Józef Buczkowski

Nauczyciel i organizator szkolnictwa dla niewidomych

Współpracownik dra Włodzimierza Dolańskiego w dziele zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce

Założyciel szkoły dla niewidomych w Łodzi

Budowniczy Ośrodka Szkolenia i Rehabilitacji Niewidomych w Bydgoszczy i długoletni jego dyrektor

Mnie zawsze wiatr w oczy

Władysław Gołąb

W tym roku minęła 80. rocznica urodzin Józefa Buczkowskiego – wielkiego pedagoga, organizatora szkoły dla niewidomych i Koła Przyjaciół Niewidomych w Łodzi, jednego z twórców ogólnopolskiej organizacji niewidomych, Towarzystwa Przyjaciół Niewidomych w Bydgoszczy i wieloletniego dyrektora Ośrodka Szkolenia Zawodowego ZSN w Bydgoszczy.

Przed niespełna dziesięciu laty, 21 marca 1980 roku, na bydgoskim cmentarzu na Jarach przedwcześnie zmarłego Józefa Buczkowskiego żegnały setki przyjaciół, dla których był symbolem wielkości i kwintesencji przyjaźni. Z tej okazji pisałem na łamach „Pochodni”: „Na trumnę posypały się grudki ziemi i kwiaty. Coś ścisnęło nas za gardło. Ten odgłos spadającej ziemi zamykał nieodwracalnie jakiś etap w naszym życiu. Już nigdy nie będziemy mogli uścisnąć tej przyjaznej i dobrej dłoni, która tyle razy pomagała nam podźwignąć się, gdy przeciwności zdawały się nie do pokonania. Odszedł na zawsze ostatni z wielkich społeczników, dla którego służba innym była główną treścią jego życia”.

Warto z okazji rocznicy urodzin powrócić do tej wyjątkowej postaci, sylwetki wielkiego człowieka i społecznika, któremu zbyt często wiatr wiał w oczy.

Rodzice naszego bohatera – Waleria z Turskich i Józef Buczkowski – zamieszkiwali w osadzie Stary Młyn, odległej o kilometr od Końskich, niewielkiego miasteczka na Kielecczyźnie. Stary Młyn liczył zaledwie kilka chałup, a ziemi wraz z gruntami dworskimi było około 120 morgów. Wieś należała do gminy Duraczów, ale ekonomicznie związana była raczej z miasteczkiem Końskie.

9 września 1909 roku państwu Buczkowskim urodził się syn, któremu po ojcu dano na imię Józef. Chrzest odbył się w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Mikołaja w Końskich. Końskie, jak większość osiedli kieleckich, było w dwóch trzecich miasteczkiem biedoty żydowskiej. Nic tedy dziwnego, że po wojnie, gdy w rodzinie przybyło jeszcze kilkoro dzieci, państwo Buczkowscy przenieśli się do Łodzi, aby tam szukać chleba. Tu nasz bohater ukończył szkołę niższą i podjął naukę w seminarium nauczycielskim im. E. Estowskiego. Mimo iż cała rodzina zamieszkiwała w Łodzi, Józef Buczkowski chętnie przyjął stanowisko nauczyciela w szkole powszechnej we wsi Czarnocin, oddalonej od Łodzi o 28 kilometrów. Czarnocin przypadł mu do gustu, jako, że była to miejscowość historyczna, odnotowana w kronikach już w XII wieku. Parafię Najświętszej Maryi Panny w Czarnocinie erygował ten sam arcybiskup Jakub Świnka, który w roku 1295 koronował na króla Polski Przemysława II.

Józef Buczkowski w Czarnocinie pracował jednak tylko dwa lata: od 1931 do 1933 roku. Doskonale zapowiadającą się karierę nauczyciela wiejskiego przerwał tragiczny wypadek: utrata wzroku. O zdarzeniu tym nie lubił mówić. I my uszanujmy to milczenie.

