Sześciopunkt
Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących
ISSN 2449-6154
Nr 9/20/2017
listopad
Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a”
Adres:
ul.Powstania Styczniowego 95d/2
20-706 Lublin
Tel.: 505-953-460
Strona
internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl
Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl
Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski
Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.
Materiałów niezamówionych nie zwracamy.
Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Jak nie kochać jesieni – Tadeusz Wywrocki
Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko
Nowa wersja programu JAWS – Mateusz Bobruś
Uciec przed zawałem – Agnieszka Fedorczyk
Gospodarstwo domowe po niewidomemu
Muzyka i słowo – Dorota Mindewicz
„Poza barierami i granicami” - o projekcie słów kilka – Milena Rot
Asertywność i nam się przydaje! - Małgorzata Gruszka
Galeria literacka z Homerem w tle
Ten cudowny Świat – Piotr Stanisław Król
O drogę spytaj niewidomego – Iwona Czarniak
„Pielgrzymowanie niewidomych - co 2 lata” – Zofia Krzemkowska
Sami się nie wykluczajmy – Teresa Dederko
Festiwalowych wspomnień czar – Alicja Nyziak
&&
Drodzy Czytelnicy!
Dziękujemy za wszystkie opinie o „Sześciopunkcie”, przekazywane do redakcji. Radość sprawiają nam słowa uznania, ale oczywiście jesteśmy otwarci na krytykę, ponieważ chcemy jak najlepiej sprostać oczekiwaniom Czytelników i dobierać interesujące tematy.
Popularność naszego czasopisma jest coraz większa, o czym świadczy stale wzrastająca liczba prenumeratorów. Sprawia to ogromną satysfakcję redakcji, ale i zobowiązuje do utrzymywania wysokiego poziomu każdego numeru. Pragniemy, aby „Sześciopunkt” stał się oczekiwanym gościem w domach naszych Czytelników.
W obecnym numerze pomijamy rubrykę „Z historii Niewidomych”, ponieważ wersja drukowana ma ograniczoną pojemność, a chcieliśmy uwzględnić informacje o kilku aktualnie realizowanych projektach.
Zainteresowanym sportem polecamy artykuł o mało jeszcze rozpowszechnionej dyscyplinie, jaką jest Showdown.
Dni jesienne są coraz krótsze, ale ćwiczyć systematycznie można i w domu, a jakie urządzenie wybrać, dowiedzą się Państwo z artykułu zamieszczonego w dziale dotyczącym zdrowia.
Na listopadowy wieczór polecamy lekturę opowiadania opublikowanego w galerii literackiej. W kolejnych działach przedstawiamy tyle różnych tematów i problemów, że każdy znajdzie coś interesującego dla siebie.
Życzymy miłej lektury.
Zespół redakcyjny
&&
Tadeusz Wywrocki
Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.
Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.
Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.
Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.
Źródło: www.tenpieknyswiat.pl
&&
Mateusz Bobruś
Jak co roku, firma Freedom Scientific publikuje na swoich stronach najnowszą wersję programu JAWS. Zobaczmy zatem, co przynosi nam nowa wersja JAWS.
Zmiana numeru wersji JAWS
Począwszy od tej wersji, program JAWS będzie oznaczany rokiem, w którym został wyprodukowany, a nie, jak to miało miejsce w poprzednich wersjach numerem podstawowym. Obecna wersja JAWS, która zostanie opublikowana tej jesieni, będzie nosiła nazwę JAWS 2018, tak jak w przypadku nowych modeli samochodów. Wersje programów ZoomText i Fusion będą również miały taki sam numer wersji. To sprawi, że użytkownicy będą wiedzieli, jakie wersje są produkowane w sposób ciągły i kiedy zostały opublikowane.
Wsparcie dla przeglądarki Microsoft Edge (musi być włączone w centrum ustawień)
JAWS 2018 wprowadza wsparcie dla przeglądarki Edge, najnowszej przeglądarki sieci Web Microsoft dołączanej do systemu Windows 10. Aby można było używać JAWS z Edge, musisz mieć uruchomiony Windows 10 dla twórców (w wersji 1703 lub nowszej). Niestety nie wszystkie funkcje JAWS są dostępne w Edge, jak np.: zaznaczanie i kopiowanie z użyciem wirtualnego kursora, znaczniki położenia, inteligentna nawigacja, elastyczne przeglądanie Web i ustawienia specyficzne dla domeny. Nawigacja w mowie i w brajlu jest podobna do tej, jaką znają użytkownicy przeglądarek Chrome, Internet Explorer i Firefox. W miarę kontynuacji naszej współpracy z Microsoft nad usprawnieniem korzystania z Edge, przyszłe uaktualnienia JAWS będą zawierały większą funkcjonalność.
Kursor wirtualny jest używany do odczytywania stron tak, jak w przypadku innych przeglądarek. Możesz używać standardowych poleceń do czytania, jak również większości klawiszy szybkiej nawigacji w celu poruszania się po stronach internetowych. Obecnie jest kilka klawiszy szybkiej nawigacji, które nie są jeszcze obsługiwane w Edge, jednak najczęściej używane polecenia, takie jak: przemieszczanie się po nagłówkach, akapitach, formularzach, tabelach, listach, grafikach i regionach są dostępne. Więcej klawiszy szybkiej nawigacji będzie obsługiwanych w przyszłych uaktualnieniach. Domyślnie JAWS w Edge używa półautomatycznego trybu formularzy, który powoduje, że jest on włączany tylko przy przejściu do kontrolki formularza podczas naciskania klawisza TAB lub SHIFT+TAB. Z powodu sposobu, w jaki Edge wyświetla strony, półautomatyczny tryb formularzy nie jest dostępny, jeżeli na stronie znajduje się więcej kontrolek, które są umieszczone w jednym wierszu. W takim przypadku musisz nacisnąć klawisz ENTER, aby włączyć tryb formularzy, jeśli używasz klawiszy strzałek do przechodzenia do pól formularzy.
Inne znane funkcje JAWS, które są obecnie obsługiwane, to:
Gdy rozpoczniesz używanie przeglądarki Edge, to z pewnością zauważysz jedną, bardzo ważną zmianę polegającą na tym, że jest to aplikacja typu Modern nieposiadająca paska menu, do którego można uzyskać dostęp naciskając klawisz ALT. Aby uzyskać dostęp do konkretnych funkcji Edge, naciśnij klawisz TAB będąc na końcu strony lub klawisz SHIFT+TAB znajdując się na jej początku. Kontynuuj używanie klawisza TAB lub SHIFT+TAB, by poruszać się między różnymi kontrolkami, aż z powrotem przełączysz się do głównej treści strony. Alternatywnie Edge oferuje wiele tych samych skrótów klawiszowych znanych z innych przeglądarek, takich jak: CTRL+T do otwarcia nowej karty, CTRL+H do otwarcia historii, CTRL+I do otwarcia ulubionych, CTRL+J do otwarcia pobranych i tak dalej.
To jeszcze nie wszystkie nowości, jakie ukazały się w najnowszej wersji JAWS. O kolejnych nowościach będziemy pisać w następnym numerze "Sześciopunktu".
Linki do pobrania:
Źródło:
https://www.freedomscientific.com/downloads/JAWS/JAWSWhatsNew
Tłumaczenie na język polski: Mateusz Bobruś
&&
Tomasz Matczak
Wbrew skojarzeniom tytułu z popularnym syntezatorem mowy, nie będzie to historia z gatunku tyfloinformatyki. Skrót SMP pochodzi w tym wypadku od pierwszych liter imion trzech niewidomych młodych ludzi: Sławka, Mariusza i Przemka, których połączyła sportowa pasja. Są w różnym wieku, pochodzą z różnych miast, zawodowo każdy robi co innego, ale łączy ich zamiłowanie do gry w Showdown. Mówią o sobie Trzej Muszkieterowie, a skrót SMP rozwijają jako Showdown Moja Pasja.
Ojcem gry jest niewidomy Kanadyjczyk Joe Lewis, a jako datę jej powstania wskazuje się rok 1960. Showdown bywa czasem mylnie nazywany tenisem stołowym dla niewidomych, ale bliżej mu z pewnością do popularnego wśród widzących Air Hockey'a, zwanego w Polsce Cymbergajem. Gra toczy się na okolonym bandami stole o zaokrąglonych rogach. Na węższych, przeciwległych bokach prostokąta, w centralnej części, umieszczone są bramki. Boisko na równe połowy dzieli tzw. ekran, czyli pionowa płyta, ale między nią a blatem stołu znajduje się szczelina na piłkę. Showdown polega na odbijaniu przez zawodników piłeczki w taki sposób, aby przetoczywszy się pod ekranem, trafiła do bramki przeciwnika. Piłeczka wypełniona jest najczęściej metalowymi kuleczkami, które podczas jej ruchu wydają głośny dźwięk. Do gry zawodnik używa specjalnej rakietki. Każdy gracz w czasie meczu ma założone gogle, dzięki czemu w rozgrywce mogą brać udział także osoby widzące.
„Gdy gram w Showdown, odcinam się i zapominam o całym świecie” - mówi Mariusz, trzydziestodziewięcioletni masażysta z Chorzowa. - „Mogę nawet stwierdzić, że jest to dla mnie odskocznia od rzeczywistości i świetny relaks”. Sławek ma 38 lat. Pracuje zdalnie na komputerze i mieszka w Bytomiu. To multisportowiec. Prócz gry w Showdown biega na długich dystansach, a także trenuje Blind Football. „Moim zdaniem te dyscypliny fajnie się uzupełniają” - twierdzi. - „Każda daje mi Coś innego. Showdown to walka z przeciwnikiem jeden na jeden. Przegrywając 10/0 można wygrać jeszcze set, a nawet mecz. Bieganie to walka z samym sobą. Zwłaszcza jak się na trzydziestym trzecim kilometrze nie ma siły, a tu jeszcze trzeba prawie dychę zrobić. Wówczas człowiek odkrywa w sobie pokłady mocy, o których nie miał pojęcia. No i piłka. Ja to traktuję jak sport ekstremalny, walka w stadzie, orientowanie się w sytuacji, szybkie reagowanie na nią, no i przetrwanie, zwłaszcza jak trzeba przyjąć chłopa 90 kg w pełnej prędkości na klatę, gdy samemu waży się 60 kg. Nie wspomnę już o wyniku 6/0 dla przeciwnika. Boli gorzej. A poza tym walka dla drużyny, dyscyplina i chowanie własnych ambicji do kieszeni”. Przemek, trzydziestopięciolatek z Łodzi, który prowadzi szkolenia z zakresu tyfloinformatyki i dostępności nowych technologii, gra w Showdown dla adrenaliny. „Prócz emocji sportowych to także relaks i możliwość doskonalenia swoich umiejętności” - mówi z uśmiechem.
Ekipę SMP tworzą od dwóch lat. Mariusz i Sławek chodzili do tej samej szkoły podstawowej i kończyli to samo liceum, ale jak sami twierdzą, nie nadawali wówczas na jednych falach. „Mariusza poznałem w szkole” - opowiada Sławek - „ale nie kumplowaliśmy się jakoś specjalnie. Gdy poznałem Showdown, to dzwoniłem po ludziach z pytaniem, kto chciałby ze mną grać i Mariusz jako jedyny się zgodził. Fajnie nam się współpracuje, bo się uzupełniamy i mamy motto: działać, a nie gadać”. Mariusz wspomina: „Przemka poznałem w Krakowie w 2000 roku. Obaj braliśmy udział w pewnym muzycznym projekcie, ale tak naprawdę dopiero po szesnastu latach odnowiliśmy znajomość dzięki pewnej grupie na WhatsApp. Przemek dowiedział się, że gram w Showdown i powiedział, że bardzo chciałby pograć z nami. I tak już gra do dziś. Zawsze razem staramy się pojawiać na treningach i zawodach. Jak Trzej Muszkieterowie”.
