po co działa Rada?
Do jej zadań należy m.in. przedstawianie Pełnomocnikowi propozycji przedsięwzięć zmierzających do integracji osób z niepełnosprawnością i rozwiązań w zakresie zaspokajania ich potrzeb. Ponadto członkowie Rady mają za zadanie opiniować projekty aktów prawnych i rządowych programów dotyczących sytuacji osób z niepełnosprawnością. Oprócz tego Rada ma sygnalizować odpowiednim organom potrzebę wydania lub zmiany przepisów dotyczących sytuacji osób z niepełnosprawnością.
Na pierwszym posiedzeniu Rada podjęła m.in. temat nowych legitymacji osób niepełnosprawnych.
Pomysłem na lepsze i skuteczniejsze działanie Rady jest zwiększenie z siedmiu do 20 liczby przedstawicieli organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z niepełnosprawnością. Każdy z tych członków musiał wcześniej uzyskać poparcie co najmniej 15 innych organizacji. Oprócz tych osób w Radzie zasiadają reprezentanci administracji publicznej i samorządowej, a także organizacji pracodawców i związków zawodowych.
Budować system w atmosferze dialogu.
- Mamy w Polsce 5 milionów osób niepełnosprawnych. Co ósmy obywatel zmaga się z tym problemem - mówiła podczas posiedzenia inauguracyjnego Rady minister Elżbieta Rafalska. - Dlatego bardzo ważnym zadaniem rządu jest zapewnienie im możliwości pełnego udziału w każdym obszarze życia i pomoc w przełamywaniu licznych barier, na jakie wciąż się natykają.
Minister Rafalska podkreśliła, że pilnego udoskonalenia wymaga wprowadzone niemal 26 lat temu narzędzie prawne, czyli pierwsza odrębna ustawa dotycząca praw osób niepełnosprawnych.
- Przyświeca nam idea stworzenia systemu komplementarnego wsparcia, budowanego w atmosferze dialogu, dostosowanego do potrzeb i możliwości konkretnej osoby - zapowiedziała minister.
Przypomniała też, że choć w porównaniu z 2015 rokiem o 1,5 punktu proc. wzrósł wskaźnik zatrudnienia osób z niepełnosprawnością, wynosząc 24 proc., a wskaźnik aktywności zawodowej, m.in. dzięki bardzo dobrej sytuacji na rynku pracy, osiągnął 27 proc., to wciąż są to wartości niewystarczające.
- Wierzę, że wiedza i doświadczenie nowo powołanych członków Rady wkrótce zaowocuje działaniami, poprawiającymi sytuację osób niepełnosprawnych w Polsce - podsumowała minister Elżbieta Rafalska.
Pełna lista członków VII kadencji Krajowej Rady Konsultacyjnej ds. Osób Niepełnosprawnych:
Przewodniczącą Krajowej Rady Konsultacyjnej wybrana została w głosowaniu Monika Zima-Parjaszewska.
&&
&&
Autor: Ryszard
Dziewa
Źródło: publikacja własna
Na każdym kroku słyszymy, że ruch, wysiłek fizyczny, dbanie o psychikę, przyczyniają się do hamowania procesu starzenia organizmu. Czujemy się lepiej, mniej chorujemy, chce nam się żyć.
Nierzadko zdarza się jednak, że prawie obojętnie przechodzimy obok tych sprawdzonych naukowych informacji, jakie spotykamy na każdym kroku w radio, prasie czy telewizji, nie mówiąc o wielu pozycjach książkowych. Jednak łatwo możemy usprawiedliwić się przed samym sobą, że przecież jako niewidomi mamy ograniczone możliwości uprawiania jakiejkolwiek dyscypliny. Przecież na pływalnię sami nie pójdziemy, a o przewodnika nie jest łatwo; na siłownię mogą nas nie wpuścić z obawy ponoszenia odpowiedzialności w razie wypadku; bieganie i jazda na rowerze też wiąże się z korzystaniem z pomocy przewodnika. Tak więc jesteśmy uziemieni i wydaje się, że nie ma na to rady.
Jest to tylko częściowa prawda. Niejeden z nas, gdyby tak bardzo chciał, znalazłby przewodnika na basen, do pobiegania czy na rajd rowerowy. Ale trzeba wówczas przezwyciężać nasze słabości powstałe w wyniku dotychczasowego trybu życia. Warto jednak zastanowić się nad zmianą naszych nawyków i po pewnym okresie przełamania swojej bierności cieszyć się lepszym samopoczuciem.
Oczywiście moje uwagi nie do wszystkich się odnoszą. Rozumiem też wiele osób, które naprawdę nie mogą znaleźć odpowiedniego przewodnika do pomocy, inni ze względu na swoją konstrukcję psychiczną nie są w stanie samodzielnie pójść na trening.
Jednak każdy może przy odrobinie woli zadbać o lepszą kondycję psycho-fizyczną ćwicząc w swoim mieszkaniu, wykorzystując do tego celu nawet niewielkie pomieszczenie.
W kilku odcinkach postaram się zaproponować Państwu wypróbowane ćwiczenia, które każdy niewidomy może swobodnie wykonywać, bez wychodzenia z domu.
Jako pierwsze wybrałem ćwiczenia na zachowanie lepszej równowagi. Dobra równowaga jest niezbędna, zwłaszcza przy samodzielnym poruszaniu się w przestrzeni.
Ćwiczenia na równowagę mogą być z powodzeniem wykonywane przez osoby mniej wysportowane, które chciałyby zadbać o prawidłową postawę i zapobiec bólom kręgosłupa. Trening równowagi może pomóc im w wyrobieniu właściwych nawyków ruchowych, na przykład przy dźwiganiu ciężkich przedmiotów czy pracach domowych.
1. Stanie na jednej nodze
Stań prosto, ugnij jedną nogę i unieś kolano do wysokości bioder. Ramiona możesz rozłożyć na boki. Wytrzymaj w tej pozycji 15 sekund. Zrób 3 powtórzenia po czym zmień nogę.
2. Przysiad na palcach
Złącz stopy. Wyprostuj plecy, wciągnij brzuch, napnij pośladki i obniż lekko kość ogonową - tak, jakbyś chciał wyciągnąć kręgosłup. Rozłóż ręce na boki, stań na palcach najwyżej jak się da i z tej pozycji zrób głęboki przysiad. Spróbuj zrobić to bez zachwiania. Następnie wróć do pozycji stojącej. Wykonaj 5 powtórzeń.
Jeśli trudno ci utrzymać równowagę, zrób ćwiczenie przy ścianie, lekko opierając się o nią ręką.
3. Jaskółka
Stań ze złączonymi nogami. Pochyl tułów do przodu i jednocześnie wyciągnij jedną nogę do tyłu. Dla lepszej równowagi rozłóż ręce na boki. Tułów i noga powinny znajdować się równolegle do podłoża. Wytrzymaj ok. 6 sekund i zmień nogę. Powtórz ćwiczenie po 3 razy na każdą stronę.
4. Ćwiczenie z piłką gimnastyczną
Połóż przed sobą piłkę gimnastyczną i uklęknij na niej, dodatkowo podpierając się na wyprostowanych rękach. Usiądź na piętach i postaraj się wytrzymać jak najdłużej w tej pozycji. Balansuj ciałem, aby nie stracić równowagi. Twoim celem jest wytrzymanie 15 sekund na piłce bez upadku.
5. Wykroki na jednej nodze
To ćwiczenie, oprócz tego, że poprawia równowagę, stanowi świetny trening ud i pośladków. Stań prosto ze złączonymi nogami, ręce rozłóż na boki. Unieś prawą nogę do boku (stopa powinna znajdować się ok. 30 cm nad ziemią). Tą samą nogą zrób krok do przodu, stawiając stopę po skosie w lewo. Ugnij kolana, podnieś się i wróć do pozycji z nogą uniesioną do boku. Następnie zrób krok do tyłu, również po skosie. Ugnij obie nogi, wróć do pozycji wyjściowej. Wykonaj po 6 powtórzeń na każdą nogę.
Znakomitym sposobem na poprawę równowagi i wzmocnienie mięśni głębokich jest trening z bosu. Bosu przypomina piłkę przeciętą na pół - jedna półkula zrobiona jest z elastycznej gumy, druga jest płaska. Samo stanie na bosu to dobre ćwiczenie koordynacyjne, ponieważ wymusza na mięśniach pleców, brzucha i nóg ciągłe napięcie w celu utrzymania równowagi.
Bosu to specjalistyczny sprzęt do ćwiczeń równowagi, mięśni, wytrzymałości, powszechnie stosowany w klubach fitness i siłowniach. Skrót od zdania: Both Sides Up, czyli obie strony do góry. Oznacza to, iż zarówno miękka, okrągła strona, jak i twarda, płaska, służą do celów treningowych. Na miękkiej możemy w łatwy sposób ćwiczyć brzuch, mięśnie rąk, nóg, rozciągać się. Jeśli obrócimy piłkę na drugą stronę, częścią miękką do dołu, również wykonujemy trening całego ciała - znacznie utrudnione pompki, squaty, balansy. Średnica Bosu wynosi około 60 centymetrów, wysokość 22 centymetry.
Bosu został stworzony i wymyślony w Ameryce przez Davida Weck'a. Rozpropagowany w 2000 roku, nadal cieszy się, obok piłki fitness, wielką popularnością. Bosu jest lekki, niewielkich rozmiarów i można go używać do rozwijania praktycznie każdej grupy mięśniowej. Najbardziej cenioną zaletą tego sprzętu jest to, iż ćwicząc na nim, równowaga, czucie stawowe (propriocepcja) rozwija się w zawrotnym tempie! Cena za Bosu wynosi około 490 złotych. W cenie oprócz Bosu dodaje się instrukcję obsługi, pompkę do Bosu oraz zestaw ćwiczeń dla każdego. Zapewne dla wielu z nas cena za to urządzenie jest wysoka, ale jeżeli nie teraz, to może w przyszłości warto pokusić się o ten zakup, mając na względzie nasz fizyczny rozwój.
&&
Źródło:
www.niepelnosprawni.pl
Data publikacji: 06.06.2017
Łódzcy okuliści, jako drudzy na świecie po Japończykach, zastosowali innowacyjną metodę ratowania wzroku pacjentom chorującym na cukrzycę. Trwała poprawa widzenia następuje już tydzień po zabiegu. Na cukrzycowy obrzęk plamki cierpi aż 40 proc. osób chorujących na cukrzycę.
Dotychczas tą metodą przeprowadzono 24 zabiegi w Japonii, a wyniki opublikowano w „Japanese Journal of Ophthalmology”.
