Sześciopunkt Magazyn Polskich Niewidomych i Słabowidzących ISSN 2449–6154 Nr 4/97/2024 Kwiecień Wydawca: Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” Adres: ul. Powstania Styczniowego 95D/2 20–706 Lublin Tel.: 697–121–728 Strona internetowa: http://swiatbrajla.org.pl Adres e-mail: biuro@swiatbrajla.org.pl Redaktor naczelny: Teresa Dederko Tel.: 608–096–099 Adres e-mail: redakcja@swiatbrajla.org.pl Kolegium redakcyjne: Przewodniczący: Patrycja Rokicka Członkowie: Jan Dzwonkowski, Tomasz Sękowski Na łamach „Sześciopunktu” są publikowane teksty różnych autorów. Prezentowane w nich opinie i poglądy nie zawsze są tożsame ze stanowiskiem Redakcji i Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń, informacji oraz materiałów sponsorowanych. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych oraz opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do publikacji. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Publikacja dofinansowana ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Logo PFRON && SPIS TREŚCI Od redakcji Taka wiosna raz jeden się zdarza - Mariusz Parlicki Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko Dlaczego zmywarka z aplikacją to nieoceniona pomoc w każdej nowoczesnej kuchni - Piotr Ziębakowski Prawo na co dzień Ustawa o asystencji osobistej w Sejmie - Radosław Nowicki Zdrowie bardzo ważna rzecz Demencja. Poradnik dla rodzin - Mateusz Różański Kuchnia po naszemu Sprawdzone przepisy - Izabela Karpińczuk Z poradnika psychologa Jak nie ulegać pokusom - Małgorzata Gruszka „Z polszczyzną za pan brat” Łączyć czy nie łączyć? - Tomasz Matczak Rehabilitacja kulturalnie Młoda dusza starszego pana - Paweł Wrzesień W sto pierwszą rocznicę urodzin Gustawa Holoubka - Ireneusz Kaczmarczyk Justa poleca ciekawe podcasty na YouTube - Justyna Margielewska Z muzyką przez życie - Liliana Laske-Mikuśkiewicz Warto posłuchać - Izabela Szcześniak Galeria literacka z Homerem w tle Szymon Wasiłowicz - notka o autorze Wiersze wybrane z tomiku „W objęciach paradoksu” - Szymon Wasiłowicz Nasze sprawy Cierpliwa ślepa miłość - Agata Sierota Kręte drogi rehabilitacji - Dariusz Wojciechowski Z białą laską na górskim szlaku w Beskidach - Andrzej Koenig Pokochajmy hulajnogi - Tomasz Matczak Ogłoszenia && Od redakcji Drodzy Czytelnicy! Miło nam poinformować, że po przejściowych trudnościach, które udało się pokonać, miesięcznik „Sześciopunkt” nadal będzie wydawany. Z całego serca dziękujemy wszystkim, którzy telefonicznie lub e-mailowo udowadniali, jak ważne dla środowiska niewidomych jest to czasopismo. Państwa opinie są dla nas bardzo ważne i wspierające. Numer kwietniowy dociera do Państwa z opóźnieniem, ale mamy nadzieję, że wśród wielu różnych artykułów każdy coś dla siebie znajdzie. Bardzo ważnym dla nas wszystkich tekstem jest omówienie projektu ustawy o asystentach osobistych osób niepełnosprawnych. W rubryce dotyczącej zdrowia zamieściliśmy artykuł o demencji, która wraz ze starzeniem się społeczeństwa dotyka coraz więcej osób. Kolejny „Poradnik psychologa” poświęcony jest trudnościom w odmawianiu sobie rzeczy, o których wiemy, że nam szkodzą lub mogą zaszkodzić. W rubryce „Nasze sprawy” publikujemy wzruszający artykuł o poszukiwaniu miłości i wsparciu przez bliskich w sytuacji, gdy wzrok się pogarsza. Również w tym dziale można przeczytać ważny tekst o poszukiwaniu odpowiedniej rehabilitacji po utracie wzroku. Zapraszamy do „Galerii Literackiej” na spotkanie z poezją Szymona Wasiłowicza, który jako poeta debiutuje na łamach „Sześciopunktu”. W dziale „Rehabilitacja kulturalnie” można przeczytać opowieść o niewidomej pianistce, która dzięki muzyce i swojej pracowitości odnosi duże sukcesy oraz dwa artykuły biograficzne przedstawiające znanych twórców kultury. Życzymy ciekawej lektury Zespół redakcyjny && Taka wiosna raz jeden się zdarza Mariusz Parlicki Taka wiosna raz jeden się zdarza, choć się wiosny zdarzają co roku, tak błyszcząca jak szybki w witrażach, tak soczysta jak zieleń na stoku, a do tego taka niewinna, jak dziewczyna w kwiecistym wianuszku, nieporadna tak i dziecinna, jak młodziutka biedronka w kwiatuszku. Tamtej wiosny, choć wiosen mam wiele niezwykłego się coś przydarzyło, przyszła do mnie, jak oddech w niedzielę, - najpiękniejsza dziewczyna, z nią miłość. O tej wiośnie zapomnieć nie da się, o tej wiośnie zapomnieć się nie da, choć straciłem tę miłość, po czasie wiem, że takiej jak tamta mi trzeba. && Nowinki tyfloinformatyczne i nie tylko Dlaczego zmywarka z aplikacją to nieoceniona pomoc w każdej nowoczesnej kuchni Piotr Ziębakowski W dzisiejszych czasach technologia coraz bardziej wnika do codziennego życia każdego z nas, także do kuchni. Coraz częściej można spotkać innowacyjne rozwiązania, które ułatwiają funkcjonowanie w tym pomieszczeniu. Jednym z takich rozwiązań jest zmywarka z aplikacją, która zdobywa coraz większą popularność wśród użytkowników. Dlaczego zmywarka z aplikacją stała się niezbędna w każdej nowoczesnej kuchni? Odpowiedź na to pytanie postaram się znaleźć w poniższym artykule. Jako osoba całkowicie niewidoma zawsze poszukuję najnowszych rozwiązań technologicznych. Naturalnie, są to rozwiązania ułatwiające mi codzienne funkcjonowanie i samodzielne wykonywanie wszelkich czynności. Tak było i tym razem. Szukałem urządzenia posiadającego zarówno fizyczne przyciski łatwe do zlokalizowania, możliwość obsługi z poziomu aplikacji, która byłaby w pełni dostępna dla czytników ekranu oraz szeregu przydatnych funkcji. Takim urządzeniem jest zmywarka Bosch Serie 4 (posiadany przeze mnie model to SMV4ECX14E). W zmywarce bez problemu zmieszczą się wszelkie naczynia, zwłaszcza duże talerze, z którymi nie radzą sobie mniej innowacyjne urządzenia. Jest tutaj łatwa regulacja koszy „góra - dół”, dzięki której żadna wysokość naczynia nie jest przeszkodą. Ponadto jest dodatkowa szuflada o nazwie Vario 3, przeznaczona na sztućce, która posiada podziałki, aby łatwo i szybko sztućce ułożyć. To idealna przestrzeń na łyżki, widelce, noże, łyżeczki, łyżki wazowe, łyżki do sałatek, trzepaczki, a nawet małe filiżanki do espresso. Ta dodatkowa szuflada w zmywarce pozwala na większą swobodę załadunku i optymalne wykorzystanie przestrzeni. Oszczędza również miejsce w dolnych koszach. Urządzenie oferuje siedem programów myjących, w tym tryb nocny, eco czy samoczyszczenia. Przydatną opcją jest tu program Exspress 65, który wykona cykl zmywania w ciągu jednej godziny, gdy jest potrzebne szybkie mycie (jak wiadomo, standardowy cykl zmywarki trwa około 2,5 do 3 godzin). Minusem tego programu jest jedynie brak pełnego cyklu suszenia naczyń, więc będą wymagały wytarcia. W zależności od ilości zgromadzonych naczyń jest też opcja mycia jednego z koszy (połowa załadunku), jeśli nie udało się zapełnić zmywarki, a dane naczynia są potrzebne. Warto też wspomnieć o przycisku Favourite, który pozwala aktywować ulubione ustawienia jednym naciśnięciem (własne ustawienia). Funkcję tę można zaprogramować przy pomocy aplikacji w domu albo w podróży, korzystając ze smartfona; wykonamy to także ręcznie w panelu zmywarki. Wystarczy raz skonfigurować ulubioną kombinację opcji i programów, aby móc jej później w szybki sposób użyć. Jeśli potrzebuję chwili ciszy w trakcie pracy urządzenia, ponieważ na przykład chcę wykonać telefon, używam funkcji Silence on demand, którą można aktywować za pośrednictwem aplikacji Home Connect. Wycisza ona dźwięk zmywarki do minimum na 30 minut, w dowolnym momencie i przy dowolnym programie. Dla mnie bardzo ważną funkcją jest EfficientDry, czyli automatyczne otwieranie drzwi po zakończeniu programu. Zapobiega to skraplaniu się wody, sprzyja optymalnemu wysuszeniu, a przez to również oszczędza czas oraz energię. Dzięki temu ze zmywarki wyjmuję praktycznie suche naczynia. Kolejna ciekawa funkcja to zmywanie do 66% szybciej, dzięki SpeedPerfect Plus. Skraca ona dowolny program. Teraz nieco o funkcjonalności aplikacji Home Connect, która jest całkowicie dostępna dla czytników ekranu. Należy wspomnieć, że zmywarka łączy się z siecią przez wi-fi i taką sieć trzeba w domu posiadać, aby móc sparować ją z aplikacją w telefonie. Jest tu (oprócz obsługi samego urządzenia) możliwość pobrania instrukcji obsługi dla tego konkretnego modelu, dokonania ustawień twardości wody, głośności dźwięków urządzenia czy ilości dozowanego płynu nabłyszczającego. Aplikacja pozwala też na wybór podłączenia wody (zimna lub ciepła) i regulację wykrywania zabrudzenia umieszczonych w niej naczyń (w celu optymalizacji rezultatów zmywania). Można tu również włączyć opcję dodatkowego suszenia, wyciszenia, połowy załadunku czy SpeedPerfect Plus. Oczywiście, jest także funkcja zdalnego uruchomienia, ale start zmywarki nastąpi po zamknięciu drzwi urządzenia (możliwe jest również opóźnienie rozpoczęcia pracy, aby program uruchomił się o żądanej godzinie). Dla zapominalskich przygotowano też licznik tabletek do zmywarki, w którym należy podać ilość posiadanych tabletek, a aplikacja przypomni w dogodnym momencie o zakupie, przy pomocy powiadomienia. Wszelkie ewentualne błędy, komunikaty o braku nabłyszczacza, soli czy informację o zakończeniu programu, aplikacja przekazuje w formie powiadomień. Dodatkowym atutem jest też asystent programu, który pomoże w dobraniu odpowiedniego programu - wystarczy wybrać opcję, jakie naczynia umieszczone zostały w zmywarce, stopień ich zabrudzenia, podać priorytety efektów zmywania (np. czyste, suche, wydajne) i aplikacja sama zaproponuje optymalny program. Ostatnią ciekawą funkcjonalnością aplikacji jest możliwość pobrania dodatkowych programów, których nie ma na fizycznym panelu sterowania, a jest ich na dzień dzisiejszy aż siedem (np. specjalny program do szkła czy intensywny 70 stopni). Aktualizacje aplikacji często przynoszą coraz to lepsze udogodnienia. Dobrze mieć świadomość, że producent nie spoczął na laurach i nawet jeśli posiadane urządzenie ma już rok czy dwa - nadal zyskuje nowe funkcje. Aplikacja Home Connect posłuży również jako centrum sterowania dla innych urządzeń AGD firmy Siemens lub Bosch. Oczywiście, poza tymi wszystkimi dobrodziejstwami technologicznymi, chciałbym wspomnieć o jednym - zmywarka pamięta ostatnio użyty program, więc jeśli nie mam czasu i chęci, po prostu mogę włączyć ją fizycznym przyciskiem, nacisnąć start i zamknąć drzwiczki. Podsumowując, muszę podkreślić, że nowoczesne technologie ułatwiają życie użytkownikom, podpowiedzą, jak urządzenie użytkować, jaki dobrać program - nawet laikowi. A jeśli ktoś, tak jak ja, nie lubi zmywać naczyń, to dostępna zmywarka jest nieocenioną pomocą. Z perspektywy osoby niewidomej nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się, że postęp techniczny pozwala na udogodnienia również dla mnie, a dostępność w takich urządzeniach staje się standardem. && Prawo na co dzień Ustawa o asystencji osobistej w Sejmie Radosław Nowicki Środowisko osób z niepełnosprawnościami cały czas czeka na systemowe uregulowanie kwestii związanych z asystencją osobistą dla osób z niepełnosprawnościami. Wprawdzie w Polsce działają już programy asystenckie (asystent osobisty osoby niepełnosprawnej oraz asystent osobisty osoby z niepełnosprawnościami), ale według raportu sporządzonego przez Najwyższą Izbę Kontroli, która przeprowadziła kontrolę tych programów w latach 2019-2021, skorzystało z nich zaledwie 1,2% osób z niepełnosprawnościami, a dodatkowo na światło dzienne wyszło wiele nieprawidłowości, w tym opóźnienia, niewykorzystanie środków przez samorządy oraz brak właściwej kontroli przez poszczególne ministerstwa. Stworzenie odpowiedniego prawa w zakresie asystencji osobistej w kampanii wyborczej obiecały wszystkie główne partie polityczne (poza Konfederacją). Z własną inicjatywą wyszedł również prezydent RP, Andrzej Duda, który w marcu skierował do sejmu swój projekt. Realizuje on jedno ze zobowiązań, jakie Polska nałożyła na siebie, ratyfikując w 2012 roku konwencję ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami. Wspomniana konwencja nakłada na poszczególne państwa obowiązek zapewnienia osobom z niepełnosprawnościami dostępu do szerokiego spektrum usług, w tym do asystencji osobistej. Projekt prezydencki zmierza do systemowego uregulowania w naszym kraju korzystania przez osoby z niepełnosprawnościami z usług asystenta osobistego, co ma wpłynąć na ich większą aktywność i niezależność, a zarazem umożliwić im jak najbardziej samodzielne życie. Zgodnie z projektem ustawy asystencja osobista ma być dostępna dla osób, które ukończyły osiemnasty rok życia. Górna granica wiekowa nie została określona, co według wielu ekspertów jest bardzo niebezpieczne. Może to bowiem doprowadzić do sytuacji, w której głównymi odbiorcami tej usługi będą seniorzy, a nie młodsze osoby. Tak stało się już w programach realizowanych z Funduszu Solidarnościowego, w których ośrodki pomocy społecznej kierowały te usługi do emerytów, zastępując