W Polsce jest dziewięć aktywnych ośrodków Showdown. Mieszczą się one w Słupsku, Bydgoszczy, Olsztynie, Warszawie, Laskach, Częstochowie, Lublinie, Przemyślu, Wrocławiu i Chorzowie. Trzej Muszkieterowie początkowo trenowali w Chorzowskim Klubie. Obecnie, ze względu na brak stołu do gry, jeżdżą na treningi do Wrocławia. Zamiłowanie do Showdown jest tak silne, że nie zrażają się koniecznością podróży do innego miasta. „Najdotkliwszy jest brak stołu do gry” - mówi Mariusz. Sławek ostatnio nawiązał kontakt z Klubem KoMar w Piekarach Śląskich, gdzie są warunki na postawienie stołu i jest zainteresowanie tą dyscypliną, a Przemek dodaje, że właśnie trwają starania, aby na Śląsku, gdzie znajduje się serce SMP, pojawił się stół z prawdziwego zdarzenia. Potwierdza to trener polskiej kadry Showdown, pan Łukasz Skąpski. „Chłopaki są zapaleńcami, więc trzeba im pomóc” - stwierdził w rozmowie telefonicznej. Przy okazji zapytałem o osiągnięcia Polaków na arenie międzynarodowej. Okazuje się, że nasza kadra to ścisły top. „Na mistrzostwach Europy w 2016 roku drużyna w składzie: Elżbieta Mielczarek, Adrian Słoninka i Krystian Kisiel zdobyła złoty medal” - mówi nie bez dumy pan Łukasz Skąpski. - „Indywidualnie na tych samych zawodach Ela i Krystian sięgnęli po medale brązowe”. Łukasz Skąpski jest inicjatorem i organizatorem Krajowej Ligi Showdown. W ubiegłym roku na turnieju w Bydgoszczy zjawiło się około stu zawodników z całego kraju.
Kolebką polskiego Showdown i najprężniej działającym ośrodkiem w naszym kraju jest Wrocław. „Chciałbym być coraz lepszy na tyle, aby znaleźć się w pierwszej dziesiątce najlepszych zawodników w kraju” - zdradza swoje cele Mariusz. - „Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, ale się nie poddaję”. Sławek z kolei pragnie toczyć równorzędną walkę z zawodnikami przynajmniej ze środka tabeli, a także myśli o zmierzeniu się z osobami widzącymi. Przemek uważa, że fajnie byłoby zdobyć jakiś laur krajowy i pograć z najlepszymi na świecie. „Taki mecz z mistrzem to nie tylko możliwość sprawdzenia siebie na tle wybitnego zawodnika” - mówi - „ale także frajda! Kiedyś grałem z dziewczyną, która była mistrzynią Polski. Prawdziwe wyzwanie!”.
Czasem, jak podczas chyba wszystkich zawodów sportowych, zdarzają się sytuacje zabawne. „Ostatnio grałem mecz, na którym jako kibic była moja dziewczyna” - opowiada Sławek. - „Na szczęście po 3-setowym zaciętym boju udało mi się wygrać. No to ja sobie myślę: Teraz będzie przytulenie numer 574, moc 169. Idę ze szczęściem na twarzy, cały zwarty i gotowy po bandzie. Wpadam na coś i dawaj przytulać, z okrzykiem: «wygrałem!». Nagle coś mi nie pasuje. Jakiś kształt nie taki i reakcja powiedziałbym obojętna, ale kiedy usłyszałem słowa sędziny, wypowiedziane prosto do ucha: «ja też się cieszę, że wygrałeś», to nagle mnie olśniło i wszystko stało się dla mnie jasne. Cóż było począć? Trzeba było puścić sędzinę, uruchomić minę typu: jakby co, to mnie tu nie było i kontynuować zadanie według pierwotnych założeń”.
Wcale nie łatwiejsze życie mają Trzej Muszkieterowie na treningach. Niedawno zgubili piłeczkę i zanim znalazła ją na trawniku za oknem osoba widząca, Mariusz ze Sławkiem zdążyli już dokładnie powycierać rękawami całą podłogę w sali treningowej.
Showdown nie jest dyscypliną paraolimpijską. „Przymierzano się od kilku lat, aby tak było” - mówi pan Łukasz Skąpski. - „Niestety Międzynarodowy Komitet Olimpijski na razie nie jest skłonny włączyć Showdown do programu Paraolimpiady. Tłumaczy swoją decyzję zbyt małą spójnością przepisów dotyczących sędziowania. Mam nadzieję, że gdy wśród krajów promujących i rozwijających Showdown pojawią się Chiny, sytuacja ta ulegnie zmianie. Chińczycy mają większe wpływy w MKOL”.
Mariusz, Sławek i Przemek trenują razem od kilku lat. Latem 2017 byli razem na obozie w Rowach koło Ustki, gdzie szlifowali umiejętności pod okiem trenerów. „Zawody i obozy treningowe mają wymiar nie tylko sportowy” - zauważa Przemek. - „Poznajemy nowych ludzi, możemy porozmawiać o wspólnej pasji, spędzić razem czas, a także podzielić się informacjami z innych dziedzin życia. Rodzą się z tego nie tylko przyjaźnie, ale nawet miłości! Znam osobiście dwie pary, które poznały się na obozie”.
„Skłamałbym, gdybym powiedział, że Showdown to mój sposób na życie” - mówi Sławek. - „Na pewno jednak to moja pasja”. Mariusz i Przemek podpisują się pod tym stwierdzeniem obiema rękami. „Przede wszystkim musimy zdobyć stół na Śląsk, by było można częściej trenować” - zdradza priorytety Mariusz - „bo na dzień dzisiejszy jest z tym bieda. Gdy będziemy mieli gdzie intensywnie trenować, można będzie się zastanowić, co jeszcze chcemy osiągnąć i wówczas dążyć do celu. Nie ukrywam, że chciałbym, abyśmy w przyszłości założyli własny klub sportowy, gdzie rozgrywalibyśmy mecze z osobami widzącymi, aby szerzej promować w naszym kraju Showdown. Hmm, troszeczkę się rozmarzyłem, ale co tam”. Tezę tę podtrzymują Sławek i Przemek. Już niebawem trio będzie występować w specjalnych koszulkach z logo SMP. „Jesteśmy jak Trzej Muszkieterowie!” - śmieją się. - „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”. Mariusz postanowił reklamować Showdown także w Internecie. Na Facebooku założył niedawno Fanpage, który można znaleźć pod adresem: facebook.com/smp.silesia, ale to nie wszystko. Na YouTube działa także kanał: SMP Showdown Śląsk, gdzie prezentowane są pokazowe filmy. „To fajna i ciekawa gra, więc należy ją promować wszelkimi możliwymi sposobami” - mówi Mariusz.
„Organizatorzy zawodów niestety nie zawsze stają na wysokości zadania” - opowiada z nutką goryczy w głosie Sławek. - „Zdarzają się sytuacje, które moim zdaniem ze sportem mają niewiele wspólnego. Podczas pewnych zawodów, w ramach protestu, nie przyjąłem medalu za wywalczone miejsce. Lubię grę fair play, a czasami odnoszę wrażenie, że w niektórych przypadkach brakuje tego na zawodach. Nie mówię, że gra się pod konkretnego zawodnika, bo to, to nie, ale zdarzają się rażące błędy sędziowskie, czy potknięcia organizacyjne, które powodują zamieszanie, a jeśli marzymy o tym, aby ten sport był olimpijski, to powinniśmy dążyć do profesjonalizmu w organizowaniu turniejów również na naszym podwórku oraz ujednolicania przepisów. Mam tu na myśli prawa i obowiązki wszystkich zainteresowanych stron: organizatora turnieju, sędziów i zawodników”.
Trzej Muszkieterowie nie przejmują się przeciwnościami. Zjeżdżają z różnych miast na turnieje, organizują czas tak, aby móc trenować, nie obawiają się podróży ani nowych miejsc. „Przemek ma wszelkie nawigacje GPS w małym palcu” - zdradza Sławek. - „Z nim żadna droga nie jest straszna. Zawsze dotrzemy do celu”.
Znane porzekadło mówi, że sport łączy ludzi. Sławek, Mariusz i Przemek są żywym tego przykładem. Trenują wytrwale i kto wie, może już niedługo świat Showdown usłyszy o Trzech Muszkieterach z Polski?
&&
&&
Ryszard Dziewa
Niedawno mój znajomy zapytał mnie, jakie urządzenie polecałbym mu do wykonywania ćwiczeń w domu? Chodziło mu głównie o to, aby ćwiczenia na takim przyrządzie angażowały jednocześnie wszystkie partie mięśni naszego ciała.
Osobiście polecam orbitrek, który umożliwia rozwijanie zarówno dolnych jak i górnych partii ciała. Ćwiczenia są łatwe i nieskomplikowane. Trening na orbitreku jest bezpieczny, skuteczny i przynosi wiele satysfakcji. Pamiętajmy jednak, że wszystkie ćwiczenia muszą być wykonywane systematycznie, co najmniej 3 razy w tygodniu po przynajmniej 30 minut. Dopiero wówczas możemy spodziewać się rezultatów.
Główne zalety orbitreka to:
Przez cały czas trwania ćwiczeń na orbitreku nogi nie odrywają się od powierzchni sprzętu, co jest bardzo korzystne dla stawów. W zależności od intensywności treningu, spalanie kalorii na orbitreku może być większe niż na bieżni czy rowerku treningowym.
Kolejną zaletą orbitreka jest możliwość ćwiczenia z różną prędkością, co pozwala dostosować intensywność treningu do naszych możliwości.
Co musisz wiedzieć, zanim zaczniesz treningi:
Kilka lat temu zaopatrzyłem się w orbitrek, czego nie żałuję. Staram się ćwiczyć codziennie co najmniej pół godziny. W trakcie ćwiczeń słucham książki lub radia. Dobry orbitrek nie powoduje żadnego hałasu.
Ceny orbitreka są bardzo zróżnicowane, można takie urządzenie kupić nawet za 400 zł. Jednak jeżeli już na taki zakup się decydujemy, radzę kupić droższe urządzenie - powyżej 1000 zł, aby służyło nam przez lata.
&&
Agnieszka Fedorczyk
Zawałom, które co roku zabijają ponad 30 tys. Polaków, można zapobiegać. Dowiedz się, jak.
Choroby sercowo-naczyniowe są powodem co drugiego zgonu w Polsce - wynika z danych Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Wśród nich najczęstszą przyczyną śmierci jest zawał serca. W Polsce doświadcza go każdego dnia 300-400 osób, co daje pokaźną liczbę 100 tys. pacjentów rocznie (czyli mniej więcej tyle, ile mieszka w takich miastach jak Koszalin, Kalisz czy Legnica), a zgonem kończy się dla 35 tys. chorych rocznie. Jest jednak też dobra wiadomość: aż 50 proc. przypadków zgonów z powodu chorób krążenia można uniknąć, prowadząc zdrowy styl życia.
Zatkane naczynia, czyli niedotlenienie
Niewiele chorób rozpoczyna się jednego dnia. Nawet te o gwałtownym, niespodziewanym początku, jak zawał, są jedynie odzwierciedleniem toczącego się od lat procesu. Zawał serca to nic innego, jak niedokrwienie tego narządu związane ze zwężeniami tętnic wieńcowych zaopatrujących serce w krew. Te zmiany w tętnicach wieńcowych są spowodowane głównie blaszkami miażdżycowymi. Proces tworzenia takiej blaszki rozpoczyna się, gdy w ścianie naczynia krwionośnego gromadzi się cholesterol. Dochodzi do przerostu, który zwęża światło naczynia, a powstała blaszka miażdżycowa powiększa się, zmienia swoją strukturę, włóknieje i wapnieje i coraz bardziej ogranicza przepływ krwi. Czasami blaszka miażdżycowa, pękając i odrywając się od ściany tętnicy, zamyka ten przepływ całkowicie. Zatamować krew może też zakrzep powstający na powierzchni blaszki. Następuje zawał serca - pozbawione dopływu krwi komórki mięśnia sercowego obumierają - dochodzi do martwicy.
Podstawową formą profilaktyki zawału serca, zarówno pierwotnej (ma na celu zapobiec chorobie sercowo-naczyniowej), jak i wtórnej (nie dopuścić do powtórnego zawału), są regularna aktywność fizyczna oraz prawidłowa dieta (zbliżona do śródziemnomorskiej, zawierająca dużo warzyw, ryb i owoców), a także dbanie o prawidłową wagę, unikanie otyłości i niepalenie tytoniu, kontrola poziomu cholesterolu i stężenia cukru we krwi.
