Sześciopunkt

Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących

ISSN 2449-6154

Nr 10/43/2019
październik

Wydawca: Fundacja Świat według Ludwika Braille’a

Adres:
ul. Powstania Styczniowego 95e/1
20-706 Lublin
Tel.: 697-121-728

Strona internetowa:
www.swiatbrajla.org.pl
Adres e-mail:
biuro@swiatbrajla.org.pl

Redaktor naczelny:
Teresa Dederko
Tel.: 608-096-099
Adres e-mail:
redakcja@swiatbrajla.org.pl

Kolegium redakcyjne:
Przewodniczący: Patrycja Rokicka
Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski

Na łamach Sześciopunktu są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych.

Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji.

Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Spis treści

Od redakcji

Nie jestem inna - Henryka Pająk

Tyflonowinki informatyczne i nie tylko

Sześciopunkt w smartfonie - Rafał Kanarek

Zdrowie bardzo ważna rzecz

Komora normobaryczna w służbie zdrowiu - Patrycja Rokicka

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

Jak zrobić kanapkę i nie tylko - Wanda Nastarowicz

Kuchnia po naszemu

Brownie i keks - Kuchcik

Z polszczyzną za pan brat

Błędne rankingi - Tomasz Matczak

Z poradnika psychologa

Tracimy wzrok i co dalej? (cz. 1) - Małgorzata Gruszka

Rehabilitacja kulturalnie

Przez pryzmat złotego szkiełka. Szkic o poezji Haliny Kuropatnickiej-Salamon - Andrzej Gnarowski

Galeria literacka z Homerem w tle

Henryka Pająk - notka biograficzna

Utwory wybrane - Henryka Pająk

Nasze sprawy

Łatwo zaproponować, trudniej wykonać. Potrzeba informacji - Stanisław Kotowski

Jak nas widzą, tak nam pomagają - Andrzej Koenig

Nic nie widzę, nic nie słyszę - Tomasz Matczak

Do sanatorium po zdrowie i relaks - Teresa Dederko

Lęk przed niepełnosprawnym - Iwona Włodarczyk

Pogodowe rozmaitości - Alicja Nyziak

Z uśmiechem przez życie

Czy Pan jest ślepy, czy co? - Marek Michałek

Historia mniej zabawna, ale prawdziwa - Marek Michałek

Jak to ci się uda, mój bracie, to jesteś lepszy niż ja - Marek Michałek

Ogłoszenia

&&

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

W październiku obchodzimy święto osób niewidomych i słabowidzących, tj. Dzień Białej Laski. Z tej okazji wszystkim, którzy mają poważne problemy ze wzrokiem, życzymy, aby jakość naszego życia z każdym rokiem była coraz lepsza, żeby władze państwowe i samorządowe dostrzegały nasze potrzeby, a najbliższe otoczenie zawsze było nam życzliwe. Doceniajmy białe laski, nie wstydźmy się naszych przyjaciółek i korzystajmy z ich pomocy!

W październikowym numerze Sześciopunktu polecamy artykuł omawiający kolejne zadania konfederacji organizacji pozarządowych działających na rzecz niewidomych.

Osoby tracące wzrok lub zagrożone jego utratą powinny koniecznie zajrzeć do Poradnika naszego psychologa.

W dziale Gospodarstwo domowe po niewidomemu autorka, odpowiadając na list Czytelniczki, podpowiada jak wykonać podstawowe czynności w kuchni oraz w jaki sposób dobrze zorganizować sobie pracę, żeby przygotowywanie posiłków było łatwe i przyjemne. Informuje również, gdzie można skorzystać z kursów rehabilitacji podstawowej.

W Galerii literackiej prezentujemy poezję słabowidzącej wolontariuszki wspierającej osoby niewidome.

Jeżeli ktoś ma wątpliwości, czy nie widząc, można sobie poradzić w grupie, w której obowiązuje milczenie, odpowiedź znajdzie w relacji z zamkniętych rekolekcji, opublikowanej w dziale Nasze sprawy.

Brajliści korzystający z nowoczesnych rozwiązań technologicznych pod kierunkiem autora artykułu Sześciopunkt w smartfonie mogą poćwiczyć pisanie brajlem na tym urządzeniu.

Czekamy na uwagi i opinie o Sześciopunkcie, ponieważ chcemy, aby nasze czasopismo było interesującym gościem w Państwa domach.

Zespół redakcyjny

<<<powrót do spisu treści

&&

Nie jestem inna

Henryka Pająk

Widzę coraz gorzej,
Szarość wkradła się w malejące pola widzenia,
Zniekształciła obrazy, zapomniała o perspektywie.

Niebo i Ziemia stały się jednością,
Ściana oddzieliła mnie od widzących,
Oczy zastąpił dotyk, smak i dźwięk.

Nie chcę tak żyć, rozpaczliwie szukam dróg
do wewnętrznej jasności,
Jedną z nich jest magiczny szczęściopunkt,
Który, jak lustro Alicję, przenosi mnie
Do czarodziejskiego ogrodu sztuki, wiedzy i uczuć.

Nie jestem inna,
Jak każdy kocham świat,
Lubię ciepło promieni słonecznych,
Wiem, kiedy przychodzi wiosna,
Poznaję ją po zapachu kwiatów,
Szumie traw i śpiewie ptaków.

Pragnę przyjaźni, czekam,
Czekam na wyciągniętą dłoń,
Podaj mi ją, proszę
Przekonasz się, że nie ma odmienności.
A ja i Ty jesteśmy tacy sami.

<<<powrót do spisu treści

&&

Tyflonowinki informatyczne i nie tylko

&&

Sześciopunkt w smartfonie

Rafał Kanarek

Choć tytuł mojego artykułu może wydawać się enigmatyczny, a niektórym Czytelnikom nawet jawi się być niewiarygodny, to myślę, że po lekturze tego tekstu będą Państwo skłonni uwierzyć w to, że brajl również opanował nowoczesne rozwiązania technologiczne.

Pewnie wielu osobom pismo punktowe kojarzy się z tabliczką lub maszyną do pisania, ewentualnie z bardzo drogim notatnikiem brajlowskim. I choć w tym roku można otrzymać większe dofinansowanie na zakup sprzętu brajlowskiego, to myślę, że warto również wykorzystać to, co dają nam telefony od Apple - możliwość pisania brajlem.

Pięciolecie brajla w iPhonach

Minęło już 5 lat od czasu, gdy Apple udostępniło system iOS oznaczony numerem 8.0. Jak zawsze, nowy iOS wniósł coś nowego do naszych smartfonów; osoby niewidome zyskały jeszcze coś więcej - możliwość pisania brajlem. Od tej pory użytkownicy iPhonów, iPadów czy iPodów Touch mogą przekształcić swoje przenośne urządzenie w notatnik brajlowski i szybko zapisać potrzebne informacje.

Możliwość pisania brajlem to nie kolejna, doinstalowywana klawiatura. Twórcy wpadli na inne rozwiązanie tej kwestii, które pozwala na zastąpienie standardowej klawiatury qwerty nakładką na ekran o nazwie wejście ekranu Braille’a. Rozwiązanie to nie jest domyślnie włączone, trzeba zmienić pewne ustawienia, o czym za chwilę.

Wejście ekranu Braille’a to, jak wyżej wspomniano, nakładka na standardową klawiaturę. Osoba widząca zobaczy wówczas na ekranie 6 lub 8 kółeczek odpowiadających za układ punktów brajlowskich. Wprowadzanie znaków odbywa się poprzez dotknięcie wybranych kółek odpowiadających znakom brajlowskim. Jeśli chcemy napisać literę a - dotykamy ekranu palcem wskazującym lewej ręki. Jeśli literę b - dotykamy ekranu palcem wskazującym i środkowym lewej ręki itd.

By włączyć opcję pisania brajlem, należy przekręcać wirtualne pokrętło aż do chwili, gdy usłyszymy wypowiedziany przez VoiceOver komunikat wejście ekranu Braille’a. Użytkownicy mniejszych ekranów, a więc iPhonów i iPodów Touch mogą pisać 6-punktowym brajlem, a użytkownicy iPadów mogą dodatkowo pisać brajlem 8-punktowym.

Zanim jednak zaczniemy przygodę z pisaniem brajlem, warto wykonać następujące ćwiczenie:

By uniknąć upadku urządzenia, najlepiej usiąść przy biurku.

Jeśli już opanujemy układanie znaków brajlowskich, możemy włączyć opisywaną funkcję.

Wejście ekranu Braille’a choć jest funkcją systemową, nie jest domyślnie włączone. By to uczynić, trzeba wykonać poniższe czynności:

Warto tu zaznaczyć, że mając włączoną możliwość pisania brajlem, możemy korzystać z innych opcji wprowadzania znaków: wpisywanie z klawiatury lub dyktowanie tekstu. Wejście ekranu Braille’a działa we wszystkich polach edycyjnych, nawet w polach do wpisywania hasła czy wprowadzania kodu PIN.

Na koniec kilka gestów, które warto znać, by pisać brajlem:

  1. wprowadzanie znaków - dotknięcie jednego lub kilku punktów jednocześnie,
  2. przesunięcie palcem w prawo - wstawienie spacji,
  3. przesunięcie palcem w lewo - kasowanie ostatnio wprowadzonego znaku (działa jak klawisz backspace),
  4. przesunięcie palcem w górę lub w dół - pozwala wybrać wyraz spośród dostępnych opcji, wybór potwierdzamy wstawieniem spacji tj. przesunięciem palcem w prawo,
  5. przesunięcie dwoma palcami w prawo - nowa linia lub enter albo potwierdzenie wpisanego wyniku wyszukiwania w wyszukiwarce,
  6. przesunięcie dwoma palcami w lewo - kasowanie ostatniego słowa, czynność można powtarzać wielokrotnie, by usunąć kilka wyrazów,
  7. potarcie dwoma palcami lub przekręcenie wirtualnego pokrętła - wyjście z opcji pisania brajlem,
  8. przesunięcie trzema palcami ułożonymi jak litera l w lewo lub w prawo - możliwość przełączania się między wpisywaniem sześciopunktowym a skrótami brajlowskimi,
  9. przesunięcie trzema palcami ułożonymi poziomo w dół - blokuje lub odblokowuje przełączanie się ekranu. Gdy orientacja jest zablokowana, można dowolnie układać telefon, a punkty się nie będą przemieszczać.
  10. przesunięcie trzema palcami ułożonymi poziomo w górę - wstawianie tabulatora, wcięcia w tekście.
  11. przesunięcie czterema palcami na iPadzie w lewo lub w prawo - przełączanie między 6- lub 8-punktowym sposobem wprowadzania znaków.

Zasadniczo po chwili pisania urządzenie uczy się rozmiaru naszych palców. Użytkowników iPadów zachęcam do kalibracji ekranu przez dotknięcie go sześcioma palcami. Użytkownicy iPadów mogą również pisać brajlem tak jak na maszynie brajlowskiej, kładąc urządzenie na biurku lub stole.

Zachęcam wszystkich brajlistów do przetestowania tej bezpłatnej możliwości wprowadzania znaków, a z pewnością wielu Czytelników, tak jak ja, nie będzie żałować tych paru minut ćwiczeń. Od kilku lat wszystkie informacje i teksty piszę brajlem i nie mam powodu do obaw, że ktoś podejrzy wprowadzane hasło; opcja bardzo przydatna, gdy ciekawskie dziecięce spojrzenia tylko czekają, by podejrzeć tajne informacje. Osobom, które nie korzystają przy użyciu wzroku z ekranu, polecam włączenie kurtyny, a tekst nie będzie dla nikogo widoczny.

To, co napisałem powyżej, potwierdza, że brajla warto znać, a system punktowy ułatwia nam szybkie zapisywanie, co jest tak bardzo ważne w natłoku różnych codziennych spraw.

<<<powrót do spisu treści

&&

Zdrowie bardzo ważna rzecz

&&

Komora normobaryczna w służbie zdrowiu

Patrycja Rokicka

Naukowcy, prowadząc badania nad naturalnymi metodami leczenia chorób oraz urazów, doszli do wniosku, że odpowiednio stworzone warunki środowiskowe, oparte na precyzyjnie określonych parametrach czterech kluczowych składników: tlenu, ciśnienia atmosferycznego, dwutlenku węgla oraz wodoru, są w stanie pobudzić ludzki organizm do regeneracji oraz odnowy biologicznej. Aby osiągnąć te idealne dla ludzkiego zdrowia i życia warunki, stworzono specjalną kapsułę pod nazwą Komora normobaryczna.

