Sześciopunkt
Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących
ISSN 2449-6154
Nr 8/19/2017
październik
Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”
Adres:
ul.
Powstania Styczniowego 95d/2
20-706 Lublin
Tel.: 505-953-460
Strona
internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres
e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl
Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres
e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl
Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja
Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski
Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.
Materiałów niezamówionych nie zwracamy.
Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Spis treści
Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko
Koniec rozwoju programu Window-Eyes – Mateusz Bobruś
MEN: „Uczeń niepełnosprawny, chory, musi mieć wszechstronne wsparcie” - PAP
Spełniłem swoje podniebne marzenie – Aneta Konieczny
Jak radzić sobie z bezsennością – dr Michał Skalski
Ćwiczenia prawie dla wszystkich – Ryszard Dziewa
Gospodarstwo domowe po niewidomemu
Praktyczne porady - Czytelnicy
Pozostanie w naszej pamięci – Zofia Krzemkowska
Zasada Fikumikosa Napatykolusa: przede wszystkim nie głupieć – Jerzy Ogonowski
Galeria literacka z Homerem w tle
Biała laska - nie tylko na poważnie – Teresa Dederko
Pies przewodnik oczami niewidomego – Iwona Czarniak
&&
Drodzy Czytelnicy!
Z okazji Międzynarodowego Dnia Białej Laski, życzymy wszystkim pogody ducha, optymizmu, uśmiechu na co dzień, a na przemierzanych ulicach spotykania samych życzliwych, przyjaznych ludzi.
W tym jesiennym numerze „Sześciopunktu” wspominamy wielkiego, prawdziwego przyjaciela niewidomych, Ojca Brunona Pawłowicza.
Ważnym poruszanym tematem jest użyteczność brajla, nawet przy zastosowaniu nowoczesnych technologii.
W długie jesienne popołudnia, proponujemy pod kierunkiem naszego kuchmistrza, poeksperymentować trochę w ciepłej kuchni.
W dziale „Nasze sprawy” znajdziemy odpowiedź na pytanie: czy warto mieć psa przewodnika, poruszymy również trudny temat uzależnienia od alkoholu, z którym niekiedy muszą zmierzyć się także osoby niewidome.
Z okazji naszego święta zebraliśmy bukiet wierszy o niewidomych, autorstwa znanych poetów.
W tym miejscu pragniemy podziękować za współpracę Zbigniewowi Grajkowskiemu, który został przeniesiony z zespołu redakcyjnego "Sześciopunktu" do innych obowiązków w Fundacji.
Zbyszku, mamy nadzieję, że nadal będziesz pisał artykuły, tak cenione przez Czytelników naszego miesięcznika.
Zespół redakcyjny
&&
Eleni
Czerwienią liści nas otula, babiego lata
złotą smugą
I
noc się robi coraz dłłuższa, miły jesień przyszła już
Wiatry
wróciły do nas znowu, ptaki z południa są już w domu
I
słychać pierwsze kroki chłodu, miły jesień przyszła już
A w nas jeszcze tyle wciąż radości jest
Tyle
słońca z lata jeszcze w nas
I
jesienny smutek nam nie grozi, wiem
Dobry los wciąż sprzyja nam
Już szare chmury stoją w oknie, bezradny
kasztan w deszczu tonie
Jak
dobrze z tobą być, przy tobie, miły jesień przyszła już
Zmarznięci
i skuleni ludzie do domu biegną byle szybciej
W
kieszeniach niosą mokry smutek, miły jesień przyszła już
A w nas jeszcze tyle wciąż radości
jest
Tyle
słońca z lata jeszcze w nas
I
jesienny smutek nam nie grozi, wiem
Dobry
los wciąż sprzyja nam
A w nas jeszcze tyle wciąż radości
jest
Tyle
słońca z lata jeszcze w nas
I
jesienny smutek nam nie grozi, wiem
Dobry los wciąż sprzyja nam
A w nas jeszcze tyle wciąż radości
jest
Tyle
słońca z lata jeszcze w nas
I
jesienny smutek nam nie grozi, wiem
Dobry los wciąż sprzyja nam
Źródło: www.tekstowo.pl
&&
&&
Mateusz Bobruś
Firma Ai Squared, która wchodzi w skład konsorcjum VFO Group, oficjalnie ogłosiła, że z dniem 15 maja 2017 roku, kończy rozwój programu Window-Eyes, który był przez wielu polskich użytkowników lubianym czytnikiem ekranu, za jego prostotę i intuicyjność. Zdaniem grupy VFO powodem zaprzestania rozwoju Window-Eyes jest fakt dynamicznego rozwoju systemu Windows 10, co w konsekwencji wymagałoby zatrudnienia większej liczby pracowników. W związku z tym, od teraz, siły skupione będą tylko i wyłącznie nad rozwojem jednego produktu, jakim jest Jaws.
Trochę historii
W styczniu 2014 roku, firma GW Micro postanowiła udostępnić wszystkim użytkownikom, którzy korzystają z pakietu biurowego Microsoft Office 2010 i wyższych, możliwość korzystania z pełnej, darmowej wersji programu Window-Eyes 8.4 i późniejszych. W maju 2014 roku firma GW Micro połączyła się z firmą Ai Squared, co dało obydwu firmom możliwość pracy nie tylko nad programem Window-Eyes, ale i stworzenia programu ZoomText Fusion, czyli rozwiązania, które miało przypominać program SuperNova, ponieważ posiadało ono możliwość pełnego powiększenia i udźwiękowienia komputera w jednym. Pierwsza wersja tego programu powstała na przełomie listopada 2015 roku, o czym już pisałem w jednym z archiwalnych numerów „Sześciopunktu”. Na przełomie czerwca i lipca 2016 roku, firmy Freedom Scientific, Optelec i Ai Squared połączyły się w jedną firmę, tworząc konsorcjum VFO Group. Początkowo nie wiedziano, co będzie z rozwojem programu Window-Eyes. 15 maja 2017 roku oficjalnie zakończono pracę nad rozwojem Window-Eyes.
Co w zamian dla płatnych użytkowników?
Firma Freedom Scientific przygotowała możliwość przejścia do programu Jaws 18 bezpłatnie dla tych użytkowników, którzy posiadają program Window-Eyes 9.0 i nowszy. Wystarczy wejść na stronę: www.gwmicro.com/window-eyes/migrateform/. Po wypełnieniu formularza wskazanego na stronie, dział sprzedaży Freedom Scientific lub jej przedstawicielstwo, skontaktuje się z wybranymi osobami w celu potwierdzenia wszystkich danych, a użytkownik otrzyma numer seryjny w celu aktywacji Jaws 18. Obecnie producent nie przewiduje umożliwienia przejścia do programu Jaws dla tych, którzy korzystają z oferty Window-Eyes for Office, chociaż w dalszym ciągu będzie można korzystać z Window-Eyes for Office bezpłatnie, pamiętając o tym, że żadne poprawki do programu Window-Eyes nie będą już dodawane. Kontrakt firmy Ai Squared z firmą Microsoft kończy się 30 czerwca 2017 roku.
A co z rozwojem programu Jaws?
Choć firma Freedom Scientific cały czas stara się wprowadzać nowe udoskonalenia do programu Jaws, to wydaje się, że nie są one aż tak znaczące, jak w latach poprzednich. Na przykład, w tamtym roku mieliśmy wprowadzoną jedną funkcję, która pozwala na odczyt zawartości znajdującej się pod wskaźnikiem fizycznej myszy, w miarę przesuwania jej po ekranie. Przyznam szczerze, że tę funkcję ma od dawna program NVDA, zatem kupowanie tego czytnika ekranu, moim zdaniem, odpada. Druga funkcja, która została zaimplementowana, to możliwość przyciszania screenreadera w trakcie odtwarzanej muzyki.
ZoomText Fusion
Jakiś czas temu w jednym z numerów „Sześciopunktu” opisywałem rozwiązanie, które łączyło w sobie program powiększający i udźwiękawiający w jednym tak, jak to ma miejsce w przypadku pakietu SuperNova. Rozwiązanie to, w mojej ocenie, wydawało się dla zwykłego użytkownika, który nie jest obeznany na co dzień z komputerami, bardzo proste i przejrzyste, ponieważ zawierało filmy instruktarzowe, które w łatwy i przyjemny sposób opisywały wykonywanie różnych czynności na komputerze. Niestety, okazuje się jednak, że obecna wersja ZoomText Fusion pozostawia wiele do życzenia. Po instalacji programu, dostępne są trzy ikony: ZoomText do uruchomienia samego programu ZoomText, Jaws (tylko sam Jaws), lub Fusion (programy ZoomText i Jaws w jednym). Po uruchomieniu programu, jego interfejs już na pierwszy rzut oka wydał mi się kompletnie nieintuicyjny. Będąc przekonanym o tym, że mam uruchomiony program Fusion, zacząłem przemieszczać się klawiszami lewy Alt i Tabulator w celu odszukania programu Fusion. Po wciśnięciu kombinacji Alt+Tab moim oczom ukazał się jedynie sam program ZoomText, a nie, jak to miało miejsce w wersji poprzedniej, cały panel, w którym były umieszczone dwa programy w jednym miejscu. Jak zatem początkujący użytkownik, który wyjął komputer z pudełka, ma sobie poradzić z obsługą dwóch programów naraz, skoro nawet nie wie, że kombinacją do wywoływania interfejsu Jaws jest Insert+j?
Podsumowanie
Choć sprzęt specjalistyczny, w tym komercyjne czytniki ekranu, monitory brajlowskie i drukarki brajlowskie będą gościć na polskim i światowym rynku jeszcze przez kilka lat, to można odnieść wrażenie, że pozycja rozwiązań specjalistycznych z roku na rok spada na rzecz rozwiązań projektowanych uniwersalnie, chociażby w telewizorach opartych na systemie Tizen lub zaimplementowanych w urządzeniach z logo nadgryzionego jabłka, a także czytnika ekranu NVDA, który jest napisany w otwartym kodzie źródłowym i jest w pełni przenośny. O tym, czy warto jest dziś kupić komercyjny czytnik ekranu lub inne rozwiązanie specjalistyczne, pozostawiam do przemyślenia Czytelnikom.
&&
&&
PAP
Uczeń niepełnosprawny, chory, czy mający problem z funkcjonowaniem w szkole, musi mieć zapewnione wszechstronne wsparcie. Zasadniczym celem wprowadzanych zmian było włączenie ucznia do grupy rówieśniczej - zapewnia Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN). Podkreśla, że wspiera uczniów ze specjalnymi potrzebami.
Chodzi o nowe regulacje prawne, dotyczące uczniów z niepełnosprawnością, czyli rozporządzenia w sprawie: indywidualnego obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego dzieci i indywidualnego nauczania dzieci i młodzieży; zasad organizacji i udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach; warunków organizowania kształcenia, wychowania i opieki dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych, niedostosowanych społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym.
„Ministerstwo Edukacji Narodowej zadbało o edukację dzieci i uczniów z różnymi potrzebami. Zasadniczym celem wprowadzanych zmian było włączenie ucznia do grupy rówieśniczej. Uczeń niepełnosprawny, chory, czy mający problem z funkcjonowaniem w szkole, musi mieć zapewnione wszechstronne wsparcie” - podkreślono w komunikacie resortu opublikowanym w piątek, 8 września, na jego stronie internetowej.