Jak się leczyć
Przy profilaktyce wtórnej ważne jest też stosowanie się do zaleceń lekarza - regularne przyjmowanie leków oraz obniżanie krzepliwości krwi przez przyjmowanie niskich dawek kwasu salicylowego, zmniejszających ryzyko kolejnych incydentów niedokrwienia. Kwas salicylowy to ta sama substancja, którą w wysokich dawkach zawierają popularne leki stosowane na przeziębienie. Leki należy przyjmować regularnie, codziennie o tej samej porze. Nie można samodzielnie modyfikować ich dawki, a tym bardziej przerywać leczenia. Lekarz zaleca przyjmowanie konkretnych leków o określonych porach ze względu na ich właściwości farmakologiczne. Do większości incydentów sercowo-naczyniowych dochodzi w nocy lub w godzinach porannych, dlatego kwas acetylosalicylowy przyjmujemy wieczorem. Warto wiedzieć, że ten lek stosuje się również w świeżym zawale serca lub jego podejrzeniu w dawce większej (300 mg) od profilaktycznej. Tabletki powinny być bez otoczki, ale jeśli są powlekane, należy je bardzo dokładnie rozgryźć, aby przyspieszyć wchłanianie. Szacuje się, że umieralność z powodu chorób sercowo-naczyniowych można zmniejszyć o ponad 50 proc., modyfikując czynniki ryzyka tych schorzeń. Na część z nich nie mamy wpływu - to na przykład płeć (choroby serca częściej dotykają mężczyzn) i wiek (u mężczyzn powyżej 55. roku życia, u kobiet - powyżej 65 lat). Ale są i takie, które od nas zależą - to palenie papierosów, niewłaściwa dieta obfitująca w tłuszcze zwierzęce czy brak ruchu. I inne, które można i trzeba leczyć: cukrzyca, nadciśnienie i zbyt wysoki poziom cholesterolu.
Zdrowy styl życia nie tylko jest trendy. Może też uratować życie.
Źródło: www.wprost.pl
&&
&&
N.G.
&&
Składniki:
Wykonanie:
Przygotowujemy talerz, na którym będziemy układać wypełnione babeczki, następnie zabieramy się za wykonanie nadzienia do babeczek: serek mieszamy z pokrojonym w kostkę łososiem, (odrobinę pokrojonego łososia zostawiamy do dekoracji) do masy dodajemy łyżkę posiekanego koperku, szczypiorku i wszystko dokładnie mieszamy. Każdą babeczkę wypełniamy nadzieniem, na wierzchu układamy paseczek łososia, pióreczko koperku i kilka ziarenek czarnuszki.
Moja rada:
Najwygodniej jest wyjmować po jednej babeczce z opakowania, od razu napełniać nadzieniem, udekorować i gotową ułożyć na przygotowanym wcześniej talerzu.
Żeby zaoszczędzić sobie pracy i czasu polecam gotowe kruche babeczki, które można z powodzeniem kupić w każdym markecie. Są smaczne, a nadzienie można dobierać według własnego smaku i przyzwyczajeń gości. Ostatnio jadłam właśnie zaproponowane powyżej. Do dekoracji można użyć oliwki, mini papryczki, grzybki marynowane i wiele innych, dobrych rzeczy, na które mamy ochotę.
&&
Do pieczenia pałeczek używam blachy o wymiarach 24 na 29 cm. W blaszce o podanych wymiarach mieści się od 8 do 10 pałeczek. Dno blachy wykładam folią aluminiową.
Składniki:
Wykonanie:
Pałki z kurczaka myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym. Do miski wsypujemy sól i przyprawy, dodajemy oliwę z oliwek lub olej, wszystko mieszamy. W przygotowanej marynacie obtaczamy pałeczki i zostawiam na ok. 4 godziny pod przykryciem w lodówce. Następnie układamy podudzia naprzemiennie na blasze, przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do nagrzanego piekarnika (180 stopni C) na 45 minut.
Tak przygotowane męsko można podać z pieczonymi ziemniaczkami i dowolną surówką.
&&
Składniki i wykonanie:
Do naczynia żaroodpornego wysmarowanego olejem, wsypujemy garść ulubionych ziół z odrobiną pieprzu i pół łyżeczki soli. W tym obtaczamy obrane, umyte, osuszone i pokrojone w cząstki ziemniaki. Pieczemy ok. 20 minut w nagrzanym piekarniku.
Ziemniaki możemy wstawić na dno piekarnika podczas pieczenia pałeczek - 25 minut później.
&&
Składniki i wykonanie:
Kilka marchewek obieramy, płuczemy i ścieramy na drobnych oczkach. Dodajemy łyżeczkę tartego chrzanu, mieszamy, przyprawiamy łyżką soku z cytryny i ewentualnie odrobiną cukru. Zamiast chrzanu można zetrzeć na grubych oczkach jabłko. Surówkę dekorujemy kleksem gęstej śmietany lub jogurtu typu greckiego.
Smacznego!
&&
Dorota Mindewicz
„Muzyka jest wielkim darem, który został mi ofiarowany przez los. Dzięki muzyce moje życie jest piękniejsze i ma większy sens. Z muzyką idę przez życie tak, jak z aniołem stróżem. Ona towarzyszy mi w pracy, w nauce i we wszystkim, co robię każdego dnia”. Tak kiedyś napisała Anna Faderewska-Kuszaj w „Nowym Magazynie Muzycznym”. Myślę jednak, że pod tymi słowami mogłoby się podpisać wiele niewidomych osób.
Nieżyjący już artysta - Edwin Kowalik - głosił pogląd, że muzyka jest dziedziną w pełni dostępną dla osób niewidomych, o ile otrzymają one niezbędną pomoc.
Urodził się w 1928 roku. Był wybitnym niewidomym pianistą. Koncertował po całym świecie, a w roku 1955 otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim. Był ponadto redaktorem brajlowskich wydawnictw muzycznych, publicystą i poetą oraz kompozytorem. Bardzo pragnął swoją pasją do muzyki podzielić się z innymi niewidomymi. Temu poświęcił wiele czasu i wysiłku. To z jego inicjatywy powstał pokaźny zbiór brajlowskich nut i podręczników oraz czasopismo muzyczne. Zmarł w 1997 roku.
W rok po jego śmierci, grupa założycieli, złożona z niewidomych i widzących miłośników muzyki, rodziny i przyjaciół Edwina Kowalika, powołała do życia Towarzystwo Muzyczne, obierając sobie za patrona właśnie Edwina Kowalika. Chodziło o to, aby jego wieloletnia i tak potrzebna praca na rzecz niewidomych nie stała się już tylko historią, lecz żeby dalej się rozwijała. Bardzo ważną dziedziną działalności Towarzystwa stało się więc wydawanie brajlowskich nut i podręczników muzycznych oraz wznowienie wydawania brajlowskiego czasopisma muzycznego, które ukazywało się przez 8 lat (2002-2009).
Towarzystwo powstało po to, aby uczący się niewidomi mogli otrzymywać pomoc w postaci niezbędnych materiałów, a dorośli pogłębiać swoje umiejętności i wiedzę muzyczną. Wszystkie materiały, wydane dotąd przez Towarzystwo, zostały przygotowane w wersji cyfrowej, a ich spis dostępny jest na witrynie: www.idn.org.pl/towmuz.
Nuty i podręczniki można zamówić telefonicznie lub pod adresem e-mail: towmuz@outlook.com lub towmuz@idn.org.pl.
W bieżącym roku nasza oferta wzbogacona zostanie o dalsze publikacje.
Dzięki dofinansowaniu Fundacji PKO Banku Polskiego, wydane zostały „Materiały do kształcenia słuchu”, których autorami są: Maria Dziewulska, Aleksander Frączkiewicz oraz Krystyna Palowska. Jest to zbiór ćwiczeń jedno-, dwu-, trzy- i czterogłosowych, zalecony do użytku szkół muzycznych I stopnia. Podręcznik został przygotowany w wersji brajlowskiej, ale również w formacie elektronicznym bmml, który pozwala na odczytywanie oraz odsłuchiwanie ćwiczeń w komputerze. Wersja elektroniczna jest dostępna na naszej witrynie w dziale „Podręczniki multimedialne”, w postaci spakowanego folderu. Po rozpakowaniu folderu użytkownik uzyskuje dostęp do poszczególnych ćwiczeń w formacie bmml. Format bmml odczytujemy, posługując się programem Braille Music Reader, który można pobrać bezpłatnie ze strony internetowej: www.music4vip.eu.
Oczywiście format bmml obsługiwany jest także przez program Braille Music Editor, który można zakupić z witryny veia.it (wersję demo można zainstalować na okres dwóch miesięcy). Natomiast podręczniki brajlowskie otrzyma DZdN GBPiZS, szkoły muzyczne z terenu całego kraju oraz nauczyciele, którzy zgłosili zapotrzebowanie na te materiały.
W ramach programu „Kultura cyfrowa” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dokonujemy dalszego rozszerzenia internetowej „Biblioteki Utworów Chóralnych” prowadzonej od roku 2012. Dotychczas na stronie znajduje się 650 pozycji. Do grudnia 2018 roku biblioteka zostanie wzbogacona o 160 pieśni, w tym również o poszukiwane opracowania na chór trzygłosowy (sopran, alt, bas). Będą wśród nich pieśni religijne i świeckie.
Na koniec trzeba powiedzieć o jeszcze jednej nowej pozycji, tym razem nie związanej z muzyką. Do końca listopada 2017 r. w bibliotekach, do których dostęp mają wyłącznie niewidomi, a więc w DZdN GBPiZS, Akademickiej Bibliotece Cyfrowej oraz w bibliotekach Ośrodków Szkolno-Wychowawczych dla Niewidomych, zostanie zamieszczony podręcznik Janusza Pajewskiego pt. „Odbudowa państwa polskiego 1914-1918”. Publikacja przygotowana jest w dwóch wersjach - w formacie HTML oraz jako nagranie dźwiękowe w systemie DAISY.
Adaptacja tej publikacji została dofinansowana ze środków Muzeum Historii Polski w ramach programu „Patriotyzm Jutra”. Książka zainteresuje wielu Czytelników - uczniów, studentów, naukowców i miłośników historii. Wydanie tej publikacji w formatach dostępnych dla osób niewidomych przyczyni się do ich pełniejszego udziału w obchodach Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości przez Polskę.
Autor (1907-2003) był wybitnym historykiem, po II wojnie związanym z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W okresie PRL-u, ze względu na prezentowane poglądy, miewał kłopoty z cenzurą. Jeszcze do 2002 roku był czynnym nauczycielem akademickim. Książka jest ciekawie napisana i bogato ilustrowana cytatami z oryginalnej dokumentacji. Ukazuje szerokie spektrum dramatycznego okresu poprzedzającego odzyskanie niepodległości przez państwo polskie, prezentując sytuację w poszczególnych zaborach, jak również stanowisko różnych krajów wobec sprawy polskiej.
Zachęcamy do odwiedzania naszej strony internetowej: www.idn.pl/towmuz i korzystania ze wszystkich przygotowywanych przez Towarzystwo materiałów.
&&
Milena Rot
Od jakiegoś czasu, moim wielkim marzeniem, ale chyba też ogromną pasją i prawdziwą frajdą, stało się poznawanie ludzi. Uwielbiam ich obserwować w różnych sytuacjach, przewidywać ich reakcje czy zachowania. Jest to fascynujące i niezwykle pouczające, bo schematy zachowań są zdumiewająco powtarzalne. Zaczęłam się zatem zastanawiać nad czynnikami, warunkującymi zachowania i nad ich bogactwem. Zrozumiałam wtedy, że kluczem do pogłębiania wiedzy o ludziach, a tym samym też o świecie, jest poznawanie ich: różnych, z różnych grup społecznych czy wiekowych, a wreszcie z różnych krajów. Zaczęłam więc szukać możliwości poznania tych fascynujących istot z różnymi doświadczeniami. I… znalazłam! W niniejszym tekście postaram się nieco opowiedzieć o niezwykłym projekcie, w którym uczestniczę. Jest on finansowany z programu Erasmus+, organizowany przez Polski Związek Niewidomych we współpracy z innymi organizacjami, działającymi na rzecz niewidomych i słabowidzących w Austrii oraz Belgii. „Ponad barierami i granicami!”.
Cóż w nim może być tak niezwykłego - ktoś mógłby zapytać. Przecież takich projektów jest ostatnio coraz więcej. Studenci wyjeżdżają do innych krajów, by móc tam przez jakiś czas studiować czy odbyć praktyki lub staż. Jest też wiele organizacji, oferujących, np. wolontariat. Dlaczego więc akurat ten projekt?