- W naszej klinice wykonaliśmy już 7 tego typu zabiegów. Pierwsi nasi pacjenci, którzy byli operowani w grudniu ub. roku, dobrze widzą i nie mają nawrotów choroby do chwili obecnej - powiedziała dr hab. n. med. Zofia Michalewska, chirurg witreoretinalny w klinice okulistycznej Jasne Błonia i ordynator oddziału okulistycznego szpitala im. Jonschera w Łodzi.
Laser lub zastrzyki w... oko
Cukrzyca jest przewlekłą chorobą metaboliczną, w następstwie której chorujące na nią osoby narażone są na szereg powikłań, w tym na schorzenia nerek i oczu.
- Niestety oczy są, poza nerkami, głównym narządem, który jest zajęty z powodu cukrzycy - dodała ekspertka. - Powikłań ocznych w cukrzycy jest bardzo dużo. Najczęściej występującym powikłaniem, dotykającym szczególnie osoby w wieku średnim, w wieku produkcyjnym, jest cukrzycowy obrzęk plamki.
Cukrzycowy obrzęk plamki - DME (diabetic macular edema) - to powikłanie, które dotyczy aż 40 proc. osób chorujących na cukrzycę. Jest przyczyną trwałego i poważnego upośledzenia wzroku u osób czynnych zawodowo, powoduje pogorszenie widzenia centralnego, a pacjenci tracą m.in. możliwości czytania i pisania.
W przeszłości leczono ją posługując się laserem, obecnie standardem leczenia są natomiast zastrzyki do środka gałki ocznej.
- Te zastrzyki są jednak szalenie kosztowne i wymagają często powtarzania ich co miesiąc - podkreśliła dr Michalewska.
Dlatego specjaliści wciąż poszukują kolejnych możliwości leczenia takich pacjentów.
Jak wygląda japońska metoda?
W ostatnich latach stosowana jest witrektomia, polegająca na usunięciu ciała szklistego ze środka oka, która w połączeniu z tzw. peelingiem błony granicznej wewnętrznej daje trwałe zmniejszenie obrzęku u większości osób. Jednak pacjenci muszą czekać na poprawę wzroku nawet kilka miesięcy.
W ostatnim czasie pojawiła się jednak nowa metoda ratowania wzroku osobom chorującym na cukrzycę, którą do tej pory zastosowano tylko w Japonii i w Polsce.
- To metoda operacyjna, polegająca na wykonaniu witrektomii, czyli usunięcia ciała szklistego ze środka oka - wyjaśniła dr Michalewska, która sama przeprowadziła dotąd sześć takich zabiegów. - Następnie usuwana jest specjalna błona graniczna wewnętrzna, która jest integralną częścią siatkówki, a następnie - i tutaj jest ta nowość - podajemy zastrzyk pod samą plamkę żółtą, czyli tak jakby odwarstwiamy plamkę żółtą. Ma to na celu wypłukanie wszelkich szkodliwych produktów metabolizmu, które powstają i gromadzą się w przebiegu cukrzycy, i trwałe przywrócenie wzroku pacjenta.
Innowacyjny zabieg na NFZ
Jak podkreśliła, wstrzykiwana pod plamkę żółtą substancja to zwykła sól fizjologiczna, co powoduje, że zabieg może być przeprowadzany w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Po tym zabiegu operacyjnym funkcja wzrokowa wraca bardzo szybko, pacjenci zaczynają lepiej widzieć już tydzień po operacji.
- Jest to w pewnym sensie przełom, dlatego, że dotychczas po wcześniejszych zabiegach witrektomijnych, pacjentom wracał wzrok na przestrzeni wielu miesięcy - dodała dr Michalewska.
Nową metodą pierwsi pacjenci byli operowani w Łodzi w grudniu ub. roku.
- Ci pacjenci dobrze widzą i nie mają nawrotów choroby do chwili obecnej. Ostatni pacjent był operowany w maju - powiedziała okulistka, która liczy, że NFZ pozwoli na wykonywanie większej liczby zabiegów witrektomii. - Im więcej witrektomii pozwoli nam Fundusz Zdrowia wykonać, tym będzie więcej zadowolonych pacjentów - oceniła.
Polacy jako drudzy na świecie
Dr Michalewska nauczyła się tej metody od japońskich okulistów, którzy jako pierwsi na świecie wykonali takie zabiegi u 24 pacjentów.
- My jako drudzy w najbliższych miesiącach będziemy pokazywać tę metodę w Polsce i na świecie - dodała.
Specjalistka przypomniała, że pacjenci chorujący na cukrzycę, by nie dopuścić do pojawienia zmian na dnie oczu, powinni regularnie kontrolować stężenie glukozy we krwi, a wahania poziomu cukru powinny być jak najmniejsze. Ważne jest także regularne kontrolowanie poziomu cholesterolu i pozostałych lipidów. Pacjenci z cukrzycą co najmniej raz w roku powinni także zgłaszać się na badanie okulistyczne.
&&
&&
Autor: N.G.
Źródło: publikacja własna
Składniki:
Wykonanie:
Truskawki z cukrem i cynamonem miksujemy, dodajemy jogurt i miksujemy do uzyskania jednolitego musu.
Podajemy od razu po przygotowaniu.
Do wykonania tego deseru potrzebny będzie malakser lub inny robot z nożami obrotowymi.
Składniki:
Wykonanie:
Banany obieramy, kroimy w plasterki i wkładamy do zamrażalnika na ok. godzinę. Truskawki myjemy, obieramy i wkładamy do zamrażalnika na ok. godzinę. Kremówkę z cukrem ubijamy. Zmrożone owoce wkładamy do robota i miksujemy na szybkich obrotach, następnie dodajemy ubitą śmietankę i wolno mieszamy. Podajemy od razu po przygotowaniu. Dekorujemy listkami mięty i poziomkami lub według uznania. Zamiast bananów mogą być maliny. Ważne, żeby owoce były szybko zamrożone i krótko. Nie mogą być kupne mrożonki, bo będzie niesmaczne.
Składniki:
Wykonanie:
Ubijamy serek i śmietankę z odrobiną cukru. Owoce myjemy, obieramy z szypułek i odsączamy.
Przygotowujemy talerz, na którym będziemy układać gotowe biszkopty.
Najwygodniej jest, gdy z opakowania wyjmujemy biszkopt, a drugą ręką, przy pomocy łyżeczki od herbaty, nakładamy krem, kładziemy owoce i łyżeczką od kawy polewamy zeszłoroczną malinówką. Tak przygotowany biszkopcik układamy na talerzu. Dekorujemy listkami mięty.
Przypomnę przepis na malinówkę lub wiśniówkę. Proporcja na ok. półtora kilograma owoców.
Maliny szybko myjemy pod bieżącą wodą. Wiśnie myjemy i nakrawamy w połowie. Owoce odsączamy, wsypujemy do słoja. Dodajemy ćwierć kg cukru, wlewamy pół litra mocnego spirytusu i pół litra czystej wódki. Codziennie mieszamy aż do rozpuszczenia cukru. Do wiśni można dać więcej cukru niż do malin. Odstawiamy na kilka miesięcy w ciemne miejsce i pamiętamy, żeby było szczelnie zamknięte. Dobrze, gdy zapomnimy o słoju, bo na dłużej starczy. W grudniu przelewamy przez gazę do butelek. Pozostałe owoce zalewamy jeszcze raz pół litrem czystej wódki i pozostawiamy na 2 tygodnie. Następnie przecedzamy przez gazę i mocno odciskamy. Czym dłużej stoi, tym jest lepsza. Taką malinówką można polać deser, lody, nasączyć biszkopty. Ja wolę to niż różnego rodzaju ajerkoniaki itp.
Drogie Smakoszki i Smakosze
Dzielcie się z nami przepisami i radami. Podzielcie się również opiniami o firmach spożywczych, bo wtedy może nie będę musiała sama wykonywać potraw, a chętnie skorzystam z gotowych dań. Sama mogę zaproponować firmy mięsno-garmażeryjne „Grot”, „Wędlinka” czy „Raz na wozie”. Z tej ostatniej barszcz ukraiński, krokiety i pierogi są dobre. Z „Wędlinki” pieczenie, różne kotlety, paszteciki, barszcz czerwony i różnego rodzaju wędliny i inne przysmaki.
Wiosna i lato zachęcają nas do wyjścia z domu. Kto ma możliwości na korzystanie z długich spacerów, kto może tylko chwilę pobyć na świeżym powietrzu, niech z tego korzysta. I szkoda czasu przy kuchni marnować. Zachęcam do korzystania z gotowych produktów i cieszenia się słońcem i wakacjami.
&&
&&
Autor: Zbigniew
Grajkowski
Źródło: publikacja własna
Audiobooki cieszą się coraz większą popularnością. Można znaleźć je w ofercie wielu wydawnictw i księgarń.
Oczywiście nie tylko niewidomi korzystają z tej formy kontaktu z literaturą. Słuchanie książek uprzyjemnia czas podróżującym komunikacją miejską, oczekującym w różnych kolejkach, a nawet kierowcom stojącym w ulicznych korkach. Dla niewidomych jednak audiobooki mają znaczenie szczególne. Znaczna ich część - z różnych przyczyn - nie posługuje się pismem punktowym. Słuchanie książek jest więc dla nich jedyną możliwością kontaktu z tą dziedziną kultury.
Sam, choć przeczytałem dotykiem niejedną książkę i doceniam wynalazek Braille'a, z prawdziwą przyjemnością słucham książek czytanych przez profesjonalnych lektorów.
Poszukując miejsc, w których mógłbym powiększać zbiór swoich audiobooków, trafiałem na strony mniej (delikatnie rzecz ujmując) lub bardziej dostępne dla niewidomych. O tych pierwszych nie będę pisał, bo i po co? Godnymi polecenia są przecież miejsca, które starają się jakoś ułatwiać nam życie.
Jednym z nich jest - moim zdaniem - Audioteka. Jak sama nazwa wskazuje, jest to serwis internetowy oferujący audiobooki. Z pewnością każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Strona internetowa jest czytelna i dostępna. Założenie konta w tym serwisie także nie powinno stanowić żadnego problemu.
Oferowane książki zostały podzielone na kategorie tematyczne. Można także skorzystać z wyszukiwarki, która pomoże odnaleźć tytuł, autora, a nawet ulubionego lektora.
