Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 2/23/2018
luty

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95d/2
20-706 Lublin
Tel.: 505-953-460

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Zima - Ewelina Ludwiczak

Moja radość istnienia - Jarosław Mitrus

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

Usprawnianie wzroku, a rzeczywistość wirtualna - Anna Dąbrowska

Co w prawie piszczy

Niepełnosprawni „parlamentarzyści” - Hanna Pasterny

MamPrawoDo - wszystko o prawach osób z niepełnosprawnościami, w jednym miejscu - Orange Polska

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Przegląd obowiązkowy - Joanna Klamska

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Kuchnia po naszemu – N.G.

Rehabilitacja kulturalnie

Zobaczyć liturgię - Ks. Piotr Buczkowski

Niecodzienna biografia - Ryszard Dziewa

Inwazja czerwonych serc, czyli rzecz o Walentynkach - Małgorzata Gruszka

Galeria literacka z Homerem w tle

Nota biograficzna - Patrycja Bogdała

Randka w ciemno czy lepiej w jasno? - Patrycja Bogdała

Nasze sprawy

No i co ten „Brajlak” może - Teresa Dederko

Z minionego grudnia - Halina Kuropatnicka-Salamon

Niewidomi na górskich szlakach z „Pograniczem bez barier” - Andrzej Koenig

Listy od Czytelników

Świętowanie na sportowo - Ryszard Sawa

Drodzy Czytelnicy! - Małgorzata Gruszka

Wspólna radość - Emilia Święcicka

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

W obecnym numerze polecamy szczególnej uwadze artykuł o Parlamencie Europejskim Osób Niepełnosprawnych, o którym w Polsce jeszcze mało kto słyszał.

W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” przedstawiamy pasjonującą biografię niezwykłej osoby, jaką była Helena Keller.

Audiodeskrypcja od lat jest z powodzeniem stosowana w kinie, teatrze, ale czy może być w kościele? Zainteresowanych tym tematem odsyłamy do artykułu „Zobaczyć liturgię”.

Tak się składa, że w każdym miesiącu obchodzimy jakieś święto. W tym numerze nie zapomnieliśmy o walentynkach. O pochodzeniu tego święta i zwyczajach z nim związanych przeczytamy w ciekawym artykule naszego „Sześciopunktowego” psychologa.

Poważny problem wyboru życiowego partnera, czy ma to być osoba widząca czy niewidoma, porusza autorka opowiadania zamieszczonego w „Galerii literackiej z Homerem w tle”.

Zachęcamy do przysyłania listów do redakcji o wszystkich sprawach, które są dla Państwa ważne.

Do „Sześciopunktu” można pisać na każdy temat związany z problematyką osób niewidomych i słabowidzących.

Zespół redakcyjny

<<< powrót do spisu treści

&&

Zima

Ewelina Ludwiczak

Tak trudno dziś nam czekać na wiosnę,
gdy śnieg milczącą snuje kotarę
tłumi w nas wszystkie myśli radosne
przywraca w zamian wspomnienia zbyt stare

Biały wiatr jak bluszcz nas oplata,
gasząc śmiech mroźnym domysłów strumieniem,
miesiące zimowe mijają jak lata,
razi świat bielą, chłodzi milczeniem

Kotłuje się śnieg o ciepło zazdrosny
marzniemy potulnie w mroźnych przestrzeniach
i ciężko nam dziś nie tęsknić do wiosny,
gdy nadzieja się tli w słabych słońca promieniach

Źródło: www.biblioteka.wieszowa.pl

<<< powrót do spisu treści

&&

Moja radość istnienia

Jarosław Mitrus

III miejsce w konkursie "Życie bez wzroku"

Obecnie uczę się w klasie trzeciej XVII Liceum Ogólnokształcącego w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej im. Prof. Zofii Sękowskiej w Lublinie. Jestem niewidomy.

Od tamtego wydarzenia minęło już tyle lat, a ja mam wrażenie, jakby to było wczoraj.

Dzień ten wywarł ogromny wpływ na moje życie i na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Byłem zwyczajnym młodym chłopakiem, który chodził do szkoły i miał marzenia, tak jak wszyscy moi rówieśnicy. Jednak, niestety, człowiek nie jest w stanie przewidzieć wyroków losu. Wszystko w życiu ma swój naturalny porządek, a każda próba ominięcia różnych zdarzeń kończy się złośliwym uśmiechem losu. Ta prawidłowość potwierdziła się całkowicie w moim przypadku. Zachorowałem.

Historia mojej choroby sięga 2011 roku, kiedy podczas badań wykryto groźne schorzenie, wymagające natychmiastowego leczenia. Lekarze, po wielu konsultacjach, podjęli decyzję o zabiegu. Zabieg odbył się w szpitalu klinicznym w Lublinie i przez krótki czas czułem się w miarę dobrze. Jednak choroba nie dawała o sobie zapomnieć i wkrótce uderzyła ze zdwojoną siłą. Opanowała cały mój organizm. Lekarze długo zastanawiali się nad terapią, która pomoże mi normalnie funkcjonować.

Moje życie nie należało wówczas do łatwych. Ciągłe bóle głowy, trudności w poruszaniu się, zaburzenia równowagi utrudniały mi w znacznym stopniu normalne funkcjonowanie. Poruszałem się o lasce. Wizyty u lekarzy i badania rezonansem magnetycznym wykazały, że choroba postępuje. Najgorszym przeżyciem była utrata wzroku we śnie, w czerwcu 2014 roku. To wystarczyło, że mój świat skończył się dla mnie właśnie wtedy. W jednej chwili mój świat się zawalił. Bardzo się przestraszyłem, że życie straci dla mnie sens. Przez cały czas zadawałem sobie pytanie: dlaczego ja? Wszyscy mnie pocieszali, lekarze też podnosili mnie na duchu. Musiałem uwierzyć i uwierzyłem, że całe życie jest przede mną i nadejdą jeszcze dobre i radosne chwile.

Kolejne dni to pobyt w szpitalu, różne badania, które wykazały zniszczenie nerwów wzrokowych i decyzja lekarzy o operacji. Zabieg trwał 10 godzin i zakończył się pomyślnie.

Przed utratą wzroku uczyłem się w szkole ogólnodostępnej, funkcjonowałem normalnie.

Utrata wzroku spowodowała, że byłem zmuszony rozpocząć naukę w placówce specjalnej.

Początki nie były łatwe. Mieszkam w internacie i proste czynności samoobsługowe, poruszanie się po terenie szkoły i internatu sprawiały mi problem. Wychowawcy w internacie otoczyli mnie opieką i wsparciem. Na lekcjach nie mogłem pisać, a nie znając brajla, nie robiłem notatek. Pomagali mi nauczyciele, którzy przygotowywali dla mnie materiały z lekcji albo robili notatki w zeszycie.

Obecnie mijają dwa lata, odkąd rozpocząłem naukę w SOSW w Lublinie. Nauczyłem się pisać brajlem, dzięki zajęciom orientacji w przestrzeni potrafię w miarę samodzielnie poruszać się po szkole. Znacznie poprawiła się jakość mojego życia. Mam wspaniałych nauczycieli i wychowawców, klasa od początku mnie zaakceptowała.

Interesuję się historią, literaturą, kulturą innych krajów. Brałem i nadal biorę udział w różnych ogólnopolskich i wojewódzkich konkursach przedmiotowych i recytatorskich i udało mi się wielokrotnie odnosić sukcesy. Liczne wyróżnienia, dyplomy, podziękowania i nagrody rzeczowe świadczą o tym, że nadal jestem zwyczajnym chłopakiem i nadal mam swoje marzenia. To bardzo pomaga mi w życiu, daje siłę i motywację do dalszej pracy i uczy optymizmu.

W tym roku przystępuję do egzaminu maturalnego i bardzo pragnę, aby zakończył się sukcesem. Codziennie z nadzieją przygotowuję się do matury, ćwiczę różne umiejętności, rozwiązuję zadania, powtarzam i utrwalam materiał rzeczowy. Moje życie nabrało kolorów, mogę realizować swoje marzenia. Nie jestem już samotnym chłopcem, ale szczęśliwym mężczyzną, który odnalazł sens życia.

Mam też marzenie dorosłego już mężczyzny, aby po zdaniu matury studiować na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim na kierunku historia. Mam nadzieję, że moje marzenia spełnią się i pozwolą mi realizować się w różnych dziedzinach życia mimo mojej niepełnosprawności.

Oto wiersz, który napisałem, który jest świadectwem tego, że nadzieja zawsze daje nam szansę na szczęśliwe życie.

Nadzieja

Pytasz mnie, czy istnieje jakaś granica świata
taka niewidzialna, cienka linia
która łączy wczoraj, dziś i jutro?
Czy tylko ciągły ruch,
i włączony w obroty codziennych rzeczy
zapominam o słońcu, gwiazdach i deszczu.
Mój świat nie kończy się dzisiaj,
rosnące w nadzieję jutro roztacza aureolę barw,
które z wolna wypełniają moje serce.
Zagubiona w otchłaniach życia nadzieja
krzyczy - nie odchodź!
Jest tyle ważnych spraw, są ludzie, drzewa,
śpiew ptaków o brzasku rodzącego się dnia.
To nic, że czasem bardzo boli,
a serce łapie ostatni, życiodajny oddech.
Zasłuchany w muzykę życia płynę
przez horyzonty zdarzeń,
otwieram oczy, dotykam czasu,
czuję każdy nerw mojego ciała.
Co było wczoraj nie pamiętam,
pochylam się nad losem,
unoszę wysoko dłonie
i osłaniam od wiatru żywą iskrę życia.

<<< powrót do spisu treści

&&

Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko

&&

Usprawnianie wzroku, a rzeczywistość wirtualna

Anna Dąbrowska

Holoroad to StartUp, tworzący urządzenia medyczne, wykorzystujące wirtualną rzeczywistość w celu wzmacniania wzroku i rehabilitacji osób niepełnosprawnych wzrokowo. Technologia gdańskiej firmy jest innowacją o charakterze globalnym, która za pomocą zaawansowanych algorytmów pokazuje użytkownikowi w czasie rzeczywistym świat w formie wysokokontrastowej.

Holo-Set to zestaw, w skład którego wchodzą: okulary VR, smartfon z wgranym systemem Holo-App (w całości w języku polskim) oraz pilot do sterowania ustawieniami. System Holo-App wykorzystuje szczątkowe widzenie światła użytkownika, poprzez „rysowanie” w czasie rzeczywistym obrazu rejestrowanego przez kamerę, w formie wysokokontrastowej siatki. Wyrób jest prosty w użytkowaniu, gdyż sterowanie aplikacją odbywa się za pomocą pilota.

Podczas pierwszych kontaktów z programem, użytkownik ma możliwość wysłuchania samouczka w formie nagrania audio. Dodatkową funkcją są komunikaty głosowe, włączające się podczas kalibracji ustawień aplikacji. Użytkownik ma możliwość: sterowania na bieżąco szerokością wyświetlanych krawędzi obiektów, ilością szczegółów obrazu, regulowania proporcji między warstwami obrazu realistycznego oraz silnie kontrastowego, a także wybierania spośród zestawów kolorów. Tak szeroka gama ustawień powoduje, że użytkownicy mogą dostosowywać parametry do swoich schorzeń wzroku, oraz na bieżąco kontrolować funkcje dla różnego otoczenia (np. korygować inaczej obraz w domu oraz poza nim). Dodatkowo system Holo-App wspiera coraz więcej nowych funkcji, takich jak np. tryb czytania.

Odbiorcami innowacji są osoby słabowidzące, które zachowały do 1% widzenia i poczucie światła, chore m.in. na:

Zestaw jest również pomocny przy innych schorzeniach wzroku, np. wynikających z następstw powypadkowych. Warunkiem możliwości korzystania jest minimalne funkcjonowanie zmysłu wzroku, z poczuciem światła.

Według opinii dr. prof. med. Marka Prosta, stosowanie zestawu Holo-Set może być również czynnikiem pozwalającym na zahamowanie rozwoju wtórnych chorób neurologicznych, będących następstwem chorób oczu (z zanikami nerwów wzrokowych włącznie), co przy postępie medycyny może w przyszłości pozwolić na łatwiejsze leczenie.

OPINIE

Opinia okulisty:

Prof. dr med. Marek Prost - „Moim zdaniem projekt „Holoroad” jest wartościową koncepcją, która ułatwi rehabilitację dzieci ze znacznym uszkodzeniem wzroku, powodowanym przez wszystkie znane mi choroby oczu”.

Opinia użytkownika 1:

Magdalena (lat 29) - „Dziś chodziłam trochę w okularach Holo-Set. Jestem zachwycona. Widziałam mapę Polski z odległości 5 metrów! Wiadomo, bez szczegółów, ale Wisłę było widać”.