Moim zdaniem, elementem, który zdecydowanie odróżnia go od innych przedsięwzięć tego typu jest fakt, że biorą w nim udział osoby młode, ale też starsze, ponieważ jedna grupa wiekowa to 18-30, druga zaś to 50 i więcej lat. Dla mnie to doskonałe rozwiązanie, bo mogę poznać ludzi podobnych do mnie: podzielić się swoimi doświadczeniami, zobaczyć, jak z podobnymi problemami radzą sobie moi rówieśnicy z Austrii czy Belgii. Z drugiej strony, mogę poznać zupełnie inną perspektywę, wchodząc w kontakt z osobami ode mnie starszymi, znacznie bardziej doświadczonymi. Mogę się od nich mnóstwo nauczyć. Być może brzmi to dość nietypowo, ale dla mnie ta różnorodność wiekowa jest niezwykle ważna. Najlepiej w takich sytuacjach zawsze jest podać przykład, ilustrujący dane twierdzenie. Oto on: jednym z uczestników projektu jest niewidomy mężczyzna z Indii. Obecnie mieszka w Austrii i to właśnie z austriacką grupą przyjechał do Warszawy na nasze pierwsze spotkanie i szkolenie, które odbyło się na przełomie maja i czerwca bieżącego roku. Mahendra, bo tak ma właśnie na imię człowiek, o którym mowa, swoją żywiołowością, radością, otwartością i pogodą ducha mógłby zarazić niejednego dwudziestolatka. Poza wszystkim jest tak oczytany, inteligentny i mądry, że wprost trudno w to uwierzyć. Ja bardzo niewiele wiem o polityce Indii czy Austrii. Moja wiedza w tym zakresie jest naprawdę elementarna. Mahendra natomiast świetnie orientuje się nie tylko we współczesnym świecie politycznym Polski, ale także dobrze zna polską historię. To właśnie Mahendra kolejny raz pokazał mi, że szufladkowanie ludzi i wkładanie ich do konkretnych kategorii jest bez sensu i do niczego nie prowadzi, bo zamyka nam drogi do nowych przeżyć i doznań.
„Poza barierami i granicami” to nie tylko poznawanie ludzi i kontakt z nimi. To również ciekawe, merytoryczne dyskusje na temat sytuacji niewidomych i słabowidzących w danym kraju, profesjonalnie poprowadzone zajęcia oraz prezentacje nowoczesnych technologii, ułatwiających funkcjonowanie osobom z dysfunkcjami wzroku. To wymiana doświadczeń na temat stosowanych rozwiązań, możliwości i problemów. To także zwiedzanie miast, w których odbywają się szkolenia. To również jest niezwykle istotny element. Umożliwia bowiem poznawanie innych krajów, a także integrację różnych grup uczestników.
Przed nami jeszcze dwa szkolenia: w Belgii i Austrii. Pierwsze z nich już w połowie listopada, następne natomiast w 2018 roku. Jestem pewna, że oba będą równie niezwykłe jak to w Polsce. Muszę przyznać, że nie mogę się już doczekać, bo wiele z osób, które poznałam, to nie tylko moje wielkie inspiracje, ale po prostu ludzie, których polubiłam i z którymi świetnie mi się spędza czas, mimo różnic, a może właśnie dzięki nim?...
Nie sposób nie wspomnieć o cudownych wolontariuszach, którzy nam towarzyszyli. To także niezwykli ludzie, których historie są bardzo oryginalne. I tutaj kolejny przykład: Sarah - dwudziestokilkuletnia dziewczyna, urodzona w Austrii, muzułmanka, w połowie Egipcjanka. Dla niej granice nie istnieją. Bariery też nie. Świetnie mówi po angielsku, studiuje socjologię, uczy się chińskiego. Sama w życiu wiele przeszła. Jako dziecko była często wyśmiewana. W liceum także nie miała znajomych przez swoją inność. Mimo to sama jest niezwykle tolerancyjna, wyrozumiała i ciekawa tego, co przyniesie jej los. Takich przykładów jest więcej: Evelyn - pracująca w Europarlamencie Austriaczka, dla której był to pierwszy kontakt z niewidomymi; Flavio - niezwykle życzliwy Brazylijczyk, mówiący po francusku, portugalsku, hiszpańsku i angielsku, pracujący z niewidomymi i słabowidzącymi seniorami w Belgii. Niezwykli ludzie i ich niezwykłe historie, a przy tym praktyczna wiedza i umiejętności - tym dla mnie jest projekt „Poza barierami i granicami”.
Wszystkim, którzy chcieliby szerzej popatrzeć na świat i wyjść poza swoje granice, i przekraczać własne bariery, szczerze polecam uczestnictwo w międzynarodowych wymianach, projektach czy szkoleniach. Jest to nieprawdopodobne doświadczenie, otwierające moc możliwości i perspektyw.
&&
Małgorzata Gruszka
Jedną ze sfer naszego życia, na której szczególnie
nam zależy i bez której żyć się nie da, są kontakty z ludźmi.
Według
badań, przeprowadzanych przez licznych naukowców na przestrzeni wielu
lat, dobre, satysfakcjonujące, budujące i zasilające kontakty z
ludźmi są głównym źródłem poczucia szczęścia i zadowolenia z życia.
Szczęścia i zadowolenia, których - wbrew pozorom - nie zastępują
sława, majątek, wysoka pozycja społeczna i inne powszechnie pożądane
dobra.
Kontakty międzyludzkie bywają bliższe lub dalsze,
powierzchowne lub głębokie, chwilowe lub długotrwałe. Takie czy inne
możemy podzielić na udane i nieudane; przynoszące radość i
frustrację, budujące i destrukcyjne, chciane i niechciane.
W
życiu osób niepełnosprawnych, kontakty z ludźmi mają dodatkowy
wymiar, wynikający z większej zależności i częstszej potrzeby
korzystania z pomocy.
Niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy
samodzielni, częściej od osób pełnosprawnych nawiązujemy przygodne
kontakty, które nierzadko przeradzają się w długotrwałe i głębokie
relacje.
W budowaniu satysfakcjonujących relacji z ludźmi
pomaga zespół cech i postaw, zwany ogólnie asertywnością.
Czym jest asertywność?
Asertywność, to bardzo pozytywna i ułatwiająca
życie postawa, w stosunku do siebie i innych.
Najkrócej mówiąc,
jest to postawa, w której traktujemy siebie na równi z innymi i
innych na równi ze sobą. „Traktuj bliźniego, jak siebie
samego”. Owo traktowanie przejawia się w dostrzeganiu,
rozumieniu i respektowaniu praw, potrzeb i pragnień, zarówno
własnych, jak i innych osób.
Asertywność, to również sposób
porozumiewania się z ludźmi, w którym bezpośrednio, uczciwie i
stanowczo wyrażamy swoje uczucia, postawy i pragnienia, respektując
jednocześnie uczucia, postawy i pragnienia innych.
Nieporozumienia
i konflikty międzyludzkie są najczęściej skutkiem mniej lub bardziej
świadomego stosowania jednej z poniższych postaw: uległej, agresywnej
lub manipulacyjnej.
Postawa uległa
Postawa uległa to taka, w której - mniej lub
bardziej świadomie - stawiamy potrzeby, prawa i interesy innych ponad
potrzeby, prawa i interesy własne. Przejawem takiej postawy jest
ustępowanie innym tylko dlatego, że tego chcą. Jesteśmy ulegli, jeśli
nadużywamy słowa „przepraszam” i tłumaczymy się ze
wszystkiego. Uległość w kontaktach z ludźmi, to także niewypowiadanie
swojego zdania, wycofywanie się, chowanie w cień, zmniejszanie swoich
zasług, zakłopotanie za każdym razem, gdy nas chwalą, częsta
rezygnacja z własnych dążeń i celów na rzecz dążeń i celów innych
osób.
Uległość cechuje przede wszystkim brak umiejętności
odmawiania spełniania czyichś życzeń.
Osoby uległe żyją głównie
na potrzeby innych i po to, by innych uszczęśliwiać. Co więcej,
podświadomie liczą na to, że inni odwdzięczą się im tym samym.
Zamiast satysfakcji z kontaktów z ludźmi (bo przecież są życzliwe,
miłe i uczynne), prędzej czy później zaczynają czuć, że inni po
prostu je wykorzystują.
Uległa postawa wobec ludzi, zamiast
oczekiwanej wdzięczności, sympatii i odpłacania tym samym, rodzi w
innych brak szacunku i żądanie uległości, a w uległym poczucie
niesprawiedliwości, niewdzięczności ludzkiej i bezdusznego
wykorzystywania.
Osoby niepełnosprawne (w tym niewidzące i
słabowidzące) mogą mieć tendencję do uległości ze względu na obawę,
że osoby, którym czegoś odmówią, w przyszłości odmówią im pomocy.
Jeśli w Twoich relacjach z ludźmi jest dużo goryczy z powodu ich niewdzięczności, być może masz tendencję do uległości.
Postawa agresywna
Postawa agresywna wyraża się tym, że potrzeby, prawa i interesy własne stawia się ponad potrzeby, prawa i interesy innych. Prezentujący ją ludzie mają przeświadczenie, że inni są po to, by im żyło się lekko, łatwo i wygodnie. Traktują innych z góry, wymuszając spełnianie swoich życzeń. Nie dopuszczają do siebie faktu, że inni mogą myśleć inaczej i wyrażać swoje zdanie. Agresorzy nie godzą się z tym, że inni im czegoś odmawiają, nie szanują innych i nie liczą się z ich uczuciami. Do ludzi zwracają się tonem kategorycznym i nie znoszącym sprzeciwu.
Agresorzy żyją w przekonaniu, że jedynie ich
odczucia, racje i opinie są słuszne. Wypowiadają je, atakując innych.
Gdy osoba uległa mówi: „proszę wybaczyć, ale moim zdaniem ten
film nie jest najmądrzejszy”, osoba agresywna mówi: „nie
wiem, jak można lubić takie głupie filmy!”.
Jeśli w
Twoich kontaktach z ludźmi dominują żądania i roszczenia, rzadko
kiedy spełniasz prośby innych, nie prosisz, lecz wydajesz rozkazy, a
dyskusje, w których nie przekonałeś rozmówców do swoich racji, są dla
Ciebie stratą czasu - prawdopodobnie masz tendencję do zachowań
agresywnych.
Agresywna postawa osób niepełnosprawnych wyraża
się w żądaniu tego czy tamtego, wyłącznie ze względu na swoją
sytuację, bez oglądania się na względy i sytuacje dotyczące innych
ludzi. Jestem niepełnosprawny i wszystko mi się należy!
Postawa manipulacyjna
Podczas, gdy uległy przeprasza, że żyje, a agresor
nie przeprasza nikogo i za nic, osoba manipulująca ludźmi posługuje
się technikami, które trudno od razu rozszyfrować. Na pierwszym
planie są tu różnego typu krętactwa, oszustwa, uniki i sztuczki.
Manipulant bez skrępowania wykorzystuje innych do swoich celów. W
dodatku robi to w dość zawoalowany sposób. Trzeba czasu, żeby
zorientować się, że mamy do czynienia z kimś takim. Manipulatorów
cechuje cynizm, sztuczność, brak autentyczności i uczciwości w
kontaktach z ludźmi. Trudno zorientować się, co właściwie myślą i
czują. Ich pragnienia i potrzeby nie są komunikowane wprost, wręcz
przeciwnie, tajone i skrywane. Podobnie ma się rzecz z intencjami,
ponieważ najczęściej są to własne i tylko własne korzyści. Osoby
manipulujące dążą do tego samego, co agresywne, tylko w o wiele
bardziej pokrętny i nieczytelny sposób.
Zapytana o zdanie na
temat filmu, osoba manipulująca będzie starała się najpierw poznać
opinię rozmówcy i dopasować się do niej.
Jeśli w kontaktach z ludźmi jesteś czujny i nienaturalny, prawie nigdy nie odkrywasz swoich zamiarów, nie komunikujesz wprost uczuć i myśli, zmieniasz poglądy w zależności od tego, z kim rozmawiasz - prawdopodobnie prezentujesz postawę manipulacyjną.
Przykładem manipulacji ze strony osób niepełnosprawnych jest prośba o pomoc z zaznaczeniem, że zajmie ona nie dłużej niż pół godziny. Przy czym wiadomo z góry, że zajmie dużo dłużej. W trakcie udzielania pomocy (na przykład zakupów), osoba pomagająca postawiona jest w sytuacji bez wyjścia. Zakupy przedłużają się, a osoby, która poprosiła o pomoc, nie można zostawić samej w sklepie.