W komorze normobarycznej pacjenci poddawani są terapii tlenowej przy zwiększonym w stosunku do atmosfery stężeniu tlenu od 35% do 41%, wzbogaconej cząsteczkowym wodorem o ok. 0,5%-1%. Leczenie odbywa się w stanie podwyższonego do 1500 hPa ciśnienia barycznego oraz zwiększonego stężenia dwutlenku węgla na poziomie od 0,5% do 2%. Udowodniono, że tlenoterapia w warunkach normobarii jest całkowicie bezpieczna (nie odnotowano żadnych skutków ubocznych), nieinwazyjna oraz bardzo skuteczna. Ponadto dowiedziono, że terapia ta prowadzi do pozytywnych przemian fizycznych, biochemicznych oraz fizjologicznych w ludzkim organizmie. U osób korzystających z komory normobarycznej zauważono pozytywne zmiany w obszarze wzmocnienia kości, szybszego gojenia się ran, zmniejszenia stanów zapalnych oraz obrzęków uszkodzonych tkanek, zwiększenia wydolności psychicznej i fizycznej. Tlenoterapię w stanie normobarii specjaliści wykorzystują z powodzeniem m.in. w terapii depresji, migreny, otyłości, autyzmu, zespołu Downa i Aspergera, mózgowego porażenia dziecięcego, rehabilitacji onkologicznej, kardiologicznej i neurologicznej.

Dlaczego właśnie taki skład atmosfery sprzyja leczeniu?

Jak wiemy, tlen jest niezbędny do naszego funkcjonowania; jest podstawowym pierwiastkiem, bez którego nie moglibyśmy żyć. Niestety tlen, którym oddychamy na co dzień, jest zanieczyszczony, przez co trudno przyswajalny przez nasz organizm. Aby nasze komórki mogły dobrze go wykorzystać i przyswoić, musi być czysty, dostarczany w odpowiednich ilościach oraz sprzyjającej atmosferze. Odpowiednio podwyższone ciśnienie atmosferyczne tworzy właśnie taką atmosferę; sprawia, że tlen łatwiej przenika przez tkanki, docierając do wszystkich komórek ludzkiego organizmu, dotleniając obszary, które w normalnych warunkach nie mają szansy zostać dotlenione przez istniejące bariery fizjologiczne. Natomiast dwutlenek węgla dostarczony w odpowiednim stężeniu rozszerza naczynia krwionośne, ułatwiając dostarczanie tlenu z krwi do komórek oraz lepsze jego przyswojenie. Dodatek wodoru, uważanego za niezwykle skuteczny antyoksydant, zwalczający wolne rodniki przyczyniające się do chorobotwórczych procesów zachodzących w naszym organizmie, sprzyja procesom leczenia.

Podsumujmy korzyści płynące z korzystania z komory normobarycznej:

Seans terapeutyczny w komorze normobarycznej

Komorę normobaryczną tworzą dwie przestronne, metalowe kapsuły z okrągłymi oknami. Przed wejściem do komory pacjenci są zapoznawani z regulaminem korzystania z komory normobarycznej oraz z zasadami obowiązującymi w środku. Następnie zostają skierowani do specjalnej śluzy, która jest swego rodzaju przedsionkiem. Pomieszczenie to odpowiada za bezpieczne wejście i wyjście z komory o zmienionym składzie atmosfery i ciśnienia. W śluzie następuje stopniowe podwyższanie ciśnienia do 1500 hPa. W trakcie tego procesu pacjenci mogą odczuwać szum w uszach, czasem zatykanie uszu. Żeby złagodzić ten chwilowy dyskomfort, zaleca się picie wody nasyconej wodorem - wodę tę otrzymuje się po wejściu do śluzy. Na specjalnym panelu umieszczonym na ścianie śluzy pracownik ustala kolejne parametry wnętrza komory. Po ustaleniu parametrów pacjenci wchodzą do komory wraz z pracownikiem, który zamyka komorę na czas trwania sesji terapeutycznej. W środku komory znajdują się wygodne, rozkładane fotele. Wnętrze jest przyjazne, na ścianach są fototapety z przyjaznymi widokami, zielonymi palmami, widokami morza, chmurkami itp. W trakcie seansu można posłuchać relaksującej muzyki, poczytać książkę lub prasę, można również wysłuchać wykładów na temat normobarii. W komorze jest wygodna łazienka z toaletą oraz pokoik zabaw dla maluchów. Podczas sesji wszyscy mają zapewniony nieograniczony dostęp do wody nasyconej wodorem. Przeciętnie jednorazowa sesja trwa od 1,5 do 2 godzin. Jednak w komorze normobarycznej można przebywać bez ograniczeń; dlatego jest możliwość skorzystania z kilku sesji terapeutycznych po kolei, a nawet z sesji nocnych. Nad bezpieczeństwem pacjentów czuwa specjalnie przeszkolony pracownik. Do terapii nie trzeba się przygotowywać. Należy jednak pamiętać o kilku przeciwwskazaniach, które dyskwalifikują udział w terapii, a są to: zapalenie ucha, wyraźne infekcje górnych dróg oddechowych, inne choroby zakaźne, klaustrofobia, nadmierne wyczerpanie organizmu.

Zachęcam Czytelników do skorzystania z terapii tlenowej w komorze normobarycznej. Osobiście byłam w takiej komorze w Warszawie, naprawdę warto. Polecam również wykłady dr. Jana Pokrywki, dostępne na stronach internetowych http://drpokrywka.pl/ oraz https://longevitas.pl/wyklady/.

Źródła: https://komora-normobaria.pl/, http://www.normobaria-orzesze.pl/, http://www.normobaryczna.pl/

<<<powrót do spisu treści

&&

Gospodarstwo domowe po niewidomemu

&&

Jak zrobić kanapkę i nie tylko

Wanda Nastarowicz

Takie pytanie zadała Czytelniczka Paulina w sierpniowym numerze Sześciopunktu. A z czego kanapkę zrobić, zależy od upodobań osoby, która ją będzie konsumować.

Wszystkie czynności związane z przygotowaniem jedzenia trzeba ćwiczyć wielokrotnie. Na początku trzeba nauczyć się kroić produkty nożem lub nabyć specjalną maszynkę do krojenia chleba, sera i wędlin tzw. krajalnicę; można także kupować pokrojoną już w sklepie wędlinę, ser żółty, pieczywo, mięso na kotlety itd.

Wybierając sprzęt elektryczny AGD do mojej kuchni, korzystam z dużych supermarketów wyspecjalizowanych w dystrybucji takich urządzeń. W takich miejscach można dokładnie obejrzeć interesujący nas sprzęt, który jest dobrze wyeksponowany na półkach, porównać produkty wielu firm, zapytać sprzedawcę o potrzebne i interesujące nas funkcje, wybrać ten najlepszy, odpowiedni zarówno dla naszej ręki jak i kieszeni.

Ale wróćmy do naszej kanapki. Gdy mamy już wybrane i przygotowane składniki do naszej kanapki, musimy postarać się nałożyć nożem niewielką ilość masła na chleb i równomiernie je rozsmarować. Aby dobrze to zrobić, wyjmujemy masło z lodówki na pół godziny przed planowanym wykorzystaniem. Zdecydowanie łatwiej jest rozsmarować masło miękkie niż takie wyjęte wprost z zimnej lodówki. Do smarowania pieczywa wybieramy nóż szerszy, zaokrąglony na końcu i niezbyt duży. Kromkę chleba kładziemy na talerzu, w jednej ręce trzymamy nóż, którym nabieramy masło, następnie delikatnie rozprowadzamy masło po całej powierzchni kromki; drugą ręką kontrolujemy brzeg kanapki. Można też wziąć kromkę bezpośrednio do ręki i delikatnie posmarować ją masłem. Na tak przygotowaną bazę kanapkową nakładamy plasterek wędliny, żółtego sera, pomidora lub ogórka. Na kanapce dobrze smakuje także biały ser posypany szczypiorkiem lub kolorową posypką z drobniutko posiekanej papryki, szczypiorku i koperku. Można zrobić także pastę kanapkową ze wszystkiego, czym akurat dysponujemy w naszej lodówce. Jeśli lubimy śniadania na słodko na plaster białego sera łyżeczką nakładamy kleks z powideł śliwkowych - własnoręcznie przygotowanych lub kupionych w sklepie.

Ale najważniejszy jest tu chyba nieco inny problem. Żeby niewidoma gospodyni nauczyła się wykonywania prac domowych, musi wyjść spod kurateli rodziny. Musi odważyć się zacząć przygotowywać i cierpliwie ćwiczyć robienie tych kanapek, a także nieśmiertelnych, ale smacznych placków ziemniaczanych i innych prostych potraw. Musi przestać się bać niepowodzeń, intensywnie ćwiczyć w kuchni, wiele razy próbować, praktykować i wypracować najwygodniejsze dla siebie metody.

W każdym gospodarstwie domowym, ważną rolę odgrywa wygodny i dopasowany do ręki sprzęt kuchenny. Ja zawsze wybieram go sama - nigdy nie kupuję przez Internet. Dotyczy to zwłaszcza noży, które muszą wygodnie leżeć w dłoni. Preferuję rączki i uchwyty cieńsze, metalowe lub z tworzywa, koniecznie lekkie; np. nie umiem korzystać z obieraczek do ziemniaków, wszystko obieram nożem. Nie zawsze jest to elegancka, cieniusieńka skóreczka, ale jak mawia klasyk nikt z tego strzelać nie będzie...

Wszystkie prace domowe wykonywane przez osoby niewidome wymagają od nich więcej czasu, cierpliwości, a niektóre również podejmowania decyzji, że coś jest dobrze zrobione. Do prac tych niewątpliwie należy mycie okien, podłóg itp.

W moim domu tak załatwiamy sprawę z myciem okien: najpierw myte są ramy ściereczką moczoną w wodzie z dodatkiem płynu do mycia naczyń (ramy z tworzywa nie żółkną). Następnie szyby szybko przecieram (miejsce koło miejsca) płynem do mycia szyb i poleruję ręcznikami jednorazowymi. Metoda może nie najszybsza, ale sprawdzona. Umyte okna sprawdzają osoby wzrokowo sprawne, które nas odwiedzają.

Inne czynności związane z podłogami i dywanami niestety wykonuję na kolanach - metodą miejsce koło miejsca - wycieranie, odkurzanie. W pewnym momencie nabiera się takiej wprawy, że czynności te nie sprawiają żadnego problemu. Nie można ich wprawdzie pokochać, ale oswoić można.

Trzeba też korzystać z przystosowanego do potrzeb osób niewidomych prostego sprzętu gospodarstwa domowego, takiego jak: sygnalizator poziomu cieczy, krążek do gotowania mleka, krajacze do jajek, czosnku, jabłek. Ale powtarzam jeszcze raz: niewidoma gospodyni musi sama zorganizować swoją kuchnię - dobrze oznaczać produkty - brajlem lub przy użyciu elektroniki. Może też dobrać odpowiednie kształty słoiczków, pudełek czy puszek do produktów sypkich i przypraw. Słabowidzącej koleżance zdarzyło się osłodzić herbatę bułką tartą; mnie nigdy. Natomiast zdarzyło mi się dwa razy osolić lub osłodzić coś. Tylko raz wsypałam cynamon do mięsa zamiast do kompotu. W kuchni azjatyckiej łączy się mięso z cynamonem, więc straty wielkiej nie było.

Na zakończenie proponuję sięgnąć do wcześniejszych numerów Sześciopunktu. Tam autorki N.G. i D.S. podawały proste przepisy na różne potrawy i sposoby ich przygotowania.

Proponuję też zainteresować się w macierzystym okręgu Polskiego Związku Niewidomych możliwością wyjazdu na szkolenie dotyczące rehabilitacji podstawowej w Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia PZN w Bydgoszczy. Tam bez pomocy rodziny, ale ze wsparciem świetnie wyszkolonej i oddanej niewidomym kadry, można nauczyć się wykonywania czynności dnia codziennego, o których pisała Czytelniczka Paulina, a także porozmawiać o własnych trudnościach, obejrzeć sprzęt pomocny niewidomym, zapoznać się ze sprzętem elektronicznym i pismem punktowym. Można też ćwiczyć nabyte umiejętności i wymieniać doświadczenia z innymi uczestnikami szkolenia. Mnie nauczono tam korzystać z mówiącego bankomatu, którego obsługa - jak się okazało po szkoleniu - nie jest trudna, trzeba tylko pamiętać o noszeniu w tym celu słuchawek w torebce.

Ten krótki tekst nie odpowiedział na wszystkie pytania Czytelniczki Pauliny, ale mam nadzieję, że pomoże Pani chociaż trochę. Nie musimy wszystkiego umieć. Ja nie potrafię zagnieść ciasta, więc pierogi, makarony i ciasto drożdżowe zawsze kupuję. Mam także sprawdzone gotowe mięsa, które wystarczy włożyć w foremkach do piekarnika, a później tylko zaserwować rodzinie na obiad lub kolację. Są wyspecjalizowane sklepy z garmażerią, które ułatwiają sprawę, przygotowywania posiłków. Wówczas gotowe wyroby wystarczy podgrzać. Pamiętajmy jednak, że sklepy te muszą być wypróbowane, sprawdzone, bo nie wszystko w nich sprzedawane jest smaczne. No i ekonomia... Zawsze potrawa przygotowana samodzielnie jest tańsza od gotowej.