Czym były dla Józefa Buczkowskiego lata 1933–1935, można się tylko domyślać. Był to przypuszczalnie ten pierwszy wielki wiatr, który powiał mu w oczy. Nie wiem, za czyją namową trafił do Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Tu znalazł życzliwą pomoc i pracę. Matka Czacka skierowała go do Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej do prof. Marii Grzegorzewskiej. W roku 1938 uzyskał dyplom ukończenia instytutu i uprawnienia do nauczania w szkołach specjalnych. Z tego to okresu datuje się serdeczna przyjaźń Józefa Buczkowskiego z Marią Grzegorzewską.

Jednak Józef Buczkowski tęsknił za swą ukochaną Łodzią. Tu od roku 1931 działała Łódzka Rodzina Radiowa – stowarzyszenie, którego celem było otaczanie wszechstronną opieką niewidomych dzieci z terenu województwa. Łódzka Rodzina Radiowa prowadziła niewielką szkołę, a w roku 1936 podjęła budowę nowoczesnego zakładu dla stu niewidomych dzieci. Od 1 września Józef Buczkowski miał podjąć pracę w tym nowym zakładzie. Niestety, wojna pokrzyżowała jego plany i został na dalsze sześć lat w Laskach. Nie był to jednak czas zmarnowany. Tu zaprzyjaźnił się z dr. Włodzimierzem Dolańskim, tu nauczył się pełnej samodzielności i wszelkich technik życia i pracy „po niewidomemu”. Jeden z niewidomych opowiadał mi: „Pan Buczkowski to niezwykle twardy człowiek. Potrafi pieszo chodzić do Rzeszy po żywność i przynosić ją do Lasek na własnych plecach”.

Tak, Józef Buczkowski był twardym człowiekiem. Było w nim coś z kieleckiego chłopa: przeciwności nie zrażały go, lecz mobilizowały. Był twardy, ale przede wszystkim dla siebie. Dla człowieka załamanego miał zawsze wiele serdecznego ciepła i łagodności.

Dr Włodzimierz Dolański nauczył go traktowania spraw niewidomych jako szczególnego zadania. Ideą doktora było zorganizowanie silnej, ogólnopolskiej organizacji, zrzeszającej wszystkich inwalidów wzroku.

Pod koniec stycznia 1945 roku Józef Buczkowski okazyjnymi ciężarówkami wybrał się do Łodzi, aby tam zorientować się w sytuacji szkoły dla niewidomych. W Łodzi jednak nie było żadnych szans zatrzymania się. Powrócił zatem do Lasek i czekał na odpowiedź władz oświatowych. W marcu powiadomiono go, że szkoła w Łodzi nie będzie uruchomiona. Wprawdzie Łódzka Rodzina Radiowa podjęła działalność, ale przedmiotem jej troski stały się dzieci widzące, osierocone w wyniku działań wojennych. I wtedy przyszedł mu z pomocą dr Włodzimierz Dolański, który uzyskał od swego przyjaciela z lat studenckich – Stanisława Skrzeszewskiego, kierującego resortem oświaty, specjalny list polecający do kuratora łódzkiego, upoważniający Józefa Buczkowskiego do zorganizowania szkoły dla niewidomych dzieci w Łodzi.

Już w maju 1945 roku Józef Buczkowski przeniósł się na stale do tego miasta, gdzie zamieszkały także trzy jego siostry: Olimpia, Otylia i Stanisława (do dziś żyje jeszcze tylko Stanisława). Obok prac organizacyjnych związanych ze szkołą, Józef Buczkowski zajął się współorganizowaniem Związku Niewidomych w Łodzi. Już w maju odbywa się pierwsze zebranie organizacyjne. Zostaje wybrany zarząd, na którego czele staje Adam Tobis. Buczkowski obejmuje funkcję sekretarza, którą we wrześniu odstępuje Stanisławowi Ziembie.