Opinia użytkownika 2:

Zbigniew (61 lat) - „Bardzo szybko możesz zobaczyć osobę, więc użytkownik, kiedy będzie chodził, nie wpadnie na kogoś przypadkowo. Widzenie z Holo-Set jest lepsze niż moje, chociaż trzeba się do tego przyzwyczaić”.

Opinia rehabilitanta 1:

Marta Pluwak (rehabilitant wzroku) - „Dziecko z Holo-Set bardziej świadomie korzysta z możliwości wzrokowych. Zwiększa się jego wyobraźnia (orientacja) w małej przestrzeni”.

Opinia rehabilitanta 2:

Iwona Bawoł (rehabilitant wzroku dzieci z niepełnosprawnością intelektualną) - „Holo-Set jest źródłem nowych, ciekawych wrażeń wzrokowych. Zestaw motywuje do korzystania ze wzroku”.

CENY

Cena zestawu bez telefonu, to 2490 zł brutto.

Cena zestawu z telefonem jest uzależniona od wybranego modelu telefonu.

Informacje i kontakt:

Anna Dąbrowska
tel.: +48 692-456-252
e-mail: anna@holoroad.eu

<<< powrót do spisu treści

&&

Co w prawie piszczy

&&

Niepełnosprawni „parlamentarzyści”

Hanna Pasterny

Dostępne wybory, europejska strategia niepełnosprawności, rola Unii Europejskiej i zrównoważony rozwój, to główne tematy IV Europejskiego Parlamentu Osób z Niepełnosprawnościami, który miał miejsce 6 grudnia 2017 r. w Brukseli. To cykliczne wydarzenie odbywa się co pięć lat. Organizatorem było European Disability Forum (Europejskie Forum Osób Niepełnosprawnych), które świętuje dwudziestolecie istnienia. Z tej okazji w holu była wystawa zdjęć z tego okresu. Wydrukowano brajlowską broszurkę z ich opisami, więc osoby niewidome, znające język angielski, mogły się z nimi zapoznać. W brajlu i w formacie łatwym do czytania był dostępny także program wydarzenia, oraz uchwała, którą mieliśmy przegłosować.

Celem debaty był dialog pomiędzy politykami i reprezentantami różnych niepełnosprawności. Ponad siedmiuset przedstawicieli wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej dyskutowało o przyszłości Europy bez barier. Na zaproszenie europosła Marka Plury znalazłam się wśród polskich delegatów.

Nic o nas bez nas

Powyższe hasło, które jest dewizą EDF, wielokrotnie padało podczas grudniowego spotkania. EDF działa na rzecz włączania osób niepełnosprawnych w procesy decyzyjne poprzez aktywny udział w życiu politycznym.

Pierwsza sesja dotyczyła dostępnych wyborów. Przewodniczący EDF rozpoczął od pytania, czy jesteśmy obywatelami, gdy nie głosujemy? Tymczasem aż w dziesięciu krajach Unii z głosowania są wykluczone osoby z niepełnosprawnością intelektualną, ponieważ odebrano im zdolność do czynności prawnych. W Hiszpanii problem ten dotyczy stu tysięcy osób. Hiszpanka z niepełnosprawnością intelektualną opowiedziała o swojej walce o udział w wyborach. By móc zagłosować, musiała wypełnić test sprawdzający rozumienie. Inną Hiszpankę dwanaście lat temu ubezwłasnowolniły jej siostry. Poprosiła przedstawiciela prawnego o interwencję, by przywrócono jej prawa. Gdy to nastąpiło, założyła organizację dla osób niepełnosprawnych. Na Litwie odebranie praw wyborczych nie oznacza automatycznego odebrania ich w innych obszarach. Natomiast w Szwecji osobom z niepełnosprawnością intelektualną prawa wyborcze przyznano już w roku 1989. Nie jest to jednak wystarczające, ponieważ przekazywane informacje nie zawsze są łatwe i zrozumiałe. Potwierdził to Julien z Belgii. Nie wiedział, jak głosować, bo politycy mówią za szybko. Zaskoczyła mnie informacja, że w Anglii trzy osoby niepełnosprawne intelektualnie, w tym dwie z zespołem Downa, zostały wybrane do lokalnych samorządów.

Tę sesję zdominowała niepełnosprawność intelektualna, ale poruszono też kwestię dostępności dla osób z innymi niepełnosprawnościami. Aneta Świercz z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym zaapelowała, by skupić się nie tylko na dostępności architektonicznej czy głosowaniu internetowym, lecz także na wsparciu drugiego człowieka. Pomoc asystenta jest niezbędna w przypadku niepełnosprawności sprzężonych. Kilku polityków zwróciło uwagę na regres, jaki ma miejsce w Polsce, czyli likwidację brajlowskich nakładek - i przede wszystkim głosowania korespondencyjnego. Takie uwstecznianie się dziwi tym bardziej, że jest wbrew konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych. Krytyce została poddana także Irlandia, która, jako jedyne państwo członkowskie UE, nie podpisała konwencji.

Mówić o trudnościach

Po przerwie obiadowej, która była świetną okazją do rozmów, sprawdzenia swoich umiejętności w posługiwaniu się językami obcymi i nawiązania nowych znajomości, wróciliśmy na salę obrad. Przedstawicielka jednej z unijnych instytucji zwróciła uwagę na fakt, że na rzecz dostępności dużo łatwiej działa się wówczas, gdy pracuje się z kimś niepełnosprawnym. „Takie osoby służą nie tylko ekspertyzą i radą, ale to nasi koledzy i koleżanki, a nie jacyś anonimowi niepełnosprawni z drugiego końca Unii”. Emily O’Reilly, europejska rzeczniczka praw obywatelskich podkreśliła, jak ważne jest, by osoby z niepełnosprawnościami nie bały się mówić o trudnościach. Podała przykład dziennikarki z niepełnosprawnością ruchową, która dojeżdżała do pracy trzy godziny w jedną stronę. Znalezienie tej pracy kosztowało ją wiele wysiłku, ale nie skarżyła się, bo się bała, że ją straci. Mówiono także o tworzeniu standardów w różnych obszarach, dotyczących niepełnosprawności, w tym: akcji humanitarnych, uznaniowym wydawaniu orzeczeń, inwestowaniu w ludzi, elastycznym finansowaniu sprzętu, upowszechnieniu usług asystenckich, ochronie prawnej osób z demencją, skutecznych konsultacjach i monitorowaniu działań.

Okiem sceptyka

Organizowanie takich międzynarodowych wydarzeń na pewno ma sens, zwłaszcza, gdy uczestniczą w nich politycy. Jest więc szansa, że niektóre postulaty rzeczywiście zostaną wdrożone. Uważam jednak, że powinny być realistyczne.

Wszystkie sesje były tłumaczone na międzynarodowy język migowy, zapewniono też symultaniczny przekaz tekstowy w języku angielskim. Mimo to kilku głuchych stwierdziło, że tłumaczenie na język migowy i napisy powinny być we wszystkich językach urzędowych Unii. Ja nie oczekiwałam, że brajlowskie materiały dostanę w języku polskim. Mam też mieszane uczucia co do praw wyborczych osób z niepełnosprawnością intelektualną. Odebranie ich wszystkim, niezależnie od stopnia upośledzenia, z pewnością jest nadużyciem, ale czy nie będzie nim także przyznanie ich osobom z głębszym upośledzeniem umysłowym? Czy ich głos nie będzie wówczas głosem opiekuna lub partyjnego aktywisty, dla którego takie osoby mogą się stać łatwym łupem?

Już po przeczytaniu programu zdziwiło mnie, że najdłuższa sesja i debata dotyczą dostępności wyborów. Owszem, to ważny temat, ale pozostałe wymagały omówienia znacznie większej liczby zagadnień. Niestety, zabrakło na to czasu.

Kiepsko oceniam również moderację, zwłaszcza na popołudniowych sesjach. Każdy, kto chciał zabrać głos, musiał z dużym wyprzedzeniem wypełnić internetowy formularz rejestracyjny. Wiedzieliśmy, że możemy mówić w swoim ojczystym języku, ponieważ całe wydarzenie będzie symultanicznie tłumaczone na wszystkie unijne języki, oraz że długość wypowiedzi nie powinna przekroczyć dwóch minut. Kilka dni przed debatą dostaliśmy listę mówców wraz z listą rezerwową. Pomimo wcześniejszych zapewnień EDF o równomiernym podziale czasu na poszczególne państwa i niepełnosprawności, najwięcej przyznano go osobom z niepełnosprawnością intelektualną. Głosu udzielono tylko dwóm reprezentantom organizacji, działających na rzecz osób ze spektrum autyzmu, i chyba ani jednemu przedstawicielowi osób z zaburzeniami psychicznymi. Moderatorzy nie przerywali długich wypowiedzi, nie reagowali również wówczas, gdy zabierający głos mówili nie na temat, zamiast konkretów wyrażali swoją radość z pobytu w tym miejscu, lub powtarzali coś, co kilkakrotnie zostało powiedziane już wcześniej. Efekt był taki, że na ostatniej sesji paru osób nie dopuszczono do głosu. Jedną z nich była pani prezes PZN-u, Anna Woźniak-Szymańska. Jestem członkiem Związku, więc było to dla mnie przykre. Szkoda też, że nie mieliśmy okazji doświadczyć prawdziwego głosowania, z użyciem parlamentarnego sprzętu. Manifest o dostępności wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku przegłosowaliśmy przez podniesienie ręki, natomiast przewidziane w programie głosowanie nad przyjęciem uchwały o europejskiej strategii, dotyczącej niepełnosprawności, w ogóle się nie odbyło. Oba dokumenty już wcześniej były dostępne w wersji elektronicznej i można się było do nich ustosunkować. Skorzystałam z możliwości wysłania uwag.

Miłe chwile

Mimo, że to już czwarta edycja Europejskiego Parlamentu Osób z Niepełnosprawnościami, nigdy wcześniej nie słyszałam o tym wydarzeniu. Marek Plura, to pierwszy europoseł, który zorganizował wyjazd i pobyt licznej delegacji z Polski. Podróż autokarem była długa i męcząca, ale była też okazją do nawiązania ciekawych znajomości. Myślę, że parę polskich i francuskich kontaktów wykorzystam w pracy zawodowej i społecznej.

Kilka lat temu w Belgii spędziłam cztery miesiące. Pojechałam tam na Europejski Wolontariat. W tym kraju mam sporo znajomych i przyjaciół. Z kilkorgiem z nich udało się mi spotkać. Troje przyszło na zorganizowany przez naszego gospodarza przegląd filmów pokazanych na ostatnim festiwalu „Integracja ty i ja”, który co roku odbywa się w Koszalinie. Po strawie dla ducha przyszedł czas na bankiet i luźne rozmowy. Miło wspominam też kolację z „europosłem św. Mikołaja”, który podczas obrad przyniósł nam krówki, przestronny pokój w hotelu i zwiedzanie Antwerpii z doskonale przygotowaną przewodniczką. Cieszę się, że mogłam w tym wyjeździe uczestniczyć.

<<< powrót do spisu treści

&&

MamPrawoDo - wszystko o prawach osób z niepełnosprawnościami, w jednym miejscu

Informacja prasowa, Orange Polska

MamPrawoDo, to platforma internetowa, na której osoby z niepełnosprawnościami znajdą kompleksowe informacje na temat przysługujących im praw i udogodnień. Jako pierwsze zostały tu opublikowane informacje dotyczące dostępu do usług telekomunikacyjnych. Platforma powstała dzięki współpracy Fundacji Widzialni i Orange Polska.

MamPrawoDo ma pomóc osobom z niepełnosprawnościami lub narażonym na wykluczenie cyfrowe i społeczne z innych względów, uzyskać kompleksowe i przystępne w formie informacje na temat przysługujących im praw. Ponadto celem projektu jest motywowanie przedsiębiorców do otwarcia się na osoby z niepełnosprawnościami i uwzględnienie ich potrzeb, a także promowanie dobrych praktyk w zakresie dostępności. Inicjatywa została objęta honorowym patronatem Ministerstwa Cyfryzacji i Pełnomocnika Rządu do Spraw Równego Traktowania.

- W codziennej pracy bardzo często otrzymujemy sygnały bezpośrednio od użytkowników internetu, którzy napotykają na trudności w dostępie do różnego rodzaju usług. Nie tylko e-administracji, ale również usług biznesowych - mówi Artur Marcinkowski, Przewodniczący Rady Fundacji Widzialni.

MamPrawoDo wychodzi naprzeciw tym potrzebom. Jako pierwsze na stronie internetowej mamprawodo.pl zostały umieszczone prawa dotyczące dostępu do usług telekomunikacyjnych, jakie przysługują użytkownikom z niepełnosprawnościami.