nimi usługi opiekuńcze. Wydaje się więc, że zasadne byłoby wprowadzenie limitu wiekowego, np. do 65. lub 70. roku życia, a do seniorów skierowanie innych instrumentów wsparcia. Asystencja ma być dostępna w zakresie od 40 do 200 godzin miesięcznie. Liczba przyznanych godzin ma być uzależniona między innymi od rodzaju, zakresu oraz liczby usług skierowanych do osób z niepełnosprawnością, finansowanych lub współfinansowanych ze środków publicznych, z których dana osoba korzysta. Budzi to pewien sprzeciw, gdyż asystencja nie powinna być powiązana z środkami otrzymywanymi od państwa przez osobę z niepełnosprawnością, a z jej potrzebami. Na szczęście ma być realizowana w sposób ciągły, co jest dużą zmianą na plus w porównaniu do obecnie funkcjonujących programów asystenckich, w których powstają wielotygodniowe przerwy pomiędzy jedną a drugą edycją programu. W założeniu ma być finansowana z budżetu państwa, a więc jej beneficjent nie będzie ponosił żadnych dodatkowych kosztów, i ma być dostępna w każdym powiecie. One będą mogły zlecić realizowanie zadań związanych z asystencją gminom albo organizacjom pozarządowym. Niestety, projekt ustawy o asystencji został powiązany z ustawą o świadczeniu wspierającym, a dokładniej ze skalą oceny wsparcia. Zakłada on, że z usług asystenckich będą mogły skorzystać osoby, które poddadzą się procedurze oceny wsparcia w wojewódzkim zespole do spraw orzekania o niepełnosprawności i uzyskają co najmniej 70 punktów. Oznacza to, że przy ubieganiu się o wsparcie w tym zakresie nie będą liczyły się orzeczenia o niepełnosprawności (jak ma to miejsce przy programach asystenckich finansowanych chociażby z Funduszu Solidarnościowego). Może to rodzić pewne niesprawiedliwości, bo już teraz widać, że dla samych osób niewidomych rozrzut punktowy przy ustalaniu oceny potrzeby wsparcia jest ogromny. Są bowiem takie, które otrzymują poniżej 70 punktów, ale też i takie, które mają ich grubo ponad 80. Te pierwsze nie załapałyby się więc na usługi asystenckie. Zgodnie z projektem, osoba z niepełnosprawnością będzie mogła uzyskać wsparcie asystenta w następujących zakresach: czynności samoobsługowe, w tym utrzymanie higieny osobistej, prowadzenie gospodarstwa domowego, komunikowanie się z otoczeniem, poruszanie się i przemieszczanie, a także podejmowanie aktywności życiowej, społecznej i zawodowej. Asystent nie będzie mógł być obecny podczas zajęć osoby z niepełnosprawnością w warsztacie terapii zajęciowej, środowiskowym domu samopomocy, w czasie korzystania przez nią z usług dziennych w domu pomocy społecznej, a także podczas jej pobytu w szpitalu. Asystentem osobistym będzie mogła zostać niemal każda osoba, która wyrazi taką wolę (z wyłączeniem najbliższych członków rodziny oraz osób wspólnie zamieszkujących, gospodarujących lub pozostających w faktycznym pożyciu z osobą z niepełnosprawnością). Będzie musiała ona przejść ogólne szkolenie, w tym kurs z udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej oraz ewakuacji osób z niepełnosprawnością i instruktaż szczegółowy, który przeprowadzi osoba z niepełnosprawnością. Asystenci mają być zatrudniani na umowę o pracę (choć są możliwe także inne formy, np. zlecenie), co ma zachęcić ludzi do podejmowania pracy w tym zawodzie. Niestety, nadzieje te mogą okazać się płonne, ponieważ asystent za etat ma zarobić 5170 złotych brutto. Tak niskie zarobki mogą bardziej zniechęcać do podejmowania tej formy pracy, tym bardziej w kontekście osób leżących i potrzebujących wykwalifikowanej pomocy. Dużo kontrowersji budzi kwestia braku realnej możliwości wyboru asystenta przez osobę z niepełnosprawnością, bowiem w projekcie jest mowa o tym, że usługodawca wskazany przez powiat w żaden sposób nie jest zobligowany do zatrudnienia osoby wskazanej przez użytkownika asystencji, zaś w wielu innych krajach standardem jest zatrudnianie asystenta bezpośrednio wskazanego przez osobę z niepełnosprawnością. Na dodatek, według projektu, beneficjent nie będzie mógł samodzielnie dokonać wyboru usługodawcy (np. gminy lub organizacji pozarządowej). Będzie można dokonać wyboru usługodawcy tylko wśród wskazanych przez powiat, choć ten wcale nie będzie musiał wziąć pod uwagę sugestii beneficjenta. Dobrze, że w końcu toczą się prace nad uregulowaniem kwestii asystencji osobistej dla osób z niepełnosprawnościami. Na razie nie wiadomo, kiedy prezydencki projekt ustawy zostanie poddany pod głosowanie w sejmie. Pewne jest za to, że w ministerstwie trwa praca nad projektem rządowym, bowiem pełnomocnik rządu do spraw osób niepełnosprawnych, Łukasz Krasoń w mediach wypowiadał się, że projekt prezydencki nie jest wystarczający. Nie chodzi jednak o to, aby prześcigać się w ilości projektów, ale o to, aby wziąć pod uwagę głosy płynące ze środowiska osób z niepełnosprawnościami oraz skorzystać z doświadczeń innych państw i ponad politycznymi podziałami stworzyć takie prawo, które w końcu umożliwi realne skorzystanie z pomocy asystenta osobom, które jej najbardziej potrzebują. Obyśmy jeszcze w tym roku mogli cieszyć się z uchwalonej ustawy, która przełoży się na naszą większą niezależność i samodzielność. && Zdrowie bardzo ważna rzecz Demencja. Poradnik dla rodzin Mateusz Różański Pierwsze objawy Pierwszym sygnałem są zmiany dotyczące zdolności poznawczych seniora. Jednym z najbardziej charakterystycznych dla tego pierwszego etapu, ale też takim, który łatwo może umknąć, są trudności w zapamiętywaniu ostatnich wydarzeń lub nowych informacji, wielokrotnie powtarzanych tych samych kwestii, np. pytań do bliskich - a kiedy będziesz?, odkładanie rzeczy w bardzo nietypowe miejsca, np. pilota od telewizora do lodówki. Następnym objawem są narastające problemy z poruszaniem się, chwytaniem przedmiotów, jak również problemy z wykonywaniem dobrze znanych, ale złożonych czynności - np. płacenie rachunków, przyjmowanie leków. Kłopoty pojawiają się z dobraniem słów oraz trudności z rozwiązywaniem prostych problemów. Osoba bliska wycofuje się z dotychczasowych zajęć i bardzo niechętnie chce spotykać się z innymi członkami rodziny oraz znajomymi. Spada siła mięśni, stawy stają się sztywniejsze. Dlatego, zanim senior zasiądzie do posiłku czy weźmie kąpiel, musi najpierw zrobić „rozgrzewkę” i nawet najprostsze czynności stają się dla niego uciążliwe, choć jeszcze niedawno był w dobrej formie. Znacznie wzrasta też ryzyko upadków - choćby przy porannym wstawaniu z łóżka. Pojawia się dezorientacja w miejscu i czasie. Wystąpieniu demencji towarzyszą też zmiany emocjonalne i osobowościowe. Senior coraz częściej jest nerwowy, zaniepokojony, pojawiają się często irracjonalne lęki przed tym, że zostanie on okradziony lub napadnięty we własnym mieszkaniu. Powstaje mechanizm spirali - senior czuje, że coś jest nie tak i jednocześnie ma poczucie, że jego najbliżsi go nie rozumieją. Rodzi to agresje i konflikty, które na pierwszy rzut oka nie mają żadnej przyczyny. Rodzina często zgłasza, że występują u pacjenta nagłe, nieadekwatne do sytuacji zachowania. Demencja sprawia, że zanika zdolność do logicznego myślenia i rozpoznawania ciągów przyczynowo-skutkowych. Senior przestaje potrafić korzystać z telefonu nie dlatego, że jego oczy lub dłonie są słabsze, ale dlatego, że nie potrafi skojarzyć faktu dzwonienia z konkretnymi czynnościami. Może zdarzyć się, że wyjdzie ze sklepu, nie płacąc za zakupy, lub pomyli pralkę z lodówką. Bardzo charakterystyczne dla demencji są sytuacje, że pacjent nie wie, jak wrócić do domu, gubi się na prostej drodze. Nie są to problemy wynikające ze zmęczenia czy roztargnienia, ale skutki bardzo poważnych zmian zachodzących w mózgu. Diagnoza Pierwszym krokiem jest rozmowa z lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej, który skieruje seniora na badania laboratoryjne oraz na konsultację u lekarza neurologa. Dzięki temu specjalista może dalej skierować osobę z podejrzeniem demencji na specjalistyczne badania, m.in. EEG i rezonans magnetyczny głowy (MRI). Bardzo ważne, by senior, u którego podejrzewa się demencję, odbył rozmowę z psychologiem, psychiatrą oraz geriatrą. Te wizyty u licznych specjalistów wynikają z potrzeby bardzo rzetelnego ustalenia przyczyn problemów neurologicznych pacjenta. Zmiany w mózgu mogą być efektem nie tylko choroby neurodegeneracyjnej, ale też zażywanych leków, używek czy przebytych wcześniej chorób - na przykład przechorowanej w dzieciństwie odry. Na pracę układu nerwowego ogromny wpływ może mieć cukrzyca i miażdżyca. Ich skutkiem bardzo często jest udar niedokrwienny mózgu. Sam udar, którego przyczyny mogą być bardzo różne, ma tzw. formę niemą i może przejść niezauważony ze względu na brak charakterystycznych objawów. Jednak taki udar bądź udary mogą skutkować poważnymi zmianami w mózgu. Dlatego warto też przejść badanie tętnic szyjnych (UDP), które wykluczy taką właśnie przyczynę zmian w mózgu. Pierwsze kroki po diagnozie Dobrze przeprowadzony proces diagnostyczny jest punktem wyjścia do dalszej pracy z osobą z demencją i starań o to, by jak najdłużej pozostawała ona sprawna i w miarę swoich możliwości samodzielna. Co ważne - ta praca nie powinna spoczywać tylko na członkach rodziny osoby z demencją. Dobrze jest zadbać o szeroki zakres form wsparcia. Najlepiej też z wyprzedzeniem ustalić z rodziną podział obowiązków. Nieodzowna będzie pomoc psychologa, opiekuna medycznego, terapeuty zajęciowego etc. Choć polski system wsparcia pod wieloma względami pozostawia wiele do życzenia, to jednym z pierwszych kroków jeszcze na etapie diagnozy jest zorientowanie się, z jakiej pomocy możemy skorzystać w naszej okolicy - ze strony choćby organizacji pozarządowych i samorządu - takich jak opieka wytchnieniowa, usługi opiekuńcze czy placówki dzienne. Warto naradzić się na ten temat z rodziną, zasięgnąć informacji w powiatowym centrum pomocy rodzinie czy w miejskim lub gminnym ośrodku pomocy społecznej. Warto sprawdzić, czy w naszej okolicy nie działa centrum aktywności senioralnej, środowiskowy dom samopomocy czy inna tego typu forma wsparcia. Kontakty do organizacji pozarządowych, z którymi warto się skontaktować, są zamieszczone na końcu artykułu. Bardzo dobrym pomysłem jest poznanie innych rodzin, w których są osoby z demencją. Coraz popularniejsze są tzw. warsztaty samozapoznawcze, podczas których ludzie, którym bliski jest temat demencji, wymieniają się swoimi doświadczeniami. Nigdy nie jest za wcześnie, aby porozmawiać o tym, jak można nawzajem sobie pomóc. Sprawy prawne Czymś, o co koniecznie trzeba zadbać, jest uzyskanie przez seniora orzeczenia o stopniu niepełnosprawności. Orzekanie do celów pozarentowych prowadzone jest przez powiatowe lub miejskie zespoły ds. orzekania o niepełnosprawności (PZON/MZON). Uzyskanie takiego orzeczenia uprawnia do szeregu ulg i form wsparcia, takich jak m.in. dofinansowań do likwidacji barier i ulgi rehabilitacyjnej. Szczegółowe informacje na ten temat można znaleźć w poradniku dostępnym na naszym portalu. Warto też skonsultować się z prawnikiem, m.in. w sprawie ustalenia pełnomocnictw dotyczących leczenia i dysponowania pieniędzmi oraz majątkiem osoby z demencją. Pozwoli to uniknąć licznych problemów. W obecnym kształcie polskiego prawa brak rozwiązań, takich jak wspierane podejmowanie decyzji, które ułatwiałoby funkcjonowanie rodziny osoby z demencją. Z tego powodu w wielu wypadkach rodziny są zmuszone podjąć decyzję o ubezwłasnowolnieniu seniora, którego zdolności poznawcze uległy wyraźnemu ograniczeniu. Pomoc w samodzielności W wielu krajach istnieją całe rozbudowane sieci wsparcia dla rodzin osób z demencją, a nawet programy dostosowywania mieszkań do potrzeb tych osób, by mogły jak najdłużej pozostawać samodzielne. Część z takich zmian możemy przeprowadzić sami - na przykład zabezpieczyć kuchnię. Wiele osób obawia się zwłaszcza tego, że senior z demencją spowoduje pożar, zostawi odkręcony gaz lub działający piekarnik. Dobrym pomysłem jest wymiana kuchni gazowej na elektryczną z płytą indukcyjną. Tak samo łazienkę i sypialnię można dostosować do potrzeb seniora z demencją, która przecież wiąże się z niepełnosprawnością ruchową. Zmianami, które mogą ułatwić pacjentowi codzienne funkcjonowanie, jest choćby wymiana łóżka na niższe czy wanny na prysznic. Osoby posiadające orzeczenie o niepełnosprawności, które mają trudności w poruszaniu się, mogą otrzymać dofinansowanie do likwidacji barier architektonicznych, o które można starać się w powiatowych centrach pomocy rodzinie. Decyzje o przyznaniu takiego dofinansowania podejmowane są indywidualnie i zależą m.in. od sytuacji danej osoby czy ilości wniosków złożonych w danym powiecie. Jest też wiele drobnych usprawnień - jak choćby zakup plastikowych kubków „niekapków”, dzięki którym łatwiej będzie seniorowi napić się ciepłego napoju bez strachu, że go rozleje czy stłucze kubek lub szklankę. Ważne również, by dokonując takich zmian, konsultować je z seniorem, nie