Zakupione przez czytelnika - czy może raczej słuchacza - książki trafiają na wirtualną półkę. Nie trzeba więc czekać na przesyłkę z płytą, którą następnie należałoby sobie odpowiednio oznaczyć, itd. Wybrana książka pojawia się na półce dosłownie w ciągu kilku sekund po dokonaniu zapłaty i pozostaje tam na stałe. Można ją stamtąd dowolną ilość razy pobierać w formie plików MP3, aby następnie np. wgrać je do pamięci odtwarzacza, itp. Pliki takie są zabezpieczone tzw. znakiem wodnym umożliwiającym identyfikację klienta, który nabył określoną książkę. Jednak zdecydowanie wygodniejsze korzystanie z Audioteki zapewniają dedykowane aplikacje. Można je bezpłatnie pobrać i zainstalować na urządzeniach z systemem iOS, Google Android oraz Windows 10.
Dokładnie mogłem sprawdzić działanie jedynie wersji „jabłuszkowej”, którą z powodzeniem posługuję się bezwzrokowo. Udało mi się także dowiedzieć, że wersja androidowa posiada bardzo zbliżoną funkcjonalność. Nie będę się jednak wypowiadał na temat jej dostępności dla niewidomych.
Aplikacja zapewnia - oczywiście zalogowanym klientom - dostęp do wirtualnej półki z zakupionymi audiobookami. Urządzenie samo pobierze pliki niezbędne do słuchania konkretnej książki. W wersji na Android można wskazać, czy pliki mają być pobierane do pamięci wewnętrznej, czy na kartę pamięci oferującą zwykle więcej miejsca na dane.
Zaraz po pobraniu audiobooka, a nawet jeszcze w trakcie pobierania, można rozpocząć jego słuchanie. Można pobrać sobie audiobooki na urządzenie np. przez domową sieć Wi-Fi, a następnie cieszyć się nimi nie łącząc się z Internetem.
Aplikacja oferuje kilka funkcji ułatwiających słuchanie. Są to:
Aplikacja umożliwia także przeglądanie oferowanych tytułów, pobieranie oraz słuchanie darmowych rozdziałów, dzięki którym klient może zdecydować, czy dany audiobook jest na tyle interesujący, że warto go kupić. Jeśli nie, to po prostu można usunąć z urządzenia pliki z darmową częścią książki i po kłopocie.
A skoro jesteśmy już przy zakupach, to warto wspomnieć o atrakcyjnej ofercie dla cierpliwych. Audioteka daje możliwość włączenia subskrypcji. W jej ramach za cenę 19,90 zł (czerwiec 2017) klient otrzymuje jeden punkt, którego może użyć jako zapłaty za nabywaną książkę. W kolejnym miesiącu za kolejne 19,90 zł przyznawany jest kolejny punkt, itd. W ten sposób z czasem wirtualna półka z audiobookami może się rozrosnąć do ciekawej kolekcji. Nabyty w tym abonamencie punkt zachowuje swą ważność przez 3 miesiące - to sporo czasu na decyzję, która książka ma powiększyć półkowy zestaw.
Dla mniej cierpliwych dostępne są karnety umożliwiające nabywanie książek w atrakcyjnych cenach.
Audioteka to rozwiązanie dostępne dla niewidomych, oferujące wiele nowości wydawniczych, które dzięki subskrypcji oraz promocjom można nabywać po przystępnych cenach. Osobom lubiącym książki polecam je serdecznie, niezdecydowanych zaś namawiam do poświęcenia kilku chwil i bliższego przyjrzenia się Audiotece.
&&
Autor: Piotr
Stanisław Król
Źródło: Kwartalnik Kulturalny
„Sekrety Żaru” 2004
Zawsze ciekawił mnie i intrygował sposób przedstawiania otaczającego nas świata przez artystów malarzy... Nie bez powodu dodaję tutaj określenie - artystów, gdyż malarzem może być każdy, ale artystą to już tylko wybrany. Nie wystarczy bowiem idealnie odwzorować fragment natury, bo to jest tylko powielanie rzeczywistości. Musi być jeszcze to coś - błysk geniuszu.
Impresja, czyli wrażenie, to dobre określenie dla wypowiedzi artystycznej. Widzieć i odbierać świat nie tylko zmysłem wzroku, ale również całym swoim duchowym wnętrzem, sercem, przez pryzmat niepowtarzalnych i ulotnych zdarzeń. Doskonale uwieczniali takie chwile impresjoniści, którzy starali się utrwalać przede wszystkim bezpośrednie wrażenia zmysłowe. Wśród nich był jeden, trochę nietypowy przedstawiciel tego kierunku. Nazywał się Edgar Degas. Nietypowy, gdyż właściwie nie zerwał nigdy całkowicie z tradycyjnym klasycyzmem, choć był gorącym orędownikiem nowego trendu w malarstwie i wiele jego cech znajdowało odbicie w obrazach artysty. Jednak, w przeciwieństwie do Maneta, Renoir’a czy Moneta, nie preferował malarstwa plenerowego. Malował sceny rodzajowe, głównie we wnętrzach. Szczególnie ukochał sobie i pozostał mu wierny do końca - balet. Malował też portrety, akty, ale także i proste praczki w paryskich suterynach. Ktoś może w tym miejscu zapytać - dlaczego piszę o sile impresji akurat właśnie u tego artysty? Co go wyróżniało z plejady wybitnych, francuskich malarzy XIX wieku? Otóż wyróżniał go jeden istotny szczegół - Edgar Degas u szczytu swojej sławy, w momencie największego rozkwitu talentu, zaczął tracić wzrok. Czy właściwie można sobie wyobrazić większy dramat dla artysty malarza?
Nikt by się specjalnie nie zdziwił, gdyby w tej dramatycznej sytuacji życiowej Degas popadł w skrajną depresję, rzucił pędzle i sztalugi w kąt, rozpaczał z butelką absyntu w ręku nad niesprawiedliwym losem, który tak brutalnie się z nim obszedł. I zapewne tak by się stało, gdyby był tylko malarzem, wiernie odwzorowującym otaczający go świat. Ale Degas był wielkim artystą. Zmysł wzroku był tylko jednym z narzędzi, niezbędnych w artystycznym przekazie. Jednym, ale nie jedynym.
Przeglądając chronologicznie kolejne prace tego artysty, widać wyraźnie zmianę sposobu malowania. Jego wczesne obrazy, jak np.: „Żebraczka z Rzymu” (1857), „Rodzina Bellellich” (ok. 1858-1861) to piękne, wystudiowane, ujęte w klasycystyczny sposób portrety rodzajowe. Wyraźnie widać w nich dbałość o szczegóły. Sprawnemu oku malarza nie umknęły nawet takie drobiazgi, jak realistyczna, niedojedzona kromka chleba leżąca koło żebraczki, czy kwiecisty deseń tapety widoczny w tym drugim dziele.
Obrazy z okresu, gdy był u szczytu sławy, a szczególnie sceny rodzajowe z paryskiego baletu, jak: „Dwie tancerki na scenie”, czy słynna „Lekcja tańca” (1874) - to arcydzieła, które poruszają atmosferą, szczególnym ujęciem kadru, który jest jakby wycinkiem opowiadanej przez artystę historii, a nie historią zamkniętą w sobie. Daje się w nich odczuć wyraźnie wpływ ducha impresjonizmu, który zalecał chwytać życie na gorąco, poddawać się nastrojowi.
W okresie, gdy powstawały te obrazy, na początku lat siedemdziesiątych XIX w., zaczęły występować u Degasa pierwsze symptomy choroby, która najpierw powoli, a później bardzo szybko powodowała coraz większą utratę widzenia.
Przeglądając kolejne prace artysty, widać wyraźnie zmianę sposobu malowania. Szczegóły zlewają się, postacie są czasami lekko rozmazane. Degas eksperymentuje z kolorem, coraz częściej pastele zastępują obrazy olejne. Powstają dzieła niezwykłe, jakby choroba zamiast niweczyć możliwości artysty, stawała się jego siłą i inspiracją. Dbałość o szczegóły zastąpiona zostaje niedomówieniem, powiewem tajemnicy, a skończona forma - zwiewną ulotnością czasu i rzeczy.
Podziwiając obrazy z czasów, gdy choroba czyniła spustoszenia w jego oczach, nie mogę wprost wyjść z podziwu nad genialnym wyrazem artystycznym w jego dziełach. Nasuwa się nieodparcie myśl, że właściwie czerpał on z niej jakąś niezwykłą moc. Być może, a nawet można być tego pewnym, okupione zostało to wielkim, osobistym dramatem, samotnością, bólem, zmaganiem się wzlatującej ku wyżynom muzy z oporem ułomnego ciała. I spod jego ręki wychodzą kolejne dowody geniuszu, jakby na przekór wszystkiemu, choćby „Wielka arabeska” (1880), namalowana w niezwykły sposób tancerka, istny poemat piękna i gracji, cała seria scen rodzajowych, jak: „Prasowaczki” (1884), „Dżokeje w deszczu” (1886), obraz, na którym padający deszcz przedstawiony jest w tak sugestywny sposób, iż widz mimochodem sięga po parasol.
Około 1899 roku, na wpół niewidomy Edgar Degas, maluje obraz niezwykły - „Niebieskie tancerki”. Obraz, który porusza z dwóch powodów. Po pierwsze, bo jest po prostu genialny - niezwykła kolorystyka, tajemnicza i trochę nierzeczywista wizja, po raz kolejny namalowanych, ukochanych przez artystę tancerek. Jakże jednak odmienne są one od tych uwiecznianych dwadzieścia, trzydzieści lat wcześniej. Duże, wycieniowane postaci wypełniają cały kadr obrazu, chłodny, niebieskawy, niepokojący koloryt, jakaś szczególna wibracja. Drugi powód, to wpisany w niego dramat człowieka, dramat choroby i cierpienia. Tak właśnie odbierałem „Niebieskie tancerki”, znając historię życia i schorzenie oczu artysty. Okazuje się jednak, że obraz kryje w sobie pewną zagadkę. Otóż jego styl jest zadziwiająco zbieżny z pracami: Cezanne'a, Gauguina, van Gogha - artystami, którzy nie mieli żadnych problemów z oczami! Ten ostatni miał pewien dramatyczny problem ze swoim uchem, ale to całkiem inna historia. A więc, na ile był to świadomy wybór artysty, a na ile wpływ samej choroby? Krytycy sztuki spierają się o to do dziś.
Edgar Degas - wielki malarz, któremu kalectwo nie odebrało możliwości wyrażania swoich artystycznych wizji. Jego słabością były gasnące oczy, a mocą? Skąd czerpał światłość mocy? Może właśnie z tego szczególnego pierwiastka duchowego - siły impresji, chwytania na gorąco wrażeń, uciekającego czasu, niepowtarzalnych chwil, uwieczniania w kadrze obrazu tajemniczej wizji tancerek, w niebieskiej poświacie...