10 grudnia 1945 roku udaje mu się uzyskać obiekt na przyszłą szkołę. Jest to teren o powierzchni około hektara, z pięknym ogrodem, budynkiem głównym, oficyną i zabudowaniami gospodarczymi. Całość jest pięknie zlokalizowania w dzielnicy willowej, niedaleko radiostacji, między ulicą Tkacką i Mostową. Kilka miesięcy później otrzymuje przydział trzech hektarów ziemi położonej pomiędzy ulicą Mostową i Narutowicza w bezpośredniej bliskości z obiektem szkolnym. Na tym nowym terenie zamierzał wybudować szkołę zawodową masażu leczniczego, pomieszczenia dla Związku Niewidomych, drukarnię i kryty basen. Tymczasem w styczniu 1946 roku utworzył szkołę powszechną, a w marcu internat, w którym do czerwca zamieszkało już ponad 20 uczniów. Od września 1946 praca w szkole ruszyła pełną parą.

Od marca 1946 Józef Buczkowski zamieszkał w internacie przy ulicy Tkackiej i czas swój dzielił na pracę w szkole, w Związku łódzkim i na współtworzeniu z dr. Włodzimierzem Dolańskim ogólnopolskiej organizacji. Starania te uwieńczone zostały powołaniem na zjeździe zjednoczeniowym w październiku 1946 w Chorzowie Związku Pracowników Niewidomych RP.

Kłopoty ze szkołą piętrzyły się. Najtrudniejszym problemem było znalezienie dobrego i ofiarnego personelu wychowawczego. Postanowił, na wzór Lasek, szukać oparcia w jakimś zgromadzeniu zakonnym. Na przysłanie kilku sióstr wyraziły zgodę orionistki ze Zduńskiej Woli. Równocześnie Buczkowski chciał oprzeć ekonomiczny byt zakładu na Łódzkiej Rodzinie Radiowej. Wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze. Nie zabrakło jednak ludzi złej woli. W wyniku intryg przekonano władze oświatowe, że niewidomy nie nadaje się do prowadzenia zakładu. Cofnięto mu nominację na kierownika i skierowano do Ośrodka Szkolenia Inwalidów Wojennych w Jarogniewicach i Głuchowie pod Poznaniem. Był to dla Józefa Buczkowskiego cios. Runęła cała jego koncepcja pracy. Wszystkie jego plany zaprzepaszczono. Kiedy odwiedziłem go w Jarogniewicach, był przygaszony, ale ciągle jeszcze bogaty w nowe pomysły.

W 1949 roku po zamknięciu Zakładu Szkolenia Inwalidów Wojennych w Jarogniewicach zostaje przeniesiony do Gdańska, gdzie w Zakładzie Szkolenia Inwalidów Niewidomych przy ulicy Morskiej pełni funkcję nauczyciela. Równocześnie staje na czele zarządu Oddziału Gdańskiego Związku Pracowników Niewidomych RP. Obejmuje także kierownictwo zespołu redakcyjnego „Pochodni”.

Niestety, i tym razem przysłowiowy wiatr nie przestaje wiać mu w oczy. W Warszawie powstaje Polski Związek Niewidomych. Wszystko, co stare, jest złe. Zakład przy ulicy Morskiej w Gdańsku zostaje przekazany Akademii Medycznej, a zakład Szkolenia Inwalidów przeniesiony do Wrocławia. Na te przenosiny Józef Buczkowski już się nie decyduje. Podejmuje pracę szczotkarza.

Proponują mu stanowisko kierownika nowo organizowanej spółdzielni w Bytomiu Odrzańskim, ale odmawia, był bowiem rasowym wychowawcą i wiedział, że spółdzielczość to nie jego specjalność. A kiedy w roku 1955 przychodzi kolejna propozycja, tym razem na kierownika pedagogicznego Ośrodka Szkolenia Niewidomych w Bydgoszczy, tę ofertę przyjmuje. Po odejściu dotychczasowego dyrektora otrzymuje nominację na dyrektora ośrodka. Na stanowisku tym pozostaje aż do 1973 roku, czyli do przejścia na emeryturę. Ale i tym razem nie było to normalne przejście na emeryturę, ale wyraźne polecenie władz. Już po raz ostatni pozbawiono go tego, co ukochał i tego, co dobrze czynił. Świadczą o tym liczne głosy jego byłych wychowanków.