narzucać mu czegoś, czego on nie chce. Zakup nowej kuchenki czy nawet kubków dobrze potraktować jako prezent świąteczny, imieninowy czy urodzinowy, a nie sposób na uniknięcie problemów. To traktowanie z szacunkiem i respektowanie granic jest niezwykle ważne w relacjach z osobą z demencją. Już od momentu diagnozy trzeba być w stałym dialogu z osobą chorą - jednak nie może być to odwrócony dialog rodzica z dzieckiem. Informacje na temat choroby i zmian zachodzących w życiu osób z demencją należy dozować, ale nie unikać takich rozmów. Kolejnym krokiem jest włączanie w życie seniora i jego rodziny osób zawodowo zajmujących się wsparciem osób z demencją, m.in. opiekuna medycznego, czyli osoby, która pomaga w czynnościach dnia codziennego, ale też udziela wsparcia emocjonalnego. Dobrze przygotowany opiekun medyczny nie tylko odciąży rodzinę, ale też pomoże uniknąć odleżyn czy infekcji. Ważne, by dobrze poznał on sytuację osoby, którą będzie wspierał i jej potrzeby, a także by miał możliwość nawiązania z nią więzi. Wybór opiekuna medycznego nie powinien być jednak narzucony osobie z demencją, która może nie życzyć sobie na przykład, by w toalecie pomagała jej osoba przeciwnej płci. Zadbać o aktywność Osoba z demencją wciąż może i - co bardzo ważne - powinna być aktywna w miarę swoich możliwości. Bardzo pozytywny wpływ na pracę mózgu ma kontynuowanie lubianych przez chorego aktywności. Seniorowi, który lubi grać w szachy, warto poszukać partnera do gry, który razem z nim będzie trenował i przez to rehabilitował jego układ nerwowy. Nie każdą rodzinę będzie stać na to, by zapewnić seniorowi pobyt w luksusowym ośrodku z dostępem do różnorodnych form rehabilitacji. W wielu wypadkach zbawienny może jednak być cotygodniowy wspólny spacer, wycieczka do muzeum lub wspólne czytanie. Ważne, by osoba z demencją była aktywna, nie czuła się odrzucona i osamotniona, ale też mogła robić to, co lubiła przed otrzymaniem diagnozy. Dobrym pomysłem jest skorzystanie z nowoczesnych form neurorehabilitacji. Osoba z demencją, przy pomocy odpowiedniego oprogramowania, może wykonywać ćwiczenia poprawiające jej kondycję psychiczną i intelektualną, takie jak budowanie domów w wirtualnej rzeczywistości. Doświadczenie demencji jest bardzo różne na różnych etapach rozwoju choroby i u różnych ludzi. Z czasem senior z demencją będzie potrzebował coraz bardziej intensywnego wsparcia - także medycznego. Dla jego bliskich ważne jest to, by pomóc mu jak najdłużej pozostawać sprawnym i samodzielnym, a także tworzyć dla niego przyjazną atmosferę i nie pozbawiać go podmiotowości. Warto szukać wsparcia, by nie pozostawać bez pomocy z wyzwaniami, które stwarza demencja i jednocześnie organizować się z innymi rodzinami, które również mają podobne problemy. Przydatne adresy Fundacja Alzheimerowska Wrocław ul. Pasteura 10 50-367 Wrocław tel.: (71) 784-15-85 https://fundacja-alzheimer.pl/ Bydgoskie Stowarzyszenie Opieki Nad Chorymi z Otępieniem Typu Alzheimerowskiego ul. Ujejskiego 11/1 85-168 Bydgoszcz tel.: 607-079-005 http://www.alzheimerbydgoszcz.pl/ Lubelskie Stowarzyszenie Alzheimerowskie ul. Towarowa 19 20-205 Lublin tel.: (81) 444-45-44 https://alzheimer-lublin.pl/ Łódzkie Towarzystwo Alzheimerowskie ul. Stanisława Przybyszewskiego 111 93-110 Łódź tel.: (42) 681-24-38 http://alzheimer-lodz.pl/ Małopolska Fundacja Pomocy Ludziom Dotkniętym Chorobą Alzheimera ul. Zygmunta Wyrobka 6 30-217 Kraków tel.: (12) 410-54-20 www.alzheimer-krakow.pl Fundacja „Tu i Teraz. Oswajamy Alzheimera Ubiad 89 33-311 Wielogłowy https://alzheimernowysacz.pl/ Siedleckie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera ul. Leśna 96 08-110 Siedlce tel.: 602-394-301 https://alzheimer.org.pl/ Opolskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób Niepełnosprawnych w tym Rodzin i Osób z Chorobą Alzheimera ul. Damrota 2 47-303 Krapkowice tel.: 500-169-863 https://www.opolski-alzheimer.pl/ Fundacja KTOTO - Zrozumieć Alzheimera ul. Łąkowa 6 46-070 Osiny tel.: 792-472-736 Podkarpackie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera ul. Seniora 2 35-311 Rzeszów tel.: 511-468-270 lub 511-468-274 https://www.alzheimer.rzeszow.pl/ Białostockie Stowarzyszenie Alzheimerowskie ul. Swobodna 38 lok. 9 15-756 Białystok tel.: 602-831-797 https://www.alzheimer-bialystok.pl/ Gdańskie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera ul. Armii Krajowej 94 81-824 Sopot tel.: (58) 551-63-64 Elbląskie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera ul. Pogodna 1 82-300 Elbląg tel.: 556-068-190 https://www.facebook.com/profile.php?id=100067578162380 Wielkopolskie Stowarzyszenie Alzheimerowskie ul. J. Garczyńskiego 13 61-527 Poznań tel.: 501-081-709 http://www.alzheimer-poznan.pl/ Centrum Alzheimera Aleja Wilanowska 257 02-730 Warszawa tel.: (22) 843-19-22 https://www.ca.waw.pl/ Stowarzyszenie Mali Bracia Ubogich ul. Gen. W. Andersa 13 00-159 Warszawa tel.: 600-615-110 https://www.malibracia.org.pl/ Senior Hub. Instytut Polityki Senioralnej ul. Tamka 16, lokal 32. 00-349 Warszawa https://seniorhub.pl/ Źródło: https://www.niepelnosprawni.pl/ && Kuchnia po naszemu Sprawdzone przepisy Izabela Karpińczuk Sałatka z kaszy kuskus Składniki: 300 g kaszy kuskus, 2,5 szklanki wody, sól, pieprz cytrynowy, słoik suszonych pomidorów, 1 cebula, szklanka mrożonego groszku, pestki dyni i słonecznika. Wykonanie: kaszę kuskus zalać wrzącą wodą, posolić. Pomidory suszone pokroić na mniejsze kawałki. Cebulę pokroić i podsmażyć, dodać kuskus, pomidory i mrożony groszek. Dodać olej z suszonych pomidorów, doprawić pieprzem cytrynowym i solą. Posypać podprażonymi pestkami dyni i słonecznika. Fasolka po bretońsku Składniki: 0,5 kg fasoli Jaś, dwa pętka dobrej jakości kiełbasy, 2 wędzone żeberka, 1 cebula, kawałek boczku, 3 ząbki czosnku, 1 puszka pomidorów, sól, pieprz, papryka ostra i słodka, majeranek. Wykonanie: fasolkę namoczyć dzień wcześniej, gotować z przyprawami i wędzonymi żeberkami. Boczek, kiełbasę, cebulę i czosnek pokroić, podsmażyć, dodać pomidory z puszki, następnie przełożyć do fasoli, wymieszać i doprawić przyprawami. Gotować do miękkości, podawać z chrupiącym pieczywem. Chłopski garnek Składniki: dwa pętka kiełbasy, kawałek boczku, 1 duża cebula, 1 papryka, 1 cukinia (opcjonalnie), 300 g pieczarek, 400 g ziemniaków, 2 marchewki, czosnek, 2 łyżki przecieru pomidorowego, przyprawa fix „chłopski garnek”. Wykonanie: składniki pokroić, boczek, kiełbasę i cebulę podsmażyć, dodać pozostałe składniki, całość zalać 0,5 l wody z przyprawą chłopski garnek, dodać przecier pomidorowy, gotować pod przykryciem, doprawić do smaku. Polędwiczki Składniki: 350 g polędwiczki wieprzowej, 0,5 kg pieczarek, 1 łyżeczka suszonego rozmarynu, 200 g śmietany 30%, 3 ząbki czosnku, 2 łyżki musztardy delikatesowej, sól i pieprz. Wykonanie: polędwiczki pokroić w plastry o grubości ok. 1 cm, obsypać solą i pieprzem. Smażyć na oleju 4 min. z każdej strony, wyłożyć na talerz i przykryć folią. Na tym samym oleju smażyć pieczarki. Po 10 min. dodać wymieszaną śmietanę z musztardą, rozmaryn i przeciśnięty przez praskę czosnek. Chwilę gotować, dodać mięso i gotować jeszcze 5 min. Doprawić do smaku. && Z poradnika psychologa Jak nie ulegać pokusom Małgorzata Gruszka Sprawianie sobie przyjemności jest naturalnym, zdrowym i potrzebnym elementem naszego życia. Czasami jednak staje się niepotrzebne, niezdrowe a nawet szkodliwe. Mówimy wówczas o pokusach, którym ulegamy z braku silnej woli… Kolejny „Poradnik psychologa” poświęcam trudnościom w odmawianiu sobie rzeczy, o których wiemy, że nam szkodzą lub mogą zaszkodzić. Tłumaczę, czym są pragnienia i pokusy, wyjaśniam, dlaczego opieranie się im bywa trudne i podpowiadam, co zrobić, żeby stało się łatwiejsze. Od pragnienia do pokusy Jak powstaje pragnienie? Pragnienie, nazywane chęcią, ochotą lub zachcianką, powstaje na skutek skojarzenia jakiejś czynności z pożądanym stanem fizycznym lub psychicznym. Stanem tym może być odczucie szeroko rozumianej przyjemności lub eliminacja szeroko rozumianego dyskomfortu. Skojarzenie powstaje na bazie wielokrotnego doświadczania owych stanów zaraz po lub jeszcze w trakcie jakiejś czynności. Na potrzeby tego poradnika posłużę się przykładami dwóch czynności, które wielu z nas kojarzą się z przeżyciem przyjemności i poprawą samopoczucia, a są to: jedzenie słodyczy i palenie papierosów. Pierwsze, zawierają cukier, który działa na znajdujący się w mózgu układ nagrody, dzięki któremu czujemy najpierw „niebo w gębie”, a potem przez jakiś czas energię, nasycenie, błogość lub ulgę od dyskomfortu. Drugie, zawierają nikotynę, która zwiększa wydzielanie dopaminy - substancji chemicznej wywołującej przyjemne pobudzenie i odprężenie. Po skojarzeniu jedzenia słodyczy lub palenia z pożądanym stanem ciała i/lub ducha w naszym systemie poznawczym zaczynają funkcjonować wymienione przekonania: „jak palę, jestem spokojniejszy/a”, „po zjedzeniu czegoś słodkiego czuję się lepiej”. Przekonania te aktywują się w określonych sytuacjach i generują myśli wywołujące pragnienia. Myśli te mogą brzmieć mniej więcej tak: „jak zapalę, to szybciej to skończę”, „zjem czekoladkę i poczuję się lepiej”, „jak nie zapalę, to tego nie skończę”, „muszę zjeść coś słodkiego, bo zasnę”. Jak powstaje pokusa? Do tego, żeby powstała pokusa, potrzebne jest pragnienie. Istotę pokusy stanowią myśli podsuwane nam przez umysł, brzmiące mniej więcej tak: „to tylko jeden papieros”, „ten mały cukierek mi nie zaszkodzi”, „nic się nie stanie, jak sobie zapalę”, „od jednego ciastka nie utyję”, „zapalę teraz, to nie zapalę później”, „to będzie ostatnia słodkość na dziś”. Dlaczego trudno nie ulegać pokusom? Słodycze i papierosy są dla ludzi i korzystanie z nich nie jest problemem, dopóki nie zauważymy, że robimy to częściej niż byśmy chcieli. Robimy częściej, czyli ulegamy pokusom. Trudności w oparciu się im wynikają z wielu czynników. Szybka akcja Wszystko, co opisałam wyżej, dzieje się bardzo szybko, wręcz błyskawicznie. Dlatego, najczęściej uświadamiamy sobie jedynie początek i koniec całej akcji, a więc pragnienie czegoś i zaspokojenie go. Nie zauważając tego, co pomiędzy, trudno jest zatrzymać się przed finałem. Błędne koło pragnień Z błędnym kołem pragnień mamy do czynienia wówczas, gdy wiemy już, że dana czynność nam szkodzi, że chcemy ją ograniczyć, ale nam się nie udaje. Mechanizm błędnego koła 1. Pragnienie przeżycia przyjemności lub przerwania dyskomfortu przez zapalenie lub zjedzenie czegoś słodkiego. 2. Pokusa sięgnięcia po papierosa lub słodkość. 3. Zaspokojenie pragnienia przez sięgnięcie po papierosa lub słodycz. 4. Przeżycie przyjemności lub doświadczenie ulgi od dyskomfortu. 5. Poczucie winy/braku kontroli/bezradności. 6. Dyskomfort. 7. Pragnienie pozbycia się dyskomfortu. 8. Pokusa. 9. Zaspokojenie pragnienia. 10. Doświadczenie ulgi od dyskomfortu. 11. Poczucie winy/braku kontroli/bezradności. 12. Dyskomfort. 13. Pragnienie pozbycia się dyskomfortu… Błędne koło jest silnie działającym i mocno utrwalonym mechanizmem, dlatego trudno je przerwać. Zmęczenie walką wewnętrzną Osoby, które od dłuższego czasu starają się ograniczyć coś w swoim życiu, wiedzą, że każdorazowej decyzji towarzyszy wewnętrzna walka myśli namawiających do czegoś z myślami odradzającymi to coś. Walka ta może powodować zmęczenie i dyskomfort - prowadzące ostatecznie do ulegnięcia pokusie. Nietrzeźwe myślenie Istotą pragnienia jest wyobrażenie tego, jak będziemy się czuli w trakcie wykonywania danej czynności lub zaraz po niej i dzięki niej. Wyobrażenie to zakłóca tzw. trzeźwe myślenie, czyli dostęp do argumentów przemawiających przeciwko danej czynności. Mówiąc wprost, w oparach pragnienia możemy kompletnie zapomnieć o wszystkim, co przemawia za powstrzymaniem się od jego zaspokojenia, a bardzo wyraźnie widzieć to, co przemawia za jego zaspokojeniem. Mylenie pragnień z potrzebami Nieuleganie pokusom jest trudne także dlatego, że stojące za nimi pragnienia jawią się nam jako potrzeby. W rzeczywistości nimi nie są, ale przekonanie, że potrzebujemy słodyczy lub papierosów do tego, żeby lepiej się poczuć, jest silne i mocno utrwalone. Brak poczucia wpływu Ulegamy pokusom również z powodu braku poczucia wpływu na to, czego pragniemy i co w związku z tym robimy. Wydaje nam się, że skoro mamy pragnienie/pokusę, to nie możemy jej się oprzeć i… ulegamy. Im częściej ulegamy, tym bardziej umacnia się w nas poczucie braku wpływu. W końcu możemy nabrać przekonania i żyć w przeświadczeniu, że jesteśmy zupełnie bezradni wobec jakiejś pokusy. Przekonanie takie prowadzi do poddania się i zaniechania prób odzyskania kontroli nad zaspokajaniem danego pragnienia. Co ułatwia kontrolowanie zaspokajania pragnień? Wykorzystywanie wiedzy Mając wiedzę o tym, jak powstają pragnienia i pokusy, i jakie mechanizmy stoją za nimi, możemy wykorzystać ją do stopniowego uświadamiania sobie tego, co dzieje się z nami i w nas. Wiedza