Niepełnosprawność nie stanowi przeszkody
Wyjaśniono w nim, że uczeń chory, który z poradni psychologiczno-pedagogicznej otrzymał orzeczenie o potrzebie nauczania indywidualnego, realizuje zajęcia edukacyjne w domu. Jednak w każdej chwili, gdy jego stan zdrowia ulegnie poprawie, wraca do rówieśników i uczy się z nimi. Uczeń, któremu choroba nie przeszkadza w uczestniczeniu w życiu szkolnym, powinien być w nie włączony i mieć kontakt ze swoimi rówieśnikami. Z kolei dziecko z niepełnosprawnością nie musi uzyskiwać orzeczenia o nauczaniu indywidualnym, żeby mieć zorganizowane zajęcia indywidualne. Może realizować je w oparciu o indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny dostosowany do jego potrzeb i możliwości.
„Uczniowie niepełnosprawni mają prawo do nauki ze swoimi rówieśnikami, nie zaś w szkole, sam na sam z nauczycielem. Niepełnosprawność nie stanowi przeszkody w uczęszczaniu na zajęcia szkolne. Dziecko niepełnosprawne, na podstawie orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego - jeżeli jest taka potrzeba - może mieć zorganizowane zajęcia indywidualne z niektórych przedmiotów. Takie rozwiązanie nie wymaga orzeczenia o nauczaniu indywidualnym” - zaznaczono w komunikacie.
„Dla grupy uczniów, którzy mają problem z funkcjonowaniem szkolnym, np. fobia szkolna, depresja itp., dyrektor, w ramach pomocy psychologiczno-pedagogicznej organizuje zindywidualizowaną ścieżkę kształcenia. Pozwala ona na odbywanie części zajęć z klasą bądź indywidualnie” - czytamy. „Ministerstwo Edukacji Narodowej wspiera uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi” - podkreślono.
Kuratorzy oświaty byli szkoleni
W komunikacie napisano, że: „szereg rozwiązań prawnych mających pomóc uczniowi z niepełnosprawnościami w realizowaniu obowiązku szkolnego i nauki” - przygotowano w konsultacji z dyrektorami szkół, nauczycielami, rodzicami i przedstawicielami środowiska oświatowego.
Resort edukacji poinformował także, że podjął działania związane z upowszechnieniem informacji o nowych rozwiązaniach w zakresie edukacji dzieci z niepełnosprawnościami. „Już przed wakacjami, w czerwcu 2017 r., przeprowadziliśmy szkolenia dla wizytatorów kuratoriów oświaty. W najbliższym czasie planowane są kolejne” - podało MEN.
„Dodatkowo, aby zapewnić pełne wsparcie merytoryczne kuratorom oświaty, dyrektorom przedszkoli, szkół i placówek w całej Polsce, uruchomiliśmy sieć współpracy i plan samokształcenia wizytatorów. Kuratorzy oświaty zostali zapoznani z wprowadzanymi zmianami i zobowiązani do przekazania ich dyrektorom jednostek systemu oświaty” - czytamy w komunikacie.
Poinformowano w nim też, że we wrześniu br. dyrektorzy otrzymają materiały informacyjne, w jaki sposób organizować kształcenie uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi w kontekście nowych rozwiązań prawnych, a w połowie października br. zaplanowana jest konferencja poświęcona edukacji włączającej i wsparciu dzieci z niepełnosprawnościami.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl, 11.09.2017
&&
&&
Aneta Konieczny
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad opcją skoku ze spadochronem? Jesteś na wysokości 4000 metrów, błękit nieba, chmury i ty. Po magicznych słowach instruktora: „raz, dwa, trzy, go!”. Lecisz! Niektórym z nas już na samą myśl o tym podnosi się poziom adrenaliny. Większość z nas z pewnością powie: „nie, to nie dla mnie, to już nie to zdrowie, nie ten wiek…”.
Takich dylematów nie miał Tomasz Lesik - entuzjasta biegania, maratończyk - wykonując swój pierwszy skok w tandemie, o którym marzył od lat. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Tomek jest osobą niewidomą.
Wzrok pogorszył się mu w wieku 20 lat w wyniku choroby Lebera. 20. urodziny obchodził już w „krainie cieni”, bo widzi tylko zarysy osób i przedmiotów. Jest zawodnikiem, który w swojej karierze sportowej ukończył 30 maratonów, 4 Biegi o Nóż Komandosa, przebiegł setki kilometrów. Biega z przewodnikiem, z którym związany jest krótkim sznurkiem.
- Spełniam po prostu swoje marzenia. Chcę pokazać też innym, że niepełnosprawność nie jest przeszkodą w drodze do osiągania wytyczonych celów. W 2009 r., dzięki Fundacji Achilles, udało mi się ukończyć maraton w Nowym Jorku. Jako niewidomy maratończyk budziłem wśród kibiców wielkie emocje, skandowali moje imię, to wspaniałe uczucie! Na maratonie w Berlinie złamałem magiczny czas 4 godzin i dobiegłem na metę w ciągu 3 godzin i 55 minut. Nie muszę chyba ci mówić, co wtedy czułem. Emocji towarzyszących przekroczeniu mety maratonu nie można porównać z niczym innym, trzeba to samemu przeżyć, poczuć to. Teraz przyszedł czas na zrealizowanie moich „podniebnych” marzeń. Od zawsze chciałem skoczyć ze spadochronem i udało się. Zrobiłem sobie taki prezent z okazji zostania dziadkiem. Skok dedykowałem mojemu wnukowi - Konstantemu Tomaszowi (drugie imię po dziadku oczywiście). Mam nadzieję, że kiedyś, jak dorośnie, będzie ze mnie dumny. Do mojego szalonego pomysłu namówiłem też Przemka, mojego syna, który skakał w drugim tandemie. Przed skokiem uczestniczyliśmy w krótkim szkoleniu, w trakcie którego pokazano nam pozycje, jakie należy przyjąć podczas wyskoku z samolotu oraz w trakcie lądowania. Na wysokości 2 tys. metrów spięliśmy się z instruktorem, a kiedy samolot osiągnął wysokość 4 tys. metrów, drzwi zostały otworzone, siedliśmy na krawędzi, przed nami rozpościerała się niebiańska przestrzeń. Nawet nie miałem czasu na jakiekolwiek przemyślenia, strach. Po odliczeniu instruktora: „raz, dwa, trzy, go!” polecieliśmy. Po kilku sekundach wyciągnąłem przed siebie ręce. Ten moment, tzw. moment wolnego spadania, wspominam najlepiej. Czułem się jak w stanie nieważkości. Pomimo dosyć dużej prędkości z jaką spadaliśmy (200 km/h) nie czułem tego. Było naprawdę bajecznie. Na wysokości 1800 metrów otworzył się spadochron i bezpiecznie wylądowaliśmy na ziemi. Niezapomniane wrażenia! - wspominał Tomek, dziadek Tomek.
Słuchając opowieści Tomka zaczynam wierzyć w to, że nie ma rzeczy niemożliwych, a nasze ograniczenia zwykle stwarzamy sobie sami. Większość z nas brnie do przodu ścieżkami życia na oślep, bez celu, czasami gubimy się w labiryncie codzienności. On - niewidomy, ma wizję, cel w życiu, spełnia swoje marzenia, nie przejmuje się ograniczeniami. Jest szczęśliwy, bo jak powiada: „Kto chce, ten szuka sposobu, a kto nie chce, ten szuka powodu”.
Źródło: „Ziemia Lubliniecka”
&&
&&
dr Michał Skalski
Problemy ze snem ma prawie połowa Polaków, z czego 60 proc. to kobiety. Należymy do najbardziej bezsennych narodów Europy. I, w porównaniu z bezsennością w innych krajach, nasza rodzima ma dużo cięższy przebieg.
Zdaniem specjalisty od leczenia zaburzeń snu, psychiatry dr. Michała Skalskiego z Poradni Leczenia Zaburzeń Snu w Klinice Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, należymy do najbardziej bezsennych narodów Europy.
- To już prawie epidemia - przyznaje dr Skalski. - Niepokoi zwłaszcza wciąż rosnąca liczba młodych osób z takimi problemami. To wynik nieprawidłowego trybu życia, stresów, złej diety, braku ruchu. Oczywiście kilka nieprzespanych nocy, trudności z zaśnięciem, niespokojny sen, budzenie się w nocy - co jakiś czas każdemu mogą się przytrafić i nie jest to jeszcze powód do niepokoju. Jeśli jednak zdarza się to często i trwa tygodniami, to znaczy, że mamy problem. Utrzymująca się ponad trzy tygodnie bezsenność wymaga konsultacji z lekarzem. To również może być sygnałem jakiejś poważniejszej choroby.
Jak poradzić sobie samemu
Uwaga!
Jeśli mimo wszystko nie możesz zasnąć, nie zmuszaj się na siłę do spania. Wstań, pochodź trochę po pokoju, posłuchaj muzyki, zjedz kawałek żółtego sera lub plasterek pieczonego drobiu (zawierają substancje ułatwiające zasypianie), wykonaj kilka głębokich wdechów przy otwartym oknie. A potem się połóż.
Pomóż sobie melatoniną
Zaburzenia snu są głównymi wskazaniami do stosowania melatoniny - substancji naturalnie występującej w naszym organizmie. Ten superhormon, jak określana jest melatonina, wytwarzany jest przez szyszynkę, gruczoł umiejscowiony w centralnej części mózgu. Jednak z wiekiem jego poziom spada, dlatego też po 40. roku życia mogą się pojawić problemy ze snem. Wraz ze starzeniem się organizmu dochodzi do zwapnienia szyszynki, co zmniejsza ilość melatoniny.
Wydzielanie tej substancji jest związane z rytmem dobowym, który ściśle wiąże się ze zmianami oświetlenia. Produkcja melatoniny wzrasta w ciemności, natomiast maleje w ciągu dnia.
Melatonina, poprawiając działanie naszego zegara biologicznego, znakomicie sprawdza się, gdy zegar ten zaczyna wariować, np. gdy przekraczamy strefy czasowe podczas dalekich lotów.
W odróżnieniu od wszystkich innych preparatów nasennych melatonina działa w sposób łagodny, gdyż tylko uzupełnia niedobory naturalnej substancji występującej w organizmie. Sen, jaki przychodzi, jest jak najbardziej zdrowy, podczas gdy większość klasycznych leków nasennych zaburza poszczególne fazy snu. Unikalnym jej działaniem jest ponadto zdolność do poprawiania jakości snu. A jeszcze większą skuteczność przejawia, gdy występuje w parze z wit. B6, gdyż obie wzmacniają swoje parametry.
Przeciwwskazań do stosowania melatoniny jest niewiele, są to określone, bardzo konkretne przypadki: ciąża, niektóre nowotwory i niektóre choroby autoimmunologiczne.