Opisane wyżej postawy wobec ludzi, w mniejszym lub większym stopniu prezentuje każdy z nas. Tendencję do uległości lub agresji dostajemy wraz z cechami tworzącymi nasz temperament. Manipulacji zazwyczaj uczymy się od otoczenia. Uległość lub agresja odzywa się w nas w zależności od sytuacji. Uległymi bywamy głównie w kontaktach z tymi, od których zależymy (szefowie, autorytety). Na agresję pozwalamy sobie w kontaktach z tymi, którzy zależą od nas (podwładni, osoby słabsze, dzieci).
Czym charakteryzuje się postawa asertywna?
Asertywna postawa, to stosunek do ludzi, w którym unikamy uległości, agresji i manipulacji.
Świadomie unikając uległości, nie przepraszamy, gdy w niczym nikomu nie zawiniliśmy; nie boimy się wyrażać własnego zdania; nie chowamy się w cieniu i szczerze cieszymy się, gdy ktoś nas docenia. Prawa innych osób postrzegamy na równi z własnymi, a nie wyżej. Nie boimy się odmawiać i nie czujemy urazy, gdy ktoś odmówi nam przysługi. Robimy coś dla innych, gdy jesteśmy przekonani, że chcemy to zrobić. Nie czujemy dyskomfortu, gdy nie godzimy się na różne rzeczy. Łagodnie, a jednocześnie stanowczo wyrażamy swoje uczucia i myśli, informując innych o swoich pragnieniach i potrzebach.
Asertywna osoba niepełnosprawna bez skrępowania
prosi o pomoc przygodne osoby. Bez skrępowania i w rzeczowy sposób
informuje innych o specyficznych potrzebach wynikających z
niepełnosprawności, na przykład o tym, że jej rzeczy nie mogą być
przestawiane, że nic nie może stać na środku i że trzeba jej pokazać,
co gdzie stoi w pokoju. Jednocześnie rzeczowym i nieprzepraszającym
tonem odmawia informowania o przyczynach swojej sytuacji, jeśli
oczywiście nie chce tego robić. W taki sam sposób odmawia przyjęcia
pomocy, gdy jej nie potrzebuje.
Unikając agresji, nie narzucamy
innym swojego zdania, lecz godzimy się z tym, że mają inne. Niczego
na innych nie wymuszamy - prosimy i respektujemy ich prawo do odmowy.
Prawa innych ludzi stawiamy na równi z własnymi, a nie niżej.
Szanujemy innych i okazujemy to. Uczucia innych ludzi są dla nas
ważne. W sytuacjach konfliktowych dążymy do kompromisu, a nie
postawienia na swoim.
Asertywna osoba niepełnosprawna nie wymusza na nikim ustępstw, jeśli to nie jest konieczne. Nie domaga się specjalnego traktowania w każdej sytuacji.
Unikając manipulacji, jesteśmy wobec innych szczerzy i otwarci. Mówimy szczerze, o co nam chodzi i na czym nam zależy. Nie zmieniamy poglądów w zależności od okoliczności i od tego, z kim rozmawiamy. Nie prawimy fałszywych komplementów, nie udajemy niczego, by cokolwiek zyskać.
Asertywna osoba niepełnosprawna nie wykorzystuje swojej niepełnosprawności do wpędzania innych w poczucie winy, nie wzbudza fałszywej litości i nie wywiera na innych presji własnym nieszczęściem.
Wracając do przykładu z filmem, osoba asertywna powie po prostu: „moim zdaniem ten film nie jest najmądrzejszy”. Nie będzie prosić o wybaczenie, że nie zgadza się z rozmówcą, nie zaatakuje kogoś, komu film się podobał, nie będzie też dopasowywać swojej opinii do tego, co mówi ktoś inny.
Co daje asertywność?
Postawa asertywna ułatwia porozumiewanie się z
ludźmi, tym samym pozwala uniknąć wielu niepotrzebnych konfliktów,
nieporozumień i zranień.
Oczywiście nie jest tak, że będąc
asertywni, dogadamy się zawsze i ze wszystkimi. Tak nie będzie nigdy.
Unikając uległości, agresji i manipulacji, podnosimy jakość naszych
kontaktów z ludźmi. Lepsza jakość kontaktów nie oznacza tego, że inni
będą tacy, jacy byśmy chcieli.
Asertywni nie stajemy się po to, by zmieniać
innych, ale po to, by zmieniać siebie. Jeśli przy okazji uda nam się
to drugie, to super!
Porozumienie i satysfakcjonujące relacje z
innymi są drugorzędną nagrodą za wysiłek, jaki włożymy w codzienne
trenowanie asertywności. Pierwszą i najważniejszą jest to, że
jesteśmy, a w każdym razie staramy się być tacy, jak sobie
założyliśmy.
Jak ćwiczyć asertywność?
Ćwiczenie asertywności najłatwiej zacząć od sytuacji, o których wiemy, że nastąpią i możemy zaplanować ich przebieg. O wiele trudniej jest to robić w sytuacjach, które nas zaskakują. Zaskoczenie i stres skłaniają nas do szybkiego sięgania po to, co znane i powtarzane wielokrotnie. Jeśli mamy tendencję do uległości, agresji lub manipulacji, to, będąc w stresie, na pewno zastosujemy jedną z tych metod.
Przypomnij sobie jakąś sytuację ze swojego życia, w której reagujesz nie tak, jak byś chciał. Przeanalizuj swoją reakcję i spróbuj określić, czy jest uległa, agresywna, czy manipulacyjna.
Teraz pomyśl, jak chciałbyś zareagować następnym
razem. Ułóż sobie to, co chcesz powiedzieć i zapisz na kartce, w
komputerze lub dyktafonie.
Nie chodzi oczywiście o to, byś
uczył się na pamięć tego komunikatu i mechanicznie odtwarzał go w
danej sytuacji. Chodzi raczej o to, byś zapamiętał istotną jego treść
i przywołał, gdy będzie potrzebna.
Określ siebie
Twoje niepowodzenia w kontaktach z ludźmi mogą być skutkiem prezentowania przez Ciebie jednej z wyżej opisanych postaw. Wróć do opisów z początku artykułu i sprawdź, czy choć w części charakteryzują Ciebie.
Jeśli odkryłeś w sobie tendencję do uległości, proszony o przysługę informuj rozmówcę, że zastanowisz się nad tym, o co prosi. Podaj czas, w którym odpowiesz na prośbę. Zyskasz wówczas możliwość spojrzenia na sprawę z punktu widzenia własnego interesu. Przy okazji pokażesz innym, że od teraz nie zgadzasz się automatycznie na spełnianie ich próśb.
Jeśli odkryłeś w sobie tendencję do agresji, komunikaty kierowane do innych zacznij formułować w taki sposób, w jaki sam chciałbyś je usłyszeć. Wyobraź sobie, że to, co za chwilę powiesz do kogoś innego, ten ktoś mówi do Ciebie. Spróbuj robić to jak najczęściej, a oduczysz się agresywnego traktowania innych.
Jeśli odkryłeś w sobie tendencję do manipulowania innymi, zacznij otwarcie mówić, co czujesz i myślisz. Nie chodzi oczywiście o bezwzględną szczerość i walenie tzw. prawdy prosto w oczy. Chodzi raczej o to, by być w kontakcie z własnymi uczuciami i myślami i nie bać się, że inni źle ocenią je lub skrytykują.
Asertywność w niepełnosprawności
Jako osoby niepełnosprawne, z asertywnością możemy mieć szczególne problemy w następujących sytuacjach: gdy zmuszeni jesteśmy poprosić o pomoc, gdy ktoś zmusza nas do jej przyjęcia, gdy ktoś okazuje nam współczucie lub zadaje kłopotliwe pytania.
Mając tendencję do uległości, w powyższych sytuacjach będziemy zwracać się do ludzi nieśmiałym i niepewnym tonem, przez to wszystko, co powiemy, będzie brzmiało niezdecydowanie. Skutkiem tego, prosząc o pomoc, odmawiając jej przyjęcia, nie przyjmując współczucia czy nie chcąc udzielać informacji na własny temat, będziemy odbierani jako osoby, które nie do końca wiedzą, czego chcą i czego nie chcą. Będąc niezdecydowanymi, dajemy ludziom do zrozumienia, że mogą decydować za nas.
Mając tendencję do agresji, w powyższych sytuacjach będziemy opryskliwi, odpychający i nieuprzejmi. W konsekwencji możemy zrazić do siebie ludzi i spowodować to, że nie pomogą nam nawet wtedy, gdy będziemy tego potrzebować.
Mając tendencję do manipulacji, zdobędziemy życzliwość, ale na dalszą metę ludzie będą nas unikać. Perfidne wykorzystywanie innych do swoich celów - nawet jeśli owe cele uzasadnione są naszą sytuacją - nie jest najlepszym sposobem zdobywania sympatii i życzliwości ludzkiej. Nikt nam tego nie wybaczy ze względu na naszą niepełnosprawność.
Właśnie dlatego asertywność nam, a może szczególnie nam, się przydaje!
&&
&&
Piotr Stanisław Król
Kiedy byłem kilkuletnim chłopcem zmarł mój ojciec. Nie wiedziałem dokąd poszedł, dlaczego nagle zniknął z mojego życia. Wszyscy domownicy zachowywali się jakoś dziwnie. Nie odpowiadali wprost na moje pytanie - dokąd poszedł tata? I kiedy wreszcie wróci? Ten zaklęty krąg przerwała w końcu babcia.
- Umarł, nie wróci. Nigdy - powiedziała to tak zwyczajnie, jakby od niechcenia.
- Dlaczego ludzie umierają? - zapytałem ze smutkiem. Nie płakałem. Czekałem na odpowiedź.
Od tego dnia wkroczył w mój dziecięcy świat rytuał, który nazywaliśmy z babcią „malowaniem świata”. Trzeba było go pomalować, ubarwić. Bo był zbyt smutny, zbyt szary. Bez ojca stracił blask. Kochałem go całym swoim małym, dziecięcym sercem.
Miałem szczęście. Babcia była poetką i malarką. Roztaczała przede mną barwne obrazy rzeczywistości, w której będę żył, gdy dorosnę. Słuchałem z rozdziawioną buzią. Słuchałem co wieczór. Aż w końcu... uwierzyłem. Uwierzyłem, że za dwadzieścia, trzydzieści lat dzieci nie będą już traciły rodziców, bo medycyna będzie na takim poziomie, że nie pozwoli opuszczać im przedwcześnie swoich pociech. Ludzie będą szczęśliwi, bo nowoczesne maszyny zastąpią ich w pracy, a wtedy będą mieli czas na podróże, zabawy i codzienne wizyty w lunaparku. Wyprawy na Księżyc nie będą niczym nadzwyczajnym, a atrakcją będą tam kilkunastometrowe susy po kraterach. Babcia miała romantyczną duszę, niewyobrażalną fantazję. I dar przekonywania. Naprawdę jej uwierzyłem.
Odzyskiwałem powoli dziecięcą radość życia. Jej chodziło zapewne o to właśnie, by wyrwać mnie z tunelu smutku i tęsknoty za ojcem. Jednak chyba nie do końca chodziło tylko o mnie...
Kilka lat później obudziła mnie w nocy i rozentuzjazmowana zaprowadziła przed telewizor. Na czarno-białym ekranie zobaczyłem, przecierając ze zdumienia oczy, pierwszego człowieka na Księżycu. Po chwili skakał niczym kangur, dokładnie tak, jak na rycinach babci, która miała zwyczaj swoje opowieści ilustrować piórkiem lub kredkami na arkuszach brystolu. Miałem takiego kosmonautę od kilku lat w szufladzie biurka. Teraz z niej wyszedł i skakał sobie koło księżycowych kraterów. „Malowany świat” stawał się realną rzeczywistością. Babcia z przejęciem wyszeptała mi do ucha: - Piotruś, widzisz? A nie mówiłam?
Kiedy miałem dwadzieścia lat babcia zachorowała na raka. Lekarze podjęli się w jej przypadku nowatorskiego leczenia. Jeszcze wierzyłem w nasz wykreowany przed laty - „malowany świat”. Medycyna miała być w nim skuteczna, zwycięska. W kilka tygodni później, po straszliwych cierpieniach, babcia odeszła. Coś we mnie pękło, rozsypało się, jak domek z kart. Wkroczyłem w dorosłe życie.