<<<powrót do spisu treści

&&

Kuchnia po naszemu

&&

Brownie i keks

Kuchcik

Brownie i keks to ciasta wywodzące się z krajów angloamerykańskich. Keks był znany już od dawna, zwłaszcza że wykorzystywano do wypieku tego ciasta bakalie, czyli suszone owoce, ziarna czy orzechy pochodzące z Imperium Brytyjskiego. Oba ciasta są smaczne i łatwe do wykonania. Keks powinien być wilgotny, zawierać oprócz ciasta podstawowego bakalie; niedopuszczalne jest dodawanie jakichkolwiek środków zapachowych, jak olejki zawierające węglowodory aromatyczne z udziałem aldehydów czy modna ostatnio kawa rozpuszczalna, w której bakalie należy zagotować. Szanujący się Brytyjczyk, jeśli nie korzysta ze sklepowych gotowców, takiego wypieku nie tknie, uzna dodawanie wszelkich aromatów za bezczeszczenie deseru. Keks ma pachnieć i smakować wyłącznie bakaliami. Brownie to niski placek, charakteryzujący się brązową barwą i smakiem czekolady. Westernizacja żywności spowodowała, że do wszelakich dań używa się mnóstwa niepotrzebnych chemikaliów. Brownie stanowi wyjątek, nie zawiera nawet środków spulchniających.

<<<powrót do spisu treści

&&

Brownie

Składniki:

Wykonanie

Masło włożyć do garnka, stopić, dodać połamaną czekoladę, odstawić pod przykryciem. Czekolada pod wpływem gorącego masła roztopi się. Całe jajka ubić z cukrem i szczyptą soli, wymieszać z ostudzoną masą maślano-czekoladową. Obie mąki przesiać, dodać do składników płynnych i wymieszać, by nie było grudek. Ciasto zostawić na chwilę, aby odpoczęło. Blachę wysmarować tłuszczem, wysypać bułką tartą lub wyłożyć papierem do pieczenia. Ciasto wylać na blachę, wyrównać łyżką i wstawić do lekko nagrzanego pieca. Piec w temp. 180 stopni C tylko 20 minut. Odstawić do ostudzenia. Ciasto ma być lekko ciągliwe, jakby niedopieczone, taki jest jego urok. Niektórzy dla poprawienia smaku posypują brownie solą morską.

<<<powrót do spisu treści

&&

Keks

Składniki:

Wykonanie

Kubek bakalii umyć, odsączyć na sitku i wsypać do miseczki, a następnie zalać wrzątkiem, najlepiej na całą noc. Wodę odcedzoną z namoczonego suszu można wykorzystać do innych celów, np. wypić, bo jest smaczna. Owoce i obrane ze skórek migdały i orzechy posiekać, następnie wymieszać z łyżką mąki i odstawić, by wchłonęła wilgoć. Jajka ubić z cukrem i solą, dodać masło i ubijać dalej, wsypać przesiane obie mąki, by nie było grudek. Do ciasta dodać wymieszane z mąką bakalie, delikatnie wszystko wymieszać. Ciasto pozostawić na chwilę, aby wypoczęło. Blaszkę długą i wąską (nazywaną powszechnie keksówką) wysmarować tłuszczem, wysypać bułką tartą lub wyłożyć papierem do pieczenia, a następnie wylać ciasto, delikatnie wyrównać łyżką drewnianą. Wstawić do nagrzanego lekko piekarnika, piec w temp. 180 stopni C około 45 minut, pod koniec pieczenia należy posłużyć się patyczkiem. Jeśli będzie suchy to znaczy, że ciasto jest upieczone.

Trudno dziś określić dokładny czas pieczenia ciast, ponieważ każdy piekarnik inaczej działa. Upieczone ciasto należy ostudzić, zawinąć w papier i folię, i pozostawić na 3 dni aż zmięknie. Smacznego!

<<<powrót do spisu treści

&&

Z polszczyzną za pan brat

&&

Błędne rankingi

Tomasz Matczak

Dziś będzie o rankingach i błędzie, który pojawia się w wypowiedziach jak i słowie pisanym stosunkowo często. Chodzi o konstrukcję liczebnika porządkowego z przymiotnikiem w stopniu najwyższym. Sprawozdawcy sportowi używają często zwrotu: To drugi najlepszy czas osiągnięty w biegu na sto metrów w tym roku, a ekonomiści lubują się w informowaniu, że ktoś jest trzecim najbogatszym człowiekiem w Europie czy na świecie. Obie konstrukcje drugi najlepszy i trzeci najbogatszy są przez językoznawców uważane za błąd i piętnowane. Oczywiście sam sens wyrażenia jest dosyć jasny, bo drugi najlepszy czas, to po prostu wynik, który na liście najlepszych czasów zajmuje pozycję numer dwa, a trzeci najbogatszy człowiek może pochwalić się trzecią co do wielkości fortuną, ale nie zmienia to faktu, iż zacytowane powyżej przykłady są nie do przyjęcia w polszczyźnie. Poprawność językowa wymaga przekształcenia jawnie błędnych form w poprawne: drugi najlepszy czas należy zastąpić zwrotem drugi na liście najlepszych czasów, zaś trzeci najbogatszy człowiek na trzeci wśród najbogatszych ludzi lub trzeci na liście najbogatszych ludzi.

Nie są za to błędnymi zwroty: trzeci, najwyższy stopień zagrożenia oraz czwarta, najważniejsza część utworu. Przecinek wskazuje bowiem, że ich liczebnikowy i przymiotnikowy człon są równorzędne.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z poradnika psychologa

&&

Tracimy wzrok i co dalej? (cz. 1)

Małgorzata Gruszka

Różnego rodzaju utraty są elementem naszego życia. W różnych okolicznościach traci się rodzinę, przyjaciół, pracę, majątek, pozycję społeczną czy zdrowie.

Szczególnym rodzajem ubytku zdrowia jest utrata wzroku. I właśnie jej poświęcone są kolejne odsłony poradnika psychologa. Ponieważ problem dotyczy nas wszystkich, a zagadnień z nim związanych jest naprawdę dużo - utracie wzroku i godzeniu się z nią poświęcone będą aż trzy części poradnika. W każdej z nich znajdą Państwo przydatną teorię i wskazówki praktyczne.

Czym jest utrata wzroku?

W poradniku dotyczącym zmian pisałam o tym, że oprócz pozytywnych, spotykają nas zmiany negatywne, które istotnie i nieodwracalnie zmieniają nasze życie. Zmianami takimi są właśnie utraty, w tym utrata wzroku. Jako dojrzałe i świadomie kierujące własnym życiem osoby staramy się robić wszystko, by nie tracić niczego, co jest dla nas cenne. Dbamy więc o relacje z ludźmi, przykładamy się do pracy, pilnujemy majątku i nie rujnujemy zdrowia. Mimo to, w każdej z tych sfer może zdarzyć się coś nagłego, nieprzewidzianego i niezależnego od nas. Właśnie dlatego twierdzenia typu wszystko zależy od ciebie, masz to, na co się godzisz, twoje życie jest w twoich rękach, wszystko możesz i wszystko jest możliwe należy traktować z dużą ostrożnością i dystansem. Bywają bowiem prawdziwe tylko do momentu, w którym z jakichś niezależnych od nas powodów życie przestaje się układać po naszej myśli, zewnętrzne przeciwności dają o sobie znać i wydarza się nieszczęście. Nikt nie traci wzroku na własne życzenie. Przeciwnie: żaden człowiek o zdrowych zmysłach dobrowolnie nie rezygnuje z widzenia. O tym jak jest ono ważne, świadczą tłumy zapisujące się do publicznych i prywatnych przychodni okulistycznych. Podczas gdy inne (nawet zagrażające życiu choroby, na przykład układu krążenia) przez długi czas lekceważy się i bagatelizuje, na choćby najmniejszy dyskomfort w widzeniu reaguje się od razu i pędzi do specjalisty. Zmysł wzroku dostarcza 85% informacji o otaczającym świecie. Osoby widzące nie potrafią sobie nawet wyobrazić, że mogłyby nie widzieć.

Subiektywne poczucie utraty wzroku

Utrata wzroku odczuwana jest subiektywnie. Wskazują na to wypowiedzi osób zapisujących się do naszego koła PZN. Osoby te mówią: pani, ja nic nie widzę, jestem całkiem ślepa, całkowicie straciłam wzrok. Jednocześnie same i bez laski przychodzą do koła, podpisują dokumenty, poruszają się bezbłędnie, rozglądają i podziwiają wystrój. Czy oszukują? Nie! Po prostu widziały kiedyś normalnie i ubytek wzroku przeszkadza im tak, że czują się niewidome. W rzeczywistości widzą więcej niż niejedna osoba, która urodziła się z niepełnosprawnością wzrokową. Mam wrażenie, że im lepiej się widzi, tym bardziej odczuwa się nawet częściową utratę wzroku.

Zgoda na utratę wzroku

Zgoda na utratę wzroku należy do tych, które wymusza na nas los. Mając wybór, nigdy byśmy na nią nie przystali. Niestety, nikt nas o zdanie nie pytał i nie pozostaje nam nic innego, jak kontynuować życie takie, jakie jest. Nie mamy wyboru co do tego, czy naszej codzienności będzie towarzyszyło widzenie. Mamy jednak wybór co do tego, jak będzie wyglądała nasza codzienność, mimo że widzieć jak kiedyś już nie możemy.

Godzenie się z utratą wzroku

Godzenie się na życie ze słabszym wzrokiem lub bez wzroku jest procesem zachodzącym w czasie. Czas jest potrzebny choćby do tego, by nauczyć się funkcjonować na nowo. Upływ czasu jest naszym sprzymierzeńcem w akceptacji nowej rzeczywistości. Część procesu akceptowania życia ze słabszym wzrokiem lub bez niego przebiega poza naszą świadomością. Wiele czynności instynktownie wykonujemy inaczej niż widząc, choć nikt nie pokazuje nam jak to robić. Upływ czasu łagodzi również emocje związane z utratą wzroku. Godzenie się z utratą wzroku przebiega na trzech płaszczyznach: mentalnej, emocjonalnej i duchowej.

Mentalne godzenie się z utratą wzroku

Pogodzenie się z utratą wzroku w sensie mentalnym jest łatwiejsze, gdy znamy jej przyczynę. Wiemy na przykład, że urodziliśmy się z nieprawidłowo wykształconymi oczami; mamy świadomość, że od dziecka chorujemy na schorzenie mogące odebrać wzrok; wiemy, że ulegliśmy nieszczęśliwemu wypadkowi; rozumiemy, że tracimy wzrok z powodu chorób związanych z wiekiem. Racjonalne podejście do utraty wzroku jest trudniejsze w sytuacji, gdy przyczyna niewidzenia jest nieznana. Lekarze bezradnie rozkładają ręce i mówią: nie wiemy, dlaczego pani/pan nie widzi. Wszyscy mamy naturalną potrzebę rozumienia i wyjaśniania rzeczywistości. Tym bardziej chcemy wyjaśniać i rozumieć rzeczywistość dotyczącą bezpośrednio nas samych. Fakt, że nie da się wyjaśnić (czyli uzasadnić) w racjonalny i namacalny sposób własnej utraty wzroku, w dużym stopniu utrudnia pogodzenie się z nią.

Emocjonalne godzenie się z utratą wzroku

Pogodzenie się z utratą wzroku na płaszczyźnie emocjonalnej jest bardzo trudne. Utrata możliwości widzenia łączy się bowiem z dotkliwym cierpieniem. Cierpienie to dominuje zwłaszcza na początku, gdy psychicznie wciąż zanurzeni jesteśmy w rzeczywistość osoby lepiej lub gorzej widzącej. Inaczej mówiąc, wciąż koncentrujemy się na tym, co widzieliśmy, a czego teraz nie możemy zobaczyć. W początkowej fazie reakcji na utratę wzroku dotkliwie odczuwamy tęsknotę za widzeniem. Emocjonalna reakcja na utratę wzroku podobna jest do tej, z jaką mamy do czynienia po stracie bliskiej osoby. Będąc w żałobie, przez jakiś czas skupiamy się na tym jak by było, gdyby dana osoba była jeszcze z nami i boleśnie odczuwamy każdą chwilę przeżywaną bez niej. W jednej i drugiej sytuacji na początku jest szok i niedowierzanie w doświadczaną stratę. Potem pojawia się bunt i złość. Z biegiem czasu następuje adaptacja, czyli przystosowanie do nowej sytuacji. Emocjonalnym objawem przystosowania do każdej trudnej i nieodwracalnej zmiany jest zmniejszenie intensywności cierpienia, które na początku może objawiać się smutkiem, żalem, rozpaczą, poczuciem beznadziejności i niechęcią do kontaktów z ludźmi. W reakcji na stratę bliskiej osoby osiągamy spokój, gdy wewnętrznie pozwolimy jej odejść. W reakcji na utratę wzroku wracamy do życia, gdy pożegnamy w sobie osobę lepiej lub gorzej widzącą.