Cenna witamina B6
Zaburzenia snu, problemy ze snem, apatia, zły nastrój, ciągłe zmęczenie, mogą wynikać również z niedoborów wit. B6. Naturalne jej źródła znajdują się m.in. w ziemniakach, produktach zbożowych, mięsie, jabłkach, porzeczkach, wiśniach. Witamina ta często jest łączona z innymi witaminami czy też pierwiastkami, ale najpopularniejsze połączenie to wit. B6 i melatonina. I, jak oceniają lekarze, najbardziej skuteczne. Przy dużych problemach ze snem wskazana jest zmiana diety i dodatkowe przyjmowanie preparatów zawierających wit. B6 i melatoninę.
Skutki zmiany stref czasowych
Zaburzenia rytmu dobowego najbardziej odczuwają ci, którzy w krótkim czasie muszą się przemieszczać na dużych odległościach i zmieniają strefę czasową. Są narażeni na tzw. zespół długu czasowego.
Zaburzeniu mogą ulec wszystkie procesy fizjologiczne, zależne od rytmu dobowego, zwłaszcza wydzielanie hormonów decydujących o śnie i czuwaniu, motoryka przewodu pokarmowego, przemiana materii.
Źródło: www.se.pl
&&
Ryszard Dziewa
Przypomniała mi się publikacja na temat gimnastyki izometrycznej, zamieszczona w czasopiśmie „Niewidomy Spółdzielca” pod koniec lat siedemdziesiątych. Autorką była lekarz, zatrudniona wówczas w elbląskiej spółdzielni niewidomych, p. Rzeszewicz. Uważała, że ze względu na ograniczenia aktywności fizycznej niewidomych na skutek utraty wzroku, ćwiczenia te może wykonywać każdy w swoim domu, bez korzystania z pomocy osób widzących. Pomyślałem, że może warto zapoznać Czytelników z ćwiczeniami, które, uprawiane systematycznie, utrzymają nasze mięśnie w dobrej formie. Na rezultaty nie trzeba długo czekać. Jeżeli codziennie poświęcimy jedynie kilka minut na gimnastykę izometryczną, to już po miesiącu odczujemy dużą poprawę naszego samopoczucia. Prawidłowo wykonywane ćwiczenia rozwijają i wzmacniają poszczególne partie mięśni, poprawiają kondycję fizyczną, doskonale wpływają na cały system nerwowy. Ogromną zaletą ćwiczeń jest zmniejszenie ryzyka wystąpienia chorób serca oraz wad postawy. Ćwiczyć możemy praktycznie wszędzie: w domu, w pracy przy biurku, w lesie, w środkach lokomocji itp.
Ćwiczenia izometryczne wykonuje się utrzymując napięcie mięśni w określonej pozycji przez wyznaczoną ilość sekund. Każde ćwiczenie powinno być wykonywane z maksymalną siłą. Następnie należy rozluźnić ciało. Trzeba przy tym pamiętać, że nie wolno ćwiczyć tzw. „zrywami”, czyli od stanu całkowitego spoczynku nie powinno się przechodzić do intensywnego napięcia.
Ważne jest także, by w czasie ćwiczeń nie zmniejszać siły oporu, z jaką wykonywany jest wysiłek. W trakcie powtórzeń należy oddychać równomiernie, w miarę spokojnie. Często popełnianym błędem jest wstrzymywanie oddechu podczas wysiłku. Ćwicząc w ten sposób nie dostarczamy mięśniom odpowiedniej ilości tlenu.
Po wykonaniu powtórzenia należy odpocząć, a przerwa musi trwać dwa razy dłużej niż ćwiczenie.
Ćwiczenia izometryczne mogą wykonywać prawie wszyscy, z wyjątkiem kobiet w ciąży i osób z wysokim nadciśnieniem. W przypadku odczuwania dużego zmęczenia bądź silnego bólu, ćwiczenia natychmiast przerywamy.
Przedstawię kilka zestawów stosunkowo prostych ćwiczeń, które pomogą nam poprawić naszą kondycję.
Ćwiczenia w drzwiach i przy parapecie okiennym
Ćwiczenia przy ścianie
Ćwiczenia w łazience
Ćwiczenia w łóżku
Ćwiczenia z wykorzystaniem krzesła
Mam nadzieję, że z uwagi na prostotę i łatwość wykonywania ćwiczeń, znajdzie się spora grupa chętnych do uprawiania tej gimnastyki. Oczywiście, nie wszystkie podane ćwiczenia wykonujemy od razu, radzę wybierać po kilka z poszczególnego zestawu i co pewien czas przechodzić do nowych. Ale oczywiście każdy może mieć swoje upodobania.
Zestawy te zaczerpnąłem z książki Andrzeja Skarżyńskiego „Antystres”. Dużo ćwiczeń z gimnastyki izometrycznej można znaleźć w Internecie i w różnych publikacjach. Jednak te, które przedstawiłem, są według mnie bardzo przystępne dla osób niewidomych, bez względu na ich wiek czy stopień zrehabilitowania i sprawność fizyczną.
A więc od dzisiaj zaczynamy ćwiczyć. Zapewniam, że na efekty nie będziemy długo czekać.
Powodzenia!
&&
&&
N.G.
Składniki i wykonanie:
Pół kilograma dowolnego mięsa kroimy w kostkę i wkładamy do garnka na rozgrzany olej, podsmażamy. Po kilku minutach dodajemy jedną dużą cebulę pokrojoną w kostkę, wsypujemy łyżeczkę ulubionych ziół roztartych w palcach, następnie 1 lub kilka drobno posiekanych ząbków czosnku. Po chwili dokładamy po dwie papryki czerwone i żółte pokrojone w drobną kostkę oraz 4 sparzone wcześniej i obrane ze skórki pomidory. Pod koniec dodajemy puszkę dowolnej fasolki odsączonej z zalewy i małą puszkę kukurydzy, również odsączonej. Dla wzmocnienia smaku dodajemy po jednej łyżce przecieru pomidorowego i pasty paprykowej. Do garnka wlewamy ok. półtora litra wody, tyle, żeby przykryć jego zawartość. Przyprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem. Gotujemy do miękkości. Podajemy z pieczywem. Wychodzi duża porcja.
Składniki:
Wykonanie:
Kurczaka i paprykę kroimy w kostkę, cebulę w półplasterki. Cebulę i paprykę podsmażamy na oleju, po chwili dodajemy kurczaka i kiełbaskę. Smażymy dalej, wsypujemy ryż i przyprawy oraz sparzonego, obranego ze skórki i pokrojonego w kostkę pomidora. Wlewamy bulion i gotujemy pod przykryciem ok. 20 min., od czasu do czasu mieszając. Potrawa ma być gęsta. Nakładamy na talerze i posypujemy startym serem. Smacznego!
Składniki:
Wykonanie:
Biszkopty układamy w tortownicy, przed ułożeniem można je zanurzyć w mocnej, przestudzonej kawie lub koniaku. Następnie w jednej szklance wrzącej wody rozpuszczamy 2 galaretki cytrynowe. Kiedy galaretka zacznie gęstnieć, miksujemy ją z serkiem, dodajemy przebrane i opłukane rodzynki. Wszystko dokładnie mieszamy. Przygotowaną masę wykładamy do tortownicy na biszkopty, na masę układamy sezonowe owoce. Tortownicę wkładamy do lodówki. Kolejnym krokiem jest przygotowanie wiśniowych galaretek, które rozpuszczamy w 0,75 litra wrzącej wody. Gdy galaretki wiśniowe zaczynają leciutko gęstnieć, wykładamy je na ser, na którym wcześniej ułożyliśmy ulubione owoce. Całość wstawiamy ponownie do lodówki. Sernik gotowy jest na drugi dzień. Jest to porcja na dużą tortownicę.
&&
Czytelnicy
Niedawno na liście dyskusyjnej Typhlos, padło pytanie: jak poradzić sobie z czyszczeniem butów po niewidomemu?
Oto 3 praktyczne rady, napisane przez uczestników listy.
Rada pierwsza
Najpierw należy sprecyzować, o jakie buty chodzi. Inaczej bowiem czyści się buty skórzane, białe lub ciemne, inaczej buty ze skóry syntetycznej, a inaczej jeszcze tekstylne, czy płócienne. Napiszę Ci, jak ja sobie radzę.
Na co dzień używam raczej butów sportowych i to białych, ale także kolorowych pantofelków i butów cieplejszych, czarnych lub brązowych. Przy praniu białych, bez względu na materiał, z którego są wykonane, najpierw wyciągam sznurówki, które piorę osobno, następnie całe buty myję gąbką lub miękką szczoteczką, szczególnie przykładam się do zelówek. Wycieram je i odstawiam, żeby porządnie wyschły. Potem, jeśli są skórzane, to używam kryjącej, białej pasty i zwyczajnie palcem wcieram w skórę buta. Wewlekam uprane i wysuszone sznurowadła i buciki są cacy, bielutkie i czyściutkie. Natomiast buty ciemne myję wilgotną szmatką, czekam aż wyschną i pastuję odpowiednim kolorem pasty. Potem miękką szczotką albo flanelką, poleruję je na błysk. Używam past w tubach z gąbeczką, dla ułatwienia całej operacji. Tenisówki, trampki, albo tekstylne klapki, piorę w pralce w niskiej temperaturze.
Przed przystąpieniem do mycia obuwia, należy sprawdzić, czy nie ma na nich grubej warstwy błota, zwłaszcza w protektorach zelówek. Jeśli domacamy się błota, to odczekujemy, żeby dobrze wyschło i staramy się usunąć je szczotką. Trudno mi dokładnie opisywać takowe zajęcie, bo robię to odruchowo, ale zdaję sobie sprawę, że mniej sprawny, czy bardzo młody człowiek, musi mieć dokładne wskazówki, jak postępować, żeby mieć zawsze czyste i błyszczące buty. Chłopcom jest chyba łatwiej w tym temacie, ponieważ noszą buty sportowe, mokasyny, czy półbuty, natomiast dziewczęta mają już do wyboru całą gamę kolorów przeróżnych pantofelków, sandałków, balerinek, sztybletów, aż do krótszych czy dłuższych kozaczków. To dopiero jest bal, kiedy trzeba wyczyścić, np. czerwone kozaczki długie do kolan.
Moja rada, to starać się nie dopuszczać do skrajnego zabrudzenia obuwia, a jeśli się zdarzy wpadka w jakieś błotko, to wyczyścić buciki natychmiast. Zwłaszcza w zimie należy pamiętać o natychmiastowym umyciu butów z mieszanki soli i czegoś tam, czego dosypują przy odśnieżaniu. Takie zapomniane buty z poprzedniego dnia, wyglądają koszmarnie, a przy okazji, znacznie szybciej się niszczą. Praktyczna rada, to zorganizować sobie własny zestaw pucybuta, według posiadanego rodzaju obuwia, a wtedy czyszczenie stanie się proste i skuteczne.