Józef Buczkowski wszędzie, gdzie go los rzucił, natychmiast włączał się w pracę związkową. Zabiegał o nowe uprawnienia, troszczył się o rehabilitację i kulturę osobistą niewidomych. Między innymi w Łodzi przyczynił się do zorganizowania Koła Uczących się Niewidomych. Koło w 1950 roku zlikwidował mjr Leon Wrzosek.

Kolejną ideą Buczkowskiego było angażowanie widzących do niesienia pomocy niewidomym. W tym to celu we wrześniu 1946 roku organizuje Koło Przyjaciół Niewidomych w Łodzi, a w czerwcu 1965 roku Towarzystwo Przyjaciół Ośrodka Rehabilitacji Szkolenia Zawodowego w Bydgoszczy. Na walnym zebraniu w lutym 1971 roku przyjęło ono obecną nazwę: Towarzystwo Przyjaciół Niewidomych w Bydgoszczy. Według słów samego Buczkowskiego, naczelnym hasłem Towarzystwa jest: „Być przyjacielem niewidomych, nieść im pomoc – oto spełnienie chlubnego obowiązku obywatelskiego”.

Józef Buczkowski do końca swego pracowitego życia był prezesem Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół Niewidomych, które za cel podstawowy przyjęło budowę nowego obiektu Ośrodka Szkolenia Zawodowego. Kamień węgielny położono 4 czerwca 1976 roku, a całość miała być zakończona do roku 1978. Termin ten nie został dotrzymany i nowy obiekt, pod nazwą Krajowe Centrum Kształcenia Niewidomych – Ośrodek Rehabilitacji Zawodowej ZCSN, położony w Bydgoszczy przy ulicy Powstańców Wielkopolskich 33, otwarto dopiero po śmierci jego twórcy. Wielokrotnie postulowano, aby nadać mu imię Józefa Buczkowskiego, ale pozostaje to nadal w sferze projektów. Myślę, że i to, co dzieje się w Centrum, rozmija się z marzeniami Buczkowskiego. Miało tu znaleźć miejsce corocznie 120 niewidomych, tymczasem dziś zaledwie połowa miejsc jest wykorzystana. Myślę, że gdyby na którąś z uroczystości przy ulicy Powstańców Wielkopolskich w Bydgoszczy przyszedł duch Buczkowskiego, to po swojemu pokiwałby głową, mówiąc: „No cóż, mnie zawsze wiatr wieje w oczy”.

Józef Buczkowski zmarł na chorobę nowotworową 18 marca 1980 roku. Był odznaczony między innymi: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotymi Odznakami Honorowymi PZN i ZOŻ oraz Medalem Edukacji Narodowej.

Obraz Józefa Buczkowskiego byłby niepełny, gdyby nie powiedzieć kilku zdań o jego życiu osobistym. W 1949 roku poznał panią Franciszkę Popowską, z którą w dniu 10 września 1950 roku zawarł związek małżeński. Od tej pory dzielili wspólnie złe i dobre losy. W ich domu każdy znalazł ciepłą i serdeczną atmosferę. Józef Buczkowski był człowiekiem głęboko wierzącym. W 1957 roku uczestniczył w pierwszej pielgrzymce niewidomych na Jasną Górę z udziałem ks. Prymasa Wyszyńskiego. Z jego to inicjatywy biskup bydgoski Jan Czerniak zlecił ks. Różewiczowi prowadzenie duszpasterstwa niewidomych na terenie Bydgoszczy.

Ostatnie lata Józefa Buczkowskiego były pasmem cierpień. Znosił je z pokorą chrześcijańską. Kiedy rozmawiałem z nim po raz ostatni we Wrocławiu w tamtejszej klinice, z niepokojem mówił o swojej małżonce. Troszczył się o jej los, ale równocześnie wierzył, że społeczność niewidomych w Bydgoszczy o niej nie zapomni. Czy nadzieje te spełniły się? Nie wiem. Pani Franciszka Buczkowska nie chce na ten temat mówić. Jest taką jak jej małżonek, osobą skromną, ale myślę, że to tym bardziej zobowiązuje.

Pochodnia, listopad 1989