Duchowe godzenie się z utratą wzroku

W duchowej reakcji na utratę wzroku opieramy się na wyznawanej religii lub innym systemie wartości. Na początku może dominować żal i pretensja do Boga lub losu wyrażana pytaniami za jakie grzechy i dlaczego ja. W głowie mogą pojawiać się myśli typu: jestem dobrym katolikiem, nikogo nie skrzywdziłem, żyję według przykazań, nie zrobiłem nic złego, jestem porządnym obywatelem… i spotkało mnie coś takiego. To niesprawiedliwe! W procesie przystosowywania się do nowej sytuacji w sferze duchowej wychodzimy z pułapki pytań o transcendentną (wyższą) przyczynę utraty wzroku. Zamiast pytań bez odpowiedzi, na płaszczyźnie świeckiej przyjmujemy do wiadomości, że życie nie zawsze jest takie jak sobie życzymy; w kontekście religijnym zawierzamy Bogu i modlimy się o siłę, moc i mądrość w nowym życiu.

Utrata wzroku a samoocena

W reakcji na utratę wzroku bardzo cierpi nasza samoocena. I nic w tym dziwnego, bowiem w dużej części zależy ona od naszej sprawności i sprawczości. Tracąc wzrok w różnym zakresie, w różnym zakresie tracimy sprawność i sprawczość. Przekonujemy się, że wielu rzeczy nie potrafimy wykonać sami, a inne wykonujemy wolniej i z większym trudem. Spadek poczucia własnej wartości jest bezpośrednią konsekwencją sporej utraty swobody osobistej niezależności, jaka towarzyszy wszystkim tracącym wzrok. Trudno dobrze się czuć i być zadowolonym z siebie, gdy nagle okazuje się, że przez utratę wzroku nie możemy kontynuować pracy w swoim zawodzie; musimy zrezygnować z jakiejś pasji; nauczyć się od nowa wielu prostych czynności. Spadkowi samooceny towarzyszy często poczucie wstydu. Wstydzimy się swojej nieporadności i specyficznych potrzeb. Często ich nie zaspokajamy, bo nie chcemy i nie umiemy o nich mówić. Osobista sytuacja, w której znaleźliśmy się wbrew naszej woli, krępuje nas i zniechęca do kontaktów ze światem. Utrata wzroku nie oznacza ciągłego poczucia wstydu i nieodwracalnego spadku samouznania. Samouznanie odzyskuje się, doświadczając tego, że utrata wzroku nie oznacza utraty wszystkiego. Przekonania tego nabiera się z czasem i w dużej mierze zależy ono od tego, czy towarzyszący nam ludzie pozwolą na nowo poczuć się sprawnym i sprawczym.

<<<powrót do spisu treści

&&

Rehabilitacja kulturalnie

&&

Przez pryzmat złotego szkiełka. Szkic o poezji Haliny Kuropatnickiej-Salamon

Andrzej Gnarowski

To było dosyć dawno, kiedy w mieście Palics,
połyskującym jeziorkiem pod serbskim księżycem,
ktoś dał mi złote szkiełko
.
Letni moment, z tomu Z własnym kluczem

Czytelnikowi znającemu sztukę pisania wierszy, których nie czyta - lecz wczytuje się w nie, chciałbym przybliżyć twórczość poetycką wrocławskiej poetki Haliny Kuropatnickiej-Salamon, której słowo, stając się ciałem, wchodzi do labiryntu dusz ludzkich. Poezja to ostatecznie ruch a nie stan biernego wyczekiwania. W każdym człowieku istnieje jakaś nieobliczalna siła, która potrafi zrównoważyć doświadczenia bez względu na rozsądek czy też wiek.

Halina Kuropatnicka-Salamon debiutowała jako poetka w 1954 roku. Jak każda poetka zapewne pragnęła pozostać odrębną - stanąć na straży i dochować wierności prawom, własnej naturze, czyniąc to z całkowitą konsekwencją. Samotność i solidarność w tym naszym maleńkim świecie rzeczy zwykłych są pretekstem do głębszej refleksji, jednocześnie czynią ją bliższą i bardziej czytelną. Można tu wspomnieć o wyobraźni, którą to można zasypać anachroniczną otchłań między sztuką a rzeczywistością.

Poetka jest z wykształcenia pedagogiem ze specjalnością polonistyczną. Będąc od wczesnego dzieciństwa niewidomą, swoją pracę pedagogiczną związała z niewidomymi dziećmi - w szkole przepracowała 25 lat. Jest autorką wierszy i małych form prozatorskich. Utwory swoje kieruje do odbiorców dorosłych, do młodzieży i dzieci.

Przyjaciele mówią o niej: drobna, niepozorna, ale dzielna i rozumna kobieta, niewidoma, o bogatej wyobraźni i mądrości. Będąc jeszcze uczennicą, zainteresowała się międzynarodowym językiem esperanto. Stało się prędko moją życiową pasją, pobudzającą do różnorodnych działań; te z kolei otwierają drogi do oczekiwanych i niespodzianych przeżyć. Niedorzecznością jest, że esperanto nazywano niejednokrotnie językiem sztucznym. Stworzył je polski lekarz L. Zamenhof w 1887 roku. Faktem jest, że ma wielu zwolenników na całym świecie.

Poezja Kuropatnickiej-Salamon odgrywa ważną rolę w sztuce unaocznienia. Jest zatem przekonana, że poezja utożsamia się z łaską widzenia. Dzieło literackie (w każdej formie) jest w jej oczach celem absolutnym - posiada w sobie swoją rację istnienia.

Na pytanie: co jest podstawą twórczości Haliny Kuropatnickiej-Salamon, odpowiedź może być tylko jedna: szybkie skojarzenia, niestępione wyczucie tego, co istotne, łatwość i gotowość wyrażania - to wszystko wzięło się z elementów Rzeczywistości i Nadprzyrodzoności. Kiedy pisze o czymś - to coś wydaje się całkiem bliskie i dotykalne - zwłaszcza refleksja głęboko zakorzeniona w poezji kobiecej: wyciąga z szafy bluzki - wyłącznie jasne i lekkie.

Trzeba kupić pomadkę, pończochy, jakieś klipsy…
Znowu, z tomu Zielone przygody

Poetkę Halinę Kuropatnicką-Salamon poznałem podczas Międzynarodowego Festiwalu Poezji Poeci bez granic w Polanicy-Zdroju w 2005 roku. Obecnie Festiwal nosi imię założyciela Andrzeja Bartyńskiego (zm. w 2018 roku).

Wrocławska poetka emanująca serdecznością urzeczywistnia świat szczęścia i cudowności magią najprostszych słów. Przed oczyma kalejdoskop scen życia tuzinkowego jakby wyjętego z codziennego trwania - zawsze w towarzystwie przewodniczki pani Urszuli, z której postawy dominuje czystość intencji i moralna wiarygodność.

O kobietach wiemy, że mieszka w nich wielka siła (w wielu językach siła jest rodzaju żeńskiego). Dla wierszy tych będzie ważne zdystansowanie się od siebie samej, by móc ujrzeć się w oczach drugich. Poetka jest jak flamandzka mieszczka, która żyje wśród nas i chciałaby mieć wokół siebie ziemską harmonię:

Gdy nastanie dzień, w którym rozświetli się moja chwila,
A zdarzyłoby się aniołom wielkie zalatanie,
Wy musicie przenieść mnie na tamtą stronę tęsknoty
.
Przy oknie, z tomu Śladem westchnień

O literaturze mówi się, że mogłaby być Wyznaniem Wiary. A jeśli tak - to potrzebna jest poetce ta liryczna moc poezji, którą znajduje w radości życia w świadomości tego, że z całą pewnością doświadcza świata, że go bada, nastawiając własną wrażliwość na efekty spektakularne i sferę emocjonalną. Wszystko co realne dzieje się podczas poetyckiego procesu - (wyczuwam pewien dystans w spojrzeniu na rzeczywistość) Moje ręce, zbezsilniałe bez zmęczenia, opadają nagle śmiesznie nieprzydatne.

Małe kobiece dłonie - widziałem jak jej palce czytają, przesuwając się szybko po wypukłościach na papierze. Pisze zapewne z dotykalną precyzją, instynktem malarskim i dźwiękonaśladowczą wiernością. Poezja dotyka tego, co nazwać można wewnętrznym rytmem życia, rytmem biologii, której kres śledzi z zapartym tchem. Człowiek niesie i ofiaruje siebie samego - twarz, ręce spełniające obowiązek. Twarz niezależna - bo niewidzialna staje się widzialna jak na tym życiorysowym zdarzeniu:

Nie rzuca się kobiecie w określonym wieku
rozgorączkowanych kwiatów na kolana.
(…)
Nie trzeba też jej mówić w obłędnym pośpiechu
o rozkołysaniu nagłym swego serca
.
Ostrożność, z tomu Kobiety wśród ogrodów

Kierkegaard był zdania, że By istotnie posiąść jakieś dobro, trzeba je utracić i na powrót odzyskać. W życiu istnieją wielkie proste radości, potężne pragnienia i wielkie cierpienia.

Gdzie więc szukać oparcia, na czym zatrzymać wzrok: Wymawiamy: Florencja, Włosi zaś: Firenze. I tam winogrona ciążyły mi w ręce, gdy cień dotyku przemknął przez palce omdlałe. Westchnęłam niechcący. Ty też - nie musiałeś!.

Człowiek Kuropatnickiej-Salamon istnieje nie poprzez swoją biografię - lecz poprzez ciało i jego świadomość - ale ciało bywa nader kruche i nietrwałe. Poetka przekazuje to, co stanowi negatywną stronę życia: obawę śmierci, strach przed niebytem, wstyd przed zapomnieniem, odczuwanie życia jak wielkiej przygody. Bo nasze życie nie ma innej rzeczywistości prócz tej, która pozostaje w naszej pamięci i trzeba umieć zatrzymać ją w całości aż do końca. W wielu przypadkach poetka chroni się w liryzm - uroczy i delikatny, nie wymijając samej materii przeżyć, które go wydały.

Przytoczę fragment wiersza, któremu radbym przeciwstawić nutkę żalu z melancholijnej nostalgii za czasem dawno minionym:

Moje słowa nie witają już twoich poranków,
a w ogrodzie cień pobladły siedzi opuszczony.
Mogłaby się zdarzyć cisza w oddalonej duszy,
lecz znowu alarmem nagłym zakrzyczały dzwony
.
Mit, z tomu Kobiety wśród ogrodów

Sztuka to jeden z elementów budowy świata - poetka przeżywa i rozumie tylko czas, w którym żyje (tworzy zawsze swoją pierwszą książkę).

Wczytuję się w wiersze z poszczególnych tomów Haliny Kuropatnickiej-Salamon i sądzę, że zostały starannie dobrane i tyle w nich świeżych skojarzeń, inspirujących pomysłów. Świat refleksji egzystencjonalnych wzbogaca partyturę tych wierszy. Choćby w wierszu Niewidomi muzycy z tomu Wzdłuż dni słychać drżenie ludzkiego niepokoju (na szczęście to tylko trema przed wyjściem na scenę) skala przeżywania: Mówi szeptem, że na scenie czuje lęk, kiedy trema chytrze pełznie jej do krtani, ale trema aż przybladła, urzeczona i zamarła w samym środku zachwycenia.

Jeżeli wiersze Haliny Kuropatnickiej-Salamon są osadzone w tradycji poezji kobiecej - to bardzo dobrze w kobiecie wszystko obraca się - zwraca wedle kalendarza i maje, sierpnie i listopady mają (jak w cyklu wierszy z tomu Wzdłuż dni) swe naturalne barwy wierszowe, których nie sposób uświadczyć w liryce męskiej.

A więc (jak sądzę) wiara, nadzieja i miłość w jednym stoją szeregu i wzajem się warunkują - to znaczy, że cała konstrukcja myślowa posiada naturę paradoksalną. To przez wyczucie słowa, umiejętność opanowania języka (w tym również esperanto) i spożytkowanie go do własnych celów. Proponuję fragment wiersza Kolęda esperantystów z tomu Z własnym kluczem:

Pobłogosław święte Dziecko,
ogień serc człowieczych.
(…)
I nie pozwól na samotność
pochmurną przy stole.
(…)
Spełnij jeszcze, bo Ty możesz,
w najszczerszej ochocie
byśmy wszyscy się spotkali
po długiej tęsknocie
.

Historia złotego szkiełka toczy się nadal - świetliste kształty fruwają i przesuwają się z wolna.

Poezja wrocławskiej poetki prowadzi nas przez wrażliwe obszary autentycznego istnienia - umożliwia przekształcenia nie tylko w sferze praktyki literackiej, lecz także w strukturę najszerszej pojętej świadomości kulturalnej.