Dorota
Rada druga
A ja do tego wszystkiego dodam jeszcze patent dość powszechny wśród osób, które mają dzieci, mianowicie chusteczki nasączane, stosowane do higieny niemowląt. Dostępne w każdym markecie, mogą być najtańsze. Świetne do szybkiego czyszczenia właściwie każdych butów, zwłaszcza tych, w których chodzimy na co dzień. Zresztą takie chusteczki mają w ogóle jakiś milion zastosowań w domu i podróży, więc warto je mieć. Oczywiście na rynku są dostępne specjalne chusteczki do obuwia, ale moim zdaniem te niemowlęce są bardziej uniwersalne, w razie potrzeby można sobie nimi wytrzeć ręce, twarz, jakieś przedmioty, a nawet np. stoły, blaty kuchenne, itd. itp.
Mój syn już wyrósł z podstawowego zastosowania chusteczek, a jednak zawsze mam większą paczkę w domu i mniejszą w torebce.
Magdalena
Rada trzecia
Przyjacielu, pastujesz buty skórzane lub wykonane z materiału skóropodobnego (sztucznej skóry). Zamszowych i materiałowych nie. Kolor pasty dobieraj do koloru obuwia, czyli czarną pastą czarne obuwie, brązową - brązowe obuwie, wiśniową - wiśniowe obuwie - i chyba więcej kolorów past nie ma, więc pozostałe kolory obuwia pastujesz pastą bezbarwną. Obuwie skórzane i ze skaju pastuj często, nawet kiedy nie jest zabrudzone, bo skóra bardzo lubi natłuszczenie i dzięki niemu służy zdecydowanie dłużej. Np. mam najlepsze dla mnie trapery na świecie, co liczą sobie 27 jesieni i dzięki pastowaniu nigdzie nie pękły, choć onegdaj złaziły całe polskie Tatry, a i w zimie służyły za obuwie zimowe. Spirytus i ocet to rozpuszczalniki średniego sortu i wcale nie rozpuszczają każdego brudu. Nigdy nie spotkałem się z kimś, kto by buty spirytusem pociągał. Lepsza jest woda z detergentem, jak napisała Dorota. Poczekaj, aż wyschną, rozprowadź pastę, poczekaj, aż wyschnie, i wtedy zabierz się za szlifowanie, jeśli chcesz uzyskać połysk. Szlifuje się czymś miękkim, a jeśli chcesz osiągnąć super błysk, aby robiły za lusterko, to jest patent szlifowania czymś miękkim zawilgoconym ciepłą wodą. Z obuwiem z materiału postępujesz jak z każdym materiałem. Doroty propozycje są zazwyczaj wystarczające. Jeśli chcesz na leniucha, to możesz wrzucić do pralki. Jeśli masz zabrudzenia materiałami typu smoła, asfalt gorący, biteks, czy jakaś farba, to wtedy trzeba zastosować jakieś odpowiednie do substancji rozpuszczalniki. Czasami, jeśli rozpuszczalnik wejdzie w reakcję z barwą obuwia, to może się zabawa okazać ostatnim czyszczeniem przed końcem ich świetności, no i tu przyda się kontrola wizualna. Generalnie z wypowiedzi Doroty wynika, że lepiej mieć męskie obuwie, ale jak się ma żonę lub córkę, to nie ma tłumaczenia, że się jest osobą niewidomą. To robota dla faceta - taki los.
Jarosław Gniatkowski
&&
&&
Zofia Krzemkowska
„Czas mija, pamięć pozostaje”.
13 października mija 30. rocznica śmierci o. Bruno Zygmunta Pawłowicza - franciszkanina szczególnie zasłużonego dla duszpasterstwa niewidomych. W latach 1980-87 był Krajowym Duszpasterzem Niewidomych.
Ks. Jan Twardowski w napisanym wierszu tak mówi o swoim kapłaństwie:
Własnego kapłaństwa się boję,
własnego
kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam,
i
przed kapłaństwem klękam
W lipcowy poranek mych święceń
dla
innych szary zapewne -
jakaś moc przeogromna
z nagła
poczęła się we mnie
Jadę z innymi tramwajem -
biegnę z
innymi ulicą -
nadziwić się nie mogę
swej duszy
tajemnicą
A jak wyglądało kapłaństwo o. Brunona Pawłowicza? Gdzie się do niego przygotowywał? Komu chciał służyć i pomagać? Czym zjednywał otoczenie?
Na te i inne pytania znalazłam odpowiedź w książce Aleksandry Słowik „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Bruno Zygmunt Pawłowicz 1942-87. Wydawnictwo Ojców Franciszkanów 1995. Książkę nagrano w 1996 r.
Zygmunt Pawłowicz, późniejszy ojciec Bruno, urodził się 21.06.1942 r. w miejscowości Łysów Siedlecki na Podlasiu. Rodzicami byli: ojciec Edmund - cieśla i stolarz; matka Feliksa prowadziła dom. Siostry: Jadwiga, Zofia, Janina - po niej Zygmunt.
Był delikatny, chorowity, często się przeziębiał, nieśmiały, uprzejmy, bezkonfliktowy, gorliwy w modlitwie. Ważny był dla niego kontakt z drugim człowiekiem.
Droga do kapłaństwa prowadziła przez niższe seminarium w Niepokalanowie, do którego został przyjęty w 1957 r. Realizowało ono pełen program humanistyczny, z językami: łaciną, niemieckim i rosyjskim. Świadectwo dojrzałości otrzymał 15.06.1961 r. w Niepokalanowie. Władze państwowe nie uznawały tego świadectwa.
Teologię studiował w Krakowie w latach 1963-1968.
W seminarium stanął na czele sekcji miłosierdzia, która dostarczała biednym rodzinom ubrania i jedzenie. Była to kontynuacja pracy podjętej jeszcze w Niepokalanowie, gdzie z własnej inicjatywy z poświęceniem opiekował się chorymi i starszymi braćmi.
Podczas studiów okazało się, że ojciec Bruno ma szczególne predyspozycje do nawiązywania kontaktów z niewidomymi. Wzbudzał zaufanie, dotrzymywał słowa, był serdeczny.
W 1966 r. przyszedł po raz pierwszy do szkoły dla niewidomych dzieci. W każdy piątek w nocy chodził do internatu spowiadać i udzielać Komunii.
Nauczył się brajla.
Przygotowywał niewidomych do czynnego uczestnictwa we Mszy Św. dostarczając przepisane brajlem teksty liturgiczne.
We Mszy prymicyjnej uczestniczyły między innymi 2 niewidome: s. Hieronima z Lasek i nauczycielka szkoły krakowskiej, matematyczka Maria Oczkowska-Ruszkiewicz, która nauczyła Ojca brajla. Znał to pismo w chwili uzyskania święceń, stosował je w korespondencji z niewidomymi, pisząc okolicznościowe życzenia świąteczne w brajlu.
Miał zainteresowania kulturalne. Przygotowywał przedstawienia teatralne, np. „Syn Marnotrawny” wg przypowieści ewangelicznej, muzyczne; ładnie śpiewał, grał na akordeonie, co przydawało się szczególnie na pielgrzymkach i przy ogniskach.
Studiował na dwuletnim studium filozofii w Akademii Teologii Katolickiej oraz defektologię.
Pracę magisterską napisał na temat: „Dialog duszpasterski z niewidomymi”. Badania ankietowe przeprowadzał w Krakowie, Łodzi, Lublinie. Przeprowadził wśród 100 łódzkich niewidomych ankietę, odwiedzając ich w domach. Miał szczególny dar nawiązywania kontaktu z niewidomymi - stwierdza M. Ruszkiewicz. Po raz pierwszy zetknął się z niewidomymi właśnie w Krakowie. Była to pierwsza placówka duszpasterstwa niewidomych w Polsce.
Następnie swoją pracę wśród niewidomych kontynuował w Łodzi i na wybrzeżu. Duszpasterstwo niewidomych w Łodzi skupiało się wokół duszpasterstwa akademickiego salezjanów i jezuitów. Ojciec chciał pozyskać dla nich zakon franciszkanów. Wiele środowisk nadal z nich korzysta.
Szczególnie lubiły i ceniły Ojca niewidome dzieci, za autentyczność, wspólny z nimi śpiew, organizowanie dla nich konkursów i przedstawień.
Na zaproszenie ks. Benona Kaczmarka o. Bruno Pawłowicz odwiedzał Bydgoszcz, by spotkać się z niewidomymi.
Wygłaszał rekolekcje dla niewidomych w Laskach, Sobieszewie i w Muszynie.
Wszędzie przyjmowano go z wielką radością. W wielu rodzinach niewidomych traktowano go jak kochanego domownika. Wszystkich niewidomych uważał za braci, odwiedzał w domach, przynosząc nie tylko pociechę duchową, ale zawsze obdarowując drobnymi prezentami, pomagając w codziennych sprawach, czasem coś naprawiając, albo służąc jako przewodnik. Nawet na comiesięcznych spotkaniach wspólnotowych, każdy indywidualnie czuł się przez ojca Brunona wybrany, zauważony, dla każdego miał czas. Zanim rozpoczął Mszę Św. stał przed kościołem, osobiście witając każdego uściskiem ręki.
Zawsze przy sobie miał stułę, spowiadał w odwiedzanych domach, a gdy była taka potrzeba, ktoś ciężko chorował, odprawiał Mszę i udzielał sakramentów.
Z własnej woli skończył kurs orientacji przestrzennej i trenował chodzenie z białą laską, z zasłoniętymi oczami, mając różne, nieraz przykre przygody. W gdyńskim kole PZN często pełnił dyżury, doradzając jego członkom.
Bywało, że rekolekcje łączył z kursami dla nowoociemniałych. Umiał wokół siebie gromadzić ludzi, których potem angażował do pracy z niewidomymi w charakterze przewodników i lektorów. Nie umiał przejść koło człowieka, żeby się nad nim nie pochylić. Sam nie dospał, nie dojadł, ale spieszył z pomocą potrzebującym. Modlił się o jedność we wszystkich wspólnotach, także wśród niewidomych.
Władze naszej organizacji doceniły pracę Ojca Brunona, nadając mu nadzwyczajne członkostwo i odznaczając złotą odznaką Polskiego Związku Niewidomych.
Jako Duszpasterz Krajowy organizował ogólnopolskie pielgrzymki, np. do Swarzewa na Kaszuby, gdzie mieszkaliśmy u rodzin marynarskich. Będąc w Muszynie, wędrowaliśmy na Kosarzyska, bo Ojciec lubił wędrować po górach. W Muszynie obchodziliśmy wraz z wczasowiczami 25-lecie jego kapłaństwa. Były kwiaty, prezentacja dokonań Ojca, serdeczne słowa i wspólna kawa. Wyraz naszej pamięci, że jesteśmy wdzięczni za to, co dla nas robi. Takie przeżycia się pamięta.
W seminariach spotykał się z przyszłymi kapłanami, mówiąc im o współpracy z niewidomymi.
Fragmenty pracy magisterskiej wygłosił na spotkaniu niewidomych 30 października 1975 r. Temat referatu: Czy istnieje duszpasterstwo niewidomych?
W Ojca pracy magisterskiej znalazłam następującą definicję duszpasterstwa niewidomych: „Opiekę duszpasterską nad niewidomymi rozumiem jako działalność pewnej grupy ludzi (widzących, ale też niewidomych) zmierzającą do pogłębienia i ożywienia działalności religijnej w pewnym środowisku niewidomych, w sposób uwzględniający specyfikę niewidomych”.