- Z Fundacją Widzialni współpracujemy od kilku lat, starając się, aby nasza strona internetowa i nasze usługi były coraz bardziej przyjazne dla klientów z niepełnosprawnościami - mówi Konrad Ciesiołkiewicz, dyrektor Komunikacji Korporacyjnej i CSR w Orange Polska. - Widzimy też, jak wiele mamy do zrobienia - nie tylko, jeśli chodzi o wdrażanie udogodnień, ale też w kwestii dotarcia z informacjami o nich do osób, którym mogą być one potrzebne. Mamy nadzieję, że platforma MamPrawoDo pomoże wszystkim, którzy takich informacji poszukują - dodaje.

Ostatni spis powszechny pokazał, że w Polsce żyje około 4,7 mln osób z niepełnosprawnościami. Fundacja Widzialni, w partnerstwie z Orange Polska, zainicjowała projekt platformy MamPrawoDo, przygotowując pierwszy moduł, dotyczący praw osób z niepełnosprawnościami na rynku telekomunikacyjnym. Zachęcamy do włączenia się w projekt i rozszerzania go o kolejne informacje, dotyczące innych dziedzin życia, obszarów społecznych i gospodarczych.

Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Cyfryzacji z dnia 26 marca 2014 roku w sprawie szczegółowych wymagań, dotyczących świadczenia udogodnień dla osób niepełnosprawnych przez dostawców publicznie dostępnych usług telefonicznych.

Źródło: Biuro Prasowe Orange Polska, 14 grudnia 2017

<<< powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Przegląd obowiązkowy

Joanna Klamska

Choroby serca, cukrzyca i nowotwory są przyczyną połowy zgonów. Dlatego co roku warto sprawdzić, czy nam nie zagrażają.

Dane są alarmujące. Nawet co drugi Polak ma zbyt wysoki poziom cholesterolu we krwi, a u części z nich nadmiar złego cholesterolu LDL (low-density lipoprotein), odkładając się w naczyniach krwionośnych, doprowadzi do śmierci z powodu zawału czy udaru mózgu (są one przyczyną 50 proc. zgonów w Polsce). Na cukrzycę, która powoduje groźne powikłania, takie jak: niewydolność nerek, ślepota czy choroby sercowo-naczyniowe, choruje ok. 2,7 mln z nas, przy czym aż 550 tys. nie wie o swojej chorobie.

Lekarze radzą przynajmniej raz na 12 miesięcy przeprowadzić podstawowe badania, które pozwolą wykluczyć ryzyko najpoważniejszych chorób, a w razie ich wykrycia - w porę zareagować.

Po pierwsze: morfologia

Już podstawowe badanie krwi, czyli morfologia, może dostarczyć wielu informacji na temat funkcjonowania organizmu. Wykonywana regularnie, stanowi system wczesnego ostrzegania o poważnych chorobach. Interpretacja morfologii, zależna od wieku i płci pacjenta, pozwala lekarzowi podejrzewać zaburzenia hormonalne, odwodnienie, ale także np. niewydolność wątroby.

Raz w roku warto też wykonać tzw. profil nerkowy, który pozwoli ocenić pracę nerek. Składają się na niego badania krwi i moczu (m.in. ocena stężenia we krwi mocznika i kreatyniny) oraz badanie ogólne moczu.

Sprawdź serce

Morfologię warto uzupełnić o badanie stężenia glukozy we krwi i lipidogram, czyli profil lipidowy, który pozwala ustalić poziom cholesterolu we krwi. Doktor Adam Sokal - specjalista chorób wewnętrznych i kardiolog z Sekcji Rytmu Serca, Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego podkreśla, że kontrola czynników, przyśpieszających rozwój chorób serca, w znacznym stopniu pozwala skutecznie im zapobiegać. Dalej przytacza zalecenia Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (European Society of Cardiology - ESC) dla osób zagrożonych wczesnym występowaniem chorób układu krążenia (m.in. z obciążeniem rodzinnym). Ich parametry co roku powinny być oceniane z użyciem skali SCORE, na którą, poza wiekiem i płcią, składają się dane o poziomie całkowitego cholesterolu, cholesterolu HDL, ciśnienia tętniczego, oraz paleniu tytoniu. Osoby z wysokimi wartościami w tej skali, powinny podlegać dalszym, bardziej szczegółowym badaniom.

Doktor Sokal podkreśla, że u osób po 65. roku życia zalecana jest regularna kontrola rytmu serca - poza samodzielnym mierzeniem tętna należy regularnie wykonywać EKG pod kątem migotania przedsionków, które jest jednym z podstawowych czynników ryzyka niedokrwiennego udaru mózgu.

Wyklucz raka

W dobie tzw. onkologicznego tsunami warto sprawdzić, czy w naszym organizmie nie pojawiły się komórki nowotworowe. Kobiety muszą wiedzieć, że rak piersi wcześnie wykryty daje duże szanse na wyleczenie. Dlatego dobrze jest wykonywać samobadanie pod prysznicem, a w wypadku wyczucia guza, niepokojącego bólu czy wycieku z piersi - także mammografię lub badania USG. Kobiety nieobciążone ryzykiem raka piersi, mammografię powinny wykonywać rutynowo po skończeniu 45. roku życia co trzy lata, a po 50. roku życia, co rok.

Ważne są też badania w kierunku raka szyjki macicy - raz w roku powinno się wykonać cytologię. Mężczyźni po czterdziestce powinni przynajmniej raz w roku pójść do urologa, który zaleci zbadanie poziomu PSA (specyficznego antygenu sterczowego) we krwi. Warto też poddać się badaniu per rectum. Obie płcie po skończeniu 50. roku życia powinny mieć się na baczności i wykonywać badania na krew utajoną w kale, co umożliwia wykrycie raka jelita grubego. Ten niezwykle groźny nowotwór często objawy daje dopiero w zaawansowanym stadium, a wczesne symptomy - wzdęcia i bóle brzucha - łatwo pomylić z objawami stresu lub niestrawności.

Źródło: Wprost 52/2017

<<< powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Kuchnia po naszemu

N.G.

Ciasto makowe

Składniki:

Wykonanie:

Na wysokich obrotach miksera ubijamy w misce białka z cukrem. Gdy zgęstnieje piana, zwalniamy obroty i dodajemy sypki mak. Kiedy mak zmiesza się z ubitą pianą, na najwolniejszych obrotach miksera dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Następnie wsypujemy bakalie i na końcu wlewamy roztopioną margarynę. Całość wlewamy do średniej tortownicy, wysmarowanej tłuszczem i lekko posypanej bułką tartą. Pieczemy ok. pół godziny w temperaturze 150 stopni C. W piekarnikach z termoobiegiem pieczemy nieco krócej i w niższej temperaturze. Po przestygnięciu polewamy ciasto rozgrzaną czekoladą i posypujemy płatkami migdałowymi.

&&

Placuszki z jabłkami

Składniki:

Wykonanie:

Wszystkie składniki (oprócz jabłek), umieszczamy w wysokim naczyniu - ok. 2 litry pojemności i miksujemy na wysokich obrotach 5 minut. Jabłka obieramy ze skórki i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Następnie dodajemy je do gęstej masy, całość mieszamy łyżką. Na rozgrzaną patelnię wlewamy olej rzepakowy np. Kujawski. Na gorący olej nakładamy łyżką masę i smażymy przez parę minut. Następnie odwracamy placuszki na drugą stronę przy pomocy widelca lub łopatki. Usmażone placuszki układamy na talerzu i posypujemy cukrem. Na wierzchu możemy udekorować odrobiną marmolady lub bitej śmietany.

Z tej proporcji wychodzi 45 sztuk pysznych placuszków. Jeżeli jest to zbyt duża ilość, proporcje można zmniejszyć do połowy.

Życzę smacznego!

<<< powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Zobaczyć liturgię

Ks. Piotr Buczkowski

Niekiedy spotykam dorosłych niewidomych, którzy nie wiedzieli, że liturgia przebiega tak, a nie inaczej, że takie gesty wykonuje ksiądz. To wszystko było wcześniej dla nich abstrakcją. Użyte przeze mnie określenie AUDIODESKRYPCJA LITURGICZNA może budzić wiele wątpliwości. Wchodząc głęboko w znaczenie słowa AUDIODESKRYPCJA, można powiedzieć, że jest to werbalne opisywanie np. jakiejś akcji czy innych ważnych szczegółów. W przypadku osób z dysfunkcją wzroku, jest to przekazywanie słowem treści wizualnych. W tym przypadku chodzi o konkretną akcję liturgiczną, której niewidomy nie widzi.

O audiodeskrypcji możemy mówić wtedy, gdy próbujemy osobom z dysfunkcją wzroku namalować słowem świat, który je otacza. Takie określenie nie jest do końca zgodne ze współczesnym rozumieniem tego pojęcia. Obecnie, używając słowa AUDIODESKRYPCJA, mamy przede wszystkim na myśli dobra kultury. Są to filmy, spektakle teatralne, różnego rodzaju galerie obrazów, czy sprawozdania z zawodów sportowych. W Stanach Zjednoczonych w ubiegłym wieku zastosowano po raz pierwszy tę metodę w technice filmowej.

Pracując z osobami z dysfunkcją wzroku, widzę potrzebę rozszerzenia tego pojęcia. Zanim przejdę do wyjaśnienia, na czym ona ma polegać, spróbujmy wyobrazić sobie, w jaki sposób niewidomi poznają rzeczywistość wnętrza świątyni. Czy pierwsze wrażenia nie są dla nich zniechęcające? Należy uwzględnić tu, w jaki sposób osoba z dysfunkcją wzroku poznaje otaczający ją świat - czy ma ograniczone widzenie, czy jest niewidoma od urodzenia, ale z poczuciem światła, czy utraciła wzrok w jakimś okresie swego życia. Z tego wynikają różnego rodzaju problemy z odnalezieniem się w trudnej przestrzeni wnętrza kościoła.

Po wejściu do budynku można wyczuć specyficzny mikroklimat, szczególnie w budowlach zabytkowych. Odczuwalny jest chłód, niekiedy wilgoć, czasami zapach zagrzybionych ścian, czy skutków nieodpowiedniej wentylacji. Do tego dochodzi nierozpoznana przestrzeń z tajemniczym echem. Wynika to oczywiście z wielkości, stylu, jak również z wyposażenia wnętrza. Gdy w kościele jest źle dobrane nagłośnienie, lub organy niedostosowane do danej przestrzeni, albo zbyt agresywnie dźwięczące dzwonki, to te elementy potęgują odczucie lęku. Inne źródła nieprzyjemnych dźwięków, to skrzypiące drzwi wejściowe, trzeszczące ławki, szepcący półgłosem modlitwy, czy też nadmiernie hałasujące dzieci.

Poznanie wnętrza określam terminem ZAPRZYJAŹNIANIA SIĘ Z PRZESTRZENIĄ SAKRALNĄ. Jest to pierwszy etap, prowadzący do AUDIODESKRYPCJI LITURGICZNEJ, który pomaga w późniejszym powrocie do znanego miejsca, odkrywania piękna odbywającej się tam liturgii i włączenia się do wspólnej modlitwy.

Przywiązuję szczególną wagę do tego elementu w pracy z niewidomymi dziećmi. Wchodząc do wnętrza kościoła, najpierw pokazuję im kruchtę. Tam często napotykamy ogromne, ciężkie drzwi, które trudno otworzyć. Podchodzimy do kropielnicy ze święconą wodą. Jeżeli dziecko nie zna tego miejsca, to ma problem z zanurzeniem ręki, by uczynić znak Krzyża Świętego. Czasem kropielnica jest pokryta kamieniem lub jakimś osadem przykrym w dotyku. Zawsze wcześniej opowiadam o tym, co spotkamy, oraz tłumaczę znaczenie tego obrzędu. Również daję czas, by uczeń sam przeszedł całą kruchtę i odkrył poszczególne zakamarki. Równocześnie opowiadam o oglądanych przez dzieci elementach - szczególnie tych, które znajdują się poza zasięgiem ich dłoni. Czy tego działania nie można nazwać w pewnym sensie AUDIODESKRYPCJĄ PRZESTRZENI, w której znajdują się różnego rodzaju dzieła sztuki sakralnej? Są to obrazy, rzeźby, elementy zdobień architektury. Musimy pamiętać, że ten wystrój jest zatwierdzany przez specjalną komisję, którą powołuje ksiądz biskup. W budynkach zabytkowych ma dużo do powiedzenia konserwator zabytków i tu nie może być żadnej przypadkowości. W tym opowiadaniu uwzględniam zasady poprawnie tworzonej audiodeskrypcji - takiej, jaką stosuje się przy dziełach sztuki. Zawsze należy pamiętać, do kogo jest ona kierowana. Inna do dzieci młodszych, młodzieży i słuchaczy dorosłych.

Następnie wspólnie przechodzimy dalej, poznając topografię kościoła. Jest to ważne, ponieważ osoby niewidome różnie odbierają przestrzeń, nie zawsze czując się w niej dobrze. Podchodzę z dziećmi do ostatniej ławki, by mogły dotknąć oparcia. Przy okazji liczymy, ile jest kroków od wejścia do tego miejsca. Teraz zachęcam dziecko, by dotykiem dokładnie „obejrzało” wszystkie elementy ławki. Chodzi o to, aby poznało to wszystko, co jest w zasięgu dłoni. Aby rozbudzić ciekawość, liczymy po kolei ławki. Zwracam też uwagę na to, by dzieci sprawdzały, czy wszystkie ławki są takie same. To doprowadza do „zaprzyjaźnienia się” z wnętrzem kościoła.