Przyznajemy rację Bachelardowi: Życiem powodują marzenia - obłędne marzenia. Marzeniem poetki niech będzie oryginalność a nie doskonałość, którą określa się jako dowód małostkowości...

W wielu przypadkach wystarczy uwierzyć, że jest się wielkim, żeby nim być…

<<<powrót do spisu treści

&&

Galeria literacka z Homerem w tle

&&

Henryka Pająk - notka biograficzna

Urodziłam się 27 kwietnia 1946 r. w Szewnie, na obrzeżach Ostrowca Świętokrzyskiego. Mam wykształcenie wyższe humanistyczne. Ukończyłam filologię polską na UMCS w Lublinie w 1969 r. W czasie studiów uczęszczałam na Lektorat żywego słowa. Umiejętności zdobyte na studiach owocowały w pracy. Przez 35 lat uczyłam w Zespole Szkół Zawodowych w Kunowie, prowadziłam koło recytatorskie. Moi uczniowie mieli osiągnięcia w różnego rodzaju konkursach i olimpiadach.

Na emeryturze przyszła niepełnosprawność, a z nią ograniczenia; jestem praktycznie jednooczna i niezbyt sprawna ruchowo (mam znaczny stopień niepełnosprawności).

Po pierwszych gorzkich momentach odnalazłam się w Kole Polskiego Związku Niewidomych w Ostrowcu Świętokrzyskim. Pracuję jako wolontariuszka, ósmy rok jestem w Zarządzie Koła. Piszę już VII tom Kroniki, uczestniczę w konkursach.

W 2013 roku w Konkursie Artystycznym (literatura) organizowanym przez Okręg Świętokrzyski PZN zajęłam w dziedzinie poezji I miejsce.

Pracuję na rzecz niewidomych i tracących wzrok. Jeżdżę na wydarzenie REHA for the Blind in Poland, bywam na szkoleniach, piszę do miejscowej prasy o problemach ludzi z dysfunkcją wzroku. Pokazuję ich i swoje osiągnięcia. Pragnę udowodnić, że niepełnosprawny to nie tylko człowiek roszczeniowy, że wiele potrafi i jak każdy odbiera świat, jest wrażliwy, podziwia ludzi, czuje ciepło promieni słonecznych, kocha, uczy się. Aby wyrwać naszych członków z domu, włączamy ich do różnych projektów, np. Seniorada 60+, Sztafeta 2015.

Na związkowych spotkaniach recytuję swoje wiersze. Niechętnie nazywam je twórczością, wolę mówić, że poetyzuję niż tworzę.

W 2015 roku byłam nominowana do tytułu Lady D (Dama Niepełnosprawnych) w I Świętokrzyskim Konkursie Lady D im. Krystyny Bochenek. W listopadzie tego samego roku otrzymałam II miejsce w Konkursie Artystycznym w Kielcach w dziedzinie literatury i III miejsce w dziedzinie fotografii za cykl zdjęć To jest nasza Polska, to jest nasz kraj.

Od 2015 roku każdego grudnia uczestniczę w Wigilijnych Spotkaniach Literackich w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach, a od 2016 r. w Święcie Słowa, które odbywa się w Świętej Katarzynie w pierwszych dniach maja. Te poetyckie spotkania organizuje Krajowe Centrum Kultury Niewidomych.

Brałam udział w Ogólnopolskim Konkursie Piosenki Literackiej im. Jadwigi Stańczakowej w Opolu. Znalazłam się wśród laureatów i zostałam zakwalifikowana do udziału w Warsztatach Literackich odbywających się w Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu w dniach od 8 do 13 sierpnia 2016 r.

Wysłałam też swoje miniatury poetyckie na ósmą edycję Festiwalu Scyzoryki organizowanego przez Echo Dnia i Fundację Scyzoryki w 2016 r. Byłam nominowana do finału.

Moje wiersze ukazywały się na łamach Świętokrzyskiego Magazynu Kulturalno-Literackiego ARS pro Memoria redagowanego przez Władysława Janusza Obarę.

Cztery razy uczestniczyłam w Ogólnopolskim Przeglądzie Twórczości Artystycznej Niepełnosprawnych w Grudziądzu i w Ogólnopolskich Konfrontacjach Artystycznych Niepełnosprawnych w Ustce.

Do jednych z osiągnięć zaliczam organizowany przeze mnie występ Władysława Janusza Obary tematycznie związany z 1050 rocznicą Chrztu Polski w dniu 8 czerwca 2016 r. pt. Już 1050 lat - Polsce przygląda się świat oraz uczestnictwo w Wieczorze Autorskim w Centrum Aktywności Obywatelskiej dnia 29 czerwca w Ostrowcu Św. Wieczór był organizowany przez Zarząd Ostrowieckiego Koła Polskiego Związku Niewidomych, Burmistrza Miasta i Gminy Kunów oraz Młodzieżową Radę Miejską w Kunowie.

Rok później, 27 października 2017 r., w Bibliotece Publicznej w Kunowie odbył się mój wieczór autorski promujący wydanie tomiku pt.: Zaklinanie czasu. Uczestniczyli w nim przedstawiciele Starostwa, Urzędu Miasta w Ostrowcu Św., Zarządu Okręgu Świętokrzyskiego i delegaci z Ostrowieckiego Koła PZN.

Za pracę na rzecz osób z dysfunkcją wzroku, na wniosek Okręgu Świętokrzyskiego PZN zostałam wyróżniona Złotą Odznaką Honorową Polskiego Związku Niewidomych.

<<<powrót do spisu treści

&&

Utwory wybrane

Henryka Pająk

&&

Poezja

Poezja to klucz do otwierania myśli,
wyznanie i największa tajemnica.
Moje tak i moje nie.
Jej nurt mnie porywa,
kiedy pokonam wiry i meandry,
powstanie wiersz.

***

Jestem chwilą
każde wczoraj
oddala od dziś
ubożeję
niepewne jutro
może się nie zdarzyć
mimo to
serce przyspiesza
chcę trwać
budzić się o świcie
oddalić niepokój
i kochać
kochać życie

***

Moja droga nie jest dróżką
do domu ocienionego zielenią,
z piecem i okapem nad kuchnią.
Nie ma go.

Ścieżki rozmnożyły się,
wiodą w świat obcych ludzi,
zacierają obrazy dzieciństwa.
Młodość skryła się w albumach
uważnie pilnuje wzruszeń,
zmieniających rytm serca.

Chciałabym w moim M... przywrócić
atmosferę dawnych lat,
ale to bardzo trudne zadanie.

<<<powrót do spisu treści

&&

Jak żona Lota

Z dzieciństwem i porywami młodości
wiąże mnie siła tajemna,
nic nie potrafi jej osłabić,
ciągle przywołuję dawne lata
i oglądam się za siebie jak żona Lota.

Rozumne ostrzeżenia nie pomogą.
Jedna chwila tam,
choćby tylko snem była,
warta jest więcej
niż obecna stabilizacja.

<<<powrót do spisu treści

&&

Tristanie

Tristanie
twoje Izoldy cierpią
chcesz zniszczyć czas
syzyfowego podjąłeś się
zadania
nie krzykniesz
trwaj chwilo
nawet Lete
nie pozwoli zapomnieć

<<<powrót do spisu treści

&&

Opisać miłość

Słowa nie zawsze są posłuszne,
niekiedy uciekają
lub sztywnieją jak palce na klawiaturze,
nie stroją,
stają się szorstkie.

Opisana przez nie miłość
jest tylko zwykłą miłością,
która nie płonie,
nie przenika serc,
nie jest zatraceniem i pożądaniem.

Prawdziwej miłości,
tej na dziś i na zawsze
potrzebne są oswojone słowa,
pozwalające się kształtować
myślom poety:

aksamitne jak płatki róż,
lekkie jak poranna mgła,
rozświetlone kolorami tęczy,
jeśli ich nie znajdziesz,
zamilknij.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nasze sprawy

&&

Łatwo zaproponować, trudniej wykonać. Potrzeba informacji

Stanisław Kotowski

W dwuodcinkowej publikacji pt. Czas na konfederację zaproponowałem trzy zadania, którymi mogłaby zajmować się konfederacja organizacji pozarządowych, działających w środowisku osób niewidomych i słabowidzących. Pierwsze z tych zadań, a raczej trudności jego realizacji, omówiłem w lipcowym numerze Sześciopunktu. Obecnie zajmę się drugim zadaniem, tj. tworzeniem warunków umożliwiających zrzeszonym organizacjom przekazywanie niewidomym i słabowidzącym informacji dotyczących możliwości uzyskania pomocy, korzystania z uprawnień i wiele innych niezbędnych w ich życiu.

Zadanie to dosyć szczegółowo omówiłem na łamach majowego numeru Sześciopunktu. Nie ma więc potrzeby czynić tego ponownie. Warto jednak zastanowić się nad dostępnością informacji w naszym środowisku.

Wydawałoby się, że informacja w dziedzinach wymienionych powyżej nie budzi wątpliwości i nie nastręcza większych trudności. Tak nie jest.

Zanim zastanowimy się nad trudnościami w tej dziedzinie, nadmienię, że jest jeszcze inny rodzaj informacji - informacja polityczna, czyli dotycząca funkcjonowania środowiskowych stowarzyszeń i fundacji oraz działaczy zaangażowanych w ich pracę.

Polityczna informacja ma wielkie znaczenie w działalności stowarzyszeń i fundacji oraz ich wybieralnych organów zarządzających i kontrolnych. Tego rodzaju informacja umożliwia członkom stowarzyszeń orientację w tym, co robią władze tych organizacji, jakie podejmują zadania, jakie błędy popełniają, którzy członkowie władz dobrze pracują, a którzy w pracy przeszkadzają. Jest to niezbędne, żeby członkowie mogli identyfikować się ze stowarzyszeniem i dokonywać dobrych wyborów w czasie zebrań sprawozdawczo-wyborczych i zjazdów. Bez rzetelnej informacji pozostaje propaganda szeptana, plotki i nieoficjalne oceny. Informacja taka jest i była bardzo niepopularna w naszym środowisku. W największym stowarzyszeniu, od piętnastu lat, wszystko jest poufne, tajne, ściśle tajne i supertajne, a wcześniej było niewiele lepiej. W innych stowarzyszeniach chyba nie jest inaczej. Opór działaczy przed rzetelną informacją jest tak wielki, że nawet nie proponuję, żeby konfederacja zajmowała się informacją polityczną. Według jednej z definicji polityka jest sztuką osiągania celów możliwych do osiągnięcia. Informacja, którą nazwałem polityczną, jest w naszym środowisku celem nieosiągalnym. Takiego celu nie przewiduję więc dla konfederacji.

Proponowana konfederacja natomiast powinna zająć się informacją, która ma praktyczne znaczenie dla tysięcy osób niewidomych i słabowidzących.

Udostępnianie informacji osobom z uszkodzonym wzrokiem, instytucjom, stowarzyszeniom i fundacjom działającym na ich rzecz jest najtańszą formą pomocy, a może wydatnie przyczynić się do poprawy warunków życia wielu osób. Może ułatwić im korzystanie z przysługujących uprawnień, zaopatrzenie w sprzęt rehabilitacyjny i pomoce optyczne, wybór szkoły dla dziecka, wybór kierunku studiów, korzystanie z literatury oraz ogólnodostępnej i środowiskowej prasy, znalezienie pracy, rozwiązywanie problemów rodzinnych, korzystanie ze szkoleń rehabilitacyjnych, turnusów rehabilitacyjnych, pomocy socjalnej itp. Dodam, że taka informacja nie godzi w interesy działaczy i nie powinni oni mieć do niej zastrzeżeń. Wydawałoby się więc, że nic nie stoi na drodze, żeby proponowana konfederacja zajęła się realizacją tego zadania.

Niestety, jest inaczej. Może działacze naszego środowiska nic nie mają przeciwko takiej informacji, ale i nie rozumieją jej potrzeby. Poza tym systematyczne gromadzenie, przechowywanie i sięganie do materiałów informacyjnych jest sprzeczne z ich nawykami i przyzwyczajeniami. Działacze, na ogół, uważają, że wszystko wiedzą i nie muszą korzystać z opracowań specjalistycznych. Z tych względów nie będą twierdzili, że informacja jest zbędna, ale nie zaangażują się w jej wdrażanie i stosowanie.

W pierwszych latach naszego stulecia Biuletyn Informacyjny, który redagowałem, propagował właśnie taką informację w formie, jak się wydaje, przystępnej i efektywnej. Niestety, po pierwsze w 2005 r. zaniechano wydawania Biuletynu Informacyjnego i aktualizowanych wkładek do zbioru praktycznych informacji. Po drugie, jak się wydaje, moja działalność nie zyskała szerokiego uznania. Zapytałem kiedyś działacza szczebla centralnego i jednocześnie przewodniczącego koła PZN, czy założył segregatory zgodnie z propagowanym systemem. Odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo wszystko pamięta. Opracowaliśmy wówczas setki informacji, każda na odrębnej karcie odpowiednio oznaczonej, które powinny być zamieszczane w kilkunastu tematycznych działach. Nie było więc możliwości zapamiętania tego wszystkiego.