&&
&&
Halina Kuropatnicka-Salamon od dzieciństwa mieszka we Wrocławiu. Przez lata wykonywała wymarzony zawód nauczycielki. Będąc niewidomą, związała swoją pracę z niewidomymi dziećmi we wrocławskiej szkole dla nich przeznaczonej.
Obok pracy pedagogicznej ma drugą pasję - pisarstwo. W wyniku tej działalności znalazła się w Związku Literatów Polskich. Na jej dorobek twórczy składają się liczne wiersze i małe formy prozatorskie. Jej utwory nawiązują zwykle do realiów codziennego życia. Treść ich jest kierowana do odbiorców dorosłych, młodzieży i dzieci.
Spośród publikacji autorki znane są np. tomiki poetyckie:
Warsztat pisarki obejmuje również Esperanto. W tym języku tworzy, dokonuje przekładów, opracowuje materiały publicystyczne i dydaktyczne. Pracuje nad tomikiem opowiadań o tematyce esperanckiej, przeplatanych wierszami.
Opublikowała podręcznik do nauczania języka Esperanto w klasach młodszych, pt. „Nowa przygoda” - „Nova Aventuro”. Praca ta doczekała się kilku wydań.
&&
Autor: Halina Kuropatnicka-Salamon
- A może tym razem będziemy same w przedziale? Nagadamy się... - Maria łakomie wciąga powietrze, jak robią to wszystkie zabiegane kobiety przy wypowiadaniu nienajrealniejszych życzeń. Wewnątrz zastajemy dwie pary, miotające się przy swoich kuszetkach. - Panie mają dolne miejsca? - pyta zaczepnie wypielęgnowany sopran. - Kiedyż je panie rezerwowały? - Przed miesiącem - My także! Cóż, szczęści się niektórym. Nie chrząkaj, Waciu, ja znam życie. Jak pani przesuwa moją torbę?! Tam jest tort. Ludzie nauczyli się nie szanować cudzych rzeczy. - Ja nie opowiadam się z tym, co wiozę w moich torbach, a pani przestawia je jak własne - odcina się z godną flegmą druga współpasażerka. - Kto? Ja? Wyjaśnijmy sobie... - Broniu, Broniu - mityguje Wacio. - Cicho Waciu, nie przeszkadzaj! - Towarzysz flegmatyczki wzdycha cicho. - Wyjdziemy na korytarz, żeby państwo mogli rozlokować się swobodnie - mówię i obie z Marią opuszczamy przedział. Krzątają się tam, postękują, przepraszają wzajemnie, wreszcie zasiadają do kolacji.
- Jecie państwo kiełbasę przed snem? - zdumiewa się Bronia.
- To samobójstwo. My wieczorem tylko jabłka i serek. Waciu nie rób min.
- Moim zdaniem, proszę pani - zaczyna ta druga. Dwaj mężczyźni wzdychają.
- Szkoda, że nie jedziemy same - szepce Maria. Z babską wytrwałością długo sterczymy przy korytarzowym oknie, przetrząsając swoją codzienność i wracamy na miejsca, kiedy tamci już pochrapują.
Podczas przygranicznych kontroli obie kobiety - denerwują się solidarnie na tle żałosnego ziewania mężów.
- Po cóż to sprawdzać uczciwych ludzi? - gorszy się Bronia.
- Co ja mogłabym przewieźć nielegalnie?
- Przyznaję pani absolutną rację - utwierdza ją sąsiadka. - No właśnie. A jak pani ma na imię?
- Krystyna.
- Pani Krysiu droga, ja zawsze powtarzam, że powinni wziąć się za łobuzów.
Rankiem chciałoby się jeszcze poleżeć, ale Krysia z Bronią wiercą się na małej przestrzeni, kładąc to na Marii, to na mnie kosmetyczki i lusterka.
- Panie już nie będą spały - decyduje Bronia. - Piękny dzień. Trzeba wstawać. Poskłada się pościel i posiadamy tu sobie. Waciu, zejdź i zajmij się mną.
- Czego?! - ryczy Wacio, bez śladu dotychczasowej powściągliwości.
- Ależ leż, leż! Jego czasem tak napada - objaśnia nas. Przez kilka minut niezręcznej ciszy wszyscy porządkujemy rzeczy. Mężczyźni wychodzą na papierosa, zamykając za sobą drzwi.
- Wyłącznie przez wzgląd na dzieci wytrzymuję z tym gburem - wysapuje Bronia.
- Miła pani, prawie każda z nas tym się kieruje. - wyjękuje Krysia.
- A do kogo państwo jadą, pani Broniu?
- Córkę mamy w Budapeszcie - rozpogadza się Bronia.
- Wyszła za architekta. Jak ona tęskni za mną! W każdym liście prosi żeby przyjechać. A jak zięć w niej zakochany! Córka jest śliczna i inteligentna, tylko nie ma ręki do kuchni. Ilekroć jedziemy do nich, wiozę konfitury, pasztety i jakieś dobre ciasto. Jutro rocznica ich ślubu. Syn nie mógł z nami jechać, bo uczy się do egzaminu. Syn jest niezwykle zdolny. Zmizerniałby nad tymi książkami, gdybym nad nim nie czuwała. A jaki jeszcze dziecinny! Udaje, że nie lubi, kiedy podsuwam mu coś słodkiego albo jak go całuję.
- Tak samo mój! - wtrąca radośnie Krysia. - Tak samo. Nawet o pieniądze prosi, gdy jesteśmy sami, bo wobec ojca chce być niezależny. Lubi, żeby go przytulić, ale mówi: - No już, już! Nie mam czasu. - Martwię się trochę, bo sam został na tydzień. Zabrałabym go do siostry, (od pięciu lat mieszka na Węgrzech) ale mąż nie pozwolił. Powiada, że w maturalnej klasie dziecko nie może opuszczać lekcji. Mój mąż bywa męcząco zasadniczy.
- Och, kupi pani synkowi coś ładnego. Ja swojemu też obiecałam. - Maria wychodzi. Wnet i ja się wymykam.
- Chcą panie przysiąść?
Z sąsiedniego przedziału wychyla się mąż Krysi. - Tu już pusto. Palimy sobie przy otwartych drzwiach.
Wchodzimy i wtulamy się w przeciwległe kąty przy oknie, a oni wracają do swego tematu.
- I powiem panu - ciągnie frasobliwie mąż Krysi - chłopak dojrzałby szybciej, gdyby żona nie chodziła wciąż za nim z tym kakao, z tymi ciastkami... Gdyby go nie głaskała, nie owijała szalikiem... A ten uczy się lawirować. Niecierpliwi się, burczy, ale jak złapie w szkole złą ocenę, tłumaczy mamusi, że uwzięli się. Żona lamentuje, syn obwinia świat, mnie - mnie krew zalewa! - kończy z niespodziewaną mocą. - Panie, gdybyś pan widział, co moja robi z chłopcem od wyjazdu córki - wkracza Wacio. - Ona najchętniej trzymałaby go ciągle przy sobie i karmiła, karmiła... Przestrzega go przed kobietami, więc idąc do dziewuchy chłopak kłamie, że do kolegi. - A pan byś nie skłamał? - chichoce frywolnie mąż Krysi. - Oj panie - wzdycha zagadkowo Wacio. - Córka znowu - podejmuje - ma swoją rodzinę, swoje sprawy. Żona niby to rozumie, ale nie do końca. W każdym liście wypatruje zwierzeń i zachęty do odwiedzin. Wiecznie coś córce doradza, posyła przepisy kucharskie i fasony sukienek. Potem ma żal, że dziewczyna nie pisze, co i jak wykorzystuje. A co się dzieje przed wyjazdem do młodych?! Wiadomo, matka - Milczenie. - Wiadomo, matka - dopowiada półszeptem mąż Krysi. - Waciu!
- Idziemy - zakrzykują obaj równocześnie i wychodzą. - No i jedziemy same - tryumfuje Maria.
- Przepraszam, czy można? - Nie musimy odpowiadać, bo uśmiechnięta dziewczyna siada i rozkłada kobiece szpargały.
- W moim przedziale mama i inni, a ja muszę położyć sobie cienie. Mama walczy ze mną o te cienie - wiadomo matka. Ale potrzebuję wyglądać jak człowiek.
- Nie pozwalam mojej córce malować się - mówi stanowczo Maria. - Ach to nic - pociesza ją ta mała. - My wszystkie mamy kłopoty z matkami.
Maria głośno łapie oddech. - Za kwadrans Budapeszt - oświadcza ktoś w korytarzu. Wstaję.
&&
Autor: Halina Kuropatnicka-Salamon
Wysyłam Ci pudełko słów ze
znaczeniami.
Dorzucam nieco słonka i nieco westchnienia.
Ostrożnie wydobywaj gałązkę z kolcami
- wystarczy, że ją
owoc róży zaczerwienia.
Rozpąsowisz uśmiechem wspomninie
poranka,
gdy serce się zdziwiło. Ciągle jeszcze boli?...
Nie
ściskaj tej gałązki; będzie nowa ranka!
Zapomniałam. Dokładam trochę melancholii.
Kochaj mnie z wdzięcznością za słowo,
w
niepokoju podejrzeń,
w gniewie oczekiwań
i kiedy
niespodzianie otwieram drzwi.
Ale, gdy senny spokój podpełznie do Twego
serca,
a moje imię przestanie ci być potrzebne do
oddychania,
wtedy już możesz stać się przyjacielem.
Jeśli zerwać konwalie o perlistym świcie
I
przyprószyć je z lekka słoneczną jasnością,
Rzucić na nie
spojrzenie dobrego człowieka,
I dwie dłonie położyć, ciepłe i
serdeczne;
Jeśli jeszcze dołożyć do bukietu różę,
Co się krwawi w powietrzu żądzą
ofiarności,
Kilka łez rozrzewnienia na jej płatkach złożyć...
-
Można wtedy zobaczyć
Obraz serca matki.
&&
&&
Autor: Iwona
Czarniak
Źródło: publikacja własna
Na naukę nigdy nie jest za późno, dlatego jako uczestniczka projektu „Aktywny Powiat Cieszyński” m.in. ukończyłam warsztaty dziennikarskie.
Dziennikarstwo od pewnego czasu jest moją pasją i pozwala mi dzielić się z czytelnikami moimi doświadczeniami, spostrzeżeniami oraz wiedzą.