W kolejnym etapie szukamy granicy między nawą a prezbiterium. Jest nią stopień ołtarza, a w niektórych zabytkowych wnętrzach - balaski. Podchodzimy do ołtarza, który „oglądamy” przez dotyk. Próbujemy podnieść mszał. Dzieci się dziwią, że ta księga jest taka ciężka. Szukamy mikrofonu, który zbiera głos kapłana. W taki sposób poznajemy prezbiterium.

Następnie udajemy się do miejsca przewodniczenia. Próbujemy dzwonić dzwonkami. Chodzi tu o to, by wszystko, co jest możliwe poznać, dotknąć, doświadczyć. By spotęgować ciekawość. Liczymy kroki, by zobaczyć, jakie są odległości między poszczególnymi miejscami. Pokazuję też to najważniejsze miejsce, gdzie pali się wieczna lampka. W normalnych warunkach nie ma możliwości dotknięcia tabernakulum. Klękamy przed nim i adorujemy obecnego tam Jezusa. Tabernakulum może otworzyć tylko kapłan. W jaki sposób ma poznać to miejsce dziecko niewidome? Podprowadzam je blisko, aby mogło doświadczyć zewnętrznych zdobień, a następnie delikatnie dotknąć wnętrza.

Wszystkie te działania mają jeden cel - pełne doświadczenie tej trudnej przestrzeni sakralnej, jaką jest kościół.

Drugim etapem jest uczestniczenie we Mszy św., połączonej z audiodeskrypcją liturgiczną. Musimy sobie uświadomić, że liturgia, to wypowiadane słowa, gesty i konkretna akcja. Można by ją porównać do spektaklu teatralnego, połączonego z audiodeskrypcją, chociaż to nie jest do końca adekwatne. Sprawowana liturgia to misterium, podczas którego w Słowie przemawia do nas sam Bóg, a pod postacią Chleba Eucharystycznego obecny jest żywy Chrystus.

Podczas takiej liturgii wybieram formularz Mszy św. recytowanej, gdzie nie są przewidziane śpiewy. W tych miejscach przygotowana osoba czyta krótki opis akcji i czynności liturgicznych. Należy wybrać kogoś, kto bardzo dobrze zna liturgię i potrafi wyraźnie i spokojnie poprowadzić audiodeskrypcję. Kapłan wypowiada głośno słowa przewidzianych modlitw, które znajdują się w „Mszale rzymskim”, zatwierdzonym przez stolicę apostolską. Treść dodatkowych informacji należy opracować na podstawie wskazań dla kapłana, znajdujących się w tej księdze. Niezwykle ważnym etapem jest przygotowanie w sposób czytelny i przejrzysty audiodeskryptu, który musi być zgodny z obowiązującymi zasadami poprawnej audiodeskrypcji. Przekazywane informacje powinny być zwięzłe i czytelne dla odbiorcy i nie mogą zaburzać rytmu sprawowanej Eucharystii. Audiodeskryptor wyrazistym, spokojnym głosem przekazuje całą treść akcji, która dzieje się przy ołtarzu, bez dodawania jakiegokolwiek własnego komentarza. Natomiast kapłan powinien uważać, by rutyna nie zaburzała rytmu i dostojeństwa całego nabożeństwa. Wymaga to od niego niezwykle starannego przygotowania i przemyślenia całej liturgii. Natomiast od wiernych oczekuje się umiejętności słuchania, oraz aktywnego uczestnictwa, zgodnego ze wskazaniami, jakie znajdujemy we wprowadzeniu do „Mszału rzymskiego”.

Przed kilkoma laty niewidomi uczestnicy rekolekcji w Laskach poprosili, abym opowiedział dokładnie przebieg Liturgii Eucharystycznej. Wtedy wpadłem na pomysł, że najlepszym sposobem będzie Msza św., połączona z czymś, co można było porównać z audiodeskrypcją. Uczestnicy tego spotkania byli wdzięczni, bo po raz pierwszy w życiu mogli dowiedzieć się, jak kapłan sprawuje Najświętszą Ofiarę. Później takie Msze św. odprawiałem w ramach „białego tygodnia” dla dzieci niewidomych ze szkoły w Bydgoszczy. Ostatnią - podczas spotkania w Laskach pielgrzymów do Medjugorie. Niestety, nie były one do końca zgodne z zasadami audiodeskrypcji. Podstawowym mankamentem było to, że słowa audiodeskrypcji spontanicznie wypowiadał sam celebrans. To powodowało pewne zamieszanie.

Pierwsza celebracja Mszy św., z zachowaniem zasad audiodeskrypcji, miała miejsce w ubiegłym roku, podczas adwentowego spotkania duszpasterstwa niewidomych w kaplicy św. Rafała Archanioła, w Centrum Rehabilitacji i Szkolenia PZN „Homer” w Bydgoszczy. Bezpośrednie przygotowania do tego wydarzenia trwały ponad miesiąc. Polegało to na zapoznaniu się z zasadami poprawnej audiodeskrypcji i konsultacji z osobami, mającymi w tej dziedzinie pewien dorobek, a następnie przygotowaniu czytelnego audiodeskryptu. Wbrew pozorom okazało się, że ten etap nie był łatwy. Należało przerobić i mocno skrócić wskazania dla kapłana, które znajdują się w „Mszale rzymskim”, dopuszczonym przez Konferencję Episkopatu Polski, by spełniały wymogi poprawnej audiodeskrypcji i nie zaburzały dostojeństwa i powagi liturgii, a jednocześnie dały wyczerpujący obraz czynności i gestów podczas liturgii.

Przed rozpoczęciem nabożeństwa, kapłan w kilku słowach wyjaśnił, na czym polega audiodeskrypcja. To wydarzenie zostało utrwalone na płycie DVD. Taką liturgię można by sprawować co jakiś czas w ramach spotkań duszpasterstwa niewidomych czy rekolekcji. Po zapoznaniu z przebiegiem liturgii, w następnych spotkaniach przechodzę do kolejnego etapu, który można nazwać katechezą mistagogiczną.

Ten trzeci etap ma na celu ukazanie i wyjaśnienie znaczenia poszczególnych części liturgii. Jest to ukazanie duchowego wymiaru. Oczywiście, ta część nie ma nic wspólnego z audiodeskrypcją i jest oparta na tym, co poznaliśmy wcześniej. Taka znajomość może być pomocna w głębszym przeżywaniu Eucharystii. Z dziećmi i młodzieżą realizuję to w ramach katechezy w szkole. Program nauczania uwzględnia te tematy; zaś z dorosłymi - podczas spotkań duszpasterskich, przygotowując katechezy czy okolicznościowe kazania.

Te wszystkie doświadczenia nabyłem, służąc niewidomym przez długie lata. Wiem, że te działania będą weryfikować czas i życie, które może podsuną nowe metody i rozwiązania. Myślę, że trzeba nieustannie pokazywać piękno i bogactwo liturgii, może to komuś pomoże w odnalezieniu Chrystusa i zaprzyjaźnieniu się z Nim.

W artykule skorzystano z następujących materiałów:

Szymańska Barbara, Obraz słowem malowany, www.audiodeskrypcja.pl, obrazslowemmalowany.html. Dostęp: 23.12.2017,

Białkowska Monika, Bóg w ciemności, Bóg w ciszy, „Przewodnik Katolicki”, 37 (2017), s. 38-41,

Golik-Gryglas Marta, Audiodeskrypcja w sztukach plastycznych, www.audiodeskrypcja.pl, sztukiplastyczne.html. Dostęp: 23.12.2017.

<<< powrót do spisu treści

&&

Niecodzienna biografia

Ryszard Dziewa

Są książki, które na zawsze pozostają w naszej pamięci i sercu. Pod koniec lat 60. przeczytałem biografię Helen Keller „Historia mojego życia”. Myślę, że każdy, kto przeczyta tę biografię, nie będzie żałował poświęconego czasu. Książka może stanowić dużą pomoc dla ludzi, którzy na skutek utraty wzroku lub doznania innego kalectwa, borykają się ze swoimi problemami, często popadając w depresję i brak wiary w dalszy sens życia. Ale tak naprawdę, to wszyscy, bez względu na swoje położenie życiowe, powinni poznać biografię głuchoniewidomej kobiety, która dzięki uporowi i ofiarnej pomocy swojej nauczycielki, potrafiła osiągnąć to, co wydawało się niemożliwe.

Helena Keller Adams urodziła się 27 czerwca 1880 roku w Alabamie, jako córka wydawcy gazet.

W wieku 19 miesięcy przeszła chorobę, która pozbawiła ją wzroku, słuchu i częściowo możności mówienia.

Mając 5 lat, Helena zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że różni się od innych ludzi. Zauważyła, że jej rodzina nie posługiwała się takimi znakami jak ona, lecz mówiła przy pomocy ust. Stawała czasem między dwoma osobami i dotykała ich warg. Jednak nie mogła zrozumieć, co oni mówią, i sama też nie była w stanie wypowiedzieć niczego zrozumiałego. Wprawiało ją to w taką złość, wściekłość, że notorycznie miotała się po całym pokoju, kopiąc i krzycząc w stanie frustracji. Wraz z wiekiem jej frustracja wzrastała, stawała się szalona i niesforna. Jej zachowania można przyrównać do dzikiego zwierzątka.

W końcu stało się jasne, że trzeba coś z Heleną uczynić. Przed ukończeniem siedmiu lat rodzina załatwiła jej prywatną nauczycielkę - Annę Sullivan.

Nauczycielka w końcu zrozumiała przyczynę napadów złego humoru u dziewczynki. Wiedziała, że gdyby była w stanie nauczyć ją porozumiewania się, to stałaby się ona inną osobą. Zanim jednak mogła przystąpić do uczenia jej, musiała nad nią zapanować. Kiedy starała się namówić Helenę do zrobienia czegokolwiek, ta krzyczała, kopała i gryzła. Anna wygrywała w końcu te bitwy dzięki silnej woli i wytrwałości.

Następny przełom w zachowaniu Heleny nastąpił, gdy Anna zdecydowała się ją nauczyć alfabetu ręcznego (do dłoni). Jest to system znaków, w którym każda litera ma swoje oznaczenie na dłoni osoby głuchoniewidomej i jest przez nią odczuwana dotykowo.

Kiedyś Anna zaprowadziła Helenę do pompy wodnej i wypompowała wodę na jej dłonie. W trakcie wykonywania tej czynności wypowiedziała po kolei każdą literę słowa „water” (woda). Powtarzała tę czynność aż do skutku, aż do znudzenia. Nagle Helena zdała sobie sprawę z tego, że pojedyncze znaki stanowią litery, które tworzą słowo WODA. W tej samej chwili uświadomiła sobie również, że wszystkie inne słowa na świecie muszą mieć swoją nazwę. Biegała, dotykając wszystkiego, co mogła napotkać na swojej drodze i pytała Annę, jak te napotkane przedmioty się nazywają.

Anna kontynuowała nauczanie dziewczynki w ten sposób przez kilka następnych lat. Mówiła jej o wszystkim, co działo się wokoło. Przeliterowywała wszystko na jej dłoni, używając raczej pełnych zdań niż pojedynczych słów. W taki sposób Helena zdobywała dużo informacji. Anna dyskutowała z Heleną na każdy temat, który ją zainteresował. Dzięki temu potrafiła utrzymać koncentrację swojej uczennicy na problemach z wielu dziedzin. Prowadziło to także do tego, że brały one udział w fascynujących Helenę czynnościach, takich jak: żeglowanie, saneczkarstwo, narciarstwo.

Dzięki temu Helena stała się bardziej opanowana, mniej emocjonalna i wkrótce nauczyła się czytać i pisać w brajlu. Opanowała także dotykowe odczytywanie mowy z ust. Polega to na odczytywaniu ruchów i wibracji warg przy pomocy opuszków palców. Posługiwanie się tą metodą jest bardzo trudne i niewiele głuchoniewidomych osób potrafiło ją opanować.

W 1888 roku, Helena wraz ze swoją nauczycielką, wyjeżdża do Instytutu Perkinsa dla Niewidomych w Bostonie. Tutaj Anna kontynuowała nauczanie Heleny, ale już przy pomocy oprzyrządowania technicznego i książek zgromadzonych w szkole. Następnie, w 1894 roku, wstąpiły do Szkoły Wrighta-Humasona dla Głuchych w Nowym Jorku. Anna uczęszczała na lekcje razem z Heleną i pełniła funkcję jej tłumacza. Anna wystukiwała na dłoni Heleny to, co mówili do niej nauczyciele i przepisywała książkę za książką w brajlu.