W ciągu ostatnich lat przytoczona definicja poszerzyła się o nowe formy działania, wymagałaby więc uzupełnienia.
W 1976 r. został przeniesiony do Gdyni. Na wybrzeżu przebywał 10 lat, zajmując się szczególnie dziećmi o obniżonej sprawności intelektualnej. W latach 1986-87 był w Lublinie przełożonym klasztoru franciszkanów.
Ojciec Bruno pracował nie tylko w Polsce. Np. krótko przed wypadkiem przebywał na Białorusi, gdzie udzielał ślubów, chrzcił, spowiadał, sprawował Eucharystię dla spragnionych polskiego kapłańskiego słowa - ludzi żyjących na obczyźnie.
W Bydgoszczy, niewidomi korzystający z duszpasterstwa, w uroczystość odpustową Rafała Archanioła, pod wezwaniem którego działa kaplica, uczestniczyli we Mszy św. sprawowanej przez diecezjalnego duszpasterza niewidomych, ks. Piotra Buczkowskiego w intencji śp. o. Bruno Pawłowicza.
Zginął w wypadku samochodowym na trasie Lublin-Warszawa, dnia 13.10.1987 r. w wieku 45 lat. Odszedł ktoś bliski, kapłan, zakonnik, który był przyjacielem niewidomych. Dlatego jego nagłe odejście było trudne do zaakceptowania. Pogrzeb stał się manifestacją bólu środowiska.
O 20. rocznicy śmierci pamiętały wychodzące jeszcze czasopisma środowiskowe, prezentując Ojca dokonania, ważne dla początków duszpasterstwa niewidomych.
Warto sięgnąć bezpośrednio do pozostawionych przez niego materiałów.
Chcemy przekazywać o Ojcu pamięć pokoleniom, które go już nie poznały osobiście, tak aby nie zaginęła ona w wirze współczesności.
&&
Jerzy Ogonowski
Natchnienie do niniejszego artykułu napadło mnie skutkiem wielokrotnych kontaktów z osobami całkowicie widzącymi, które postanowiły pracę magisterską albo - nie daj Boże - doktorską, napisać o niewidomych. Były to osoby, które bynajmniej, ani wcześniej, ani później - osobami niepełnosprawnymi się nie zajmowały, toteż na chybił trafił dobierały sobie stosowne osoby do wywiadu i w ten sposób powstawały ich prace.
Nie było się skądinąd czemu dziwić, tak jeszcze bowiem jakoś jest, że o niepełnosprawnych napisać stosunkowo łatwo, bo co by nie napisał, to i tak będzie dobre albo przynajmniej do przyjęcia.
Gorzej jednak, kiedy taki magistrant albo - nie daj Boże - doktorant - uzyska dość beznadziejne informacje od swych interlokutorów, którzy mają na dany temat tyle samo do powiedzenia, co sam magistrant albo - nie daj Boże - doktorant - a czasem nawet mniej niż ten ostatni. Niedawno przepełniła się moja miarka, kiedy od jednej z pań magistrantek - przepraszam, doktorantek - dowiedziałem się, iż kilku udzielających wywiadu twierdziło, że brajl już nikomu nie jest potrzebny, bo są różne inne urządzenia, oczywiście informatyka, różne gadające przybory itp. Od razu wyobraziłem sobie, jak wyglądałaby moja ortografia w trzech znanych mi jako tłumaczowi językach, gdybym opierał poznanie tychże języków wyłącznie na podstawie wiedzy zasięgniętej ze sztucznej mowy informatycznego gaduły.
Nie mówiąc już o tym, że niekoniecznie lubię, żeby w tramwaju czy pociągu wszyscy wiedzieli, że akurat dowiaduję się, która godzina, albo np. odczytuję nazwę jakiegoś smakołyka. I oto już mamy przyczynek do odpowiedzi, dlaczego przy wszystkich prawie rozmowach z pracodawcami dowiadujemy się w jakimś momencie, że niezależnie od wszystkiego, niepełnosprawni jednak nie dorównują wykształceniem osobom sprawnym. Dodajmy: a przecież coraz więcej niewidomych studiuje… I każdy to wie, może za wyjątkiem głosicieli teorii o śmierci brajla, że pisać można nauczyć się prawidłowo tylko w stałym, systematycznym kontakcie z tekstem pisanym, a nie mówionym. Taki całkowicie pełny kontakt z dowolnym tekstem dawał mi Optacon, który jednak wypadł z obiegu, bo był do wykorzystania tylko dla osób precyzyjnych i sprawnych manualnie, a przy tym bardzo drogi ze względu na niewielką ilość użytkowników, a zatem krótkie serie produkcyjne.
Ale gdyby nie Optacon, nie miałbym tak dokładnego pojęcia o formach druku, wielkości liter i innych graficznych cechach pisma.
Do tej rzekomej śmierci pisma Braille’a dodać trzeba beznadziejne idealizowanie informatyki jako środka udostępniającego niewidomemu absolutnie wszystko, nawet to, czego mu nie potrzeba. Warto przypomnieć, że pisanie na maszynie, to była drobna sprawa, gdzie można było ewentualnie uatrakcyjnić tekst, pisząc dużymi literami, rozstrzelonym drukiem lub podkreślić. Przy zastosowaniu komputera możliwości graficzne są zwielokrotnione, w dodatku przypadkowe potrącenie klawisza może spowodować nieświadomą zmianę grafiki, która odbiorcę wprawi w zdziwienie. Dlatego poleganie bezkrytyczne na komputerze i oprogramowaniu jest znacznie bardziej niebezpieczne niż poprzednie środki mniej rozbudowane. Jeżeli np. program czytający czegoś nie przeczyta ze względu na charakter druku, to taka część może być przez niewidomego pominięta i tenże niewidomy, uzbrojony w niezawodną informatykę, nawet nie będzie o tym wiedział.
W podsumowaniu tych uwag warto zaznaczyć, że niewidomi bardzo często przez całe życie wykonują jakieś czynności mające cel wyłącznie rehabilitacyjny. Tego rodzaju czynności zawsze polegają na dokładnym odwzorowaniu i bezkrytycznym naśladownictwie osób widzących, aby nie odróżniać się od otoczenia. Ale taki proces w jakimś momencie życia musi się skończyć i dojrzały do życia osobnik powinien kształtować własną osobowość, własne, niepowtarzalne cechy osobowe. Może w tym tkwi przyczyna, że wśród niewidomych artystów muzyków mamy bardzo wielu odtwórców, dokładnie kopiujących swego mistrza. Niewidomi bowiem nazbyt często uczą się przesłuchując owego mistrza, nie korzystając z nut. A to pozbawia ich indywidualności artystycznej. Ale to już inny temat. Tu chciałem tylko z całym naciskiem podkreślić, że to nie jest tak, iż pismo Braille’a jest już niepotrzebne, lecz zupełnie inaczej: dzięki temu pismu niewidomi są w stanie w pełni korzystać z innych zdobyczy technicznych oraz informatycznych cywilizacji, gdyż jest to pismo, które daje się zaadaptować bardzo łatwo do nowych potrzeb.
I trzeba reagować zdecydowanie na wygłaszane przez niekompetentnych domowych lepiej wszystko wiedzących, czyli - jak mawiali twórcy Solidarności - „Wielepów”. Bo lepiej późno niż później.
&&
&&
ksiądz Jan Twardowski
Matko mówiła niewidoma dziewczynka
tuląc
się do jej obrazu
poznam Cię światełkami palców
Korona Twoja zimna - ślizgam się po
niej
jak po gładkiej szybie
są kolory tak ciężkie że
odstają od przedmiotu
to co złote chodzi swoimi drogami i żyje
osobno
Słucham szelestu Twoich włosów
idę chropowatym
brzegiem Twojej sukni
odkrywam gorące źródła rąk
pomarszczoną
pończoszkę skóry
szorstkie szczeliny twarzy
żwir
zmarszczek
tkliwość obnażenia
ciepłą ciemność
sprawdzam
szramę jak bliznę po miłości
zatrzymuję tu oddech w palcach
uczę
się bólu na pamięć
zdrapuję to co przywarło ze świata jak śmierć
niegrzeczna
wydobywam puszystość rzęs odwracam łzę
zbieram
nosem zapach nieba
odgaduję wreszcie małego Jezusa z
potłuczonym
spuchniętym kolanem na Twym ręku
Tyle tu
wszędzie spokoju pomiędzy słowem a miłością
kiedy dotykam
obraz
stuka jak krew
klejnoty niepotrzebnie jęczą
robaczek
piszczy w trzewiku
sypie się szmerem czas
pachną korzonki
farb
milknie ucho Opatrzności
Palce moje umieją się także
uśmiechać
miętosząc Twój staroświecki szal
ciągnąc rękaw
jak ugłaskanego smoka
Odsłaniam z włosów kryjówkę słuchu
żartuję
że czuwając mrużysz lewe oko
stopy masz bose - od spodu
pomarszczone jak podbiał
przecież nie chodzisz w szpilkach po
niebie
myślę że Ty także nie widzisz
oddałaś wzrok w Wielki
Piątek
stało się wtedy tak cicho
jakbyś prostowała na
zegarku ostatnią sekundę
i już nie pasują do nas żadne poważne
okulary
oparłaś się na świętym Janie jak na białej kwitnącej
lasce
piszesz dalszy ciąg Magnificat alfabetem Braille'a
którego
nie znają teologowie bo za bardzo widzą
tak Cię sumiennie
zasuwają na noc w jasnogórskie
blachy pancerne
To
nic
Wystarczy
kochać słuchać i obejmować
Karol Wojtyła
Stukając białymi laskami w bruk
stwarzamy
dystans nieodzowny.
Kosztuje każdy krok.
W pustych
źrenicach wciąż umiera świat
do siebie samego niepodobny:
świat
złożony nie z barw, lecz z łoskotów
(kontury, linie
szmerów).
Pomyśl, z jakim trudem dojrzewa się do całości,
gdy
zawsze tylko część zostaje - i tę część musimy wybierać.
O jakże chętnie każdy z nas wziąłby cały
ciężar
człowieka, który bez laski białej obejmuje od razu
przestrzeń!
Czy zdołasz nas nauczyć, że są krzywdy inne prócz
naszej?
Czy potrafisz przekonać, że w ślepocie może być
szczęście?
Władysław Bełza
Mów mi, mamo ukochana,
Jak się wiosną
łąka kwieci?
Jak to zorza płonie z rana?
Jak to ludziom
słońce świeci?
Próżno wznosząc wciąż powieki,
Patrzę,
patrzę nadaremnie:
Nie ma światła! Ach, na wieki,
W koło
zawsze takie ciemnie!
Jakże chciałbym gwiazdki małe,
Na
błękitnem widzieć niebie!
I te kwiatki żółte... białe…
A
nad wszystko ujrzeć ciebie!
Pieśń twa do snu mię kołysze,
Jak
słowika śpiew tak samo,
A zbudzony znów go słyszę,
Gdy się
modlisz za mnie, mamo!
Wszak i drobny owad przecie,
Widzi
drzewa, łąki, kwiatki,
A ja biedne, biedne dziecię,
Ja nie
widzę drogiej matki!