Jako uczestniczka szkolenia prowadzonego przez dziennikarkę Katarzynę Koczwarę miałam okazję dowiedzieć się, czym jest lead, zadać kilka pytań naszemu skoczkowi Piotrowi Żyle, odwiedzić rozgłośnię radiową. Analiza pisanych na bieżąco tekstów pozwoliła na wychwycenie błędów, co, mam nadzieję, pozwoli na uniknięcie ich w przyszłości.
W warsztatach uczestniczyło troje niepełnosprawnych. Poza mną wiedzę zdobywał piszący do „Sześciopunktu” Andrzej Koenig, który tak wspomina zajęcia:
- W projekcie „Aktywny powiat cieszyński” jestem od zeszłego roku. W jego ramach odbyłem szkolenie komputerowe dla osób niewidomych, a obecnie zakończyłem warsztaty dziennikarskie. Od pewnego czasu próbuję swoich sił pisząc teksty do kilku portali związanych z niepełnosprawnością. Udział w tych warsztatach potraktowałem jako poszerzenie form dziennikarstwa. Dowiedziałem się wielu nowych rzeczy, instruktorce prowadzącej warsztaty poddałem ocenie kilka moich tekstów i okazało się, że są pewne niedociągnięcia. Na pewno to, co zostało nam przekazane będę starał się wprowadzać w moje pisanie. Nie będzie to widoczne z tekstu na tekst, ale małymi kroczkami do przodu będę się starać. W temacie dziennikarstwa jestem samoukiem dlatego to, co usłyszałem od instruktorki trochę „otworzyło mi oczy” na temat przekazywania informacji i spostrzeżeń innym osobom.
Kolejnym z uczestników był niepełnosprawny ruchowo Adam Cieślar. Nowicjusz, który wiedzę zdobywał od podstaw. Oto jego powarsztatowe refleksje.
- 2 miesiące temu miałem zaproponowany kurs dziennikarski, który pomógł mi spojrzeć na świat dziennikarski od tak zwanej kuchni. Miałem przyjemność poznać dwie bardzo sympatyczne niewidome osoby - panią Iwonkę i pana Andrzeja oraz naszą trenerkę - Kasię. Na warsztatach było bardzo ciekawie. Pisaliśmy i byliśmy ocieniani przez naszą mentorkę, która dawała nam cenne wskazówki. Podczas kursu mogliśmy poznać osobiście Piotra Żyłę - przeprowadzić z nim wywiad. Bardzo dużo dowiedzieliśmy się na temat skoków narciarskich jak i o życiu Piotra. Następnym wielkim przeżyciem był wyjazd do Radia Bielsko, gdzie zobaczyliśmy jak wygląda praca od kulis radia, co jakby się wszystkim nie wydawało, nie jest takie proste. Tutaj mogę przytoczyć jedynie słowa pani Kasi - „dziennikarstwa uczymy się cały czas”. Podsumowując kurs - bardzo dużo wiedzy, którą mam nadzieję, w końcu zacznę wykorzystywać. Była nas czwórka, i co by nie było, stworzyliśmy sobie bardzo miły klimat. Jeżeli chodzi o rozwój, to polecam każdemu, bo można się dowiedzieć bardzo dużo. Mieć okazję poznać osoby niewidome - bezcenne uczucie; pomogło mi to spojrzeć inaczej na świat, mimo że również jestem osobą niepełnosprawną. Jak wiemy są różne niepełnosprawności, ale tak naprawdę to one czynią nas wyjątkowymi ludźmi.
O podsumowanie poprosiłam również naszą prowadzącą, przed którą dziennikarstwo telewizyjne, radiowe, prasowe oraz internetowe nie ma tajemnic. Oto jej przemyślenia:
- Już spotkanie organizacyjne pokazało, że będzie to przede wszystkim wyzwanie. Kameralne zajęcia niemalże indywidualne. Trzy osoby i ja. Dla szkolącego warunki wręcz idealne. Utartą ścieżkę rutyny trzeba na bieżąco weryfikować. Uwzględniać niepełnosprawność kursantów. Dwie osoby nie widzą. Ich przewagą jest pewne doświadczenie w pisaniu. Adam widzi, ale ma problemy z poruszaniem się, jak się zdenerwuje, mówi niewyraźnie. Dziennikarstwo go ciekawi, ale pierwsze kroki stawia na zajęciach. I jestem ja. Kilka lat czynnego pisania, doświadczenie radiowe, epizod telewizyjny. Tysiące przeprowadzonych rozmów, pewno też napisanych tekstów. Czy będę umiała zaszczepić w nich ciekawość, nie zgaszę zapału, czy zainspiruję pracę nad sobą? Pierwsze warsztaty pokazują, że najtrudniej jest zmieniać przyzwyczajenia, nawyki. To, co do tej pory nakręcało ich zapał do pisania, podążanie za tematem, za myślą, poddanie się nurtowi słów, teraz jest ich przekleństwem. Pojawiłam się, wymagając myślenia, planowania, pamiętania i cały czas stawiania sobie całej serii pytań. To czyni pisanie trudnym, ćwiczy cierpliwość, ale i uważność. Podjęli wyzwanie. Słuchają. Praca nad wcieleniem tej wiedzy w życie, wypracowanie nowych zachowań, potrwa. Ale chęci są. Humory dopisują. Spędzamy ze sobą sporo czasu. Lubimy się, swobodnie się czujemy w swoim towarzystwie. To przygoda. Z ciekawością patrzę na ich pracę. Obserwuję reakcje. Dostają szczerość, podaną czasem wprost, czasem bezwzględnie, często dowcipnie. Są inspirowani do dyskusji, do bronienia swoich racji, do polemiki z moim zdaniem. Nie mam monopolu na rację. Wzajemnie się od siebie uczymy. Wprowadzają mnie w swój świat, pokazując ułomność mojego. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można nie widząc prasować, myć okna, gotować. Podziwiam ich, pokonują swoje ograniczenia, podążają za pasją, na ich prośbę Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zorganizowało kurs. Są inspiracją dla innych, a jednocześnie pisząc o swojej codzienności, pokazują pełnosprawnym, jak ważne jest docenianie tego, co się ma. Nic nie jest nam dane na zawsze, nie wiemy, co los nam szykuje. W każdej chwili możemy podzielić los Iwony i Andrzeja, którzy stracili wzrok. Podziwiam ich codzienną determinację, ale przede wszystkim dystans i wrażliwość. Iwona powiedziała na którychś zajęciach, tłumacząc mi, po czym poznać, kiedy trzeba obrócić smażący się kotlet, że wszystko da się zrobić, trzeba tylko znaleźć sposób. Jak straciła wzrok, musiała znaleźć nowe sposoby na codzienne funkcjonowanie. Myślę, że wspólny czas to była wzajemna nauka i początek znajomości, które przy obustronnym zaangażowaniu przetrwają dłużej niż czas kursu.
Wszyscy mamy nadzieję, że nastąpi dalszy ciąg nauki, ponieważ to, czego się dotychczas dowiedzieliśmy to tylko kropla w porównaniu z tym, co zostało do nauczenia.
&&
Autor: Teresa
Dederko
Źródło: publikacja własna
Jak zwykle w każdą niedzielę i tym razem zamierzałam w skupieniu uczestniczyć we Mszy Świętej, ale zamiast zająć myśli sprawami duchowymi, zaczęła nurtować mnie refleksja na temat punktualności. Przez kilkanaście minut od rozpoczęcia nabożeństwa wchodzili spóźnieni moi współwyznawcy, a że lepiej jest siedzieć niż stać, słowa księdza były zagłuszane przez hałas związany z rozstawianiem składanych krzeseł zmagazynowanych w bocznej nawie kościoła.
Przypomniały mi się wtedy zebrania szkolne, kiedy to punktualni rodzice wysłuchiwali uwag nauczyciela na temat spóźnień, a potem spóźnialscy zaczynali pytać o sprawy już omówione i wracaliśmy do punktu wyjścia. Punktualni musieli więc po kilka razy wysłuchać tego samego.
Mawiano kiedyś, że punktualność jest grzecznością królów. Czasami spóźniając się robimy sobie tzw. wejście zwracając uwagę zebranych. Możemy wtedy popisać się np. naszą kreacją, uczesaniem, swobodnym sposobem bycia. Pokazujemy innym, że to my jesteśmy tu najważniejsi. Jest to zachowanie niegrzeczne w stosunku do gospodarza, jak i zebranych gości.
Bywają jednak sytuacje, w których kilkunastominutowe spóźnienie jest wręcz wskazane. Jeżeli zostaliśmy zaproszeni na prywatne przyjęcie np. z okazji imienin lub rocznicy ślubu, rygorystyczne przestrzeganie punktualności nie jest właściwe.
Przybycie równo z wybiciem godziny, a jeszcze gorzej na kilka minut przed umówionym czasem, jest bardzo poważnym naruszeniem zasad savoir vivre'u, ponieważ jak pokazuje życie, gospodarze do ostatnich chwil zajęci są w kuchni doprawianiem potraw lub poprawianiem nakrycia stołu.
Te wyjątki potwierdzają tylko regułę jaką jest przyjęta w cywilizacji europejskiej punktualność.
Osoby, które nie szanują czasu, narażają siebie i innych na różne przykrości, a nawet wymierne straty.
Spóźnienie lekarza powoduje dalsze spóźnienia, bo pacjenci mogą nie zdążyć do pracy, szkoły, na spotkania biznesowe itd.
Zwykle każdy zauważa tylko swoje własne spóźnienie nie uwzględniając tego, że może ono spowodować całą lawinę kolejnych. Przez niefrasobliwe traktowanie czasu, można też wiele stracić, gdy spóźnimy się na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy, nasz potencjalny szef na pewno nie będzie zachwycony. Pociąg też na dworcu nie poczeka i zostaniemy na peronie z wykupionym biletem donikąd. Spóźnienie bywa również przyczyną nie wpuszczenia na koncert lub spektakl.
Brak punktualności komplikuje życie każdemu, bez względu na to czy jest pełno czy niepełnosprawny. Uważam jednak, że w przypadku osób niewidomych, do i tak poważnych ograniczeń wynikających z naszej niepełnosprawności, dorzucamy jeszcze jedno.