podpowiada nam, czego możemy się spodziewać i na co warto uważać, gdy poczujemy pragnienie. Znajomość bodźców wyzwalających Bodźce wyzwalające to stany, w których najczęściej odczuwamy określone pragnienia i pokusy. Bodźcami wyzwalającymi pragnienia, których zaspokajanie trudno ograniczyć, są głównie smutek, niepokój, złość, napięcie, stres, zmęczenie, nuda i osamotnienie. Wiedząc to, w chwilach dyskomfortu i pragnienia możemy zastosować opracowane wcześniej strategie. Świadomość wpływu Pragnienia pojawiają się niezależnie od naszej woli. Po prostu zastajemy je w sobie. Między pragnieniem a jego zaspokojeniem istnieje rozbieżność czasowa i to jest moment, w którym może pojawić się nasz wpływ. To także miejsce, w którym możemy przerwać błędne koło pragnienia. Zauważanie myśli i przeciwstawianie się im Nasz wpływ to przede wszystkim zauważanie myśli pojawiających się w głowie, gdy mamy na coś ochotę. Pokusę stanowią tzw. myśli przyzwalające, czyli podsuwane nam przez umysł argumenty za zaspokojeniem pragnienia. Pod wpływem pragnienia umysł koncentruje całą uwagę na tym, co dzieje się tu i teraz, całkowicie pomijając przyszłość. Możemy się temu przeciwstawić, tworząc własną listę powodów ograniczania słodyczy lub papierosów i osobistych argumentów za ich ograniczaniem. Pomocne bywa również stworzenie wizji tego, jak będziemy wyglądać, czuć się ze sobą i funkcjonować w określonej przyszłości, np. za 5 lat, kontrolując i nie kontrolując zaspokajania danego pragnienia. Mając taką listę i wizję w zasięgu ręki, można po nią sięgać zawsze, gdy jakaś zachcianka utrudni trzeźwe myślenie. Chodzi o to, by w takiej chwili nakierować umysł na to, co wiemy, czego jesteśmy świadomi i na czym nam zależy poza momentami, gdy „pole myślenia” zawężane jest przez odczuwane pragnienie. Argumenty i wizje mogą mieć najróżniejszą postać. Mogą to być myśli i opisy w formie tekstów, nagrania, rysunki itp. Można mieć je w zasięgu ręki, np. w smartfonie lub umieścić w miejscach, gdzie ograniczane pragnienie i związane z nim pokusy dopadają nas najczęściej. Świadome zakupy Pragnienie czegoś słodkiego lub dymka daje o sobie znać o wiele wcześniej niż nam się wydaje. Pod jego wpływem jesteśmy już w momencie, gdy nabywamy w sklepie słodycze lub papierosy. Robiąc to, zabezpieczamy się przed niemożnością zaspokojenia pragnienia i w ten sposób podtrzymujemy je. Kontrolowanie dogadzania sobie będzie łatwiejsze, jeśli zaczniemy je już w sklepie, kupując mniej i planując, na jaki czas ta ilość ma wystarczyć. Akceptacja małych zmian Walka z daną pokusą bywa łatwiejsza, jeśli zaczynamy od małych zmian, polegających na stopniowym ograniczaniu zaspokajania jakiegoś pragnienia. Stopniowe ograniczanie może polegać na odraczaniu w czasie danej czynności, dzięki czemu w ciągu dnia rzadziej ulegniemy pokusie. Jedzenie przez miesiąc maximum trzech czekoladek w ciągu dnia zamiast pięciu; wypalanie przez miesiąc maximum piętnastu papierosów zamiast dwudziestu może być początkiem większej zmiany. Odnotowywanie sukcesów Często walcząc z jakąś pokusą, skrzętnie rejestrujemy wszystkie najmniejsze potknięcia, zapominając o osiągniętych sukcesach. Tymczasem, warto skrzętnie je odnotowywać i podsumowywać co jakiś czas. Nic tak nie zagrzewa do dalszej walki, jak bilans osiągniętych sukcesów! Powodzenia! && „Z polszczyzną za pan brat” Łączyć czy nie łączyć? Tomasz Matczak Jak Polska długa i szeroka, znany jest dylemat zapisywania cząstki „nie” z różnymi wyrazami. Oczywiście, można i należy zawsze posiłkować się słownikami, ale mam wrażenie, że czasami bardziej ufamy własnej intuicji i właśnie dlatego popełniamy błędy. Nie zajmę się dziś pisownią „nie” w szerokim kontekście. Skupię się jedynie na pewnej grupie wyrazów, bo jak pokazuje doświadczenie, sprawiają one kłopoty. Chodzi o rzeczowniki odczasownikowe, takie jak palenie, jedzenie, naklejanie, robienie itp. Zasada pisowni cząstki „nie” z tymi wyrazami jest bardzo prosta: należy zawsze pisać je łącznie, a więc: niepalenie, niejedzenie, nienaklejanie i nierobienie. Skąd zatem biorą się wątpliwości i błędy, które można spotkać w wielu miejscach? Prawdopodobnie chodzi o analogię do poprawnego użycia rozłącznego, które zależy od kontekstu wypowiedzi. Oto przykłady: „prosimy o niepalenie papierosów na terenie szpitala”, ale „nie palenie papierosów, lecz picie alkoholu jest przyczyną choroby Jana”. Różnica w pisowni wynika z różnicy w przekazie. W pierwszym zdaniu „niepalenie” oznacza konkretną czynność, zaś w drugim, cząstka „nie” jest użyta w formie zaprzeczenia. Ogólnie można stwierdzić, że we wszystkich ogłoszeniach, obwieszczeniach czy prośbach należy używać pisowni łącznej: uprasza się o niepalenie, niepicie, niejedzenie, niewychodzenie itp. Natomiast w wyrażeniach z zaprzeczeniem, np. nie jedzenie, lecz obżeranie się, nie picie, lecz opijanie się, nie mówienie, lecz krzyczenie, obowiązuje pisownia rozłączna. Być może błędy wynikają także z niewłaściwej interpretacji normy, która nakazuje cząstkę „nie” pisać z czasownikami oddzielnie: nie pić, nie jeść, nie chodzić itp. Kto wie, może rzeczowniki pochodzące od jakichś czynności, czyli pisanie, spanie, jedzenie, zbyt mocno kojarzą się komuś z czasownikami? Takim osobom radzę przyjrzeć się wyrazowi pod kątem odmiany. Jeśli da się go odmienić przez osoby czy czasy, np. piję, pił, piła, to ani chybi czasownik, a jeśli przez przypadki i liczby, np. jedzenie, jedzenia, jedzeniem, jedzeniu, to rzeczownik. Na koniec ciekawostka: gdybyśmy kogoś prosili o nienienawidzenie innych, to też należałoby zapisać to łącznie. Na szczęście występowanie tego zwrotu jest niezwykle rzadkie, więc i prawdopodobieństwo błędu znikome. Już szybciej poprosimy o nieniepokojenie, czyli pozostawienie w spokoju. Cóż, norma językowa jest nieubłagana! Jakkolwiek dziwnie to wygląda, prawidłowa jest tylko pisownia łączna, drodzy Czytelnicy! Prawda, że język polski jest uroczy! PS Może mi Państwo nie uwierzą, ale po napisaniu tego tekstu posłużyłem się funkcją sprawdzania pisowni w dokumencie Microsoft Word. Jakież było moje zdziwienie, gdy program podkreślił następujące błędy: nienaklejanie, nierobienie, niewychodzenie, nienienawidzenie i nieniepokojenie! Uprasza się zatem o zbytnie nieufanie funkcji sprawdzania pisowni! Mamma mia! „Nieufanie” program też podkreślił jako błąd! && Rehabilitacja kulturalnie Młoda dusza starszego pana Paweł Wrzesień Jako najmłodszy syn Państwa Przyborów, urodzony w 1915 roku, Jeremi był oczkiem w głowie rodziny. Nie brakowało mu też niczego w sferze materialnej. Ojciec, jako właściciel słynnej wówczas warszawskiej cukierni L. Lourse, doskonale prosperował. Pierwszą chmurą na słonecznym niebie dzieciństwa Jeremiego było rozstanie rodziców. Trzymali go z daleka od wzajemnych kłótni i oskarżeń. Zauważył tylko, że ojciec staje się w domu coraz rzadszym gościem, a wkrótce pozostały po nim tylko empirowe meble w gabinecie i pasek do ostrzenia brzytwy. Stefan Przybora porzucił żonę i wyprowadził się do młodszej o 20 lat Władysławy. Z dziećmi nadal miał serdeczny kontakt, a zdradzona żona dbała, aby nie niszczyć w ich świadomości obrazu kochającego taty. Sam Jeremi przyznawał, że on także na swój sposób dopuścił się zdrady, gdyż polubił panią Władysławę od pierwszego wejrzenia. Wkrótce zaczęła mu również matkować, gdy w wieku kilku lat przeprowadził się do domu ojca. „Macoszka”, jak ją nazywał, traktowała go jak syna, nie doczekawszy się własnego potomstwa. Gdy przyszły poeta miał zaledwie 9 lat, wyjechali z ojcem i jego drugą żoną do folwarku położonego w bydgoskim Miedzyniu, liczącego ponad 400 hektarów powierzchni. Ojciec postanowił zmienić się w ziemianina, nie mając o gospodarce rolnej większego pojęcia. Jeremi wspomina te lata błogo, jako czas beztroski, przyjaźni z chłopskimi dziećmi, pysznego smaku razowca ze smalcem i zabaw wśród pól i lasów. Po 3 latach gospodarowania trzeba było pogodzić się z zaglądającym w oczy bankructwem, sprzedać Miedzyń i powrócić do stolicy. W Warszawie Jeremi ukończył gimnazjum im. Mikołaja Reja i podejmował kolejno studia na kierunku nauk politycznych, handlu i anglistyki, lecz żadnych nie ukończył. W 1931 roku zmarł ojciec, co jednak nie rozluźniło relacji Jeremiego z macochą. Nasz bohater szukał dla siebie życiowej drogi, a pierwszą poważną pracą stała się dlań rola nauczyciela w kresowym majątku Szczorse, zamieszkanym przez polsko-rosyjską rodzinę Chreptowicz-Butieniew. Przygotowywał tam Sieriożę, czyli najmłodszą latorośl rodu, do podjęcia nauki w gimnazjum, choć bardziej angażowały go wdzięki starszych sióstr ucznia. Nie doszło jednak do mezaliansu, a przyjaźń z rodziną chlebodawców przetrwała wiele kolejnych lat. Po powrocie do Warszawy postarał się o miejsce w gimnazjum Reja dla młodego Sierioży, a sam znalazł zatrudnienie w powstałym zaledwie dekadę wcześniej Polskim Radiu. Był młody, dobrze zarabiał, a pozbawiony nadzoru ojca nie wahał się korzystać z życia. Po latach opowiadał o suto zakrapianej nocnej imprezie, po której z nadludzkim wysiłkiem starał się prawidłowo wykonywać swe obowiązki podczas dyżuru spikerskiego. W radiu poznał Jerzego Wasowskiego, zatrudnionego jako technik w amplifikatorni. Często wstępował do niego po dyżurach na rozmowę i wspólne słuchanie muzyki, nie podejrzewając, czym w przyszłości zaowocuje ta znajomość. Wybuch wojny zastał Przyborę w Warszawie. Odmówił opuszczenia stolicy wraz z tzw. karawaną Karaffy-Kraeuterkrafta, czyli kolumną aut wywożących w stronę Rumunii pracowników Polskiego Radia. Pozostał na posterunku aż do kapitulacji Warszawy i to on właśnie odczytał anglojęzyczną wersję tragicznego komunikatu o zakończeniu działalności Radia po wkroczeniu Niemców do stolicy. W czasie wojny pracował oficjalnie w inspekcji handlowej i prowadził sklep. Wtedy też poznał swą pierwszą żonę Marię i począł z nią córkę Martę - późniejszą modelkę i prezenterkę telewizyjną. Po wybuchu powstania warszawskiego wstąpił w szeregi Armii Krajowej pod pseudonimem „Doman” i zajmował się organizacją radia powstańczego. Po wojnie wraz z rodziną zamieszkał na krótko w Łodzi, a potem włączył się w pracę rozgłośni Polskiego Radia w Bydgoszczy, gdzie jego talent satyryczny po raz pierwszy dał się podziwiać w audycji „Pokrzywy nad Brdą”. Przebojem wśród słuchaczy stała się parodia gimnastyki porannej. Do Warszawy powrócił w roku 1948 i stworzył cykliczne słuchowisko „Teatrzyk Eterek”, określane najszerszym uśmiechem radia czasów stalinowskich. I rzeczywiście, perypetie wdowy Eufemii, jej syna Mundzia i profesora Pęduszki były stylową satyrą na ponurą i biedną powojenną rzeczywistość, bawiąc rodzajem humoru, który potem w pełnej krasie objawił się w twórczości duetu Przybory i Wasowskiego. A ten słynny duet zadebiutował w roku 1958, kiedy „Eterek” ostatecznie zszedł z anteny. „Popołudnie starszych panów”, czyli pierwszy program kabaretu, był wyemitowany, gdy obaj panowie byli zaledwie po czterdziestce, zatem ich starszy wiek był jeszcze mocno wątpliwy. Należy go raczej kojarzyć z nieco staroświeckim poczuciem humoru, pozbawionym nowoczesnej dosłowności i prostactwa, a przesyconym dobrotliwą czułością wobec świata, który w ten sposób próbowali obłaskawić. Nie tworzyli bowiem wyidealizowanej, sztucznej rzeczywistości, ale nakładali na życie pogodny filtr, który sprawiał, że widz czuł sympatię zarówno wobec kombinatora i złodzieja Kuszelasa, genialnie zagranego przez Edwarda Dziewońskiego, jak i pań lekkich obyczajów, śpiewających swą skargę na Portugalczyka Osculati, który im nie zapłacił. Ze sceny podziwiano śmietankę polskich aktorów, od Ireny Kwiatkowskiej i Mieczysława Czechowicza, aż do Aleksandry Śląskiej czy Kaliny Jędrusik, która zadebiutowała właśnie u „Starszych panów” jako Kaloryna, czyli dziewczyna zrodzona z żeberka kaloryfera. Równolegle kabaret był emitowany także jako zaadaptowane dla potrzeb radia słuchowisko. Większość z kabaretowych piosenek, jak „Addio pomidory”, „Wesołe jest życie staruszka” czy „Piosenka jest dobra na wszystko” jest nadal słuchana i doceniana. Duet starszych panów zakończył działalność w 1966 roku. W kolejnych latach Przybora nagrał cykl spektakli „divertimento” oraz pojedyncze widowiska, m.in. we współpracy z Magdą Umer, uważaną do dziś za ambasadorkę jego twórczości. Życie prywatne pana Jeremiego obfitowało w zwroty akcji. W latach 50. rozstał się z Marią, aby poślubić Igę, z którą mieli syna Konstantego, dziś cenionego właściciela agencji reklamowej. Nowy związek nie trwał jednak długo i po kilku latach Jeremi Przybora kolejny raz ożenił się, tym razem z Alicją Wirth, swą ostatnią żoną, którą sam określał jako miłość życia. Razem wynieśli się z tłocznej i hałaśliwej Warszawy do domu na wsi, który Alicja osobiście urządzała, dbając także o ogród. Wrośli w lokalny pejzaż, zaprzyjaźnili się z miejscowymi i wiejskie siedlisko stało się ich azylem na stare lata. Pani Alicja odeszła w roku 