Dobry Boże! co łask tyle,
Siejesz
szczodrą ręką swoją:
Daj mi w życiu choć na chwilę,
Daj
oglądać matkę moją!
Władysław Broniewski
- Pokaż mi drzewo.
- Jestem
niewidomy.
- Gdzie jest prawo i lewo?
- Jestem niewidomy.
-
Gdzie jest światło i ciemność?
- Jestem niewidomy.
-
Powiedz mi! Jestem jasnowidzem!
Czy trzeba kochać! - Tak. Widzę.
Wisława Szymborska
Poeta czyta wiersze niewidomym.
Nie
przewidywał, że to takie trudne.
Drży mu głos.
Drżą mu
ręce.
Czuje, że każde zdanie
wystawione jest
tutaj na próbę ciemności.
Będzie musiało radzić sobie samo,
bez
świateł i kolorów.
Niebezpieczna przygoda
dla gwiazd w
jego wierszach,
zorzy, tęczy, obłoków, neonów, księżyca,
dla
ryby do tej pory tak srebrnej pod wodą
i jastrzębia tak cicho,
wysoko na niebie.
Czyta - bo już za późno nie czytać -
o
chłopcu w kurtce żółtej na łące zielonej,
o dających się zliczyć
czerwonych dachach w dolinie,
o ruchliwych numerach na
koszulkach graczy
i nagiej nieznajomej w uchylonych drzwiach.
Chciałby przemilczeć - choć to niemożliwe
-
tych wszystkich świętych na stropie katedry,
ten
pożegnalny gest z okna wagonu,
to szkiełko mikroskopu i promyk w
pierścieniu
i ekrany i lustra i album z twarzami.
Ale wielka jest uprzejmość
niewidomych,
wielka wyrozumiałość i wspaniałomyślność.
Słuchają,
uśmiechają się i klaszczą.
Ktoś z nich nawet podchodzi
z
książką otwartą na opak
prosząc o niewidzialny dla siebie
autograf.
&&
Teresa Dederko
Posługiwanie się białą laską przez niewidomych, zaczęło się upowszechniać w Anglii, Francji i w Stanach Zjednoczonych już w latach 30. ubiegłego stulecia.
W 1969 roku, w Kolombo na Cejlonie, odbyło się IV posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego Międzynarodowej Federacji Niewidomych (ICBA, poprzedniczki Światowej Unii Niewidomych), gdzie końcowym postanowieniem było ustanowienie daty 15 października Międzynarodowym Dniem Białej Laski. Pierwsze obchody na skalę międzynarodową odbyły się w 1970 roku.
Mimo różnych rozwiązań technologicznych, ułatwiających nam orientację, nadal biała laska jest nie do zastąpienia.
Jako przedłużenie zmysłu dotyku służy do wykrywania przeszkód, a także jest znakiem drogowym, informującym innych uczestników ruchu o naszych problemach ze wzrokiem, które mogą skutkować nietypowym zachowaniem, jak np. wejście na jezdnię niekoniecznie na wyznaczonym przejściu. Laska ułatwia bezpieczne poruszanie się, a poza tym sygnalizuje, że możemy potrzebować pomocy.
Przy posługiwaniu się białą laską wykorzystujemy też zmysł słuchu. Odgłos stukania laski odbija się od większych przeszkód, pozwalając na określenie początku i końca budynku, wzdłuż którego idziemy, ułatwia znalezienie otwartej bramy lub zlokalizowanie „wysłuchanie” wiaty przystankowej.
Niestety, wiele osób niewidomych, a szczególnie tych, które jeszcze trochę widzą, ma duże opory przed korzystaniem z tego świetnego narzędzia. Obawiają się, że wzięcie do ręki białej laski ostatecznie włączy ich do grupy „tych nieszczęśników” całkowicie niewidomych, a ponadto nie chcą się wyróżniać spośród przechodniów. Na pewno jest to trudny moment w życiu osób tracących wzrok, kiedy uświadamiają sobie, że tak naprawdę nic nie widzą i poruszając się samodzielnie po ulicach stwarzają zagrożenie dla siebie i innych. Jednak, funkcjonując w jakiejś społeczności, musimy przestrzegać przyjętych zasad postępowania, do czego zobowiązują nas przepisy prawa. Niedawno uczestniczyłam w szkoleniu prowadzonym przez oficera policji, na którym z całą stanowczością policjant powiedział, że niewidomi samodzielnie poruszający się po ulicach, są zobowiązani do posiadania białej laski. Za nieprzestrzeganie tego przepisu grożą kary finansowe.
Przytaczam dokładnie ten przepis: „Niewidomy podczas samodzielnego poruszania się po drodze jest obowiązany nieść białą laskę w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu”. (Kodeks drogowy - Prawo o ruchu drogowym, Dział II Ruch drogowy, Rozdział 5, Porządek i bezpieczeństwo ruchu na drogach, Art. 42).
Ja osobiście nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez białej laski. Nawet, gdy idę z przewodnikiem, zawsze mam ją rozłożoną, a więc widoczną. Uważam, że to ułatwia sytuację w tłoku na ulicach, w sklepach, kiedy na chwilę zostaję sama, nikt mnie nie popycha, bo sprawa jest jasna, najwyżej ktoś przestawi mój wózek z zakupami.
Nie mam też oporów z tym, że się wyróżniam. Celebrytki przecież płacą za to spore pieniądze, żeby być zauważonymi, a mnie zna całe osiedle, chociaż od niedawna tu mieszkam.
Biała laska ma jeszcze mnóstwo zastosowań poza tymi podstawowymi, o których wspomniałam. Moja laska służyła dzieciom w charakterze miecza, jako pastorał św. Mikołaja, drążek do mocowania flagi, wygarnialiśmy nią różne rzeczy spod mebli, mierzyliśmy głębokość wody pod dnem kajaka, a czasem trzeba było przepchnąć zatkaną rurę odkurzacza. Gdy idziemy wąską ścieżką w górach lub lesie, przewodnik idzie przede mną, trzymając jeden koniec laski, a ja z tyłu drugi. Podobno tak prowadzi się niewidomych w Afryce.
Czasami mam różne śmieszne przygody, z laską w roli głównej. Kiedyś, będąc w kościele, trzymałam w ręku złożoną laskę, gdy ludzie w ciemności podawali sobie ogień, zapalając kolejne świece. Pani stojąca obok o mało nie podpaliła mojej laski, sądząc, że to świeca. Innym razem, w szpitalu, podeszłam do lekarza, żeby o coś zapytać, ale on uprzedził mnie pytaniem: Czy pani będzie do mnie z tego strzelać? - i dotknął złożonej laski. Dla usprawiedliwienia dodam, że było to zaraz po Sylwestrze.
Przykrym i niebezpiecznym natomiast jest przypadek, kiedy laska zostaje złamana. Przytrafiło mi się to w autobusie, gdy otwierające się drzwi ścisnęły moją laskę. Od tej pory mam zawsze w torebce zapasową, niewielką laskę sygnalizacyjną, która w razie awarii wybawi mnie z trudnej sytuacji.
Gdy byłam młoda, zwykle po wejściu do autobusu lub budynku szybko laskę składałam i chowałam tak, żeby była niewidoczna. Teraz zupełnie nie rozumiem takiego zachowania. Pamiętam, jak chodząc po moim wydziale uniwersyteckim wpadałam na studentów siedzących na schodach, potrącałam stojące w różnych nieoczekiwanych miejscach popielniczki. Mogłam sobie tych przykrości oszczędzić. Oczywiście zdarza się, że i teraz czasami składam laskę, żeby nie przeszkadzała, ale robię to tylko wtedy, gdy już czuję się bezpiecznie po zajęciu miejsca, np. w teatrze, restauracji, w domu przyjaciół itd.
Zachęcam wszystkich, którzy na tyle słabo widzą, że mają różne problemy w ruchu ulicznym, do chodzenia z białą laską. Dzięki niej odzyskujemy samodzielność i niezależność. Można naprawdę przyzwyczaić się do niej, a nawet polubić. Są tacy, którzy z czułością nazywają białą laskę swoją „blondynką”.
&&
Iwona Czarniak
Umiejętność poruszania się z białą laską daje niewidomemu częściową niezależność, jednak nieocenioną pomocą w wędrówkach jest pies przewodnik.
Co wiemy o tych niezwykłych czworonogach?
W Polsce ok. 80% psów przewodników to labradory. Ich tresura opiera się na systemie nagród i trwa ok. dwa lata. Koszt tresury to 30.000 zł. Pieski przechodzą selekcję. Nie mogą bać się np. sygnału przejeżdżającej karetki i niedopuszczalna jest żadna forma agresji.
Pies i jego opiekun tworzą zgrany duet. Pies prowadzi swojego właściciela bezpiecznie do celu, w zamian człowiek troszczy się o jego potrzeby.
W siedzibie Okręgu PZN w Chorzowie spotkałam taki niezwykły duet, niewidomą mieszkankę Katowic - Anetę Wawrzos i jej czworonożnego przyjaciela. Pies Anety został wyszkolony przez Fundację Labrador - Pies Przewodnik z Poznania.
Oto droga, jaką przeszła Aneta podczas ubiegania się o psa w tej fundacji.
Pierwszym krokiem, jaki musiała zrobić, było wysłanie napisanego przez siebie wniosku, do którego dołączyła orzeczenie o niepełnosprawności oraz zaświadczenie o ukończonym kursie orientacji przestrzennej.
Po przejściu tego etapu została zaproszona do Poznania, gdzie zostały sprawdzone jej umiejętności chodzenia z białą laską, była rozmowa z psychologiem oraz z trenerami.
Kolejna pozytywna ocena - i pozostało już tylko czekanie na psa.
Pewnego pięknego dnia otrzymała wiadomość i zaproszenie na szkolenie do Poznania. Tam było dopasowanie się Anety z przeznaczonym dla niej psem, uczyła się poruszania z nim oraz wydawania komend.
Następny krok, to poznawanie tras w miejscu zamieszkania - i to właśnie wtedy nastąpiło formalne przekazanie psa i podpisanie umowy.
Zadałam Anecie kilka pytań, między innymi: jak się wabi jej czworonożny przewodnik i ile czekała na niego, jak wyglądało ich pierwsze spotkanie i jakie są plusy i minusy posiadania psa przewodnika?
Oto, co mi odpowiedziała.
- Mój pies przewodnik to czarny labrador. Wabi się Jager, co w języku niemieckim oznacza „myśliwy”. Zamieszkał ze mną w marcu 2016 roku. Pracujemy więc razem ok. 1,5 roku. Od momentu złożenia przeze mnie dokumentów do chwili przekazania psa, upłynął mniej więcej rok. Pierwsze spotkanie do dziś wspominam z rozrzewnieniem. Nastąpiło ono w Poznaniu, w pensjonacie, w którym zatrzymałam się na czas szkolenia. Po krótkiej rozmowie z panią instruktor Jager został wprowadzony do pokoju. Ucieszył się na mój widok, radośnie merdał ogonem, skakał. To jego zachowanie pozytywnie mnie zaskoczyło.