Z pewnością osoba niewidoma dobrze zorganizowana, ma trochę łatwiej w życiu niż ta, która niczego porządnie nie umie zaplanować, nigdzie i z niczym nie zdąża. Nie liczenie się z czasem przyjaciół, przewodników, asystentów, zniechęcać ich będzie do kontaktów i do świadczenia pomocy. Zatrudniony na godziny asystent nie powinien czekać na kogoś po kogo przyszedł do pracy lub do domu. Czekając traci on czas, który mógłby z pożytkiem wykorzystać na pomoc innym potrzebującym... Znam przypadki, kiedy to zdenerwowany przewodnik czeka w korytarzu, bo osoba po którą przyszedł punktualnie, musi jeszcze wypić herbatę, zmyć naczynia, pójść do toalety itd. Zdarza się też odwrotna sytuacja, chyba wszyscy doświadczyliśmy oczekiwania na przystanku na kogoś z kim byliśmy umówieni. Niekiedy nasi przewodnicy uważają, że jak spóźnią się po nas do domu to nie ma problemu, tłumacząc, że mogliśmy przecież w tym czasie zająć się jakąś pracą domową. Na pewno nie sprawdza się to w moim przypadku, bo gdy wybija umówiona godzina jestem gotowa do wyjścia, mając tylko pod ręką kurtkę i torebkę.
Poza tym bardzo nie lubię pędzić na tzw. ostatnią chwilę i wpadać z zadyszką do gabinetu lekarskiego czy nawet do sklepu.
Oczywiście życie ma swoje prawa i zdarzają się różne sytuacje losowe, niemożliwe do przewidzenia, wtedy na spóźnienie nie mamy żadnego wpływu.
Jednak osoby notorycznie mające problemy z punktualnością, dla własnego dobra powinny poszukać sposobów zapobiegających spóźnieniom.
Jeżeli regularnie się spóźniamy, to znaczy, że za późno wychodzimy z domu. Powinniśmy wówczas wstać rano trochę wcześniej, nastawić 2 budziki dzwoniące kolejno co 15 min, można też ustawić zegarek, tak żeby zawsze spieszył się kilka minut.
Czas należy szanować, bo zmarnowany, już nigdy nie da się odzyskać, aż żal, że nie da się go oszczędzić i trochę dodać wtedy, gdy go brakuje.
&&
Autor: Iwona
Czarniak
Źródło: publikacja własna
W działalność na rzecz osób niepełnosprawnych angażują się osoby dotknięte niepełnosprawnością. Jest to postrzegane na wiele sposobów i warto się temu bliżej przyjrzeć.
Niektórzy pracując na etacie np. w stowarzyszeniu wykonują po prostu swoje obowiązki, godziny pracy się kończą i ten temat staje się zamknięty. Takich osób jest niezwykle mało. Zazwyczaj pracujący na rzecz tych, którzy borykają się z dysfunkcjami i problemami z nimi związanymi to pasjonaci, dla których nie ma określonych godzin pracy.
Poświęcają swój wolny czas na rozmowę, dzielą się własnymi doświadczeniami, pomagają ogarnąć wciąż zmieniające się przepisy. To tylko niewielka cząstka tego, co dają od siebie.
„Pozwalając sobie pomóc dajecie mi szansę na zrobienie dobrego uczynku” to słowa pełnosprawnej osoby i większość z udzielających wsparcia niepełnosprawnym koleżankom i kolegom też tak się na to zapatruje.
Boli fakt, kiedy zaczynają docierać opinie, że idąc do urzędu w celu załatwienia istotnej rzeczy np. przystosowania przejść do potrzeb niewidomych lub nagłaśnianie problematyki związanej z niepełnosprawnością postrzegane jest, jako chęć uzyskania rozgłosu. Tym bardziej jest to przykre, że takie opinie serwują sami niepełnosprawni, a może ma tu zastosowanie bardzo starego przysłowia - „Sądzę ciebie podłóg siebie”.
Każdy chce czuć się potrzebny, to coś, co dodaje nam skrzydeł i chęci do działania. Mając wśród nas osoby udzielające się dla dobra drugiego człowieka nie zniechęcajmy ich wygłaszaniem bzdurnych osądów.
Dla tych, którzy są zabezpieczeni finansowo, mają przy sobie kogoś bliskiego, na kogo mogą zawsze liczyć, pomoc z zewnątrz nie jest aż tak istotna, jednak i bliscy nieraz korzystają ze wsparcia tak zwanych „niepełnosprawnych weteranów”. Nieraz jest tak, że ktoś nam kiedyś pomógł podając nam pomocną dłoń, a po pewnym czasie sami dostrzegamy, że i my możemy udzielić wsparcia tym, którzy takiej pomocy potrzebują.
Nagrodą za pomoc drugiemu człowiekowi jest jego uśmiech i świadomość, że to, co robimy ułatwia i tak już jego niełatwe życie.
&&
Autor: Alicja
Nyziak
Źródło: publikacja własna
Tekst autorstwa Teresy Dederko, „Niewidomy pacjent” („Sześciopunkt” nr 3/14/2017) spowodował u mnie aktywację szuflady z medycznymi skojarzeniami i wspomnieniami. Przytoczone przez autorkę sytuacje z życia wzięte wywołały uśmiech, ale jednocześnie przypomniały własne, paradoksalne doświadczenia. Podczas wizyty u kardiologa usłyszałam pytania: „Jak pani zabija czas?” „Ten zegarek na ręce to atrapa?” U innego specjalisty, podobnie jak w przypadku pani Teresy, lekarka wyszła ze mną na korytarz i jeszcze raz przekazała wszystkie informacje przewodnikowi. Jej zachowanie wywołało zażenowanie zarówno u mnie, jak i przewodnika. Nie wiem skąd przekonanie u pracownika służby zdrowia, że osoba towarzysząca niewidomemu jest zainteresowana jego problemami zdrowotnymi. A może takie zachowanie wynika z faktu, że skoro nie widzę spisanych na kartce zaleceń, to nie poradzę sobie z odpowiednim stosowaniem i dawkowaniem leków. Innym razem do specjalisty wybrała się ze mną koleżanka. Gdy czekałyśmy pod gabinetem lekarskim zapytała: „… ale nie będę musiała wchodzić z Tobą do środka?” Oczywiście, że nie. Przecież jak każda inna osoba chcę sama decydować, komu i kiedy powiem o stanie mojego zdrowia. Jednak przy innej okazji, gdy wyszłam z gabinetu, czekająca w kolejce pacjentka zagadnęła mnie - „… szkoda, że mama nie weszła z panią do lekarza”. Z uśmiechem odpowiedziałam, że jestem już dorosła i umiem zadbać o siebie.
W odniesieniu do wizyt lekarskich warto pamiętać, że duże znaczenie ma postawa niewidomego pacjenta. Jeśli wchodzi on do gabinetu z przewodnikiem, to nie ma co liczyć, że lekarz będzie przekazywał informacje jemu. Automatycznie skupi swoją uwagę na przewodniku, bo z nim może nawiązać kontakt wzrokowy. Sytuacja ulega zmianie, gdy niewidomy pacjent idzie do lekarza, z którym ma systematyczny kontakt. W tym przypadku niewidomy ma wpływ na postawę lekarza wobec niego. Trochę wysiłku kosztowało mnie zbudowanie właściwej relacji z lekarzem pierwszego kontaktu i specjalistami, których regularnie odwiedzam. Dzisiaj lekarz wyjaśnia wszystko tylko mnie, receptę, wyniki badań kładzie przede mną, wie jak pomóc, gdy trzeba przemieścić się w gabinecie.
Pobyt w szpitalu, to już inny kaliber doświadczeń. Jeśli osoba niewidoma trafia na oddział, gdzie ją znają jest łatwiej. Męczącą i nużącą makabrą jest oddział, na którym niewidomy jest przysłowiowym świeżakiem. Do stresu związanego z nieznanym miejscem, obawą o wyniki badań, dochodzi konieczność udowadniania personelowi, że niewidomy nie jest idiotą. Ten ostatni zazwyczaj prezentuje różny poziom zrozumienia i wrażliwości. „… od dawna pani nie widzi? Co się stało, że straciła pani wzrok?” „Łóżko pościelone, na stoliku porządek, ee na pewno coś pani widzi?”. Tego typu pytania są wpisane w pakiet niewidomego pacjenta. No, bo jak można mieć wokół siebie ład i porządek skoro wzroku brak? Generalnie dla osób widzących bezwzrokowe funkcjonowanie oznacza chaos i bezradność.
A to automatycznie przekłada się na takie właśnie postrzeganie niewidomego.
Pani Teresa poruszyła w swoim artykule dwie ogromnie ważne kwestie, czyli trudności w znalezieniu przewodnika oraz brak odpowiedniego przeszkolenia służby zdrowia. Studia medyczne nie obejmują przygotowania do kontaktu z osobami niepełnosprawnymi. Postawa lekarza zależy od wielu czynników, które niekoniecznie związane są z medycyną. Tak naprawdę wystarczy odrobina empatii, zrozumienia i otwartość na słowa pacjenta, który podpowie jak mu skutecznie pomóc. Jednak najwyraźniej znacznie łatwiej kierować się utartymi schematami. Natomiast brak przewodnika, to dylemat wielu niewidomych. Niestety nadal nikt nie chce się pochylić nad tym problemem i opracować systemowe rozwiązania w odniesieniu do asystenta osoby niepełnosprawnej.
&&
&&
Źródło: Kurjer
Warszawski. R. 108, 1928, nr 285 + dod.
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=208823
Są różne. Ciemne, jak okna, w których zapuszczono zasłony. Szafirowe matowym szafirem, jak niebo, bez chmurki, na którem zapomniało wybłysnąć słońce.
Szare, jak stal, na którą nigdy nie pada blask.
Wielkie, zdziwione, nadsłuchujące oczy dziecinne, patrzące zawsze - mimo i zawsze - powyżej.
Oczy, jak otwarte szeroko drzwi ciała, które pominął zapalającej w nich iskrę cudu duch.
Szereg ślepych świec, daremno czekających u zapomnianego ołtarza, aby przejrzały złotym płomieniem na chwałę Panu.
Można znieść wiele. Ale trudno, nad wyraz trudno jest znieść, kiedy, zamiast światła, te umarłe oczy dziecinne ożywają na chwilę najdziwniejszem życiem, jedynem, jakie ich nieruchomej martwocie pozostało: łzami.
Płaczą szczególnie: jakgdyby pomimo siebie. Oczy są matowe i hipnotycznie skoncentrowane.
A na ich szklistej powłoce szklą się, srebrzą i spadają świetliste, żywe, drgające łzy. Jak krople żywego deszczu na szkle.
Jak rosa na zaśniętej, ciemnej wodzie.