2000, a mąż dołączył do niej 4 lata później. Za pożegnanie Jeremiego Przybory ze słuchaczami można uznać nową interpretację piosenki „Na całej połaci śnieg”, wykonaną w duecie z Anną Marią Jopek na przełomie stuleci. Mimo że pana Jeremiego nie ma już z nami od 20 lat, pozostała jego twórczość skrząca się inteligentnym humorem, zgrabnym rymem i przewrotną puentą. Są też dzieła pisane, jak „Przymknięte oko opaczności”, „Listy z podróży” czy zapis korespondencji z Agnieszką Osiecką pt. „Listy na wyczerpanym papierze”, dostępne w wypożyczalni DZdN. Warto po nie sięgać jak po lek na stres czy smutek. && W sto pierwszą rocznicę urodzin Gustawa Holoubka Ireneusz Kaczmarczyk „Jeśli dwóch ludzi rozmawia, a reszta słucha ich rozmowy - to już jest teatr”. Gustaw Holoubek Wybitny aktor teatralny, filmowy i reżyser. Zagrał ponad 50 ról filmowych i wystąpił w niemal 100 przedstawieniach Teatru Telewizji. Urodził się 21 kwietnia 1923 r. w Krakowie. Uczęszczał do I Państwowego Liceum i Gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego. W 1939 roku brał udział w kampanii wrześniowej. Był więźniem obozów jenieckich w Altengrabow i Toruniu. W 1945 roku został studentem krakowskiego Studia Dramatycznego. Początkowo grywał na scenach teatrów krakowskich. Debiutował rolą Charysa w „Odysie u Feaków” w Starym Teatrze. Współpracował z krakowską szkołą teatralną: „Pedagogiem, któremu zawdzięczam wszystko, począwszy od wiedzy podstawowej, poprzez wiarę w to, że poezja może być użyteczna, a skończywszy na opiece praktycznej (…) był Władysław Woźnik”. W Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego rozpoczyna pracę w 1949 roku. Na katowickiej scenie przyjmuje role: Pierczychina w „Mieszczanach” Gorkiego, Oronta w „Mizantropie” Moliera, Łatki w „Dożywociu” Fredry, Jana Kazimierza w „Mazepie” Juliusza Słowackiego. Sztuką Howarda Fasta „Trzydzieści srebrników” debiutuje jako reżyser. Tu spotyka przyszłą żonę Danutę Kwiatkowską. Jeszcze w tym samym roku pobierają się, a owocem ich związku jest Ewa. Środowisko, w którym dorasta, zdecyduje o karierze córki. Stolica to kolejny etap życia zawodowego i prywatnego Gustawa Holoubka. „W Warszawie (…) postanowiłem zrobić coś odwrotnego niż to, co robiłem do tej pory: z pomocą swojego zawodu określić samego siebie. Skorzystać z okazji, jaką może być każda rola, żeby powiedzieć to, co ja osobiście mam do powiedzenia za pośrednictwem takiej czy innej postaci (…)”. - M. Czanerle, „Gustaw Holoubek. Notatki o aktorze myślącym”. W Teatrze Polskim zagrał sędziego Custa w spektaklu „Trąd w pałacu sprawiedliwości” Ugo Bettiego. Tytułową rolę w sztuce Sofoklesa „Król Edyp” i Goetza w dramacie Jeana Paula Sartre’a „Diabeł i Pan Bóg” zagrał w Teatrze Dramatycznym. Tam też odegrał postać Hamleta w sztuce Williama Szekspira, którą reżyserował. Na scenie Teatru Narodowego wystąpił w roli Ryszarda II w „Uciekła mi przepióreczka” Stefana Żeromskiego. W „Dziadach” Adama Mickiewicza grał Gustawa-Konrada. Wybitne role wykreował również w Teatrze Ateneum. Marię „Maję” Wachowiak poznał na planie filmu „Pożegnania” Wojciecha Hasa. Była wielbicielką talentu zarówno reżysera, jak i samego Gustawa. Kiedy dowiedziała się, że ma zagrać w „Pożegnaniach”, postanowiła obejrzeć „Pętlę”, w której Holoubek grał główną rolę. „Byłam pod wielkim wrażeniem, cóż za niezwykły, wspaniały rodzaj aktorstwa” - mówiła w wywiadzie. Wzajemną fascynację przypieczętowali ślubem w 1962 roku. Wesele przeszło do legendy i znalazło się na kartach powieści „Miazga” Jerzego Andrzejewskiego. Maria urodzi Gustawowi córę Magdalenę, która zostanie archeologiem śródziemnomorskim. Obok niezapomnianych postaci filmowych: alkoholika w „Pętli” i Mirka w „Pożegnaniach” stworzył ponadczasowe kreacje: Dziadzia we „Wspólnym Pokoju” Zbigniewa Uniłowskiego i doktora Gotarda w „Sanatorium pod Klepsydrą” Brunona Schulza. U Tadeusza Konwickiego zagrał postać Gospodarza w „Salcie” i Poetę w „Lawie” według „Dziadów” Adama Mickiewicza. Spotkanie Magdaleny Zawadzkiej z Gustawem Holoubkiem miało miejsce podczas zdjęć do filmu „Spotkanie w Bajce”. Mija 10 lat i w 1973 roku para wstępuje w związek małżeński. W tym czasie Holoubek pełni funkcję wykładowcy w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Pięć lat po ślubie przychodzi na świat syn. W „Super Expressie” z 2013 roku Jan wspominał: „(…) nie postrzegałem ojca jako wielkiego aktora, tylko jako mojego tatę, jako normalnego człowieka. Był bardzo ciepłym i kochanym rodzicem (…)”. Od 1981 roku pełni funkcję honorowego prezesa Związku Artystów Scen Polskich, a w 1989 roku zostaje profesorem Akademii Teatralnej. W latach 90. jest senatorem I kadencji Rzeczypospolitej Polskiej, członkiem Rady ds. Kultury przy Prezydencie RP i członkiem Polskiej Akademii Umiejętności. Autobiograficzną książkę pt. „Wspomnienia z niepamięci” publikuje w roku 1999. Umiera w Warszawie z 5 na 6 marca 2008 roku. Zostaje pochowany na warszawskich Starych Powązkach. Spośród żegnających go przedstawicieli władz państwowych, bliskich i przyjaciół nie sposób pominąć: żony Magdaleny, syna Jana, Kazimierza Kutza, Daniela Olbrychskiego, Tadeusza Konwickiego i Piotra Fronczewskiego, który podczas uroczystości pogrzebowej nie krył bólu i wzruszenia: „Pozostawiasz nas w czasach kryzysu słowa, kiedy człowiek zastanawia się nad Boskością Chrystusa, mówi o «Bogu urojonym», próbuje przypisać historii kłamstwo i blef, o miłości mówi jak o przedmiocie ewolucji podobnej skrzydłom u ptaków i płetwom u ryb. Zastanawiamy się, czy przypadkiem nie zostaliśmy bezmyślnie rzuceni z nicości w nicość. Chcę powiedzieć teraz, bo nie wszystkie rozmowy udało nam się dokończyć. Chcę powiedzieć jako przyjaciel, chcę powiedzieć za Ciebie, bo nie wiem, czy zdążyłeś, ponieważ byłeś zajęty żmudnymi i trudnymi przygotowaniami do podróży. Mam taką wolę i chcę powiedzieć: Wierzę w Boga Ojca… Żywot wieczny. Amen”. 3 lata później Magdalena Zawadzka wydaje wzruszające wspomnienia o wspólnym życiu z Gustawem Holoubkiem. Książka „Gustaw i ja” dostępna jest w zbiorach Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego. W wywiadzie, udzielonym Polskiej Agencji Prasowej, Magdalena Zawadzka wspomina: „(…) Obok miłości, w naszym związku istniał rodzaj lubienia się nawzajem; lubienia nawet wad tego drugiego człowieka. Przymykaliśmy na nie oko i działało to w obie strony (…)”. Na portalu Adapter znajdziemy filmy z udziałem aktora, z audiodeskrypcją - dostępne dla niewidomego odbiorcy. Za życia Holoubek otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Medal Gloria Artis - Zasłużony Kulturze. Orderem Orła Białego został uhonorowany pośmiertnie. PS Aktor cenił św. Jana Pawła II: „Zapadł mi w pamięć list papieża skierowany do wszystkich artystów, którzy mają ambicje być twórcami. Pisze w nim, że są na ziemi pomocnikami Boga, Jego ręką w doczesności, która buduje z niczego rzeczywistość będącą dziełem wyobraźni, wrażliwości”. Wytchnienia i odpoczynku, podobnie jak Papież, szukał w Tatrach. Pisze o tym Zofia Turowska w książce pt. „Gustaw. Opowieść o Holoubku”. && Justa poleca ciekawe podcasty na YouTube Justyna Margielewska Podcasty na dobre zagościły w serwisie YouTube obok klasycznych filmów wideo i zgromadziły wierne grono fanów. Twórcy znani z wizualnych treści próbują zaistnieć w tym medium. Ja robię podobnie (JUSTA ANIMUJE). W tym zestawieniu będzie mowa o tych, dla których nagrania audio stały się ich wyróżnikiem. Oto moje top 10! 10. Listę otwiera podcast Disney100. Jest to seria audycji na kanale YouTube Disney Polska. W studio Kamila Bałuka spotykają się aktorzy głosowi, historycy, twórcy dialogów i inni naukowcy, którzy odpowiadają na pytania związane z popkulturowym fenomenem filmów, książek, komiksów, programów sygnowanych mysim logo. Polecam odcinek z Miriam Aleksandrowicz (znana jako hiena Shenzi z Króla Lwa), jak opowiadała o byciu filmowym czarnym charakterem. 9. To podcast dubbingowy z serii „Widzę głosy” (nagrania publikowane jak klasyczne filmy). Jest to projekt Natalii Litwin, która od lat przedstawia sylwetki polskich aktorów głosowych. W odcinkach twórcy odpowiadają na pytania dziennikarki oraz wplatane są fragmenty z animacji, gdzie słychać te niezapomniane głosy. Oprócz wywiadów udostępniane są piosenki w wykonaniu gwiazd dubbingu. 8. Należy do Radia Naukowego, tworzonego przez dziennikarkę Karolinę Głowacką. Reporterka jeździ po Polsce, rozmawia z badaczami i skutecznie przekonuje swoich słuchaczy, że nawet fizyka kwantowa jest do polubienia przez Kowalskiego. Czy krowa na łące pod Krakowem może zakrzywiać czasoprzestrzeń? Na takie zagadki znają odpowiedzi zapraszani przez reporterkę naukowcy i naukowczynie (feminatywy są w tym studio). 7. Szczęśliwą 7. jest Przemek Górczyk Podcast - projekt z ponad 2-godzinnymi, inspirującymi rozmowami. Autor przekonuje, że jego gościem może być każdy, kto tworzy wartościowe treści. To podcast, w którym spotkamy: mistrzynię w biegach górskich, a nawet specjalistę od kryminologii i dowiemy się o funkcjonowaniu agencji marketingowych! 6. Otrzymał Tyflopodcast tworzony z myślą o słabowidzących i niewidomych słuchaczach (projekt Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego). Audycja ma swoją odsłonę na YouTube. W redakcji usłyszymy m.in.: Aleksandrę Bohusz, Roberta Lombino, Roberta Łabędzkiego, Michała Dziwisza. W nagraniach poruszane są takie tematy, jak rola prezentera radiowego, o co chodzi z ideą edukacji włączającej, czy co słychać w nowinkach technicznych (dostępne oprogramowanie na smartfony i komputery). Miłą innowacją jest możliwość zadawania pytań przez słuchaczy gościom w tym programie. 5. Na liście przebojów zarezerwowałam dla „Przeciętnego człowieka w świecie nieprzeciętnych idei” (kanał na YouTube) z serią „Dobra zmiana”. Są to audycje z poradami psychologicznymi, prowadzone przez Leszka Cibora. Autor opowiada, jak skutecznie możemy walczyć z naszą prokastynacją, czyli z odwlekaniem spraw naprawdę ważnych i pyta słuchaczy: „Kiedy znów zaufasz sobie? Jakimi osobami chcielibyśmy być, a kim jesteśmy obecnie? Co sobie obiecujemy? Jaka jest rola małych rzeczy w realizacji naszych planów? Czy jesteśmy odpowiedzialni za nasze działania?”. 4. Otrzymał „Podcast historyczny” realizowany przez Rafała Sadowskiego, w którym prezentuje swój pomysł opowiadania o przeszłości, tak jakbyśmy mieli do czynienia ze scenariuszem filmowym. Do podobnego wniosku doszli autorzy kanału „Historia bez cenzury”, których produkcji filmowych można słuchać jak zabawnych audycji radiowych. 3. To profil na YouTube znany jako Uwaga! Naukowy bełkot ze swoim podcastem „Przegadana godzina”. Projekt realizowany przez naukowców, (autor audycji: Dawid Myśliwiec). Czy wiecie Państwo, że istnieją Ignoble, czyli nagrody za odkrycia, które są zabawne, ale skłaniające do refleksji? Polscy lekarze otrzymali takiego Ig Nobla za rozwiązania przynoszące ulgę pacjentom cierpiącym na choroby onkologiczne. Proszę nie mylić tego wyróżnienia z Antynoblami, które przyznawane są za niezbyt mądre pomysły badawcze, jak… lizanie skamieniałości! 2. Przyznałam audycji „Podcast charyzmatyczny”, prowadzony przez psychologa Dawida Straszaka. Poruszana jest tu tematyka z zakresu psychologii, zdrowia i rozwoju osobistego: jak umiejętnie się zestarzeć? jak zapobiegać chorobom i co badać, by dłużej żyć? co zrobić, żeby stres i trudne chwile nas nie złamały? 