Posiadanie psa to dla mnie same plusy. Przede wszystkim, poruszanie się jest dużo łatwiejsze, bezpieczniejsze, bardziej komfortowe, nie wymaga tak dużego wysiłku jak wtedy, gdy chodziłam z białą laską. Pies zaznacza krawężniki, pokazuje schody, drzwi, przejścia dla pieszych, ławki, omija przeszkody. Potrafi prowadzić mnie w linii prostej, co było wcześniej moim problemem, bo jakoś znosi mnie na prawą stronę. Jest bezcenną i nieocenioną pomocą. Nie wyobrażam już sobie życia bez niego.
Spytałam również Anetę o miejsca, do których może bez problemów wchodzić z Jagerem.
- Odpowiednia ustawa o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnieniu osób niepełnosprawnych z sierpnia 1997 r. gwarantuje mi możliwość wejścia z psem przewodnikiem do wszelkich instytucji publicznych, korzystanie z transportu publicznego. Osobiście nie zdarzyło się nam, żebyśmy zostali wyproszeni, chociaż i o takich sytuacjach słyszałam. A przecież chodzę z Jagerem do pracy, przychodni, banku, kościoła, kawiarni czy pobliskiego baru na obiad, poruszam się komunikacją miejską. Gdziekolwiek się pojawimy, Jager wzbudza podziw, zachwyt i uznanie, robi furorę, jest gwiazdą. Ostatnio na przykład poszliśmy na wystawę fotografii z audiodeskrypcją i zaproszeni goście zamiast oglądać zdjęcia, dopytywali o pracę z psem przewodnikiem. A żeby było śmiesznie, kiedy weszliśmy, Jager zaprowadził mnie prosto do stolika z ciastkami. Wie, co jego pani lubi… a i sam chętnie schrupałby jakiegoś herbatnika. Innym razem, kiedy ominął kałużę, usłyszałam: „Widziałaś? Ten pies ominął kałużę, złoto nie pies!” - stwierdziły dwie panie, które obserwowały sytuację.
Uważam, że Jager jest świetnie wyszkolony. I w tym miejscu należą się podziękowania jego trenerce, Pani Joannie. Jest również dobrze wychowanym, ułożonym psem, co zawdzięczam wolontariuszowi tzw. rodzinie zastępczej - Panu Jakubowi. Podczas pracy skupiony, rozumie, że jest za mnie odpowiedzialny. Jestem z niego bardzo zadowolona i dumna, gdyż bez przeszkód docieramy do celu.
Muszę też stwierdzić, iż świadomość społeczeństwa jest na wysokim poziomie. W większości przypadków ludzie wiedzą, że to pies przewodnik, że mnie prowadzi, pracuje i że nie należy go głaskać.
Pies pracuje z niewidomym sześć lat i w wieku ośmiu lat przechodzi na zasłużoną emeryturę. Taki czworonożny przyjaciel to bezcenny skarb.
AKTA
Uzależnienie od alkoholu i nie tylko dotyka również niewidomych.
„Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym
godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał
to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od
drugiego”.
To cztery pierwsze linijki krótkiej modlitwy, odmawianej przez osoby uzależnione i trzeźwiejące, na mitingach, terapiach, spotkaniach AA, w życiu codziennym.
Według słownika, uzależnienie to silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności, bądź zażywania konkretnych środków. Potocznie definicja ta odnosi się do narkotyków, alkoholu czy leków, jednak termin ten ma szersze znaczenie. Może dotyczyć hazardu, gier, Internetu czy seksu.
W uzależnienie można wpaść nawet o tym nie myśląc, że to już wymknęło się spod kontroli. Pomimo tego, że jestem niepełnosprawny - ociemniały - także to mnie dotknęło.
Ilościami wypitego alkoholu nie ma się co chwalić. Było tego naprawdę dużo, a w ostatnim okresie bardzo dużo.
Decyzję, aby coś ze sobą zacząć robić, odwlekałem długo. „Ja nie mam problemu z alkoholem”. „Potrafię nie pić”. „Nie pasuję do tego środowiska”. „Jedno, dwa piwa dziennie to nie uzależnienie”. To tylko niektóre odpowiedzi na prośby bliskich: „Zrób coś z tym”.
Tak właśnie tłumaczy się osoba uzależniona od alkoholu.
Nie ma idealnego środka, pozwalającego odkryć i zdefiniować problem, jakim jest uzależnienie. Najczęściej orientujemy się, gdy jest już za późno, gdy ktoś nam bliski już wpadł w szpony nałogu. Zachowanie uzależnionego bardzo szybko staje się nawykiem. Działa stereotypowo: zdobycie substancji chemicznej czy potrzeba wykonania jakiejś czynności nasila się, wymaga coraz więcej czasu i środków. Czasem powodem sięgnięcia po „używki” są kłopoty finansowe, problemy w pracy czy w domu.
Tak naprawdę wyróżnia się dwa typy uzależnień - uzależnienie fizyczne i psychiczne.
Uzależnienie fizyczne to bardzo silna potrzeba zażywania substancji, która w opinii chorego pozwala mu uśmierzyć wszelkiego rodzaju bóle (mięśni, głowy itd.), bezsenność. Nagłe odstawienie wywołuje nasilenie objawów, wzbogacając je o inne dolegliwości, np. biegunkę, wymioty, uczucie zimna. Substancji uzależniających fizycznie jest stosunkowo niewiele. Zalicza się do nich: nikotyna, alkohol etylowy, heroina, morfina, leki nasenne, leki psychotropowe.
Od mojego pierwszego kontaktu z alkoholem w tym roku minęło dokładnie 30 lat. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to, co robię ze swoim zdrowiem, życiem, ale i osób bliskich, to nic dobrego, i że problem, który mam, to nic innego jak uzależnienie od alkoholu. Dwukrotnie rozpoczynałem leczenie w poradni odwykowej w systemie dochodzącym. Było to 11 i 9 lat temu. Wtedy byłem jeszcze osobą widzącą. Nawet utrata całkowita wzroku przed pięciu laty nic mnie nie nauczyła.
W maju podjąłem decyzję o leczeniu zamkniętym w Ośrodku Terapii Uzależnień (OTU) w Skoczowie. Po dwóch tygodniach uświadomiłem sobie w stu procentach, że jestem uzależniony od alkoholu, że choruję na nieuleczalną chorobę. Dotarło do mnie również, że nie ma mowy o piciu kontrolowanym, symbolicznej lampce wina czy jednym piwie po obiedzie. To w moim przypadku skutkować będzie zapiciem i powrotem do nałogu.
Cały okres terapii trwał dokładnie siedem tygodni. Nikt na leczeniu nie jest trzymany na siłę, o każdej porze można powiedzieć: „Dziękuję, wychodzę” i spakować się do domu.
Na oddziale zamkniętym w skoczowskim OTU leczone są osoby z następującymi uzależnieniami: uzależnieni od alkoholu, uzależnieni od alkoholu i leków, uzależnieni od alkoholu i narkotyków, uzależnieni od alkoholu i hazardu. Ale jak to często bywa w życiu u osób trzeźwiejących, następują tzw. zapicia i takie osoby również znajdują na oddziale i w poradni pomoc.
Cała terapia i leczenie oparte było i jest na intensywnej terapii grupowej i indywidualnych spotkaniach z terapeutami.
W trakcie pobytu w ośrodku każdy z nas uczył się rozpoznać u siebie głód alkoholowy, rozróżnić głód od klina po przepiciu, rozpoznawać i nazywać nastroje, poznał programy „Halt” i „24 godziny”, oraz jak z nich korzystać w swoim trzeźwieniu.
Podstawą w trzeźwieniu jest chyba to, żeby otworzyć się przed grupą, wyżalić się, być szczerym w tym, co mówię, a zapewniam, wówczas jest raźniej i wiele rzeczy i tematów rozumie się poprawnie, a co najważniejsze, na trzeźwo.
Jedna z terapeutek mówiła podczas warsztatów, że w ośrodku na terapii każdy otrzymuje narzędzia do pracy nad sobą, do trzeźwienia. Jednak jak z nich skorzystamy, zależy tylko i wyłącznie od każdego z nas (uzależnionych) osobno.
Te przepracowane siedem tygodni można porównać do pobytu w żłobku, a teraz zaczynam rozszerzoną naukę w „przedszkolu”.
Wychodzenie z nałogu to bardzo trudny czas, nie tylko dla samego uzależnionego, ale i jego rodziny oraz najbliższych. Należy pamiętać, że bez wsparcia - walka o zdrowe życie z góry jest przegrana.
&&
Zuzanna Rabska
W niskim, drewnianym budynku, podobnym do baraku, mieści się na Pradze, przy ulicy Zygmuntowskiej, Polski Braille. Jest to placówka społeczno-kulturalna, przeznaczona dla ociemniałych, posiadająca własną bibliotekę i wypożyczalnię książek, biuro kopistów, introligatornię, oraz drukarnię, w której drukuje się systemem Braille'a księgi i pisma dla ociemniałych.
Dopiero tu, w tej małej drukarni, z której idą w świat pisma i książki, zrozumieć można, czem jest słowo drukowane dla ociemniałego. Bo jeśli dla nas kontakt z szerokim światem przez druk jest szczęściem niczem niezastąpionem, cóż dopiero dla ociemniałego, błądzącego po omacku w świecie, który nie ma ani kształtów, ani kolorów!...
- Czytanie jest potrzebą każdego ociemniałego - objaśnia mnie pani Kurnatowska, gorliwa kierowniczka Polskiego Braille'a - zastępuje mu różnorodne źródła wrażeń, dostępnych dla widzących, podnosi go we własnych oczach i w oczach otoczenia, nie daje mu odczuwać niższości, która tak często i w tak licznych okolicznościach dokucza ociemniałemu i zatruwa mu życie.
Nie bez wzruszenia rozglądam się po drukarni, w której stoi tłocznia i prasa, obsługiwane przez nieliczny personel tej skromnej, walczącej z dużemi trudnościami finansowemi instytucji. Na stole leżą stosy pokrytych wypukłemi punktami grubych kartonów, niektóre z nich zszywa drutem młoda, prawie ociemniała introligatorka. Powstaną z tych arkuszy w ten sposób grube, braillowskie pisma i księgi.
Druki braillowskie! Warto im się z bliska przyjrzeć i przypomnieć sobie przy tej sposobności wielkiego dobroczyńcę ociemniałych, Ludwika Braille'a, który sam będąc ociemniałym, starał się złagodzić niedolę swych braci w cierpieniu, zbliżyć ich do świata widzących i po wielu próbach ogłosił w r. 1854 swój system, zwany rafigrafją, polegający na kombinacji zawsze tych samych sześciu wypukłych punktów, doskonale przystosowany do potrzeb dotyku.
- Jak dawno powstała drukarnia? - pytam.
- Sześć lat temu, dzięki ofiarności Ameryki, która przez pewien czas ją subsydjowała - objaśnia kierowniczka. - Amerykanie ofiarowali nam specjalne maszyny, poruszane elektrycznością: tłocznię i prasę.