Mamy już XXI wiek. AIDS, pandemia ptasiej grypy, nowe, śmiertelne groźne odmiany gruźlicy, genetyczne plątaniny, jedną z nich sam zostałem dotknięty - zagrażają w najlepsze całej ludzkości. Cudowne, nowoczesne maszyny przykuły ludzi do kilkunastogodzinnej, morderczej pracy. Innych skutecznie tej pracy pozbawiły. Lunaparki świecą pustkami. Księżyc od kilkudziesięciu lat też pusty, ze zwietrzałymi śladami podeszw butów Neila Amstronga i zaledwie kilku innych kosmonautów z ery Apolla. Mając to teraz wszystko przed oczami, zadaję sobie czasami pytanie, czy warto było przed laty wierzyć w te babcine miraże?
Za jakiś czas może doczekam się wnuków. Będę je brał wieczorami na kolana i kontynuował zabawę zaczętą przed laty. W „malowanie świata”. Lepszego niż ten obecny. O wiele lepszego. Nie będzie w nim chorób, rodziny będą tłumnie odwiedzać barwne lunaparki. Będzie na to czas i wystarczająco dużo pieniędzy. Starczy ich także na podróże po świecie i... poza nim. Opowiem o fascynujących wyprawach na Marsa. Uwierzą mi. Ja też uwierzyłem. Gdzieś przecież musi być ten cudowny świat.
A może wyciszyć się wewnętrznie, odrzucić te mętne miraże, i z pokorą poczekać na „odlot” tam, gdzie radość, szczęście zmiecie ze mnie, z nas - smutek i porażki tego żywota. Wierzę w to Ojcze nasz, Boże! A mój tata... Nie weźmiesz mnie już na kolana, małego brzdąca. Jestem już siwym, starszym chłopem. Przeżyłem znacznie więcej lat niż ty. Ale nieustannie pragnę się z tobą spotkać. Pogadamy i nigdy już się nie rozstaniemy. Prawda to, babciu?
&&
&&
Maria Tarlaga
Każdy z nas odebrał niejeden taki telefon. Dzwoni pani albo pan, przedstawia się i zaczyna opowiadać, jakie to atrakcje czekają na pokazie organizowanym przez firmę.
Jak reagować?
Pani Alicja Nyziak proponuje ujawnienie, że jest się osobą niewidomą. Może to i działa, ale ja uważam, że tam, gdzie nie jest to absolutnie konieczne, nie muszę tego robić. Telemarketer nie może decydować, czy ktoś z reprezentowanej przez niego firmy zapewni transport osobie niepełnosprawnej. On nawet nie wie, że się do takiej osoby dodzwonił - i niech mu tak zostanie. On dzwoni na numery, które ktoś mu wcześniej podał. Skąd oni biorą nasze telefony, tego nie wiemy. Ja mam swoje sprawdzone sposoby i to działa. A robię tak dlatego, że dzwoniący zachował się niekulturalnie.
Jeśli dzwoni osoba i przedstawia się, a potem bez wstępu zaczyna recytować swój tekst, przerywam jej, mówiąc, że nie mam czasu i oferta mnie nie interesuje. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś traktował mnie przedmiotowo. Dzwoni przecież do prywatnego mieszkania i nie wie, czy ja akurat mogę i chcę rozmawiać.
Bywają jednak tacy, którzy zachowują się poprawnie. Jeśli dzwoni telemarketer, przedstawia się, a potem pyta, czy może zająć mi kilka minut, w porządku. Szanuje moją prywatność i to ja decyduję, czy chcę usłyszeć, co ma do zaoferowania. Nie można przecież traktować tych ludzi jak intruzów, to jest ich praca. Chodzi tylko o to, żeby nie pozwolić im na narzucanie swojej woli. To ja mam prawo decydować, czy chcę wysłuchać tej oferty i skorzystać z niej. Jeśli mówię, że mnie to nie interesuje, to nie muszę się tłumaczyć, czy nie mogę pojechać na ten pokaz, bo nie widzę, czy nie pojadę, bo mi się nie chce, albo mam inny plan na ten dzień. To dzwoniąca do mnie osoba jest w pracy, nie ja.
Jeśli ktoś dzwoni i namawia mnie na jakiś pokaz czy kupno czegoś, dobrze, taką ma pracę. Ale bywają też inne telefony. Oto dzwoni pani i smutnym głosem opowiada historię dziecka, które wpadło do dołu z wapnem i potrzebuje pomocy. Następnie mówi, jaka jest najniższa wpłata i prosi o adres, żeby mi przesłać szczegółowe informacje. Kiedy pytam o stronę internetową, okazuje się, że takiej nie ma. No to ja też swojego adresu nie podaję. Też nie mówię, że nie widzę, że nie przeczytam tych informacji. Nie podaję obcym osobom swoich danych i już, to jest moje prawo.
&&
Iwona Czarniak
W Polsce obowiązkiem nauczania objęte są wszystkie dzieci, zarówno pełnosprawne, jak i te, mające różnego rodzaju dysfunkcje.
Szkoła, niby nic niezwykłego, jest ich wiele, a większość jest do siebie podobna. Jednak są szkoły i ośrodki, w których uczą się dzieci i młodzież niewidoma i niedowidząca. I to o takiej szkole, mieszczącej się w Krakowie przy ul. Tynieckiej, słyszałam wiele dobrego.
Przyjęłam zaproszenie pani dyrektor Agnieszki Nawrockiej i wraz z przewodnikiem jedziemy do Krakowa. Jest zimno, pada, ulice są wyludnione, błądzimy. W pewnym momencie słyszę charakterystyczne stukanie laski, to młody człowiek po skończonych zajęciach w szkole wraca do domu. Bezbłędnie wskazuje nam drogę.
Z opisu przewodnika wynika, że budynek niczym szczególnym się nie wyróżnia, jednak po przekroczeniu progów szkoły czuję się tak, jakbym przyszła w odwiedziny do dawno niewidzianych znajomych.
Jest gwar, śmiech, nie ma potrącania się, wpadania na siebie, za to jest widoczna wzajemna życzliwość.
Pani dyrektor spieszy się do teatru Bagatela na spektakl, w którym występują uczniowie szkoły, jednak znajduje trochę czasu, aby opowiedzieć mi o szkole i tym, co się w niej dzieje.
„W przyszłym roku szkoła będzie obchodzić 70-lecie swojego istnienia. Przez wiele lat była to tylko szkoła podstawowa, a w tym momencie na terenie naszego ośrodka mamy siedem różnych szkół” - mówi pani Agnieszka.
Gdy zadaję pytanie o rodzaje szkół, okazuje się, że wsparcie zaczyna się dużo wcześniej: „Mamy przede wszystkim wczesne wspomaganie rozwoju dziecka niewidomego. To jest coś pięknego, co się u nas dzieje, bo tutaj rodzice dostają od nas wsparcie dla dzieci i dla siebie już od narodzenia dziecka niepełnosprawnego aż do objęcia go nauczaniem szkolnym.
Mamy oddział przedszkolny, jest to zeróweczka, czyli przygotowanie obowiązkowe do podjęcia nauki. Badamy dojrzałość szkolną. Spotykamy się z różnymi indywidualnymi przypadkami, gdzie musimy odraczać obowiązek szkolny. Niektóre dzieci mają nie tylko wady wzroku, ale jeszcze dodatkowo różne inne schorzenia: problemy z zachowaniem, problemy neurologiczne. Każde dziecko to inna księga. Później oczywiście jest szkoła podstawowa, już teraz ośmioletnia. Po jej ukończeniu, w zależności od tego, na jakim poziomie intelektualnym jest dziecko, jakie ma predyspozycje, może wybrać różną drogę swojego kształcenia”.
W dalszej części rozmowy dowiaduję się, że w Branżowej Szkole pierwszego stopnia (dawna zasadnicza szkoła zawodowa) kształci się młodzież z niepełnosprawnością intelektualną lub młodzież, która sobie nie radzi w technikum. Zawody, w jakich są kształceni uczniowie w szkole branżowej, to: koszykarz-plecionkarz oraz ogrodnik. Do dyspozycji uczniów jest ogród oraz szklarnie, którymi się zajmują.
Kolejnymi szkołami są technika, przygotowujące młodzież do pracy w wielu różnych zawodach: technikum kształcące w zawodzie tyfloinformatyk, który dedykowany jest uczniom niewidomym, uczącym się obsługi sprzętu dla niewidomych.
Technik architektury zieleni to kolejny z zawodów - tu uczniowie uczą się między innymi projektowania i zagospodarowania terenów zielonych.
Na kierunku technika realizacji dźwięku, młodzież, korzystając z najwyższej jakości sprzętu, uczy się tego wszystkiego, co wiąże się między innymi z nagłaśnianiem imprez i innych uroczystości. Do dyspozycji uczniów jest również studio nagraniowe.
Technik administracji biurowej, to kolejny z zawodów, do jakiego przygotowywana jest młodzież. W tym technikum uczą się nie tylko obsługi sekretariatu, ale i wszystkich urządzeń, wykorzystywanych w pracy biurowej, czyli: faksy, telefony, kserokopiarki, itd., jest również kładziony duży nacisk na naukę języków obcych.
Ostatni kierunek, to technik-masażysta. Tak jak w poprzednich zawodach, tak i w tym zawodzie ucząca się młodzież ma do swojej dyspozycji bardzo dobrze wyposażoną pracownię. Uczniowie wszystkich techników odbywają praktyki poza murami szkoły.
Szkoła przysposobienia do życia daje szansę młodzieży z niepełnosprawnością wzrokową i intelektualną w stopniu umiarkowanym, niemającej szansy na naukę w technikum ani w szkole branżowej. Tu młodzież rozwija się plastycznie.
Jest również liceum dla dorosłych i policealne studium zawodowe.
Ostatnią ze szkół, ale za to jedyną w Polsce, jest Państwowa Szkoła Muzyczna pierwszego stopnia. To właśnie tu świat muzyki otwiera przed niewidomymi swoje drzwi.
Oto, co na ten temat mówi pani dyrektor Nawrocka:
„Realizujemy eksperyment. Razem z dziećmi niepełnosprawnymi kształcą się dzieci muzycznie uzdolnione zdrowe, z dzielnicy Krakowa, w której mieści się szkoła. Oczywiście pierwszeństwo w przyjęciu mają nasi uczniowie, a reszta przyjmowana jest w miarę wolnych miejsc.
Cudownie się to sprawdza. Organizujemy koncerty i to jest coś pięknego, kiedy zdrowe dziecko prowadzi naszego niewidomego ucznia, z którym już wiele razy musiało się spotkać. Razem ćwiczyli utwory, np. na cztery ręce, niejedną rozmowę odbyli, niejedne przyjaźnie zostały nawiązane i widać, że jest to korzyść dla obu stron - nie tylko dla niewidomego, który otrzymuje pomoc i wsparcie, ale i dla tego zdrowego, który niezwykle się uwrażliwia na niepełnosprawność drugiego dziecka. Bardzo sobie to cenię i uważam, że jest to piękna idea.
Dzięki eksperymentowi nasi uczniowie mają wydłużony okres edukacji, realizują te same przedmioty, co każda szkoła muzyczna, dostają takie samo świadectwo ukończenia i mogą iść później do szkoły muzycznej drugiego stopnia. Nauka trwa sześć lat, ale jest jeszcze klasa sześć plus. Kierunek młodzieżowy trwa cztery lata i cztery plus, no bo weźmy chociażby przedmiot dotyczący czytania nut. Jesteśmy jedyną szkołą, gdzie znajduje się przedmiot zwany muzykografia, czyli nauka notacji brajlowskiej. Uczeń ma napisany brajlem utwór, uczy się go na pamięć, by móc potem go zagrać, nie ma bowiem możliwości czytania podczas grania. Między innymi to powoduje, że czas nauki jest wydłużony”.
Na obecną chwilę w tych wszystkich szkołach wiedzę zdobywa ponad trzystu uczniów. W szkole podstawowej uczą się dzieciaki z trzech województw: Małopolskiego, Świętokrzyskiego, Podkarpackiego, a czasem Śląskiego. W pozostałych uczniowie pochodzą z całej Polski.
Ogromną rolę odgrywa internat, mieszczący się przy szkole, i jest on drugim domem. Zarówno w szkole, jak i internacie, pracownikami są wyłącznie tyflopedagodzy.
W trakcie realizacji jest nowy plac zabaw, a budynek czeka na nową elewację, jednak, jak mówi pani dyrektor: „to tylko wygląd zewnętrzny, to, co się dzieje wewnątrz, to ludzie o wielkich sercach, którzy kochają swoją pracę, która jest dla nich czymś, bez czego nie wyobrażają sobie życia”.