Helena udowodniła, że jest wybitną uczennicą, kończąc Radcliffe College ze stopniem naukowym w 1904 roku. Miała fenomenalną zdolność do koncentracji i zapamiętywania, a także wykazywała uporczywą determinację, aby osiągnąć sukces. Kiedy była na studiach, napisała „Historię mojego życia”. Książka rozchodziła się w imponująco dużych nakładach. Za otrzymane pieniądze Helena kupiła sobie dom.

Helena była bardzo religijna, a jej wiara przyczyniała się do poznawania świata z jego różnymi uwarunkowaniami. Zaczęła uzmysławiać sobie, że na świecie jest wielka niesprawiedliwość, a ludzie nie są traktowani tak samo równo. Ślepota była często powodowana przez chorobę, która była z kolei następstwem biedy, panującej w społeczeństwie. Helena została socjalistką, domagając się równouprawnienia kobiet i wyższych płac dla klasy pracującej. Pomogła także w założeniu Amerykańskiej Fundacji na Rzecz Niewidomych, mającej na celu zapewnienie świadczeń na wyższym poziomie dla ludzi, którzy utracili wzrok.

Dużo podróżowała po kraju, wygłaszając wykłady. Napisano o niej kilka książek i nakręcono kilka filmów o jej życiu. W końcu stała się tak słynna, że była zapraszana za granicę i przyjmowano ją z wielkimi honorami na zagranicznych uniwersytetach. W 1932 roku została wiceprezesem Królewskiego Narodowego Instytutu dla Niewidomych w Zjednoczonym Królestwie.

Po jej śmierci, w 1968 roku, założono na jej cześć stowarzyszenie do walki ze ślepotą w krajach rozwijających się. Obecnie ta organizacja - Helen Keller International - jest jedną z największych organizacji, pracujących z ludźmi niewidomymi na świecie.

Helena Keller nie odniosłaby tak wielkiego sukcesu, gdyby nie jej genialna nauczycielka - Anna Sullivan, która towarzyszyła jej wszędzie przez prawie 50 lat. Bez pomocy swojej wiernej nauczycielki, Helena prawdopodobnie pozostawałaby w wyalienowanym świecie jak w pułapce, z której nie ma ucieczki.

Nie ma jednak także wątpliwości, że Helena Keller była osobą wybitną, bardzo zdolną. Była ona niezwykle inteligentna, wrażliwa i zdeterminowana w dążeniu do założonego celu. Z pewnością była pierwszą osobą głuchoniewidomą, która odniosła sukces życiowy tej miary. Jednak nie jest ona jedyną osobą głuchoniewidomą, której się powiodło. Jest po prostu najlepszą z najlepszych.

Być może największym jej sukcesem było to, iż jej twórcze życie przekonało innych o tym, że kalectwo nie jest tragedią i czymś niemożliwym do przezwyciężenia. Pewna Japonka tak powiedziała o Helenie Keller: „Przez wiele pokoleń, tj. przez niezliczoną ilość lat, opuszczaliśmy ze smutkiem głowę i godziliśmy się ze ślepotą i biedą. Ta głuchoniewidoma kobieta z dumą unosi głowę i uczy nas, jak pokonywać trudności”.

Na koniec proponuję zbiór sentencji Heleny Keller, które mogą być dla nas pewnego rodzaju credo:

„Nie wolno zgadzać się na pełzanie, gdy czujemy potrzebę latania”.

„Słowa są skrzydłami umysłu”.

„Miłość - to, co każdy czuje do innych”.

„Gdy zamykają się jedne drzwi do szczęścia, otwierają się inne, ale my patrzymy na pierwsze drzwi tak długo, że nie widzimy tych drugich”.

„Przyjaciele na tysiące sposobów potrafią przekształcić moje ograniczenia w atuty i sprawiać, że pogodna i szczęśliwa wychodzę z cienia mojej ułomności”.

„Życie jest przygodą dla odważnych - albo niczym”.

„Wielu ludzi ma mylne pojęcie o tym, czym jest szczęście. Nie osiąga się go przez samozadowolenie, ale dzięki wierności szczytnym celom”.

„W każdym z nas drzemie zdolność odczuwania wrażeń i wzruszeń, których ludzkość doświadczała od wieków. Każdy człowiek ma podświadomie w pamięci zieloną ziemię i szemrzące wody, więc ani ślepota, ani głuchota, nie mogą pozbawić go tego poniekąd siódmego zmysłu - duchowego zmysłu, który jednocześnie widzi, słyszy, czuje”.

„Studia powinniśmy traktować jako coś w rodzaju spaceru przez pola i lasy, iść bez pośpiechu, chłonąc całym sercem wrażenia. Wielu uczonych zapomina, iż radość, którą czerpiemy z arcydzieł literatury, zależy więcej od głębi naszego wyczucia niż zrozumienia”.

„Wypełnienie uciążliwego obowiązku sprawia, że następny jest prostszy i łatwiejszy”.

„Gdyby na świecie była tylko radość, to nigdy nie nauczylibyśmy się odwagi i cierpliwości”.

„Piękno jest formą dobroci”.

„Tolerancja jest największym darem umysłu, a wymaga takiego samego wysiłku mózgu, co utrzymanie równowagi na rowerze”.

„Miłość własna leży u korzenia wszelkiego zła”.

„Ciekawa jestem, co się dzieje ze zmarnowanymi sposobnościami? Może nasz anioł stróż zbiera je, w miarę jak je gubimy, i zwróci je kiedyś, w pięknej chwili, gdy zmądrzejemy i nauczymy się należycie z nich korzystać?”.

Książka Heleny Keller, „Historia mojego życia”, wydana jest zarówno w brajlu, jak też nagrana w zapisie Daisy. Gorąco zachęcam do jej przeczytania.

<<< powrót do spisu treści

&&

Inwazja czerwonych serc, czyli rzecz o Walentynkach

Małgorzata Gruszka

Czas leci jak szalony i już za nami pierwszy miesiąc nowego roku. Zaczął się luty, w którym obchodzimy dzień zakochanych, czyli Walentynki. Obchodzimy lub nie, bo nie wszystkim święto to przypadło do gustu. Wielu z nas kojarzy je głównie z zalewem tandetnych upominków i wyznań miłosnych składanych naprędce…

Czym tak naprawdę są Walentynki? Skąd się wzięły? Jak podejść do dnia zakochanych, by przestał irytować, a zaczął cieszyć?

Starsze niż myślimy Walentynki kojarzymy z czymś nowym i obcym. Faktycznie, w Polsce świętujemy je od zaledwie dwudziestu kilku lat. W porównaniu z rodzimą nocą świętojańską, przypadającą 24 czerwca, to nowa świecka tradycja. Uważa się, że pierwowzorem walentynek były luperkalia - zabawy organizowane przez starożytnych Rzymian na cześć boga płodności - Luperkusa. Organizowano je 15 lutego, bo właśnie wtedy ptaki budziły się do życia i zaczynały łączyć się w pary. W V wieku papież Gelazy nadał luperkaliom chrześcijański wymiar, przesuwając święto miłości na 14 lutego. W tym właśnie dniu, dwieście lat wcześniej, za panowania cesarza Klaudiusza Gockiego, został stracony kapłan Walenty, potajemnie udzielający ślubów zakochanym parom. Ówczesny władca Rzymu zakazał zaręczać się i pobierać, bo uznał, że samotni mężczyźni nie będą opierać się przed wstąpieniem do armii. Do Europy walentynki zawitały już w średniowieczu. W XVI stuleciu utrwaliła się tradycja obdarzania kobiet kwiatami. W tym samym czasie na dworze francuskim narodziła się tradycja walentynek, czyli czułych liścików pisanych wierszem, ozdobionych sercami i obowiązkowo wysyłanych przez młodych mężczyzn wybrankom serca. Święto zakochanych kojarzymy głównie z Ameryką, bo to właśnie tam w roku 1800 wysłano pierwszą gotową kartkę walentynkową. Od roku 1965 14 lutego jest oficjalnym dniem zakochanych we Francji. Grób św. Walentego znajduje się w katedrze w Terni we Włoszech. Co roku w pierwszą niedzielę po Walentynkach odbywa się tam święto zaręczyn. Narzeczeni z całego świata odwiedzają to miejsce, by ślubować sobie miłość i wierność. Najbardziej uroczyste obchody święta miłości w Polsce odbywają się w Lublinie, Krakowie i Chełmnie, a to dlatego, że w tamtejszych kościołach znajdują się relikwie patrona zakochanych. Relikwiami tymi mogą pochwalić się również świątynie w Grodzisku, Kłocku, w Rudach Wielkich i na Jasnej Górze.

Co irytuje w walentynkach?

Większość z nas reaguje irytacją nie na same walentynki, ale na to, co dzieje się w związku z nimi wokół nas. A dzieje się za wcześnie i za dużo. Drapieżny marketing nie odpuszcza przy Bożym Narodzeniu, więc dlaczego miałby odpuścić przy święcie zakochanych? Inwazja czerwonych serc, pluszowych maskotek i czekoladek w okolicznościowych opakowaniach rozpoczyna się już pod koniec stycznia. O walentynkach i o tym, co należy w związku z nimi zrobić (czytaj: na co wydać pieniądze), trąbią po prostu wszędzie. Witryny internetowe puchną od mdlących słodyczą reklam, a nasze skrzynki mailowe zapychane są propozycjami walentynkowych promocji, okazji i upustów. Cóż, żyjemy w rzeczywistości, gdzie świętowanie czegokolwiek nieodłącznie związane jest z kupowaniem i konsumpcją. Czy znaczy to, że musimy ulegać jednemu i drugiemu? Czy ze względu na to mamy zrezygnować z jak się okazuje starej i pięknej tradycji celebrowania miłości?

Owczy pęd

Walentynkowy zawrót głowy w mediach sprawia, że odnosimy wrażenie narzucania nam tego święta. Producenci wszystkiego, co można skojarzyć z miłością, podpowiadają jak uszczęśliwić kochane osoby zanim jeszcze sami zdążymy o tym pomyśleć. Skutkiem tego, włączając się do zabawy, czujemy, że to co robimy nie wypływa z nas, że nie kieruje nami własna wola, ale owczy pęd, któremu wypada się poddać. Sens jakichkolwiek świąt polega m.in. na tym, że się na nie czeka. Odnoszę wrażenie, że na walentynki czekamy po to, by wreszcie przestać słuchać o tym, że właśnie nadchodzą i co można w związku z tym kupić i zjeść. Gdy nadejdą, jesteśmy znudzeni, zmęczeni, bez odrobiny radości, ekscytacji czy podniecenia w sercach. To trochę tak jak z kolędami, które słuchane od początku grudnia w wigilię już nie cieszą…

Sztuka świętowania

Sztuka świętowania (również walentynek) polega na świadomym, indywidualnym i osobistym podejściu do tematu. Walentynki mają sens, gdy przeżywamy je na swój własny sposób, nie słuchając tego, co usiłują wcisnąć nam specjaliści od marketingu. Nie chodzi oczywiście o to, by obrazić się na wszystko, nigdzie nie iść, z niczego nie skorzystać. Iść i skorzystać, ale tak, by dać prawdziwą radość osobom, którym chcemy okazać uczucia. Radość prawdziwa jest wówczas, gdy przez to co zrobimy pokażemy, że dostrzegamy kogoś obok siebie, że uważnie słuchamy tego co mówi, troszczymy się o nią, wiemy i pamiętamy co lubi i co sprawi jej przyjemność; słowem zrobimy coś innego niż wszyscy. Nie musi być wielkie ani drogie; ma ucieszyć kogoś, kto jest drogi naszemu sercu i sprawić, że po raz kolejny poczuje się ważny i kochany.

Twoje walentynki

Twoje walentynki nie muszą być sztampowe i oklepane. Zamiast królującej w ten wieczór pizzy można zamówić, zjeść w restauracji lub samodzielnie przyrządzić coś innego. Zamiast kupionej w sklepie różowej lub czerwonej kartki, można zrobić własną walentynkę. Zamiast gotowego wierszyka z sieci można ułożyć własny. Podobnie ma się rzecz z życzeniami na kartce. Warto poświęcić chwilę i zastanowić się nad tym, co naprawdę chcemy powiedzieć wybranej osobie lub osobom. Gdy w mediach rozpoczyna się inwazja walentynkowych reklam i pomysłów na ten wieczór, zacznij myśleć o czymś własnym, co ucieszy i da odpór wszędobylskiemu kiczowi.

Nic na siłę

W świętowaniu walentynek nie chodzi też o to, by na siłę być innym, oryginalnym i niepowtarzalnym. Jeśli Ciebie i najbliższą osobę cieszą walentynkowe zwyczaje, takie jak czekoladki, pizza, maskotki czy róże - jak najbardziej są na miejscu. Na miejscu jest wszystko to, co lubisz Ty i osoba z którą świętujesz. Sedno w tym, by po walentynkach nie pozostał niesmak i rozczarowanie z powodu głupio spędzonego czasu, nietrafionego prezentu i odbębnionego świętowania.