Widziałam taką dziecinną, nieruchomą przez ślepotę oczu twarzyczkę, po której obojętnie spływały łzy, i, na miły Bóg!... powiedziałam:
napiszę!... Te ślepe oczy płakały, bo nie było już dla nich miejsca w jednem z czterech schronisk dla ociemniałych w Polsce, które ryczałtem mogą pomieścić 2 procent tych, coby pomocy w swojem strasznem, jak kara Boża kalectwie szukali.
Dwieście pięćdziesiąt dzieci na całą Polskę. A jeden tylko z amerykańskich zakładów wychowuje ich osiemnaście - wyraźnie: osiemnaście tysięcy! Czy nie jest to i straszne, i groźne?
Czy nie rośnie wraz ze współczesną cywilizacją i jej dobrem, zarazem i jej straszliwe zło, tworząc wpośród nas, żywych, jakgdyby państwo w państwie - cichy, niemy, tysiące i tysiące liczący odłam ludzi bez oczu, szczególny i straszny gatunek człowieka nam podobnego, a który tylko pozornie żyje w tym samym świecie, co my?...
Zdawało mi się, że jestem najnieszczęśliwszym z ludzi. Że niema krzywdy, stronniczości, goryczy, któraby nie usiłowała zepchnąć mnie w dół i pognębić mego talentu!... - mówił kiedyś jeden z najsławniejszych naszych muzyków.
- Gdziekolwiek szedłem - odmowa i obojętność. cokolwiek próbowałem rozpocząć - usuwało się z braku poparcia.
Ja, dorosły mężczyzna, zacinałem zęby, żeby nie szlochać, jak kobieta!
I oto nagle, na imieninach u znajomych, kiedy po kolacji miały rozpocząć się tańce... Pośród rozbawionych, strojnych pań, jakaś starsza kobieta prowadziła wolno pod rękę młodego chłopca z ładną, bladą twarzą.
Szczególną była tylko jej nieruchomość, jakgdyby zastygłe skupienie, z jakim patrzył powyżej normalnego poziomu i jakiś, by tak powiedzieć, nieosobowo. Niewidomy!... Dopiero potem dowiedziałem się, że istnieje u nas zrzeszenie niewidomych muzyków, zarobkujących w ten sposób.
Grał, uderzając miarowo takty, a ja stałem naprzeciwko i zachłannie, głodnie patrzyłem. Przyniesiono mu herbaty, wypił. Zaproponowano mu wypocząć, wstał.
- Czy, czy pana to bardzo męczy?... - spytałem bez sensu, pragnąc wyrazić zupełnie co innego: Czy bardzo go to upakarza, ta bezsiła podciętych skrzydeł sztuki?...
Widocznie zrozumiał więcej, niż wyraziłem, bo - odpowiedział powoli:
- Jestem bardzo szczęśliwy, że w ten sposób zarobkować mogę. Gdyby nie to i cóżbym począł?... Stałbym pod kościołem lub w ogóle - bym nie żył.
Przecież my niewidomi, mamy zdolności i zmysły, tak, jak inni ludzie, tylko kształcić je trzeba trudniejszemi drogami i większym kosztem.
A skąd wziąć na to!... Ludzie nie są źli, czy bez serca, tylko trzeba im często o cudzej niedoli przypominać...
Gdybym miał oczy!... Zdaje mi się czasem, że - o, Boże!... podbiłbym wtedy świat... - Ten wieczór był decydującym dla mnie, jako artysty.
Gdyby miał oczy!... Ja - miałem je, i - co? I - co?...
Zbuntowałem się wtedy w sobie! I jeśli podbiłem, jak powiadają świat: ten nieznany, ślepy mój młodszy brat otworzył mi wtedy oczy na szczęście, jakie mnie spotkało przez samo... ominięcie nieszczęścia!...
Nienawidzę kwest! Przeciążają nas. Nudzą. Powszednieją. Zmieniają na drobne złotą bryłę miłości i braterstwa, jaka w nas przecież żyje.
A jednak... Stokrotne Bóg zapłać tym, którzy kwesty w imię tych najnieszczęśliwszych młodszych braci naszych, własnym nakładem pracy przykrości i krzywdy, podejmować, się jeszcze umieją!
Właśnie w imię owej złotej bryły miłości!
Bo mnie. I panu. I pani, i wielu, wielu takim, którzyby sami przecież nie szli na Polną czterdzieści do ociemniałych, ani też do nich jechali za Warszawę do Lasek: bo nam wszystkim dają jednak możność kosztem małego, rzuconego do puszki pieniądza, zrzucić z serca jakgdyby wielki, ważki ciężar obowiązku.
Obowiązku! Ile że nie jesteśmy źli. Tylko... Trzeba nam często przypominać o cudzem nieszczęściu abyśmy ocenili, że ominęło nas i złożyli ofiarę zazdrosnym bogom na wykup.
Ludzie szczęśliwi, których codziennie rano witają roześmiane oczęta, błękitne i czarne, szare i bronzowe. Radosne światełka, zapalone przez dobre życie, pomyślcie w niedzielę, o tych dzieciach, które nigdy nie widziały uśmiechu matki i nie znają rysów ojca!
Towarzystwo opieki nad ociemniałymi (Polna 40) urządza w niedzielę kwestę.
&&
Redakcja magazynu „Sześciopunkt” ogłasza konkurs literacki pt. „Życie Bez wzroku”. W konkursie mogą wziąć udział zarówno osoby niewidome jak i widzące np.: nasi bliscy, przyjaciele, nauczyciele uczący niewidomych uczniów. Uczestnikom konkursu pozostawiamy całkowitą swobodę w wyborze formy wypowiedzi, może to być: esej, felieton, opowiadanie, wiersz.
Prace w wersji elektronicznej nie dłuższe niż 10 tys. znaków to jest ok. 7 stron komputerowych, prosimy kierować na adres redakcji: redakcja@swiatbrajla.org.pl.
Prace w wersji papierowej, brajlowskiej lub czarnodrukowej prosimy wysyłać na adres biura Fundacji:
Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”
ul. Powstania Styczniowego 95d/2, 20-706 Lublin.
Prace można przesyłać do 15 października, a wyniki konkursu będą ogłoszone w numerze grudniowym „Sześciopunktu”.
Oceny dokona 3-osobowe jury, wybrane przez wydawcę Magazynu, który jest fundatorem nagród dla laureatów.
Nagrodzone prace będą sukcesywnie publikowane na łamach „Sześciopunktu”.
Przewidywane są następujące nagrody:
Dodatkowo, przewidziane są 3 wyróżnienia po 100 zł.
Fundacja Szansa dla Niewidomych, Tyflopunkt w Kielcach serdecznie zaprasza do udziału w projekcie: Trampolina do kariery - wsparcie osób niewidomych i niedowidzących na rynku pracy.
Celem projektu jest integracja i aktywizacja społeczno-zawodowa osób z dysfunkcją wzroku.
Adresatami zadania są:
Co zyskają uczestnicy:
Zainteresowane osoby prosimy o kontakt:
Fundacja Szansa dla
Niewidomych Tyflopunkt Kielce
ul. Targowa 18, 25-520
Kielce, 14 piętro, pokój 1422
tel. kom. 662-138-600
tel: 41 343-34-26,
Adres e-mail: kielce@szansadlaniewidomych.org.pl
Więcej informacji mogą Państwo znaleźć na stronie internetowej: www.szansadlaniewidomych.org.pl.
Projekt jest współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego na lata 2014-2020.
„Ludzie błagają Boga o zdrowie, nikt jednak ze śmiertelników nie wie, że zachowanie zdrowia leży w jego własnych rękach.”
Demokryt z Abdery
Arkadia
To historyczna kraina w Grecji o pięknym, górskim krajobrazie, pełna słońca, zieleni i kwiatów. Zamieszkana była niegdyś przez pasterzy kóz i owiec. W starożytności, a także i później, poeci opiewali ją jako sielankowy kraj szczęśliwych ludzi, którzy wśród pięknej przyrody wiedli bezproblemowe życie.
Dr Jan Kwaśniewski, twórca diety optymalnej, „Arkadiami” nazwał prowadzone przez siebie zakłady lecznicze, w których, dzięki diecie optymalnej i zabiegom wspomagającym, przywracał do zdrowia ciężko chorych, a ucząc ich odżywiania optymalnego w dalszym życiu dawał im szansę pozbycia się najtrudniejszych problemów życiowych.
Kim jest dr Jan Kwaśniewski?
Jan Kwaśniewski jest lekarzem medycyny, twórcą tzw. „Diety optymalnej", tzn. zasad prawidłowego odżywiania się człowieka. W latach sześćdziesiątych pracował jako lekarz-dietetyk w sanatorium wojskowym, w Ciechocinku. Wtedy zauważył, że jeśli w planowanych jadłospisach zwiększał wydatnie ilość tłuszczu, a zmniejszał ilość węglowodanów, kuracjusze zjadali mniej, a czuli się bardziej syci. Ponadto otyli tracili na wadze, poprawiało się ogólne samopoczucie, a wyniki kuracji uzdrowiskowej były lepsze.
Problem ten tak go zainteresował, że podjął studia w tej dziedzinie i poświęcił im całe dalsze swoje życie. Przeczytał setki, jeśli nie tysiące źródeł, od współczesnej literatury medycznej, aż po Biblię i dzieła starożytnych filozofów. Jest rzadko spotykanym erudytą.
Wynikiem tych badań, a także doświadczeń - najpierw na zwierzętach, potem na sobie samym i swojej rodzinie, a następnie na pacjentach - było stwierdzenie, że zdrowie człowieka, jego samopoczucie, charakter, umysłowość itd. zależą głównie od tego, czym i jak się żywi. Dalsze wnioski nasuwały się same: jeśli organizmowi dostarczy się tyle i takich składników, by wszystkie procesy metaboliczne mogły przebiegać prawidłowo, a wszystkie komórki i tkanki były dobrze odżywione - to człowiek będzie działał „bezawaryjnie”, tzn. będzie zdrowy, silny i sprawny i będzie długo żył. Złe odżywianie jest zatem przyczyną większości ludzkich chorób.
Dr Kwaśniewski przez wiele lat starał się na próżno o upowszechnienie swoich odkryć. Wciąż napotykał, i napotyka nadal, zwartą, wrogą postawę środowisk lekarskich. Choć przeprowadzono badania, które potwierdziły jego założenia, oficjalna medycyna nie chce uznać opracowanej przez niego teorii. Wiele autorytetów potępiło ją, nawet jej nie sprawdzając. Teoria ta, sprzeczna z głoszonymi powszechnie zasadami dietetyki, jest bowiem potężnym zagrożeniem dla tytułów naukowych, stanowisk, posad, autorytetów.