1. Wyróżnienie przekornie otrzymuje profil rozrywkowy. Podcast „Radiowcy bez cenzury” komentuje aktualne wydarzenia. Autorzy piszą o sobie: Olbratowski, Skowron i Tomkowicz - ich matką RADIO, ich ciocią STAND-UP, ich dzieckiem PODCAST. W sekcji „Bajki dla dorosłych” radiowcy omawiają baśnie, odnosząc się do zastanej przez nich rzeczywistości. Oto top 10. audycji, które mogą być dla Państwa źródłem inspiracji i sposobem na miłe spędzenie czasu. Liczba w zestawieniu nie oznacza oceny jakości realizowanych audycji. Do moich ulubionych należą: „Disney100”, „Radio naukowe” i „Widzę głosy”, ale Państwo mogą mieć innych faworytów. && Z muzyką przez życie Liliana Laske-Mikuśkiewicz 950 gramów szczęścia i 37 cm wzrostu - to wymiary Kai Kosowskiej w momencie przedwczesnego przyjścia na świat w szóstym miesiącu ciąży. Nie było opcji, by cokolwiek w ciele było do końca rozwinięte. Lekarze rozpoczęli walkę o jej życie. W pewnym momencie przesadzili z tlenem i dlatego urodziła się całkowicie niewidoma. - Nigdy nie widziałam, więc nie mam żadnego poczucia straty - mówi. - Do szóstego roku życia w ogóle nie wiedziałam, że coś ze mną jest nie tak. W telewizji leciał program „Domowe przedszkole”, w którym dzieci coś malowały. Po programie poprosiłam mamę, by kupiła mi farbki i pędzelek. Rodzice zawsze mieli zdroworozsądkowe podejście do sprawy. Nie byli nadopiekuńczy, chcieli, abym była samodzielna, żeby mi się dobrze żyło. Tata prowokował mnie do myślenia, tak mną kierował, bym była silna. I taka jestem. A potem trafiła do getta dla niewidomych. Tak określa szkołę w Krakowie. - Podobno mieli mi tam otworzyć okno na świat, a tymczasem usłyszałam, że to miejsce jest idealne dla dzieci z uszkodzonymi zmysłami, bo gdzie indziej mogliby się ze mnie śmiać. Większej bzdury nie słyszałam jako małe dziecko. Ja nigdy wcześniej nie odczułam, że jestem inna, gorsza! Wspólnie z rodzicami zdecydowaliśmy, że nie będę mieszkać w internacie. To z kolei sprawiło, że nie byłam akceptowana wśród rówieśników, którzy do domów jeździli rzadko i po prostu mi zazdrościli. Ostatecznie szkołę podstawową ukończyła w Libiążu, w którym wówczas mieszkała. Była to nowo otwierana, społeczna szkoła Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców, klasy były małe, panowała tam wspaniała atmosfera. Kaja od razu nauczycielom powiedziała, że nie życzy sobie, by stosowano wobec niej ze względu na wzrok jakąś taryfę ulgową. Równolegle uczęszczała na zajęcia do szkoły muzycznej. Po maturze zapragnęła studiować na akademii muzycznej. Chciała iść na uczelnię do Krakowa, ale… Znowu napotkała w tym mieście na same problemy związane rzekomo z jej niewidzeniem. Przyjechała więc do Katowic. I tam już została. - Na Śląsku żyje się łatwiej - mówi. - Tu nikt nie robi problemu z mojej przypadłości. Jeśli widzą, że coś jest nie tak, to próbują to jakoś obejść, by każdy miał równe szanse. Gdy na ulicy zdarza mi się zbłądzić i gdzieś kluczę, to od razu ktoś podchodzi, oferując pomoc. Wrosłam w Katowice, lubię tutejszą energię. Bez problemu ukończyłam Akademię Muzyczną im. Karola Szymanowskiego, potem zrobiłam jeszcze licencjat z kompozycji. Chciałam zobaczyć, jak utwór powstaje od zera. W rodzinnym domu Kai Kosowskiej do dziś stoi fortepian, na którym uczyła się grać. Choć jest już bardzo stary i zdezelowany, za nic w świecie się go nie pozbędzie! - Obok znajduje się rowerek treningowy. Łączę więc dwa w jednym. Pedałuję, wygrywając melodie. Podczas pandemii to się sprawdzało doskonale. Mogłam się poruszać, ćwicząc jednocześnie grę na instrumencie. Ile ja się na nim naimprowizowałam jako mała dziewczynka! Tata, który nie jest muzykiem, policzył sobie odległości między dźwiękami i mnie z tego odpytywał. Nie miałam jeszcze ukończonych trzech latek, a już umiałam rozpoznać interwały. Nie mogę powiedzieć, że pochodzę z typowo muzycznej rodziny. Moja mama gra na skrzypcach, a wujek jest perkusistą jazzowym i żyje z muzyki. Ale to by było tyle. Dziś Kaja Kosowska jest pianistką o międzynarodowej sławie. Grała chyba z wszystkimi liczącymi się w kraju orkiestrami. Współpracuje z Sinfoniettą Cracovia, NOSPRem, wieloma filharmoniami. Gra też dużo recitali. Spokojnie da się z tego wyżyć. Twierdzi, że czasami brakuje jej czasu na próby. - Się siada i się gra! Ciągle są jakieś koncerty. Muzyka połączyła też panią Kaję z jej partnerem. Poznali się w Filharmonii Śląskiej na koncercie charytatywnym. Są ze sobą szczęśliwi, lubią zwiedzać świat. O czym marzy? By do końca życia zachować fizyczne i psychiczne zdrowie, by móc robić to, co kocha, czyli grać. A czego się boi? Wojny i… odzyskania wzroku. Mówi, że czytała o kilku takich przypadkach i zawsze kończyły się one załamaniem nerwowym. Ona nigdy nie widziała, nie ma poczucia straty. I niech tak zostanie. Jak podkreśla, mimo różnych przeciwności można być szczęśliwym i otwartym na drugiego człowieka. && Warto posłuchać Izabela Szcześniak Akcja powieści Kima Edwardsa pt. „Córka opiekuna wspomnień”, rozpoczyna się w 1964 roku w miejscowości Lexington (Stany Zjednoczone). Nora Henry zmaga się z coraz silniejszymi skurczami porodowymi. Na dworze panuje siarczysty mróz i szaleje zamieć śnieżna. David - mąż Nory decyduje się na przewiezienie rodzącej małżonki do znajdującej się blisko domu kliniki ortopedycznej, w której pracuje. Los chciał, że samochód znajomego ginekologa wpadł w poślizg. W tej sytuacji lekarz nie mógł dojechać do kliniki na wezwanie Davida. Nora rodziła dziecko w gabinecie męża, który odbierał poród wraz z pracującą z nim w klinice pielęgniarką - Caroline Geal. Pierwszy urodził się zdrowy chłopiec. Kilka minut później na świat przyszła dziewczynka. Caroline zdiagnozowała u noworodka zespół Downa. Chcąc oszczędzić Norze cierpień, David oddał Caroline córeczkę, by zawiozła dziecko do domu opieki społecznej dla upośledzonych dzieci, znajdującego się w Louisville. Żonę poinformował o śmierci córki. Wykupił miejsce na prywatnym cmentarzyku, na którym odbyło się nabożeństwo żałobne. Caroline, widząc warunki w domu opieki społecznej, podejmuje decyzję o zabraniu dziewczynki do swojego mieszkania. Nazwała dziecko imieniem Felbe, które zamierzała dać dziewczynce Nora, jeśli urodzi się córeczka. Podczas drogi powrotnej Caroline zepsuł się akumulator w samochodzie. W dramatycznych okolicznościach poznaje mężczyznę, który jest kierowcą ciężarówki. Albert przychodzi kobiecie z pomocą i zostaje w jej mieszkaniu na noc. Caroline podejmuje decyzję o porzuceniu pracy i przeprowadzce z dzieckiem do Pittsburgha w stanie Ohio. Nora nie może się pogodzić ze śmiercią córeczki. Zaczyna szukać pociechy w alkoholu. Mały synek - Paul, otoczony miłością rodziców, świetnie się rozwija. Mimo pozornej normalności, w małżeństwie Nory i Davida coś się nie układa. David poświęca się swojej nowej pasji i wkrótce zostaje znanym fotografem. Zaczyna przedłużać czas pracy w klinice. Caroline zatrudnia się jako opiekunka Leonarda chorego na demencję. Od jego córki, która pracuje naukowo w instytucie fizyki, otrzymuje w jej domu małe mieszkanko. Caroline córeczkę Nory i Davida pokochała jak własne dziecko. Felbe często zapada na krup. Gdy stan dziewczynki był poważny i istniało zagrożenie uduszenia, przybrana matka całe noce nad nią czuwała. Caroline zaczyna działać w Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci z zespołem Downa. Walczy o zmianę podejścia w stosunku do uczniów opóźnionych w rozwoju. Pragnie, by dzieci z zespołem Downa mogły chodzić do szkoły ze zdrowymi rówieśnikami. W wieku sześciu lat rodzice odkrywają u Paula talent muzyczny. Chłopiec zaczyna śpiewać na akademiach szkolnych. Wkrótce rozpoczyna lekcje gry na gitarze, którą otrzymał w prezencie od ojca. W wieku 13. lat Paul jest świetnym gitarzystą i zaczyna występować na festiwalach. Nora nadal myśli o utraconej córeczce. David wiele godzin przebywa w pomieszczeniu nad garażem przy wywoływaniu zdjęć. Chociaż mieszkają razem, małżonkowie żyją jak dwoje obcych ludzi. Otoczona miłością przybranej mamy Felbe czyni postępy w rehabilitacji. Dziewczynka chodzi do szkoły z pełnosprawnymi dziećmi. Lubi tańczyć i pięknie śpiewa. Pasją Felbe jest koszykówka. Caroline wychodzi za mąż, a jej małżeństwo jest szczęśliwe. David pragnie poznać córkę i zaczyna pisać listy do jej przybranej matki. Wcześniej przesyłał na wychowanie Felbe pieniądze, a Caroline wysyłała mu zdjęcia i wiadomości o dziewczynce. By David nie dowiedział się o miejscu zamieszkania córki, nie chcąc stracić dziecka, Caroline podawała Davidowi adres skrytki pocztowej. Sama wysyłała listy z wiadomościami o Felbe z różnych miejscowości. Jak potoczą się dalsze losy Felbe? Czy Nora Henry dowie się o istnieniu córki? Czy Paul pozna swoją siostrę bliźniaczkę? Przeczytajcie sami! Kim Edwards „Córka opiekuna wspomnień”, czyta Elżbieta Kijowska. Książka dostępna w formacie Daisy i Czytak. && Galeria literacka z Homerem w tle Szymon Wasiłowicz - notka o autorze Szymon Wasiłowicz jest absolwentem Krakowskiej Szkoły Masażu Nr 2 w Krakowie i laureatem muzycznych festiwali: „MocArt” czy „Lions Club” („Sounds from the Heard”). W swoim dorobku posiada autorski tom poezji pt. „Alter Ego”, z którego wiersz „Gdzie jest Betlejem” doczekał się wydania na płycie Aleksandry Stano (Aleksandra Stano - kompozycja, Radosław Mokrus - aranżacja). Współpracował z takimi instytucjami, jak Fundacja Jaśka Meli „Poza Horyzonty”, Fundacja „Pro Omnibus”, Fundacja „Lions Club”, klubem wioślarskim „UKS Salwator NPS” czy Stowarzyszeniem „Śląskie Perły”. Autor czynnie współpracuje również ze Stowarzyszeniem na Rzecz Zagrożonych Wykluczeniem Społecznym „ŚWISTAK” oraz z Krakowskim Komitetem Zwalczania Raka, które w 2019 r. wyróżniło go statusem Honorowego Sprzymierzeńca. W wolnych chwilach interesuje się wioślarstwem halowym, wspinaczką skałkową oraz muzyką. W szczególności fascynuje go jazz, uwielbia czytać i kontemplować wartościową poezję, zaś jego marzeniem jest założenie własnego gabinetu masażu. && Wiersze wybrane z tomiku „W objęciach paradoksu” Szymon Wasiłowicz W Objęciach Paradoksu boję się używać słowa by nie ranić nim jak nożem lecz rozwiązać chcę zagadkę twardą niczym włoski orzech nosząc imię paradoksu który walczy wciąż ze światem chcę odnaleźć wieczny spokój odrzucając konwenanse wciąż rozdarty w dwóch wymiarach dłonie swoje cicho składam by się z codziennością zbratać o wieczności opowiadam marzę by nakarmić głodnych i prowadzić ich jak anioł trafiać wciąż do serc podobnych co nie słyszą lecz słuchają chcę by słowo było manną dla dusz w prozę uwikłanych i przypadkiem nie upadło w mroczny spis ksiąg zakazanych Do Ojca herosowi co w pocie czoła daje z siebie więcej niż mięśnie wielkich rzeczy umie dokonać i wielkim być umie milczeniem dla tego co chce wygrywać lecz umie przyjąć porażkę i zamiast wracać na tarczy świeci mądrości blaskiem dla tego który przygarnia uściskiem ojcowskich dłoni nie boi się wbrew słowom świata marzeń skrzydlatych gonić i tego który stworzony na obraz i podobieństwo ufnością bez granic natchniony wie czym odwaga i męstwo on wie czym miłość prawdziwa choć nie raz przez życie zraniony to wszystko potrafi wytrzymać w dążeniu do celu niezłomny Chciałbym uśmiechem krzesać iskry radości troską dotykać serca co kocha pomachać ufnie do codzienności krokiem odważnym po ziemi stąpać wciąż w życia skrzyni układać skarby i w labiryncie celu nie zgubić gdzie drogowskazem włóczka Ariadny ta która wiedzie wciąż do ludzi zachwycać uszy czułym szeptaniem i horyzontu powiązać nicią serca tętniące oczekiwaniem ciała co pragną karmić słodyczą dotyk nieśmiały nagle odnaleźć gdy dłoń człowieka czeka wśród mroku cienie tańczące celem połączyć by dwa spojrzenia biegły ku Bogu chciałbym zapachnieć dla kogoś rajem z bliźnim codziennie w lepszym żyć świecie oddawać dobro które dostałem by już za życia do nieba wzlecieć Apostrofa Czemu boimy się słowa kocham, wciąż zbyt zajęci walką o jutro. Cień swój gonimy wciąż bez odwagi, by tak po ludzku spojrzeć w lustro. Dlaczego serce swoje grzebiemy, gdzieś pod zwałami dumy, próżności... Śpimy głęboko nim zrozumiemy, że chcemy kiedyś umrzeć z miłości. A czas... On pędzi w złotym rydwanie, uczy cierpliwie jak zostać sobą. Zanim więc zagrzmi trąby wezwanie, kochajmy ludzi! Szybko odchodzą! Do Statystycznego Polaka Do tych których smutek trawi że znów muszą do roboty że plus pięćset nie dostali że nie dla nich ten dobrobyt Dla tych wiecznie niespełnionych co swą ścieżkę zawodową choć kaleczą się cierniami wydeptują wciąż na nowo Do tych co ze smutkiem w oku do swych obowiązków gnają i zazdroszczą blasku takim co jak świece się spalają Do tych pchanych przez konieczność która kwitnąć ma pieniądzem na cokole użyteczność w głębi duszy głodne żądze Bo dla wielu pieniądz celem by dogonić swe marzenia dla mnie środkiem i natchnieniem aby świat na lepsze zmieniać Odkryć wartość tych rąk ludzkich które dobrem dla człowieka pragną wdzięczność w nim obudzić satysfakcją zdobiąc etat && Nasze sprawy Cierpliwa ślepa miłość Agata Sierota Kiedy byłam dorastającą dziewczynką, jak większość z nich, marzyłam o miłości. Wyobrażałam sobie, że spotkam tego jednego jedynego i razem będziemy aż do końca. Nie chciałam, żeby był piękny czy bogaty, ale żeby był. Jednak lata mijały, a z nimi kolejne moje nieudane związki. Może dlatego tak źle wybierałam, że dorastałam bez ojca. Wypatrywałam jednak cierpliwie miłości przez grube szkła okularów. Dzieci z pełnych rodzin często szukają kogoś na podobieństwo rodzica lub jego przeciwieństwo, mają jakiś punkt odniesienia. Ja nie miałam. Może dla mnie niedostępni emocjonalnie partnerzy, których zwykle na swojej drodze spotykałam, byli odwzorowaniem tej pustki bez ojca, którą odczuwałam przez całe dzieciństwo. Moje widzenie stawało się coraz słabsze. Jednak to nie pogarszający się wzrok utrudniał mi dobry wybór - najważniejsze, jak twierdził Mały Książe, widzi się przecież sercem. W dokonaniu właściwego wyboru przeszkadzała moja ślepota emocjonalna, niedostrzeganie tego, że w związku najważniejsze jest bezpieczeństwo, szacunek, wzajemna troska. Nigdy nie widziałam tego między rodzicami, bo ojciec był z nami tak krótko, że w ogóle go nie pamiętam. Dorastałam z nadopiekuńczą mamą i raną w sercu, bez wiary, że jakiemukolwiek mężczyźnie może na mnie tak naprawdę zależeć. Gdy pojawiali się tacy, nie potrafiłam im uwierzyć i szukałam kogoś bardziej nieobecnego, bardziej sprawiającego ból, jak