Dla kogo walentynki

Walentynki, to nie tylko święto zakochanych. To święto kochających, darzących sympatią, pamięcią i przyjaźnią. 14 lutego w różny i miły dla innych sposób można dać wyraz tym uczuciom. Nie będąc w związku również można cieszyć się tym świętem jeśli oczywiście się tego chce. Z walentynki na pewno ucieszy się koleżanka, przyjaciel, sąsiad, współpracownik, rodzic, brat, babcia czy ciocia. Dzień zakochanych nie jest świętem tylko dla młodych. Nic tak nie ożywia i nie ubarwia wieloletniego związku jak romantyczne chwile choćby z okazji Walentynek. Kto powiedział, że po pięćdziesiątce i później nie można być zakochanym? Można i w żadnym wypadku nie należy się tego wstydzić. Walentynki to także okazja do okazania najbliższej osobie przywiązania, czułości i wdzięczności za wiele lat wspólnego życia.

Walentynki bez wizji

Brak lub ograniczenie wzroku nie wyklucza nas z obchodzenia dnia kochających i zakochanych. Z niewielką pomocą osób widzących można przyozdobić dom i stół, na przykład serduszkami wykonanymi z czerwonych serwetek, nadmuchanymi balonami w kształcie serc itp. Jeśli ktoś piecze ciasta, zamiast sernika w tradycyjnej formie może zrobić go w foremce w kształcie serca. Powstanie sernik, a w domu zapanuje prawdziwie walentynkowa atmosfera. Fanom własnoręcznie wykonywanych kartek polecam przygotowanie walentynek w brajlu. Przy pomocy pisanych na tabliczce brajlowskich znaków można wyczarowywać wypukłe serca i inne kształty. Wiem, że wychodzi, bo próbowałam. Trzeba trochę pomyśleć, ale zabawa jest przednia, a takich kartek nikt nigdzie nie kupi.

Gdy tradycje się splatają

W bieżącym roku świeckie i religijne tradycje splatają się jak rzadko kiedy. Walentynki spotykają się ze środą popielcową, bo ta przypada 14 lutego, a niedziela wielkanocna splata się z Prima Aprilis, bo przypada 1 kwietnia. Środa popielcowa to dla osób wierzących bardzo ważny dzień, bo rozpoczyna Wielki Post. Tego dnia w kościołach posypuje się głowy wiernych popiołem, przypominając o doczesności i przemijalności życia na Ziemi. Skupienie i zadumę tego dnia trochę trudno pogodzić ze świętem zakochanych, które łączy się głównie z zabawą. Nie wiem jak Państwo, ale ja swoje walentynki przenoszę na wtorek, czyli ostatki. Mam przy tym nadzieję, że święty Walenty nie będzie miał nic przeciwko temu i równie chętnie pobłogosławi nam 13 lutego!

Warto wiedzieć

Zanim odrzucisz walentynki ze względu na ich amerykański, powierzchowny, komercyjny i kiczowaty charakter, dowiedz się więcej na temat tego święta. Historia dnia zakochanych i patronującego mu świętego Walentego jest naprawdę ciekawa. Pełno w niej różnorodnych, czasami sprzecznych i niewyjaśnionych do końca wątków, faktów i przeplatających się tradycji. Historia i obyczaje związane z walentynkami, o których można przeczytać w internecie, mogą stać się inspiracją i natchnieniem do świętowania na własny i nieco bardziej przemyślany sposób. Bo walentynki, podobnie jak wiele innych świąt, to jedna z najstarszych tradycji naszego kontynentu.

Wszystkim Czytelnikom „Sześciopunktu” życzę walentynek, po których zostaną wspomnienia, dające siłę do kochania na co dzień i od święta.

<<< powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Nota biograficzna

Patrycja Bogdała - Jestem osobą niewidomą. Szkołę podstawową i liceum ukończyłam w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych we Wrocławiu. Już od najmłodszych lat pisanie było moją pasją. Jako dziesięcioletnia dziewczynka zaczęłam tworzyć pierwsze bajki - do szuflady oczywiście, dla własnej przyjemności. Później, w wieku młodzieńczym przyszedł czas na opowiadania, a następnie na powieści, które nadal piszę na własny użytek. Zamiłowanie do tego rodzaju twórczości sprawiło, że podjęłam studia polonistyczne. Po ich ukończeniu próbowałam swoich sił w pisaniu fragmentów scenariuszy do animowanych bajek. Miałam też krótki epizod z gazetą „Z życia wzięte”. Stworzyłam także kilka scenariuszy do reklam radiowych. W maju 2014 roku podjęłam zatrudnienie w Fundacji Wsparcie Osób Niepełnosprawnych „Shamrock”. Przez trzy lata pracowałam tam na stanowisku dziennikarz-redaktor. Do moich zadań należało tworzenie artykułów związanych z tematyką różnego rodzaju niepełnosprawności. Oczywiste jest, że z racji swojej dysfunkcji znam przede wszystkim problematykę osób niewidomych, więc informacje na temat innych niepełnosprawnych uzyskiwałam z internetu. Zdarzało mi się też uczestniczyć w różnych imprezach integracyjnych, co później służyło mi jako materiał do sprawozdań. Obecnie próbuję sił we wzbogacaniu swoimi tekstami czasopisma „Sześciopunkt” i mam nadzieję na stałą, owocną współpracę.

Korzystając z okazji, serdecznie i ciepło pozdrawiam wszystkich Czytelników oraz całą Redakcję.

<<< powrót do spisu treści

&&

Randka w ciemno czy lepiej w jasno?

Patrycja Bogdała

Tomek właśnie wcisnął na klawiaturze opcję „wyślij”, wypuszczając w ten sposób w eter maile z ofertą do ostatnich klientów, których polecił mu pracodawca, gdy nagle usłyszał znajomy dźwięk Skype’a. Serce zaczęło mu mocno uderzać.

- To na pewno ona - pomyślał, odbierając połączenie i się nie pomylił.

- Cześć. - Usłyszał jej delikatny, dziewczęcy, uśmiechnięty głos.

- Witaj Oliwio. Cieszę się, że znowu się słyszymy - odpowiedział w stonowany sposób, próbując opanować nadmiar emocji.

- I tak ma już zostać? - zaczęła zagadkowo.

- Co masz na myśli? - zdziwił się Tomek.

- Chodzi mi o to, czy dalej podtrzymujesz swoją propozycję w kwestii spotkania się na żywo?

- Oczywiście. W takim razie gdzie i kiedy?

Tomek miał ochotę powiedzieć, że już od dawna o niczym innym nie marzy. Postanowił jednak pozostawić to tylko w sferze swoich myśli.

- Tak się składa, że akurat jutro będę przejazdem w Krakowie i mogłabym do Ciebie wpaść. Co ty na to?

Zalany falą obezwładniającej euforii ledwo rejestrował słowa dziewczyny.

- Będzie mi bardzo miło - odparł po krótkiej chwili milczenia.

Domówili dokładnie godzinę i miejsce spotkania, więc gdy następnego dnia przyszła odpowiednia pora, Tomek pojawił się na peronie dworca, na którym już stał pociąg z Wrocławia. Stanął z białą laską przy barierce, prowadzącej do schodów, żeby był dobrze widoczny. Tłum wysiadających „wylał się” na zewnątrz, ogarniając dużą przestrzeń. Przechodnie z walizkami mijali Tomka grupowo, wzbudzając u niego coraz większy niepokój.

- Pewnie nie przyjechała. Zrobiła mnie w konia - kołatało mu w głowie. Wreszcie ktoś delikatnie dotknął jego ramienia.

- Cześć. To ja. - Rozpoznał natychmiast głos Oliwii. Jego barwa brzmiała tak samo, jednak wydźwięk był nieco zmieniony, jakby smutny i zmęczony.

- Jak minęła Ci podróż? - zagaił.

- Znośnie - skwitowała krótko.

Ruszyli w stronę wyjścia z dworca. Po drodze Tomek próbował rozmawiać jeszcze o tym i owym, chcąc jakoś rozkręcić konwersację. Nie na wiele się to zdało. Czuł, że Oliwia stała się jakby nieswoja, zamknięta w sobie.

Kiedy znaleźli się w domu, zaproponował herbatę i gdy usiedli przy wspólnym stole, usłyszał, że dziewczyna energicznie pociąga nosem.

- Co się stało? Płaczesz? - wyraźnie zaskoczony chciał ją przytulić, ale odsunęła się na bezpieczną odległość.

- To nic takiego, tylko mi się smutno zrobiło - wyjąkała w końcu łamiącym się głosem.

- O co chodzi? - dopytywał Tomek, nie rozumiejąc sytuacji.

- Po prostu... przelała mi się kropla goryczy.

- To znaczy? - starał się zachować spokój.

- Nie wiedziałam, że zupełnie nie widzisz - wybuchnęła w końcu Oliwia, a Tomek pomyślał, że nie zniesie tego dłużej. Dziewczyna, o której sądził, że zna ją tak dobrze (przegadali przez Skype’a całe trzy miesiące dzień w dzień), wbijała mu nóż w serce.

- Przecież mówiłem ci o tym - odezwał się mimo wszystko racjonalnym, opanowanym tonem.

- No dobrze, ale myślałam, że tylko nosisz okulary... Przepraszam... To dla mnie za trudne - Oliwia ponownie uniosła się płaczem.

Tomek w końcu zebrał się w sobie i położył dziewczynie dłoń na drżącym od spazmów ramieniu.

- W porządku. Nie ma o czym gadać. Przecież nie obiecywaliśmy sobie pójścia do ołtarza. Możemy się rozstać i zapomnieć o sprawie.

Oliwia na dźwięk jego słów uspokoiła się. Tomek zaproponował ciasto, które kupił w dobrej cukierni. W końcu atmosfera między nimi się nieco rozluźniła. Nawet pożartowali trochę, a gdy przyszła godzina odjazdu Oliwii, odprowadził ją na pociąg rozumiejąc, że ta znajomość należy już do przeszłości.

Minął jakiś czas zanim Tomek wrócił do jako-takiej emocjonalnej równowagi. Postanowił jednak dalej szukać miłości. Nie chciał przez życie przejść samotnie. W którymś momencie na portalu randkowym napisał do pewnej kobiety. Odpowiedziała mu na czacie:

- Twoje przemyślenia są bardzo interesujące. Czy możesz mi wysłać jakąś swoją fotkę? Chciałabym również poznać cię wizualnie.

- Nie mogę tego zrobić. Nie posiadam żadnych swoich zdjęć. Nie mają one dla mnie znaczenia, ponieważ jestem niewidomy.

Chwila ciszy. Syntezator zamilkł, nie mając w sobie żadnego nowego, wyświetlanego na ekranie komputera tekstu. Potem nagle:

- Jak to nie widzisz? Przecież do mnie piszesz?

- Bo mam odpowiednie oprogramowanie, które umożliwia mi pracę przy komputerze.

Znów chwila ciszy, a dalej:

- Kłamiesz! Nie ściemniaj! Jesteś oszustem! Nie wierzę ci!

Po takiej salwie oszczerstw Tomek stracił chęć na dalszą dyskusję. Zamknął komunikator, włączył ulubioną muzykę i poszedł zrobić sobie kawę, żeby się odstresować.

Od tej chwili już nie zawracał sobie głowy poznawaniem nowych kobiet. Pewnego dnia jednak przypadkowo wpadł do szkolnej biblioteki w ośrodku dla niewidomych z zamiarem oddania pożyczonej wcześniej książki i spotkał tam Alę, koleżankę z podstawówki. Uścisnęli się serdecznie.

- Co teraz porabiasz? - zapytała wesoło.

- Właśnie dostałem pracę w internetowym marketingu. Nie jest to to, o czym marzę, ale płacą wystarczająco i jakoś leci. A Ty, co robisz w Krakowie? - zaciekawił się Tomek.

- Zaczęłam studiować rehabilitację. Mieszkam tu blisko w akademiku. Wpadniesz do mnie na kawę? - zaproponowała Ala nieoczekiwanie.

Tomek chętnie przystał na ten pomysł.

Spędzili ze sobą miłe popołudnie. Okazało się, że mają sobie tyle do powiedzenia, iż do wieczora czas okazał się za krótki. Tomek zaprosił więc swoją koleżankę na kolejne spotkanie do siebie.

Nawet nie zauważyli kiedy się zaprzyjaźnili, a potem zakochali w sobie.

Dwa lata później, w letni, słoneczny dzień, już będąc małżeństwem siedzieli na balkonie mieszkania Tomka, trzymając się za ręce i żywo dyskutując na temat ostatniej, wspólnie przeczytanej książki.

- To wspaniałe, że tak świetnie się rozumiemy. - Ala wyglądała na rozpromienioną.