Dowodów na prawdziwość teorii dr. Kwaśniewskiego, na skuteczność modelu żywienia optymalnego, dostarczają setki tysięcy ludzi, których wyleczył on z chorób przez współczesną medycynę uznanych za nieuleczalne, jak cukrzyca, miażdżyca, nadciśnienie, choroba Buergera, choroby zwyrodnieniowe i inne. Za osiągnięcia w leczeniu cukrzycy (bez uciekania się do insuliny) Jan Kwaśniewski został w 1999 r. zgłoszony do Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. Są to oczywiste fakty, które - wobec ciągle rosnącej liczby ludzi żywiących się optymalnie - coraz trudniej ignorować.
Dr. Kwaśniewski spotkał jednak ludzi, którzy pomogli mu z przebiciem się z wiedzą o jego diecie do opinii publicznej. Obecnie szerzy się ona lawinowo, nie tylko w Polsce, ale i za granicą - w Europie Zachodniej, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, nawet w Australii i RPA. „Optymalnych”, jak sami siebie nazywają, ciągle przybywa. Zgodnie z dietą optymalną jedzą już miliony ludzi, którzy dzięki niej pozbywają się chorób i osiągają lepszą jakość życia.
Na czym polega dieta optymalna?
Dieta optymalna polega na zachowaniu w jedzeniu właściwych proporcji między trzema podstawowymi składnikami produktów spożywczych: na 1 g zjedzonego białka powinno przypadać 2,5 do 3,5 g tłuszczu i tylko 0,5 g węglowodanów. Jest to więc dieta wysokotłuszczowa.
Zarówno białko jak i tłuszcze powinny pochodzić ze zwierząt. Najlepsze białko zawarte jest w jajkach, produktach mleczarskich, mięsie, podrobach, a najlepsze tłuszcze to smalec wieprzowy i gęsi, słonina, łój, masło.
Z diety wyklucza się niemal całkowicie cukier (i ten z cukiernicy i ten zawarty w miodzie, owocach i wszelkich produktach słodkich) oraz produkty zbożowe: mąki, kasze, ryż, chleb. Węglowodany ogranicza się więc do minimalnej ilości podanej w proporcji.
Przeciętnie człowiek powinien zjadać około 50-80 g białka, 200-300 g tłuszczu i 30-50 g węglowodanów dziennie (w zależności od płci, wieku, wykonywanej pracy itp.). Trzeba jednak pamiętać, że ilość ta nie oznacza masy pokarmu, lecz jest znacznie mniejsza, jako że np. 100 g mięsa zawiera zaledwie 15 g białka i 10-40 g tłuszczu.
Zachowując podane proporcje można jeść właściwie wszystko i wcale niekoniecznie mięso. Dużo bardziej wartościowe od niego są jajka, sery, śmietana, a jeśli produkty mięsne, to głównie boczek, podroby, wędliny podrobowe (salcesony, wątrobianki). W ramach dopuszczalnej ilości węglowodanów można zjeść np. kromkę chleba lub dwa ziemniaki, nieco owoców, sporo warzyw, a nawet czasami kawałek czekolady.
Większość produktów spożywczych zawiera kombinację białka, tłuszczu i/lub węglowodanów. Najważniejsze jest, aby nauczyć się obliczać proporcje między tymi składnikami w potrawie, którą przyrządzamy i zestawiać produkty tak, by osiągnąć pożądaną proporcję. Pomocne w tym celu są tabele wartości odżywczych produktów spożywczych (zawierają je książki dr Kwaśniewskiego). Dla osób, które na początku nie radzą sobie z wyliczeniami przydatne mogą być przykładowe jadłospisy dzienne zgodne z dietą optymalną (również w książkach).
Zarówno dr Kwaśniewski jak i osoby żywiące się optymalnie wolą zamiast słowa „dieta” używać określenia „żywienie optymalne”. Jest to bowiem sposób żywienia, który przyjmuje się na całe życie, nie okresowo, jak większość diet. Służy ono zarówno ludziom chorym jak i zdrowym. Jedzenie przestaje być przypadkowym wrzucaniem do ust przypadkowych produktów, a staje się świadomym zasilaniem organizmu w potrzebne mu składniki. Wskutek tego całkowicie zmieniają się i normują procesy metaboliczne, inaczej przebiega przemiana materii.
Organizm otrzymuje z tłuszczów dużo potrzebnej mu energii, co umożliwia mu kierowanie białka jako budulca do tych organów i tkanek, które chorują. W ten sposób organizm sam się leczy, szybko i raz na zawsze. Na początku może się to wydać niewiarygodne, ale żywienie optymalne leczy prawie wszystkie choroby - miażdżycę, chorobę Buergera, choroby zwyrodnieniowe, nadciśnienie, łuszczycę. Leczy również cukrzycę - w ciągu 3 tygodni do 3 miesięcy choroba ta ustępuje, a przyjmowanie insuliny staje się niepotrzebne.
Dieta działa też odchudzająco. Sprawnie pracujący organizm sam stopniowo spala własne tłuszcze jako niepotrzebny balast. Nie głodząc się, jedząc zgodnie z własnym apetytem i rytmem, chudnie się przeciętnie 1,5 kg tygodniowo, aż do osiągnięcia prawidłowej wagi ciała. Ponieważ proces ten nie odbywa się kosztem pozbawienia organizmu potrzebnych mu pokarmów, a przeciwnie - poprzez przywrócenie mu właściwego sposobu funkcjonowania, osiągnięty efekt jest trwały. Dieta optymalna jest dietą tanią. Produkty, których jedzenie jest najbardziej zalecane (jajka, podroby, salcesony, boczek, słonina, smalec, szpik kostny, skórki wieprzowe) są dużo tańsze od powszechnie uważanych za „dobre”, tzn. chudego mięsa i wędlin, ryb, nowalijek, słodyczy, egzotycznych owoców itp., natomiast o wiele bardziej od nich wartościowe.
Po przejściu na dietę optymalną wkracza się w zupełnie inne życie: dochodzi się do właściwej wagi ciała, choroby w większości znikają lub cofają się, człowiek czuje się lekki i zdrowy, jest pełen energii i optymizmu. Trzeba tylko odrzucić wmawiane nam przez dziesiątki lat zasady żywieniowe i spróbować jeść zgodnie z dietą - jeden dzień, tydzień, miesiąc. Już po miesiącu przekonamy się, że tłuszcz nie tuczy, lecz odchudza, że nie powoduje miażdżycy, lecz ją leczy, a brak chleba i słodyczy wcale nie przeszkadza, by jeść smacznie i zdrowo.
Co jeść, a czego nie jeść?
Produkty zalecane w żywieniu optymalnym:
Produkty dopuszczone do spożycia, jednak w niewielkich ilościach, gdyż są mniej wartościowe:
Produkty niejadalne:
Skład niektórych produktów spożywczych
Poniżej przedstawiono w tabeli zawartość najważniejszych składników odżywczych, białka i tłuszczu, oraz proporcję pomiędzy nimi w wybranych produktach spożywczych zalecanych w żywieniu optymalnym.
Produkt (100 g) - Białko ( g) - Tłuszcz ( g) - Proporcja B/T
Ilość niektórych produktów spożywczych, w której zawiera się ok. 50 g (dzienna porcja) węglowodanów:
Przykładowy jadłospis optymalny
Śniadanie: Omlet z 3 jajek z zielonym groszkiem, smażony na maśle, kromka (10 dag) chleba białkowego (pieczonego zgodnie z zasadami diety) z masłem (3 dag). Do popicia szklanka herbaty z plasterkiem cytryny lub bez.
B 32 g - T 91 g - W 22 g
- kcal 1032
1 /2,8 /0,7
Obiad: Porcja (20 dag) duszonych żeberek z czubatą łyżką surówki z kiszonej kapusty polanej łyżką oliwy. Bez ziemniaków! Na deser: filiżanka kawy z łyżką (3 dag) bitej śmietanki kremówki.
B 19 g - T 72 g - W 6 g -
kcal 706
1 /3,8 /0,3
Kolacja: 2 kawałki (15 dag) biszkoptu (pieczonego zgodnie z zasadami diety) posmarowane grubo masłem (5 dag). Do tego kawa lub herbata bez cukru.
B 15 g - T 56 g - W 30 g - kcal 686
1 /3,7 /2,0
Łącznie cały dzień:
B 66 g - T 219 g - W 58 g - kcal 2424
1 /3,3 /0,9
Gdzie przeczytać o diecie optymalnej?
Pełną informację o diecie optymalnej można znaleźć w książkach wydanych przez dr. Kwaśniewskiego. Są to:
Książki dr. Kwaśniewskiego zostały przetłumaczone na kilka języków. W Polsce dostępne jest angielskie tłumaczenie „Żywienia optymalnego” (Optimal nutrition), „Diety optymalnej” (Homo Optimus) oraz niemieckie tłumaczenie „Żywienia optymalnego” (Optimal essen).
Wszystkie powyższe książki zostały wydane przez Wydawnictwo WGP. Można je kupić w dużych księgarniach lub zamówić bezpośrednio w wydawnictwie.
Z kim porozmawiać o diecie optymalnej?
Dieta optymalna upowszechniła się już na tyle, że ludzie w ten sposób się żywiący zrzeszają się w Bractwa Optymalnych, które mają za zadanie upowszechniać ten model żywienia i pomagać sobie wzajemnie. Bractwa te funkcjonują już w wielu miejscowościach, głównie na Śląsku: w Jaworznie, Łazach, Mysłowicach, Wrocławiu, Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej i innych. W 1999 r. powstało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Bractw Optymalnych z siedzibą w Jaworznie. Służy ono chętnie wszelkimi informacjami na temat spotkań optymalnych, adresów i telefonów kontaktowych itp.
Z optymalnymi można nawiązać kontakt także za pośrednictwem Internetu. Działa otwarta lista dyskusyjna oraz kilka stron internetowych, np. www.optymalni.org.pl (oficjalna strona Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Optymalnych).
Są też strony na temat diety optymalnej prowadzone przez osoby prywatne.
Informacje dotyczące nie tylko książek dr. Kwaśniewskiego, ale także diety optymalnej można uzyskać także w Wydawnictwie WGP.
Arkadia
ul.
Lorentowicza 19 87-720 Ciechocinek, tel.: 54 283-20-21,
www.ciechocinek-arkadia.q4.pl,
e-mail: arkadiaciech@gmail.com
Serdecznie zaprasza Hanna Suchowiecka