Celem zamieszczania pojedynczych informacji na odrębnych kartach była łatwa podmiana informacji, która się zdezaktualizowała - przepis prawny został znowelizowany, uchwalono nowe prawo, powstała nowa instytucja itd. PZN wydawał zbiory uprawnień osób niewidomych w postaci książkowej. Nie jest to dobra forma, gdyż po pewnym czasie niektóre informacje się zdezaktualizowały i nie było wiadomo, co obowiązuje, a co już nie.

Informacja, którą proponuję jako zadanie dla konfederacji, powinna być tak pomyślana, żeby każdy działacz, każdy pracownik zatrudniony w naszym środowisku mógł łatwo się nią posługiwać i przekazywać osobom zainteresowanym. Jeżeli przyszłaby matka niewidomego dziecka, powinien móc łatwo znaleźć informacje dotyczące zabawek tyflologicznych, ośrodków szkolno-wychowawczych dla niewidomych i słabowidzących, podręczników i innych pomocy szkolnych, zakładów opiekuńczo-wychowawczych, szkół i klas integracyjnych, możliwości pobierania nauki w szkołach ogólnodostępnych, korzyści i ograniczeń pobierania nauki w różnych szkołach i klasach. Jeżeli miałby udzielać informacji osobie w wieku podeszłym, powinien łatwo je znaleźć w dziale poświęconym pomocy socjalnej, rentom i emeryturom oraz formom pomocy świadczonej przez konkretny samorząd. Osobie zainteresowanej pracą zawodową powinien móc łatwo znaleźć informacje dotyczące możliwości rehabilitacji zawodowej, uprawnień niepełnosprawnych pracowników i ich pracodawców, prac, które wykonują niewidomi i słabowidzący. Podobnie powinien mieć możliwość sięgnięcia do informacji dotyczących leczenia sanatoryjnego, wypoczynku, uprawiania sportu i turystyki, korzystania z rozrywki, działalności koła i okręgu PZN oraz innych stowarzyszeń i fundacji działających na terenie danego miasta, gminy czy powiatu.

Informacji najczęściej udzielają osoby, które nie są do tego przygotowane. Korzystają one ze słowa pisanego zwykłym drukiem, powiększoną czcionką, brajlem oraz w wersji elektronicznej. Dlatego przekazywane materiały muszą być tak przygotowywane, żeby każdy mógł z nich korzystać. Przygotowanie wersji elektronicznej zapisanej w komputerze albo udostępnianej drogą internetową, nie nastręcza żadnych trudności. Tak samo łatwo przygotować wersję w powiększonym druku. Problemy mogą być z wersją brajlowską. Niezbędne są materiały informacyjne z różnych dziedzin o dużej objętości. Wiąże się to z wysokimi kosztami i zajmuje dużo miejsca.

Trudno zaproponować, jak problem ten rozwiązać. Zresztą problemów jest więcej. Powinien zająć się nimi zarząd konfederacji. Powinien zostać opracowany i wdrożony odpowiedni system gromadzenia, aktualizacji i udostępniania informacji. To również zadanie dla przyszłych władz konfederacji.

Nie mam wątpliwości, że informacje z różnych dziedzin związanych z niepełnosprawnością są bardzo potrzebne niewidomym i słabowidzącym, a przede wszystkim nowo ociemniałym. Wdrożenie postulowanego systemu stanowiłoby wielką pomoc dla nich i dla ich rodzin.

<<<powrót do spisu treści

&&

Jak nas widzą, tak nam pomagają

Andrzej Koenig

Dlaczego, gdy idę z Tobą i zbliżamy się do przejścia dla pieszych, samochody już z daleka się zatrzymują, a jak idę sama, to muszę chwilę poczekać na przejście?.

A próbowałaś iść z białą laską? Jak nie, to spróbuj ją wyciągnąć z torebki.

To nie z filmu, tylko z własnego doświadczenia, osoby ociemniałej.

Osoby niewidome, ociemniałe zazwyczaj do samodzielnego poruszania się używają białej laski, korzystają z pomocy przewodnika lub psa przewodnika. Są to takie znaki rozpoznawcze.

Biała laska w ręce osoby niewidomej informuje innych użytkowników chodnika (piesi) oraz przejść dla pieszych i dróg (kierowcy), że mają przed sobą właśnie kogoś niepełnosprawnego z dysfunkcją wzroku. Poprawną reakcją jest wtedy zmniejszenie prędkości jazdy czy nawet zatrzymanie pojazdu na czas przejścia niewidomego obok niego. Właściciel białej laski może zboczyć z chodnika czy przejścia i wpaść na samochód. Jeżeli takiej informacji nie ma, to może się to skończyć nieszczęściem.

Artykuł 42 Kodeksu Drogowego mówi: Niewidomy podczas samodzielnego poruszania się po drodze jest obowiązany nieść białą laskę w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu.

W momencie kolizji drogowej pieszego z środkiem lokomocji, jeżeli pieszy (niewidomy) będzie się tłumaczył wadą wzroku, a nie będzie poruszał się z białą laską, zostanie potraktowany jako sprawca wypadku.

Sam jestem osobą ociemniałą i poruszam się zawsze z białą laską, nawet gdy idę z osobą towarzyszącą, czyli z przewodnikiem. Sytuacja, którą przedstawiłem na początku, pokazuje wyraźnie różnicę między niepełnosprawnym używającym białej laski, a tym, który z niej nie korzysta. Kierowcy na drodze, osoby na chodnikach czy w innych miejscach użyteczności publicznej powinny otrzymywać wyraźną informację, że w pobliżu znajduje się osoba niepełnosprawna, która może potrzebować pomocy.

Poruszam się sam często i zauważam, że reakcja kierowców w Skoczowie, Cieszynie czy Wiśle na mój widok jest wręcz wzorowa. Co prawda w czasie prawie czterech lat zostałem trzy razy lekko potrącony przez samochód i raz przejechano mi po białej lasce na przejściu dla pieszych; ale wypadki przecież się zdarzają.

Taka sytuacja dotyczy każdej niepełnosprawności: niewidomy i biała laska, niepełnosprawny ruchowo i wózek inwalidzki lub kule ortopedyczne, osoba starsza i chodzik lub balkonik. Osoby wyposażone w takie przedmioty ortopedyczne nie tylko pomagają dzięki nim sobie w bezpiecznym poruszaniu się, ale również informują innych na przejściu dla pieszych, chodniku, w budynku użyteczności publicznej itp., że osoba niepełnosprawna znajduje się obok lub w pobliżu.

W naszym środowisku jest grupa osób słabowidzących, które bronią się przed wzięciem do ręki białej laski, nawet złożonej, nie mówiąc już o tym, żeby z jej pomocą się poruszać. Tłumaczą się tym, że ja jeszcze na tyle widzę, więc nie potrzebuję chodzić z białą laską. Osoby, które znam i które poruszają się z laską twierdzą, że najtrudniejszy był pierwszy kontakt, a teraz bez białej koleżanki nie ruszają się z domu.

Z białą laską w dłoni, z psem przewodnikiem, z wózkiem inwalidzkim, kulami, balkonikiem możemy szybciej liczyć na pomoc drugiej osoby.

W tym miejscu prośba do osób niepełnosprawnych: jeśli tylko możecie, poruszajcie się przy użyciu rozpoznawalnych gadżetów, nie bójcie się tego i nie wstydźcie się. Natomiast osoby pełnosprawne proszę w imieniu środowiska niepełnosprawnych: pomagajcie nam, bo pomoc drugiej osoby naprawdę jest bezcenna.

<<<powrót do spisu treści

&&

Nic nie widzę, nic nie słyszę

Tomasz Matczak

W czasach, gdy jeszcze oglądałem ten świat, natrafiłem na komedię opowiadającą o perypetiach dwóch znajomych. Jeden z nich był niewidomy a drugi niesłyszący. Produkcję tę można dziś znaleźć pod wieloma tytułami. Jeden z nich zaczerpnąłem na potrzeby niniejszego artykułu. Film jak film. Loty może nie za wysokie, ale zabawa przednia!

Na początku roku 2019 zapragnąłem pogłębić swoje życie wewnętrzne przez uczestnictwo w rekolekcjach ignacjańskich. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż te duchowe ćwiczenia odbywają się w całkowitym milczeniu. Uczestnicy nie wymieniają nawet grzecznościowych zwrotów typu dzień dobry, poproszę, przepraszam czy dziękuję. Usta otwiera się jedynie podczas jedzenia, a głos wydobywa w czasie mszy świętej i rozmowy z tzw. towarzyszem duchowym. Cała reszta dnia pogrążona jest w totalnym milczeniu.

Postanowiłem tam pojechać bez przewodnika, który w zasadzie byłby pomocą, bo przecież mógłby zasygnalizować swoją obecność dotknięciem, a potem podać łokieć i zaprowadzić do kaplicy lub jadalni. Wolałem jednak sprawdzić się sam. Nie chcąc stawiać organizatorów przed faktem dokonanym, zadzwoniłem najpierw i przedstawiłem swoją sytuację. Początek był trudny. Zwrócono mi uwagę, że posiłki podawane są w formie tzw. szwedzkiego stołu, że trzeba się poruszać między różnymi pomieszczeniami, trafiać do nich na wyznaczone godziny itp. Nie powiem, ale czułem może nie niechęć, ale na pewno obawę i dystans. Starałem się tłumaczyć, że tak naprawdę nie potrzebuję wiele, bo ogarnę topografię budynku, przyjeżdżając odpowiednio wcześnie, o siebie zadbam i jedyne, co może sprawić trudność, to ów szwedzki stół.

Pierwsza rozmowa telefoniczna zakończyła się wnioskiem, że powinienem poszukać raczej domu rekolekcyjnego z posiłkami podawanymi w porcjach.

Później do akcji wkroczyła moja widząca koleżanka. Gdy podzieliłem się z nią refleksjami na temat rekolekcji, odnalazła telefon do organizatorów, a następnie przekonała ich, jak wielki robią błąd, rezygnując ze mnie. Rozmowa nie należała do przyjemnych, o czym poinformował mnie jeden z ojców prowadzących rekolekcje. Stanęło na tym, że jadę.

Na miejsce dotarłem w towarzystwie innej koleżanki. Znała teren, bo wcześniej brała udział w takich samych rekolekcjach w tym samym miejscu. Z radością zauważyłem, że nastawienie organizatorów uległo diametralnej zmianie. Ojciec Wojtek najpierw oprowadził mnie po całym domu rekolekcyjnym, pokazał pomieszczenia, w których miały się odbywać msze święte oraz konferencje rekolekcyjne, a następnie zaprowadził do jadalni. Wskazał jedno miejsce, dokładnie na wprost wejścia, a potem powiedział, aby pani z recepcji postawiła przy nim kartkę Zarezerwowane. Zwrócił się także do pań kucharek, aby zadbały o wcześniejsze przygotowanie dla mnie porcji posiłku. Zapytał mnie, czy słodzę herbatę, czy wolę rano kawę, jakie pieczywo, białe czy ciemne chciałbym dostawać i poinformował, że na kolację zawsze jest coś ciepłego prócz wędlin, warzyw i chleba. Następnie ustaliliśmy jak będę przystępował do komunii świętej w czasie mszy, a potem ojciec odprowadził mnie do pokoju i obiecał stawić się przed osiemnastą, czyli godziną rozpoczęcia duchowych ćwiczeń.

Zostałem sam w jednoosobowym pokoju i szczerze mówiąc, trochę się przeraziłem! Winda, schody, kaplica na piętrze, pomieszczenie, gdzie odprawiane mają być nabożeństwa w piwnicy, jadalnia, dużo tego jak na pierwszy raz, a wszystko trzeba szybko ogarnąć! Nie siedź tak! - burknąłem na siebie w myślach. - Rusz się i ogarniaj teren!. Tak też uczyniłem.

Zorientowałem się, że klatka schodowa biegnie dookoła windy, ogarnąłem przyciski w jej kabinie, nie była udźwiękowiona ani ubrajlowiona, zakonotowałem, że na najniższym poziomie jest lekka nierówność podłogi, którą pokonuje się po łagodnej pochylni i zebrałem wiele innych, przydatnych informacji. Uzbrojony w szczegóły poczułem się pewniej. Miałem na względzie fakt, iż aby nie zakłócać regulaminu ani nie rozpraszać uczestników rekolekcji, będę zdany wyłącznie na siebie. Każde nowe miejsce na początku wydaje się obce, ale z biegiem czasu można je oswoić. Organizatorzy wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, a reszta zależała już wyłącznie od mojej determinacji i orientacji przestrzennej.