- Ja też się z tego cieszę. Nigdy tak dobrze się nie czułem z żadną inną kobietą - wyznał Tomek.

Przez pamięć przemknęły mu wszystkie wirtualne flirty, skypowe rozmowy, które zawsze kończyły się porażką. A tak dobrze mu teraz z niewidomą żoną u boku. Wspólna niepełnosprawność spaja ich podobne problemy. Czego chcieć więcej?

<<< powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

No i co ten „Brajlak” może…

Teresa Dederko

Zastanawiając się nad tytułem felietonu o wsparciu, jakiego udzielają starsze osoby niewidome, przypomniałam sobie często powtarzane przez moją koleżankę zdanie: „No i co ten brajlak może, przecież nic”. W tym przypadku poglądy nie pokrywają się z rzeczywistością, bo osoba, która je wygłasza, sama jest bardzo aktywna, zaangażowana w pracę zawodową i pomoc wielu przyjaciołom. Doświadczyłam tego wiele razy na własnym przykładzie. Zawsze mogę do niej zadzwonić ze wszystkimi problemami albo na takie babskie pogaduszki, a kiedyś, chociaż jest brajlakiem, osobiście odprowadziła mnie do dentysty, gdy bolał mnie ząb. Trafiła do przychodni bezbłędnie, a dentystka na poczekaniu uśmierzyła ból. Już nie wypominałam koleżance, że jak widać na jej przykładzie, ten brajlak też coś może.

Rzeczywiście są sytuacje, w których niewidomi potrzebują pomocy osób widzących, ale nie widząc też możemy pomagać innym.

Każdy człowiek chce być potrzebny, przydatny, mieć jakiś cel w życiu.

Przez wiele lat realizujemy te potrzeby w pracy i w rodzinie.

Jeżeli jednak ktoś nie pracuje, bo jest bezrobotny albo przeszedł już na emeryturę, a bliskich krewnych też nie ma? Co wtedy? Czy starszy lub samotny niewidomy może być dla kogoś wsparciem i udzielać pomocy?

Czy jest tak naprawdę?

Przedstawię przykłady kilku starszych, niepracujących osób, które nadal są aktywne, nie myślą tylko o sobie, ale starają się zrobić coś dla innych.

Pani Emilia, całkiem niewidoma, wychowała wraz z niepełnosprawnym mężem troje dzieci. Ma wyjątkowe zdolności manualne, robi piękne rzeczy na drutach. Jeszcze podczas kryzysu w PRL-u „ubierała” chyba wszystkich znajomych.

Obecnie ma 80 lat, ale nadal cieszy ją sprawianie przyjemności przez ofiarowywanie własnoręcznie zrobionych skarpetek, czapek, sweterków itd. Gdy zbliżają się święta, piecze ciasta dla całej rodziny. Mówi o sobie: „Jestem szczęśliwym człowiekiem i nie mam czasu na starzenie się”. Jest bardzo aktywna, lubi muzykę, książki i teatr. Wspomina, że jeśli któreś z dorosłych już dzieci proponuje wyjście do teatru czy opery, to nawet jak czuje się trochę zmęczona, nigdy nie mówi, że jej się nie chce, ale szybko się ubiera i wychodzi.

Pan Włodzimierz po wielu latach pracy w spółdzielni przeszedł na emeryturę, ale nie zamyka się w domu. W miarę możliwości pomaga w kole PZN, poza tym jest bardzo cenionym i lubianym wolontariuszem, prowadzącym Klub Czarnego Krążka w miejscowej bibliotece. Pan Włodek wraz z pracownikiem biblioteki dokonuje wyboru piosenek z dawnych płyt, które są odtwarzane na spotkaniach klubowych. Ma tam wielu przyjaciół, którzy chętnie służą mu za przewodników.

Pani Maria, teraz już jako wolontariuszka, pracuje w dawnym zakładzie pracy. Jej telefon jest ciągle zajęty, prawie jak telefon zaufania, gdyż ma sporo znajomych, którzy chętnie dzielą się z nią swoimi kłopotami i radościami. Gdy tylko ma z kim, odwiedza chorych przyjaciół w ich domach.

Pani Janka mieszka w niewielkiej miejscowości. Jest osobą nowoociemniałą, mającą problemy z odnalezieniem się w nowej, trudnej sytuacji.

Zauważyła jednak przygnębienie sąsiadki po śmierci matki. Przychodzi więc do niej co wieczór na wspólną modlitwę, a gdy trzeba, nocuje u przeżywającej żałobę przyjaciółki.

Są też osoby niewidome, które pomagają mniej obytym z komputerem znajomym pisać pisma urzędowe lub załatwiają różne sprawy przez Internet. Z kolei inni podejmują się czytania brajlem tekstów liturgicznych w kościele, śpiewają w chórze albo zwyczajnie umieją słuchać przyjaciół, którzy mają potrzebę zwierzania się.

Niekiedy służą pomocą dzieciom sąsiadów przy odrabianiu lekcji, przypilnują malucha, gdy mama musi wyjść do sklepu czy przychodni, umówią komuś telefonicznie wizytę lekarską.

Można wiele zrobić mimo ograniczenia, wynikającego z własnej niepełnosprawności. Trzeba tylko nie skupiać się wyłącznie na sobie, a zainteresować się sprawami innych.

<<< powrót do spisu treści

&&

Z minionego grudnia

Halina Kuropatnicka-Salamon

Początek ubiegłorocznego grudnia przyniósł gromadce wrocławian sporo miłych emocji. Przyszło im bowiem przeżyć przygodę z językiem międzynarodowym, czyli uczestniczyć w dwóch konkursach - recytatorskim i czytelniczym - pod wspólnym hasłem: Uroda Słowa w Esperanto. Organizatorem wydarzenia było Europejskie Centrum Edukacji Międzykulturowej. Miejscem rozgrywek stał się gmach Biblioteki Wojewódzkiej w Rynku. Ósmy grudnia przeznaczony został na deklamację poezji, dziewiąty zaś na artystyczną interpretację tekstów czytanych. Oceniało wykonawców międzynarodowe jury - m.in. profesor Krister Kiselman ze Szwecji i Boris Arrate Veranes z Kuby.

Miło nadmienić, że oba konkursy przyciągnęły również naszych niewidomych kolegów, którzy zaznaczyli swój udział osiągnięciem najwyższych lokat. Mistrzem recytacji został Wojciech Ławnikowicz; Magdalena Piętka zeszła ze sceny z dwiema nagrodami za doskonałe czytanie. Monika Radomska startowała w obu konkurencjach i, mimo ogromnej tremy, miała powód do radości z rezultatów. Oczywiście, zadowolenie budzi działalność członków naszej społeczności, ale dumą napawa ich nieprzeciętność. Talent? Owszem, lecz niebagatelny ładunek pracowitości, wytrwałości i konsekwencji w rozwijaniu własnych umiejętności.

Wspaniałym ubarwieniem imprezy był koncert piosenek esperanckich, prezentowanych przez Wojciecha Ławnikowicza. Słuchało się go tym milej, że wyśmienicie akompaniował sobie na gitarze.

„Szkoda, że nasza praca już się zakończyła” - westchnął sentymentalnie jeden z jurorów. „Tyle u was ładnych słów i melodii, a najwięcej wesołości”. Wesoło też było spacerować po wrocławskim Rynku w scenerii przedświątecznego jarmarku.

<<< powrót do spisu treści

&&

Niewidomi na górskich szlakach z „Pograniczem bez barier”

Andrzej Koenig

„Kiedyś w radiu usłyszałem reportaż o niewidomym mężczyźnie. Na pytanie dziennikarza, czego mu najbardziej brakuje w życiu, odpowiedział, że chodzenia po górach. To dało mi do myślenia. Jako ratownik często poruszam się na nartach skiturowych. Uznałem, że narciarstwo skiturowe może być dobrym rozwiązaniem dla osób niewidomych. Zimą szlaki górskie są łatwiejsze do przejścia - nie wystają korzenie czy kamienie, więc trasę można pokonać właśnie na takich nartach” - tłumaczy Bogumił Kawik. Skąd wzięło się jego zainteresowanie problemami osób niewidomych?

Sam jest instruktorem narciarskim, ratownikiem górskim, a przede wszystkim wielkim miłośnikiem wędrówek po górach, więc świetnie zrozumiał tych, którzy nie mogą realizować podobnych marzeń.

Pierwszym zadaniem, jakiego się podjął, było utworzenie górskiego szlaku narciarskiego dla osób niewidomych w Gminie Ujsoły. Powstał więc pierwszy na świecie szlak do uprawiania narciarstwa skiturowego przez osoby z dysfunkcją wzroku, który został poprowadzony od Glinki przez Krawców Wierch, Lipowską aż do Złatnej.

Już w 2013 roku z inspiracji Bogumiła Kawika powstała Fundacja Wspierania Inicjatyw Społecznych „Pogranicze bez Barier” z siedzibą w Bielsku-Białej. Celem Fundacji jest wspieranie osób niepełnosprawnych (m.in. niewidomych) poprzez wykorzystanie i promowanie nowoczesnych technologii, ułatwiających im normalne funkcjonowanie, uprawianie sportów i turystyki górskiej.

Poprzez swoją działalność Fundacja ma przełamywać ograniczające nas wszystkich bariery, m.in. przez promowanie wolontariatu na rzecz osób niewidomych, aktywizowanie osób niepełnosprawnych, promowanie i rozwijanie regionu śląskiego, a zarazem integrowanie najbliższego otoczenia, pomoc młodym w zdobyciu odpowiedniej i satysfakcjonującej pracy.

W 2015 roku Fundacja realizowała duży projekt pod nazwą „Być dla innych to być naprawdę”. Celem projektu było stworzenie warunków i zdobycie sprzętu (tandemów) do uprawiania turystyki rowerowej oraz turystyki górskiej przez dzieci i młodzież z dysfunkcją wzroku.

Fundacja aktywnie działa na terenie Podbeskidzia oraz Śląska, nawiązując kontakty z organizacjami pracującymi na rzecz środowiska osób niewidomych i słabowidzących; organizuje lub służy pomocą w przygotowywaniu wycieczek i rowerowych wypraw górskich. Często można zobaczyć wolontariuszy Fundacji na górskich szlakach w towarzystwie osób z różnymi niepełnosprawnościami.

Z inicjatywy „Pogranicza bez barier” odbyło się zimowe zdobycie Pilska, drugiego co do wielkości szczytu Beskidów. W wyprawie, oprócz wolontariuszy, uczestniczyło dziesięciu niewidomych oraz niedowidzących z terenu Śląska. Dla wielu uczestników był to ich osobisty Mount Everest.

Wyprawę rozpoczęto w jesiennych warunkach, ale wyżej panowała już zimowa aura. Kilkudziesięciocentymetrowa pokrywa śnieżna, wiatr oraz mróz nie stanowiły jednak dla grupy większego problemu. Dla osób z dysfunkcją wzroku to wręcz dodatkowa motywacja, by pokonywać własne słabości i ograniczenia.

Podczas całej wyprawy wolontariusze Fundacji oraz przewodnik na bieżąco opowiadali jak przebiega trasa, jakie widoki pojawiły się po opuszczeniu górnej części lasu, czyli robili audiodeskrypcję na żywo.

Na szczycie Pilska cała grupa przebywała niezbyt długo ze względu na silny wiatr i mróz. Na nocleg uczestnicy wycieczki udali się do goprówki. Była integracja, opowieści, wrażenia osób, które pierwszy raz brały udział w takiej wyprawie.

Całe to przedsięwzięcie nie mogłoby się odbyć bez pomocy widzących wolontariuszy. Dla części z nich wyjście w góry z osobami niewidomymi było nowym i niezwykle bogatym doświadczeniem.

Tak opisują swoje wrażenia nowe wolontariuszki Fundacji, Ola i Ewa:

„Wyprawa na Pilsko z Fundacją „Pogranicze bez barier” była naszym pierwszym zetknięciem z wolontariatem związanym z osobami niewidomymi. Byłyśmy mile zaskoczone tym, jak niewidzący świetnie sobie radzą w trudnych, nawet dla osób widzących, górskich warunkach. Wbrew naszym przypuszczeniom pomoc wolontariuszy podczas wyprawy ograniczała się do niezbędnego minimum. Zadanie ułatwiły nam praktyczne wskazówki osób niewidomych, dotyczące roli przewodnika. Rozbawił nas ich dystans do samych siebie oraz wyrozumiałość w stosunku do nas jako początkujących i niedoświadczonych wolontariuszek”.

O swoich przeżyciach ze zdobywania Pilska z wielkim wzruszeniem, opowiedział ociemniały Pallotyn:

„Nie spodziewałem się, że nadal będę doświadczał bliskości gór. Góry znowu zaczęły bić rytmem, którego nie zapomniałem. Fascynacja górami nie zasnęła. Odczuwam ich melodię poprzez dźwięk strumienia, szum świerków, zapach żywicy i powiew wiatru.