ojciec. Już na początku odrzucałam tych, którzy mogli pokochać mnie naprawdę. Psychologia? Tak, pewnie także dlatego wybrałam ten kierunek, by analizować swoje dzieciństwo. Śmieszne? Dla mnie nie bardzo. Zawsze bałam się, że będę jak mama: mało atrakcyjna i nerwowa, niedbająca o siebie, myśląca zawsze o innych, nigdy nie o sobie. Z wyglądem zewnętrznym można wiele zrobić, z nerwowością już mniej. Od klasy maturalnej zaczęłam się przeistaczać z brzydkiego, zakompleksionego kaczątka w łabędzia: schudłam, zapuściłam włosy. Ciągle jednak przyciągałam czy wybierałam niewłaściwych mężczyzn. Tak bałam się miłości i bliskości, że uciekałam, widząc prawdziwe zaangażowanie. Wiązałam się z osobami skoncentrowanymi na sobie, uzależnionymi, będącymi już w innych związkach, a nawet - o innej orientacji seksualnej. Za chwile złudzeń płaciłam bólem. Czułam się przeraźliwie samotna. Bardzo potrzebowałam kogoś, kto poprowadzi mnie za rękę przez coraz bardziej spowity mgłą świat. Czułam, że ja też mam dużo do dania, chciałam się o kogoś troszczyć, wspierać, po prostu iść razem w tym samym kierunku, ale coraz bardziej traciłam nadzieję, że to w ogóle możliwe. Skończyłam czterdzieści lat i byłam załamana. Od roku tkwiłam w toksycznym związku opartym głównie na wspólnym piciu i imprezowaniu. Z powodu samotności zamieszkałam z człowiekiem o złej przeszłości i bez planów na przyszłość. Czułam się jak zwierzę w klatce, z której nie umie uciec, bo nie ma gdzie. Wtedy pojawił się On, jak rycerz na białym koniu z bajek dla małych dziewczynek. Pojawił się z podniszczoną materiałową torbą na ramieniu, papierosem w ustach i tak po prostu mnie uratował. Trwało to długo, bo bałam się chwycić jego wyciągniętą pomocną dłoń. Spotykałam go przypadkiem na osiedlu, czasem zapłakana, czasem z kacem po pijackiej imprezie. On za każdym razem pisał mi swój numer telefonu na oberwanej z zeszytu kartce papieru i mówił: „zadzwoń”, a ja te kartki gdzieś gubiłam. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale zaczęło się od jego ludzkiego odruchu serca, który nie pozwolił mu przejść obojętnie obok mojego cierpienia. Przerodziło się to w iskrę, płomień i prawdziwe, szczere, wzajemne uczucie. Gdy, przy pomocy policji, pozbyłam się z mieszkania mojego ówczesnego partnera, On - był pierwszą osobą, do której zadzwoniłam. Długo rozmawialiśmy, a ja upewniłam się, że podjęłam dobrą decyzję. Przyszedł potem z kolegą, by być przy tym, gdy tamten zabierał rzeczy z mojego mieszkania. On zaczął wpadać na kawę, by sprawdzić, jak się czuję. Chodziliśmy na spacery z moim psem i podczas wielu godzin rozmów stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Opowiadał mi o sobie, o swoich problemach, a ja też starałam się mu pomóc, tak jak On pomógł mi. „O czym marzysz?” - zapytałam go kiedyś. „O miłości i spełnieniu” - odpowiedział. Takie były i moje marzenia. Rozmawialiśmy też o lęku przed miłością, przed odrzuceniem. Nikt mnie dotąd tak nie rozumiał, z nim, jak nigdy dotąd, czułam się bezpieczna. Ale jak to powiadają: „szczęście i spokój zwykle nie trwają długo”. Byliśmy razem niecały rok, gdy z powodu bardzo wysokiej krótkowzroczności odwarstwiła mi się siatkówka. Kilka w ciągu roku nieudanych operacji, ból, lęk i wreszcie niewidzenie prawym okiem, w którym odkleiła się plamka żółta. A On był cały czas przy mnie, wspierał, pocieszał, rozśmieszał, kochał… Niesamowity człowiek, cud na mojej drodze. Minęło kilka lat i znowu nieszczęście - ogromny stan zapalny w moim jedynym widzącym oku. I znowu On opiekował się mną przez te długie tygodnie ciemności. Wreszcie z ciemności wynurzyły się kształty, niewyraźne, wspierane grubymi szkłami. Jednak widziałam i mogłam pracować prawie jak dawniej, choć z trudem. Nie było nam dane cieszyć się tą poprawą. Teraz On zaczął mieć zdrowotne problemy: jeden zator płucny, drugi... Pierwszy tak poważny, że gdy zapłakana pytałam lekarza prowadzącego, jakie są rokowania, powiedział tylko: „dzisiejsza noc będzie rozstrzygająca czy przeżyje”. Tamten wieczór i noc przetrwałam jak we śnie, tuliłam naszego psa i powtarzałam: „będzie dobrze”. I było. O 6.00 rano zadzwoniłam do dyżurki na oddziale intensywnej terapii i dowiedziałam się, że już obudził się, żartuje i wybiera się do domu. Szybko dochodził do siebie i to znowu On opiekował się mną. Jesteśmy razem już kilkanaście lat. Trudno w to może uwierzyć, ale pamiętam najwyżej trzy poważniejsze kłótnie. Ale i w ich trakcie nie było krzyku czy wzajemnego obrażania, po prostu - ostra wymiana zdań, sprzeczność poglądów. Może i naczytałam się, jeszcze przy lepszym wzroku, książek psychologicznych na temat związków i szczerze muszę powiedzieć, że bardzo mi one pomogły. Pamiętam z jednej z nich słowa: „Kochaj drugą osobę taką, jaka jest, nie staraj się jej zmieniać, szanuj ją i doceniaj, nie kontroluj i nie zatrzymuj na siłę - a wszystko ułoży się tak, jak ma się ułożyć”. Ja uczyłam się tego z książek, On - po prostu to czuł, taki był i jest. Ja dodaję mu swojej energii i entuzjazmu, których mu czasem brakuje. Zbyt cukierkowa opowieść? Może. Miewaliśmy gorsze chwile, jak w każdym związku. On zamyka się często, gdy ma problemy w pracy czy ze swoją rodziną, ja bywałam nadmiernie zazdrosna i nawet chciałam wrócić do alkoholowych imprez. Ale wszystko to przeszliśmy i dziś żartujemy z naszych codziennych słabości, zamiast reagować na nie jak dawniej - rozdrażnieniem. Czasem myślę, że ograniczone widzenie zewnętrzne rozszerza wewnętrzne horyzonty, dostrzegamy więcej „oczyma duszy”. Znowu niedługo czeka mnie kolejna operacja - usunięcie zaćmy w widzącym już ledwo oku, w którym poza tym zostały zmiany po stanie zapalnym. Nie wiadomo, jak szybko wrócę do pisania i w miarę normalnego funkcjonowania. On już planuje na ten czas pracę zdalną, by pomagać mi we wszystkim. Dlatego nie przeszkadzają mi jego przysłowiowe porozrzucane skarpetki, tym bardziej że i On nigdy nie zwraca uwagi na drobiazgi. Gdy mamy koło siebie tą najbliższą osobę, kochajmy ją miłością ślepą na rzeczy nieważne, a uważną na istotne. „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, (…) nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (…). Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”. && Kręte drogi rehabilitacji Dariusz Wojciechowski W niniejszym artykule pragnę podzielić się z Państwem moimi refleksjami i spostrzeżeniami dotyczącymi systemu rehabilitacji osób niepełnosprawnych w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że niektóre z moich tez mogą wydać się kontrowersyjne. Potraktujmy je jednak jako punkt wyjścia do dalszej dyskusji. W naszym interesie jest zmienianie rzeczywistości, również tej prawnej i instytucjonalnej, by służyła ona skutecznej szeroko rozumianej rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Moje rozważania czynię niejako z dwóch perspektyw. Z jednej strony sam jestem osobą niepełnosprawną, sześć lat temu nagle utraciłem wzrok. Z tego względu problem rehabilitacji dotyczy mnie osobiście. Z drugiej zaś strony jestem mocno zaangażowany w działalność społeczną na rzecz osób niewidomych i niedowidzących, a przez to mam możliwość szerszego spojrzenia na zagadnienie. Jestem prezesem zarządu jednego z kół PZN, wcześniej zaś pracowałem w organizacji pozarządowej prowadzącej rehabilitację osób z dysfunkcją narządu wzroku. Wnioski, które tu przedstawię, wynikają z własnych doświadczeń na obu tych płaszczyznach. Podstawowym problemem związanym z rehabilitacją osób niepełnosprawnych jest jej osiągalność. Celowo użyłem tego zwrotu. Teoretycznie każdy z nas może skorzystać z rehabilitacji, jednak… No właśnie, tutaj zaczynają się przysłowiowe schody. Kluczem jest dostęp do informacji, a z tym bywa różnie. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy w ułamku sekundy z pacjenta stałem się osobą niepełnosprawną. Byłem w gabinecie jednej z klinik okulistycznych, gdy od lekarza prowadzącego, ot, tak po prostu, usłyszałem, że medycyna jest bezradna i niestety nie można już mi pomóc. I to wszystko. Wychodząc z gabinetu lekarskiego, czułem się całkowicie zagubiony i bezradny. Zupełnie nie wiedziałem, co mam dalej ze sobą zrobić. Dzięki przypadkowi trafiłem do lokalnego koła PZN, gdzie uzyskałem jakże potrzebne mi wsparcie. Ale nie wszyscy mają takie szczęście na początku swojej drogi. Nawet dziś, w dobie internetu, nie zawsze jest to takie proste. Nie możemy zapominać o tym, że nie każdy swobodnie porusza się w tym obszarze. Niekiedy mija wiele czasu, zanim osoba dotknięta niepełnosprawnością trafi na kogoś życzliwego i kompetentnego. A ten zmarnowany czas może skutkować poważnymi problemami psychicznymi, które w konsekwencji dalszy proces rehabilitacji znacznie mogą utrudnić, a niekiedy nawet zahamować. Dlatego tak istotna jest konkretna informacja i wiedza, gdzie można szukać pomocy i wsparcia. Pierwszymi osobami, od których powinniśmy takie informacje uzyskać, są właśnie lekarze. Wystarczyłoby, żeby poinformowali o instytucjach i organizacjach, które specjalizują się w pomocy skierowanej do konkretnych grup osób niepełnosprawnych. Można to zrobić choćby w formie prostej ulotki informacyjnej. Kolejnym aspektem problemu dostępności do różnych form rehabilitacji jest nierówne rozmieszczenie organizacji i instytucji zajmujących się rehabilitacją osób niepełnosprawnych. Wystarczy wyjechać z dużych miast na prowincję, by dobitnie przekonać się o tym. W Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Łodzi działa szereg podmiotów w różny sposób wspierających osoby niepełnosprawne. Im dalej od dużych ośrodków miejskich, tym jest gorzej. Niegdyś niemal w każdym mieście powiatowym działało koło PZN, dzisiaj białych plam na mapie Polski jest bardzo dużo. To wszystko sprawia, że w naszym kraju istnieją rejony, w których nie można uzyskać pełnego wsparcia. Co prawda w każdej gminie istnieją miejskie czy gminne ośrodki pomocy społecznej, jednak najczęściej udzielają one bardzo doraźnego wsparcia. Można liczyć na kilka godzin w miesiącu usług opiekuńczych, jeśli ktoś ma szczęście, to nawet na asystenta, ale to zapewnia zaspokojenie jedynie podstawowych potrzeb egzystencjalnych. A przecież rehabilitacja ma na celu zdobycie przez osobę niepełnosprawną takich umiejętności, które pozwolą nie tylko na relatywnie samodzielne funkcjonowanie we własnym mieszkaniu, lecz również umożliwią pełną aktywizację społeczną i zawodową. Wydawać by się mogło, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by osoba niepełnosprawna, mieszkająca z dala od większych miast, mogła do nich dojeżdżać. I tu pojawia się kolejny problem, mianowicie wykluczenie komunikacyjne. I proszę mi wierzyć, że nie jest on marginalny. Ponownie odwołam się do własnych doświadczeń. Mieszkam na wsi położonej zaledwie 18 km od Zielonej Góry. Niestety, często muszę rezygnować z imprez kulturalnych odbywających się w weekendowe wieczory, gdyż ostatni autobus do domu mam o 20.00. Trudno mi też ciągle nadużywać uprzejmości moich znajomych. Ale także w swoim kole PZN zauważam, że jego stałymi bywalcami są głównie osoby z Zielonej Góry. W ten sposób oferta tego typu organizacji trafia przede wszystkim do mieszkańców miasta, natomiast mieszkańcy małych miasteczek i wsi pozostawieni są sami sobie. Trudna sytuacja niepełnosprawnych mieszkańców prowincjonalnych miejscowości jeszcze bardziej komplikuje się, gdy są oni osobami samotnymi. Te przykłady często pokazują, że system rehabilitacji osób niepełnosprawnych w Polsce nie jest w równym stopniu dostępny dla wszystkich. Te ograniczenia mają charakter systemowy i by je zniwelować, należałoby usprawnić jego funkcjonowanie. Bardzo ważne wydaje się odpowiednie uwrażliwienie i wyszkolenie pracowników ośrodków pomocy społecznej. Często są oni bowiem pierwszymi osobami, u których osoba niepełnosprawna szuka pomocy. Jeśli te instytucje nie mają wystarczających zasobów, by tej pomocy udzielić, mogą przecież przekierować daną osobę do właściwych organizacji. Z tym jednak niestety też bywa różnie. Istotnym czynnikiem, związanym z dostępem osób niepełnosprawnych do rehabilitacji, jest wykluczenie cyfrowe. Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach każdy ma smartfon z dostępem do internetu i nic nie stoi na przeszkodzie, by tam szukać potrzebnych informacji. Pamiętajmy jednak, że nie wszyscy mają takie umiejętności. Wielu seniorów nie radzi sobie z internetem. Podobnie jest w przypadku osób nowo ociemniałych czy z niepełnosprawnością intelektualną. Sam, póki nie dowiedziałem się, że telefon można udźwiękowić, praktycznie używałem go jedynie do odbierania połączeń. Dochodzi tu jeszcze problem społeczny, który jest niezauważany. Mianowicie istnieją grupy społeczne słabo wykształcone, w dodatku w większym lub mniejszym stopniu nieradzące sobie w dzisiejszych czasach. Nie każdy ma wystarczające zasoby wewnętrzne, by poradzić sobie w nowej, trudnej sytuacji życiowej. W dodatku wiele stron internetowych jest źle zaprojektowanych, posługujących się trudną, niezrozumiałą terminologią, a przez to niedostępnych. Niestety, dotyczy to również stron internetowych ośrodków pomocy społecznej. Pamiętam, że jakiś czas po utracie wzroku dowiedziałem się, że w PCPR mogę uzyskać dofinansowanie do zakupu sprzętu elektronicznego oraz szkolenia z zakresu jego bezwzrokowej obsługi. Wraz z bliskimi osobami szukałem takiej informacji na stronie www i niestety, nie udało mi się jej znaleźć. Jak się okazało później, poszukiwanym przeze mnie programem dofinansowań był „Aktywny samorząd”. W życiu bym nie wpadł, że pod tym pojęciem kryje się interesujące mnie zagadnienie. Może to wydać się śmieszne, tym bardziej że jestem osobą z wyższym wykształceniem, jednak to wskazuje na problem z dostępnością cyfrową. Z dzisiejszej perspektywy dostrzegam, że droga mojej rehabilitacji usłana była licznymi trudnościami. Kolejna przeszkoda na drodze do podjęcia rehabilitacji często tkwi w nas samych. Angażując się w działalność na rzecz osób niewidomych zauważyłem, że tak naprawdę istnieje stała grupa osób korzystająca z oferty organizacji pozarządowych. Są one w dużym stopniu już zrehabilitowane. Sporadycznie zdarza się, że dołącza do nich ktoś nowy. Z całą pewnością osób z niepełnosprawnością narządu wzroku jest dużo więcej niż członków mojego koła PZN czy beneficjentów lokalnie działających fundacji i stowarzyszeń. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka. Pierwszym z nich jest brak wystarczającej dostępności do informacji, wykluczenie komunikacyjne, ograniczony charakter usługi asystenta osoby niepełnosprawnej. Ale to nie jedyne powody. Część osób, zwłaszcza tych niepełnosprawnych od wczesnego wieku, które kończyły szkoły dla dzieci i młodzieży z dysfunkcją narządu wzroku, jest na tyle dobrze zaktywizowana społecznie i zawodowo, że nie odczuwa potrzeby angażowania się w działalność tego typu organizacji. Tak na marginesie dodam, że jest to wielka strata dla naszego środowiska, gdyż mogliby oni wspomóc proces rehabilitacji tych, którzy utracili wzrok niedawno. Ta wewnętrzna przeszkoda może mieć jeszcze inny charakter. Wiele osób, stając się niepełnosprawnymi, pogrąża się w apatii i nierzadko depresji. Te osoby, wychodząc z gabinetu lekarskiego, niejako stają się niewidoczne dla systemu opieki i wsparcia. Żadna organizacja nie jest w stanie im pomóc, gdyż nic o nich nie wie. Jeśli tymi osobami nie zainteresuje się rodzina, znajomi, którzy nie tylko wesprą takiego człowieka, lecz również poszukają informacji, gdzie i jak można mu pomóc, to taki ktoś przez lata może nie mieć możliwości do rehabilitacji. System wsparcia psychologicznego niestety w naszym kraju pozostawia wiele do życzenia. Nie wszystkich stać na prywatne wizyty u psychoterapeuty, natomiast na darmowe w ramach NFZ czeka się miesiącami, o ile w dodatku nie jest do niego zbyt daleko. Każdy proces rehabilitacji powinien zacząć się właśnie od wsparcia psychologicznego, gdyż od naszej kondycji psychicznej zależy jego sprawność i skuteczność. Przed nami jest jeszcze długa droga do w pełni dostępnej i efektywnej rehabilitacji osób niepełnosprawnych. W tym tekście nakreśliłem zaledwie kilka problemów, przed którymi stajemy. Dużo jest również do poprawy w samym systemie i procesie rehabilitacji, ale o tym będzie mowa w kolejnym artykule. && Z białą laską na górskim szlaku w Beskidach Andrzej Koenig Dni mamy coraz dłuższe, słońce wyraźniejsze i nawet mocniejsze, więc możemy spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu, łapiąc, pomimo dysfunkcji narządu wzroku, promienie słoneczne. Chyba każdemu marzy się spacer, wyjście do lasu, do parku czy na kawę na świeżym powietrzu. Ciekawą formą spędzania wolnego czasu może się również okazać wyjście na górski szlak turystyczny. Chciałbym zaprosić Czytelników do odwiedzenia Beskidu Śląskiego przy granicy z Czechami w województwie śląskim. Beskid Śląski to niezwykle urocze pasmo górskie, do którego bardzo chętnie zaglądają turyści, szukając atrakcji oraz przyjemnych szlaków. Znajduje się on w województwie śląskim, przy granicy z Czechami oraz Słowacją. Zaliczany jest do Beskidów Zachodnich. Najwyższymi i najbardziej dostojnymi szczytami Beskidu Śląskiego są Skrzyczne, które trzyma tutejszą palmę pierwszeństwa, Barania Góra ze źródłami królowej rzek - Wisły oraz Klimczok czy też Czantoria i Równica. Z roku na rok coraz więcej turystów przybywa i odwiedza Beskid Śląski dosłownie o każdej porze roku. Latem, na szlaki tłumnie pędzą turyści oraz rowerzyści, a zimą królują narciarze na licznych trasach zjazdowych. Dużą bazę noclegową i startową na górskie szlaki znajdziemy w Bielsku-Białej, Szczyrku, Wiśle, Ustroniu czy Brennej. Poniżej przedstawię kilka ciekawych szlaków i szczytów w Beskidzie Śląskim. Na początek - najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego - czyli Skrzyczne, który wznosi się nad Szczyrkiem, a jego wysokość wynosi 1257 m n.p.m. Na ten szczyt mamy kilka możliwości dotarcia. Najprostsza to wyjazd całoroczną dwuodcinkową kolejką krzesełkową. Dolna stacja kolejki znajduje się w centrum Szczyrku, po drodze jest stacja pośrednia na hali Jaworzyna. Na szczyt z centrum Szczyrku prowadzą dwa szlaki turystyczne (niebieski i zielony) jak również trochę dłuższy szlak z Przełęczy Salmopolskiej przez Malinowską Skałę oraz Małe Skrzyczne. Na tych szlakach często można spotkać turystów z białą laską i przewodnikiem, a to z uwagi na częste szkolenia w Szczyrku masażystów z dysfunkcjami narządu wzroku. Bardzo ciekawym szczytem są Trzy Kopce Wiślańskie, na które można dotrzeć z Brennej, Wisły oraz Ustronia-Dobka. U celu czeka na turystów bardzo sympatyczne, prywatne schronisko „Telesforówka” oraz cudowne widoki na falujące beskidzkie krajobrazy. Szlaki nie są trudne ani wymagające, a sam szczyt ma wysokość 810 m n.p.m. W ubiegłym roku osobiście z białą laską i asystentką zdobyłem ten szczyt dwukrotnie, startując z Ustronia. W mojej ocenie, osoby z dysfunkcją narządu wzroku swobodnie, oczywiście w asyście osoby widzącej, poradzą sobie na tych szlakach. Kolejny niewysoki (917 m n.p.m.) szczyt to Błatnia, na który można dotrzeć z Brennej, Jaworza czy Bielska-Białej. Z jego wierzchołka rozpościera się panorama w kierunku północnym (m.in. na Bielsko-Białą), a z polany położonej w pobliżu wierzchołka również na Skrzyczne, Baranią Górę, Malinowską Skałę, Stożek, Soszów czy Wielką Czantorię. Podejście na Błatnią z Brennej jest dosyć łatwe (zielony szlak, przystanek PKS Brenna, ośrodek zdrowia) - na początku idzie się przez las, potem szeroką drogą przez łąki i skrajem lasu. Na polanie przed szczytem „Ranczo”, następnie schronisko PTTK na Błatniej. Podobnie jak to ma miejsce na Trzech Kopcach Wiślańskich, tutaj osoby z dysfunkcją narządu wzroku poradzą sobie bez problemów. W połowie drogi z Ustronia do Wisły znajdziemy duży parking samochodowy (Ustroń-Polana), z którego możemy udać się na najbardziej uczęszczany szczyt w Beskidach, a mianowicie na Czantorię. Tutaj, podobnie jak na Skrzycznym, są dwie alternatywy zdobycia szczytu - kolejką linową lub szlakami górskimi. Po dotarciu na szczyt czekają na turystów liczne atrakcje: letni tor saneczkowy, wieża widokowa, schronisko po czeskiej stronie, a także wiele zaczynających się na Czantorii szlaków górskich po polskiej i czeskiej stronie Beskidu Śląskiego. Z białą laską i przewodnikiem możemy udać się do Wisły, Jawornika, na Stożek, Soszów i na czeskie szlaki, których w okolicy nie brakuje. Atrakcji, które czekają w Beskidach również na osoby z niepełnosprawnościami, jest wiele. Te, które przedstawiłem wyżej, to tylko kilka. W ubiegłym 2023 roku po wielu latach przerwy udało mi się wybrać sześciokrotnie na krótkie wypady właśnie w Beskidy, gdzie od urodzenia mieszkam. Większość tych tras i miejsc pamiętam z okresu, gdy widziałem; ale bez udziału wzroku można również poczuć się w tych okolicach bezpiecznie i mieć satysfakcję z ich zdobycia. && Pokochajmy hulajnogi Tomasz Matczak Wiosna przyszła… Może trochę niespodziewanie i wcześniej niż zazwyczaj, ale chyba nikt nie zamierza z tego powodu narzekać, prawda? Dla mnie wiosna przychodzi zawsze zapachem małych, białych kwiatków mirabelki. Gdy pierwszy raz poczuję tę charakterystyczną woń, to wiem, że zima już nie wróci. Dookoła wszystko rozkwita, zieleń nabiera soczystości, na trawnikach mlecze żółcą się całymi dywanami, a barwy kwiatów przyprawiają o zawrót głowy! Nawet ludzie zakwitają słonecznymi spojrzeniami i szerszymi uśmiechami. Dookoła czuć wiosenną, ożywczą aurę. Zakwitają także hulajnogi. Można je spotkać wiosną częściej niż zimą. Jak zwykle milczące, ciche, w sumie potulne i zawsze z boku. No, może nie zawsze, ale czy to ich wina? Czasami stoją w naprawdę dziwacznych miejscach, aż nadziwić się nie można pomysłowości użytkownika. Mimo wszystko, jednak nie wiem, czy to zasługa przeróżnych kampanii edukacyjnych, czy może ludzie sami jakoś dorastają do zmierzenia się z problemem parkowania, te jednoślady stoją tam, gdzie nakazuje prawo. Czy to dobre prawo? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam. Jest jakie jest, więc jego przestrzeganie nie może być uznawane za błąd. Dura lex, sed lex - mawiali starożytni. Póki co jest takie, a czy się zmieni? Tak, wiem, że w Paryżu zakazano hulajnóg. Co prawda nie słyszałem, aby francuscy niewidomi zareagowali na tę wieść euforycznie, za to my, Polacy, zareagowaliśmy zazdrością, ale na razie w Polsce elektryczne hulajnogi mają się dobrze. Wiosna idzie, więc mam apel: pokochajmy hulajnogi! Po pierwsze, to nie ich wina, gdzie są parkowane. Może gdyby potrafiły, to przestawiałyby się same na prawidłowe miejsca? Ja je polubiłem, choć czasami napotykam je na kolizyjnym kursie. Omijam z uśmiechem, a czasem nawet szepnę: „cześć, hulajnogo!”. Że jestem stuknięty? No, nigdy nie twierdziłem, że nie jestem! Po drugie, szkoda zdrowia! Co da irytacja, co da okładanie laską jednośladu, co da złorzeczenie pod nosem? Tylko krwi napsuje, humor pogorszy i ciśnienie podniesie. Nie warto, naprawdę. Po trzecie, są ekologiczne, a ekologia dziś w modzie. Nie smrodzą spalinami, nie hałasują, więc czy nie można na nie spojrzeć z sympatią? I po czwarte, wiosna idzie! Słońca więcej, ciepła, radości, więc czas zmienić coś w nas samych! W końcu i tak nie mamy specjalnie łatwego życia, więc po co jeszcze brnąć w nerwy i irytację? Pokochajmy hulajnogi! Polubmy te rogate stworzenia na grubych kołach! Niech na wiosnę będzie więcej uśmiechu niż złowrogiego nastawienia! && Ogłoszenia Projekt pn. „Wydawanie specjalistycznego czasopisma dla niewidomych i słabowidzących Sześciopunkt” Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” w ramach konkursu PFRON 1/2023 pn. „Możemy więcej”, kierunku pomocy 4. Zapewnienie osobom niepełnosprawnym dostępu do informacji, zrealizuje projekt pn. „Wydawanie specjalistycznego czasopisma dla niewidomych i słabowidzących Sześciopunkt”. Celem projektu jest zwiększenie dostępu do wiedzy z zakresu rehabilitacji, prawa, zdrowia, informatyki, nowoczesnych technologii, psychologii, programów pomocowych oraz literatury u 1722 odbiorców z terenu Polski. Projektem zostanie objętych 350 osób niewidomych posługujących się pismem Braille'a, 450 osób słabowidzących korzystających z druku powiększonego, 400 organizacji i instytucji działających na rzecz osób niewidomych i słabowidzących oraz 522 odbiorców korzystających z wydawnictwa Internetowego. Projekt współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych Logo PFRON Projekt pn. „O gotowaniu bez wzroku słów kilka. Wskazówki nie tylko dla początkujących kucharzy - poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących” Fundacja „Świat według Ludwika Braille’a” w okresie od 01 kwietnia 2024 roku do 31 marca 2025 roku, zrealizuje projekt współfinansowany ze środków PFRON pn. „O gotowaniu bez wzroku słów kilka. Wskazówki nie tylko dla początkujących kucharzy - poradnik dla osób niewidomych i słabowidzących”. Celem projektu jest dostęp do informacji z zakresu efektywnej organizacji przestrzeni kuchennej w gospodarstwie domowym, zdrowego i bezpiecznego przygotowywania posiłków a także zwiększenie samodzielności i niezależności osób z niepełnosprawnością wzrokową, poprzez wydanie poradnika o charakterze kulinarnym w formatach dostępnych: w piśmie Braille'a, w druku powiększonym oraz w wersji HTML (wydawnictwo internetowe). Projekt współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych Logo PFRON Szanowni Czytelnicy! Cieszymy się, że miesięcznik „Sześciopunkt” będzie nadal wydawany. Niestety, realizacja projektu wiąże się z kosztami, w postaci obowiązkowej wpłaty finansowej. Trudno jest nam zebrać odpowiednie środki. Będziemy wdzięczni za każdą wpłaconą kwotę. Darowizny można wpłacać na konto fundacji: 33 1750 0012 0000 0000 3438 5815 z dopiskiem: darowizna na cele statutowe. Zarząd Fundacji