Obie maszyny są w pełnym ruchu. Młoda drukarka, przebierając palcami na klawiszach tłoczni, zupełnie tak, jakby stukała na maszynie do pisania, przygotowuje cynkowe matryce z punktowym drukiem braillowskim, a stojący przy prasie drukarz nakłada na te matryce grube arkusze papieru, które po chwili spadają z maszyny z wytłoczonym tekstem braillowskim.
Obok na stole odbywa się praca korektorska. Polega ona na wygładzaniu za pomocą małego młotka wadliwie wybitych punktów wypukłych na metalowej matrycy i na zastępowaniu ich innemi, prawidłowemi punktami, wybijanemi ręcznym dłutkiem.
Próbuję wedrzeć się w arkana braillowskiego alfabetu, który dla nas, laików, jest równie niezrozumiały, jak hieroglify na piramidach egipskich. Alfabet ten nie jest jednak tak skomplikowany i trudny do zapamiętania, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Każdy wiersz w piśmie, czy w druku, opiera się na trzech liniach równoległych, poziomych, poprzecinanych prostopadle, pionowo, tak, że dla każdej litery tworzy się kratka, złożona z dwóch kwadratów, jeden na drugim. Kratka służy do oznaczenia wzajemnego położenia punktów, wyrażających daną literę; punkty stawia się w kątach kwadratów. Systemem tym wydrukowano już sporo podręczników i celniejszych utworów literatury europejskiej.
Zastosowano go również do języka polskiego, zamiast niepotrzebnych nam „q” i „V” wstawiając „ą”, i „ę” itp. i wprowadzając stopniowo różne zmiany, skróty i ułatwienia.
- Czy ociemniali posiadają własne pisma? - pytam.
- Tak. Drukujemy drukiem punktowym, dwustronnym, miesięcznik zatytułowany: „Zbiór”, na który składają się przedruki z różnych czasopism polskich i zagranicznych, oraz wszelkie wiadomości, mogące interesować ociemniałych. Pozatem drukuje się u nas miesięcznik dla dzieci i młodzieży p.t. „Nasz przyjaciel”, który zamawiają szkoły, kształcące dzieci ociemniałe.
Przyglądam się półkom z długiemi rzędami olbrzymiej wielkości i wagi woluminów braillowskich, z których składa się biblioteka i wypożyczalnia książek.
- Czy wszystkie te księgi drukowane są na tutejszych maszynach?
- Nie, nie wszystkie - brzmi odpowiedź, która mnie wprowadza w zdziwienie. Wprawdzie maszyna przyśpiesza niesłychanie tempo przepisywania książek, gdyż kopiści ręczni, wykłuwający dłutkiem pismo braillowskie, zdołają przy znacznej nawet zręczności w ciągu pół godziny przepisać tylko jedną stronę, natomiast drukowanie z maszyny pozwala na otrzymanie w tym samym czasie kilkuset stron, ale koszty nakładu są bardzo duże, więc opłaca się drukować maszynowo jedynie te książki, które potrzebne są w większej ilości egzemplarzy, jak: podręczniki, czasopisma itp.
- A inne książki? - pytam, przejęta myślą, przynajmniej tu, u ociemniałych, maszyna nie ma pierwszeństwa nad ręczną robotą.
- Inne książki przepisywane są w naszem biurze kopistów z pomocą ręcznego nakłuwania specjalnym dłutkiem grubych arkuszy - słyszę objaśnienie. - Podejmują się również tego trudu osoby ofiarne, które prywatnie przepisują dla ociemniałych książki i ofiarowują je instytucjom, niosącym pomoc nieszczęśliwym, jak np. zakładowi w Laskach, Tow. „Latarnia”, Instytutowi głuchoniemych i ociemniałych itp. Drukarnie nigdy nie zastąpią przepisywania ręcznego, które zawsze pozostanie najłatwiejszym i najekonomiczniejszym sposobem zasilania bibliotek dla ociemniałych.
- W ten sposób można przecież uzyskać jeden tylko egzemplarz książki.
- Oczywiście...
W tej chwili odzywa się we mnie sentyment bibliofilski:
- A więc książki-unikaty! Spełnione marzenie bibliofilów?
Bibliotekarka uśmiecha się:
- Książki dla ociemniałych, odbijane po jednej stronie na trwałym, a więc grubym papierze, tak, aby się nie niszczyły, gdy po wypukłych znakach przesuwają się palce ociemniałego, muszą być z natury rzeczy ogromnych rozmiarów i nie nadają się do bibliotek prywatnych - objaśnia. - „Faraon” Prusa na przykład drukowany jest w 18 tomach o rozmiarach biblii Dore'go. Takich samych rozmiarów są „Krzyżacy” Sienkiewicza w 21 tomach, „Quo Vadis” w 14, „Miechowie i syn” Grzymały-Siedleckiego w 8 tomach, „Rodzina Smuszków” Kossowskiego w 6 tomach itd.
Przyglądam się huczącym, stukającym maszynom, w których monotonnym, ogłuszającym łoskocie brzmi mimo wszystko, mimo apologii ręcznego kopiowania druków, jakaś nuta zwycięska.
- Cóż to się teraz u was drukuje? - pytam.
- Kończymy właśnie druk książki do nabożeństwa, ułożonej specjalnie dla ociemniałych...
- Te olbrzymich rozmiarów kartony, pokryte punkcikami braillowskimi?...
- Tak, to jest właśnie ta książka. Drukować ją będziemy w stu egzemplarzach. Jeden już mamy gotowy.
Próbuję udźwignąć tę „książeczkę”.
- Ciężka, prawda? - pyta kierowniczka. Ale cóż to za radość dla ociemniałego, gdy może iść do kościoła z taką księgą... Mamy już na nią sporo zamówień.
- Jeśli drukarnia przyjmuje zamówienia, musi mieć dochody?
Niestety, odpowiedź nie jest taka, jakąbym pragnęła usłyszeć. Dochody instytucji w pełnym ruchu są znikome w porównaniu z olbrzymiemi kosztami jej utrzymania. Polski Braille walczy poza tem z szeregiem trudności technicznych, maszyny należą do typa nieznanego w Polsce, więc każda naprawa jest utrudniona, zapasowe części, płyty azbestowe trzeba sprowadzać z zagranicy itp. Byłoby pożądane, aby sprawą ociemniałych, tej armii nieszczęśliwych, która liczy w Polsce 30 tysięcy, zainteresowało się całe społeczeństwo, wtedy zwróci ono uwagę na skromną drukarenkę Polskiego Braille'a, promieniującą błogosławionem światłem na pogrążony w ciemnościach świat ociemniałych i oceni pracę kulturalną tej instytucji dobroczynnej dla tych, którzy nie mogą korzystać w zwykły sposób z dobrodziejstw książki i druku.
Kurjer
Warszawski, R. 116, 1936, no 1
Źródło: www.ebuw.uw.edu.pl
&&
&&
Szanowni Państwo,
z przyjemnością zapraszamy do udziału w 2 Tyflokonferencji „Zobaczyć Niewidzialne”, która odbędzie się 14 listopada 2017 r. w Centrum Konferencyjnym Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji w Cieszynie, ul. Bielska 62.
Podczas konferencji pragniemy pochylić się nad tematyką dysfunkcji wzroku, w tym nad jej aspektami medycznymi, rehabilitacyjnymi, społecznymi, edukacyjnymi i psychologicznymi.
Celem konferencji jest interdyscyplinarne spojrzenie na tematykę wsparcia osób z dysfunkcją wzroku.
Proponujemy zgłaszanie tematów w następujących obszarach, które przy odpowiedniej liczbie zgłoszeń będą stanowiły podział na sekcje:
Koszt udziału czynnego wynosi 85 zł, natomiast przy uczestnictwie biernym 40 zł (dla studentów i osób z niepełnosprawnością - czynny 70 zł, bierny 30 zł).
Zgłoszenia należy przesyłać do 17 października 2017 r.
Wszelkie dodatkowe informacje można uzyskać, kontaktując się mailowo: joanna.kapias@onet.pl lub telefonicznie pod numerem 510-691-391.
Zapraszamy!
Firma P.H.U. Impuls ogłasza promocję do wyczerpania zapasów na zakup udźwiękowionego dyktafonu Olympus DM-7.
Model DM-7 przenosi nagrywanie na zupełnie nowy poziom, dzięki połączeniu ze smartfonem przez Wi-Fi, niesamowitemu brzmieniu mikrofonów stereo, oraz nowo zaprojektowanemu interfejsowi graficznemu. Dodatkowo wyposażony jest w funkcje będące wsparciem dla osób niedowidzących lub niewidomych tj. sterowanie głosem oraz funkcja zamiany tekstu na mowę.
Cena promocyjna to 1099,00 zł, przy cenie rynkowej 1700,00 zł.
Zapraszamy do zakupów przez Internet, za pośrednictwem strony internetowej www.phuimpuls.pl, w sklepie stacjonarnym w Lublinie, przy ul. Powstania Styczniowego 95D/2, lub do złożenia zamówienia drogą telefoniczną pod numerem tel.: 81 533 25 10.
Szanowni Państwo,
przygotowujemy ciekawą propozycję wydawniczą dla osób z niepełnosprawnością wzroku, zainteresowanych historią naszego kraju, a także dla ich opiekunów i pedagogów.
Celem projektu jest wydanie Atlasu polskich powstań narodowych przeznaczonego dla osób niewidomych i słabowidzących. Atlas ten stanowić będzie z zestaw 13 barwnych plansz dotykowych w formacie A3 opisujących poszczególne zrywy niepodległościowe, ich przebieg, zasięg działań, rozmieszczenie wojsk. Zostanie również opracowana publikacja, w powiększonym druku i w formacie HTML, zawierająca komentarze historyczne odnoszące się tematycznie do poszczególnych tyflomap oraz wskazówki sposobu ich czytania. Broszura brajlowska zawierać będzie opis skrótów brajlowskich użytych na poszczególnych planszach. Całość wydawnictwa znajdować się będzie w teczce.
Nakład wydawnictwa jest ograniczony, to 160 kompletów, które chcemy rozdystrybuować wśród naj bardziej potrzebujących odbiorców indywidualnych oraz instytucji. Atlas trafi m.in. do Specjalnych Ośrodków Szkolno-Wychowawczych oraz organizacji działających na rzecz niewidomych.
Zamówienia przyjmujemy pod adresem publikacje@trakt.org.pl.
Dla usprawnienia dystrybucji prosimy o podawanie danych teleadresowych do wysyłki. O jej realizacji będziemy informować w późniejszej korespondencji mailowej. Aktualnie tworzymy bazę osób/placówek zainteresowanych publikacją.
Jednocześnie zachęcam do odwiedzania naszej strony internetowej www.trakt.org.pl, gdzie w zakładce PUBLIKACJE, zapoznają się Państwo ze wszystkimi naszymi wydawnictwami dedykowanymi osobom z niepełnosprawnością wzroku i ich otoczeniu.
Z poważaniem
Marzena Pryszcz
Specjalista ds. publikacji i fundraisingu
Projekt „Polskie powstania narodowe - Atlas dla niewidomych i słabowidzących” dofinansowany jest ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”.
Projekt realizowany jest od 1.05 - 30.11.2017 r.