Dzięki Fundacji „Pogranicze bez barier” przygoda z górami nadal trwa. To przyjaciele wolontariusze otworzyli się na wspólne wędrowanie. Mimo zabieganego życia potrafią poświęcić swój wolny czas. Chociaż spotkaliśmy się po raz pierwszy, potrafiliśmy znaleźć wspólne tematy dialogu: o radości życia, o książkach, o wydarzeniach w rodzinie, o pięknie natury, codzienności i Biblii.

Ostatnio spotkało mnie ogromne szczęście, że wędrowałem z przyjaciółmi na górę Pilsko w Beskidzie Żywieckim. Trasa wiodła przez Halę Miziową. To moje nowe doświadczenie, bo wspinaczka odbyła się w scenerii zimowej. (…) Wolontariusze na szczycie obrazowo opisali piękne widoki. W tym momencie otworzyła się moja wyobraźnia podyktowana oczami serca.

Pragnę przekazać swoją wdzięczność za pomoc we wspólnym pielgrzymowaniu. Tęsknię za kolejną wyprawą i zapraszam nowych przyjaciół do odkrywania stworzonego przez Pana Boga świata. Odkrywania oczami i oczami serca!

Z pamięcią w modlitwie niewidomy Brat Sławomir Narloch SAC, pallotyn z Bielska-Białej”.

Na pewno inicjatywy podejmowane społecznie przez Fundację „Pogranicze bez barier” są cenne dla środowiska osób z dysfunkcjami wzroku. Można tam spotkać ludzi miłych, uczynnych, chętnych do współpracy. Każdy, kto tylko będzie chciał się wybrać na wyprawę organizowaną przez Fundację, z radością zostanie przyjęty przez beskidzkie „Pogranicze bez barier”.

<<< powrót do spisu treści

&&

Listy od Czytelników

&&

Świętowanie na sportowo

11 listopada w Warszawskim Biegu Niepodległości uczestniczyło ok. 18 tysięcy biegaczy. Od wielu lat w tej spektakularnej imprezie bierze udział również grupa niewidomych.

Jak w wielu imprezach biegowych, w pierwszej strefie są wózki, bo są najszybsze, bo to kolarzówki dla inwalidów aparatu ruchu.

Zawodnik leży, tylko mu nos wystaje i pędzi ponad 30 km na godzinę.

Kupiłem tandem, bo mam problemy z kolanem i prawie nie biegam.

Znam wielu organizatorów imprez biegowych.

Tandem jedzie podobnie szybko jak wózek, więc dlaczego nie mogą startować razem?

Na moje pytanie organizator tego biegu wyraził zgodę i po raz pierwszy w strefie wózków wystartowało 6 tandemów. Grupę tę stworzyła kol. Magda z Fundacji Niewidomi na Tandemach.

Cel został osiągnięty, bo pokazaliśmy ponad 20-tysięcznej widowni, że niewidomi mogą jeździć na rowerach i nie stwarzają zagrożenia dla pozostałych uczestników masowych imprez biegowych.

Powołując się na ten fakt, będzie już łatwiej o zgodę na udział w innych imprezach. Mój tandem był pierwszy, ale mimo naszych starań, przed nami ukończyło zawody jednak kilka wózków.

Na mecie okazało się, że grupa biegowa mojej partnerki jeszcze nie wystartowała. Mogłem więc jej potowarzyszyć na trasie, już bez roweru.

Jeździć na tandemie może prawie każdy, więc może zrealizujemy hasło kol. Waldemara - prezesa Fundacji Niewidomi na Tandemach, które brzmi: „Sto tandemów na stulecie odzyskania niepodległości”.

Ryszard Sawa

<<< powrót do spisu treści

&&

Drodzy Czytelnicy!

Czy zdarzają Wam się wpadki i niezręczności, wynikające z braku lub ograniczenia wzroku? Bo mnie i owszem! Ostatnią zaliczyłam w sytuacji, w której najmniej bym sobie tego życzyła. Razem z innymi członkami bytomskiego koła PZN zostałam zaproszona na spotkanie z prezydentem miasta, panem Damianem Bartylą. Z okazji kolejnej rocznicy urodzin Ludwika Braille’a pan prezydent spotkał się z nami, by dowiedzieć się jak żyje nam się w mieście, jakie mamy problemy i wynikające z nich potrzeby i oczekiwania. W odpowiedzi na propozycję czegoś do picia wszyscy zamówili herbatę. Po chwili elegancka zastawa pojawiła się na stole. Po dźwięku tuż przed moim nosem zorientowałam się, że przede mną stoi już filiżanka z napojem. Po krótkim czasie sięgnęłam po nią z gracją, uniosłam do ust i pociągnęłam łyk napoju. Wydał mi się jakoś mało nasycony smakiem. Gdy znów sięgałam po filiżankę, usłyszałam męski głos, mówiący „przepraszam, włożę pani herbatę, bo pije pani wodę…”! Zrobiło mi się gorąco, poczułam, że się rumienię, ale udało mi się uśmiechnąć i powiedzieć, że właśnie zastanawiałam się, co to za herbata, która nie ma smaku. Spotkanie było bardzo udane. Pan prezydent notował wszystko, co mówimy, z dużym zainteresowaniem oglądał pismo brajlowskie i gadżety dla niewidzących. Były upominki i solenna obietnica konsultowania z nami przystosowywania przestrzeni publicznej do naszych potrzeb. Było bardzo miło, serdecznie i gościnnie. Pan prezydent i jego załoga dołożyli wszelkich starań, byśmy poczuli się dobrze i swojsko. Zabrakło tylko jednego - informacji, że obok talerzyka z filiżanką każdy ma talerzyk z herbatą i cukrem…

Cóż, wpadki się zdarzają i nie sposób ich uniknąć. Najważniejsze, by wyciągać z nich odpowiednie wnioski, a ta po raz kolejny uświadomiła mi, że potrzebna jest praca u podstaw, czyli pokazywanie i tłumaczenie widzącym tego, co dla nas jest oczywiste.

Małgorzata Gruszka

<<< powrót do spisu treści

&&

Wspólna radość

Samotności nikt nie lubi. To jest bardzo przykry stan ducha. Zwłaszcza w noc sylwestrową. Zawsze jakoś udawało mi się w tę radosną noc być z kimś. W młodości bywałam na zabawach z kolegą. Potem na noworoczne bale chodziłam z mężem. Byłam też z dziećmi i wnuczkami. A w tym roku wyglądało na to, że będę sama. Pomyślałam, potelefonowałam do znajomych i znalazłam samotną przyjaciółkę. Spotkałyśmy się u mnie. Przygotowałam dobre ciasto, upiekłam struclę z suszonymi owocami. Był schłodzony szampan i mocniejsze trunki na poprawę humoru. Jadłyśmy dobre ciasteczka, też upieczone wcześniej, rozmawiałyśmy, słuchając cichej, miłej muzyki.

Znamy się przeszło pół wieku. Pracowałyśmy w jednej spółdzielni. Jagoda wykonywała różne szczotki, a ja kolejno na tkalni i dziewiarni. Potem skończyłam pracę w spółdzielni i podjęłam pracę chałupniczą. Mój dwuletni syn odmówił chodzenia do żłobka, więc z bólem serca podjęłam pracę nakładczą, by chronić syna przed nerwicą. Syn mówił: „Ja nie chcę, chcę być z mamunią i chcę mamunię prowadzić”.

Jagoda również wyszła za mąż i miała dwóch synów, ale zły los sprawił, że mąż nagle zmarł, pozostawiając koleżankę z dwoma małymi synami. Synowie dorośli i obaj się ożenili. Jagoda ponownie wyszła za mąż. Było miło. Niestety niedługo potem zmarł jeden z synów, zostawiając młodą żonę i dwie małe córeczki. Po dwudziestu trzech latach zmarł drugi mąż Jagody i została z synem i bardzo dobrą synową z wnukami. Pod koniec ubiegłego roku zmarł drugi syn. Miarka się przebrała. Przyjaciółka była bliska załamania, takiego cierpienia nikt by nie zniósł. Znajomi, przyjaciele, synowa, wnuki. Każdy pocieszał jak mógł.

Zbliżała się kolejna noc sylwestrowa, stwarzająca ludziom okazję do zabawy i radosnego spędzenia czasu. Jak do niej zatelefonowałam, z radością przyjęła zaproszenie. Moja córka Basia przywiozła Jadwigę, mocno się wyściskałyśmy. Nie spotykałyśmy się osobiście zbyt często. Raczej rozmawiałyśmy przez telefon, obie jesteśmy niewidome całkowicie. Nie było łatwo nam się widywać. Przeżywałyśmy nasze trudne chwile, wspierałyśmy się telefonicznie.

Ja jestem także wdową od osiemnastu lat. Mam dwie córki i syna, sześć wnuczek i jednego wnuka. I to jest wspaniałe, mieć taką liczną rodzinę. Ale akurat w tym roku przyszło mi samej sobie zorganizować czas sylwestrowy. Dobrze się stało, że mogłyśmy się nareszcie spotkać. O północy złożyłyśmy sobie życzenia, by nam się życie lepiej układało. Nawet potańczyłyśmy przy spokojnej muzyce.

Ja uwielbiam tańczyć. W listopadzie byłam na kolejnym turnusie rehabilitacyjnym w ośrodku „Klimczok” w Ustroniu Morskim. Byłam ze swoimi przyjaciółmi - Marysią i Leszkiem. Byliśmy razem po raz osiemnasty. Na czternaście dni pobytu byłam na dziesięciu wieczorach tanecznych. Tak więc jeszcze czułam rozpęd taneczny.

I tak radośnie, w pogodnym nastroju upłynęła nam noc sylwestrowa. Ale głównie dzięki temu, że spędziłyśmy ją razem, we dwie.

Pozdrawiam
Emilia Święcicka

<<< powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Rusza 14. Festiwal Zaczarowanej Piosenki

W tym konkursie liczy się tylko Twój talent. Twój głos oraz osobowość sceniczną oceni profesjonalne jury. Jeśli lubisz śpiewać, a muzyka jest Twoją pasją, miej odwagę sięgnąć po marzenia o występie na wielkiej scenie, w towarzystwie gwiazd i przed wielotysięczną publicznością.

Bywa różnie, jak to w życiu. Nieraz sukces przychodzi z czasem. Albo też - zdarza się od razu. Pamiętaj o jednym: nasza scena jest zaczarowana. Ci, którzy startowali w dotychczasowych edycjach Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, twierdzą, że warto brać w nim udział dla samej atmosfery tego ogólnopolskiego, kilkuetapowego konkursu, że to… przygoda życia.

Jeżeli chcesz poznać, czym jest Festiwal Zaczarowanej Piosenki, przeczytaj relacje o nim z poprzednich lat. I miej odwagę. Twoja niepełnosprawność albo choroba są bez znaczenia w tym konkursie.

Na Twoje zgłoszenie czekamy do 18 marca 2018 r., pod adresem:

Biuro Festiwalowe Festiwalu Zaczarowanej Piosenki
Telewizja Polska
ul. J.P. Woronicza 17
00-999 Warszawa
Koniecznie z dopiskiem FESTIWAL ZACZAROWANEJ PIOSENKI.

Zapoznaj się z regulaminem 14. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, który znajduje sie na stronie internetowej www.zaczarowana.pl. Nie poddawaj się zwątpieniu, nie kalkuluj. Z wiarą w siebie rozpocznij wokalne przygotowania już dziś. Wielka scena i wielkie gwiazdy może czekają właśnie na Ciebie. Musisz więc tylko spróbować. Pokaż światu, na co Cię stać.

Wszystkie informacje dostępne są na www.zaczarowana.pl oraz pod numerem telefonu 22 5478791.

<<< powrót do spisu treści

&&

Gorąca prośba

Jeżeli chcesz nam pomóc, jesteś przyjacielem Fundacji "Świat według Ludwika Braille'a" i chcesz czytać wydawany przez nią Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących "Sześciopunkt" - przekaż nam jeden procent podatku.

"Sześciopunkt" - Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących", który otrzymują Państwo co miesiąc, nie jest w całości dofinansowywany przez PFRON. Fundacja musi znaleźć kilkadziesiąt tysięcy zł, aby czasopismo mogło się ukazywać. Ponieważ nie prowadzimy działalności gospodarczej, każda złotówka, którą otrzymujemy od naszych darczyńców, jest dla nas wielką pomocą. Będziemy bardzo wdzięczni za podarowanie nam jednego procentu podatku, który przeznaczymy na pokrycie kosztów związanych z wydawaniem "Sześciopunktu".

Mamy nadzieję, że dzięki Państwa życzliwości, czasopismo będzie nadal regularnie trafiało do Waszych domów. Zachęcamy do podzielenia się tą prośbą z bliskimi i znajomymi.

Nasz numer KRS 0000515560.

Dziękujemy!
Zarząd Fundacji i Redakcja

<<< powrót do spisu treści