Konferencje nagrywałem rejestratorem dźwięku i zapisywałem na tablecie z fizyczną klawiaturą. Z Pisma Świętego korzystałem na iPhonie, a żeby nie zakłócać ciszy, używałem słuchawki bluetooth. Trochę obawiałem się posiłków. Tuż przy drzwiach ustawiony był szwedzki stół, więc istniała obawa, że będę musiał najpierw przecisnąć się przez tłum głodomorów, a potem trafić jeszcze do swojego miejsca. Na szczęście okazało się, że tłumów przy potrawach nie uświadczyłem, a do właściwego miejsca z przygotowanym posiłkiem pomagał mi dotrzeć... odtwarzacz muzyki! Tak, tak, odtwarzacz muzyki! Organizatorzy postanowili podczas posiłków wypełnić ciszę jadalni medytacyjną muzyką. Ustawili tak zwany boombox na parapecie niemal dokładnie naprzeciw mojego miejsca! Nawigacja jak z bajki! Całkowitego milczenia rzecz jasna nie było. Moja biała laska skutecznie skłaniała uczestników rekolekcji, aby bardziej lub mniej świadomie, ale jednak, podsyłali mi czasami półgłosem jakieś komunikaty. Nie potrzebowałem ich, bo tak, jak przewidywałem, nauczyłem się dosyć szybko topografii rekolekcyjnego domu. Każdą podpowiedź kwitowałem jednak uprzejmym uśmiechem wdzięczności.

Bardzo przydatne okazały się nowinki techniczne. Dostęp do tekstów Pisma Świętego gwarantowały iPhone i tablet, ale pewnego dnia prowadzący rozdał uczestnikom wydrukowane fragmenty pism św. Ignacego Loyoli. Z początku chciałem pójść i poprosić, aby ojciec odczytał je do mikrofonu mojego rejestratora dźwięku, a potem przypomniałem sobie, że przecież posiadam w telefonie program OCR! Poprosiłem zatem o kartkę z wydrukiem.

- Oh, - ojciec jezuita wyglądał na nieco skonfundowanego - może przeczytać to panu powoli, aby lepiej pan zapamiętał?

- Nie, ojcze - zaprzeczyłem. - Proszę mi dać tę kartkę, a moja w tym głowa, aby ją odczytać.

Bez wahania wręczył mi wydruk, a ja w pokoju przy pomocy aplikacji KNFB Reader zeskanowałem tekst, a potem spokojnie się z nim zapoznałem. Świetnie też sprawdził się Apple Watch i funkcja informowania wibracjami o godzinie. Mogłem dyskretnie kontrolować czas, a podczas medytacji, która miała trwać dokładnie 45 minut, ustawiałem sobie minutnik.

Prócz odkrywania w sobie prawd duchowych równie ekscytujące było dla mnie odkrywanie tego, co mam na talerzu. Na stole w umówionym miejscu znajdowałem przygotowany posiłek. Nikt nie informował mnie jednak jakie potrawy zawiera. I tak zupełnie nieświadomie pierwszy raz w życiu skosztowałem chłodnika! Byłem z początku zdziwiony, że ktoś na głębokim talerzu postawił mi mizerię, czyli dodatek do drugiego dania, ale potem zorientowałem się, że jestem w błędzie.

Rekolekcje przeżyłem bez strat własnych. Nigdy się nie zgubiłem, nigdy się nie spóźniłem i wbrew obawom organizatorów nie wymagałem specjalnej opieki. Co prawda drzwi do sali konferencyjnej nauczyłem się bezbłędnie znajdować przedostatniego dnia, lecz wcześniej zawsze jakoś do nich trafiałem.

Myślę także, nie jestem zresztą odosobniony w tym osądzie, że czas rekolekcji z niewidomym był owocny również dla organizatorów. Przekonali się, że da się zorganizować rekolekcje w całkowitym milczeniu z niewidomym na pokładzie. Wystarczy tylko chcieć. Nie trzeba zaraz wywracać do góry nogami całego programu i próbować dostosowywać go do potrzeb osób niewidomych. Parę ustaleń na początku, a potem wszystko idzie gładko.

Być może niektórym Czytelnikom moje rozważania wydają się wyolbrzymione lub niezrozumiałe, bo funkcjonują sami od wielu lat i takie wyprawy to dla nich bułka z masłem. Ja jestem ociemniały, więc na całą sprawę patrzyłem inaczej. Kiedyś wyjazd na rekolekcje nie kojarzył mi się z takimi pytaniami jak: czy znajdę drogę do kaplicy, czy dotrę na czas na konferencję itp. Chciałem przekonać sam siebie, że dam radę bez pomocy przewodnika i przekonałem się, że to możliwe. Być może niewidomi od urodzenia nie muszą się przekonywać, bo są już przekonani. Jest to zatem tekst dla tych, którzy potrzebują takiego przekonania jak ja.

Myślę, że rekolekcje wydały nie tylko owoce duchowe, ale także zadziałały psychologicznie. Ugruntowałem bowiem nie tylko wiarę w Boga, lecz także w siebie samego. To także bardzo ważna rzecz. Przy okazji udało mi się chyba przekonać ojców jezuitów, że niewidomi nie są tak straszni, jak ich malują, a może raczej, jak mogą się niektórym wydawać.

<<<powrót do spisu treści

&&

Do sanatorium po zdrowie i relaks

Teresa Dederko

Oboje z mężem jesteśmy już w wieku senioralnym, zaczynamy odczuwać różne dolegliwości.

Od sąsiadów dowiedzieliśmy się, że od lat regularnie korzystają z turnusów sanatoryjnych, a zwiedzając kiedyś Nałęczów, spotkaliśmy znajomych, którzy serdecznie zaprosili nas na kawę do swojego eleganckiego pokoju w sanatorium. Tak nas zachęcili, że w lutym 2017 r. poprosiliśmy lekarza rodzinnego o wypisanie wniosków do NFZ-u o przydział skierowań na pobyt sanatoryjny. Po półtora roku musieliśmy jeszcze raz potwierdzić, że nadal jesteśmy wyjazdem zainteresowani. Po ponad dwóch latach w kwietniu 2019 r. otrzymaliśmy skierowania do Ciechocinka, a konkretnie do Ośrodka Leczniczo-Rehabilitacyjnego PZN Eden, w którym należało się pojawić 5 czerwca i rozpocząć 3-tygodniowy pobyt. Podaję przybliżone daty, żeby Czytelnicy mieli orientację, jaki jest czas oczekiwania.

W Edenie wszystko nam się spodobało już od pierwszego dnia. Sympatyczny pan doktor, po krótkim wywiadzie, przydzielił nam po 53 różne zabiegi. Taka jest norma wyznaczona przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Jedno tylko mnie zaskoczyło, gdy lekarz spytał, czy dam radę wejść do wanny. Może to i nie jest całkiem bezzasadne pytanie, bo przecież kuracjusze mają różną sprawność.

Sanatoryjna baza zabiegowa w Edenie jest świetnie wyposażona. Można korzystać z hydroterapii - kąpiele solankowe i kwasowęglowe, krioterapii - nawet całego ciała, leczenia borowinami oraz różnego rodzaju prądami, ultradźwiękami, laserem i polem magnetycznym. Oczywiście na miejscu też jest wykonywany masaż klasyczny. Brakowało mi jedynie pływania, ale w ostateczności można korzystać z basenów w pobliskich ośrodkach.

Sanatorium Eden jest położone w pięknym, mimo panującej suszy, dobrze utrzymanym ogrodzie. Alejką między kwitnącymi krzewami można dojść do małej fontanny i tężni, wokoło których chętnie odpoczywają kuracjusze.

Do centrum Ciechocinka jest dość daleko, ale spod bramy Ośrodka o określonych godzinach odjeżdżają meleksy, a poza tym spacer przez park sosnowy jest dodatkową atrakcją. W samym Ciechocinku panuje tłok i hałas, a w Edenie - cisza i spokój, słychać było rechot żab i śpiew ptaków. Tutaj można świetnie wypoczywać, tym bardziej że personel stwarza serdeczną atmosferę, jest troskliwy i pomocny.

Moim przewodnikiem był wprawdzie własny mąż, ale zawsze mogłam liczyć, przemieszczając się między gabinetami zabiegowymi, na profesjonalną pomoc pań z obsługi, które bez proszenia podawały łokieć.

Wieczorami, ok. godz. 21.00 każdy pokój odwiedzała dyżurna pielęgniarka z pytaniem o samopoczucie. Dla chętnych niezapomniana pani Ania organizowała różne gry i potańcówki w miejscowej kawiarni.

Osoby korzystające z turnusów sanatoryjnych często wymieniają się uwagami dotyczącymi wyżywienia. W Edenie wszystko było smaczne, w wystarczających ilościach i przygotowywane na talerzach, co jest ułatwieniem dla niewidomych.

Warto też skorzystać z miejscowej biblioteki i poznać historię twórcy Ośrodka Leczniczo-Rehabilitacyjnego, Mariana Kaczmarka. Ten ociemniały człowiek był jednocześnie marzycielem i realistą. W trudnych latach 80., kiedy wszystkiego brakowało, będąc kierownikiem Włocławskiego Okręgu PZN, podjął zupełnie fantastyczną decyzję o budowie ośrodka dla niewidomych w Ciechocinku. Na ten cel umiał zdobywać pieniądze, organizował zbiórki, starał się o materiały budowlane. Nawet w Zarządzie Głównym PZN miał przeciwników, zakazywano mu dalszej budowy pociągającej duże koszty, ale Marian Kaczmarek, może zdając sobie sprawę z postępującej choroby, nie poddawał się, chcąc swoje dzieło doprowadzić do końca. Miał ogromną pomoc ze strony swojej żony Wacławy, dzięki której mógł samodzielnie doglądać budowy.

Warto, żeby osoby tracące wzrok zapoznawały się z biografiami tych, którzy mimo utraty wzroku, poważnych chorób, znajdowali siłę i chęć czynienia dobra.

Na turnusie byłam jedyną osobą poruszającą się z białą laską, jednak nie czułam się wyizolowana. Często odpowiadałam na pytania dotyczące funkcjonowania niewidomych, co nie robi już na mnie wrażenia. Zresztą wolę sama tłumaczyć, jak radzę sobie w różnych sytuacjach niż wysłuchiwać legend o jakichś nadprzyrodzonych zdolnościach, w które niewidomi są wyposażeni.

W Edenie wszyscy są serdecznie przyjmowani, czują się oczekiwanymi gośćmi. Miałam poczucie, że od dzieciństwa nikt się tak o mnie nie troszczył. Przez wiele lat to ja musiałam dbać o dzieci i organizować życie rodziny.

Wiem, że niektórzy niewidomi rezygnują z turnusów sanatoryjnych z powodu braku przewodnika. Pobyt w sanatorium jest jednak na tyle tani, dopłata wynosi ok. 500 zł za 3-tygodniowy pobyt, więc może warto dopłacić za osobę towarzyszącą i mieć możliwość zadbania o zdrowie; chociaż w Edenie niewidomy bez przewodnika też z pewnością da sobie radę.

<<<powrót do spisu treści

&&

Lęk przed niepełnosprawnym

Iwona Włodarczyk

Niepełnosprawnych jest na świecie niemało, a ich udziałem są różnego rodzaju dysfunkcje i nie ma chyba jednego w pełni sprawnego człowieka, który choć raz w życiu nie spotkałby na swojej drodze osoby z niepełnosprawnością.

Pomimo że obecnie w mediach coraz częściej pojawiają się tematy związane z różnego rodzaju dysfunkcjami, to jednak nadal społeczeństwo mało wie o codziennym życiu osób niepełnosprawnych i ich reakcjach na dane sytuacje. Niewiedza zastępowana jest domysłami oraz fałszywymi wyobrażeniami, a to sprawia, że pojawiają się lęki prowadzące nieraz do tego, iż część otoczenia świadomie izoluje się od niepełnosprawnych.

Jak mam się zachować, czy mam zaproponować pomoc i w jaki sposób to zrobić? Czy moja gotowość niesienia pomocy nie zostanie odebrana jako coś obraźliwego? Czy moja pomoc nie przyniesie więcej szkody niż pożytku?

To tylko niektóre z pytań nurtujących niejednego pełnosprawnego, który pomimo najlepszych chęci, z powodu braku wiedzy, widząc niewidomego czy niepełnosprawnego ruchowo, omija go szerokim łukiem. Bywa bowiem i tak, że niektórzy niepełnosprawni na wyciągniętą do nich bezinteresownie pomocną dłoń reagują agresją.