Szkoła znajduje się pod nadzorem Kuratorium Oświaty i opieką Urzędu Miasta Krakowa, a nauka w niej jest bezpłatna. Jedyną opłatą, jaką ponoszą uczniowie, jest opłata za wyżywienie.
Oprócz nauki zapewnione są zajęcia rewalidacyjne. Są to zajęcia, które zapewniają indywidualną ścieżkę rozwoju i likwidowanie różnych dysfunkcji u każdego z nich, w zależności od tego, co mówi orzeczenie potrzeby kształcenia specjalnego. Mogą to być takie zajęcia, jak: logopedia, terapia pedagogiczna, terapia widzenia, orientacja w przestrzeni, gimnastyka korekcyjna, techniki pisania brajlem.
Jest „Gabinet Terapii Metodą Tomatisa”, gdzie dzięki stymulacji bezpośrednio na mózgu, uczeń może być bardziej aktywny lub mniej, w zależności od tego, jaki jest problem - z nadpobudliwością, czy z ospałością.
Każde z dzieci ma indywidualną ścieżkę terapeutyczną i po skończonych lekcjach uczestniczy w dodatkowych zajęciach.
Kółko PTTK, ceramiczne, wioślarskie, gdzie uczniowie ćwiczą na ergometrach, są harcerze, jest również basen i obowiązkowa nauka pływania.
To tylko niewielka cząstka tego, co można by jeszcze napisać, jednak mam nadzieję, że pozwoliła ona przybliżyć naszym Czytelnikom to niezwykłe miejsce.
&&
Zofia Krzemkowska
Pielgrzymowanie to: „podróż wewnętrzna w siebie”
(List papieski o pielgrzymowaniu, 2000 r.)
Krajowe Duszpasterstwo Niewidomych, wśród wielu form posługi religijnej, organizuje co 2 lata - zawsze do innego sanktuarium - w drugi piątek i sobotę września - Ogólnopolską Dwudniową Pielgrzymkę Niewidomych.
Nas zgromadziła w Lublinie, w dniach 8 i 9 września 2017 r., kolejna Ogólnopolska Pielgrzymka Niewidomych, do sanktuarium Matki Boskiej Płaczącej. W Katedrze Lubelskiej odbywała się modlitewna część naszej pielgrzymki, wg wcześniej przygotowanego programu.
Przywitał nas Krajowy Duszpasterz Niewidomych, ks. dr Andrzej Gałka, który przewodniczył całej pielgrzymce.
Podczas Eucharystii, pierwszego dnia w homilii powiedział, że są obszary w kraju, z których nie ma żadnych pielgrzymów niewidomych, bo nie podoba im się spanie u rodzin, bo za duża odległość od miejsca zamieszkania, bo brak zainteresowania, brak organizatorów, którzy by zachęcili i pomogli niewidomym w udziale w pielgrzymce.
Przywitała nas również Prezes Zarządu Głównego PZN, Anna Woźniak-Szymańska.
Przemawiali: w imieniu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi - Prezes Paweł Kasprzyk, który poinformował, że jest nas 1400 pielgrzymów, głównie w wieku starszym oraz Matka Generalna, S. Radosława, która wspomniała o obchodach 100-lecia Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w 2018 roku.
Obszerna była część pielgrzymki, dotycząca modlitwy. Była to: Koronka do Miłosierdzia Bożego, przygotowana starannie przez Duszpasterstwo Niewidomych we Wrocławiu. Ponieważ każdą dziesiątkę poprzedzało rozważanie, trzeba było wiele osób, by je odpowiednio przygotować.
Drogę Krzyżową prowadził Diecezjalny Duszpasterz Niewidomych z Lublina, ks. Emil Chomontowski. Pierwszą stację prowadziła Bydgoszcz. Dalsze - inne duszpasterstwa reprezentowane na pielgrzymce.
Zostały wygłoszone dwie konferencje, związane z hasłem pielgrzymki: „Idźcie i głoście, jesteście posłani”. Pierwszego dnia wygłosił ją ks. prałat - Kustosz Sanktuarium - Adam Lewandowski, który przedstawił historię obrazu, będącego kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W 1949 roku, na obliczu Matki Boskiej ukazały się łzy smutku, radości i nadziei, obserwowane przez przybywających wiernych. Stąd Katedra Matki Boskiej Płaczącej.
Drugiego dnia pielgrzymki - wygłosił konferencję słabowidzący ks. Kazimierz Kuśnierz, wykazując dużą znajomość dzieł Jana Pawła II, popartą licznymi cytatami, np.: „Musicie od siebie wiele wymagać, choćby inni od was nie wymagali”.
Były dwie Eucharystie - pierwszego i drugiego dnia. 8 września zwracał uwagę aktywny udział Ryszarda Dziewy, który jest wyróżniającym się w Polsce brajlistą. Czytał tekst liturgiczny i wspólnie z niewidomą studentką anglistyki z Lublina, prowadził Modlitwę Powszechną.
Drugi dzień rozpoczął się Godzinkami. Otrzymaliśmy dowód tożsamości chrześcijanina, następującej treści: „Jestem dzieckiem Boga, należę do Kościoła”. - Będzie to ważna pamiątka przywieziona do rodzinnego domu.
Podczas Różańca i Mszy Świętej śpiewał chór z Żułowa. Z przyjemnością się go słuchało. Dobrze zharmonizowane głosy, odpowiedni repertuar, dostosowany do okoliczności pielgrzymkowych. Podobnie jak występu dzieci z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego z Lasek z programem: „Matka Czacka - wspomnienia”.
Mszy kończącej pielgrzymkę przewodniczył arcybiskup, ks. Stanisław Budzik. Współcelebrowali diecezjalni duszpasterze niewidomych.
W trakcie Eucharystii odbyła się procesja z darami. Przeważały ofiary pieniężne, ale był też m.in. chleb, wino mszalne, sękacz, Bydgoszcz wręczyła obraz - mozaikę błogosławionego biskupa Kozala w związku z 75. rocznicą jego śmierci, którą obchodzić będziemy w styczniu 2018 roku. Prezes ZG PZN, Anna Woźniak-Szymańska, wręczyła księdzu biskupowi „certyfikat wdzięczności”.
Nocowaliśmy u rodzin. Ci, którzy nas gościli, otrzymali od pielgrzymów pisemne podziękowania i skromne upominki. Pielgrzymi przybyli m.in. z: Warszawy, Lasek, Żułowa, Łodzi, Gdańska, Wejherowa, Bydgoszczy, Garwolina, Grodziska, Hrubieszowa, Lublina, Nowego Sącza, Wrocławia, Suwałk, Ełku. Nie do wszystkich dotarłam - proszę o uzupełnienie.
Tą drogą składamy serdeczne „Bóg zapłać” wszystkim, którzy nas gościli, zapewniając nocleg i dwa posiłki. Dziękujemy organizatorom terenowym i krajowym za przygotowanie i przeprowadzenie tegorocznej pielgrzymki niewidomych. Dziękujemy też szczególnie serdecznie naszym diecezjalnym duszpasterzom niewidomych oraz przewodnikom, bez których pomocy nie moglibyśmy pielgrzymować. Ich pozyskanie nie jest rzeczą łatwą.
Do zobaczenia za 2 lata. Oby w większym składzie niż obecnie. Warto podjąć trud wspólnej modlitwy, bo „modlitwa to pokarm dla duszy”, a tu, w Lubelskiej Katedrze Płaczącej Madonny, tego pokarmu było dużo.
„Prawdziwą wielkość człowieka mierzy się miarą jego zjednoczenia z Bogiem, mierzy się jego umiejętnością i gorliwością w wykonywaniu planów Bożych” (bł. biskup Michał Kozal).
&&
Teresa Dederko
Słabością naszego środowiska, tak zresztą jak wielu innych, jest brak przepływu informacji. Komunikacja w dobie Internetu, na pozór wydawałoby się, nie powinna stwarzać problemów. Oczywiście, nie wszyscy obsługują komputery i korzystają z nowoczesnych urządzeń. Telefon jednak, nawet ten stacjonarny, posiada chyba każdy.
Dlaczego więc tyle osób ma poczucie, że nic się dla nich nie robi, brakuje podstawowej wiedzy o organizacjach działających na rzecz niewidomych, nie docierają informacje o projektach, różnych imprezach, szkoleniach, kursach, itd. W samej stolicy można spotkać osoby niewidome, które nie wiedzą, że na terenie ich miasta działa kilka fundacji, mających dla nich wiele ciekawych propozycji. Ostatnio zdziwiły mnie ogromnie pretensje koleżanki, której wspomniałam o Ogólnopolskiej Pielgrzymce Niewidomych. Oburzyła się, że ona nic o tym nie wie, a ksiądz do niej nie zadzwonił, żeby ją powiadomić.
Tłumaczyłam, że trudno oczekiwać, że do tysięcy niewidomych duszpasterz będzie wykonywał telefon z zaproszeniem. Uświadomiłam sobie wówczas, ile możemy stracić na skutek braku odpowiedniej wiedzy i informacji. Komunikacja i porozumiewanie się wymaga aktywności dwustronnej. Nadawca jakiegoś komunikatu powinien zrobić to w sposób, który umożliwi odczytanie go adresatom. Z kolei odbiorcy muszą aktywnie poszukiwać informacji znanymi sobie metodami.
Zamiast czekać na telefon, samemu zadzwonić co jakiś czas i spytać o działalność koła PZN, duszpasterstwa czy innych organizacji.
Z pewnością łatwiej dotrzeć zainteresowanym do źródła informacji, niż powiadamiać wszystkich indywidualnie. Poza tym, nic z tego nie wyniknie, gdy np. radio, telewizja, prasa będzie nadawać komunikaty, ale my ich nie wysłuchamy.
Do kogo wówczas mieć pretensje?
Co z tego, że w sierpniu „Biuletyn Informacyjny”, „Pochodnia”, „Informator Obywatelski Niewidomych”, portal niepełnosprawni.pl, informowały, od kiedy będą wydawane legitymacje osób niepełnosprawnych, a i tak są tacy, którzy nawet nie słyszeli o ich wymianie.
Naprawdę jest mnóstwo możliwości dotarcia do informacji, tylko trzeba ich szukać, a nie narzekać, że nic się nie dzieje.
Jeżeli ktoś nie korzysta z Internetu i nie może czytać wersji elektronicznych środowiskowych czasopism, powinien poprosić o wersję brajlowską. Na ul. Konwiktorskiej w Warszawie, w Dziale Zbiorów dla Niewidomych, można zamówić wydruk określonych materiałów.
Oczywiście organizacje i instytucje, którym zależy na dotarciu do odbiorców, muszą robić to skutecznie. Nie powinno być takich sytuacji, kiedy zawiadomienie o organizowanej imprezie przekazuje się tylko „wybranym”, a do reszty zainteresowanych informacja dociera jedynie za pośrednictwem „poczty pantoflowej”. Zdarzają się też takie przypadki, gdy członek organizacji dowiaduje się od znajomych o organizowanym turnusie rehabilitacyjnym, więc zgłasza się po konkretne informacje do pracownika organizacji, po czym słyszy odpowiedź: „tak, było jakieś pismo na ten temat, mam je w szufladzie. Proszę przyjść za tydzień, to może je znajdę”. Jest to po prostu lekceważenie swoich obowiązków, a także osób, na rzecz których podejmuje się pracę.
Pamiętam jeszcze te czasy, kiedy społecznicy z zarządu koła lub okręgu PZN odwiedzali swoich członków w domach i pomagali w załatwianiu różnych spraw bytowych. Może i obecnie tacy działacze zdarzają się, ale jest ich mało.
We własnym więc, dobrze pojętym interesie, aby coś ważnego nas nie ominęło, powinniśmy brać udział w zebraniach informacyjnych, spotkaniach wspólnotowych, dzwonić do zarządów organizacji, pytając o ich działalność.
Nie podejmując starań o dostęp do wiedzy i informacji, sami się wykluczamy z nurtu aktywnego życia.
&&
Iwona Czarniak
Już samo słowo „hospicjum” budzi kontrowersje, a nawet przeraża, czy słusznie?
Ignoranci wręcz twierdzą, że jest to miejsce, gdzie czeka się na śmierć. Dla tych, którzy zetknęli się z działalnością tych placówek, jest to oczywisty absurd. Coś boli, wizyta u lekarza, seria badań, leczenie trwające latami lub bardzo krótko, kolejny pobyt w szpitalu i najgorsza z możliwych opcji - medycyna staje się bezradna, pozostaje tylko otoczyć troskliwą opieką najbliższą osobę i starać się ulżyć w cierpieniu.