Różnego rodzaju niepełnosprawności niosą ze sobą rozmaite problemy. I tak do bloku na jednym z osiedli niewielkiego miasteczka wprowadza się kobieta z dorosłym synem. Niby nic niezwykłego, a jednak… Już od pierwszego dnia ów mężczyzna chodzi wokół bloków, zaczepia każdego, wita się, przedstawia i stara się nawiązać rozmowę. Ludzie są uprzejmi, odpowiadają z uśmiechem na zaczepki i każdy idzie w swoją stronę. Taki stan rzeczy trwa jeden tydzień, potem drugi i ów mężczyzna staje się coraz bardziej natarczywy; jeżeli ktoś go zignoruje, to pod jego adresem sypią się wyzwiska. Mieszkańcy zaczynają go unikać. Każdy przecież ma swoje sprawy i nie zawsze ma czas czy ochotę na rozmowę. Nie wiadomo także, co może owego człowieka wyprowadzić z równowagi, tak więc część mieszkańców osiedla woli nie ryzykować. Są tacy, którzy mówią, że to człowiek nieszczęśliwy i trzeba jego zachowanie zrozumieć, jednak są i tacy, którzy owego mężczyzny się zwyczajnie boją. Jego agresywne zachowanie oraz przechwałki, że już kogoś uderzył, sprawiają, że nawet mieszkająca w bloku osoba niewidoma, która nie raz miała kontakt z niepełnosprawnymi intelektualnie, zaczyna ograniczać samodzielne wyjścia z domu, co mocno komplikuje jej życie.

Kolejny blok i kolejny niepełnosprawny, tym razem ruchowo, poza wyjazdami na warsztaty oraz do lekarza stara się nie opuszczać własnego mieszkania. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest jedna, a mianowicie boi się odrzucenia oraz wyśmiewania; takie bowiem były powody jego kolejnej przeprowadzki.

Osób niepełnosprawnych mieszkających z rodzinami lub samodzielnie wśród nas jest niemało i każdemu z nich marzy się pełna integracja z mieszkańcami; czasami się to udaje, a innym razem jest to bariera, którą trudno pokonać.

Zazwyczaj to czego nie znamy, zaczyna w człowieku budzić lęk i tu istotną rolę odgrywa edukacja. Ważne zadanie stoi przed stowarzyszeniami działającymi na rzecz osób niepełnosprawnych, ale również przed niepełnosprawnymi oraz ich rodzinami, bo któż lepiej niż oni będzie potrafił przybliżyć pełnosprawnym wszystko to, co sprawi, że zrozumieją, iż osób takich jak oni nie trzeba się obawiać.

<<<powrót do spisu treści

&&

Pogodowe rozmaitości

Alicja Nyziak

Nie wiem dlaczego autor tekstu Poranny motywator pogodowy (Sześciopunkt 2019/09) zakłada, że wszyscy ludzie nie lubią deszczu. Mam znajomych, którzy zwłaszcza latem lubią deszczową pogodę. Moje lubienie lub nie lubienie pogody jest zależne od wielu czynników. Inaczej odbieram wichurę, a zwłaszcza jej początkowy etap stojąc latem na balkonie i mając świadomość, że w każdej chwili mogę nawiać do mieszkania. Inaczej, gdy przychodzi się zmagać z szalonym wiatrem idąc ulicą miasta. Podobnie jest z innymi zjawiskami atmosferycznymi, które w swoim majestacie są piękne. Choć, gdy ich siła zaczyna zagrażać człowiekowi, stają się przerażające i niebezpieczne.

Wichura, ulewa, zwały śniegu, pośniegowa breja, gradobicie. Do tej listy dodałabym jeszcze upalne lato. Wysoka temperatura również ma wpływ na koncentrację i odbiór otoczenia. Wystarczy kilka dni afrykańskich upałów w naszym klimacie, aby zmęczyć i zdekoncentrować zarówno (kolokwialnie mówiąc) sprawną, jak i niepełnosprawną część społeczeństwa.

Wreszcie pora na osławioną mgłę. Mgła, zwiewna, eteryczna, trudna do wychwycenia i zauważenia. Delikatnie osadzająca się na ubraniu, twarzy i dłoniach. W nieuchwytny sposób zmieniająca pogodową aurę. Taka mgła sprawia, że osoby widzące jedynie w istotnych momentach zauważają jej obecność - na przejściach dla pieszych, skrzyżowaniach. W sposób minimalny wpływa na sprawność komunikacyjną w ruchu lądowym i powietrznym. Osoby niewidome ignorują ją, bo nie zaburza dźwiękowego odbioru otoczenia.

Mgła, nasycona, gęsta jak piana ubita na bezę. W sposób istotny zmienia aurę pogodową. Otacza przedmioty i ludzi, zamyka ich w kokonie swej ulotności. Rozściela mleczny płaszcz, który powoduje zwolnienie porannego tempa życia. Kierowcy zdejmują nogę z gazu, jadą ostrożniej, bo z trudem dostrzegają światła samochodu przed sobą. Piesi trochę zwalniają, a niewidomi? Naprawdę nagle stają się mniej niepełnosprawni, niż widząca część społeczeństwa? Naprawdę mgła nie ma w ich wypadku żadnego znaczenia? Przecież w takiej mgle zmienia się całkowicie odbiór dźwięków z otoczenia. Idąc ulicą łatwo zgubić wychwytywane dźwiękowo punkty odniesienia. Słabiej słychać samochody, ginie wyczucie odległości. Oj zdaje się, że brak wzrokowego odbioru mgły, to nie wszystko. Jeszcze ten marginalny aspekt mgły, który utrudnia życie widzącym, ale czy na pewno tylko im? Wstrzymane loty, zamknięte lotniska, spowolniony ruch w komunikacji lądowej. Wszyscy klną na mgłę, klnę ją i ja, osoba niewidoma.

W takim samym stopniu mgła pozbawia wszystkich podróżnych możliwości dotarcia do celu. W tym momencie znika granica sprawny, niepełnosprawny. Choć, czy w ogóle ma ona znaczenie? Czy należy dokonywać takiego podziału? Moim zdaniem nie. W ten sposób tworzy się kolejna sztuczna granica, która nie prowadzi do niczego dobrego.

A swoją drogą ciekawe, jakie refleksje u osoby widzącej wywołałby tekst Poranny motywator pogodowy Tomasza Matczaka.

<<<powrót do spisu treści

&&

Z uśmiechem przez życie

&&

Czy Pan jest ślepy, czy co?

Marek Michałek

Mieszkam w Niemczech w Germersheim od 1985 roku. Przyjechałem tu na studia i już zostałem na zawsze. Chciałbym opowiedzieć o śmiesznym zdarzeniu, które mi się przytrafiło.

Kiedyś przechodziłem koło domu, przy którym zatrzymał się samochód. Ktoś z tego samochodu wyładowywał skrzynki z napojami. Kierując się słuchem, próbowałem tego gościa ominąć. On też próbował mnie ominąć, co zaowocowało wylądowaniem całej sterty skrzynek na mojej nodze. Oburzony gość odwrócił się do mnie i krzyknął:

- Czy Pan jest ślepy, czy co?

Na co ja odpowiedziałem ze stoickim spokojem:

- Tak.

<<<powrót do spisu treści

&&

Historia mniej zabawna, ale prawdziwa

Marek Michałek

W 1984 roku przebywałem w Moguncji. Moguncja to bardzo duże miasto. Zawsze sobie jakoś dawałem radę z wejściem na deptak, gdzie było dużo sklepów. Gorzej było z wyjściem. Musiałem kogoś poprosić, żeby wyprowadził mnie z tego labiryntu w kierunku dworca. Nie było z tym nigdy problemu. Robiłem to tyle razy, że myślałem, iż i tym razem mi się to uda. Zapytałem kogoś nieznajomego, czy mógłby mi pomóc dojść do dworca. Oczywiście facet się bardzo chętnie na to zgodził. Wziął mnie za rękę i prowadzi.

Pierwsze, co zauważyłem, to intensywny zapach alkoholu i to nie było piwo. To z pewnością coś mocniejszego. Idziemy razem, a ten gość mówi do mnie:

- Wie pan, ja bardzo chętnie pomagam takim ludziom jak pan.

Mówił o tym bardzo długo, jakby mnie chciał do swoich intencji przekonać. W pewnym momencie zaczepił jakieś dwie panie i zwrócił się do nich:

- Proszę Państwa! Ja bardzo chętnie pomagam takim ludziom jak ten pan. Czy mają coś panie dla mnie?

Nie zrozumiałem od razu o co chodzi. Nagle słyszę, że jedna z tych pań daje mu pieniądze. A on na to dalej:

- Ale wiedzą Panie, że ja naprawdę bardzo chętnie pomagam takim ludziom.

W pewnym momencie podchodzi do mnie jedna z pań i pyta mnie po cichu:

- Czy pan jest z nim?

Ja na to, że nie, że po prostu pytałem go o drogę na dworzec.

Ona na to:

- Niech pan zaczeka, zaraz to załatwimy.

Nagle słyszę, że gość dostaje jeszcze coś do ręki, a kobieta, która dała mu pieniądze, mówi:

- Bardzo dziękujemy, już pan może odejść.

Gość jednak nie rezygnował i powtarzał:

- Naprawdę, ja temu człowiekowi chętnie pomogę.

Na co te panie:

- Nie ma potrzeby, my już tego pana zaprowadzimy.

I tak zostałem uwolniony od nieprzyjemnego intruza. Panie zaprowadziły mnie na dworzec. Dowiedziałem się, że uwolnienie mnie od tego pana kosztowało je dwie marki.

<<<powrót do spisu treści

&&

Jak to ci się uda, mój bracie, to jesteś lepszy niż ja

Marek Michałek

w Moguncji przy dworcu jest taki plac, przez który przechodzą tory tramwajowe. To jest dość niebezpieczne przejście.

Wolałem sam nie ryzykować. Zawsze ktoś tam przechodził, a ja szedłem zazwyczaj za tą osobą. Ponieważ mam trochę poczucia światła, więc rozpoznawałem cień tego przechodnia.

Obok tych torów znajduje się restauracja i akurat na zewnątrz siedzieli ludzie. Już nie chciałem na nikogo czekać, tylko zapytałem kogoś siedzącego przy stoliku, czy mógłby mi pomóc. Okazało się, że był to gość lekko zawiany. Wstał, przeszedł ze mną dwa kroki, po czym cofnął się i powiedział:

- Nie mogę, nie mogę, ale umówmy się tak: ty będziesz szedł, a ja będę wołał, czy dobrze idziesz.

Więc ja idę, a on krzyczy:

- Dobrze, dobrze, dobrze, bardzo dobrze - mój bracie! Jeśli tak dalej będziesz szedł, jeśli ci się uda, to jesteś lepszy niż ja.

I tak zostałem przeprowadzony przez tory.

<<<powrót do spisu treści

&&

Ogłoszenia

&&

Zaproszenie

Serdecznie zapraszam na jesienne spacery literacko-muzyczne W stronę światła. Spotykamy się w Lublinie 23 października 2019 r. o godz. 14.00 w Klubie Rekreacji i Sportu Fryderyk przy ul. Żelazowej Woli. Gośćmi specjalnymi będą Izabella Konar - gitara i wokal; Gabriela Popek - interpretacja fragmentów prozy.

Na drugi spacer zapraszam 26 października o godz. 12.00 do Domu Przyjaciół Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach przy ul. Brzozowej 75. Spotkanie uświetnią Dariusz Tokarzewski - aranżer i wokalista zespołu VOX oraz Gabriela Popek - interpretacja fragmentów prozy.

Ireneusz Kaczmarczyk

<<<powrót do spisu treści

&&

Punkt konsultacyjny dla osób z dysfunkcją wzroku

Fundacja Edukacji Empati rozwoju (Feer), zaprasza do punktu konsultacyjnego dla osób z dysfunkcją wzroku w Krakowie. W punkcie tym odbywają się konsultacje oraz szkolenia. Zapraszamy wszystkich, którzy mają problem ze wzrokiem.

Oferta punktu konsultacyjnego:

Konsultacje oraz szkolenia są bezpłatne. Zapisy prowadzone są telefonicznie pod numerami: 662-594-011, 12 889-99-45, od wtorku do piątku w godz. 10:00-14:00 oraz mailowo pod adresem: punkt.krakow@feer.org.pl. Punkt jest czynny 2 razy w tygodniu, pracuje w godzinach porannych i popołudniowych, w Centrum Obywatelskim w Krakowie. Stadion Miejski ul. Reymonta 20, wejście LE, I piętro sala 1W038 przejście przez 1W039.

<<<powrót do spisu treści

&&

Poszukiwany tyfloinformatyk

Fundacja Edukacji Empati Rozwoju poszukuje tyfloinformatyka. Obowiązki:

Szkolenia odbywać się będą w stacjonarnie w punkcie oraz miejscu zamieszkania beneficjenta. Praca jest w ramach wolontariatu. Więcej informacji udziela prezes fundacji - telefon: 578-599-703, mail: fundacja@feer.org.pl, strona internetowa: http://feer.org.pl. Zainteresowane osoby proszone są o przysyłanie CV.

<<<powrót do spisu treści

&&

Poszukiwani wolontariusze

Fundacja Feer poszukuje wolontariuszy do pomocy osobom niewidomym. Wolontariusze będą pomagać niewidomym na terenie Krakowa. Chętne osoby mogą zgłaszać się telefonicznie oraz mailowo, telefon: 578-599-703, mail: fundacja@feer.org.pl.

<<<powrót do spisu treści