Powyższy opis, to nie część kolejnego scenariusza filmowego, lecz fakt, który dotyka każdego dnia wiele rodzin.
Chory wraca do domu, a najbliżsi, jeżeli mają wystarczające fundusze, wynajmują całodobową wykwalifikowaną pomoc do opieki, jednak najczęściej takowych środków jest brak. Bliscy chorego stają przed dylematem, czy i kto ma zrezygnować z pracy zawodowej, a jeżeli tak się stanie, to czy nie zabraknie środków na utrzymanie rodziny.
Bywa i tak, że dzieci założą rodziny, rozjadą się po świecie, a rodzice zostają w domu rodzinnym, i dopóki zdrowie dopisuje, nie narzekają, lecz dramat zaczyna się rozgrywać, kiedy choroba daje znać o sobie i nie ma w pobliżu nikogo bliskiego. Następuje wewnętrzne rozdarcie - zostawić rodzinę, rzucić pracę i wracać? Lecz na jak długo? Kto zarobi na utrzymanie rodziny i kto zajmie się dziećmi?
Kolejny dramat jest wtedy, gdy jedno ze współmałżonków jest niepełnosprawne, a w wyniku choroby opieki potrzebuje dotychczas pełnosprawny mąż. Jak ma opiekować się nim np. niewidoma żona?
Takich sytuacji można by przytoczyć jeszcze dużo, bo życie potrafi zaskakiwać nas na różne sposoby.
Jak pomóc kochanej osobie, gdzie można uzyskać pomoc?
Szansą na uzyskanie wsparcia stają się hospicja.
Umieszczenie chorej osoby w placówce wcale nie jest takie proste, już samo podjęcie decyzji o rozstaniu się z bliską osobą sprawia wiele bólu. Wsparcie psychologa niezbędne jest zarówno cierpiącemu, jak i jego rodzinie, ponieważ kierując się tylko uczuciami, można nieświadomie krzywdzić chorego.
Dużo ciepłych słów padło pod adresem pracowników i wolontariuszy hospicjum z ust pana, będącego w takiej trudnej sytuacji.
- My nie musieliśmy umieszczać powoli opuszczającej nas bliskiej w hospicjum, a pomimo to pomoc, jaką została otoczona cała rodzina, była bezcenna. Łóżko i cały specjalistyczny sprzęt wypożyczony z placówki pozwolił na zapobieżenie utworzeniu się bardzo bolesnych odleżyn, było wsparcie wolontariuszy przy pielęgnacji chorej. Ważna okazała się pomoc psychologa, który nie dopuścił, by rozpacz pokonała rozsądek.
Krążą różne opinie na temat umieszczania w hospicjach nieuleczalnie chorych. Jedni rozumieją, że podjęcie decyzji wcale nie jest takie proste, a z powodu braku miejsc wymaga wiele zachodu, lecz w mniemaniu innych rodzina po prostu chce się pozbyć kłopotu.
Takie negatywne osądzanie jest krzywdzące, no bo co mają zrobić rodzice dziecka nieuleczalnie chorego na raka, którzy mają gromadkę dzieci na utrzymaniu, a przecież i te zdrowe też potrzebują opieki? Rodzic, niemający wykształcenia medycznego, pomimo najlepszych chęci i całej swojej miłości do dziecka, nie jest w stanie udzielić niezbędnej prawidłowej pomocy. To hospicja zapewniają zarówno chorym, jak i ich rodzinom, całodobową opiekę i wsparcie, zarówno duchowe, jak i medyczne. Rodziny, bez wyrzutów sumienia, że zaniedbują chorego, w miarę własnych możliwości uczestniczą w jego życiu. Wszyscy, czy to pracownicy etatowi, czy wolontariusze, to ludzie o wielkich sercach, dla których ulga w cierpieniu jest sprawą nadrzędną.
&&
Alicja Nyziak
Minął rok od poprzedniej edycji płockiego Festiwalu Kultury i Sztuki (dla Osób Niewidomych). Nadszedł moment ponownego pakowania walizek i wyjazdu do Płocka, po kolejną porcję kulturalnych doznań. Organizator (Stowarzyszenie „De Facto”) tradycyjnie zadbał o bogaty i ciekawy program. Filmy polskie i zagraniczne, spotkania z gwiazdami kina, spektakle teatralne oraz recitale. Koncerty pobudzające krew do żywszego pulsowania, a w ramach literackiego oddechu spotkanie z książką. Oj, można było dostać kulturalnej zadyszki. W sumie jednak, czyż właśnie nie po to ponownie pojechałam do Płocka? Zanurzyć się w tyglu kulturalnej rozmaitości, nasiąknąć doznaniami i wrażeniami. Na VII Festiwalu Kultury i Sztuki (dla Osób Niewidomych) 2017 tych doznań nie zabrakło.
Były ciekawe spotkania z aktorami, których tuż przed rozmową festiwalowa publiczność oglądała w prezentowanych produkcjach. Jacek Braciak opowiadał o pracy przy kręceniu filmu „Wołyń” Wojtka Smażowskiego. Bezpośrednio po zakończeniu emisji tego obrazu, na sali zapadła długa chwila przejmującej ciszy. Dopiero wejście aktora, odtwórcy roli ojca głównej bohaterki sprawiło, że napięcie opadło.
Agnieszka Żulewska uśmiechała się, słysząc słowa pochwały, dotyczące jej roli w filmie „Ja i mój tata” w reżyserii Alka Pietrzaka. Natomiast Agata Kulesza podbiła serca zgromadzonej publiczności. Kobieta pełna ciepła i naturalności. Z rozbawieniem wspominała przygotowania do drugoplanowej roli w filmie „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy. Ona, szczupła wręcz, drobna kobieta, musiała zagrać śląską babę. Trzeba przyznać, że poradziła sobie doskonale. Gdy Agata Kulesza mówiła o swoim sposobie na relaks, wiele osób na sali uśmiechało się. Wygodna wersalka, koc i dobra książka. No dobrze, czasami jeszcze zestaw zostaje uzupełniony o kota i płonący ogień w kominku. Czyżby sposób był uniwersalny i stosowany przez wielu?
Koncerty Doroty Osińskiej i Megitza TRIO, były jak energetyczne wulkany. Publiczność z trudem siedziała na swoich miejscach, stopy i dłonie wybijały rytm. Spotkanie z autorem poczytnych kryminałów, Markiem Krajewskim, było bardzo ciekawe. Okazało się, że pisarz jest równie intrygujący, jak jego główni bohaterowie - Eberhard Mock i Edward Popielski.
VII Festiwal Kultury i Sztuki (dla Osób Niewidomych), to także pewne innowacje. Przyznaję, że oczy szerzej mi się otworzyły, gdy posłuchałam producentki filmowej, pani Anety Hickinbotham z „Aurum Film”. Spotkanie z nią pozwoliło mi inaczej spojrzeć na produkcję filmów. Natomiast prelekcja filmoznawcy, doktora Piotra Pławuszewskiego, uświadomiła mi, jak niewiele wiem o filmach dokumentalnych i paradokumentalnych. Pobyt na festiwalu, to także czas spotkań towarzyskich. Z przyjemnością dyskutowałam z uczestnikami o obejrzanych produkcjach, nawiązywałam nowe znajomości. Mam nadzieję, że za rok przed nami kolejna już, VIII odsłona płockiego festiwalu.
&&
Halina Kuropatnicka-Salamon
Festiwal twórczości muzycznej niewidomych „Widzieć muzyką”, stał się dorocznym świętem Bytomia Odrzańskiego. Znaczące już dziś wydarzenie artystyczne pierwszy raz zaistniało w 1999 r. Przez wszystkie lata organizatorami festiwalu są: Spółdzielnia Niewidomych „Nadodrze”, Stowarzyszenie na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Przystań”, Rada Miejska oraz Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Bytomiu Odrzańskim. W tym roku festiwal ukończył 18 lat, a Dzień Urodzin obchodzono 30 września. Równolegle z przygotowaniami do koncertu jubileuszowego, miasto zorganizowało odpust ku czci św. Hieronima. Od popołudnia Rynek bytomski kipiał radosnym hałasem, wdzięcznymi śpiewami i śmiechem; pachniał smakowicie gorącymi potrawami; kusił konkursami z nagrodami. Wyznaję, że z niepokojem myślałam o wieczornej frekwencji w miejscowym domu kultury. Niepotrzebnie. Przed rozpoczęciem uroczystej imprezy wszystkie krzesła w sali były zajęte. Wyczuwało się napięcie i słyszało szepty: Jubileusz! To przecież jubileusz!. Zabrzmiały wreszcie trąbki trzech młodziutkich hejnalistów, którzy cały wieczór oprawiali odświętnością dźwięków. Zaczęli kolejno wchodzić na scenę najlepsi spośród najlepszych, którzy mogli przyjąć zaproszenie organizatorów i przybyć na wspólne święto muzyki. Wszyscy zapisali się wcześniej znaczącymi osiągnięciami w Bytomiu Odrzańskim i w innych miejscowościach kraju. Pierwszy wystąpił Piotr Tarasewicz, bytomianin z Krakowa, zdobywca grand prix festiwalu w 2015 r. Momentalnie wzruszył publiczność liryczną piosenką „Mamo”.
Potem brylowali inni. Nikomu nie pozwolono zejść z estrady bez bisów. Z rozczuleniem przysłuchiwałam się tym, których rozwój artystyczny obserwowałam przez lata. Półdziecięcy niegdyś głos Oli Gudacz, obecnie studentki 2. roku szkoły wokalno-aktorskiej, stał się olśniewającym sopranem. Skrystalizowały się twórcze pasje Józka Głąba. Łukasz Baruch już nie sam prezentuje urodę frazy muzycznej, lecz wraz ze swoją fundacją. Nie sposób zatrzymać się przy każdym wykonawcy. Wielu ich, a każdy przedstawia osobne wartości. Najistotniejsze, że wszyscy znaleźli własne drogi przez piosenkę bądź instrument.
Ujmującym akcentem były w trakcie koncertu podziękowania, skierowane uroczyście do jurorów, konkretyzujących sylwetki artystów. Wzruszała szczerze wdzięczność dla sponsorów, bez których nie byłoby nagród. W finale koncertu pojawiła się niebagatelna niespodzianka - szampan dla wszystkich. Strzałowi korka towarzyszyły złote iskry światła, wywołujące okrzyki zachwytu.
Żal było opuszczać gościnne miasto, które właśnie zaczyna swój tradycyjny marsz ku przyszłorocznemu świętu piękna i melodii.
&&
&&
FUNDACJA OKULISTYCZNA „VIDE” z Piły realizuje projekt "Wszędzie razem z moim psem - 2017-2019", którego celem jest wyszkolenie psów przewodników dla osób niewidomych.
W Polsce ponad 100 osób korzysta już z pomocy psów przewodników a polskie prawo pozwala na wprowadzanie tych zwierząt do miejsc użyteczności publicznej.
Osoby zainteresowane otrzymaniem psa przewodnika prosimy o odwiedzenie strony internetowej www.fundacjavide.pl.
Projekt jest współfinansowany ze środków PFRON.
&&
Szanowni Państwo,
serdecznie zapraszamy do czytania naszego najnowszego wydawnictwa internetowego „Tyfloserwis 2017”, publikowanego na www.trakt.org.pl w zakładce Tyfloserwis. Znajdą tu Państwo aktualne artykuły poświęcone tematyce osób z niepełnosprawnością wzroku. Wydawnictwo składa się z 7 działów: Edukacyjnego, Kulturalnego, Nowych Technologii, Rehabilitacyjnego, Społeczno-Prawnego, Sportowo-Turystycznego oraz Dzieje się.
Formuła wydawnictwa jest otwarta. Na propozycje tematów czekamy pod adresem publikacje@trakt.org.pl.
Autorami artykułów do poszczególnych działów są osoby z dużym doświadczeniem życiowo-zawodowym.
W ostatnim kwartale roku opublikujemy kilkadziesiąt nowych artykułów poruszających aktualne zagadnienia.
Zachęcam do częstego odwiedzania naszej strony, zarówno Tyfloserwisu jak również zakładki Publikacje, gdzie przedstawiamy wszystkie nasze wydawnictwa, książki i mapy dla niewidomych.
Pozdrawiam życząc dobrej lektury,
Marzena Pryszcz
Specjalista ds. publikacji i fundraisingu
Projekt „Tyfloserwis 2017 – INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY” współfinansowany jest ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.